Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Wydaje mi się, że często biografie mogą mieć to do siebie, że najzwyczajniej w świecie mogą nudzić. Zakładając, że daną biografię pisze najprawdziwszy fan i zapalony sympatyk, który przelewa swoją fascynację na papier, wysoce prawdopodobne jest to, że dla postronnego odbiorcy nie zawsze może to być najciekawsze doświadczenie. Wiedziałam jednak, że historia Abby jest na tyle szeroka, że ta biografia musi być niezwykle ciekawa. Nie sądziłam jednak, że okaże się aż tak wciągająca.

Myśląc o sławnych postaciach chcemy wiedzieć wszystko, co, jak i dlaczego. Dlatego zawsze warto prześledzić wszystko od samego początku. W książce Gradvalla dowiadujemy się między innymi się jak doszło do tego, ABBA stała się taką legendą. Autor w niezwykle ciekawy sposób zakreślił nie tylko historię Abbby, ale także dodał zarysy społeczne, polityczne. Opowiada on nie tylko historię zespołu, ale przede wszystkim historię ludzi, którzy mieli okazję współtworzyć legendę, jaka została zbudowana wokół zespołu w wielu etapach.

Gdybyście więc zastanawiali się, ile wspólnego ma Wietnam ze Szwecją, klip do jakiej piosenki został nagrany w Krakowie, czy też dlaczego niektóre piosenki ABBY, są określane jako te w stylu ‘bad english’, to ta książka jest świetną okazją na poznanie odpowiedzi na te i wiele innych pytań i ciekawych faktów. Przyznam szczerze, że jako osoba, która dotychczas kojarzyła tylko najbardziej popularne piosenki ABBY, zaczęłam szukać jeszcze większej ilości informacji, zdjęć i wszystkiego co jest związane z ABBĄ. Po tym wszystkim jednoznacznie stwierdzam, że przeczytanie historii tych ludzi, sprawiło, że zobaczyłam coś więcej, niż żywą legendę. Zobaczyłam historię ludzi, którzy po prostu realizowali swoją miłość i pasję do muzyki. Zobaczyłam ludzi, którzy myśleli że ich moment sławy potrwa maksymalnie kilka lat i kompletnie nie spodziewali się tego, że ich sława będzie trwała kolejne dziesiątki lat. Końcowo więc chętnie przyczynię się do dalszego szerzenia sławy i chwały ABBY, chociażby w swojej mikroskali.

Wydaje mi się, że często biografie mogą mieć to do siebie, że najzwyczajniej w świecie mogą nudzić. Zakładając, że daną biografię pisze najprawdziwszy fan i zapalony sympatyk, który przelewa swoją fascynację na papier, wysoce prawdopodobne jest to, że dla postronnego odbiorcy nie zawsze może to być najciekawsze doświadczenie. Wiedziałam jednak, że historia Abby jest na tyle...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czy historia milczy? Czy przeszłość, teraźniejszość i przyszłość milczą? Podczas czytania książki Lindstrom cały czas miałam w głowie te pytania, bo historie o przemijaniu zawsze mogą być trudne, ale główne pytanie kieruje nas do tego jak sobie z nimi poradzić.

Są takie dni o których przypomina nam tylko cisza. W takich momentach najczęściej bywa się sam na sam ze swoimi myślami. W ciszy ukrywa się wiele tajemnic, wiele zakopanych głęboko wspomnień. “Dni w historii ciszy” wracają w snach, we wspomnieniach, w codziennych momentach. Bohaterowie zastanawiają się czy milczenie jest tchórzostwem, czy może pewnego rodzaju odwagą, która ma ochronić najbliższych.

“Dni w historii ciszy” to coś więcej, niż historia Evy i Simona. Chociaż cała fabuła opiera się na ich życiu, na ich wspomnieniach, to w wielu sytuacjach ich doświadczenia mają większą głębię. Głównych bohaterów spotkało naprawdę wiele, Simon przeżył Holokaust, Eva stała przed innych trudnym wyborem dotyczącym swojego dziecka. Każde z wydarzeń odcisnęło na nich piętno, jednak to nie koniec, bo oprócz wspomnień do ich drzwi puka także teraźniejszość i przyszłość, która niekoniecznie bywa łaskawa dla osób starszych.

W lepszych momentach nie są sami, mają towarzystwo, jednak przychodzą momenty ciszy. Wtedy dostrzega się więcej, każde wspomnienie staje się wyraźniejsze, każdy moment bliskości ma zupełnie inny wymiar, który odczuwa się zupełnie inaczej. Mam wrażenie, że ta książka jest dokładnie taka, jak jej bohaterowie, na pierwszy rzut oka oznacza zupełnie co innego, jednak po zagłębieniu się w nią okrywa się wiele innych znaczeń.

“Myślałam sobie: Gdy znów zaczniemy mówić, zostanie już tylko jedna możliwość. Rozpoczynając rozmowę, wkroczymy w tę przestrzeń, rozważałam, w której zawarte jest wszystko, łącznie z tym, kim jesteśmy. I kim nie możemy być. Wszystko to, co staraliśmy się omijać.”

Czy historia milczy? Czy przeszłość, teraźniejszość i przyszłość milczą? Podczas czytania książki Lindstrom cały czas miałam w głowie te pytania, bo historie o przemijaniu zawsze mogą być trudne, ale główne pytanie kieruje nas do tego jak sobie z nimi poradzić.

Są takie dni o których przypomina nam tylko cisza. W takich momentach najczęściej bywa się sam na sam ze swoimi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ali Smith pisze w bardzo charakterystyczny sposób, i nie mam tu na myśli tylko i wyłącznie jej stylu, ale także tematyki której się podejmuje. Zwraca ona uwagę na problemy, z jakimi mogą mierzyć się współcześni ludzie. W swojej tetralogii udowodniła, jak świetnie radzi sobie z opisywaniem ludzkich emocji. “Piąta pora roku”, choć nie jest powiązana tamtą serią, to jest swoistą kontynuacją rozmyślań na temat emocji towarzyszących każdemu.

Fabuła książki kręci się wokół kilku osi. Główną osią jest historia Sandy, która jest malarką. Obecnie znajduje się ona w trudnej sytuacji, trwa Covid, jej ojciec jest w szpitalu, a ona sama ma kryzys egzystencjalny. Oprócz teraźniejszości, w innych częściach pojawiają się nowe postacie, a także inne wątki, w tym wątki z przeszłości. Takie połączenia czasowe uwydatniają to, co powinno być dla nas najważniejsze, a mianowicie głębię człowieka. Bo człowiek jako istota rozumna, emocjonalna, powinien bardziej skupiać się na dogłębnym poznaniu, niż na tu i teraz.

