rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

WOW! Co za historia! Zacna taka!

Choć przyznam, że w tej powieści od dobrze nakreślonej intrygi zdecydowanie lepiej zagrał hipnotyzujący i wzbudzający wiele emocji styl pisania Freidy McFadden. Sprawił, że bawiłam się wybornie, że odczuwałam ten narastający niepokój i napięcie. Mistrzostwo świata.

Millie desperacko potrzebuje nowej pracy i oferta, która prócz pracy zapewnia jej dach na głową wydaje się być w obecnej sytuacji idealną. Jednak zaczynając pracę w domu Winchesterów jako pomoc domowa nie zdaje sobie sprawy w co się pakuje. Bo wszystko wskazuje na to, że jej pracodawczyni nie do końca jest zrównoważona...

Serio, to świetny thriller, jeden z lepszych jakie przeczytałam w tym roku. Ta niepokojąca od początku do końca opowieść w stylu domestic noir mocno mnie zaskoczyła i nie pozwoliła na ani chwilę czytelniczej nudy

Freida McFadden ma zdolność to kreślenia historii z dreszczykiem, sprawiających że czuje się oddech na karku i ten przenikający wzrok bohaterów. Nie bierze jeńców, dosłownie robi z czytelnikiem co chce i jak chce. A po lekturze zostawia w stanie zdumienia i niemałej konsternacji.

Bo w „Pomocy domowej” nie ma przypadkowych elementów, tu wszystko ze sobą doskonale współgra i działa. Całość jest misternie skonstruowana, zniuansowana, przemyślana i absolutnie nieprzypadkowa. Co więcej pisarka co jakiś czas puszcza oko do czytelnika pewnymi szczegółami czym sprawia, ze wyobraźnia szaleje. I za to chapeau bas!

Po premierze tej książki przeczytałam kilka niepochlebnych opinii o „Pomocy domowej”, które nieco mnie zniechęciły do lektury. Na szczęście zapomniałam o nich, bo powieść zdecydowanie przeszła moje oczekiwania.

Polecam bardzo!

WOW! Co za historia! Zacna taka!

Choć przyznam, że w tej powieści od dobrze nakreślonej intrygi zdecydowanie lepiej zagrał hipnotyzujący i wzbudzający wiele emocji styl pisania Freidy McFadden. Sprawił, że bawiłam się wybornie, że odczuwałam ten narastający niepokój i napięcie. Mistrzostwo świata.

Millie desperacko potrzebuje nowej pracy i oferta, która prócz pracy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bawiłam się przy tej lekturze bardzo dobrze.
A to zakończenie!

Tym razem Ruth Ware zabiera czytelnika na luksusowy rejs po Morzu Północnym.
Jo, dziennikarka podróżnicza widzi, jak kobieta zostaje wyrzucona za burtę. Ale wszyscy pasażerowie są bezpieczni, więc statek płynie dalej, jakby nic się nie stało...

Zamykając bohaterów na niewielkim ekskluzywnym wycieczkowcu wrzuca ich w pełną sennych majaków, mrocznych manipulacji i makabrycznych wydarzeń, grę.

Robi to raczej niespiesznie. Raczej z wolna. Stopniowo angażując i wciągając czytelnika w zawiłą i nieoczywistą intrygę, która od początku mocno niepokoi. Umiejętnie buduje klimat poniekąd posępnego luksusu, błyszczącej fasady za którą kryje się uwierająca tajemnica. A duszna i jakże klaustrofobiczna atmosfera jeszcze bardzie podbija napięcie z każdą kolejną stroną.

Jak już wspomniałam, fabuła rozwija się dość powoli i trzeba dać jej czas by na dobre móc w nią wsiąknąć i zacząć czerpać rozrywkę z rozwiązywania tej zagadki. A Ruth Ware zdecydowanie potrafi dobrze rozgrywać takie historie, również w tym przypadku. Umiejętnie myli tropy i bawi się z czytelnikiem w kotka i myszkę, i przyznaję, że sama dałam się wciągnąć, choć od początku miałam pewne przeczucie co do rozwiązania.

Jedyne co mnie nieco irytowało w tej historii to główna bohaterka, której rozmemłanie początkowo mocno mnie zniechęcało. Z czasem jednak przestało, a jej maniakalne próby udowodnienia własnej racji bardzo wciągnęły.

Nie jest to z pewnością najlepsza powieść pisarki, niemniej jednak rozrywka na godnym thrillera poziomie.

Bawiłam się przy tej lekturze bardzo dobrze.
A to zakończenie!

Tym razem Ruth Ware zabiera czytelnika na luksusowy rejs po Morzu Północnym.
Jo, dziennikarka podróżnicza widzi, jak kobieta zostaje wyrzucona za burtę. Ale wszyscy pasażerowie są bezpieczni, więc statek płynie dalej, jakby nic się nie stało...

Zamykając bohaterów na niewielkim ekskluzywnym wycieczkowcu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Poprzednia książka Jaya Shetty`ego była dla mnie lekturą raczej z tych otulajacych, dodających otuchy, które w dość mimowolny sposób są drogowskazem.

Bardzo dobrze wspominam tamtą publikację.

Dlatego też chętnie sięgnęłam po "8 zasad miłości", która już nie jest tak swobodnym strumieniem myśli jak "Zacznij myśleć jak mnich". To dość regularny poradnik, z przemyślaną konstrukcją i ciekawym konceptem. Wymyka się jednak pewnej sztampowości i ma w sobie to coś, za co cenię sobie Shetty`ego.

Tym razem, jak tytuł wskazuje, autor bierze na tapet miłość. Chyba najtrudniejszy temat w kwestii rozwoju osobistego jaki istnieje. On jednak ma na niego pomysł.
Nie jest to publikacja przełomowa, ma w sobie jednak coś co sprawia, że przytaczana w niej mądrość życiowa z wielu stron świata trafia do naszej świadomości z pewną mocą. Shetty wie jak trafić do czytelnika, nie musi silić się na wzniosłość by przekazać sedno. Czerpiąc z filozofii Wschodu ale i wiedzy naukowej tłumaczy miłość, jej wsyzstkie odcienie. Tłumaczy istotność samoświadomości w naszym jestestwie, jak podstawowym filarem jest miłość do samego siebie, dlaczego zaopiekowanie się sobą jest tak ważne by móc w pełni kochać drugiego człowieka.

