-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik242
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński41
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
„Pokochałam Cię, gdy nikt jeszcze o tobie nie słyszał, i będę kochała, nawet jeśli wszyscy inni o tobie zapomną. Jesteś na mnie skazanym czy ci się to podoba, czy nie. Niezależnie od tego, gdzie będziemy mieszkać i jak skromnie żyć, najważniejsze, żebyśmy byli razem.”
Książka „Rozgrywający” to drugi tom serii „Sokoły”, która opowiada losy polskiej drużyny futbolu amerykańskiego. Tym razem na tapetę bierzemy rozgrywającego – Eryka Lisowskiego. Mężczyzna mierzy się z kontuzją, która najprawdopodobniej wykluczyła go z gry zawodowej. Eryk nie wie jak o swojej decyzji poinformować żonę, która poświęciła dla niego całe swoje życie.
W porównaniu do poprzedniej części ta, jest dojrzalsza i zdecydowanie bardziej emocjonalna. Autorka przedstawia nam tą historię dwutorowo, jako przeszłość i czasy obecne. Okazuje się, że Eryk wraz ze swoją żoną nie mieli łatwej przeszłości. Jedno wydarzenie, zmieniło ich całe plany na przyszłość. Jednak mając siebie obok, nic nie jest im straszne. Są swoimi najlepszymi przyjaciółmi, partnerami i rodzicami. Jednak autorka dobitnie pokazuje, iż nadal są tylko ludźmi. Mają swoje wady i zalety, mocne i słabe strony. Mierzą się z trudami dnia codziennego, jednak ciągle z tyłu głowy mają tą drugą osobę.
„Rozgrywający” jest historią w której przede wszystkim znajdziecie miłość, troskę i bezgranicznie wsparcie. Tutaj upadają mury, który przez lata były pielęgnowane. Choć nie brakuje w niej również rozgoryczenia i poczucia niesprawiedliwości.
Zabrakło mi tutaj humoru, który zdecydowanie rozładowałby napięcie i choć na moment pozwolił zapomnieć o trudnej tematyce. Mam również wrażenie, że autorce nie do końca udało się odwzorować uczucia, które ponoć odczuwali nasi bohaterowie. Podświadomie czułam, że ich wzajemna troska i wsparcie, jest mi wciskane na siłę. Sam klimat, mnie troszkę przygniótł i niestety gubiłam się pomiędzy dwoma rzeczywistościami, a w szczególności w pierwszej części tej książki. Zdecydowanie o wiele bardziej jestem fanką pierwszego tomu, i liczę, że trzeci będzie bardziej podobny do poprzedniej historii.
„Pokochałam Cię, gdy nikt jeszcze o tobie nie słyszał, i będę kochała, nawet jeśli wszyscy inni o tobie zapomną. Jesteś na mnie skazanym czy ci się to podoba, czy nie. Niezależnie od tego, gdzie będziemy mieszkać i jak skromnie żyć, najważniejsze, żebyśmy byli razem.”
Książka „Rozgrywający” to drugi tom serii „Sokoły”, która opowiada losy polskiej drużyny futbolu...
„Wiesz.. czasem człowiek tkwi w jednej miłości i myśli, że to jest ta jedyna u najważniejsza. A potem nagle pojawia się druga miłość i uderza cię obuchem. Wtedy zaczynasz rozumieć, że ta pierwsza wcale nie jest najistotniejsza. Że to dla tej drugiej jesteś w stanie zrobić wszystko.”
„Biegacz” to pierwszy tom serii „Sokoły” i moje kolejne już spotkanie z twórczością Anne Marie. Jest to lekka, przyjemna historia, którą przeczytałam w ekspresowym tempie. A to wszystko zasługa ciekawej, nieszablonowej fabuły, świeżych bohaterów i przyjemnego, słodkiego klimatu.
Autorka tym razem przygotowała dla nas historię Mateusza – wschodzącej gwiazdy futbolu amerykańskiego, oraz Anety – nowej neurologopedki chłopaka. Kobieta jako jedna z nielicznych widzi w nim coś więcej, niż choroba, która często go definiuje. Ich losy połączyły się w konkretnym celu.. a każde kolejne spotkanie, rodzi w nich głębsze uczucia.
Szczerze przyznam, że książka wywołała we mnie szeroki wachlarz przeróżnych emocji, gdyż fabuła tej historii jest bardzo dynamiczna, a sama autorka nie daje nam odsapnąć. Ciągle zaskakuje nas zwrotami akcji i wydarzeniami związanymi z chorobą Mateusza. Wszystko owiane jest ogromnymi emocjami i pięknie opisanymi uczuciami. Bohaterowie zostali wykreowani w bardzo realistyczny i prawdziwy sposób. Ze wszystkimi swoimi wadami i zaletami. A ja jestem ogromną fanką takich postaci.
Jednak niech Was nie zmylą moje słodkie słówka, choć w środku historia poprowadzona jest z dwóch perspektyw, tak nie jest to książka dwóch postaci. Poznajemy zarówno przyjaciół naszych głównych bohaterów, ich rodziny, zespół Sokołów jak i ex chłopaka Anety. Co przekłada się na to, że w środku znajdujemy troskę, wsparcie, humor i zazdrość. Nie brakuje także fachowych określeń i zwrotów związanych z futbolem amerykańskim, o których wcześniej nie słyszałam.
W moim odczuciu, jest to idealny tytuł, jeśli szukacie czegoś niezobowiązującego, przyjemnego i zarazem lekkiego. A ja, niemogę już się doczekać, aż zabiorę się za historię kolejnego z Sokołów. ✨
„Wiesz.. czasem człowiek tkwi w jednej miłości i myśli, że to jest ta jedyna u najważniejsza. A potem nagle pojawia się druga miłość i uderza cię obuchem. Wtedy zaczynasz rozumieć, że ta pierwsza wcale nie jest najistotniejsza. Że to dla tej drugiej jesteś w stanie zrobić wszystko.”
„Biegacz” to pierwszy tom serii „Sokoły” i moje kolejne już spotkanie z twórczością Anne...
„ – Joyce! - Tak? – wydusiłam z siebie. - Co to, k*rwa, jest? - Ściana. - Joyce, nie wk*rwiaj mnie. Czemu to się błyszczy? – warknął, nieprzerwanie wbijając wzrok w ścianę. - Ale co? – zgrywałam głupią. – Ja tam nie widzę, żeby coś się błyszczało. (…) – Joyce! – wycedził przez zęby. – Cóż, no. Istnieje prawdopodobieństwo, że niosłam worek z brokatem i potknęłam się akurat nad wiaderkiem z farbą.”
Przeczytanie książki „Before destiny teaches us to lie” jest idealnym przykładem na to, jak bardzo zdeterminowana i zawziętą osobą jestem. Bardzo dużo energii kosztowało mnie to, aby dokończyć ten tytuł do końca. W życiu nie dałam żadnej książce dnf’a, jednakże był to idealny kandydat do numeru 1. Po zastoju czytelniczym i tygodniowej „męczarni”, myślę, że jestem gotowa na to, aby powiedzieć o tej książce kilka słów.
Nie ukrywam, zaintrygował mnie opis tej historii, a że jestem okładkową sroką, to i okładka przykuła mój wzrok. Na pierwszy rzut oka, fabuła wydaje się intrygująca - motyw fake dating, age gap i hate – love oraz wątek zemsty i wzbudzenia zazdrości u ex – to ciekawy przepis, na lekki i zabawny romans, który zachwyci wielu czytelników.
Niestety, w moim odczuciu ta książka nie ma wiele do zaoferowania. Oprócz ciągłych wulgaryzmów, ciętego języka, wiecznego przekomarzania się, ta książka nie potrafiła wzbudzić we mnie innych emocji, niż niechęć do czytania. Paradoksem jest to, że początek naprawdę bardzo mi się spodobał. Lekki i zabawny klimat, naprawdę zwrócił moją uwagę. Jednakże, nie byłam wstanie przez całe 344 strony znieść jednej i tej samej śpiewki. Destiny i Oscar (główni bohaterowie tej historii) przeprowadzili ze sobą może dwie – trzy poważne rozmowy, które w moim odczuciu były wprowadzone na siłę, tylko po to, by zrobić z naszego bohatera, czułego i troskliwego mężczyznę. To nic, że przez ¾ wszystkich wypowiedzi jakie skierował do Destiny, były to groźby lub próba wyrzucenia jej z biura.
Natomiast jeśli chodzi o Destiny, to sytuacja ma się jeszcze gorzej. Nie spotkałam jeszcze bohaterki, która tak bardzo działała by mi na nerwach. Kobieta, która ogarnia trzy etaty, nie zachowuje się i nie wyraża jak 12 – latka. Destiny to jeden wielki chaos. Niby pragnie stabilności i ciepła w związku, a jednak ciągle zachowuje się jak rozwydrzona nastolatka. Nie potrafi być poważna, jest roszczeniowa, ale nie w taki oczywisty sposób. Idealnie potrafi ugrać wszystko na swoją korzyść. A przez to, że ciągle posługuje się sarkazmem, nie byłam wstanie traktować jej na poważnie.