Na pewno ciężko jest nie docenić tego co jest wokół książki, bo w przypadku właśnie tej autorki, to nie fabuła jest najważniejsza, tylko to co jest wokół niej. “Piąta pora roku” jest idealną książką do głębszych przemyśleń. Dopiero po rozłożeniu tej książki na części pierwsze, możemy odkryć prawdziwy przekaz. Autorka w szczególności zwraca uwagę na to co jest wokół nas, na sytuacje społeczne, polityczne, na relacje międzyludzkie. Skłania ona do wielu przemyśleń między innymi na temat samego bólu istnienia, kruchości życia, poczucia bezpieczeństwa i wolności.

Mimo, że sama forma i styl Ali Smith może onieśmielać, to warto podkreślić, że pisze ona w sposób wyjątkowy. Dzięki niej każdy chciałby zrozumieć świat, każdy chciałby połączyć kropki, odkryć nieodkryte tajemnice, a dzięki Smith stajemy o kilka kroków bliżej zrozumienia, czym jesteśmy jako ludzie.

Nie sposób także nie docenić słowa od tłumacza, które całe szczęście znajduje się na samym początku. Dla mnie taki układ jest naprawdę rewelacyjny, bo dzięki niemu jeszcze przed pierwszymi słowami autorki, wiem nieco więcej.

Ali Smith pisze w bardzo charakterystyczny sposób, i nie mam tu na myśli tylko i wyłącznie jej stylu, ale także tematyki której się podejmuje. Zwraca ona uwagę na problemy, z jakimi mogą mierzyć się współcześni ludzie. W swojej tetralogii udowodniła, jak świetnie radzi sobie z opisywaniem ludzkich emocji. “Piąta pora roku”, choć nie jest powiązana tamtą serią, to jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jest wiele książek, które mogą nam się podobać, wiele jest takich, które zachwycają, jednak rzadziej zdarzają się pozycje książkowe, które stają się czymś więcej. W moim przypadku tak “Walentynka” stała się właśnie czymś więcej. Zaskoczyła mnie intensywnym klimatem Teksasu, ciężkim brudnym powietrzem i zapachem nafty. Wyraźnie widziałam ten poranek, kiedy Glory przeciskała się przez krzaki, szła przez pola naftowe, przechodziła przez dziurę w drucie kolczastym, potknęła się, upadła, ale gdzieś głęboko w duchu miała nadzieję, że ktoś ją uratuje.

Fabuła książki w głównej mierze opiera się na gwałcie dokonanym na czternastoletniej Glorii, jednak to tło tych wydarzeń wydaje się być naprawdę istotne. Chodzi tu mianowicie o życie ludzi mieszkających w Teksasie, a tak właściwie jego mieszkanek. Kobiety zamieszkujące te tereny od najmłodszych lat mogą obserwować to, jak potoczy się ich życie. Ciąża w wieku nastoletnim, ślub i rodzenie kolejnych dzieci. Chociaż główną osią jest to co przydarzyło się Glory, to istotne wydają się być rozdziały z perspektywy różnych kobiet, ponieważ każda z nich ma do opowiedzenia swoją historię.

Ta niezwykła książka porusza wiele tematów od rozwoju przemysłu naftowego w latach 70 XX wieku, seksizmu, mizoginii, po imigrantów i wiążącym się z nimi rasizmem. Ta szeroka tematyka pozwala w pełni odczuć wszystkie emocje, jakie mogą towarzyszyć postaciom.
Glory, Mary Rose, Corrine, Ginny, Karla, Suzanne, Debra Ann, każda z bohaterek niezależnie od wieku ma w sobie wiele emocji, jednak w dalszym ciągu muszą znajdować w sobie nowe pokłady ogromnej siły, by odnaleźć własną drogę.

“Każda z naszych dziewczynek mogła być Glorią”

Zamykam oczy i widzę teksas, ‘lato jest suche jak pieprz’, widzę teksańskie kobiety, które same zabijają grzechotniki, skorpiony, uczą swoje córki jak przeżyć, uczą je realizować swoje marzenia i mają nadzieję, że spotka je lepszy los, niż je same. Ja osobiście życzyłabym sobie żeby wszystkie te małe dziewczynki, nastolatki, kobiety, były wolne i mogły popłynąć z nurtem wody, zgodnie ze swoimi marzeniami.

Jest wiele książek, które mogą nam się podobać, wiele jest takich, które zachwycają, jednak rzadziej zdarzają się pozycje książkowe, które stają się czymś więcej. W moim przypadku tak “Walentynka” stała się właśnie czymś więcej. Zaskoczyła mnie intensywnym klimatem Teksasu, ciężkim brudnym powietrzem i zapachem nafty. Wyraźnie widziałam ten poranek, kiedy Glory przeciskała...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wydaje mi się, że jest to chyba najszerszy zakres tematyki esejów z jakimi miałam do czynienia w jednej książce. Podobnie jest z zakresem czasowym, bowiem obejmuje on blisko 40 lat twórczości Ehrenreich. Czym innym są eseje z 1985 roku, a zupełnie inne w 2018, kiedy to zmiany ekonomiczne i społeczne nadawały całkowicie inne perspektywy. Osobiście bardzo spodobała mi się taka różnorodność, tym bardziej że było to moje pierwsze spotkanie z tą autorką. Dzięki temu uzyskałam nie tylko wgląd w jej poglądy, ale także w wiele zjawisk, które miały miejsce.

Eseje skupiają się na przeciętnych obywatelach i obywatelkach, obejmują temat ich pracy, życia codziennego, zdrowia, znajdują się tu także tematy przeznaczone kobietom i mężczyznom, religii a także “Burżuazyjne omyłki” (które de facto były dla mnie chyba najbardziej fascynujące)

Cały zbiór rozpoczyna się jednym z najpopularniejszych w twórczości Barbary Ehrenreich “Za grosze pracować i (nie)przeżyć”. Ten esej wydaje mi się być najlepszą wizytówką autorki. Pokazuje jej zaangażowanie, cięty humor, błyskotliwość i zawziętość, które powodują, że tekst uzyskuje on zupełnie inny, szerszy wymiar. Autorka żyje tym, o czym pisze. Stara się wchodzić w temat i żyć nim, choć czasem konkluzja nie jest cudownym rozwiązaniem tematu i czasem można, też się z nią nie zgadzać, to jednak sposób w jaki pisze sprawia, że chce się czytać więcej i więcej.
Do tematów, które podejmuje stara się podchodzić w zabawny sposób, czasem balansując na granicy cynizmu. Szeroki zakres tematów pozwala jej obnażać prawdę m.in na temat własnej choroby, podziałów klasowych, nierówności społecznych. Ehrenreich nie utknęła w zamkniętym świecie bogatych, wręcz przeciwnie wychodzi naprzeciw każdej grupie społecznej i stara się ją zrozumieć. Nie boi się podejmować tematu molestowania, patriarchatu, religijnych zapętleń, kultu zapracowania i innych tematów z wielu dziedzin.

Ogółem jest to bardzo solidny zbiór esejów, który z pewnością zachęca do sięgnięcia po pozostałe książki autorki i dalszego zgłębiania jej przemyśleń. Gdybym tylko wcześniej wiedziała jak dobrze pisze Ehrenreich sięgnęłabym po nią już dawno temu.

