Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Genialna klasyka angielskiego humoru, w świetnym tłumaczeniu, które oddaje ducha tamtych czasów.
Książka jest napisana dostojnym, niedzisiejszym językiem- dla mnie czytanie takich powieści to czysta przyjemność.
Trzech dżentelmenów- hipochondryków: narrator, George i Harris, postanawiają wyruszyć w rejs łódką, wodami Tamizy.
Towarzyszy im niesforny pies, foksterier Montmorency.
Podróż nie zawsze przebiega z oczekiwaniami przyjaciół, zdarzają się wzajemne scysje, pretensje, niewygody. Ale mimo to przebija pogoda ducha i ciekawość świata.
W książce dużo jest opisów okolicy, anegdotek historycznych związanych z miejscami, do których docierają bohaterowie.
Sporo tu można znaleźć komicznych sytuacji i wspomnień. Młodzieniec podejmujący naukę gry na kobzie i zastraszający swoimi nieudolnymi próbami sąsiedztwo, starcie pieska Montmorencego z bulgoczącym czajnikiem, dialogi iskrzące od dowcipu. Wszystko to nawet po tylu latach od napisania książki, wzbudzało mój uśmiech.
Niektóre riposty i spostrzeżenia po dziś dzień zachowały swój ,,pazur".
Czy wodna podróż usatysfakcjonowała trzech panów i ich czworonoga? Oddaję głos Harrisowi:
,,Odbyliśmy miłą podróż, za co składam gorące podziękowania staruszce Tamizie. Uważam wszelako, że nasz powrót był ze wszech miar słuszny. Wypijmy za trzech panów przy stole.
A Montmorency stanął na tylnych łapach przy oknie, wyjrzał w noc i szczeknął krótko, na dowód swej aprobaty".
Czyli wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.

Genialna klasyka angielskiego humoru, w świetnym tłumaczeniu, które oddaje ducha tamtych czasów.
Książka jest napisana dostojnym, niedzisiejszym językiem- dla mnie czytanie takich powieści to czysta przyjemność.
Trzech dżentelmenów- hipochondryków: narrator, George i Harris, postanawiają wyruszyć w rejs łódką, wodami Tamizy.
Towarzyszy im niesforny pies, foksterier...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kontynuacja syberyjskiego etapu historii Ludzi Lodu, który rozpoczął się w tomie ,,Wiatr od wschodu".
W części ,,Ogród śmierci" dominuje fantastyka, baśniowość, motyw podróży, jest także coś niecoś z obyczajów plemion zamieszkujących północną Syberię.
Książka, jak wszystkie z cyklu, napisana dla czystej rozrywki i zabicia czasu, niemniej bardzo interesująca, wciągająca.
Młody Daniel Lind wyrusza w pełną niebezpieczeństw podróż nad Morze Karskie, do osady Taran Gai. To tam przed laty uciekł z rosyjskiej niewoli jego starszy krewniak, szwedzki wojak Vendel Grip. Odkrył on przypadkiem nieznaną linię swojego rodu, których przodkowie nigdy nie dotarli do celu wędrówki- Skandynawii. Po krótkim, burzliwym pobycie w tym miejscu, Vendel wrócił w dramatycznych okolicznościach do rodzinnej Szwecji, jako człowiek wykończony, kaleki i świadomy, że nigdy nie zobaczy swojego dziecka, które miało się narodzić ze związku z Sinsiew- córką plemiennej szamanki.
Poruszony i zdeterminowany Daniel postanawia ruszyć śladami Vendela. Po to, by rozwiązać zagadkę zła, które sprowadził na ród Tengel Zły. Także po to, by poznać potomka swojego krewnego, oraz innych dalekich kuzynów, Taran- gaiczyków.
Czy nieznane dziecko okaże się przeklętym, dotkniętym, czy wybranym członkiem rodziny?
Shira, po śmierci matki wychowywana przez dziadka Irovara, żyła w obowiązku podjęcia misji oswobodzenia Ludzi Lodu z przerażającej klątwy. Była świadoma, że nie ucieknie przed przeznaczeniem- wędrówką przez labirynt dwunastu komnat w osnutej legendami Górze Czterech Wiatrów. Ma tam u Źródeł Życia zdobyć jasną wodę dobra, aby przełamać przekleństwo Tengela Złego.
Ale może tego dokonać człowiek o krystalicznym charakterze, bez skazy. A każdy śmiałek zostanie poddany swoistemu sprawdzianowi w tej wędrówce. Niegodni przepadną na wieki podczas którejś z dwunastu okrutnych, wymyślnych prób, przygotowanych w Górze.
Tylko jak sprostać wyśrubowanym wymaganiom, jeśli będzie trzeba wykazać, że nie zraniliśmy kogoś nawet nieświadomie? Albo nie dopiekliśmy nikomu poprzez pomoc czy uczynek, w naszym zamyśle dobry?
Według legendy, taką sama drogę przed wiekami przebył Tengel Zły, by zdobyć wodę zła. Jednak przeciwnie, niż Shira, potwór nie mógł mieć na koncie ani jednego dobrego uczynku, musiał reprezentować zło w najczystszej postaci.
Shira nie wybiera się tam sama. W drodze do Góry Czterech Wiatrów towarzyszy jej Daniel oraz wojowniczy Strażnicy Gór, ludzie surowi, często okrutni, których ukształtowała ta nieprzyjazna, lodowata kraina, i życiowe tragedie. Ale w których kołacze się jeszcze ślad sprawiedliwości.
Niestety, należy też do nich Mar. Przerażająca, ponura istota, pozbawiona ludzkich uczuć. To jeden z najbardziej dotkniętych Ludzi Lodu, potężny zaklinacz, zapamiętale oddany od dziecka w służbę złu. Z radością udaremniłby młodej Shirze powodzenie w tym niebezpiecznym przedsięwzięciu.
Dziewczyna ma wsparcie duchów czterech żywiołów. Ale i jeszcze jednego śmiertelnego wroga- Shamę, Demona Gasnącej Nadziei. To z nim stoczy ostateczną walkę w drodze do Źródeł Życia.
Paradoksalnie, mimo woli, jeden z przeciwników Shiry staje się jej sojusznikiem...
Czy Shira osiągnie cel, czy uczestnicy wyprawy wrócą cali i zdrowi, a Vendel spotka swoje wytęsknione dziecko- przeczytajcie sami.

