-
Artykuły„Małe jest piękne! Siedem prac detektywa Ząbka”, czyli rozrywka dla młodszych (i starszych!)Ewa Cieślik1
-
ArtykułyKolejny nokaut w wykonaniu królowej romansu, Emily Henry!LubimyCzytać2
-
Artykuły60 lat Muminków w Polsce! Nowe wydanie „W dolinie Muminków” z okazji jubileuszuLubimyCzytać2
-
Artykuły10 milionów sprzedanych egzemplarzy Remigiusza Mroza. Rozmawiamy z najpoczytniejszym polskim autoremKonrad Wrzesiński14
Biblioteczka
2022-09-19
2022-01-12
Książka zawiera zapisy 186 homilii papieża Franciszka wygłoszonych podczas mszy świętych koncelebrowanych w Domu Św. Marty w Rzymie w pierwszym roku pontyfikatu, od 25 marca 2013 do 20 marca 2014 roku. Uwagę zwraca prostota i czytelny charakter przekazu. Papież mówi o tym, co w chrześcijańskiej wierze najważniejsze, a więc przede wszystkim o duchowości, choć nie tylko, bo znalazło się tu miejsce także na sprawy społeczne. Swego czasu książka była polecana przez red. Tomasza Terlikowskiego, który słusznie zwrócił uwagę, że oblicze Franciszka, które z owych tekstów się wyłania, nie jest obliczem papieża liberalnego, jakiegoś wymyślonego przez media zwolennika związków jednopłciowych, czy działacza ekologicznego. Wszystko to jedynie medialne spekulacje na temat niektórych, często przypadkowych i, nie ma co ukrywać, nie do końca przemyślanych wypowiedzi papieskich. Nauczanie Franciszka w kwestiach moralnych nie odbiega zbytnio od tradycyjnego nauczania Kościoła, w tym poprzednich papieży. Franciszek ma jednak zupełnie inny styl. Na tle nieco pedantycznego, zbyt "profesorskiego" (nie przypadkiem zresztą) stylu swojego bezpośredniego poprzednika, Benedykta XVI, Franciszek jawi się niemal jak gwiazda popkultury. Świat uległ nieco urokowi "liberalnego" papieża. Ten stan rzeczy ma pewne zalety, przede wszystkim to, że położony został akcent na sprawy dotąd marginalizowane, by wspomnieć choćby o tych osobach żyjących w związkach niesakramentalnych, które nie chcą zrywać swych związków z Kościołem. Zmiana nauczania nie okazała się jednak dobrym pomysłem i zupełnie niesłusznie wielu na nią liczyło. Źródłem autorytetu jest przecież tradycja, którą warto czasem redefiniować czy przemyśleć na nowo, ale porzucać jej nie należy.
Książka zawiera zapisy 186 homilii papieża Franciszka wygłoszonych podczas mszy świętych koncelebrowanych w Domu Św. Marty w Rzymie w pierwszym roku pontyfikatu, od 25 marca 2013 do 20 marca 2014 roku. Uwagę zwraca prostota i czytelny charakter przekazu. Papież mówi o tym, co w chrześcijańskiej wierze najważniejsze, a więc przede wszystkim o duchowości, choć nie tylko, bo...
więcej mniej Pokaż mimo to
Leszek Kołakowski bez wątpienia nie był chrześcijaninem w sensie przynależności do którejkolwiek z konfesji, był jednak filozofem - jak sam o sobie mawiał - "zaprzyjaźnionym z chrześcijaństwem". Wiarę chrześcijańską uznawał za rdzeń naszej tradycji, element, bez którego historii naszej i tego kim jesteśmy wyobrazić sobie wręcz niepodobna.