Wydaje mi się, że jest to chyba najszerszy zakres tematyki esejów z jakimi miałam do czynienia w jednej książce. Podobnie jest z zakresem czasowym, bowiem obejmuje on blisko 40 lat twórczości Ehrenreich. Czym innym są eseje z 1985 roku, a zupełnie inne w 2018, kiedy to zmiany ekonomiczne i społeczne nadawały całkowicie inne perspektywy. Osobiście bardzo spodobała mi się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jacqueline Harpman stworzyła coś na wzór dystopii, czy może raczej postapokaliptycznej wizji tego, jak mógłby wyglądać świat. Bezimienna dziewczyna tkwi w zamknięciu wraz z 39 pozostałymi kobietami. Nie mają one dostępu do świata zewnętrznego. Nie wiedzą czy świat, który dotychczas istniał lub jeszcze istnieje. Nie wiedzą dlaczego są zamknięte w jednej celi, dlaczego są pilnowane przez strażników, dlaczego są obdarte z prywatności, dlaczego obowiązują je ścisłe zasady, dlaczego nie mogą wyjść. W zamknięciu tkwią tak jakieś 14, może 15 lat. Nasza bezimienna bohaterka spędziła tam niemalże całe swoje życie. W przeciwieństwie do pozostałych kobiet nie wie, jak kiedyś wyglądało życie, nie wie też, jak mogłaby wyglądać jej przyszłość.

Osobiście przyrównałabym tę historię do słow Terencjusza: “Człowiekiem jestem i nic co ludzkie nie jest mi obce”. Główna bohaterka w tych ograniczonych warunkach musi nauczyć się tego czym jest ludzkość, bo to co ludzkie jest dla mniej obce. Nigdy nie widziała nieba, nigdy nie mogła bawić się z rówieśnikami, nigdy nie była w szkole, nigdy także nie nawiązała relacji z nikim innym, poza 39 towarzyszącymi jej kobietami. Przez to, że jest ona o wiele młodsza od pozostałych kobiet, sama musi obudzić własną ciekawość do świata i własnego rozwoju. Jej chęć rozwoju sprawiła, że sama nauczyła się myśleć, bo choć nigdy nie doświadczyła świata, to jednak musi wykształcić w sobie pewne cechy i umiejętności.

“Ja, która nie poznałam mężczyzn” to pozycja niezwykle wyjątkowa. Powoduje w czytelniku wiele pytań na które nie ma odpowiedzi, ale i także wiele refleksji. Na tę historię można spojrzeć z wielu perspektyw, począwszy od sensu człowieczeństwa, naszej roli w świecie, wolności, nadziei, relacji międzyludzkich, a także szeroko pojętej samotności. Przeczytanie tej książki było odmiennym doświadczeniem, które z pewnością zostanie ze mną na długo.

“Dopóki na tym stole pozostaną kartki pokryte moim pismem, dopóty w czyimś umyśle będę się mogła stać rzeczywistością. Potem wszystko się zatrze, słońca zgasną i zniknę jak wszechświat.”

Jacqueline Harpman stworzyła coś na wzór dystopii, czy może raczej postapokaliptycznej wizji tego, jak mógłby wyglądać świat. Bezimienna dziewczyna tkwi w zamknięciu wraz z 39 pozostałymi kobietami. Nie mają one dostępu do świata zewnętrznego. Nie wiedzą czy świat, który dotychczas istniał lub jeszcze istnieje. Nie wiedzą dlaczego są zamknięte w jednej celi, dlaczego są...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czy czytając Mayę Angelou miałam wrażenie, że dotychczas omijało mnie coś naprawdę ważnego? Oczywiście, że tak.
Po pierwsze to forma autobiograficzna, którą uwielbiam całą mną.
Po drugie język Angelou jest prawdziwym majstersztykiem, a jej sposób przekazywania swoich doświadczeń jest naprawdę niezwykły.

“Wiem, dlaczego w klatce śpiewa ptak” skupia się na życiu Marguerite, trudnych początkach dzieciństwa i jeszcze trudniejszym dorastaniu. Perspektywa tej czarnoskórej dziewczynki bywała naprawdę rozbrajająca, przynosząca wiele radości, ale także smutku, złości, czy nawet momentów refleksji. Porzucona przez rodziców, w wieku trzech lat wraz rok starszym bratem, przybyła do swojej babci, gdzie spędziła kilka lat, zanim kontakt z rodzicami się odnowił po to, by w okresie nastoletnim zamieszkała z matką. Warto podkreślić, że Maya nie miała wyjątkowo trudnych warunków, miała rodzinę, oparcie finansowe, co jednak nie wyklucza wielu innych przeżyć, jakie napotykała. Nie mniej została wychowana w duchu radzenia sobie ze wszystkim, co zbudowało jej poczucie wartości i pewność, że może wiele dokonać.

Z łatwością można odnieść wrażenie, że ta historia żyje i jest obecna w każdym momencie. Stała się swego rodzaju świadectwem tego, jak wyglądało życie Angelou, a także innych czarnoskórych. Rasizm, mocne zakorzenienie wiary jest dwoma najbardziej charakterystycznymi elementami, które można by powiązać z ówczesną społecznością.
Natomiast zawarta w książce wielowątkowość tej historii sprawia, że ciężko jest wskazać najważniejszy temat jaki był tu poruszany. Rasizm i wiążąca się z nim segregacja rasowa, dojrzewanie młodej dziewczynki, molestowanie, odrzucenie, mocny filar religijności i wiele, wiele innych elementów połączonych w jedną książkę sprawia, że historia Angelou jest pełna jak nigdy.

Po przeczytaniu tej pozycji mam jeden wniosek, książek Mayi Angelou się nie czyta, książki Angelou się pochłania.

Czy czytając Mayę Angelou miałam wrażenie, że dotychczas omijało mnie coś naprawdę ważnego? Oczywiście, że tak.
Po pierwsze to forma autobiograficzna, którą uwielbiam całą mną.
Po drugie język Angelou jest prawdziwym majstersztykiem, a jej sposób przekazywania swoich doświadczeń jest naprawdę niezwykły.

“Wiem, dlaczego w klatce śpiewa ptak” skupia się na życiu Marguerite,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Prawdę mówiąc, po samym opisie i początku książki mogłabym spodziewać się, że tej książce bliżej jest do thrillera. Jednak nic bardziej mylnego. Autorka wykreowała opowieść zawierającą fenomenalny portret psychologiczny całej rodziny i stopniowo odkrywała elementy, jakie wywarły mocny wpływ na bohaterów i podejmowane przez nich decyzje.

Akcja książki dzieje się w latach 70 XX wieku, w małym miasteczku w Ohio. Mieszka tam mieszana rasowo rodzina: Marilyn, James i ich trójka dzieci Nath, Lydia i Hannah. Wszyscy są amerykanami, jednak korzenie Jamesa sięgają Azji, co wpływa na wygląd zewnętrzny jego i jego dzieci.