Kontynuacja syberyjskiego etapu historii Ludzi Lodu, który rozpoczął się w tomie ,,Wiatr od wschodu".
W części ,,Ogród śmierci" dominuje fantastyka, baśniowość, motyw podróży, jest także coś niecoś z obyczajów plemion zamieszkujących północną Syberię.
Książka, jak wszystkie z cyklu, napisana dla czystej rozrywki i zabicia czasu, niemniej bardzo interesująca,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po przeczytaniu tego thrillera czuję się, jakbym dopiero co z piekła wyjrzał, przez które mnie autor przeczołgał.
O tym, że Carter nie należy do tych wysublimowanych autorów, którzy napomkną ogólnie, że znaleziono zmasakrowane zwłoki i na tym poprzestanie- wie dobrze każdy, kto zna jego twórczość. On jest raczej z tych, którzy drobiazgowo opiszą każdy wypruty flaczek i obcięty paluszek.
Ale to, na co się nadziałem do tej pory w jego cyklu o detektywach z LA, to jeszcze nic nic w porównaniu do książki ,,Jestem śmiercią".
Mroczna wyobraźnia Cartera dostała tu ostrego kopa, rozkręciła się w kosmos. No po prostu przeskoczył sam siebie- poszły w ruch bicze do poskramiania zwierząt, szlifierki, a takoż oprzyrządowanie do patroszenia ofiar.
W taki sposób powstała historia- koszmarek, który czytałem na zasadzie szybkiego przewracania kartek z najbardziej szokującymi fragmentami, których nie byłem w stanie przetrawić.
Nie, żeby historia sama w sobie była zła. Wprost przeciwnie, jak każda pozycja Cartera wciąga i pochłania niesamowicie. Detektywów Huntera i Garcię niezmiennie lubię. Trochę mniejszą sympatią darzę oporną na wyciąganie własnych wniosków kapitan Blake. Jej aktywność umysłowa ogranicza się do pocierania w namyśle czoła, mrużenia w namyśle oczu, tudzież zadawania pytań retorycznych. Ogólnie mam wrażenie, że kapitan Barbara zapełnia wakat, żeby nie pozostawał nieobsadzony i nic poza tym.
Co więc twórca thrillera nam tu zaserwował?
Tym razem seryjny morderca z Los Angeles zasadza się na niczemu niewinne młode kobiety, porywa je, więzi i torturuje. Po czym z najwyższym okrucieństwem morduje. Policji zostawia wiadomość, w której podpisuje się ,,Jestem śmiercią" (stąd też taki tytuł).
Wszystkiemu przygląda się małoletni chłopak, którego potwór porwał, zmusza go do obserwacji krwawej jatki- w ten sposób niszczy go psychicznie i odziera z człowieczeństwa.
Zakończenie jest zaskakujące, plot twist przewraca dosłownie wszystko do góry nogami. Nie wpadłem na to, któż to taki jest seryjnym, ani jakie motywy nim kierowały. A były takowe. Nie był to po prostu bezmyślny impuls mordercy. Ktoś odpowiadał za stworzenie takiej bestii.
Dochodzenie jest niebezpieczne i trudne. Sprawca wydaje się być nieuchwytny, zawsze kilka kroków do przodu przed policją, z którą sobie bezczelnie pogrywa. W celu popchnięcia śledztwa do przodu i potwierdzenia swoich podejrzeń, Hunter zmuszony jest do skorzystania z pomocy komuś, kto wisi mu przysługę. A wszystko przetykane jest nieznośnie brutalnymi scenami zabójstw i maltretowania, od których włos się jeży, lub wręcz człowiek broni się przed ich czytaniem.
Gdyby nie ekstremalnie krwawa łaźnia, z którą pisarz wyskoczył, to dałbym ,,ósemkę".
Książka tylko dla najbardziej nieustraszonych czytelników o stalowych nerwach.

Po przeczytaniu tego thrillera czuję się, jakbym dopiero co z piekła wyjrzał, przez które mnie autor przeczołgał.
O tym, że Carter nie należy do tych wysublimowanych autorów, którzy napomkną ogólnie, że znaleziono zmasakrowane zwłoki i na tym poprzestanie- wie dobrze każdy, kto zna jego twórczość. On jest raczej z tych, którzy drobiazgowo opiszą każdy wypruty flaczek i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

,,Puste miejsce" to druga książka p. Cedlerskiej, którą mam na półce ,,Przeczytane". Pierwszą był thriller ,,Od ognia piekielnego", który średnio mi się podobał.
Między tymi książkami widać liczne podobieństwa. Autorka trzyma się pewnego schematu: mazurska okolica, młoda bohaterka, mająca bolesne doświadczenia życiowe, zatrudniona w redakcji podrzędnej gazety. Zaginięcia ludzi i zaangażowanie się owej bohaterki w ich wyjaśnienie. Akcja osadzona w kilku osiach czasowych. No i otwarte zakończenie.
Od razu wyjaśniam, że nie jest to zarzut, ponieważ ten schemat nie wpływał niekorzystnie na odbiór ,,Pustych miejsc".
Główna bohaterka, Karolina Andrychowska, przed dziesięcioma laty (2013 rok), straciła jedyną bliską osobę- brata Pawła. Rodzice nie żyją, a ona opiekowała się niepełnosprawnym umysłowo bratem, wspomagając go w jego ograniczeniach. Chłopak zaginął bez wieści w czasie powrotu z zawodów pływackich, wraz z trzema kolegami, będącymi wraz z nim pod opieką poradni zdrowia psychicznego. Auto i dwie ofiary udało się odnaleźć w leśnej gęstwinie. Paweł zaś i pozostały towarzysz nigdy nie zostali znalezieni.
Rok 2023. Małżeństwo świeżo po ślubie, Jaśmina i Wojtek, tłuką się camperem poprzez Puszczę Piską w ramach podróży poślubnej. De facto jest to ucieczka Wojtka, ściganego przez konsekwencje swojego uczynku. Oni również przepadają bez śladu, w tej samej okolicy, gdzie przed dekadą zaginęli wspomniani wcześniej młodzieniaszkowie.
Karolina (obecnie pracująca w redakcji podupadającej gazety), cały czas żyła przygnieciona wyrzutami sumienia oraz nie pogodziła się z niepowodzeniem w śledztwie i poszukiwaniach Pawła. Teraz czuje, że to może być szansa na znalezienie odpowiedzi na to, co stało się podczas feralnego powrotu z zawodów. Podejrzewa, ze obie te sprawy mogą się łączyć. Ma nadzieję, że obecne śledztwo doprowadzi do wyjaśnienia losów zaginionego przed laty brata. Jest w stanie poruszyć niebo i ziemię, aby dopiąć tego celu.
Nawiązuje znajomość, a potem nawet bliższą relację z Darkiem, policjantem. Można się domyślić, że głównym motywem tego układu jest chęć zdobycia wiadomości z pierwszej ręki w kwestii dochodzenia.
Kobieta jednak nawet nie domyśla się, że w jej otoczeniu egzystują osoby, kryjące swoje makabryczne sekrety... Ktoś za wszelka cenę nie chce dopuścić, aby prawda wyszła na jaw.
Właściwie, poza redakcyjną koleżanką Adą, nie udało mi się polubić żadnego bohatera. Karolinę można jeszcze tłumaczyć, jej obcesowe traktowanie ludzi, ale pozostali są irytujący, albo to bestie z piekła rodem.
Autorka dała radę utrzymać moje zainteresowanie od początku do końca. Nie ma tu nudnawych opisów, zalewu wklejek z Wikipedii, mających na celu zwiększenie objętości książki, jak to ma w modzie wielu pisarzy, bo inwencji im już zabrakło.
Klimat jest mroczny, nieprzyjemny, mimo pełni lata, w którym ta historia się rozgrywa. Rozległe mazurskie lasy, opuszczone wsie, przejęte z powrotem przez naturę. Historia samotnej kobiety z odludzia, zwanej Potwornicą, i jej koszmarne, tragiczne losy. Pętla niebezpieczeństwa, powoli zaciskająca się wokół Wojtka. Bezradność i narastające przerażenie Jaśminy pośród żyjącej własnym życiem puszczy. Wrażenie bycia obserwowanym, bez sprecyzowanej pewności, skąd nadejdzie cios.
To robi wrażenie i nastrój powieści.
Trzeba się nastawić na dość liczne przeskoki czasowe, aby nie stracić wątku.
Zakończenie, jak już wspomniałem, nie do końca zamknięte, pozostawia pole dla wyobraźni czytelnika.
No cóż, ,,Puste miejsca" podobały mi się, wciągnęły mnie, omotały- za to godziwie będzie, jak ocenię na ,,ósemkę"