Tom, który otrzymaliśmy, stanowi wybór tekstów ze wszystkich okresów twórczej aktywności Kołakowskiego. Poziom ich także jest różny, choć z reguły przecież wysoki. Najsłabsze są teksty stare, publikowane najczęściej na łamach "Argumentów", o "antykościelnej" często wymowie, doskonale wpisujące się w ówczesną oficjalną retorykę. Za to fragmenty "Świadomości religijnej i więzi kościelnej" (wstęp i zakończenie), teksty o Augustynie czy Pascalu, legendarne już "Kapłan i błazen" czy "Jezus Chrystus - prorok i reformator", podobnie jak niedawno po raz pierwszy opublikowany "Jezus ośmieszony", reprezentują dla odmiany poziom najwyższy z możliwych. To samo można by odnieść do krótkich zazwyczaj szkiców na temat Karla Jaspersa czy Mistrza Eckharta. Jeśli ktoś na poważnie interesuje się nie samym nawet chrześcijaństwem, lecz religijnym sposobem myślenia i postrzegania świata, ten teksty Leszka Kołakowskiego poznać musi koniecznie.Lektura tych pism stanowić winna zachętę do dalszego zgłębiania myśli największych filozofów chrześcijaństwa (i nie tylko, bo przecież w gronie ważnych myślicieli znalazło się też miejsce dla Plotyna). Kołakowski, czy raczej myśliciele i święci, o których w książce tej sporo, stawiają nam pytania fundamentalne, jak choćby o naturę Boga, pierwiastki boskości w nas (Eckhart), czy zło jest tylko brakiem, pustką i niebytem (Augustyn), czy może raczej jakimś bytem odrębnym, względem Boga konkurencyjnym (tak uważali niegdyś manichejczycy, później zaś katarzy), czy piekło pełne jest potępionych, czy może raczej puste, skoro wszyscy (w tym nawet sam diabeł) mogą być zbawieni? Ten ostatni wątek podejmował też kiedyś ks. Wacław Hryniewicz, którego "Chrześcijaństwo nadziei" swego czasu próbowałem na LC recenzować. Lekturę Kołakowskiego polecam tym bardziej, że żyjemy jak się zdaje w czasach, w których głowę podnosi chrześcijaństwo "upaństwowione", gdzie boskie miesza się z cesarskim, także trudno jedno od drugiego odróżnić. Świat, w którym wszystko staje się sacrum, to zarazem świat, w którym nie ma już profanum, skoro zaś to pierwsze bez drugiego istnieć nie może, to czeka nas świat zdechrystianizowany. Pisma Kołakowskiego (agnostyka przecież, o ile nie ateisty) zdają się przed takim światem ostrzegać.
Leszek Kołakowski bez wątpienia nie był chrześcijaninem w sensie przynależności do którejkolwiek z konfesji, był jednak filozofem - jak sam o sobie mawiał - "zaprzyjaźnionym z chrześcijaństwem". Wiarę chrześcijańską uznawał za rdzeń naszej tradycji, element, bez którego historii naszej i tego kim jesteśmy wyobrazić sobie wręcz niepodobna.
Tom, który otrzymaliśmy, stanowi...
Fulton J. Sheen stawia wymagania i prowokuje jak nikt inny. Najgorliwsi z katolików po lekturze tej książki zmuszeni będą przyznać, że ich wiara jest niewystarczająca... To program maksymalistyczny i tacy jak ja od pierwszych jej stron wiedzieli, że to nie jest na ich miarę. Być może ze dwadzieścia lat temu. Wtedy może i tak. Obecnie mogę tylko liczyć na Miłosierdzie Boże, bo z moim chrześcijańskim minimum zagrzeję pewnie miejsce w jakimś przedprożu Raju (o ile w ogóle dane mnie będzie tam się znaleźć).
Książka jest znakomicie napisana i lektura jej angażuje na całej linii. To swego rodzaju katechizm, wykład podstawowych prawd wiary i katolickiego stylu życia. Nie jest to jednak Leszek Kołakowski, zatem wspomniane tu "prawdy wiary" są zarazem prawdami jedynymi, innych już nie ma i być nie może (kto was zapowiedział Buddo, Sokratesie?). Przyjmując podobną perspektywę łatwo jest ruszyć za autorem poddając się jego uwodzicielskiej mocy. Cóż z tego, skoro wiemy, że miłość między mężczyzną a kobietą wcale tak nie wygląda, jak Sheenowi się wydaje. Cóż z tego, skoro uwag o wyższości mężczyzny nad kobietą (bo ta z ciała jego życie swe wzięła) wygłaszać dziś już nie sposób, choćby tylko dlatego, że - jakkolwiek to zabrzmi - współczesna antropologia zajmuje stanowisko zgoła odmienne. Cóż z tego wreszcie, że i sam Kościół Katolicki od wielu "przedsoborowych" mądrości Sheena odszedł i ani do nich nie wraca, ani wracać nie zamierza (pomijam ekstrema). Wykład Sheena jest prosty i nie pozostawiający wątpliwości. Jego epigonami w dzisiejszym świecie są Tomasz Terlikowski i Paweł Lisicki. Ich wysokiej próby styl i kusząca perspektywa bronią się jednak tylko o tyle, o ile trafią na wyrobionego już w podobnym duchu odbiorcę. Reasumując: jeśli wątpiący jesteś i poszukujący, czytaj raczej Tischnera i Kołakowskiego, a Fulton J. Sheen (jak i jemu podobni, choć niższej z reguły rangi) może co najwyżej "przekonać przekonanych".