Pewnego dnia córka Marilyn i Jamesa umiera. Nikt nie wie co się stało, a żałoba i żal po niej sprawia że wszyscy znajdują się w zupełnie innym miejscu.

W ciągu trwania akcji poszukiwałam powodów, przez które Lydia nie żyje. Wydaje mi się, że każdy z członków rodziny, oprócz najmłodszej Hannah, miał spory udział w tym, co zadziało się w jej głowie. Jednak uważam, że przede wszystkim w przypadku tej książki warto skupić się na presji, jaką Lydia odczuwała ze strony rodziców. Poznając ich przeszłość, relacje z ich bliskimi, ich niespełnione marzenia, widać jak bardzo mogło to wpływać na ich dzieci. Szczególnie uderzające jest to, jak nasi bliscy mogą nawet nie zdawać sobie sprawy z tego, że najzwyczajniej w świecie mogą wyrządzać krzywdę. niestety, ale rodzice często widzą to, co chcą widzieć.

Początkowo można odnieść wrażenie, że za sprawą Lydii stoi jakaś osoba trzecia, ktoś postronny, jakiś morderca. Jednak prawda okazuje się być zgoła inna, a kolejne fragmenty z przeszłości pokazują to co odczuwała Lydia i jak było naprawdę.

“Wszystko, czego wam nie powiedziałam” to niezwykle smutna i aktualna książka. Problemy rasowe, brak akceptacji w społeczeństwie, a także zaburzenia w relacjach rodzinnych. Wszystko to może dosięgnąć każdego, w każdym momencie.

Po przeczytaniu tej książki można zastanowić się nad tym jaką cenę można zapłacić za szczęście? To pytanie pozostawia wszystkich w sporym zamyśleniu, tym bardziej gdy ta kwestia dotyczy naszych bliskich.

Prawdę mówiąc, po samym opisie i początku książki mogłabym spodziewać się, że tej książce bliżej jest do thrillera. Jednak nic bardziej mylnego. Autorka wykreowała opowieść zawierającą fenomenalny portret psychologiczny całej rodziny i stopniowo odkrywała elementy, jakie wywarły mocny wpływ na bohaterów i podejmowane przez nich decyzje.

Akcja książki dzieje się w latach 70...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Cała fabuła “Swobodnego wpadania” w głównej mierze opiera się na relacjach między ojcem, a córką. Opowieści o relacjach rodzinnych, a już szczególnie tych pomiędzy rodzicem a dzieckiem zazwyczaj nie są łatwe. Ciężko jest także oceniać takich bohaterów, bo relacje rodzinne mogą być na tyle skomplikowane, że skomplikowane i dziwne może być także zachowanie bohaterów.
Bliscy potrafią burzyć codzienność, wywracać życie do góry nogami. Bliscy oprócz pozytywnych emocji i wsparcia, mogą także ranić, sprawiać każdy dzień z nimi jest trudniejszy, niż życie bez nich.

Autorka stworzyła bardzo ciekawe kreacje postaci. Największe napięcie emocjonalne czuć ze strony od córki - Oli, natomiast jej ojciec zdaje się nie dostrzegać nadzwyczajności sytuacji. Dla niego normalne jest to, że córka którą dotychczas się nie przejmował, dba o niego. Jest ona zdolna do okazania emocji, do opieki nad człowiekiem, który sam nie był w stanie jej tego dać. Dzieli ich naprawdę wiele, ich pogląd na świat, wyobrażenie przeszłości. Jego przybycie zmienia wiele, choć nie do końca wiele wyjaśnia.

Bardzo podobały mi się te zderzenia z jej ojcem, to jak wpadał i wypadał z jej życia. Jej wspomnienia wydają się rywalizować z obecnym nieco ironicznym podejściem. Jej relacja z ojcem jest pełnym żalu chaosem, a mimo wszystko ona tak inaczej analizuje przeszłość i sama chciałaby wiedzieć kim był jej ojciec.

Ostatecznie trochę zabrało mi wyjaśnienia jakiejś ilości tajemnic, ciężko jest zrozumieć tak intensywne emocje gdy brakuje mi innej perspektywy, niemniej ogólnie autorka poradziła sobie naprawdę dobrze z tematyką książki.

Cała fabuła “Swobodnego wpadania” w głównej mierze opiera się na relacjach między ojcem, a córką. Opowieści o relacjach rodzinnych, a już szczególnie tych pomiędzy rodzicem a dzieckiem zazwyczaj nie są łatwe. Ciężko jest także oceniać takich bohaterów, bo relacje rodzinne mogą być na tyle skomplikowane, że skomplikowane i dziwne może być także zachowanie bohaterów.
Bliscy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Odkąd tylko pamiętam moja ciekawość dotycząca zarówno miejsc, które znam, jak i tych o których wiem niewiele, prowadzi mnie do książek, artykułów z których mogę wiele się dowiedzieć. Podczas czytania “Wędrowca Śląskiego” miałam wrażenie, że znalazłam na fantastycznej lekcji o Śląsku, z której mogę naprawdę wiele wynieść. Bo wydaje mi się, że nikt nie potrafi tak napisać o Śląsku, jak Ślązak.

Henryk Waniek podczas “Wędrowca Śląskiego” zabiera czytelników w podróż po miejscach, które są mu doskonale znane. Odkrywa tajemnice historyczne, kulturowe, społeczne, geograficzne. Sama książka jest zbiorem esejów, które dotychczas się ukazały, ale także tych dotąd nie publikowanych. Eseje mają historyczno-gawędziarski ton. Autor zawiera w nich wiele faktów historycznych, nawiązując do wielu postaci, wydarzeń. Zachowuje przy tym lekkość i bardzo przystępną formę.

Ze względu na szerokie rysy historyczne niektóre momenty dla niektórych mogą wydawać się lekko przynudzające, jednak jest to tylko złudzenie. W przypadku stylu Henryka Wańka mimo całej historycznej formy, w tekście zachodzi wyjątkowe zjawisko. W głównej mierze istotna jest forma, bowiem Waniek zwraca się do czytelników bezpośrednio, używa zwrotów “zbliżamy się do celu”, “jesteśmy w trzech czwartych drogi” sugerujących to, że autor rzeczywiście oprowadza nas po tych miejscach. Wszystko to sprawia wrażenie realnej wycieczki po wspomnianych miejscach, a elementy historyczne są świetnymi wprowadzeniami i dodatkami.

Sama historia Śląska jest niezwykle szeroka, obejmuje kilka krajów, różne narody. Henryk Waniek sprawił, że nie jest to klasyczna podróż po Śląsku. Autor operuje tak świetnym językiem, że zawarte w esejach ciekawostki, wiedza, są niezwykle przyciągające. Bierze on pod lupę legendy, opowiastki, fakty, analizuje je, dostrzega nieścisłości, wyjaśnia. Osobiście o Śląsku wiem niewiele, może dlatego dla mnie każdy z tych esejów miał w sobie coś wyjątkowego. Wychodzę z założenia, że najlepsze historie opowiadają prawdziwie zafascynowani ludzie, a właśnie takim typem jest Henryk Waniek.