Cięty język, ciętym językiem, ale mnie ta historia przerosła. Pierwszy raz spotkałam się z taką sytuacją, że ciała książka to dosłownie jedno wielkie przekomarzanie się głównych bohaterów. Było to ogromnie nużące i denerwujące. Nie znalazłam w tej książce żadnej chemii pomiędzy bohaterami, żadnej iskierki uczuć czy też emocji, które sprawiłyby, że poczułabym coś więcej niż znużenie i zażenowanie.
Wulgaryzmy i język jaki znalazłam w środku dosłownie mnie przygniótł. Pierwszy raz spotykam się z taką książką i pierwszy raz towarzyszą mi takie emocje, więc jest to dla mnie nowość.
Uważam, że jedyną rzeczą jaka zasługuje na pochwałę to kreatywność autorki. Nie sądziłam, że ktoś jest wstanie przez 344 strony cały czas, notorycznie jechać ripostami. Myślę, że jest to wyczyn, który bardzo ciężko będzie pobić.
Cóż, jestem osobą, która stara się nie odradzać czytania pewnych tytułów, więc i tym razem będzie podobnie. Wnioski możecie wyciągnąć sami i zdecydować, czy będzie to tytuł dla Was. Z pewnością humoru w tej książce nie brakuje, a być może ktoś z Was potrzebuje takiej pozycji do przeczytania w swoim życiu.
„ – Joyce! - Tak? – wydusiłam z siebie. - Co to, k*rwa, jest? - Ściana. - Joyce, nie wk*rwiaj mnie. Czemu to się błyszczy? – warknął, nieprzerwanie wbijając wzrok w ścianę. - Ale co? – zgrywałam głupią. – Ja tam nie widzę, żeby coś się błyszczało. (…) – Joyce! – wycedził przez zęby. – Cóż, no. Istnieje prawdopodobieństwo, że niosłam worek z brokatem i potknęłam się akurat...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Kobiety nie są jak kruche porcelanowe lalki. One są silne, silniejsze niż my. Czasami wydaje nam się, że dana sytuacja je skrzywdziła, trwale uszkodziła, tworząc rysę czy pęknięcie na tej ich nieskazitelnej powłoce, ale one już po chwili znowu stają na nogi i ruszają przed siebie z wysoko uniesioną głową, sprawiając, że stają się w naszych oczach jeszcze piękniejsze..”
Heej! 🫣 Dziś swoją premierę ma niewątpliwie jeden z lepszych tytułów, jakie miałam przyjemność czytać w tym roku. „Nieustępliwy szef” to historia o drugim z braci Stone – Aaronie. Mężczyźnie bardzo przystojnym, inteligentnym, charyzmatycznym i całkowicie utkwionym w szponach koszmaru z przeszłości. Nie jest niewiniątkiem i nigdy tak naprawdę nie zamierza być grzecznym chłopcem. Jednak gdy poznaje Anę, wiele rzeczy w jego postrzeganiu się zmienia. Nie jest świadom jednak z jaki demonami kobieta zmaga się każdego dnia.
Right person, wrong time.. Czy ich historia będzie mogła liczyć na happy end? 🥺
Jeśli w tym momencie myśleliście, że cokolwiek wam zdradzę, to byliście w ogromnym błędzie. Muszę zostawić Was z pewnym elementem zaskoczenia, a prawda jest taka, że jeśli chodzi o ten tytuł, to w środku czeka was bardzo dużo niespodzianek. Jedne z pewnością was ucieszą, inne zaś wywołają skrajne emocje. Jednakże ja uważam, że każda z nich jest potrzebna. Autorka ponownie wykonała kawał dobrej roboty, gdyż połączyła namiętność z uczuciami, chemię z troską, intrygę z zemstą, humor z ciętym językiem i całkowite oddanie ze szczerą, prawdziwą miłością. W tej książce nie brakuje konkretnych i bardzo charakterystycznych postaci. Nie da się nie polubić uroku osobistego Aarona, czy też zadziorności Any. Nasi główni bohaterowie to niezłe ziółka i śmiało mogę Wam zagwarantować, że przy tej dwójce nie będziecie narzekać na nudę.
Ich relacja jest namiętna, i obok chemii między nimi po prostu nie można przejść obojętnie. Ale co istotne, swoją relację budują na przyjaźni i zaufaniu, choć niestety i bez kłamstw się tutaj nie obejdzie. Jednakże spokojnie, odbiją to sobie z nawiązką.
„Nieustępliwy szef” jest tytułem do którego z pewnością jeszcze nie raz powrócę. Ma w sobie to coś co mnie hipnotyzuje i przyciąga do niego. Oprócz dobrej zabawy, nutki namiętności i uroczego romansu, dostajemy również bolesną lekcję życia, którą przeżywamy wraz z głównymi bohaterami. Ta historia ma coś więcej do zaoferowania, niż tylko kilkaset stron, które szybko przelecą nam przez głowę. „Nieustępliwy szef” jest historią, która pokazuje nam ojca, który uczy swoich synów szacunku do kobiet. To książka, która ukazuje piękno rodziny i więź jaka tworzy się między bliskimi osobami. I wreszcie do opowieść, która łączy w sobie dwie zranione duszę, duszę kobiety, która w życiu przeszła już piekło, i mężczyzny, który się za nie obwinia. Ja nadal jestem pod ogromnym wrażeniem, tego jak wiele różnych uczuć i emocji przeplata się przez tą historię. Nie mogę wyjść z podziwu, w jaki idealny sposób autorka połączyła świat Any i Aarona. Gwarantuję Wam, że sięgając po ten tytuł będziecie zachwyceni, zaintrygowani i przeżyjecie wspaniałą przygodę, pełną wlotów i upadków. Historię, w której pojawią się zarówno łzy wzruszenia jak i smutku.
Nie wiem, czy mam swojego ulubionego brata, uwielbiam zarówno Aarona jak i Gabriela. Obaj mają to coś, co niewątpliwie mnie do nich przyciąga.
„Kobiety nie są jak kruche porcelanowe lalki. One są silne, silniejsze niż my. Czasami wydaje nam się, że dana sytuacja je skrzywdziła, trwale uszkodziła, tworząc rysę czy pęknięcie na tej ich nieskazitelnej powłoce, ale one już po chwili znowu stają na nogi i ruszają przed siebie z wysoko uniesioną głową, sprawiając, że stają się w naszych oczach jeszcze...
więcej mniej Pokaż mimo to
“On nie był tym, kogo potrzebowałam, był też tym, kogo chciałam.”
“Pokusa” to historia w której spotykamy się z zakazanym uczuciem oraz relacją, którą tak bardzo lubimy - nauczyciel i uczennica. Tajemnice, sekrety, ukradkowe spojrzenia i przyciąganie, to coś co uwielbiam w tego typu książkach. Niestety tym razem mam strasznie mieszane odczucia. Ogromnie spodobał mi się opis tej historii, zaintrygował mnie i przyznam, że miałam swoje oczekiwania względem tego tytułu. Jednak autorka nie do końca wciągnęła mnie w klimat tej historii. Głównie nie jestem przekonana do emocji i uczuć jakie pojawiły się w książce. A właściwie ich brak. Dla mnie jest to bardzo prostolinijna książka, w której dostajemy puste dialogi bez zaangażowania naszych postaci. Miałam wrażenie, że oni też stoją gdzieś tam z boku. Brakowało mi tutaj wyrażania swoich uczuć i emocji. Być może to tylko moje wrażenie, ale ja czytając czułam, że spotykam się ze ścianą.
Nie jestem również fanką kreacji bohaterów, szczególnie tyczy się to naszej Penny. Drażniło mnie jej zakochanie, i choć starałam się je zrozumieć i zwalić na karty jej wieku, tak niestety nie mogłam robić tego w nieskończoność. James natomiast był ciekawą postacią, i żałuję, że nie mogłam poznać jego myśli.
Rzeczą która podobała mi się w tej historii, to ten element zaskoczenia. Jeśli o to chodzi, autorka bardzo umiejętnie wodzi czytelnika za nos i potrafiła zaskoczyć go w najmniej oczekiwanym momencie .Mi osobiście podobały się te zwroty akcji i nie byłam wstanie przewidzieć ich wszystkich. Osoby, które lubią bardziej tajemniczy klimat, z pewnością odnajdą się w tej historii. Nie brakuje tutaj tajemnic, sekretów i zawirowań, które zwracają uwagę. Podobnie jak zakończenie, które intryguje na dalszą część.
Nie wiem czy sama sięgnę po kontynuację, ale zachęcam do sprawdzenia tego tytułu. Być może to nie był idealny czas dla mnie na czytanie tej historii.
“On nie był tym, kogo potrzebowałam, był też tym, kogo chciałam.”
“Pokusa” to historia w której spotykamy się z zakazanym uczuciem oraz relacją, którą tak bardzo lubimy - nauczyciel i uczennica. Tajemnice, sekrety, ukradkowe spojrzenia i przyciąganie, to coś co uwielbiam w tego typu książkach. Niestety tym razem mam strasznie mieszane odczucia. Ogromnie spodobał mi się...
„Na początku chciałem podarować ci róże, ale wydały mi się zbyt pospolite, żeby opisać twój charakter. (…) – Dopiero potem to do mnie trafiło. Piwonie! Są piękne, ale bardzo wrażliwe. Posiadają właściwości lecznicze. Mają silne korzenie. Nie lubią przesadzania i mogą po tym zabiegu przez parę lat nie kwitnąć.”