Fulton J. Sheen stawia wymagania i prowokuje jak nikt inny. Najgorliwsi z katolików po lekturze tej książki zmuszeni będą przyznać, że ich wiara jest niewystarczająca... To program maksymalistyczny i tacy jak ja od pierwszych jej stron wiedzieli, że to nie jest na ich miarę. Być może ze dwadzieścia lat temu. Wtedy może i tak. Obecnie mogę tylko liczyć na Miłosierdzie Boże,...
więcej mniej Pokaż mimo toG.K.Chesterton to chyba jeden z najlepszych katolickich pisarzy ubiegłego stulecia. Dzieła tego wyśmienitego konwertyty bywają dziś czytane głównie przez konserwatystów, a szkoda, bo są to rzeczy nie tylko mądre, ale i z wdziękiem napisane. To zwyczajnie dobra literatura, będąca dowodem na to, że można o sprawach ważnych pisać w sposób niewyczerpujący czytelnika. Tym razem otrzymujemy tom publicystyki, a tytułowi heretycy to nikt inny, jak współcześni autorowi bohaterowie intelektualnego panteonu. Jest ich wielu, niektórzy zgoła już zapomniani, inni znani po dziś dzień (Rudyard Kipling, George Bernard Shaw). Chesterton mierzy się z tematami takimi jak neopogaństwo, ateizm, a nawet...polityczna poprawność (w moim przekonaniu taką próbką jest esej o literaturze krajów postkolonialnych). Przeczytać z pewnością warto, choć o niektórych sprawach dzisiaj myśli się już i pisze inaczej, a przynajmniej w odmienny sposób rozkłada akcenty. Chesterton był pisarzem obdarzonym genialną inteligencją i przenikliwością umysłu, z czym w naturalny sposób łączyło się poczciwe, choć wcale nie krotochwilne poczucie humoru. Był także przyjacielem Polski i miłośnikiem piwa, a to doprawdy niemało.
G.K.Chesterton to chyba jeden z najlepszych katolickich pisarzy ubiegłego stulecia. Dzieła tego wyśmienitego konwertyty bywają dziś czytane głównie przez konserwatystów, a szkoda, bo są to rzeczy nie tylko mądre, ale i z wdziękiem napisane. To zwyczajnie dobra literatura, będąca dowodem na to, że można o sprawach ważnych pisać w sposób niewyczerpujący czytelnika. Tym razem...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-07-31
Po cóż to agnostyk bierze się za żywoty świętych? Ano po to, by je "poprawić", a że z czasem nasunęły się nowe wątki, konieczność przeredagowania i uzupełnienia, rzecz dojrzała do tego by "poprawić ją ponownie".Jaki jest efekt? Ano dość mizerny... Obawiam się, że każdy, kto pobieżnie choćby z dziejami polskiego katolicyzmu się zapoznał, niewiele z tej nader obszernej książki dowie się nowego. Pojawia się tu wprawdzie kilku świętych mniej znanych (uznajmy za takowych Jozafata Kuncewicza i Klemensa Marię Hofbauera) i przybliżenie ich sylwetek może być cenne. Jeśli jednak ktoś historią Kościoła Katolickiego choć trochę się interesuje i - jako się rzekło - nawet i pobieżną zawarł z nią znajomość, tego nie zaskoczą rewelacje o "zmitologizowanym" kulcie św. Stanisława biskupa, o wybuchowym temperamencie Jadwigi Andegaweńskiej, objawieniach Faustyny Kowalskiej, czy antysemityzmie "Rycerza Niepokalanej", że o skróconym kalendarium pontyfikatu Jana Pawła II i jego karmelitańskiej duchowości już nie wspomnę. Mawiano niegdyś "nihil novi sub sole". Tak jest i w przypadku tej rzekomo sensacyjnej publikacji. Srodze zawiedzeni będą ci, którzy liczą na kolejny "antychrześcijański" bestseler w rodzaju dzieł Zenona Kosidowskiego (choć ze zrozumiałych względów apologią katolicyzmu książka prof. Mikołejki także być nie może). Jest to zaledwie subiektywny (i to bardzo, skoro źródłem pomocnym do spisania dziejów Jana z Dukli okazała się poczytna książka Andrzeja Stasiuka) zbiór przemyśleń autora o tym czym polski katolicyzm był w przeszłości, czym jest obecnie, czym być mógł i czym być powinien. Jest to też książka o historii Polski, bo przecież dziejów naszych nie da się opowiedzieć nie uwzględniwszy wspomnianych już Stanisława biskupa i Jadwigi Andegaweńskiej (której z inną z bohaterek książki, Jadwigą Śląską, pomylić nie sposób, bo i charaktery odmienne i typ świętości też jakby nieco inny). Wymieniona już postać Jozafata Kuncewicza to z kolei znakomity pretekst do trafnych rozważań o unii brzeskiej, a krótki biogram św. Wacława Czeskiego daje dobrą okazję do przemyślenia związków między wiarą a polityką. Ostatecznie więc nie jest znowu tak źle, ale intelektualista tej rangi co prof. Mikołejko mógł swoich czytelników uraczyć czymś dużo, dużo lepszym.