Odkąd tylko pamiętam moja ciekawość dotycząca zarówno miejsc, które znam, jak i tych o których wiem niewiele, prowadzi mnie do książek, artykułów z których mogę wiele się dowiedzieć. Podczas czytania “Wędrowca Śląskiego” miałam wrażenie, że znalazłam na fantastycznej lekcji o Śląsku, z której mogę naprawdę wiele wynieść. Bo wydaje mi się, że nikt nie potrafi tak napisać o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Gdybym miała pokrótce powiedzieć coś na temat “Lektury uproszczonej” powiedziałabym, że jest ona bezpośrednia. A tak właściwie takie są jej bohaterki - cztery dziewczyny Ángela, Patricia, Marga i Nati. Ich bezpośredniość poniekąd wynika z ich stanu zdrowia, a poniekąd z ich usposobienia, które tak czy inaczej jest powiązane z ich niepełnosprawnościami. Wszystko sprowadza się więc do jednego - ich niełatwe życie sprawiło, że stały się nieustraszone i zapragnęły podjąć się wyzwania, jakim jest (częściowo) samodzielne życie.

Główne bohaterki są kobietami, które są stygmatyzowane stopniem swojej niepełnosprawności. Dla państwa są niemalże jedynie procentem niepełnosprawności, jaką posiadają. Chociaż i tak ten procent bywa przekłamany i pomniejszany, ponieważ od niego zależy to ile pieniędzy będą mogły otrzymywać.

Zawarte w książce cztery tak podobne, a tak odmienne perspektywy uwidaczniają to, jak różne potrzeby mogą mieć te kobiety. Każda z narracji może wzbudzać inne emocje. Jednak głównym przesłaniem zawartym w tej książce z pewnością jest uwypuklenie rzeczywistości. Marginalizowane osób z niepełnosprawnościami i ich potrzeb jest powszechne. Poruszone w książce tematy skłaniają do zadania sobie kluczowych pytań, w znacznej mierze skierowanych do instytucji, których głównym zamiarem może być chronienie osób z niepełnosprawnościami, choć tak naprawdę powinny one dawać im szansę na rozwój, nie na wegetację.

“Lektura uproszczona” ma za zadanie wprawić czytelnika w dyskomfort. Indywidualne problemy i potrzeby tych czterech kobiet pokazują, jak trudne może być odnalezienie się w społeczeństwie i dostosowanie do panujących tu reguł. Narracja książki bywa intensywna, wątki seksualności, przymusowej sterylizacji, powodują że można poczuć się przytłoczonym. Ale wszystko to ma swój cel, a jest nim zwrócenie uwagi na osoby, które dotychczas bywały niezauważone.

Gdybym miała pokrótce powiedzieć coś na temat “Lektury uproszczonej” powiedziałabym, że jest ona bezpośrednia. A tak właściwie takie są jej bohaterki - cztery dziewczyny Ángela, Patricia, Marga i Nati. Ich bezpośredniość poniekąd wynika z ich stanu zdrowia, a poniekąd z ich usposobienia, które tak czy inaczej jest powiązane z ich niepełnosprawnościami. Wszystko sprowadza...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Podczas czytania książki Ahavy można odnieść wrażenie że tekst sam płynie do przodu. Pomimo niełatwego tematu – transpłciowości, język autorki jest niezwykle przyjemny. Jednak w przypadku tej historii, całe przytłoczenie wynika z tego, że nie skupiamy się na osobie przechodzącej i dokonującej przemiany, ale na bliskiej osobie - żonie. Zagubienie i niepewność bohaterki jest widoczne z daleka. Z jednej strony chce ona wspierać swojego dotychczasowego męża, z drugiej strony sama potrzebuje wsparcia. Z pewnością nie jest to łatwe, kiedy osoba którą się kocha, którą zna się tak wiele lat, w pewnym sensie przestaje być tą samą osobą. Bo z chwilą przemiany przestał być nim, przestał być jej mężem. Sądziła że przez lata dowiedziała się o nim wszystkiego, a tu okazało się, że on pragnie czegoś innego. Szczególnie uderzające były słowa, kiedy ktoś zapytał jej dotychczasowego męża o to kiedy się zorientował, a odpowiedź brzmiała: “wiedziałam od zawsze”.

Czytanie o tym było niezwykle ciężkie szczególnie patrząc na to z szerszej perspektywy, bo chociaż jest tutaj perspektywa żony, to z drugiej storny jak ma się czuć mąż, który tym mężem nie jest. Dodatkowe odniesienia do odkryć geograficznych dodają całej historii wyjątkowego charakteru. Dzięki temu sama zaczęłam porównywać przemiany, jakie mogą zachodzić w ludziach, kiedy odkrywają siebie. Podobnie dzieje się przy odkryciach geograficznych, oba te zjawiska można połączyć elementem ciekawości, strachu, niepewności przed nieznanym. On jest gotów wszystko zacząć od nowa, odrzucić, zmienić. On czuje, że uwalnia swoją duszę, ale jej dusza się zamyka.

Nie istnieje tylko i wyłącznie jedna perspektywa, jeden sposób patrzenia na świat. "Zanim mój mąż zniknie" jest książką niezwykle autentyczną, pełną niedoskonałości. Forma przeplatania historii zarówno tych współczesnych ludzi, jak i odkryć geograficznych tylko wzmacnia odczucia, a całość wydaje się być niezwykle spójna.

Podczas czytania książki Ahavy można odnieść wrażenie że tekst sam płynie do przodu. Pomimo niełatwego tematu – transpłciowości, język autorki jest niezwykle przyjemny. Jednak w przypadku tej historii, całe przytłoczenie wynika z tego, że nie skupiamy się na osobie przechodzącej i dokonującej przemiany, ale na bliskiej osobie - żonie. Zagubienie i niepewność bohaterki jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mimo niewielkiego formatu Fosse stworzył coś, na wzór niemalże pełnowymiarowej historii, zachowując przy tym swój styl specyficzny i jednocześnie skandynawski styl. I chociaż tym razem mamy tu kropki, to jednak Fosse w dalszym ciągu dodaje wiele od siebie.

"Białość" bywa czasem nieco surowa, a prosty ciąg myśli, powoduje że można poczuć tu naprawdę szerokie spektrum doznań i odczuć. W tej krótkiej noweli jesteśmy prowadzeni przez niby zwyczajną podróż. Główny bohater jednej chwili jedzie samochodem, w drugiej samochód utyka w miejscu, po to by ostatecznie opuścić samochód i ruszyć w stronę lasu. Zaczyna się niewinnie, ale później można zacząć zastanawiać się, czy przypadkiem nie jest to jakaś dziwna psychodeliczność.