Jay Shetty pisze lekko, błyskotliwie i bez zadęcia. A przy tym jest wnikliwy w swoich poszukiwaniach odpowiedzi i potrafi inspirować. Umiejętnie łączy wiedzę sprzed tysięcy lat ze współczesnymi doświadczeniami, konstruując dzięki temu realny, kilkustopniowy plan zmiany. W przystępny sposób ukazuje świeże spojrzenie na miłość, jak zrozumieć to uczucie, a przy tym zrozumieć siebie.

Polecam ja szczególnie tym, którzy mają ochotę na podróż w głąb siebie.

Poprzednia książka Jaya Shetty`ego była dla mnie lekturą raczej z tych otulajacych, dodających otuchy, które w dość mimowolny sposób są drogowskazem.

Bardzo dobrze wspominam tamtą publikację.

Dlatego też chętnie sięgnęłam po "8 zasad miłości", która już nie jest tak swobodnym strumieniem myśli jak "Zacznij myśleć jak mnich". To dość regularny poradnik, z przemyślaną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"To nie jest miła książka" jak napisała we wstępie Paulina Pawlak.

Po lekturze muszę przyznać jej rację. Bo uświadamiamy sobie złożoność ludzkiej psychiki, że to co spotyka nas w dzieciństwie rzutuje na całą naszą egzystencję. Niby wszyscy to wiemy, jednak nie zdajemy sobie sprawy jak ogromny wpływ to ma na nas.

Przyznam, że po tytule "Jak wychować dziecko na zdrowego psychicznie dorosłego" spodziewałam się bardziej luźnej formy, obfitej w rozwiązania np. jak rozmawiać, jak reagować. Jest to jednak lektura zupełnie innego typu. Bardziej podręcznikowa, z podstawą wiedzą na temat psychologii i zaburzeń osobowości. Lektura kształtuje myślenie o zdrowiu psychicznym, ukazuje jego złożoność. Autorka uzmysławia nam niesamowitość organu jakim jest mózg i je tendencje do pakowania nas w pułapki.

W moim odczuciu to podstawowa lektura dla każdego rodzica, który chce zgłębić temat psychologii i podejść do wychowania od innej strony. Paulina Pawlak swoją publikacją uzupełnia wiedzę i systematyzuje ją. Książka ma przemyślaną konstrukcję, drąży temat od ogółu do szczegółu. Została podzielona na dwie części. Pierwsza z nich jest bardziej teoretyczna, druga nieco bardziej poradnikowa, ale zachowująca styl poprzedniej.

"Jak wychować dziecko na zdrowego psychicznie dorosłego" to mądra książka z zakresu literatury rozwojowej. Bardzo merytoryczna i konkretna. Przede wszystkim odpowiedzialna społecznie. Mam nadzieję, że tym cytatem również i Was utwierdzę w tym przekonaniu.

"Ta książka nie służy do autodiagnozy. Po diagnozę należy udać się do specjalisty. Ta książka ma zachęcić czytelnika o refleksji nad sobą, do przyjrzenia się zupełnie nieuświadomionycm częściom siebie."

"To nie jest miła książka" jak napisała we wstępie Paulina Pawlak.

Po lekturze muszę przyznać jej rację. Bo uświadamiamy sobie złożoność ludzkiej psychiki, że to co spotyka nas w dzieciństwie rzutuje na całą naszą egzystencję. Niby wszyscy to wiemy, jednak nie zdajemy sobie sprawy jak ogromny wpływ to ma na nas.

Przyznam, że po tytule "Jak wychować dziecko na zdrowego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pani Momoko ma 74 lata i wątpliwości. Co do sensu swojego życia. Czy to jak je przeżyła miało jakieś znaczenie? Czy było dobre dla niej samej. Stworzyła dom, pożegnała męża, odchowała dzieci. Czy ma jeszcze coś do zrobienia?

W pani Momoko odzywają się pierwotne głosy, korzenie posługujące się rodzimym dialektem. Podważają, poddają w wątpliwość, dyskutują. Głowa Pani Momoko jest pełna przemyśleń, które zaznaczając swoją obecność natychmiast ulatniają się.

Chisako Wakatake zabiera czytelnika w podróż przez starość, pełną subtelności i niuansów. Niezwykle kameralną i melancholijną, w której sedno stanowi szukanie własne tożsamości. Tej jednej, prawdziwej. A może wielu?
Kim się jest, kiedy nikogo wokół już nie ma?

Ta dość oszczędna w słowach, lecz bogata w przekazie historia, opiera się na poszukiwaniu celu w życiu, będąc u jego schyłku. Przepełniona tęsknotą, samotnością, żalem i zawieszonymi w powietrzu pytaniami, na które nikt nie zna odpowiedzi, dojmująco odkrywa sens przemijania.

Historia Pani Momoko nie jest wyjątkowa, jest prozaiczna. Jedna z wielu.
Kiedy to w młodości ucieka z rodzinnej miejscowości do Tokio, w przededniu Igrzysk Olimpijskich, marzy o nowym życiu. Innym. Lepszym. Jednak ono po latach okazuje się być druzgocąco podobne. Pani Momoko błądzi wśród własnych wspomnień i dochodzi do trudnych do przełknięcia wniosków.

To nie jest historia, która zrobi na czytelniku spektakularne wrażenie. To historia, która w nim zostanie i będzie dojrzewać. I to jej ogromna wartość.

Słowa uznania kieruję również w stronę tłumacza Dariusza Latosia, który podjął się dość karkołomnego zadania tłumaczenia powieści i próby oddania znaczenia dialektu tohokańskiego, który w dużej mierze budował postać Pani Momoko. Myślę, że sprostał temu zadaniu bardzo dobrze.

Pani Momoko ma 74 lata i wątpliwości. Co do sensu swojego życia. Czy to jak je przeżyła miało jakieś znaczenie? Czy było dobre dla niej samej. Stworzyła dom, pożegnała męża, odchowała dzieci. Czy ma jeszcze coś do zrobienia?