Heej! 🧛 Dziś zabieram was do miasteczka Windermore, które skrywa nie jedną tajemnicę. Miałam już przyjemność czytać dwie poprzednie książki autorki, i zdecydowanie mogę powiedzieć, że to mój ulubiony tytuł. Edyta Prusinowska tym razem przygotowała dla nas historię, w której główną rolę odkrywa niespodziewane morderstwo oraz istoty nadnaturalne – wampiry. Naszymi głównymi bohaterami są siedemnastolatkowie - Dakota i Henry. Znają się od najmłodszych lat, jednak dopiero teraz mają możliwość spędzić ze sobą więcej czasu. Dziewczyn, bowiem będzie pomagać mu z biologią, która jest jej konikiem. I tak od spotkania do spotkania znajdą się w centrum wszystkich niewyjaśnionych wydarzeń w miasteczku..
„Krew, która nas dzieli” to tytuł, który zaskoczył mnie pod wieloma względami. Pierwszą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy to kreacja bohaterów. Każda z postaci, która przewija się przez tą historię wytwarza inny klimat wokół siebie. Mam wrażenie, że Dakota, Henry i Erin konsekwentnie przez całą powieść byli charakterystycznymi postaciami, które nie zbaczają z raz obranej drogi. Zdarzyło im się popełnić wiele błędów, ale zawsze robili to w dobrej wierze. Wierzyli, że ich działania są słuszne, nawet jeśli przez moment zranią drugą osobę. Cała trójka miała świetne przyciąganie i bardzo przyjemnie czytało mi się ich historię. Oczywiście to nie jest tytuł trójki bohaterów, mamy również ojca Henry’ego, mamę Dakoty, Paladyna czy Lucy, którzy również wpisują się idealnie w tą historię. Tutaj każda postać miała do odegrania pewną rolę, i ta spójność totalnie mnie ujęła.
Kolejnym elementem, który bardzo dobrze wspominam, z pewnością jest sam wątek wampirów. Uważam, że wiele rzeczy można by było bardziej rozwinąć, jednak finalnie wyszło to w porządku, w dobrym guście. Dostajemy wiele cenny informacji, ale warto pamiętać, że nie wszystkie karty zostały odkryte. Autorka skupiła się na wyjaśnieniu nam podstaw ich funkcjonowania i myślę, że w kontynuacji dostaniemy smaczki, które jeszcze bardziej utkwią nam w pamięci. Podobnie jak w przypadku kreacji bohaterów, tak tutaj fabuła również bardzo przypadła mi do gustu, głównie dlatego, że była spójna, nieszablonowa, dynamiczna i zaskakująca.
W tym miejscu wypada mi również wspomnieć o samym klimacie tej książki. Wszystkie relacje są bardzo ciepłe (a przynajmniej większość z nich), pojawia się troska, wsparcie, miłość, ale i zazdrość czy też niezrozumienie. Jest również humor i nienawiść. Ten tytuł przeplata w sobie wiele emocji i z pewnością, jest książką po którą warto sięgnąć. A sam fakt, że dostajemy dwie perspektywy, sprawia, że idealnie możemy odczuwać emocje i uczucia naszych bohaterów.
Dla mnie ta książka ma taki klimat sagi „Zmierzch”, choć i fani serialu „The Vampire Diares” oraz „The Originals” będą mieli nie lada gratkę czytając ten tytuł. Przyznam, że z niecierpliwością czekam na kontynuację, bo to zakończenie.. jest po prostu fenomenalne!
„Na początku chciałem podarować ci róże, ale wydały mi się zbyt pospolite, żeby opisać twój charakter. (…) – Dopiero potem to do mnie trafiło. Piwonie! Są piękne, ale bardzo wrażliwe. Posiadają właściwości lecznicze. Mają silne korzenie. Nie lubią przesadzania i mogą po tym zabiegu przez parę lat nie kwitnąć.”
Heej! 🧛 Dziś zabieram was do miasteczka Windermore, które...
„Każdy ma prawo do chwili słabości, nawet największy twardziel, którym niezaprzeczalnie jesteś.”
Książka „Mój kumpel jest dziewczyną” przypomniała mi moje początki z czytaniem. Gdy miałam te 13 lat, właśnie po takie książki sięgałam. Słodkie, niewinne i na maxa wciągające. I choć od samego początku przewidywałam w jakim kierunku będzie zmierzać fabuła, to i tak czytało mi się ją z ogromną przyjemnością. A gdy akcja rozgrywała się po mojej myśli, czułam wewnętrzne szczęście i spełnienie. Dlatego też śmiało mogę powiedzieć, że ta pozycja znajdzie się na mojej liście comfort book.
Motyw friends to lovers nie jest mi obcy, jednak dobry klimat książki trzeba umieć stworzyć. Weronika Ancerowicz zrobiła to bezbłędne. Sky i Gabriel od dzieciństwa są nierozłączni, nie mają przed sobą żadnych tajemnic i są swoim największym wsparciem. Dziewczyna skrywa jednak przed chłopakiem mały sekret. Skrycie podkochuje się w nim od trzech lat. Sky jednak zdaje sobie sprawę, że Gabriel widzi w niej jedynie dobrego kumpla. Postanawia więc wyjechać do ciotki na całe lato i całkowicie odciąć się od chłopaka.
Wakacje mijają jednak szybko, a dziewczyna wraca do miasteczka odmieniona. Po jej powrocie już nic nie będzie takie samo. Szczególnie spojrzenie chłopaka, w którym skrycie się podkochiwała..
Totalnie całkowicie przepadałam czytając tą historię. Bardzo dużo rzeczy mi się w niej podobało. Począwszy od ciekawych, dobrze wykreowanych postaci, po uroczą i jednocześnie skomplikowaną relację Sky i Gabriela, kończąc na świetnym, lekkim klimacie, który idealnie umilał mi czas. Było uroczo, zabawnie i romantycznie.Więź jaka łączyła naszych bohaterów była magiczna. Rozpływałam się, czytają o ich trosce, wsparciu i oddaniu. Choć czasami popełniali błędy i sami podkładali sobie kłody pod nogi, to ja rozumiem ich doskonale. Mówimy w końcu o postaciach, które mają siedemnaście lat. Wiele chcą udowodnić i wiele im się wydaje. Autorka bardzo realistycznie ukazała nam te postacie, co bardzo przypadło mi do gustu.
Lecz nie tylko Sky i Gabriel przykuli moją uwagę. Cała paczka znajomych i ich perypetie była dla mnie interesująca. Świetnie czytało mi się ten tytuł i dosłownie nie mogłam się od niego oderwać. Jedyną rzeczą która mi przeszkadzała był brak perspektywy chłopaka. Liczyłam, że ona gdzieś tam po drodze się pojawi. Jednak, niestety się jej nie doczekałam. Szkoda, miałam nadzieję na to, że część tej historii poznamy właśnie oczami Gabriela.
Nie jest to jednak jakieś ogromne zawinienie. Nie wpływa to na moją ocenę, bo prawda jest taka, że czerpałam z czytania tej książki ogromną przyjemność i dlatego mogę Wam ją polecić! Fajny, lekki i wakacyjny tytuł, obok którego nie można przejść obojętnie. Uczucia, zazdrość, przyciągnie i niezaprzeczalną chemia. Czegóż chcieć więcej?
🤭
„Każdy ma prawo do chwili słabości, nawet największy twardziel, którym niezaprzeczalnie jesteś.”
Książka „Mój kumpel jest dziewczyną” przypomniała mi moje początki z czytaniem. Gdy miałam te 13 lat, właśnie po takie książki sięgałam. Słodkie, niewinne i na maxa wciągające. I choć od samego początku przewidywałam w jakim kierunku będzie zmierzać fabuła, to i tak czytało mi...
“Bo ból fizyczny to jedno, ale ból psychiczny? Nie był porównywalny do niczego innego. Niszczył od środka.”
“Deceiving Destiny Together” czyli kombinacji ciąg dalszy. Kontynuacja historii Naomi i Dylana to dokładna powtórka z rozrywki. Zdecydowałam się na ten tytuł tylko i wyłącznie ze względu na zakończenie książki “We Rule Hell Together”. Nie ukrywam, choć całość podobała mi się średnio, tak zakończenie było na tyle mocne i nieszablonowe, że postanowiłam sięgnąć po DDT. I niestety uważam to, za ogromny błąd.
Historia jak była, tak jest chaotyczna. Bohaterowie nadal są nijacy, a ich toksyczna relacja i brak jakiejkolwiek chemii dosłownie zniechęca do dalszego czytania. Akcja nie zatrzymuje się ani na moment, jednak w tej sytuacji nie jest to komplement. Gdy już miałam nadzieję na fajny wątek, został on ucinany zanim jeszcze na dobre się rozkręcił. Autorka nie potrafi (jeśli o mnie chodzi) wzbudzić emocji u czytelnika. Mam wrażenie, że ten tekst i dialogi są puste, bez znaczenia. Jakbym czytała zlepek przypadkowych zdań i momentów.