"Białość" jest niezwykle refleksyjną pozycją, w której każdy może odnaleźć coś dla siebie. Według mnie główny prym wiedzie tu motyw samotności, poczucie przemijalności. "Białość” może być zarówno życiem, jak i śmiercią. Dla mnie osobiście była opowieść o spotkaniu ze śmiercią, ze śmiercią która jest wszechobecna i która może przyjść w najmniej oczekiwanym momencie.

Prostota i uniwersalizm sprawiają, że każdy może spróbować interpretować “Białość” na wiele sposobów. Trochę niczym malowanie na białym płótnie, tak i ta podróż bohatera może mieć dla nas różne znaczenie. W porównaniu do "Drugiego imienia" ta książka Fossego wydaje się być bardziej przystępna, chociaż niekoniecznie prostsza w odbiorze. Taki strumień przemyśleń powoduje, że ciężko rozróżnić rzeczywistość, od tego co może być iluzją. Zadawanie mnóstwa pytań, na które czasem nie ma odpowiedzi, sprawia, że jedyne co pozostaje to poddać się temu.

"Tak, że jest biały. Białość. Taka wyraźna w tej czarnej ciemności. Tak świetliście biała. Świetlista białość."

Mimo niewielkiego formatu Fosse stworzył coś, na wzór niemalże pełnowymiarowej historii, zachowując przy tym swój styl specyficzny i jednocześnie skandynawski styl. I chociaż tym razem mamy tu kropki, to jednak Fosse w dalszym ciągu dodaje wiele od siebie.

"Białość" bywa czasem nieco surowa, a prosty ciąg myśli, powoduje że można poczuć tu naprawdę szerokie spektrum...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dotychczas Julia Fox była dla mnie praktycznie nieznaną postacią. Jednak skuszona wieloma pozytywnymi recenzjami, postanowiłam dowiedzieć się co ma do przekazania.

Cała książka ma szaleńcze tempo. Autorka niczym w pamiętniku opowiada o swoim dzieciństwie, młodości, aż do niemalże obecnego czasu. Miałam wrażenie, że przytrafiło się jej tak wiele, że traciłam rozeznanie w rzeczywistości. Część wydarzeń brzmiała tak źle, tragicznie, że nie byłam pewna, czy aby na pewno takie rzeczy mogły mieć miejsce. Bo w końcu jaka dwunastolatka robi sobie tatuaż i przekuwa sutki?

Sposób w jaki autorka prowadziła całą fabułę był bardzo wciągający. Julia Fox stworzyła własną historię, wykreowaną wokół jej przeżyć. Od początku miała problem z tym żeby odnaleźć siebie. Od najmłodszych lat zauważalne było to, jak musiała się dostosowywać do sytuacji, musiała dawać sobie radę. Zauważyłam, że ten “przymus” sprawił, że w przyszłości miała wiele problemów, ponieważ poznając nowych znajomych, od razu czuła silną potrzebę dostosowania się. Jednak wydaje mi się, że te elementy sprawiły, że podeszłam do tej książki bardziej empatycznie i postrzegam Julie na swój sposób.

Julia przez lata poszukiwała własnej tożsamości. Ale ostatecznie wszystko to co jej się przydarzyło sprawiło, że miała okazję stworzyć najlepszą wersję, tej najgorszej historii. Przez znaczą część książki bywała lekkomyślna, aż do bólu. Ale mimo wszystko wiedziałam na co liczę - na szczęśliwe zakończenie. Chciałam by rzuciła używki, przestała być zależna, przestała przyjmować nowe kolejne osobowości i wreszcie zaczęła być sobą. Cały czas miałam nadzieję, że Julia będzie miała okazję wreszcie być Julią.

“Po drugiej stronie” to zdecydowanie wyjątkowa pozycja, w której może i można wymienić trochę mankamentów, bo chociażby mi samej zabrakło szczegółów i wyjaśnień, jak doszło to tego, że sama Julia określa się osobistością Nowego Jorku, dlaczego stała się “it girl”. Brakowało mi też trochę więcej refleksji z jej strony.

Jednak nie sposób nie docenić zarówno historii jej życia, jak i sposobu w jaki napisała swoją książkę. Bo z pewnością nie może odmówić Julii Fox magnetyzmu i szczerości, które przyciągają nas, czy tego chcemy czy nie.

Świat popularności bywa bardzo złudny, jednak mam naprawdę wielką nadzieję, że obecne życie Julii jest najlepszą wersją z możliwych.

Dotychczas Julia Fox była dla mnie praktycznie nieznaną postacią. Jednak skuszona wieloma pozytywnymi recenzjami, postanowiłam dowiedzieć się co ma do przekazania.

Cała książka ma szaleńcze tempo. Autorka niczym w pamiętniku opowiada o swoim dzieciństwie, młodości, aż do niemalże obecnego czasu. Miałam wrażenie, że przytrafiło się jej tak wiele, że traciłam rozeznanie w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Seria Opowiadań Amerykańskich zdecydowanie nie buduje wizji słodkiego amerykańskiego snu. Książki w tej serii w głównej mierze skupiają się na codzienności ludzi, którzy dotychczas otrzymywali niewiele uwagi. Tak też jest z “Trylobitami”, gdzie w dwunastu opowiadaniach obserwujemy życie mieszkańców Wirginii Zachodniej.

W znacznej części głównymi postaciami są mężczyźni. Ich kreacja dodatkowo wzmaga w nas skrajne emocje. Niektóre z przedstawionych przez autora postaci, lubi wchodzić w inne wcielenia, chcieliby poczuć się kimś innym, kimś lepszym, być silniejsi. Jednak większość bohaterów opowiadań z reguły stara się akceptować swoje życie, niezależnie jakie ono jest.

Te opowiadania przede wszystkim burzą idealny obraz Ameryki i pokazują życie bohaterów od zupełnie innej, niż dotychczas strony. W opowiadaniach czuć każdą ułomność, brud, porażkę i wszystko to co może być codziennością dla wielu. Może właśnie dlatego cała seria jest tak fascynująca, ponieważ opowiadania są głosem zwykłych ludzi, którzy przelewają swoje emocje. Ci ludzie są zahartowani przez trudy życia, tkwią w kręgach z których być może chcieliby się wydostać, ale jest to dla nich zbyt trudne.

“Trylobity” są przede wszystkim niezwykle autentyczne, autor w pełni oddaje klimat Wirginii Zachodniej i jej mieszkańców. Jego bohaterowie nie są idealni, mogą budzić naszą niechęć. Prostota formy, jak i treści sprawia, że książka może być naprawdę przyjemna w odbiorze. Surowe otoczenie dodatkowo potęguje wszystkie emocje i sprawia, ze skupiamy się na poznawaniu specyfiki regionu.

“Noszę blizny tam gdzie rozerwałem skórę, mocując pług albo może bronę talerzową do traktora – wyglądają jak blizny mojego ojca”

Dodatkowym elementem przyciągającym do tego zbioru jest niewątpliwie historia Breece D’J Pancake’a. Jest to bowiem jego jedyne dzieło, jedyna cząstka która po nim pozostała. Dlatego też z racji, że jest to jego jedyny zbiór, pozostaje nam wiele do domysłu. Sam Pancake urodził się i mieszkał w Wirginii, co dodaje jego opowiadaniom jeszcze większej autentyczności.

