-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński8 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać459 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
Dziękuję Ci, Panie Arkady Saulski. Dziękuję, że powstały Zapiski Stali. Historia, która formalnie toczy się nie w kraju kwitnącej wiśni, a w Nipponie, który jednak Japonię do złudzenia przypomina. Począwszy od nazwy (Nippon to właśnie nazwa Japonii po japońsku), przez klimat, kulturę, na samurajach kończąc.
⠀
Poznałem kiedyś inną książkę Arkadego Saulskiego i mimo, że było w porządku, to mówiąc otwarcie bałem się, czy udźwignie on ciężar tego tematu. Skończyłem „Bitwę Nieśmiertelnych, trzeci i ostatni tom. Czuję smutek, że ta przygoda zakończyła. Bo to naprawdę dobra, bardzo dobra książka. Autor nie tylko wykonał godną podziwu pracę badawczą nad odwzorowaniem świata, ale osadził w nim porywającą historię. Japonia – Nippon to kraj egzotyczny, do którego zasad niezwykle nam daleko, a ja poczułem się w tej opowieści najzwyczajniej… dobrze!
⠀
Seria ma swoje mankamenty, nie wszystko mi się tutaj podobało. Ale te wady całkowicie przesłoniła mi wciągająca, oryginalna i dynamiczna historia. Bardzo polecam!
Dziękuję Ci, Panie Arkady Saulski. Dziękuję, że powstały Zapiski Stali. Historia, która formalnie toczy się nie w kraju kwitnącej wiśni, a w Nipponie, który jednak Japonię do złudzenia przypomina. Począwszy od nazwy (Nippon to właśnie nazwa Japonii po japońsku), przez klimat, kulturę, na samurajach kończąc.
⠀
Poznałem kiedyś inną książkę Arkadego Saulskiego i mimo, że było...
2021-10
Po raz kolejny, zachwycam się nią i dorzucam swoje wersy do pieśni pochwalnej na cześć Feliksa Kresa i jego dzieła. Jak dobrze, że ta seria nie zniknęła w pomroce dziejów. Jak dobrze, że autor postanowił ją dokończyć, a Fabryka Słów wydać. Jak dobrze, że trafiłem do Grombelardu, gdzie legendy nie tylko krążą z ust do ust, ale spotkać je można na górskim szlaku. Choć jak udowadnia autor, w Księdze Całości nawet bycie legendą nie gwarantuje długiego i beztroskiego życia. Wręcz przeciwnie.
Po raz kolejny, zachwycam się nią i dorzucam swoje wersy do pieśni pochwalnej na cześć Feliksa Kresa i jego dzieła. Jak dobrze, że ta seria nie zniknęła w pomroce dziejów. Jak dobrze, że autor postanowił ją dokończyć, a Fabryka Słów wydać. Jak dobrze, że trafiłem do Grombelardu, gdzie legendy nie tylko krążą z ust do ust, ale spotkać je można na górskim szlaku. Choć jak...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-10
Lubię legendy. Jest w nich często element prawdy, baza, na której się opierają. Jest trochę ludowej mądrości i spora dawka zwykłego, dziadowskiego pierdzielenia, przekazywanego z pokolenia na pokolenie, z ust do ust. Jest też coś nieuchwytnego, bo nigdy do końca nie wiadomo, w jakiej proporcji wymieszano te składniki i gdzie kończy się prawda, a zaczyna bajanie.
⠀
Zresztą, czasem legendy są jedynym, co godne uwagi. Wszak bez legend, Grombelard to tylko deszcz i wiatr. Wierz mi, przesiedziałem w tamtejszych górach kilka ostatnich tygodni.
⠀
Przepadłem, zakochałem się, nie ma mnie. „Grombelardzka legenda. Serce gór” to trzecia część cyklu tak rozbudowanego, tak odważnego i bezkompromisowego, że tylko wytrawny rzemieślnik może się go podjąć. Feliks Kres takim rzemieślnikiem jest i chwała mu za to.