Właściwie nie wiem jaki jest główny wątek tej historii. Było tego tak wiele, że mam nieodparte wrażenie, że autorka ponownie wepchnęła do swojej książki wszystkie popularne motywy. Mafię, nielegalne walki i wrogów, którzy dosłownie biorą się znikąd.
Porwanie, zaginiony brat, morderstwo, wypadek, zazdrość, przemoc, kłamstwa rodziców.. zawarte wątki w tej historii mogłabym wymieniać dalej, ale po co? Książka liczy jedynie 237 stron, i powinna być szybką, lekką lekturą. Jednak ten tytuł do takich nie należy. Przeczytanie jej kosztowało mnie wiele samozaparcia. Na pewno do niej nie powrócę.
“Bo ból fizyczny to jedno, ale ból psychiczny? Nie był porównywalny do niczego innego. Niszczył od środka.”
“Deceiving Destiny Together” czyli kombinacji ciąg dalszy. Kontynuacja historii Naomi i Dylana to dokładna powtórka z rozrywki. Zdecydowałam się na ten tytuł tylko i wyłącznie ze względu na zakończenie książki “We Rule Hell Together”. Nie ukrywam, choć...
“Jeśli jesteś zadowolony z życia (...) nie musisz niczego zmieniać. Ale jeżeli szukasz nowych dróg, to zawsze można zacząć od nowa.”
Alexis Hall i jego książka “Materiał na męża” totalnie mnie oczarowała. Jest to kontynuacja książki “Materiał na chłopaka”, która bardzo długo była niemałym hitem w naszym książkowym świecie. Być może to dlatego, że już za niecałe dwa tygodnie mój ślub, lub być może to zasługa klimatu jaki został wprowadzony a może pióra autora, ale dosłownie przeczytałam tą historię od deski do deski. Nie mogłam się od niej oderwać, a Oliver i Luc dostarczyli mi naprawdę porządny rollercoaster emocji.
Jednak zacznijmy od początku, nasi chłopcy mają za sobą już dość burzliwą i zarówno bajkową historię. Teraz jednak czeka na nich prawdziwe życie i wspólna przyszłość. Za nimi już przeboje ślubne najbliższych, jednak sami na ten krok nie potrafią się zdecydować. Czy strach wygra z miłością? Czy wszystkie obawy można uleczyć wsparciem i troską?
“Materiał na męża” to o wiele bardziej dojrzalsza historia, pełna prawd i lęków życiowych. Nasi chłopcy przeżywają wzloty i upadki, pojawiają się kłótnie i niedokończone sprawy oraz humorki, które obrazują wahania jakie pojawiają się w prawdziwym związku. Uważam, że to właśnie ten realizm jest największym atutem tej książki. Można się złościć na zachowania bohaterów, można ich potępiać i nie zgadzać się z ich postępowaniem, jednakże ja uważam, że tutaj kreacja bohaterów została wykreowana w poprawny sposób. Tak, aby wzbudzały konkretne emocje. Mamy tutaj ogień i wodę, i dla mnie jest to świetne połączenie. Luc i Olivier zostali nam przekazani ze wszystkimi swoimi wadami i zaletami. Tak jak w prawdziwym życiu.
“Jeśli jesteś zadowolony z życia (...) nie musisz niczego zmieniać. Ale jeżeli szukasz nowych dróg, to zawsze można zacząć od nowa.”
Alexis Hall i jego książka “Materiał na męża” totalnie mnie oczarowała. Jest to kontynuacja książki “Materiał na chłopaka”, która bardzo długo była niemałym hitem w naszym książkowym świecie. Być może to dlatego, że już za niecałe dwa...
“To tylko pozory. (...) Każdy z nich jest skupiony wyłącznie na służbie krajowi. Nie jesteśmy rodziną, a monarchią, która mieszka w pałacu ze szkła.”
Dylogia “W blasku zorzy” jest jedną z piękniejszych historii miłosnych jakie kiedykolwiek czytałam. Zakochałam się już w książce “Zamek z płatków róż” gdzie dostaliśmy historię Christophera i Gwen, którzy musieli mierzyć się z wieloma problemami, a w głównej mierze dostaliśmy dylemat pomiędzy tym co wypada zrobić, a tym co czują. “Pałac ze szkła” to dopełnienie mojej miłości w stosunku do tej serii.
W tej historii poznajemy losy Alexandra i Ivy, którzy będą musieli mierzyć się z nowymi problemami, demonami z przeszłości oraz niepewną przyszłością. Ich wspólna droga zaczyna się od relacji hate - love oraz totalnego wątku enemies to lovers. Alexander przez swoje wybryki zostaje wysłany na przymusowe wakacje do rodzinnej posiadłości nad jeziorkiem. Książe nie spodziewa się, że będzie miał tam towarzystwo. Ivy - pokojówka i gospodyni, która opiekuje się posiadłością porządnie zaszła mu za skórę. Mężczyzna nie pozwoli, aby kobieta ponownie zdradziła rodzinę królewską, dlatego obmyśla misterny plan zemsty. Będzie uprzykrzał jej życie na każdym kroku, jednak jak to mówią od nienawiści do miłości jest krótka droga. A i przeznaczeniu bardzo ciężko uciec..
Subtelna, delikatna i romantyczna w swojej prostocie - taka właśnie jest historia w książce “Pałac ze szkła”. Klimat tej książki hipnotyzuje czytelnika już na starcie. Każda romantyczna dusza przy tej pozycji będzie się rozpływać. Ania Szafrańska czaruje słowami i pięknie przenosi wszystkie uczucia i emocje na papier. Relacja Ivy i Alexandra to totalny rollercoaster, wraz z nimi przechodzimy od nienawiści po ekscytację, aż finalnie dochodzimy do odczuwania motylków w brzuchu.
Książka skrywa w sobie świetnie dopasowane do siebie postacie. Ivy i Alexander mają zupełnie inne charaktery, inne podejście po pewnych spraw, inną przeszłość, która ich ukształtowała i przede wszystkim inne obowiązki. On należy do rodziny królewskiej, ona jest tylko pokojówką. Jednak gdy pojawiają się razem, nic innego nie ma znaczenia. Wszystko zostaje wyciszone i liczą się tylko oni. Chemia między nimi jest magiczna i totalnie hipnotyzująca. Pojawia się przyciąganie, pożądanie i niespodziewane uczucia, co sprawia, że ciężko od nich oderwać wzrok. Nie brakuje tutaj romantycznych gestów, troski i wsparcia. Pojawia się również humor, który tak dobrze znam i lubię. Nie jest on nachalny czy cringowy, jest przyjemny dla oka i potrafi rozśmieszyć do łez. Uwielbiam cięty język i docinki w tych relacjach hate - love, a tych tutaj nie brakuje.
Niech Was jednak nie zmylą moje słodkie słówka. Autorka nie przygotowała dla nas słodkiej historii. Ania Szafrańska komplikuje, miesza i zaskakuje. W tej fabule tak naprawdę wydarzyć się może wszystko, i to wszystko się dzieje. Dostajemy złamane serducho, poczucie samotności czy też wykorzystywanie przez rodzinę. Ta historia zafunduje Wam nie tylko uśmiech na twarzy, ale też łzy smutku.
Jestem ogromna fanką romantycznych bajkowych opowieści, dlatego ta historia już na zawsze będzie miała miejsce w moim serduchu. Poza tą czułością i miłością, moje serce skradli dobrze wykreowani bohaterowie, nieszablonowa fabuła, humor, namiętność i sam królewski klimat. Ta historia ma wiele do zaoferowania, udowadnia jak silna jest moc prawdziwej miłości. Polecam tą książkę każdemu, gdyż wiem, że nie będziecie zawiedzeni. Autorka i jej pióro hipnotyzuje już na starcie, a lekki styl sprawi, że ta historia przepłynie Wam przez palce i tak jak mi będzie również Wam ciężko rozstać się z tymi bohaterami. Są prawdziwi i już na zawsze zostaną w moim serduchu!
“Pałac ze szkła nie jest kruchy i niepewny, Alex. Jest solidny, stabilny, niewinny. Odzwierciedla ciebie i twoje uczucia. Pozwala się w sobie przejrzeć jak w lustrze. To twój dom – powiedziała, ufnie wtulając się w moją dłoń.”
“To tylko pozory. (...) Każdy z nich jest skupiony wyłącznie na służbie krajowi. Nie jesteśmy rodziną, a monarchią, która mieszka w pałacu ze szkła.”
Dylogia “W blasku zorzy” jest jedną z piękniejszych historii miłosnych jakie kiedykolwiek czytałam. Zakochałam się już w książce “Zamek z płatków róż” gdzie dostaliśmy historię Christophera i Gwen, którzy musieli mierzyć się...
JEDNA KOBIETA I DWÓCH MĘŻCZYZN, KTÓRZY ZABIEGAJĄ O JEJ WZGLĘDY!
Laura Castillo w dzieciństwie przeżyła traumę, która do dziś spędza jej sen z powiek. Mimo, iż przez wielu uważana jest za delikatną, niepozorną i wrażliwą, w jej żyłach płynie krew Castillo, która do czegoś zobowiązuje. Dziś kobieta będzie mierzyć się ze starym wrogiem, odpowiedzialnym za jej krzywdę oraz dwoma amantami, którzy będą starali się o jej serce. W miłości i na wojnie wszystkie ruchy są dozwolone. Czas zacząć zabawę..