Seria Opowiadań Amerykańskich zdecydowanie nie buduje wizji słodkiego amerykańskiego snu. Książki w tej serii w głównej mierze skupiają się na codzienności ludzi, którzy dotychczas otrzymywali niewiele uwagi. Tak też jest z “Trylobitami”, gdzie w dwunastu opowiadaniach obserwujemy życie mieszkańców Wirginii Zachodniej.

W znacznej części głównymi postaciami są mężczyźni....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Współcześnie historia kobiet jest na nowo odkrywana. Dotychczas wiele historii było nieznane szerszemu gronu, jednak z biegiem czasu wszystko może ulec zmianom, nawet to. W ostatnim czasie pojawia się coraz więcej książek ukazujących, życie kobiet z tej mniej przyjemnej perspektywy.

Jako, że jestem zafascynowana tematem kobiet w sztuce - zarówno artystek, jak i bohaterek wielu dzieł, uważam ten tytuł za niezwykle ciekawą pozycję. Sonia Kisza przedstawia niesamowicie interesującą perspektywę. Autorka omawia pokrótce wybrane zagadnienia i dzieła, opierając się na obecnie popularnych tematach takich jak LGBT, roli kobiety w religijnym świecie, czy też po prostu perspektywy kobiet. Sposób w jaki autorka to zrobiła jest bardzo przystępny, dodatkowo zrobiła to w sposób dostosowany do języka komunikacji współczesnych ludzi, w sposób lekki, ironiczny, co dodatkowo zachęca do czytania.

Sonia Kisza w śmiały i otwarty sposób wysuwa swoje tezy i interpretacje danych dzieł. Mi osobiście bardzo się to podobało, choć nie zawsze musiałam się zgadzać z jej słowami.

Tytułowa Histeria naznaczyła kobiety na wieki. Kobiety przesadzają, dramatyzują, prowokują, krótko mówiąc i zarówno cytując klasyka “bo to zła kobieta była”. Okazuje się, że nie warto na wszystko patrzeć zerojedynkowo, niezależnie od perspektywy. Dotychczas pewne aspekty są okazują się niepodważalne - historia kreowana przez mężczyzn ma zupełnie inną perspektywę, niż ta kobieca. Dzięki “Histerii sztuki” można spróbować zobaczyć coś więcej w wielu dziełach. Meduza już nigdy nie będzie taka sama, a ponownie przywołana historia Prozerpiny(Persefony), być może odwróci się od rozpaczy jej matki i zwróci uwagę na dramat tej młodej postaci.

Osobiście bardzo polecam “Histerię sztuki”, a już w szczególności w połączeniu z innymi pozycjami, które mogą przybliżyć szeroką perspektywę wielu dotychczas zapomnianych kobiet.

Współcześnie historia kobiet jest na nowo odkrywana. Dotychczas wiele historii było nieznane szerszemu gronu, jednak z biegiem czasu wszystko może ulec zmianom, nawet to. W ostatnim czasie pojawia się coraz więcej książek ukazujących, życie kobiet z tej mniej przyjemnej perspektywy.

Jako, że jestem zafascynowana tematem kobiet w sztuce - zarówno artystek, jak i bohaterek...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

“Legendy” zwierają 13 przedziwnych opowieści. Przyjmują one formę legend, miejscowych opowiastek, wręcz można by czasami odnieść wrażenie, że przypominają one przypowieści. Nie są one jednak klasycznymi legendami, ponieważ w dość mocnym stopniu wykraczają poza schemat. Jest w nich spora doza czegoś nie z tego świata, czego fantastycznego, co ciężko sklasyfikować.

Miałam wrażenie, jakby te historie były (co dziwne) jednością w swojej odmienności. Każda z nich wiele wnosi. Za każdym razem sądziłam, że każda kolejna historia ma w sobie coraz więcej fantazji. Można tu przeczytać o tym jak ciała dwóch mężczyzn łączą się w jedno i to dosłownie, o tym jak rodzic może wpłynąć na życie dziecka, a także o tym jak wielka może być siła miłości dwójki potężnych ludzi .

Tak wiele różnych i przedziwnych historii zawartych na tak niewielu stronach opowiada o dużej głębi człowieczeństwa. Czasem absurdalność i groteskowość przejmują kontrolę, i nadchodzą z każdej możliwej strony, a jednym wyjściem jest po prostu poddanie się temu.

W całym zbiorze były opowiadania, które trafiły do mnie mniej lub bardziej. Tymi najbardziej zapamiętanymi były między innymi opowieść o mężczyźnie i jego niewolniku i historia o miłości bogini i olbrzyma. Sama idea tych historii była niezwykła. Dodatkowo miałam wrażenie, że odnalazłam tam wiele wartościowych dla mnie symboli.

Na wspomnienie zasługuje także posłowie od tłumacza. Wiele oni dodaje, wyjaśnia i pokazuje perspektywę autora i odniesienia z jego życia. Ogółem “Legendy” to świetna i treściwa pozycja. Szczególnie jest to świetna pozycja, dla lubiących krótsze formy.

“Legendy” zwierają 13 przedziwnych opowieści. Przyjmują one formę legend, miejscowych opowiastek, wręcz można by czasami odnieść wrażenie, że przypominają one przypowieści. Nie są one jednak klasycznymi legendami, ponieważ w dość mocnym stopniu wykraczają poza schemat. Jest w nich spora doza czegoś nie z tego świata, czego fantastycznego, co ciężko sklasyfikować.

Miałam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tegorocznie zbiory opowiadań, po które miałam okazję sięgnąć, ani razu mnie nie zawiodły. W przypadku Lucii Berlin miałam przeczucie, że jest to książka, po którą koniecznie muszę sięgnąć. Całe szczęście moja dobra passa trwa dalej i “Instrukcja dla pań sprzątających” była niezwykle udanym wyborem.

Opowiadania Berlin cuchną okrucieństwem życia, które bywa bezlitosne. Codzienne czynności, sprzątanie, chodzenie do pracy, każdy trudniejszy moment, wszystko to składa się na coś nadzwyczajnego. Takie urywki z różnych życiowych momentów, dają nam wgląd w życie bohaterów. Czasami wręcz czułam się, jak podglądacz, nawet jak intruz. Jednak taka obserwacja daje coś więcej, niż można by tego oczekiwać.

Styl Berlin u mnie pozamiatał. Jej szczerość, surowość, przy jednoczesnym zachowaniu delikatności i lekkiej nucie ironii, całkowicie mnie kupiły. Prostota codzienności ukazana przez autorkę ukazały odmienną perspektywę, zwracają uwagę na dany moment, na ulotne historie, które zazwyczaj rozpływają się w powietrzu bez żadnego echa.