,,Puste miejsce" to druga książka p. Cedlerskiej, którą mam na półce ,,Przeczytane". Pierwszą był thriller ,,Od ognia piekielnego", który średnio mi się podobał.
Między tymi książkami widać liczne podobieństwa. Autorka trzyma się pewnego schematu: mazurska okolica, młoda bohaterka, mająca bolesne doświadczenia życiowe, zatrudniona w redakcji podrzędnej gazety. Zaginięcia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta powieść to taka literacka superprodukcja. Jak najbardziej warta zainwestowanego w nią czasu. Cykl czytam akurat od końca, a więc mająca opinię jeszcze ciekawszej pozycja ,,Na południe od Brazos" jeszcze przede mną, i już się cieszę na jej lekturę.
Od dziecka uwielbiałem westerny, tak kinowe jak i literackie, postacie grane przez Wayne'a, Clinta Eastwooda, książki Karola Maya. Toteż tematyka ,,Ulic Laredo" jest mi bliska i nic dziwnego, że wciągnęła mnie z kretesem.
Autor pisze z niezwykłą swadą i posiada dar kreowania postaci tak autentycznych, że ma się wrażenie obcowania z żywymi osobami. Wielbiciele westernowych klimatów znajdą tu wszystko, co na ten gatunek się składa.
Schodzący już z pełni życia Woodrow Call, obecnie tropiciel oczyszczający świat Dzikiego Zachodu z kryminalistów i paskudzących rzeczywistość wyrzutków, dostaje zlecenie wytropienia i pojmania niebezpiecznego bandziora, rodem z Meksyku. Ten ma na koncie rozliczne, bestialskie morderstwa i napady rabunkowe na pociągi. Do pomocy Call kompletuje ekipę złożoną z zastępcy szeryfa, niejakiego Ślepkiego, oraz księgowego. Wyruszają oni w pościg za groźnym kryminalistą, w pełną niebezpieczeństw drogę przez teksańskie pogranicze z Meksykiem, do Miasta Wron- siedliska okolicznego przestępczego światka.
Autor przedstawia bardzo obrazowo realia życia kobiet w tym zmaskulinizowanym świecie. To one są często opoką dla mężczyzn, nawet tych w typie macho. Moje serce bez reszty skradła Lorena, żona Ślepkiego.
Jest to opowieść nie tylko brutalna i krwawa, ale też miejscami tchnąca nostalgią, smutkiem, beznadzieją. Angażuje emocjonalnie czytelnika. Na pewno nie jest to banalna, miałka lektura, taka do przeczytania i zapomnienia.
Wydanie książki jest po prostu ,,wystrzałowe'.

Ta powieść to taka literacka superprodukcja. Jak najbardziej warta zainwestowanego w nią czasu. Cykl czytam akurat od końca, a więc mająca opinię jeszcze ciekawszej pozycja ,,Na południe od Brazos" jeszcze przede mną, i już się cieszę na jej lekturę.
Od dziecka uwielbiałem westerny, tak kinowe jak i literackie, postacie grane przez Wayne'a, Clinta Eastwooda, książki Karola...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W mojej ocenie książka jest lepsza niż pozycje autora, które ostatnio wpadły mi w ręce i były słabe, słabiutkie. Nastawiłem się na czytanie Mroza z ,,przymrużeniem oka" i od razu czytało się lżej.
Rzecz dotyczy dochodzenia w sprawie seryjnego zwyrodnialca o ksywie Rzeźnik znad Odry. On to właśnie, zdaniem innego seryjnego zabójcy- Langera, pojmał Ninę, byłą żonę Paderborna (obecnie żyjącego w romantycznym związku z panią prokurator Siarkowską). Ta dwójka prowadzi śledztwo w sprawie. Dorywczo pojawia się kilku bohaterów znanych z serii o Chyłce.
W tle koszmarne eksperymenty psychopaty i ocean rozkminiań astrologicznych, mających wyjaśnić mechanizm zbrodniczych poczynań owego seryjniaka. Sceptycznie do tej astrologii podchodzę, ale tu okazało się, że setnie się ubawiłem, a nawet nauczyłem (ot choćby, że Ryby to znak wodny). To ,,przymrużenie oka" okazało się być uzasadnione, na poważnie się nie da.
Da się za to zauważyć, że Mróz zaczął zezować mocno w stronę takich autorów jak Max Czornyj czy jeszcze bardziej makabryczny Chris Carter. Chodzi o poziom brutalności, nie wiadomo, czy chce doścignąć tych wspomnianych dwóch panów w tym względzie, czy po prostu jest mu to do czegoś potrzebne, szuka nowych obszarów, niewykorzystanych w swojej twórczości- dość, że daleko się w te rejony zapuścił.
Mimo, że niekiedy absurd w tej książce gonił absurd, to jednak nudno nie było, i chwała za to Mrozowi, i ,,szósteczka".

W mojej ocenie książka jest lepsza niż pozycje autora, które ostatnio wpadły mi w ręce i były słabe, słabiutkie. Nastawiłem się na czytanie Mroza z ,,przymrużeniem oka" i od razu czytało się lżej.
Rzecz dotyczy dochodzenia w sprawie seryjnego zwyrodnialca o ksywie Rzeźnik znad Odry. On to właśnie, zdaniem innego seryjnego zabójcy- Langera, pojmał Ninę, byłą żonę Paderborna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

No i kupiła mnie autorka tym kryminałem. Niewiele jest tu rzeczy, do których mógłbym się przyczepić. Może tylko do niespiesznej akcji, ale to nie psuje całości .
Zabójstwo Ewy Ostaszewskiej, dziewiętnastolatki z Tomaszowa Mazowieckiego- tragedia sprzed ponad dwóch dekad. Zabójstwo, które nie doczekało się rozwiązania. Jedyny naoczny świadek nie zgłosił się na policję- ze strachu.
W dwudziestą czwartą rocznicę tragicznej śmierci córki Waldemar Ostaszewski prosi o pomoc odnoszącego sukcesy prywatnego detektywa, Aleksandra Zamojskiego, byłego policjanta. Ostaszewski, obecnie zamożny przedsiębiorca, nigdy nie pogodził się z fiaskiem policji w dochodzeniu. Detektyw Zamojski jest zdania, że powodzenie w odkryciu prawdy po tak długim czasie jest mało realne, ale w końcu niechętnie przyjmuje zlecenie.
Łatwo, jak się można domyślić, nie jest. W dodatku nie dość, że sprawa jest skomplikowana, wielowątkowa, to jeszcze jej wznowienie budzi dawne demony.
Wychodzi na jaw, że wiele osób powiązanych ze śledczym i z osobą ofiary trzyma swoje ,,szkielety w szafie".
Do czego dokopie się w śledztwie Zamojski? I czy pomoże to w odkryciu tożsamości zabójcy?
Czy wszyscy mogą czuć się bezpieczni w związku z ponowieniem próby rozwiązania zbrodni sprzed lat?
Co ukrywają bliscy Zamojskiego? A rodzina Ewy?
Niby niewiele odkrywczego czytelnik tu dostanie, ale jednak fabuła wciąga.
Autorka operuje konkretnym językiem, książka pozbawiona jest zbędnych dłużyzn i lawirowania. Dialogi są wiarygodne, nie ma tu wydłużania akcji na siłę ani ,,przegadania".
,,Trzcinowisko" czyta się szybko. W mojej ocenie zasługuje na
mocną ósemkę.