“Wybierasz mnie czy jego? – Ciebie – odpowiada, jeszcze zanim skończę pytanie. – Kocham tylko ciebie i nie wyobrażam sobie życia u boku kogokolwiek innego – wyznaje. – Jeśli po tym wszystkim ty mnie nie chcesz, zrozumiem, ale możesz być pewny, że nikt cię nie zastąpi. Nigdy – dodaje z mocą.”
Romantyczna, hipnotyzująca i nieprzewidywalna - taka w skrócie jest historia zawarta w książce “Zemsta upadłej księżniczki”. Jest to romans mafijny z krwii i kości w którym zemsta łączy się z brutalnością, a strach i obawy tylko motywują. Agnieszka Brückner po raz trzeci funduje nam totalny rollercoaster i rewelacyjną dynamikę akcji. Fabuła tej historii nie zwalnia ani na moment. Ciągle wyskakują nam nowe problemy, nowe zmartwienia czy też nowe wyzwania, jednak jedno jest niezmienne. Nadal mierzymy się z tym samym wrogiem, który zmienił życie Ivo i Laury wiele lat temu. Wrogiem, który nadchodzi i nie planuje się zatrzymać.
Agnieszka Brückner ponownie postawiła na mocne i charyzmatyczne postacie. Laurę poznaliśmy już we wcześniejszych częściach, jednak dopiero teraz kobieta pokazuje nam swoją prawdziwą twarz. Twarz rodowitej Castillówny. Kobieta jest odważniejsza, pewniejsza siebie i nieustraszona. Jej przemiana zaskoczy niejednego czytelnika. Ta silna babeczka udowadnia, że w tym męskim świecie jest również miejsce dla przeciwnej płci. Płci, która również ma coś do powiedzenia.
Nasze koguciki czyli Dante oraz Angelo to mężczyźni, którzy wprowadzą niezły zamęt. Ich walka o serce Laury będzie z jednej strony bardzo zacięta, z drugiej jednak czytelnikowi dostarczą ogrom pozytywnej energii, gdyż docinki tych dwóch panów to miód na moje serducho. Jednak całą miłość swoją w tym temacie przelewam na Ivo, brata Laury, który będzie musiał ich ustawić do pionu. Choć sam nie szczędzi sobie docinek kierowanych w ich kierunku, najpierw sam pokaże im gdzie ich miejsce. Nie chcę za bardzo spoilerować, ale musicie uwierzyć mi na słowo będzie zabawa.
Pozostając jeszcze na moment w temacie naszych panów, mogę Wam zdradzić, że nie zawszę będą postępować fair - zwłaszcza jeden z nich. Autorka komplikuje, mąci i wystawia cierpliwość czytelników na próbę. Ależ ja kocham takie emocje! Nie ukrywam, czytałam tą historię z ogromnym zainteresowaniem. Ciągłe zwroty akcji i tzw. plot twisty mieszały moje domysły dotyczące dalszej fabuły. Jednak przez cały czas, już od pierwszej strony autorka miała całą moją uwagę. Agnieszka hipnotyzuje czytelnika na samym wstępie i wciąga go w brutalny świat, w którym bezpieczeństwo rodziny jest najważniejsze. Przygotowała dla nas wiele emocji, które wzbudzają przeróżne uczucia, od szczęścia, po strach czy gniew.
“Zemsta upadłej księżniczki” nie jest kolejnym słodkim romansikiem mafijnym, który zaklina rzeczywistość. Autorka pisze śmiało i konkretnie. Tak jak wspomniałam wcześniej, dla mnie jest to romans mafijny z krwii i kości. Ma w sobie wszystko to co tak bardzo cenię sobie w tego typu książkach - ciekawych bohaterach, zaskakującą fabułę, intrygujące wątki oraz humor i namiętność, której po prostu tutaj nie mogło zabraknąć.
Zakończenie, jak zawsze w punkt i z klasą. Podsyca nasz apetyt na więcej.. Moim zdaniem autorka z każdą kolejną pozycją tej serii podnosi sobie poprzeczkę coraz wyżej i za każdym razem jeszcze ją przeskakuje. Już nie mogę doczekać się kolejnej części! Polecam, gdyż obok tej pozycji każdy fan romansów mafijny nie może przejść obojętnie. 🖤
JEDNA KOBIETA I DWÓCH MĘŻCZYZN, KTÓRZY ZABIEGAJĄ O JEJ WZGLĘDY!
Laura Castillo w dzieciństwie przeżyła traumę, która do dziś spędza jej sen z powiek. Mimo, iż przez wielu uważana jest za delikatną, niepozorną i wrażliwą, w jej żyłach płynie krew Castillo, która do czegoś zobowiązuje. Dziś kobieta będzie mierzyć się ze starym wrogiem, odpowiedzialnym za jej krzywdę oraz...
“ (...) tak naprawdę człowiek jest wart tyle, ile jego słowo.”
“Amethyst. Yes, please” to kontynuacja losów Veriny i Zeny. Pary, która przeszła już niejedno, a samo zakończenie poprzedniej części mocno namieszało w ich relacji. Teraz przed tą dwójką najtrudniejszy test. Verina musi zmierzyć się z faktem, że kolejna osoba ją zawiodła, a wszystko w co wierzyła było kłamstwem. Droga do odzyskania zaufania będzie wyboista i niekoniecznie łaskawa, jednak Zena nie podda się tak łatwo.
Tym tytułem autorka udowadnia, iż potrafi zaskoczyć czytelnika i utrzymać go w niepewności. Fabuła tej części spodobała mi się znacznie bardziej niż “Of, course sir”. Choć z początku drażniły mnie te ciągłe powtórzenia “mój były szef” i sama akcja, która dosłownie bardzo powoli się toczyła, tak gdy tylko później lawina ruszyła, cała historia otrzymała potrzebną dynamikę i akcję. Akcję, od której nie można było się oderwać. Starzy wrogowie, nowe postacie i niespodzianki, które wyskakują nam raz za razem.
Zdecydowanie ten tom jest o wiele bardziej emocjonalny niż poprzednia część. Tutaj dostajemy wielki wór uczuć i emocji, oraz przeszłość, która brutalnie niszczy nam pewne wyobrażenie. Zwierzenie Zeny z traumatycznych przeżyć jakie ukształtowały jego charakter totalnie roztrzaskały moje serce na milion kawałków. Wątek, który tutaj został poruszony, zawsze bardzo mnie dotyka i sprawia, że ciężko jest przejść obok niego obojętnie. Autorka rewelacyjnie odwzorowuje uczucia i emocje jakie mogły gości w bohaterach, więc nawet pomimo całego przepychu ja widziałam w nich realne postacie, które posiadają swoje demony z przeszłości.
Pozostając na moment przy postaciach, tym razem przepadłam całkowicie jeśli chodzi o kreację Zeny oraz o zgrozo Kellera. Ci panowie totalnie mnie rozbroili. Potrafili zarówno mnie rozśmieszyć do łez ( w szczególności czarny humor tego drugiego) jak i wzruszyć ( i tutaj całkowicie mówię o Zenie, który pokazał nam swoją prawdziwą twarz).
Jednym z moich ulubionych wątków jeśli chodzi o tą fabułę są "tortury" Veriny skierowane w kierunku Zeny. Były one zarówno hardkorowe jak i kreatywne - mi osobiście miło się na to patrzyło. Bardzo dobrze czułam się czytając te fragmenty, gdyż ten lekki klimat wprowadzony przez autorkę mega mnie przyciągał. Cieszę się, że ta chemia między nimi nie stopniała, a jeszcze bardziej się nasiliła. Czerpałam samą przyjemność zatracając się w tej lekturze.
Niech was nie zmylą jednak moje same ohy i ahy, w środku ponownie pojawia się niebezpieczeństwo i nutka dramaturgii. Tak jak wspomniałam pojawiają się starzy wrogowie, którzy tak łatwo nie odpuszczą. A co najistotniejsze nowe postacie, również porządnie namieszają. Zaufanie to waluta, którą nie szasta się na prawo i lewo. Czy nasi bohaterowie wybiorą dobrze i zaufają swojemu wrogowi? Jaką cenę będą musieli za to zapłacić?
Oczywiście tego Wam nie zdradzę. Jednak mam nadzieję, że troszkę zachęciłam Was do przeczytania. Ja, jak najbardziej polecam tą historię i gwarantuję, że z każdym kolejnym rozdziałem ta historia jest coraz lepsza. Sama, nie mogę doczekać się kolejnej historii z tej serii, gdyż czuję, że to tam będzie się dopiero działo.. 🔥
“ (...) tak naprawdę człowiek jest wart tyle, ile jego słowo.”
“Amethyst. Yes, please” to kontynuacja losów Veriny i Zeny. Pary, która przeszła już niejedno, a samo zakończenie poprzedniej części mocno namieszało w ich relacji. Teraz przed tą dwójką najtrudniejszy test. Verina musi zmierzyć się z faktem, że kolejna osoba ją zawiodła, a wszystko w co wierzyła było...
