-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński26
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać402
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz2
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
Biblioteczka
2019-09-19
2018-07-06
Zwariowana komedia o zaświatach. Lekka i przyjemna. Rozśmiesza do łez.
Zwariowana komedia o zaświatach. Lekka i przyjemna. Rozśmiesza do łez.
Pokaż mimo to2018-09-23
O mafii i gangsterach pisało już wielu, ale nikt nie opowie gangsterskiej historii lepiej, niż sam gangster. Grek, to pseudonim literacki gangstera, który w swoim życiu robił takie rzeczy, na które nie wpadłby nawet najlepszy pisarz czy scenarzysta. Bezkompromisowy, twardy i co najważniejsze - inteligentny chłopak, który sukcesywnie wspinał się na szczyt mafijnej drabiny, zarabiając przy tym więcej pieniędzy, niż ktokolwiek z nas widział przez całe swoje życie.
Znacznie lepsza część od swojej poprzedniczki, ale bez części pierwszej możecie nie zrozumieć "Banków" do końca tak, jak chciałby ją Wam przedstawić autor. Po tej książce widać, że Grek nabrał literackiej ogłady, ale z racji tego, że znamy autora osobiście i wiemy, że pisze bardzo dużo, że godzinami ślęczy przed klawiaturą spisując własne przeżycie, ale też pracuje nad beletrystyką, nie dziwimy się. To naprawdę inteligenty typ, który szybko się uczy. Gdyby taki nie był, nie dotarłby na szczyt mafijnej hierarchii. Jego życie nie było usłane różami, ale robił co chciał i choć część swoich decyzji żałuje, to jednak wciąż jest to człowiek o twardym charakterze i mocnym kręgosłupie. Jego książki, to nie wywiady rzeki, których pełno w księgarniach, to pełna mięcha opowieść o tym, jak działały grupy przestępcze w Polsce na przestrzeni lat osiemdziesiątych, dziewięćdziesiątych i nowego millenium, kiedy kraj ten bardziej przypominał dziki zachód niż praworządne państwo środka Europy.
"Zacząłem zastanawiać się , ile jeszcze banków obrobimy. Ilu jubilerów. Jak na razie, nie musieliśmy jeszcze do nikogo strzelać. Choć Rafi deklarował chęć jebnięcia kogoś przy robocie... debil. Brankowi też to było bez różnicy."
Grek wprowadza czytelnika za kulisy działalności grupy przestępczej, która w pewnym czasie stała się postrachem niemieckich banków i jubilerów. Nie ucieka jednak w tej książce od życia prywatnego i własnych przemyśleń, co bardzo mocno uwypukla jego motywy działania, jego charakter i osobowość. Bardzo dobrze napisana książka jak na człowieka, który zamiast pióra nosił przy sobie spluwę, a jego ulubioną lekturą były nagłówki niemieckich gazet rozpisujących się na temat kolejnych napadów na banki.
P R A W D Z I W A H I S T O R I A
Książka napisana przez głównego bohatera tej powieści. Bez pomocy ghostwriterów czy dziennikarzy śledczych. Prawdziwa, trudna i mocna historia prawdziwego, trudnego i mocnego człowieka. Czytając tę książkę poczujecie się jak byście słuchali tej opowieści siedząc z Grekiem twarzą w twarz. Tylko Ty i On, w zamkniętym pomieszczeniu, którego nie znasz, w którym nigdy nie byłeś, a przez głowę przebija się myśl, czy kiedy Grek skończy opowiadać, będę mógł spokojnie wyjść?
"Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy do lasu. Taki plan miał Jugol. W busie obok łopaty leżał związany Cygan. Facet się nie odzywał, ale widziałem, że żyje. Siedziałem koło niego z kominiarka na głowie. Ta sytuacja mnie nie przerażała, wiele razy w życiu brałem udział w takich akcjach. Często wywoziłem ludzi do lasu. "
Nie miał sobie równych mano a mano. Znał sztuki walki, nie cofał się przed niczym i nikim. Czy się bał? Oczywiście, tylko psychopata niczego się nie boi. Ale potrafił kochać, szanował świętości i miał zasady. Podstawową wartością w żuciu Greka była jego rodzina. Za matkę spaliłby cały świat i nie miałby żadnych skrupułów. Mocno stąpał po ziemi, lecz musiał uważać, aby go nikt z niej nie zdmuchnął. A okazji ku temu było wiele. Był wilkiem w stadzie indywidualności, wiec musiał gryźć, aby nie zostać zagryzionym. Rewelacyjny obraz państwa w państwie, podziemia, które wychodziło na powierzchnię, aby łupić, rabować i siać strach.