No i kupiła mnie autorka tym kryminałem. Niewiele jest tu rzeczy, do których mógłbym się przyczepić. Może tylko do niespiesznej akcji, ale to nie psuje całości .
Zabójstwo Ewy Ostaszewskiej, dziewiętnastolatki z Tomaszowa Mazowieckiego- tragedia sprzed ponad dwóch dekad. Zabójstwo, które nie doczekało się rozwiązania. Jedyny naoczny świadek nie zgłosił się na policję- ze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

,,Nie gaś światła" to pierwsza książka autora, którą mam na koncie, i już na wstępie powiem, że jest bardzo dobra.
Nie wszystko jest tam od razu klarowne i dopowiedziane. Czytelnik zderza się z historią wielowątkową, brutalną, mroczną i skomplikowaną.
Autor bardzo ,,meandruje" z akcją- nie powiem, było to chwilami irytujące. Podobnie, jak poczynania głównej bohaterki, dziennikarki Christine, której ktoś robi koszmar z życia (chociaż, kto na jej miejscu trochę by nie świrował w takiej sytuacji). W każdym możliwym aspekcie- zawodowym i osobistym, nieznany sprawca krok po kroku rozwala egzystencję ofiary na kawałki. Dochodzi do etapu, gdy ona ma powody do obaw o własne życie.
A zaczyna się od niepokojącego, samobójczego anonimowego listu, który kobieta dostaje w Boże Narodzenie. Od tej pory wokół Christine zaciska się pętla, ktoś postanowił wyniszczyć ją psychicznie. I właśnie ten motyw Minier opisał świetnie, czuje się dosłownie na sobie aurę zagrożenia, stalkingu, nienawiści i manipulacji. Niepokojący, narastający aż do stadium przerażającego klimat jest mocnym punktem tego thrillera.
Stery śledztwa bierze w ręce odsunięty od służby, będący na terapii w ośrodku, pogrążony w depresji komisarz Servaz (kolejny już w dość krótkim czasie taki sterany i sponiewierany psychicznie stróż prawa, o którym czytam- w kryminałach lawinowo jakoś śledztwa prowadzą policjanci z depresją, alkoholizmem albo, jak u Cartera, z bezsennością).
Autor nie unika też drastycznych, krwawych opisów, do których trzeba mieć mocne nerwy.
Jest i wątek polski- akcja zahacza o tereny Puszczy Białowieskiej, aż miało się nadzieję, że ta część będzie dłuższa i bardziej rozbudowana. Tak się niestety nie stało, a szkoda, bo podbudowało by klimat jeszcze bardziej.
Nie powiem, mimo drobnych wpadek, książka dostarczyła mi dreszczyku i emocji, wciągająca też, owszem była- dlatego daję ,,ósemeczkę".

,,Nie gaś światła" to pierwsza książka autora, którą mam na koncie, i już na wstępie powiem, że jest bardzo dobra.
Nie wszystko jest tam od razu klarowne i dopowiedziane. Czytelnik zderza się z historią wielowątkową, brutalną, mroczną i skomplikowaną.
Autor bardzo ,,meandruje" z akcją- nie powiem, było to chwilami irytujące. Podobnie, jak poczynania głównej bohaterki,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wpadłem na nazwisko Krzysztofa Bochusa, o którym nigdy wcześniej nie słyszałem, przeglądając biblioteczkę jednego z czytelników. Postanowiłem wypróbować akurat ,,Czarną krew", i od razu powiem, że jak dla mnie, to autor wyszedł z próby zwycięsko. Kryminał jest przedni, fabuła wciągająca, tempo dobre. Plus nieco z ,,powrotu do przeszłości" i faktów historycznych.
2022 rok. Kraj wraca do porządku dziennego po lock downie. Otwierają się sklepy lokale. I właśnie wtedy w warszawskim klubie Kakadu dochodzi do tragicznego w skutkach pożaru. Ginie jego współwłaściciel- Jakub Korn, jeden z braci, którzy prowadzili ten interes.
Śledztwo prowadzi policja, ale nie tylko. Marek Smuga, były gliniarz, a obecnie prywatny detektyw, zatrudniany przez Korna, też dorzuca swoje trzy grosze w śledztwie, a właściwie zaczyna grać w nim rolę wiodącą. Z radiowozu przesiadł się na harleya, zmaga się z trudną przeszłością, tragedią osobistą i depresją, a teraz zajmuje się koszmarnym zdarzeniem w klubie.
Pożar, który na pierwszy rzut oka wygląda jak efekt przestępczych porachunków, ma jednak inną, osobliwą przyczynę, tkwiącą w dalekiej przeszłości. Akcja bowiem cofa się do roku 1944, gdy zaistniały wydarzenia, mające wpływ na teraźniejszość.
Czy ktoś chce wyrównać rachunki krzywd sprzed lat?
Dlaczego mści się właśnie na Kornie?
Jaka niewyjaśniona sprawa ciągnie się od lat zawieruchy wojennej po dwudziesty pierwszy wiek?
Co znaczy ostrzeżenie ,,Za tydzień będzie następny"?
Cóż takiego zaistniało w życiorysie Marka Smugi, że boryka się z chorobą duszy?
Polecam lekturę, akcja jest wartka, czyta się szybko, nie wieje nudą.
Autor operuje językiem dosadnym, z ,,wyrażonkami", erotycznych scen nie unika, krwawych opisów także, ale, powiedzmy uczciwie, nie zapycha nimi irytująco co drugiej strony. Da się czytać.

Wpadłem na nazwisko Krzysztofa Bochusa, o którym nigdy wcześniej nie słyszałem, przeglądając biblioteczkę jednego z czytelników. Postanowiłem wypróbować akurat ,,Czarną krew", i od razu powiem, że jak dla mnie, to autor wyszedł z próby zwycięsko. Kryminał jest przedni, fabuła wciągająca, tempo dobre. Plus nieco z ,,powrotu do przeszłości" i faktów historycznych.
2022 rok....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Od dawna zbierałem się do przeczytania tej książki. A nie jest to pozycja, którą zamierzałem czytać na szybko, ,,z doskoku", ale raczej wczuć się bez pośpiechu i dogłębnie w fabułę. To jest jednak tak coś odmiennego od współczesnej popularnej literatury, znać od razu styl, pióro genialnego mistrza.
Tematyka jest ciężka, tchnie grozą nadciągającej wojny, prześladowań, terroru, ale i tragicznej miłości. Osią wydarzeń jest próba ucieczki z Europy będącej w obliczu rozpoczynającego się terroru i prześladowań, oraz niespodziewane spotkanie dwóch mężczyzn w tytułowej Lizbonie. Jeden z nich proponuje drugiemu pomoc w ucieczce w zamian za wysłuchanie historii jego życia.
Wobec opowieści przytoczonej przez Józefa Schwarza nie można przejść obojętnie, skłania ona do przemyśleń i zostaje z czytelnikiem na długo. To nie jest pozycja typu ,,przeczytać- zapomnieć".