W pani Momoko odzywają się pierwotne głosy, korzenie posługujące się rodzimym dialektem. Podważają, poddają w wątpliwość, dyskutują. Głowa Pani Momoko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"W szponach". Obezwładniający aurą tajemnicy i doskonały w swym gatunku thriller. Jednak Izabela Janiszewska tą powieścią robi gatunkowy szach mat. Dzięki wielowymiarowej intrydze zanurza się w zakamarki ludzkiej duszy, w to co uruchamia pierwotne instynkty. Robi to po mistrzowsku, balansując na krawędzi. Gdzie są granice gniewu? W którym momencie kończy się człowieczeństwo, a zaczyna szaleństwo?

Ostatnią książką autorki jaką czytałam był "Apartament", który był bardzo dobry. Jednak to co Izabela Janiszewska wyprawia w "W szponach" to coś niesamowitego. Ta powieść to zupełnie inny poziom. Doskonale skonstruowany tygiel rozmaitości, niezwykle mroczny i zajmujący. Pozbawiony sztampowości i kiepskich zwrotów akcji.
Chapeau bas za mistrzowski suspens, za to nieopuszczające ani na chwilę poczucie zagrożenia, za ten towarzyszący do samego końca niepokój, charakterystyczny dla klasyków grozy.

Jestem pod wrażeniem i coś czuję, że jeszcze długo będę.

Dajcie się złapać "W szpony"!

"W szponach". Obezwładniający aurą tajemnicy i doskonały w swym gatunku thriller. Jednak Izabela Janiszewska tą powieścią robi gatunkowy szach mat. Dzięki wielowymiarowej intrydze zanurza się w zakamarki ludzkiej duszy, w to co uruchamia pierwotne instynkty. Robi to po mistrzowsku, balansując na krawędzi. Gdzie są granice gniewu? W którym momencie kończy się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zachłysnęłam się literacką obfitością "Rumowisk", ich wieloznacznością, niebagatelną metaforą i nieuchwytnością.

Śmiało mogę powiedzieć, że to jedna z lepszych powieści, jakie miałam przyjemność czytać w tym roku. Znaczących, takich, które długo w nas zostają.

A czym są "Rumowiska"? Opowieścią o ulotności, źródle, przemijaniu i pamięci. Barwnymi perypetiami rodu Chodnikiewiczów. Rozważaniami o istocie opowiadania historii. Szukaniem początku, środka i końca. Esejem o naturze rzeki, który tnąc tę historię na części jednocześnie pięknie ją spaja i nadaje wyjątkowości.

"Rumowiska" okazały się być dla mnie bardzo udanym i wielce satysfakcjonującym spotkaniem z osobliwą prozą Wita Szostaka. Zachwyciły mnie już pierwsze zdania. Im dalej płynęłam z nurtem rzeki tym ten zachwyt był większy. Rozkoszowałam się lekturą. Dawkowałam ją sobie. Nie chciałam kończyć.

Ta poniekąd fragmentaryczna powieść zaskakuje nie tyle konwencją, co wyzwaniami, które stawia przed czytelnikiem. Wit Szostak sprawnie rzuca czytelnika w potok myśli, strumień pamięci, która zarazem jest doskonała i nieudolna. Sprawia, że mierzenie się ze strzępkami własnych historii nabiera innego wymiaru, uczy słownej uważności. Często przez ich zbytek, jednakże zawsze celny. Nie brak tej historii melancholii, wielopoziomowej nostalgii, autor wręcz zmusza do dumania, a przerywnikowy charakter daje temu przestrzeń. Daje w tym wszystkim przyzwolenie na myślową wolność.

Cenię "Rumowiska" za ich nieoczywistość, za możliwość wyłuskania dla siebie tego co akurat z nami rezonuje. Wit Szostak doskonale włada słowem ujmując gdzieś między wierszami sedno ludzkich historii. Poszukiwanie z nim życiowej prawdy, a może jej braku, staje się literacką przyjemnością o lekkim filozoficznym zabarwieniu. A doskonałe ironiczne poczucie humoru dodało temu lekkości.

"Rumowiska" zostaną ze mną na długo. To pewne.

Polecam tę powieść szczególnie jeśli oczekujecie od literatury czegoś więcej prócz poczytnej historii.

Mówię Wam, to jest literacka uczta.
Warto się na nią udać.

Zachłysnęłam się literacką obfitością "Rumowisk", ich wieloznacznością, niebagatelną metaforą i nieuchwytnością.

Śmiało mogę powiedzieć, że to jedna z lepszych powieści, jakie miałam przyjemność czytać w tym roku. Znaczących, takich, które długo w nas zostają.

A czym są "Rumowiska"? Opowieścią o ulotności, źródle, przemijaniu i pamięci. Barwnymi perypetiami rodu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dawno żadna książka popularnonaukowa tak mnie nie porwała! To była zachwycająca lektura i bawiłam się przy niej wybornie.

Merlin Sheldrake zabiera czytelników do złożonego i wyrafinowanego królestwa grzybów, bez których życie na ziemi nie miałoby prawa bytu.

To one ukształtowały historię ludzkości.
Są sprytne i potrafią manipulować.
Ratują pszczoły przed wyginięciem.
Mogą leczyć
Bliżej im do zwierząt niż do roślin.
Mogą okazać się przełomowe w walce z zanieczyszczeniem środowiska.

Zabierając czytelnika w tę spektakularną podróż do pełnego tajemnic świata grzybów, wciąż nieodkrytego w 90 procentach, ukazując zróżnicowany i złożony ekosystem tych organizmów prowokuje do myślenia, do kwestionowania pewnych absolutów, zmiany myślenia o świecie, strukturze i rządzących nim prawach.
Pięknie rozprawia o zależnościach, wyjaśnia złożone procesy naukowe prostym i przystępnym językiem. Całość nie jest przegadana. Merlin Sheldrake wie jak zaintrygować i umiejętnie ucieka się do kilku sztuczek. Dzięki temu książkę czyta się z dużym zaciekawieniem i ekscytacją towarzyszącą powieściom przygodowym. Doskonale opowiada o zawiłościach świata grzybów i przeprowadzanych na wielu gatunkach eksperymentach. Biolog ma również doskonałe poczucie humoru i częstuje błyskotliwymi porównaniami czy anegdotami.