Lubię legendy. Jest w nich często element prawdy, baza, na której się opierają. Jest trochę ludowej mądrości i spora dawka zwykłego, dziadowskiego pierdzielenia, przekazywanego z pokolenia na pokolenie, z ust do ust. Jest też coś nieuchwytnego, bo nigdy do końca nie wiadomo, w jakiej proporcji wymieszano te składniki i gdzie kończy się prawda, a zaczyna bajanie.
⠀
Zresztą,...
2021-03-20
„Czarna góra” to dwunasta odsłona światów Pilipiuka, serii opowiadań jednego z najlepszych rzemieślników słowa, jakich mogę jednym tchem wymienić. Tym razem dowiadujemy się, przede wszystkim, kim był oraz co robił sławny Paweł Skórzewski, zanim został doktorem Skórzewskim.
⠀
Czego by nie mówić, Andrzej Pilipiuk dobrym bajarzem jest. Wszystkie opowiadania spod jego pióra, obojętnie czy lepsze, czy gorsze, mają ten niezawodny sznyt, po którym poznać wprawnego wyrobnika. Godna podziwu wiedza historyczna, umiejętne wplatanie wątków fantastycznych, język plastycznie opisujący realia opowieści, wszystko to znajdziecie w historiach laureata literackiej nagrody Zajdla.
⠀
W tym zbiorze jakby mniej fantastyki, mniej efekciarstwa, za to solidna porcja archeologicznych poszukiwań. Zdecydowanie najwięcej uwagi skupia na sobie tytułowe opowiadanie, w przemyślany sposób prowadzące czytelnika do stóp Czarnej Góry, zwodniczej, lecz przyciągającej wielką obietnicą. Wielu dało się jej zwieść i przypłaciło to życiem, lecz jak wiadomo, ludzka ciekawość bywa nieposkromiona.
⠀
Jest Piłsudski, jest poszukiwanie zaginionego utworu Vivaldiego, są przełomowe historyczne momenty, a w ich centrum nasi ulubieni bohaterowie. Czytanie opowiadań Pilipiuka to jak wejście do kapsuły czasu z panoramicznymi szybami. Czasem krajobraz mniej ciekawy, innym razem wybitnie cieszy oko, jednak przez cały czas towarzyszy czytelnikowi poczucie, że naprawdę dotyka historii i znajduje się w centrum wydarzeń. Wielka to sztuka w wykonaniu autora i wielka przyjemność dla czytelnika.
⠀
Czarna Góra może nie jest najlepszym ze światów Pilipiuka, ale światem, w którym miłośnicy jego rzemiosła z przyjemnością się zanurzą.
„Czarna góra” to dwunasta odsłona światów Pilipiuka, serii opowiadań jednego z najlepszych rzemieślników słowa, jakich mogę jednym tchem wymienić. Tym razem dowiadujemy się, przede wszystkim, kim był oraz co robił sławny Paweł Skórzewski, zanim został doktorem Skórzewskim.
⠀
Czego by nie mówić, Andrzej Pilipiuk dobrym bajarzem jest. Wszystkie opowiadania spod jego pióra,...
2020-07-09
Kiedy zobaczyłem okładkę ze smokiem, anektującym iglicę Pałacu Kultury i Nauki, na którego tle widnieje tytuł „Minas Warsaw”, wiedziałem dwie rzeczy. Po pierwsze, że koniecznie muszę rzucić wszystko i przeczytać tę książkę. Po drugie, jakiś wewnętrzny głos podpowiadał mi, że będzie to coś pomysłowego i nieszablonowego. Jak dobrze, że usłuchałem!
Oczywiste nawiązanie do tolkienowskiej mitologii potrafi przerazić. Czyżby ktoś próbował, tak na bezczelnego, pożyczyć sobie i ograć motyw Mistrza? Nic z tych rzeczy. Jestem pod wrażeniem tego, jak dalece książka fantasy – i to fantasy o takim tytule – może wyjść poza ramy gatunku i przewietrzyć salony z nadmiaru elfów i krasnoludów.