W całej formie zafascynował mnie sposób w jaki autorka podeszła do tematu. Nie czuć tu żadnego moralizowania, żadnego pouczania, brak tu puenty. Historie tych ludzi po prostu tu są i to w naszym geście leży to, w jaki sposób je odbierzemy. Wiele z tych osób najzwyczajniej w świecie szuka swojego miejsca na świecie, niezależnie czy będą to używki, takie jak alkohol, czy własna przestrzeń, która da poczucie bezpieczeństwa. Natomiast brutalność świata stawia na ich drodze naprawdę wiele, różnego rodzaju przeszkód.

Inspiracja autorki własnym życiem, nadała opowiadaniom szczególnego wyrazu. Dzięki temu wiele rzeczy może nabrać jeszcze większej głębi. Sytuacje przedstawione w opowiadaniach są w swojej prostocie bardzo poruszające. A wiele z nich będzie mi tkwić w głowie przez bardzo długi czas.

Tegorocznie zbiory opowiadań, po które miałam okazję sięgnąć, ani razu mnie nie zawiodły. W przypadku Lucii Berlin miałam przeczucie, że jest to książka, po którą koniecznie muszę sięgnąć. Całe szczęście moja dobra passa trwa dalej i “Instrukcja dla pań sprzątających” była niezwykle udanym wyborem.

Opowiadania Berlin cuchną okrucieństwem życia, które bywa bezlitosne....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jeśli po przeczytaniu “Posełek” byłam wkurzona na świat, to trochę brakuje mi słów żeby opisać moje emocje po przeczytaniu “Kobiet Solidarności”.
Z jednej strony jestem tak rozczarowana światem, ale z drugiej strony wiem jak wyglądają realia. Według przeświadczenia wielu osób, to mężczyźni są lepszymi przywódcami. Dlatego też w historii Solidarności przewija się tak wiele męskich imion. Nie każdy będzie jednak wiedział, że wiele kobiet prowadzących dane grupy działało pod męskim pseudonimem. To zapewniało im szacunek i chociażby to, że ich decyzje nie był podważane.
Chyba większość z nas nie była zdawała sobie sprawy z tego, że gdyby nie kobiety, strajk został by zakończony przedwcześnie, nie byłoby Solidarności, nie byłoby porozumień sierpniowych.

Te wyjątkowe postacie zniknęły z historii, rozpłynęły się w powietrzu. Ale pozostały zdjęcia na których widać prawdę, pozostała także ich pamięć, która doskonale wie, jak wielką rolę odegrały.

Historia bywa zakłamywania - to już wiemy, ale chyba nie do końca jesteśmy tego świadomi, na jaką skalę. Kobiety łączyły opiekę nad życiem rodzinnym, pracę zawodową i działalność. Ich dokonania są kompletnie niedocenione. Zgadzam się z zawartym w książce twierdzeniem Olgi Krzyżanowskiej, że kobiety wiele straciły przez to, że się wycofały w cień. I być może spośród ich całej waleczności i motywacji, to było ich słabym punktem. Fakt, że ostatecznie nie chciałby brać udziału w tym nierównym w podziale władzy, nie chciałby być sekretarkami, pomocnicami.

Bohaterki tej książki, bohaterki Solidarności nie dystansują się od całej sprawy, nie określają siebie jako żeńskich przedstawicielek. Dla nich były one po prostu ludźmi, bez podziału na płeć. Każda z nich: Anna Walentynowicz, Joanna Duda-Gwiazda, Henryka Krzywonos, Janina Jankowska, Barbara Labuda, Ewa Ossowska, Alina Pienkowska i wiele, wiele innych kobiet, po prostu pragnęły walczyć. Ich udział i poświęcenie dla naszego kraju zostały pominięte, więc teraz to tylko od nas zależy, czy uda nam się przywrócić o nich pamięć i naprostować historię.

Jeśli po przeczytaniu “Posełek” byłam wkurzona na świat, to trochę brakuje mi słów żeby opisać moje emocje po przeczytaniu “Kobiet Solidarności”.
Z jednej strony jestem tak rozczarowana światem, ale z drugiej strony wiem jak wyglądają realia. Według przeświadczenia wielu osób, to mężczyźni są lepszymi przywódcami. Dlatego też w historii Solidarności przewija się tak wiele...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po przeczytaniu wielu specyficznych książek miałam wrażenie, że niewiele będzie w stanie mnie zaskoczyć. Oczywiście bardzo się pomyliłam. “Ściana” oprócz wyjątkowej fabuły, ma także bardzo wyjątkową formę. Jest to forma dziennika, bądź też pamiętnika. Pewna kobieta, która jest uwięziona za tajemniczą ścianą, w odseparowaniu od innych ludzi, spisuje opowieść o tym jak wygląda jej życie.

O całej historii tak naprawdę, nie wiemy zbyt wiele. Nie wiemy w jaki sposób powstała ściana, nie wiemy dlatego padło akurat na główną bohaterkę, nie wiemy także na jakich zasadach działa to odseparowanie. Mimo wszystko bohaterka książki zachowuje się niepokojąco naturalnie, tak jakby odgrodzenie od świata, nie było czymś nadzwyczajnym. Wykonuje wszystkie czynności niezbędne do przeżycia w trudnych alpejskich warunkach, uprawia pole, dba o swoje zwierzęta, które o ironio są jej jedynymi towarzyszami - a tak właściwie przyjaciółmi.
Cała książka wydaje się być bardzo zagadkowa, ale sądzę że jej problematykę można dopasować do wielu sytuacji. Tytułowa “Ściana” może zawierać wiele metafor, co wzbudza zainteresowanie.
Każde kolejne pytanie jakie przychodziło mi do głowy, powodowało, że byłam coraz bardziej zafascynowana tą historią. Ciekawiły mnie przemyślenia narratorki, jej wnioski, i to w jaki sposób przewartościowała swoje życiowe cele.

“Ściana” ma niesamowity rytm. Jest według mnie naprawdę uspokajająca, chociaż tajemniczość i rosnące napięcie mogłyby zwiastować zupełnie co innego. Uważam, że jest to naprawdę świetna książka, po której raczej nie spodziewamy psychologicznego podejścia, które tu otrzymujemy. To co dostajemy, całkowicie przerasta nasze oczekiwania i daje nam zupełnie inne spojrzenie na świat. W szczególności uważam, że wybija się to bardzo mocno, w bardziej intensywnym dla nas czasie, na przykład przygotowania do świąt. Takie zwolnienie, czasem może być dla nas bardzo potrzebne. A chwila na refleksję, czy też chwila na przeczytanie “Ściany” na pewno zawsze się znajdzie.

Po przeczytaniu wielu specyficznych książek miałam wrażenie, że niewiele będzie w stanie mnie zaskoczyć. Oczywiście bardzo się pomyliłam. “Ściana” oprócz wyjątkowej fabuły, ma także bardzo wyjątkową formę. Jest to forma dziennika, bądź też pamiętnika. Pewna kobieta, która jest uwięziona za tajemniczą ścianą, w odseparowaniu od innych ludzi, spisuje opowieść o tym jak...

więcej Pokaż mimo to