Przyznam, że najciekawszym rozdziałem dla mnie był ten truflach. To jak trufle przenoszą swoje zarodniki - jak walczą o przetrwanie, rozwaliło mi mózg. Serio.

Kolejnym tematem, który bardzo mnie zaintrygował, który rzuca nowe światło na walkę o naszą planetę jest zdolność grzybów do rozkładania toksycznych odpadów i metali ciężkich. Są też w stanie tworzyć nowe materiały organiczne zastępujące np skórę czy drewno. Niesamowitym jest fakt, że mogą odegrać ogromną rolę w dążeniu do odwrócenia zmian klimatu.

Polecam bardzo. Wyborna to rzecz!

Dawno żadna książka popularnonaukowa tak mnie nie porwała! To była zachwycająca lektura i bawiłam się przy niej wybornie.

Merlin Sheldrake zabiera czytelników do złożonego i wyrafinowanego królestwa grzybów, bez których życie na ziemi nie miałoby prawa bytu.

To one ukształtowały historię ludzkości.
Są sprytne i potrafią manipulować.
Ratują pszczoły przed wyginięciem.
Mogą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Ja - Kobieta, której nie znałam" Tatiany Mindewicz - Puacz to książka około rozwojowa, której głównym zadaniem jest otoczyć czytelniczkę zrozumieniem, sprawić by poczuła się dobrze tym momencie życia, w którym aktualnie jest. Myślę, że się to udało i to się bardzo chwali.

Za pomocą historii kilku kobiet i swojej własnej autorka daje nam do zrozumienia, że nie musimy ciągle podejmować heroicznej walki o utrzymanie pozorów, że nie musimy być jakieś by być kochane i doceniane, że jesteśmy wystarczające takie jakie jesteśmy. Ukazuje, na przykładach konkretnych przykładów jak można okiełznać lęk, ten przytłaczający i paraliżujący, jak radzić sobie kiedy przychodzi kryzys i zwątpienie we własne możliwości. Jak go rozpoznać, jak sobie z nim poradzić. Tych kilka historii kobiet uzmysławia jak ważne jest zaufanie sobie, jak ważna jest relacja z samą sobą i że to na niej nalezy skupić się w pierwszej kolejności.

Publikacja jest dość krótka, ma zaledwie 230 stron. Jednak emanuje z niej ogrom emocji, z którymi każda z nas może się identyfikować ale i empatii. Całość nie jest wydumana i przegadana, a Tatiana Mindewicz-Puacz w swoich wywodach jest konkretna i niezwykle szczera. Lektura niesie ze sobą piękny przekaz i myślę, że dla wielu kobiet może okazać się pomocna.

"Ja - Kobieta, której nie znałam" Tatiany Mindewicz - Puacz to książka około rozwojowa, której głównym zadaniem jest otoczyć czytelniczkę zrozumieniem, sprawić by poczuła się dobrze tym momencie życia, w którym aktualnie jest. Myślę, że się to udało i to się bardzo chwali.

Za pomocą historii kilku kobiet i swojej własnej autorka daje nam do zrozumienia, że nie musimy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Cudownie przyjemna, lekka lektura, która będzie miękkim lądowaniem.

Książki Jojo Moyes zawsze serwują mi cudownie otulającą historię, dzięki której na sercu robi się tak jakoś cieplej.

Tak też było w przypadku "Kiedy weszłam w twoje życie". Nowa powieść pisarki kompletnie mnie zauroczyła piękną historią siostrzeństwa i nie miałam ochoty się od niej odrywać. Moyes udowadnia po raz kolejny, że potrafi w przejmującym stylu pisać o kobietach.

"Kiedy weszłam w twoje życie" to ciepła opowieść o tym, że zawsze można zacząć od nowa. O kobietach, które w kryzysowej sytuacji muszą odnaleźć się na nowo, odkryć w sobie siłę do działania i zmiany. Jojo Moyes wspaniale buduje postaci i je rozwija. Sprawia, że towarzyszenie tym przemianom jest wielce pokrzepiające. Ukazuje piękno kobiecych relacji, że pomimo różnic może połączyć je coś wspaniałego, coś co będzie dodawało im skrzydeł. Mimo, że finał jest dość przewidywalny, to trudno jest nie wciagnąć się w tę historię, w perypetie głównych bohaterek.

"Kiedy weszłam w twoje życie" jest rozczulającym i podnoszącym na duchu obrazem przyjaźni, lojalności i babskiej solidarności.

Choć w książce zagościło kilka absurdalnych sytuacji czy cudownych zbiegów okoliczności, to jestem w stanie je wybaczyć. Lektura tej powieści i przekaz jaki ze sobą niesie mi to wynagrodziło.

Cudownie przyjemna, lekka lektura, która będzie miękkim lądowaniem.

Książki Jojo Moyes zawsze serwują mi cudownie otulającą historię, dzięki której na sercu robi się tak jakoś cieplej.

Tak też było w przypadku "Kiedy weszłam w twoje życie". Nowa powieść pisarki kompletnie mnie zauroczyła piękną historią siostrzeństwa i nie miałam ochoty się od niej odrywać. Moyes...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Co tu kryć. Zachwyciłam się. Zachwyciłam się fascynującą i porywającą opowieścią o rodzinie, którą w pięknym stylu nakreśliła Anna Fryczkowska.

Jej "Saga o ludziach ziemi" to oparta na prawdziwej historii rodziny Józwiaków opowieść o chłopach i chłopkach, o piekle pańszczyźnianej rzeczywistości, ludowych wierzeniach, nie zawsze wygodnej miłości i dążeniu do lepszego jutra.