“Był zdrajcą. Kryminalistą. Mordercą. A ja byłam… nim zafascynowana”
Sparrow Raynes niespodziewanie z dnia na dzień została wciągnięta w brutalny i mroczny świat Troya Brennana. Mężczyzna postawił ją na ślubnym kobiercu i zmusił do ślubu. Choć nikt nie zna powodów, dlaczego zwrócił uwagę na zwykłą i prostą dziewczynę, on jednak nigdy nie postępuje bez konkretnego powodu. Podciął jej skrzydła i pozbawił nadziei. Nie mógł jej odebrać jednak ducha walki i pragnienia odzyskania wolności…
L. J. Shen jest dla mnie niekwestionowaną królową jeśli chodzi o emocje i uczucia. Autorka na każdym kroku coraz bardziej mnie zaskakuje, oczywiście pozytywnie. Uwielbiam jej wrażliwą stronę, która odpowiedzialna jest za ten rollercoaster, który znajdujemy w środku. Sparrow i Troy to wybuchowa para, którą z pewnością cechuje relacja hate - love. W środku dostajemy również motyw aranżowanego małżeństwa, zemsty, enemies to lovers i w jakimś stopniu różnicy wieku, w końcu naszych bohaterów dzieli dziesięć lat. Poza tym autorka wprowadziła dużą dawkę humoru i ciętego języka. Dla osób, które uwielbiają potyczki słowne między bohaterami, ta pozycja to istny raj. Nie można również zaprzeczyć, że osoby, które lubią namiętność i przyciąganie znajdą tutaj coś dla siebie. Naszą główną parę charakteryzuje chemia, która jest totalnie niezaprzeczalna.
Jeśli lubicie czytać historie w których występują temperamentne postacie, to właśnie takie tutaj znajdziecie. Sparrow i Troya łączy bardzo skomplikowana relacja. Choć z początku nie będą mogli się dotrzeć, tak z każdym kolejnym rozdziałem, te mury, które wokół siebie wybudowali będą kruszyć. Pojawiają się niespodziewane i zarazem niechciane uczucia, które ciężko będzie ujarzmić. Autorka miesza i wodzi czytelnika za nos. I to jest w tej historii piękne i intrygujące. Tak naprawdę czytelnik nie wie, kiedy na światło dzienne wypełzną kolejne brudy i zburzą świat, który budują.
Nie jest to kolejna słodka historia, która będzie wzbudzała tylko ochy i ahy. To historia, która zaskakuje i szokuje w najmniej spodziewanych momentach, przez postacie, które wydawały się na pozór niegroźne. I tutaj tych zaskoczeń nie brakuje, ponieważ cała akcja jest bardzo dynamiczna. Autorka dba o to, aby czytelnik nie narzekał na nudę, a ciągle był czymś zaintrygowany. Książka wciąga czytelnika już od pierwszych stron, gdyż ten niebezpieczny i nieprzewidywalny świat został stworzony od podstaw w bardzo dobrym stylu. L. J. Shen zadbała nie tylko o świetnie wykreowanych bohaterów, ale również ciekawą fabułę, zaskakujące zwroty akcji oraz klimat który był słodko - gorzki. Dzięki humorowi i temu ciętemu językowi o którym wspomniałam wcześniej, ta historia jest bardzo lekka. Muszę przyznać, że czytało mi się ją z ogromną przyjemnością, totalnie nie mogłam się od niej oderwać i wiem, że z pewnością za jakiś czas do niej powrócę. Kupił mnie ten klimat i aura jaką otaczają się główni bohaterowie. To świetna lektura dla relaksu i ja szczerze, polecam ją każdemu! 🖤
“Był zdrajcą. Kryminalistą. Mordercą. A ja byłam… nim zafascynowana”
Sparrow Raynes niespodziewanie z dnia na dzień została wciągnięta w brutalny i mroczny świat Troya Brennana. Mężczyzna postawił ją na ślubnym kobiercu i zmusił do ślubu. Choć nikt nie zna powodów, dlaczego zwrócił uwagę na zwykłą i prostą dziewczynę, on jednak nigdy nie postępuje bez konkretnego powodu....
“Między nie chcę, a nie umiem jest jeszcze spróbuję.“
“Przysięga. Hope” to kontynuacja losów Hope Philips, którą poznaliśmy w książce “Testament. Hope”. I o tyle o ile pierwsza część była dla mnie powiewem świeżości, tak jeżeli chodzi o dalsze losy, to moja ekscytacja i fascynacja tą historię wybiła ponad skalę. Życie głównej bohaterki zostało zdruzgotane przez mężczyznę, który był po prostu tchórzem. Hope z silnej, niezależnej kobiety stała się wrakiem samej siebie. Nie dość, że trafiła do ośrodka odwykowego, to jeszcze apodyktyczny ojciec chce ją ubezwłasnowolnić. Kobieta nie jest jednak sama, bo ma przy sobie wspierających przyjaciół, gang motocyklowy oraz jego..
Monika Skabara przewróciła tą historię do góry nogami, jednak zrobiła to w fenomenalny sposób! Każdą kolejną stronę, każdy kolejny rozdział czytałam z jeszcze większym zaangażowaniem i miłością. Nie ukrywam czułam ogromne zdenerwowanie, gdyż tak naprawdę nie wiedziałam czego mogłam się spodziewać. Autorka wprowadziła bardzo szybką dynamikę akcji, która pozwoliła nam na przeżycie wielu momentów grozy jak i cudownych chwil, które wywoływały uśmiech na mojej twarzy.
Chociaż w tej historii w dużej mierze skupiamy się na szalonym ojcu Hope, tak ja chciałabym powiedzieć, że jestem totalnie zauroczona i zakochana w wątku romantycznym, który przewinął się przez tą historię. Tytułowa przysięga jest piękna, czysta, bezwarunkowa i całkowicie hipnotyzująca. Czytając pierwszą część, nie powiedziałabym, że tak bardzo zachowam się w naszym rodzyneczku. Jego dobre serducho, urok osobisty i miłością, którą nam pokazał sprawiła, że przez całą książkę byłam nim totalnie oczarowana. Ta chemia i przyciąganie między bohaterami, była magiczna. Uwielbiam prawdziwych bohaterów i relacje oparte na przyjaźni, a tutaj dostałam tego piękną wersję.
Powiedzieć, że w środku dostajemy totalny rollercoaster to jak nie powiedzieć nic. Monika Skabara zadbała o to, aby czytelnik ciągle był czymś zaintrygowany. Jak dla mnie to wielki plus, autorka nie bawi się w półsłówka i choć czasem miesza, to wszystko od samego początku jest konkretne i płynne. Cała fabuła jak najbardziej jest ze sobą spójna i potrafi pozytywnie zaskoczyć. Pióro autorki jest lekkie i przyjemne, co pozwala czerpać tylko przyjemność z czytania. I tak jak wspomniałam na samym początku, dla mnie już książka “Testament. Hope” była fajnym powiewem świeżości na rynku wydawniczym, jednak “Przysięga. Hope” bije ją na głowę. Ciężko mi wyrazić słowami jak bardzo ta historia przypadła mi do gustu. Była idealna, prawdziwa i hipnotyzująca. Więc jeśli szukacie nieszablonowej historii, która zwali was z nóg to właśnie trafiliście na idealną pozycję. Pozycję, która zagwarantuje wam rollercoaster emocji i uczuć. Połączenie miłości ze stratą, szaleństwa z odwagą i przysięgi, która pokona wszystkie demony. Szczerze polecam, gdyż wiem, że ta historia skradnie niejedno serducho! Moja już skradła, bo pisząc to mam ochotę od razu przeczytać ją jeszcze raz! ❤️
ps. znalazłam nowego książkowego męża SM! <3
“Między nie chcę, a nie umiem jest jeszcze spróbuję.“
“Przysięga. Hope” to kontynuacja losów Hope Philips, którą poznaliśmy w książce “Testament. Hope”. I o tyle o ile pierwsza część była dla mnie powiewem świeżości, tak jeżeli chodzi o dalsze losy, to moja ekscytacja i fascynacja tą historię wybiła ponad skalę. Życie głównej bohaterki zostało zdruzgotane przez mężczyznę,...
“Zbudowanie trwałej więzi, której podstawę stanowi zaufanie, to skomplikowany, czasochłonny proces. Obie strony muszą wykazać się cierpliwością i - przede wszystkim - potrafić szczerze mówić o swoich uczuciach. Ważne jest też zaangażowanie, bo kiedy stara się wyłącznie jedna osoba, a druga pozostaje bierna… Szybko pojawia się zniechęcenie”.
Książka “Once Upon a Time” mile połechtała moją romantyczną duszę. Wrażliwość Ani Szafrańskiej zawsze rusza moje serducho, a jej historie całkowicie hipnotyzują. Nie inaczej było tym razem. Historia Majki i Kajetana to totalny rollercoaster emocji i uczuć. Autorka raczy nas moimi ulubionymi motywami - pierwsza miłość, druga szansa, fake dating oraz relację hate - love. Czysta magia. ✨
Przede wszystkim świetnie bawiłam się podczas czytania. Klimat książki całkowicie trafił w moje gusta czytelnicze, a wykreowani bohaterowie to taka wisienka na torcie. Są bardzo charakterystyczni postaciami i wywołują przeróżne emocje. Naszego rodzyneczka kochamy i nienawidzimy jednocześnie. Kajetan nie raz podniósł mi ciśnienie, dosłownie poza skalę. Nawet teraz nie wiem, jakie czucia we mnie wzbudza. Majka natomiast skradła moje serducho już na samym początku (wcale nie dlatego, że tak jak my uwielbia czytać 😂). Ja uwielbiam naturalne, realistyczne postacie, które nikogo nie udają. I właśnie to takich zaliczę dziewczynę. Uwielbiam jej urok osobisty, dobre serducho, wrażliwość i odwagę.