Od dawna zbierałem się do przeczytania tej książki. A nie jest to pozycja, którą zamierzałem czytać na szybko, ,,z doskoku", ale raczej wczuć się bez pośpiechu i dogłębnie w fabułę. To jest jednak tak coś odmiennego od współczesnej popularnej literatury, znać od razu styl, pióro genialnego mistrza.
Tematyka jest ciężka, tchnie grozą nadciągającej wojny, prześladowań,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka spodobała mi się od pierwszego zdania do ostatniej strony. Głównie dzięki umiejętności stworzenia przez autora niepokojącego klimatu, atmosfery małej, zamkniętej społeczności i wpleceniu wątków o charakterze grozy, związanych ze słowiańskimi wierzeniami.
Fabuła jest podzielona na dwie osie czasowe. Pierwsza rozgrywa się w końcówce lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku, podczas ,,zimy stulecia", paraliżującej cały kraj. Intensywne opady śniegu, siarczysty mróz. Ludzie odcięci od świata, paraliż komunikacyjny, krach energetyczny i niepewność jutra.
Tytułowa osada, mała wioska w Karkonoszach. Mieszkańcy szykują się do świąt Bożego Narodzenia.
Na święta przyjeżdża początkujący milicjant, Jan Ryś, odwiedzić swoją rodzinę, a po Nowym Roku także objąć posadę na posterunku. I tu powinien nastąpić już tylko sielankowy opis światełek choinkowych w oknach, rodzinnych spotkań, pieczenia pierniczków, przedświątecznej krzątaniny- ale nic z tych rzeczy. Będzie makabrycznie, brutalnie i przerażająco.
Krewny Rysia, młody Michał snuje opowieść, jaką jego dziadek raczył wnuczęta do snu (raczej koszmarną), o krwiożerczym upiorze, zwanym Marą, który w zimowe noce przeczesuje okolicę w poszukiwaniu ofiar, anonsując się głośnym wyciem.
I oto właśnie w tym czasie, dochodzi do paskudnego morderstwa na młodej dziewczynie. Jak się potem okaże, nie jedynego. Sprawcy nigdy nie odkryto.
Czy był nim demon z wierzeń ludowych? A może jednak seryjny morderca? A przypomnijmy, że wioska jest kompletnie odcięta od wsparcia i pomocy.
Akcja przenosi się w czasie. Mamy rok 2023. Emerytowany funkcjonariusz, wspomniany Jan Ryś, dostaje wezwanie na przesłuchanie w związku z morderstwami sprzed ponad 40 lat.
Dochodzeniowcy z zespołu Archiwum X wznawiają bowiem śledztwo w sprawie tajemniczych zabójstw w osadzie. A Ryś przecież był w samym centrum tych wydarzeń. Liczą więc, że jego zeznania rzucą światło na sprawę, ale były milicjant zdaje się nie mówić całej prawdy.
Kto okazał się mordercą?
Czy podjęcie śledztwa po kilku dekadach nie obudzi dawnych demonów?
Czy emerytowany funkcjonariusz faktycznie ma coś do ukrycia?
Dobry, treściwy, mroczny i wciągający kryminał, z elementami thrillera. I chociaż udało mi się przed końcem odgadnąć sprawcę, to i tak cieszę się, że taka fajna pozycja autora wpadła mi w ręce.

Książka spodobała mi się od pierwszego zdania do ostatniej strony. Głównie dzięki umiejętności stworzenia przez autora niepokojącego klimatu, atmosfery małej, zamkniętej społeczności i wpleceniu wątków o charakterze grozy, związanych ze słowiańskimi wierzeniami.
Fabuła jest podzielona na dwie osie czasowe. Pierwsza rozgrywa się w końcówce lat siedemdziesiątych ubiegłego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

No i wylądowała pani mecenas w górach, w ramach obowiązków służbowych. I to nie w Tatrach, czy choćby Alpach. Co to, to nie. To musiały być co najmniej Himalaje, bo niczego wyższego na planecie już nie ma.
Ta ,,szósteczka" to za paroksyzmy śmiechu, gdy wyobraziłem sobie Chyłkę ,,na żywo", brnącą na taką tam góreczkę, Annapurnę, z nieodłącznym papierosem i klnącą, na czym świat stoi. A jak wiadomo, śmiech to zdrowie.
Niejako zabawnie się zrobiło na tle ,,czego już ten Mróz nie wymyśli", żeby ciągnąć na siłę jedną i tą samą historię.
Może rajd Paryż- Dakar albo rok wśród plemion kanibalskich następnym razem?
A tak serio, może to sygnał, żeby zakończyć serię, która zaczyna przypominać wszystkie możliwe tasiemce brazylijskie i wenezuelskie pospinane razem. Fajnie było, ale się skończyło. Ostatnia to dla mnie opowieść o Chyłce. Choćby miała koronę Ziemi zdobyć, jak Reinhold Messner.