Naturalistyczny charakter powieści sprawia, że w życie pańszczyźnianej wsi wsiąka się ot tak. Nie bez znaczenia jest stylizowany język, który doskonale nadaje całości odpowiedniego klimatu. Autorka biorąc na tapet konkretny kawałek historii z precyzją oddaje panujące w XIX wieku realia, zwyczaje i myśli chłopskiej społeczności. Przejmuje losami bohaterów, ich codzienną heroiczną walką o kolejne jutro, niewdzięcznym losem i dzielnie znoszonym trudem egzystencji. Jednak w tym wszystkim oddaje sprawiedliwość ukazując drugą stronę medalu czyli strach przed nowoczesnością czy pogardę dla wszystkiego co miałoby ułatwić życie. To w bardzo realistyczny sposób odzwierciedla również odwieczne ścieranie się pokoleń, mądrości nabytych i zasłyszanych.
W ten jednak dość dosadny i pozbawiony wszelkiej romantyzacji obraz wsi wkrada się w ludowych wierzeniach realizm magiczny. Boginki, śmiertelne świerki, czarownice czy grady niszczące nadają tej dość przygnębiającej wizji odrobinę lekkości, oddania pewnych spraw we władanie absolutu. Bo w świadomości chłopskiej zrządzenie losu nie istnieje.

Jak autorka podkreśliła w posłowiu, w sadze oddaje głos kobietom, które w rodzinnych przekazach były pomijane. Bo zawsze z dziada, pradziada przecież, a nie z matki i babki. I za tę pieczołowitość w oddaniu prawdy o chłopkach jestem jej ogromnie wdzięczna, bo tej kobiecej perspektywy w historii wsi XIX wieku ciągle jeszcze mało.

Co tu kryć. Zachwyciłam się. Zachwyciłam się fascynującą i porywającą opowieścią o rodzinie, którą w pięknym stylu nakreśliła Anna Fryczkowska.

Jej "Saga o ludziach ziemi" to oparta na prawdziwej historii rodziny Józwiaków opowieść o chłopach i chłopkach, o piekle pańszczyźnianej rzeczywistości, ludowych wierzeniach, nie zawsze wygodnej miłości i dążeniu do lepszego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Co tu kryć. Zachwyciłam się. Zachwyciłam się fascynującą i porywającą opowieścią o rodzinie, którą w pięknym stylu nakreśliła Anna Fryczkowska.

Jej "Saga o ludziach ziemi" to oparta na prawdziwej historii rodziny Józwiaków opowieść o chłopach i chłopkach, o piekle pańszczyźnianej rzeczywistości, ludowych wierzeniach, nie zawsze wygodnej miłości i dążeniu do lepszego jutra.

Naturalistyczny charakter powieści sprawia, że w życie pańszczyźnianej wsi wsiąka się ot tak. Nie bez znaczenia jest stylizowany język, który doskonale nadaje całości odpowiedniego klimatu. Autorka biorąc na tapet konkretny kawałek historii z precyzją oddaje panujące w XIX wieku realia, zwyczaje i myśli chłopskiej społeczności. Przejmuje losami bohaterów, ich codzienną heroiczną walką o kolejne jutro, niewdzięcznym losem i dzielnie znoszonym trudem egzystencji. Jednak w tym wszystkim oddaje sprawiedliwość ukazując drugą stronę medalu czyli strach przed nowoczesnością czy pogardę dla wszystkiego co miałoby ułatwić życie. To w bardzo realistyczny sposób odzwierciedla również odwieczne ścieranie się pokoleń, mądrości nabytych i zasłyszanych.
W ten jednak dość dosadny i pozbawiony wszelkiej romantyzacji obraz wsi wkrada się w ludowych wierzeniach realizm magiczny. Boginki, śmiertelne świerki, czarownice czy grady niszczące nadają tej dość przygnębiającej wizji odrobinę lekkości, oddania pewnych spraw we władanie absolutu. Bo w świadomości chłopskiej zrządzenie losu nie istnieje.

Jak autorka podkreśliła w posłowiu, w sadze oddaje głos kobietom, które w rodzinnych przekazach były pomijane. Bo zawsze z dziada, pradziada przecież, a nie z matki i babki. I za tę pieczołowitość w oddaniu prawdy o chłopkach jestem jej ogromnie wdzięczna, bo tej kobiecej perspektywy w historii wsi XIX wieku ciągle jeszcze mało.

Co tu kryć. Zachwyciłam się. Zachwyciłam się fascynującą i porywającą opowieścią o rodzinie, którą w pięknym stylu nakreśliła Anna Fryczkowska.

Jej "Saga o ludziach ziemi" to oparta na prawdziwej historii rodziny Józwiaków opowieść o chłopach i chłopkach, o piekle pańszczyźnianej rzeczywistości, ludowych wierzeniach, nie zawsze wygodnej miłości i dążeniu do lepszego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po lekturze "Kota na szczęście" mam wrażenie, że to książka która ma przeciwników i niezdecydowanych przekonać do mruczków i ich wspaniałości. Podtytuł "Czyli dlaczego kociarze to najwięksi szczęściarze" nie jest przypadkowy i idealnie uosabia treść książki.

Oczywiście nie jest to publikacja popularnonaukowa z wnioskami wypływającymi z mnogości badań naukowych. Co to to nie. Myślę, że okładka i nazwisko autora również może na to wskazywać.

"Kot na szczęście" to publikacja z kategorii tych na stolik kawowy, której lektura ma wzbudzić ogólne rozbawienie, wprowadzić dobry nastrój, być łyżeczką cukru na osłodę przytłaczającej rzeczywistości..

I doskonale spełnia właśnie tę rolę. Kot Nieteraz ma również pewne zapędy motywacyjne i coachingowe. I o dziwo, w tym również się całkiem dobrze spełnia.

Przez krótkie, dość humorystyczne teksty opowiadające perypetie domowników Nieteraza czyli Beaty, Adriana i psa Nierusza, przebija się pewna myśl przewodnia o doskonałości kociego bytu i kociej filozofii życiowej. Kot Nieteraz zestawia ludzką egzystencję z kocią, często ją porównując i punktując utopijność myślową tej pierwszej.