Życie Maćka Jeżewskiego nie jest pasmem emocjonujących wrażeń. Mówiąc ściślej, ciągnie się jak dobrze przeżuta guma. W książce nie będzie jednak czasu na kontemplację tego faktu, bo pierwsze „ŁUP!” następuje dokładnie na trzeciej stronie tekstu. W samym centrum stolicy pojawia się najprawdziwszy smok, a w ślad za nim mag, łaskawie ogłaszający, że oto bierze sobie w posiadanie nasz prezent od wielkiego brata ze wschodu. Wszystko na oczach tysięcy ludzi. Afera na sto fajerek. Szok, niedowierzanie, jakaś resztka nadziei. A potem nasz bohater mimowolnie zostaje popchnięty w wir wydarzeń, które odmienią jego życie, czytelnika natomiast zabiorą na wycieczkę w nieznane.
Osobnym torem dzieją się rzeczy pozornie niezwiązane z wątkiem maga w Pałacu Kultury. To tutaj doświadczamy wyprawy w fikcyjny świat, a więc dostajemy to, co lubią miłośnicy podgatunku „high”. Jest to jednak zdecydowanie fantasy akcji, nie fantasy lokacji. Wymyślony świat ogranicza się do tła niezbędnego, by zarysować historię. Nie przyjmujcie tego jednak za wadę, bo takie podejście niejako wynika z kontekstu tej opowieści. Co więcej, jestem przekonany, że autorka miejscami puszcza do nas oko i świadomie bawi się konwencją. By nie psuć nikomu zabawy, tutaj postawić muszę kropkę.
Taka właśnie jest ta opowieść – odkrywająca nowe karty, angażująca i nieprzewidywalna. Począwszy od struktury samej książki, przez nietypowe podejście do kreacji świata, aż po ciekawe zabiegi pisarskie. Magdalena Kozak stworzyła historię świeżą i zaskakującą, która na pewno nie stanie się ikoną tego gatunku, ale mam pewność, że nie taki był zamiar. Dodatkowym atutem jest ciekawa nauka, jaka płynie z tej lektury dla całego środowiska literackiego – zarówno autorów, jak i czytelników. Jaka to nauka? Przeczytajcie sami i przekonajcie się, że warto.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Fabryka Słów.
Kiedy zobaczyłem okładkę ze smokiem, anektującym iglicę Pałacu Kultury i Nauki, na którego tle widnieje tytuł „Minas Warsaw”, wiedziałem dwie rzeczy. Po pierwsze, że koniecznie muszę rzucić wszystko i przeczytać tę książkę. Po drugie, jakiś wewnętrzny głos podpowiadał mi, że będzie to coś pomysłowego i nieszablonowego. Jak dobrze, że usłuchałem!
Oczywiste nawiązanie do...
„Pani Dobrego Znaku” to już piąta i szósta część Księgi Całości. Trochę bardziej militarna, Kres popisuje się w niej przeogromną wiedzą z zakresu taktyki wojskowej, uzbrojenia, żołnierskiego sznytu. Nadal nie zapomina jednak o pełnokrwistych postaciach i pełnej zaskoczeń fabule. O warsztacie literackim wspomnę tylko krótko: Feliks Kres wielkim pisarzem jest. Basta!
„Pani Dobrego Znaku” to już piąta i szósta część Księgi Całości. Trochę bardziej militarna, Kres popisuje się w niej przeogromną wiedzą z zakresu taktyki wojskowej, uzbrojenia, żołnierskiego sznytu. Nadal nie zapomina jednak o pełnokrwistych postaciach i pełnej zaskoczeń fabule. O warsztacie literackim wspomnę tylko krótko: Feliks Kres wielkim pisarzem jest. Basta!
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to