No i wylądowała pani mecenas w górach, w ramach obowiązków służbowych. I to nie w Tatrach, czy choćby Alpach. Co to, to nie. To musiały być co najmniej Himalaje, bo niczego wyższego na planecie już nie ma.
Ta ,,szósteczka" to za paroksyzmy śmiechu, gdy wyobraziłem sobie Chyłkę ,,na żywo", brnącą na taką tam góreczkę, Annapurnę, z nieodłącznym papierosem i klnącą, na czym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wahałem się, jak ocenić debiut pani Marii Gąsienicy Zawadzkiej. Mimo wielu zastrzeżeń, nie chcę jednak totalnie masakrować tej powieści zupełnie niziutkimi ocenami. Po pierwsze, ze względu na fakt, że to debiut przecież, a po drugie, lektura nie była tak całkiem słaba i ,,do luftu".
Jest to połączenie kryminału i obyczajówki. Rzuciłem się na lekturę z entuzjazmem, no bo akcja ma miejsce w Tatrach, a uwielbiam historie kryminalne, jakiekolwiek zresztą inne też, osadzone w górach.
Galerię bohaterów stanowią mniej lub bardziej odrażający osobnicy, zarówno turyści jak i miejscowi, mający niejedno zło ,,za uszami". Z jednym lub dwoma chlubnymi wyjątkami- pełną poświęcenia, nieoszczędzającą się ratowniczką medyczną-Julią i sąsiadką niosącą pomoc i wsparcie maltretowanej przez męża kobiecie.
Jest Kordian- hmmm.... szemrany ,,biznesmen", (oszust w majestacie prawa) idący dosłownie po trupach do celu, wespół ze swoim kompanem, Cezarym. Człowiek bez skrupułów i sumienia, w dodatku cierpiący na jakąś ,,bakteriofobię", zaszczepioną mu w dzieciństwie przez nadopiekuńczą babcię. Ech, to chodzenie wszędzie w białych rękawiczkach...
Recepcjonista Arek z hotelu ,,Pod Smrekami", za którym ciągną się konsekwencje ohydnego uczynku z lat wczesnej młodości.
Jerzy, policjant na urlopie, który również ma na swoim koncie moralnym karygodny, nieodpokutowany postępek, a uporczywe zwidy i myśli o tym ścigają delikwenta do dziś.
Władzio, damski bokser, drań, cham i alkoholik, robiący żonie i dzieciom koszmar z życia. Jego uległa żona Jadzia, uparcie tkwiąca przy agresywnym tyranie, ,,bo przecież przysięgała przed ołtarzem".
No i jest pretensjonalna, zblazowana, marudna Grażynka. Chyba najbardziej irytująca postać, wyobrażająca sobie, że cały świat kręci się koło niej, mająca w dodatku jakąś manię prześladowczą. Męczy nie tylko małżonka i otoczenie, ale i czytelnika także. Zdaje się wypełniać sobą prawie całą książkę. A nadużywany zwrot ,,Janusz i Grażyna" jeszcze po przeczytaniu utworu mnie prześladował.
Ów Janusz, mąż Grażynki, to facet niemrawy, dający sobie skakać po głowie żonce i dzieciom, niedoszły, niespełniony lekarz, nieszanowany ogólnie przez bliskich.
Warto wspomnieć o osobliwej postaci, bodajże Lucjana, człowieka bezdomnego, stanowiącego element metafizyczny, zważywszy na jego proroctwa, o dziwo wypełniające się co do joty. Intrygujący jegomość.
Jednak mam wrażenie, że bohaterem nr 1 jest tu halny. Niszcząca, niemal demoniczna, siła natury. Ale nie tylko w naturze sieje spustoszenie. Dodatkowo wpływa destrukcyjnie na ludzi, robi tym wyżej wymienionym, zwichrowanym ludziom totalną sieczkę z umysłów. Słyszy się w radiowych prognozach pogody ostrzeżenie ,,biomet niekorzystny". No to w tym przypadku jest on dewastujący. W Zakopanem wzrasta liczba wypadków, prób samobójczych, bójek, interwencji policyjnych.
Wszystkich wyżej wspomnianych ludzi los styka w niesprzyjających okolicznościach w Zakopanem właśnie.
Co z tego wyniknie?
Na pewno dużo krzywd, pretensji, niepokojów, rozterek, przemocy, tragedii. Jakby ktoś zrzucił czytającemu na głowę worek z nieszczęściami.
Ale dodatkowo, jak bardzo naiwnie rozegrała to autorka, pośród szalejącego żywiołu zadziała karząca ręka sprawiedliwości wyższej, sięgająca po złoczyńców paskudzących rzeczywistość... Powinienem czuć w związku z tym satysfakcję, ale za łatwo i infantylnie to poszło. Halny jako wyrównująca rachunki nemezis?
Jeden dodatkowy mocny minus- na policję dzwoni osoba, która rzuca do słuchawki stek bluzgów wysoce obrzydliwych i nieprzyzwoitych, wręcz całą ich długaśną ,,litanię". Epitety tak ,,zmyślnie" skonstruowane, że, mimo wiele w życiu słyszałem, spowodowały u mnie uniesienie brwi. Spotykane jest to praktycznie w co drugiej współczesnej książce, ale nie do takiego stopnia i bez jakiegoś uzasadnienia. Praktycznie dzwoniący na komendę nieznajomy ma do przekazania dyżurnemu tylko ową ,,wiązankę" i nic więcej, żadnych konkretów.
Sprawia to wrażenie, jakby pisarka chciała zabłysnąć znajomością wulgarnego leksyku, nigdzie niespotykanego.
Mam nadzieję, że jednak na przyszłość zachowa jakiś umiar w tej kwestii- zrezygnuje z podobnych ,,wstawek", jak i z powtarzania określeń typu ,,zerżnij mnie" czy rozwlekłych ponad miarę opisów rozkminiań bohaterów rozmarzonych na widok ,,cycków".
Miałem też nadzieję, jako wielbiciel Tatr, na więcej akcji w samych górach, nie same tylko spacerki po zakopiańskich Krupówkach i widoki Giewontu zza szyb pensjonatu.
Do plusów na pewno należy tempo akcji, bardzo szybko się czyta, nie ma tu zbyt wielu niepotrzebnych przestojów. Nudno w każdym razie też nie było.
W ogólnym rozrachunku daję szósteczkę. Może następne książki autorki będą lepsze, ma do tego potencjał.

Wahałem się, jak ocenić debiut pani Marii Gąsienicy Zawadzkiej. Mimo wielu zastrzeżeń, nie chcę jednak totalnie masakrować tej powieści zupełnie niziutkimi ocenami. Po pierwsze, ze względu na fakt, że to debiut przecież, a po drugie, lektura nie była tak całkiem słaba i ,,do luftu".
Jest to połączenie kryminału i obyczajówki. Rzuciłem się na lekturę z entuzjazmem, no bo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Historia tu opisana może szczególnie nie przeraża i kołatania serca nie wywołuje, wieje najwyżej lekką grozą- ale w ogólnym rozrachunku wychodzi na plus. Z ciekawością się to czytało.
Dorosła Maggie Holt nie pamięta przerażających faktów z dzieciństwa.
Jej rodzice wpakowali wszystkie fundusze w kupno starego, ogromnego domiszcza w stanie Vermont, w którym to domu nie dało się żyć. Bowiem rozpanoszyły się w nim siły nieczyste, zamącające spokój każdej nocy. Mała Maggie twierdziła niezbicie, że widuje złowrogie postaci z zaświatów- pana Cienia, panią Pieniążek i innych. Istoty niepokojące ją, grożące śmiercią.
Sam dom wydawał się żyć własnym życiem. Samoczynnie uruchamiający się gramofon, dzwonki, żyrandol.
Nowi mieszkańcy dowiadują się o przerażających faktach z przeszłości, związanych z poprzednimi właścicielami.
W końcu następuje eskalacja przerażających wydarzeń, po których rodzina w popłochu ucieka z domu, aby nigdy do niego nie powrócić.
Maggie zna ową historię z książki, którą napisał jej ojciec, a która stała się poczytnym bestsellerem. Jest jednak święcie przekonana, że jest to jedynie fikcja literacka. Wspomnienia własne jakby wyparła z pamięci.
Po latach, po śmierci ojca, dorosła już Maggie dziedziczy feralną posiadłość. Wraca do odziedziczonego domu, aby go wyremontować. I wtedy dawny koszmar zdaje się wracać...
Minusem książki jest zakończenie. Lubię zaskakujące finały, ale tu moim zdaniem autor mocno i na siłę przekombinował.
Czyta się lekko, mimo, że wydarzenia są opowiadane w dwóch osiach czasowych, przez ojca Maggie i przez nią samą.
Powieść ma niezły klimat, autor dobrze oddał atmosferę nawiedzonego domu, jest kilka mocniejszych momentów (scenka z wężami).
Być może skuszę się na lekturę innych pozycji R. Sagera.

Historia tu opisana może szczególnie nie przeraża i kołatania serca nie wywołuje, wieje najwyżej lekką grozą- ale w ogólnym rozrachunku wychodzi na plus. Z ciekawością się to czytało.
Dorosła Maggie Holt nie pamięta przerażających faktów z dzieciństwa.
Jej rodzice wpakowali wszystkie fundusze w kupno starego, ogromnego domiszcza w stanie Vermont, w którym to domu nie dało...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka nieźle się początkowo zapowiadała, trochę taka w stylu Dana Browna. Bolonia interesująca sama w sobie, intrygujący artefakt, otaczająca go tajemnica itp.
No to rozsiadłem się, nastawiony na przednią rozrywkę.
Niestety, z każdą stronicą było gorzej i bardziej infantylnie.
Niemożliwi do polubienia bohaterowie. Głupawo opisane sceny erotyczne, z drobiazgowym wchodzeniem w szczegóły anatomiczno- fizjologiczne. Ale to jeszcze nic. Była tam szczególna wisienka na torcie. Spadochronowy desant z wieży z udziałem chomików, wymalowanych na domiar złego na oranżowo. A wszystko to w ramach domniemanego (przez jedną z irytujących postaci) zamachu terrorystycznego (a jeśli nawet to nie zamach, to zawsze mogą przecież roznosić wściekliznę). Oto, co w głównej mierze zmobilizowało mnie do bezpowrotnego odstawienia lektury. Co wyjątkowo rzadko mi się zdarza. Tak więc na temat zakończenia nie mogę się wypowiedzieć.
Przy czym nie odczułem, że w zamyśle autora miałby to być swego rodzaju zamierzony pastisz, odebrałem raczej, że było to pisane ,,na poważnie".
Raczej nie czuję się zachęcony do zapoznawania się z jego twórczością.
Oceniania książki, jako niedoczytanej, nawet się nie podejmuję.