I dość trudną do przełknięcia prawdą jest fakt, że koty żyją tak jak chcieliby żyć ludzie. W nosie mieć opinię innych, nie przejmować się tym na co nie ma się wpływu, robienie tego co się lubi a nie musi, to tylko niektóre z zagadnień. Bez wątpienia od kotów możemy nauczyć się wiele między innymi asertywności, stawiania granic i "zdrowego" egoizmu.

I kot jako coach wcale nie brzmi głupio, po tej lekturze...

"Kot na szczęście" to całkiem przyjemna i zabawna lektura. Coś dla kociarzy ewidentnie, lecz nie tylko. Myślę, że ta książka to całkiem dobry pomysł na prezent

Po lekturze "Kota na szczęście" mam wrażenie, że to książka która ma przeciwników i niezdecydowanych przekonać do mruczków i ich wspaniałości. Podtytuł "Czyli dlaczego kociarze to najwięksi szczęściarze" nie jest przypadkowy i idealnie uosabia treść książki.

Oczywiście nie jest to publikacja popularnonaukowa z wnioskami wypływającymi z mnogości badań naukowych. Co to to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Genialne w swojej prostocie.
Cudownie praktyczne.
Zaskakujące treścią.
Fascynujące pod każdym względem.

W moim odczuciu MUST READ dla wszystkich, których świat w jakiś sposób nurtuje.

Książka "Wielkie idee dla zabieganych", opowiada o świecie, tym razem jednak nie filozofii, ale koncepcjach, które w odpowiednim momencie historii zmieniły wszystko, w tym postrzeganie świata.

Jonny Thomson, jak nikt, potrafi opowiadać o świecie i tłumaczyć jego zawiłości. W zwięzły i intrygujący sposób wprowadza czytelnika w zakamarki teorii 150 tytułowych wielkich idei. Robi to jednak w bardzo lekkim, pełnym błyskotliwego humoru i nieprzytłaczającym czytelnika stylu. Lektura tej publikacji fascynuje i jest czystą przyjemnością, która przy okazji jest również niesamowitą lekcją historii naszej cywilizacji. Przemyślana struktura i podzielenie treści ze względu na kategorię w jakiej się znajdują pozwala na dogłebne, choc dalej dość skrótowe, zanurzenie się czy to w świat koncepcji z zakresu medycyny, polityki, technologii czy kulktury. Krótka forma daje dużo przestrzeni na przemyślenia, na powątpiewanie i podważanie. Autor, prowokuje również do dalszego poszukiwania, wykraczającego poza jego publikacje, co bardzo się chwali. Jestem przekonana, że do tej publikacji również będę wracać.

Książki Jonny`ego Thomsona, to dla mnie lektury obowiązkowe, które powinny być zawsze pod ręką, na widoku i kusić. I tak jak "Filozofia dla zabieganych" tak i "Wielkie idee dla zabieganych" trafi do ulubionych książek tego roku.

Genialne w swojej prostocie.
Cudownie praktyczne.
Zaskakujące treścią.
Fascynujące pod każdym względem.

W moim odczuciu MUST READ dla wszystkich, których świat w jakiś sposób nurtuje.

Książka "Wielkie idee dla zabieganych", opowiada o świecie, tym razem jednak nie filozofii, ale koncepcjach, które w odpowiednim momencie historii zmieniły wszystko, w tym postrzeganie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Grzybnia” to uosobienie współczesnej polskiej prozy. Niby zwykłej jednak pięknej w tej prostocie. Onirycznej, niespiesznej, z nutą poetyckości ale i dobitnie prawdziwej. I choć ta powieść nie wstrząsa, to momentami jest bardzo niewygodna.

Lubię sięgać po polską prozę. Poszukiwać w niej własnych emocji i wspomnień. Móc rozprawiać ze słowem pisanym o tym co człowieka spotyka i jak to na niego wpływa. Mam ogromny sentyment do twórczości polskich pisarzy, do ich zdolności ujmowania w słowach rodzimych emocji, bolączek i utrapień.

I taką prozą uraczyła mnie „Grzybnia”

Aleksandra Zielińska zabiera czytelnika w podróż do nas samych, do naszych lęków i ułomności.

Opowiada historię współczesnych trzydziestolatków. Ustatkowanych, dobrze zarabiających, z perspektywami. Jednak pod wierzchnią warstwą kryje pustka. Obezwładniająca samotność, która zasiedziała się w człowieku i utrudnia nawiązanie szczerych relacji.
Przez to rozdarci balansują gdzieś między własnymi korzeniami a brakiem punktu zaczepienia. Niezdecydowani, zagubieni, stęsknieni za drugim człowiekiem. Ważą sentymenty i wspomnienia, powinności i pragnienia.

Historię o przemijaniu, samotności i tęsknocie przeplata baśń o grzybach. Notatki o naukowym zabarwieniu metaforycznie uzupełniają przyziemną historię. Dodając tą odrobiną realizmu magicznego pole do interpretacyjnego popisu. Wyłuskania ukrytych znaczeń i niejednoznaczności.

Powieść jest piękna, nieoczywista, do rozpatrywania na kilku poziomach. Zabrakło mi w niej jednak tajemnicy, którą obiecuje mi okładka książki. Kryje się jedynie w życiorysach bohaterów, a ja skończywszy lekturę odkryłam, że brakuje mi tej tajemnicy literackiej, schowanej gdzieś na drugim i trzecim planie, będącej dopełnieniem całości.

„Żywi ludzie jedzą martwe grzyby, żywe grzyby jedzą martwych ludzi”

To kilkukrotnie powtarzane w powieści Aleksandry Zielińskiej zdanie jest jednym z moich ulubionych. Idealnie ją opisuje.

„Grzybnia” to uosobienie współczesnej polskiej prozy. Niby zwykłej jednak pięknej w tej prostocie. Onirycznej, niespiesznej, z nutą poetyckości ale i dobitnie prawdziwej. I choć ta powieść nie wstrząsa, to momentami jest bardzo niewygodna.