Nasi bohaterowie na samym początku wydają się bardzo różnymi postaciami. Jednak z czasem autorka odkrywa przed nami kolejne karty, a chemia między nimi, która była głęboko ukryta, zaczyna wychodzić na światło dzienne. Mogłoby się wydawać, że będzie to przesłodzona historia, jednak muszę Was uspokoić, nie jest taka. Autorka świetnie wyważyła romantyzm, przyciąganie, humor i dramaturgię. “Once Upon a Time” to książka, która potrafi zaskoczyć. Przeszłość tutaj będzie miała ogromne znaczenie, a przyjaciółka Majki wraz z jej bratem będą świetnym tłem tej historii. Więc co najważniejsze, nie jest to książka tylko dwóch postaci.
Ania Szafrańska po raz kolejny całkowicie mnie zahipnotyzowała i sprawiła, że nie mogłam oderwać się od lektury. Ciągle plątała szyki Kajetana i Majki, przy czym idealnie wodzi nas za nos. Lektura tej książki zafundowała mi przeróżne emocje, które mniej lub bardziej zraniły moje romantyczne serducho. Choć to zakończenie totalnie je rogruchotało. Z niecierpliwością czekam na “Happy Ever After” gdyż czuję, że dopiero tam będzie się działo.😍
Jeśli szukacie czegoś lekkiego, przyjemnego, romantycznego i jednocześnie z nutką dramaturgi, to obok tej pozycji nie możecie przejść obojętnie! 💓🌸
“Zbudowanie trwałej więzi, której podstawę stanowi zaufanie, to skomplikowany, czasochłonny proces. Obie strony muszą wykazać się cierpliwością i - przede wszystkim - potrafić szczerze mówić o swoich uczuciach. Ważne jest też zaangażowanie, bo kiedy stara się wyłącznie jedna osoba, a druga pozostaje bierna… Szybko pojawia się zniechęcenie”.
Książka “Once Upon a Time” mile...
“Trudno jest wchodzić do tej samej rzeki, gdy ma się świadomość, że można tam trafić na ścieki.”
“Mecenas” to książka w której spotykamy się z połączeniem wątku kryminalnego z romantycznym. Anna Falatyn po rewelacyjnej serii “Prawniczka Camorry”, powraca z nową, intrygującą serią “KodeX”. Serią, która opowiada losy mecenasa Wojciecha Bieleckiego oraz prokurator Zuzanny Wysockiej. Tajemnicza sprawa seryjnego mordercy porusza nie tylko mieszkańców, ale również organy sprawiedliwości w Krakowie. Przed Zuzanną nowe zawodowe wyzwanie. Ma poprowadzić sprawę seryjnego mordercy i doprowadzić do jego skazania. Sprawa może wydawać się prosta, jednak po drugiej stronie balustrady staje on… Wojciech Bielecki. Mężczyzna, z którym siedem lat temu łączyło ją coś prawdziwego. Dziś, po tym wszystkim nie ma już śladu. Oboje są teraz innymi ludźmi, jednak wzajemnego przyciąganie nie da się oszukać. W tej historii wszystko może się zdarzyć!
Cóż, można było się tego spodziewać, ale jestem pod ogromnym wrażeniem tej książki. Autorka po raz kolejny udowodniła, że do swoich historii podchodzi bardzo profesjonalnie. Cały żargon prawniczy i wciągnięcie aktów prawnych sprawił, że idealnie mogłam wkręcić się w klimat tej opowieści. Od samego początku miałam przeświadczenie, że autorka będzie wodzić nas za nos. I wcale się nie pomyliłam! Sprawa seryjnego mordercy i to jak mieszane były szyki bohaterów, to dla mnie totalne mistrzostwo. Podczas czytania czułam się, jakbym oglądała dobry serial kryminalny, które tak bardzo lubię. Wszystko jest ze sobą idealnie spójne i przy tym bardzo hipnotyzujące. Każdy kolejny rozdział to nowe pytania. Każda nowa postać to kolejne niewiadome. Każde kolejne tajemnice, niosą ze sobą jeszcze większe konsekwencje..
Samą fabułę można rozgraniczyć pomiędzy znajomość Wojciecha i Zuzki oraz ich starcie na sali sądowej, czyli sprawę, która obecnie spędza im sen z powiek. Bardzo przyjemnie się na nich patrzeć. Między bohaterami jest fajne przyciąganie, które intryguje czytelnika. Tak naprawdę nie wiemy czego możemy się po nich spodziewać, ponieważ są to dwie bardzo kreatywne i wybuchowe postacie. Ich starcie na sali sądowej, to mój ulubiony moment w tej książce.
Kreacja Wojtka, jest obłędna - uwielbiam jego zaciętość, cięty język i ripostę, która go cechuje. Twardo stąpa po ziemi i od samego początku konsekwentnie jego charakter zostaje podtrzymany. Inaczej sprawa ma się z Zuzką, która jest bardzo skomplikowana postacią, która walczy ze swoimi demonami. Każdego dnia daje z siebie wszystko, nie zawsze jest idealnie, ale ma w sobie to coś co mnie przyciąga. Wiem jedno, po takim zakończeniu w kolejnej części z pewnością dostaniemy tą parę w bardziej wybuchowym wcieleniu. Takiego plot twistu totalnie się nie spodziewałam. Ja wiem, że autorka uwielbia mieszać, ale dla mnie to totalnie wyższy level.
Finalnie zostałam z milionem pytań i spekulacji (oficjalnie, tak się nie robi 😂). Uwielbiam to w jakim kierunku poszła ta książka. Sprawa seryjnego mordercy, która od samego początku była intrygująca, relacja Wojtka i Zuzki - czyli ich druga szansa oraz jego przeszłość, która skrywa mnóstwo tajemnic.
“Mecenas” skrywa w sobie wiele wątków, które przypadną różnym czytelnikom. Przede wszystkim mamy sekrety i tajemnice, które intrygują, sprawę seryjnego mordercy, która hipnotyzuje, skomplikowaną relację prywatną pomiędzy PANEM MECENASEM i PANIĄ PROKURATOR oraz przyciąganie, ciągły humor i riposty oraz zakończenie, które szokuje. Dla mnie ta historia, tak jak wspomniałam wcześniej jest ze sobą spójna, nie zawiera zbędnych wątków, jest konkretna i tajemnicza jednocześnie. Co najważniejsze nie jest schematyczną i z pewnością jest fajnym powiewem świeżości. Po raz kolejny Anna Falatyn bez pamięci sprawiła, że zatraciłam się w historii, którą stworzyła. Nie mogę doczekać się “Hazardzisty”, który rozwali system. Gdy uzyskamy odpowiedź na nurtujące nas pytania, Kraków z pewnością zapłonie!🔥
“Trudno jest wchodzić do tej samej rzeki, gdy ma się świadomość, że można tam trafić na ścieki.”
“Mecenas” to książka w której spotykamy się z połączeniem wątku kryminalnego z romantycznym. Anna Falatyn po rewelacyjnej serii “Prawniczka Camorry”, powraca z nową, intrygującą serią “KodeX”. Serią, która opowiada losy mecenasa Wojciecha Bieleckiego oraz prokurator Zuzanny...
“Miłość to dziwne uczucie, które u każdego objawia się inaczej. Czasem rozkwita przez lata, a czasem pojawia się jak nieproszony gość.”
“All We Have Is Now” czyli debiut autorski Dominiki Matogi przykuł moją uwagę swoim intrygującym tytułem, opisem i okładką. Lubię historie w których z czasem mogę rozgryźć znaczenie tytułu - uwaga mały spoiler - tak było tym razem. I jeśli chodzi o tą książkę, jak najbardziej jestem z tego znaczenia usatysfakcjonowana. Autorka zafundowała nam z jednej strony romans młodzieżowy a z drugiej mafię i niebezpieczeństwo, które usilnie się dobijają i chcą dołączyć do fabuły.
Początek dla mnie całkowicie przewidywalny i mało zaskakujący, niejednokrotnie czytałam już podobną fabułę, dlatego za bardzo mnie to nie ruszyło. A same gafy fabularne lekko mnie zniechęcały, przez co nie do końca mogłam wkręcić się w tą historię. Środek książki niestety również okazał się dla mnie nudny. Czułam, że kręcimy się w kółko. Dostaliśmy bohaterów, którzy niby coś do siebie czuli, ale ja tej chemii między nimi nie widziałam. Byli troszkę mało charakterystyczni jak dla mnie, całkowicie przewidywali i czasami zbyt słodcy. Zakończenie jednak naprawdę mnie zaskoczyło, to muszę przyznać. Takiego plot twistu i obrotu spraw całkowicie się nie spodziewałam. Autorka zostawia nas z wieloma pytaniami, na które nie uzyskujemy odpowiedzi. Z pewnością jest to inne zakończenie, niż to do których zostaliśmy już przyzwyczajeni. Po pierwsze szokuje, po drugie wciąga i po trzecie intryguje na dalszą część serii.