Książka nieźle się początkowo zapowiadała, trochę taka w stylu Dana Browna. Bolonia interesująca sama w sobie, intrygujący artefakt, otaczająca go tajemnica itp.
No to rozsiadłem się, nastawiony na przednią rozrywkę.
Niestety, z każdą stronicą było gorzej i bardziej infantylnie.
Niemożliwi do polubienia bohaterowie. Głupawo opisane sceny erotyczne, z drobiazgowym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jakoś do tej pory nie po drodze mi było z twórczością Joanny Jax, żadna z wcześniej przeczytanych jej powieści mnie nie specjalnie nie wciągnęła-a tu proszę- niespodzianka. Pierwszy tom udało mi się przeczytać jakiś czas temu, drugi wrócił wreszcie niedawno z peregrynacji po dalszej i bliższej rodzinie i również pochłonął mnie z kretesem.
Jest to świetnie napisana, zawiła i bardzo wciągająca saga, a autorka przenosi czytelnika w czasie, od lat trzydziestych XX w. i drugiej wojny światowej po czasy bardziej współczesne. Bogactwo wątków, plejada intrygujących postaci, przeróżne miejsca akcji nie pozwalają ani przez moment nudzić się odbiorcy.
Czy powieść trąci romansidłem? Może trochę, ale nie w jakiś tani, pensjonarski i irytująco ckliwy sposób.
Historia miłości niezamożnej polskiej nauczycielki i przedstawiciela niemieckiej arystokracji- Marii i Wernera. W oczach rodziny bohatera, von Becków, ich związek stanowi oczywisty mezalians. Dlatego też robią wszystko, aby rozdzielić kochanków. A w drugim tomie- ,,Piętno von Becków"- kontynuacja owej sagi, opisująca losy potomkini wspomnianych wyżej kochanków- Julii Kunis. Również doskonała lektura. Zachęcam, warto przeczytać.

Jakoś do tej pory nie po drodze mi było z twórczością Joanny Jax, żadna z wcześniej przeczytanych jej powieści mnie nie specjalnie nie wciągnęła-a tu proszę- niespodzianka. Pierwszy tom udało mi się przeczytać jakiś czas temu, drugi wrócił wreszcie niedawno z peregrynacji po dalszej i bliższej rodzinie i również pochłonął mnie z kretesem.
Jest to świetnie napisana, zawiła i...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Duchy nocy świętojańskiej Edward Benson, Mikołaj Gogol, Mychajło Kociubynski, Vincent O'Sullivan, Aleksy Tołstoj, Roman Zmorski
Ocena 7,6
Duchy nocy świ... Edward Benson, Miko...

Na półkach:

Ta pięknie wydana pozycja to nie lada gratka dla miłośników literatury grozy. Liczący niemal 600 stron zbiór opowiadań z deszczykiem, autorstwa różnych twórców- wiele z nich zaczerpniętych zostało z wierzeń ludowych.
W obecnej dobie, w obliczu zalewu przerażających horrorów w kinematografii i literaturze, szczególnie straszne mogą się one nie wydawać (choć nadal robią mocne wrażenie).
Można sobie jednak wyobrażać, jak działały na wyobraźnię dawniejszych pokoleń. Ludzi sprzed wieków, niemal obowiązkowo dopatrujących się sił nieczystych w każdym kącie, dla których to opowiadanie podobnych historii wieczorami, przy ogniskach płonących na polanach w noc świętojańską, lub przy kominku w domowych pieleszach, stanowiło jedną z podstawowych rozrywek.
Szczególnie przypadły mi do gustu opowiadania ,,Wij" Mikołaja Gogola, króciutkie acz intrygujące ,,Muzeum figur woskowych" Alfreda Burrage'a oraz ,,Rodzina wurdałaka" Aleksieja Tołstoja.
Antologia napisana jest językiem dostojnym, niedzisiejszym, co dodaje mocy przedstawionym historiom.

Ta pięknie wydana pozycja to nie lada gratka dla miłośników literatury grozy. Liczący niemal 600 stron zbiór opowiadań z deszczykiem, autorstwa różnych twórców- wiele z nich zaczerpniętych zostało z wierzeń ludowych.
W obecnej dobie, w obliczu zalewu przerażających horrorów w kinematografii i literaturze, szczególnie straszne mogą się one nie wydawać (choć nadal robią...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Paczka młodych przyjaciół postanawia zabawić się na karnawałowej imprezce, a na miejscówkę wybiera sobie, jakże oryginalnie, obrosłą w ponure legendy wyspę Czarci Ostrów. Otoczoną lodowatymi wodami jeziora Śniardwy. Goszczą się w domu ojca jednej z uczestniczek zabawy, Kai, będącego miejscową ,,szychą", człowiekiem niekoniecznie lubianym w okolicy.
Niestety, niemal od początku wszystko przybiera tragiczny obrót. W pobliżu czai się zamaskowany osobnik. Ktoś przebrany w karnawałową maskę zagląda do okien, podrzuca martwe ptactwo. Goście są odcięci od świata. Zamordowany zostaje bowiem sternik, od którego zależał powrót imprezowiczów z wyspy. Zasięgu sieci brak. A później znajdowani są kolejni martwi uczestnicy feralnego ,,melanżu"...
Amelia jest jedną z niewielu osób, którym udało się przeżyć masakrę na wyspie. Zaliczyła terapię, nieudane małżeństwo, wychowuje córeczkę. Stara się wymazać z pamięci wydarzenia sprzed 20 lat. Niestety, nie jest jej dane życie w pokoju ducha- kobieta z przerażeniem stwierdza, że koszmar bynajmniej nie skończył się. W dziwnych okolicznościach giną nieliczni już dawni znajomi z czasów tragedii. Ktoś, ewidentnie związany z makabrycznymi wydarzeniami sprzed dwóch dekad, perfidnie i bez wielkiego pośpiechu coraz bardziej Amelię osacza...
Jednocześnie historia Amelii przeplata się ze wspomnieniami jej przyjaciela Roberta, który zdaje własną relację z dramatycznych godzin na Czarcim Ostrowie.
Kto mordował?
Jaki miał motyw?
Dlaczego po dwudziestu latach ktoś zamąca spokój niedoszłych ofiar?
Czy zabójca wrócił, aby dokończyć dzieła?
Przyznam, że zdecydowanie najbardziej zafrapowały mnie fragmenty opowiadane przez Amelię, wydarzenia bliższe nam w czasie (2022 rok) - jest naprawdę niepokojąco, mrocznie, czuć rzeczywiście pętlę zaciskającą się wokół bohaterki, niebezpieczeństwo nadciągające nie wiadomo, z której strony. Jest i ciekawy, zaskakujący plot twist. Nie spodziewałem się, że autorka ucieknie się do takiego akurat pomysłu
Wspomnienia Roberta natomiast pamiętam jako jedną wielką i bezładną gonitwę po osławionej wyspie i wzajemne chaotyczne poszukiwania i nawoływania się znikających kolejno imprezowiczów. Trochę przypominało to ,,I nie było już nikogo" Agaty Christie, tyle, że było zdecydowanie monotonnie i mniej ciekawie. W sumie oceniam te momenty jako sztucznie przedłużane i naciągane.
Niemniej jednak warto było sięgnąć po książkę pani Sinickiej. Autorka dość fajnie pisze i pomysły ma niezłe, wątki są mniej więcej pospinane, nie ,,męczyło" się też książki na siłę.