Lubię sięgać po polską prozę. Poszukiwać w niej własnych emocji i wspomnień. Móc rozprawiać ze słowem pisanym o tym co człowieka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po książki Kamila Janickiego zawsze sięgam z dużym entuzjazmem i ciekawością. Przyznam, że to jeden z moich ulubionych popularyzatorów wiedzy historycznej. Sukcesywnie, kolejnymi publikacjami, Kamil Janicki odczarował mi historię. Z nudnego przedmiotu w szkole stała się przedmiotem moich zainteresowań.

Na "Cywilizację Słowian” czekałam szczególnie. Po dość przytłaczającej lekturze “Religii dawnych Słowian” Dariusza Sikorskiego potrzebowałam czegoś co usystematyzuje mi wiedzę na temat historii Słowian. I książka Janickiego świetnie się w tym sprawdziła.

“Cywilizacja Słowian” to świetna próba ujęcia historii Słowian, bardzo merytoryczna i rzeczowa. Solidnie i w przystępny sposób przedstawia aktualny stan wiedzy o słowiańskiej cywilizacji. Kamil Janicki bierze na tapet jeden z najbardziej tajemniczych i największych zarazem ludów Europy. Obala wszelkie życzeniowe teorie na temat życia czy wierzeń dawnych Słowian. Burzy cały misternie skonstruowany i oparty na mrzonkach obraz słowiańskości, który w oczach wielu ma niemal magiczne zabarwienie.

Publikacja Janickiego uzmysławia jak niewiele wiadomo na temat Słowian, jak dalej ogromną tajemnicą jest ich jestestwo i codzienność. Świadczy o tym m.in brak źródeł pisanych czy miejsc pochówków ( Słowianie palili ciała). Do dziś historycy spierają się co do pochodzenia Słowian, do narodzin języka i kultury. Niektórzy wątpią w istnienie cywilizacji, próbując udowodnić jedynie wspólnotę językową. A to nie jedyne przedmioty ich dość zażartych sporów. W swojej publikacji stara się ująć słowiańskość, jej istotę bez jednoczesnego zamykania jej w konkretnych ramach. Uświadamia jak błędne i krzywdzące jest schematyczne myślenie historyków o cywilizacji Słowian, podejście, które zamiast przybliżyć do prawdy skutecznie ją od niej odsuwa.

Dla mnie była to niesamowicie ciekawa lektura. Gratka dla tych, którzy lubią o historii czytać i rozmawiać.

Po książki Kamila Janickiego zawsze sięgam z dużym entuzjazmem i ciekawością. Przyznam, że to jeden z moich ulubionych popularyzatorów wiedzy historycznej. Sukcesywnie, kolejnymi publikacjami, Kamil Janicki odczarował mi historię. Z nudnego przedmiotu w szkole stała się przedmiotem moich zainteresowań.

Na "Cywilizację Słowian” czekałam szczególnie. Po dość przytłaczającej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Otóż przedstawiam Wam genialny dziennik kreatywny “Narysuj swoje uczucia”. Jego autorką jest Rukmini Poddar, która wierzy, że kreatywność jest dla człowieka drogą powrotu do samego siebie. Jest przekonana, że twórcze wyrażanie tego co się czuje może zmienić relacje z samym sobą ale i innymi.

Za pomocą tego dziennika Rukmini chce pomóc nawiązać nam kontakt z emocjami poprzez sztukę, nauczyć twórczej autorefleksji. Przyznam, że obawiałam się, że zbyt infantylnego wydźwięku, przerostu formy nad treścią.

Jednak Rukmini kupiła mnie ogromną empatią, która z tej książki w postaci urzekających ilustracji dosłownie woła do czytelnika i zachęca do chwycenia za kredkę czy ołówek. W prosty i niezwykle intuicyjny sposób uczy zauważać uczucia i je akceptować.

Ja jestem zachwycona tą publikacją i od kilku dni sukcesywnie pracuję z dziennikiem. I Wam również polecam przeprowadzić na sobie taki kreatywny eksperyment.

Myślę też, że dziennik idealnie nadaje się na prezent!

Otóż przedstawiam Wam genialny dziennik kreatywny “Narysuj swoje uczucia”. Jego autorką jest Rukmini Poddar, która wierzy, że kreatywność jest dla człowieka drogą powrotu do samego siebie. Jest przekonana, że twórcze wyrażanie tego co się czuje może zmienić relacje z samym sobą ale i innymi.

Za pomocą tego dziennika Rukmini chce pomóc nawiązać nam kontakt z emocjami...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zrobiła na mnie duże wrażenie.

Nie sądziłam, że książka „Madame Monday. Po dorosłemu” będzie jedną z lepszych publikacji rozwojowych jakie przeczytałam w tym roku. Zrobiła na mnie duże wrażenie.

Jaka to jest mądra książka! No bierzcie i czytajcie! Nie będziecie żałować.

Zdaję sobie sprawę z infantylności tego stwierdzenia i sama go nie lubię, lecz to pierwsze co przychodzi mi na myśl na temat tej publikacji.

Joannę Flis psycholożkę, badaczkę, pedagożkę znam głównie z podcastu „Madame Monday” oraz „Strefy PSYCHE Uniwersytetu SWPS. Bardzo cenię sobie jej niezwykle wartościowe i budujące świadomość treści o zdrowiu psychicznym, terapii i zaburzeniach.

Dlatego też chętnie sięgnęłam po jej nową książkę. „Po dorosłemu” to genialna publikacja, która w prosty i konkretny sposób rozprawia się z mitami o dorosłości. Ukazuje różnice między nią a dojrzałością, że dążenie do niej do dążenie do życiowej wolności, w każdy tego słowa znaczeniu.

Nie jest to jedna z motywacyjnych publikacji, która wyświechtanymi frazesami jedynie ślizga się po powierzchni tematu. Zaręczam.

Joanna Flis w przemyślany i merytoryczny sposób rozprawia o istocie dojrzałości, filarach na których się opiera i tym jak pomaga radzić sobie w dorosłym życiu. Przedstawia teorię na ten temat, popiera przytoczonymi badaniami, by gdzieś pod koniec rozdziałów podzielić się praktycznymi wskazówkami np jak uczyć się dojrzałości, jak rozpoznawać emocje, czy ćwiczeniami uważności i autorefleksji.