Po cóż to agnostyk bierze się za żywoty świętych? Ano po to, by je "poprawić", a że z czasem nasunęły się nowe wątki, konieczność przeredagowania i uzupełnienia, rzecz dojrzała do tego by "poprawić ją ponownie".Jaki jest efekt? Ano dość mizerny... Obawiam się, że każdy, kto pobieżnie choćby z dziejami polskiego katolicyzmu się zapoznał, niewiele z tej nader obszernej...
więcej mniej Pokaż mimo to
Drugi tom homilii papieża Franciszka wygłoszonych w Domu Św. Marty w Rzymie (pierwszy nosi tytuł "Prawda jest spotkaniem") obejmuje teksty z okresu przypadającego między 21 marca 2014 a 26 czerwca 2015 roku. Książka zawiera łącznie 155 homilii (poprzedni tom obejmował ich nieco więcej, bo aż 186). Każda z nich stanowi mniej lub bardziej oryginalny komentarz do czytań z danego dnia roku liturgicznego. Żadna jednak nie pozostawi obojętnym nikogo, kto szczerze próbuje naśladować Chrystusa. W tekstach tych chrześcijanie mogą przeglądać się jak w lustrze. Odpowiedź na pytanie o szczerość mojej wiary i o jej rzeczywisty wpływ na życie moje i moich bliźnich bywała dla mnie zaskakująco bolesna. Wydaje się, że chyba jednak większość wierzących w naszym kraju to chrześcijanie "szarej strefy" (nader trafny termin papieski), ani zimni więc, ani gorący. Niekiedy jednak trudno nam przekroczyć barierę zgorszenia, z którą niewątpliwie łączy się Krzyż. Większość z nas w kwestii wiary przez całe życie stawia pierwsze kroki, a znacząco postępują na tej drodze tylko nieliczni. Myliłby się jednak ten, kto dostrzegałby w tym błąd, nie mówiąc już o grzechu. Tym ostatnim jest bowiem dwulicowość, udawanie chrześcijanina przy świadomym i dobrowolnym prowadzeniu niechrześcijańskiego życia (osobiście sądzę, że wspomniana tu "dobrowolność" bywa jednak stopniowalna, bo przecież bywają chrześcijanie, którzy popadają w zgoła niechrześcijańskie schematy za sprawą depresji, lęku czy innych jeszcze trudnych życiowych uwarunkowań). Przy okazji lektura homilii z Domu Św. Marty, tak tego, jak i poprzedniego ich tomu, po raz kolejny uświadomiła mi, jak bardzo odległy od rzeczywistości jest medialny wizerunek "lewicowo-liberalnego" papieża Franciszka. Naprawdę bowiem ten dość oryginalny, choć już nie tak popularny, a może i obecnie nieco zapomniany "Piotr naszych czasów", tak jak i jego poprzednicy głosi chrześcijaństwo trudne i wymagające. Nauczanie Franciszka nie jest głoszeniem jakiegoś "lightowego", miłego i tolerancyjnego Chrystusa. Wręcz przeciwnie. Papież głośno i odważnie upomina grzeszących, i to nie tylko winnych najgorszych przestępstw, lecz także i tych, którzy zgnuśnieli w swoim powszednim, biernym i wycofanym, "pluszowym" chrześcijaństwie. Z przykrością nieraz uświadomić sobie można, że ta krytyka nie dotyczy kogoś tam, lecz właśnie nas, czytelników czy słuchaczy papieskich słów. Podobno "Słowa z Domu Świętej Marty" (taki jest podtytuł drugiego tomu homilii) najlepiej wyrażają sens papieskiego nauczania. Tym bardziej więc warto te teksty czytać i rozważać.
Drugi tom homilii papieża Franciszka wygłoszonych w Domu Św. Marty w Rzymie (pierwszy nosi tytuł "Prawda jest spotkaniem") obejmuje teksty z okresu przypadającego między 21 marca 2014 a 26 czerwca 2015 roku. Książka zawiera łącznie 155 homilii (poprzedni tom obejmował ich nieco więcej, bo aż 186). Każda z nich stanowi mniej lub bardziej oryginalny komentarz do czytań z...
więcej Pokaż mimo to