Najmocniejszym elementem tej książki jak dla mnie są fajne myśli/cytaty, które autorka wplata w fabułę. Ja bardzo lubię gdy pojawiają się tego typu wstawki, które mogę zapisać sobie na później. Jeśli chodzi o bohaterów, to najbardziej do gustu przypadł mi nasz główny bohater - Max, oraz jego kuzyn i przyjaciel w jednym Alan. Mam słabość do bad boyów, a szczególnie tak uroczych i inteligentnych jak ta dwójka.
Śmiało mogę powiedzieć, że niestety mnie ta książka ani nie grzeje, ani nie mrozi. Po jej przeczytaniu jest mi całkowicie obojętna, mimo, iż zakończenie naprawdę mnie zaskoczyło. Nie mogłam się wkręcić w tą fabułę i ten bieg wydarzeń. Najbardziej emocjonalne było dla mnie właśnie zakończenie, które jako jedyne we mnie wzbudziło jakieś emocje. Zbyt dużo jest podobnych książek na rynku, a niestety ta nie wyróżnia się na ich tle, niczym innym a końcówką, która szokuje. Debiut rządzi się swoimi prawami, pióro autorki jest przyjemne. Osobiście czekam na więcej, może jednak niekoniecznie jeśli chodzi o tą serię, ale z pewnością sięgnę po jej książki, jeśli będzie miała dla nas coś nowego. Na zakończenie dodam, że pamiętajcie, iż jest to moja opinia, podchodźcie do niej z dystansem. Nie każda książka jest dla każdego, ta niestety nie była dla mnie.
“Miłość to dziwne uczucie, które u każdego objawia się inaczej. Czasem rozkwita przez lata, a czasem pojawia się jak nieproszony gość.”
“All We Have Is Now” czyli debiut autorski Dominiki Matogi przykuł moją uwagę swoim intrygującym tytułem, opisem i okładką. Lubię historie w których z czasem mogę rozgryźć znaczenie tytułu - uwaga mały spoiler - tak było tym razem. I jeśli...
“(...) istnieją różne rodzaje bólu - stwierdził - Te złe i jeszcze gorsze. Ale czasem te pierwsze mają moc, by odrobinę stłumić drugie. Odwracają uwagę tak skutecznie, że łatwo szukać w nich ukojenia.”
Aubree Sullivan szykowała się właśnie do swojego wymarzonego ślubu. Miała idealnego partnera, malowniczą lokalizację, wymarzoną suknię ślubną i idealną piosenkę na pierwszy taniec. Jednak narzeczony postanowił to wszystko przekreślić, wchodząc w romans z siostrą dziewczyny. Dziś Aubree siedzi w czarnej sukni, na końcu zaproszonych gości i świętuje ślub siostry, który tak naprawdę miał być jej. Wszyscy goście skupiają swoją uwagę na niedoszłej pannie młodej, aż do momentu gdy na ceremonii pojawia się starszy brat pana młodego - Axel Murphy. Wpada cały na czarno wraz ze swoją tajemniczą aurą. Mężczyzny jako jedyny okaże jej wsparcie, a w dodatku wspólnie będą chcieli utrzeć nosa parze młodej.. to się nie może skończyć dobrze.
“Black roses” to książka inna niż wszystkie, wyróżnia ją nieszablonowa fabuła, zagmatwane wątki i tajemnicza przeszłość. Autorka rozpoczęła tą historię z przytupem, dosłownie pochłaniałam każde kolejne zdanie z ogromną fascynacją. Uwielbiam takie dramatyczne wątki na wejście i skomplikowaną relację z tajemniczym, pociągającym mężczyzną. Nie dość, że świetnie się bawiłam za sprawą lekkiego klimatu i humoru, który wprowadziła autorka, to jeszcze nie mogłam doczekać się tego co jeszcze na mnie czeka. No i to później nadeszło bardzo szybko..
Wyjazd dla mnie zburzył dynamikę akcji, czułam, że zwolniliśmy do minimum. Zabrakło mi szaleństw, adrenaliny i tej spontaniczności, która tak bardzo spodobała mi się w pierwszej części. Jak dla mnie wkradła się tutaj monotonia. Z każdym kolejnym rozdziałem w głowie pojawiało mi się coraz więcej pytań, a odpowiedzi brak. Gdzieś tam z tyłu głowy domyślam się pewnych rzeczy, jednak, aby się przekonać czy mam rację będę musiała poczekać na kontynuację.
Bohaterowie przykuli moją uwagę. Zarówno Axel jak i Aubrey to charakterystyczne postacie. Ona jest urocza, przyjacielska i oddana. On ma dobre serducho, jest troskliwy i skrywa kilka mrocznych sekretów. Wspólnie tworzą wybuchową parkę, która z początku namiesza. Później poznajemy ich spokojniejsze oblicza, budują swoją relację i dbają o siebie wzajemnie. Uwielbiam te ich słodkie twarzyczki, choć na ich niegrzeczną wersję również nie mogę narzekać.
Debiut Karoliny bardzo przypadł mi do gustu, ma w sobie to coś. A w szczególności klimat, który ja bardzo lubię .. Fajny, lekki styl autorski sprawia, że ciężko jest się oderwać od książki. Oczywiście nie obyło się bez małych błędów, ale całość oceniam bardzo pozytywnie. Zdecydowanie czekam na więcej!
“(...) istnieją różne rodzaje bólu - stwierdził - Te złe i jeszcze gorsze. Ale czasem te pierwsze mają moc, by odrobinę stłumić drugie. Odwracają uwagę tak skutecznie, że łatwo szukać w nich ukojenia.”
Aubree Sullivan szykowała się właśnie do swojego wymarzonego ślubu. Miała idealnego partnera, malowniczą lokalizację, wymarzoną suknię ślubną i idealną piosenkę na pierwszy...
„Z nim nic nie było łatwe. Ani niechęć, którą czułam, ani przyciąganie, które pojawiało się za każdym razem, gdy był obok”.
„Never Yours” to debiut autorski Aleksandry Banaszek. Autorka pokusiła się o napisanie historii, w której rządzi motyw zemsty. Na drodze Marietty po latach pojawia się mężczyzna z przeszłości, który wyrządził jej ogromną krzywdę. Kobieta, aby przybliżyć się do wymarzonego awansu, musi przeprowadzić z nim wywiad. Oczywistym jest fakt, że nie cieszy jej ten stan rzeczy, jednakże w jej głowie rodzi się pewien pomysł..
Przyznam szczerze, że początek tej książki był bardzo obiecujący, zachwycił mnie pomysł na fabułę, klimat, który unosił się w powietrzu oraz intrygująca kreacja bohaterów. Marietta i Jan mają wspólną skomplikowaną i bolesną przeszłość, a wszystko wskazuje na to, że będą mieli również i teraźniejszość. Autorka w ciekawy sposób przedstawia nam tajemniczą naturę Jana. Pokusiłabym się o małe stwierdzenie, że ta historia rozpoczyna się od relacji hate – love. A z pewnością mamy tutaj wzajemny dystans, który owocuje w to, iż klimat książki jest bardzo przyjemny w odbiorze.
Jednak im dalej w las, tym bardziej pojawiła się monotonia. Niestety, nie znalazłam tutaj dynamicznej fabuły, która płynęła by w równym, ciekawym tempie. Bliżej połowy mamy taki zjazd emocjonalny, a właściwie zjazd napięcia. Nie dzieje się nic szczególnego, przez co osobiście troszkę się nudziłam. I choć nadal pojawiała się ta nutka tajemniczości, tak mi zabrakło tej iskierki, która pojawiła się na początku.
Natomiast jeśli chodzi o zakończenie i to jak autorka do niego podeszła, mam wrażenie, że jest to niewykorzystany potencjał. Oczywiście, było przyjemne, jednakże ponownie nie miało tego „czegoś” co zachwyciło mnie na początku książki. Mam wrażenie, że pojawiła się pewnego rodzaju schematyczność, a sami bohaterowie gubili się w tym kto zawinił, i kto powinien przepraszać.
„Never Yours” mimo wszystko, uważam za udany debiut. Tak, nie wszystko mi tutaj zagrało, ale wierzę, że kolejne książki autorki będą jeszcze bardziej interesujące. Aleksandra Banaszek ma ciekawy i przede wszystkim lekki styl. Wplotła do tej historii nie tylko humor, uszczypliwości, zazdrość i namiętność, ale także i prawdziwe uczucia. Czytelnicy tej książki znajdą w środku podwójną perspektywę, ciekawych bohaterów i prawdziwą przyjaźń.
„Z nim nic nie było łatwe. Ani niechęć, którą czułam, ani przyciąganie, które pojawiało się za każdym razem, gdy był obok”.
więcej Pokaż mimo to„Never Yours” to debiut autorski Aleksandry Banaszek. Autorka pokusiła się o napisanie historii, w której rządzi motyw zemsty. Na drodze Marietty po latach pojawia się mężczyzna z przeszłości, który wyrządził jej ogromną krzywdę. Kobieta, aby...