Paczka młodych przyjaciół postanawia zabawić się na karnawałowej imprezce, a na miejscówkę wybiera sobie, jakże oryginalnie, obrosłą w ponure legendy wyspę Czarci Ostrów. Otoczoną lodowatymi wodami jeziora Śniardwy. Goszczą się w domu ojca jednej z uczestniczek zabawy, Kai, będącego miejscową ,,szychą", człowiekiem niekoniecznie lubianym w okolicy.
Niestety, niemal od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kolejna świetna historia kryminalna Charlotte Link dostarczyła mi rozrywki i emocji na kilka wieczorów.
W Londynie panuje zima, zostało kilka tygodni do świąt. Samson Segal, bezrobotny facet, żyjący niemal na utrzymaniu brata, to (pozornie) życiowy przegryw i urodzony nieudacznik. Stanowi sól w oku Millie, jego bratowej, pragnącej, aby albo podjął pracę i dokładał się do wydatków. Albo najlepiej wyniósł się z ich domu i życia.
Samson, z braku innego zajęcia, ale też własnej ciekawości, zabija swój czas bacznie obserwując ludzi z sąsiedztwa. Szczególną uwagę poświęca atrakcyjnej mężatce, Gillian Ward, wiodącej na pozór idealne życie, z mężem i dorastającą córeczką. Jednak ta sielanka skrywa niezbyt przyjemny obraz tej rodziny.
Jednocześnie w metropolii ktoś seryjnie morduje samotne, starsze kobiety. Lucy Caine, Carla Roberts, emerytowana lekarka Anne Wesley. Co łączyło te trzy ofiary? Wydaje się, że klucz do tajemnicy tkwi w ich przeszłości.
Również nad Gillian i jej mężem wkrótce zawiśnie niebezpieczeństwo...
Autorka stworzyła mroczną, niepokojącą opowieść, z nutką grozy, nadciągającego zagrożenia- po prostu obłędny klimat, który udziela się czytelnikowi. Akcja jest tu prowadzona w umiarkowanym tempie, czego nie poczytuję bynajmniej za feler- pisarka gmatwa wątki, ,,dla zmylenia czytelnika" podsuwa różne wersje w śledztwie, kilka paskudnych sprawek wychodzi na światło dzienne, co sprawia, że książka nie wieje nudą.
Bohaterowie mają swoje głęboko skrywane sekrety i grzeszki, ponure dramaty z przeszłości i potencjalne motywy zemsty. Bardzo zaskakuje przemiana wewnętrzna tytułowego obserwatora, Sama.
Pozostaje mi polecić ten kryminał, pani Link stanęła na wysokości zadania i nie zawiodła mnie kolejny raz.

Kolejna świetna historia kryminalna Charlotte Link dostarczyła mi rozrywki i emocji na kilka wieczorów.
W Londynie panuje zima, zostało kilka tygodni do świąt. Samson Segal, bezrobotny facet, żyjący niemal na utrzymaniu brata, to (pozornie) życiowy przegryw i urodzony nieudacznik. Stanowi sól w oku Millie, jego bratowej, pragnącej, aby albo podjął pracę i dokładał się do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kolejny doskonały kryminał od Cartera, tak mnie skutecznie przyszpilił, że nie mogłem się oderwać od lektury.
Jest to debiut autora (świetny), zarazem pierwszy tom z detektywem Hunterem. A że czytam niezgodnie z kolejnością, to ciekawie było poznać początki jego historii.
Wydawałoby się, że sprawa Krucyfiksa, seryjnego mordercy z Los Angeles, została zamknięta przed kilku laty. Nic dziwnego, że wydział zabójstw został postawiony w stan gotowości po tym, jak odkryto okaleczone zwłoki młodej kobiety. Z charakterystycznym dla Krucyfiksa symbolem podwójnego krzyża, wyciętym na jej ciele. Najwidoczniej znalazł się ,,kontynuator" przerażającego procederu zabójcy, który został osądzony i stracony. Lub schwytano wtedy niewłaściwego człowieka...
A kto miałby zostać wyznaczony do prowadzenia śledztwa w tej sprawie, jak nie specjalista od tropienia najgorszych psychopatów, Robert Hunter. Współpracuje z Carlosem Garcią, nowym partnerem, przydzielonym na miejsce poprzedniego, który zginął w dziwnym wypadku- pożarze łodzi.
Pierwsze spotkanie detektywów nie wypada najlepiej- stary wyjadacz Hunter z wyższością traktuje młodszego od siebie stażem partnera, dając mu odczuć, że ma go za żółtodzioba. Jednak w obliczu zagrożenia życia Carlosa Hunter udowodni, że stać go na wiele, aby uratować kolegę.
Morderca paskudnie pogrywa sobie z policją. Oczywiście nie poprzestaje na jednej ofierze. Motyw zabójstw, powód takiego a nie innego doboru kolejnych zabitych jest trudny do wychwycenia.
Przed detektywami żmudne i pełne niebezpieczeństw dochodzenie, również w półświatku Miasta Aniołów.
Jak na ironię, wbrew nazwie, to miasto wyjątkowo mało anielskie, zważywszy, ile najgorszego typu przestępczości ma tam miejsce. Łącznie z nagrywaniem filmów snuff, specjalnie do oglądania dla psychopatów- dręczenie i mordowanie ludzi przed kamerą (taki wątek poboczny w trakcie śledztwa).
Osobę mordercy trudno wytypować. Kto się nim ostatecznie okazał?
Jest to spore zaskoczenie, nawet dla samego Huntera. Zaskakuje także, i jest to chyba jedyna taka sytuacja, o ile wiem, że detektyw w jednej z akcji oddaje wymierzenie sprawiedliwości w ręce ,,ludzi ulicy". Aby za dużo nie spojlerować, dodam tylko, że ze względu na okoliczności, wydało mi się to ze wszech miar zrozumiałe.
Brutalnych opisów jest dużo. Za jedną szczególnie koszmarną scenę leci jedna gwiazdka w dół (może aż tak drastycznie nie trzeba było się rozpisywać).
Akcja pędzi z prędkością pocisku. Zakończenie mocne, ale z posmakiem goryczy.

Kolejny doskonały kryminał od Cartera, tak mnie skutecznie przyszpilił, że nie mogłem się oderwać od lektury.
Jest to debiut autora (świetny), zarazem pierwszy tom z detektywem Hunterem. A że czytam niezgodnie z kolejnością, to ciekawie było poznać początki jego historii.
Wydawałoby się, że sprawa Krucyfiksa, seryjnego mordercy z Los Angeles, została zamknięta przed...

więcej Pokaż mimo to