Bez zbędnego patosu i wyzbywając się moralizatorskiego tonu tłumaczy jak dobrze żyć po dorosłemu. Jak nie bać się tego co nieprzewidywalne. Jak doceniać to co mamy i dostrzegać to co życie ma nam do zaoferowania. Jak wzbudzić w sobie poczucie sprawczości i porzucić życzeniowe myślenie.

Przyznam, że lektura tej książki, pomogła przyjrzeć się sobie i miejscu w życiu, w którym aktualnie jestem, skłoniła do refleksji. I jestem jej za to ogromnie wdzięczna.

Z całego serca polecam Wam tę książkę, jak i podcasty Joanny Flis.

Zrobiła na mnie duże wrażenie.

Nie sądziłam, że książka „Madame Monday. Po dorosłemu” będzie jedną z lepszych publikacji rozwojowych jakie przeczytałam w tym roku. Zrobiła na mnie duże wrażenie.

Jaka to jest mądra książka! No bierzcie i czytajcie! Nie będziecie żałować.

Zdaję sobie sprawę z infantylności tego stwierdzenia i sama go nie lubię, lecz to pierwsze co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

najprawdopodobniej jedyna encyklopedia jaką przeczytałam od deski do deski.

I najzabawniejsza. Wciągnęłam ją dosłownie na raz.

Philomenę Cunk i jej dość nietypowe spojrzenie na dosłownie każdy temat poznałam oglądając jej program “Świat oczami Cunk” ( dostępny jest na Netfliksie. W tym dowcipnym paradokumencie o historii cywilizacji pokazuje, co ludzkości wyszło, a co niekoniecznie.

Natomiast “Cunk o wszystkim” to publikacja, w której charyzmatyczna autorka prezentuje własne alternatywne spojrzenie na historię, kulturę, cywilizacyjne zdobycze i życie samo w sobie. Ułożone alfabetycznie, jak w encyklopedii, hasła odpowiadają na wiele nurtujących ludzkość pytań. Ich dość zaskakujący dobór ( m. in: zupa, lewolucja, czkawka, trójkąty czy ujeżdżanie) w którym próbowałam dopatrzeć się logiki (na próżno) odkrywa przed czytelnikiem poniekąd absurdalny i wspaniały zarazem sposób patrzenia na świat. Philomena nie boi się zadawać nieadekwatnych i pozbawionych sensu pytań, i tą książką uzmysławia, że my również możemy to robić. Pytać, poddawać wątpliwość, interpretować w dowolny sposób. W “Encyklopedii Philomenica” Philomena wspaniale nagina prawdę, bawi się słowami cudownie je przekręcając i robi to wszystko z pewną dozą naiwności ale i ironii. Edukuje czytelników na swój pokrętny i przezabawny sposób. I choć z tej książki niewiele sie dowiesz, bo jej wiarygodność i zgodność z faktami jest, delikatnie mówiąc, niewielka, to gwarancja dobrej zabawy jest stuprocentowa.

Ta książka to ciekawostka, której największa wartość leży w pewnej przewrotności. W rzeczywistości utaplanej w fake newsach Philomena pisze wątpliwej wiarygodności encyklopedię, której lektura skłania do samodzielnego myślenia i nie brania wszystkiego “na wiarę”

najprawdopodobniej jedyna encyklopedia jaką przeczytałam od deski do deski.

I najzabawniejsza. Wciągnęłam ją dosłownie na raz.

Philomenę Cunk i jej dość nietypowe spojrzenie na dosłownie każdy temat poznałam oglądając jej program “Świat oczami Cunk” ( dostępny jest na Netfliksie. W tym dowcipnym paradokumencie o historii cywilizacji pokazuje, co ludzkości wyszło, a co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przyznam, że czytając dzienniki miałam pewne wątpliwości co do tego czy Rickman kiedykolwiek chciał by jego intymne zapiski zostały wydane. Ta lektura to spojrzenie w umysł niezwykle utalentowanego aktora, ale i człowieka. Nie jestem do końca pewna czy chciałabym by ktoś tak zajrzał do mojej głowy i mógł wszystko przeczytać ( nie żeby ktoś chciał w ogóle czytać moje grafomańskie wywody).

Dzienniki obejmują okres od 1993 do 2015 roku. Rickman swoimi zapiskami zabiera czytelnika na plany filmowe, za teatralne kulisy, do emocji i uczuć, które towarzyszą pracy aktora. Otwarcie pisze również o prozie życia, w tym bardziej prywatnym wymiarze. Dzieli się tym co niezwykłe i zwyczajne. Opowiada anegdoty, dzieli się spostrzeżeniami na temat kultury, polityki i establishmentu, krytyką i przemyśleniami. Przyznam, że Rickman prócz umiejętności ujmowania w słowa celnych uwag mógł poszczycić się świetnym warsztatem pisarskim. Wyraża swoje myśli z polotem i wybornym humorem, dzięki czemu jego dzienniki czyta się z dużą przyjemnością.
Z “Prawdziwie, do szaleństwa” wyłania się obraz szalenie inteligentnego człowieka, niezwykle szczerego i empatycznego, który nie bał się działać w sprawach, w które wierzył. Rozczulająca jest również jego troska i dbałość o drugiego człowieka.

Dla mnie była to lektura poruszająca i fascynująca.

Polecam, szczególnie jeśli chcecie poznać Rickmana zza kulis, dosłownie wejść w jego myśli.

Jeśli jednak nie macie ochoty na taką podróż do głowy wybitnego aktora, jeśli chcecie sięgnąć ze względu na smaczki z planu zdjęciowego serii o Harrym Potterze to ta lektura może Was rozczarować.

Przyznam, że czytając dzienniki miałam pewne wątpliwości co do tego czy Rickman kiedykolwiek chciał by jego intymne zapiski zostały wydane. Ta lektura to spojrzenie w umysł niezwykle utalentowanego aktora, ale i człowieka. Nie jestem do końca pewna czy chciałabym by ktoś tak zajrzał do mojej głowy i mógł wszystko przeczytać ( nie żeby ktoś chciał w ogóle czytać moje...

więcej Pokaż mimo to