"Byłem Gangsterem. Prawdziwa Historia to tytuł, który zachwycił mnie pod każdym względem. Choć bohater ukrywa się pod pseudonimem, jego historia wydarzyła się naprawdę. Świetna narracja, wciągająca akcja na każdej stronie. Bardzo obrazowo przedstawiona polska przestępczość zorganizowana. Książkę czyta się jak dobry kryminał."
- Filip Czerwiński | redaktor naczelny online-mafia.pl, najpopularniejszego serwisu o przestępczości zorganizowanej w Polsce -
"Wspomnienia Greka są ostre jak brzytwa. Gdybym był Patrykiem Vegą, już bym kręcił film na ich podstawie."
- Robert Ziębiński | redaktor naczelny miesięcznika PLAYBOY, założyciel portalu dzikabanda.pl -
"Szczerze do bólu, mocno jak cholera, dosadnie, wyraziście i bez zbędnej kokieterii. Jeden z najniebezpieczniejszych polskich gangsterów ujawnia mechanizmy działania przestępczego podziemia lat 90. Z jego relacji dowiemy się, że wtedy nikt nie przebierał w środkach i każdy brał, co chciał. A najwięcej do zabrania zawsze było w... bankach."
- Ivo Vuco | pisarz, autor między innymi biografii Grzegorza Stelmaszewskiego "Złodzirej" i powieści "Synonim Zła" -
Podobno małe banki były zobowiązane dzwonić po konwój, gdy miały większą gotówkę niż siedemdziesiąt tysięcy marek, i przekazywać pieniądze. Firmy ubezpieczeniowe tylko do takich kwot wypłacały odszkodowanie w razie napadu. Podobno nigdy nie wypłacały, gdy strażnicy użyli broni i ktoś z klientów banku został ranny. Może dlatego tak ochoczo strażnicy dawali nam się rozbroić, a może po prostu nie chcieli narażać życia. Fakt był taki, że obrabianie banków weszło nam w krew i według mnie był to najłatwiejszy sposób na zarabianie szybkich pieniędzy. Zawsze była gotówka, raz mniejsza, raz większa, ale gotówka.
TYTUŁ: Napadałem Na Banki. Historia Prawdziwa.
AUTOR: Grek (pseudonim)
WYDAWNICTWO: Dolnośląskie
PREMIERA: 19.09.2018
LICZBA STRON: 256
OKŁADKA: Miękka
FORMAT: 225 x 145 mm
ISBN: 978-83-245-8331-7
OCENA: 10/10
-Hultaj Literacki-
O mafii i gangsterach pisało już wielu, ale nikt nie opowie gangsterskiej historii lepiej, niż sam gangster. Grek, to pseudonim literacki gangstera, który w swoim życiu robił takie rzeczy, na które nie wpadłby nawet najlepszy pisarz czy scenarzysta. Bezkompromisowy, twardy i co najważniejsze - inteligentny chłopak, który sukcesywnie wspinał się na szczyt mafijnej drabiny,...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-09-16
Sąd Najwyższy uniewinnił Tomasza Komendę od zarzucanych mu czynów, przez które przesiedział 18 lat w więzieniu. Należy zatem traktować Tomasza Komendę jako niewinnego i to akurat nie podlega dyskusji. Kwestią czasu było to, że o Tomaszu Komendzie powstanie książka, ale to, że ta książka jest tak bardzo słaba, jednostronna, a autor uległ emocjom, jakim dziennikarz śledczy ulegać nie powinien, ogromnie zaskakuje. Tym bardziej, że redaktor Głuszak nie jest dziennikarzem z pierwszej łapanki. Ta książka to przykład tego, jak mając świetny materiał można napisać rzecz okropną.
Przeczytaliśmy tę książkę bardzo dokładnie i wnikliwie, potem długo o niej rozmawiając. Przyznać musimy, że spodziewaliśmy się tej książki, bo mimo, iż jej powstanie było trzymane w dużej tajemnicy, dochodziły do nas przecieki o tym, że redaktor Głuszak nad nią pracuje. Kibicowaliśmy mu nawet. Wiedzieliśmy też, mniej więcej, o czym będzie, jakie będą punkty odniesienia autora. Dlatego czekaliśmy na nią z niecierpliwością. Jednak większość informacji o tym, co książka będzie zawierała nie sprawdziła się. Zabrakło w niej tego, na co czekaliśmy od kilkunastu tygodni, a na domiar złego autor postanowił urządzić sobie personalną wędrówkę po sprawie, którą powinien opisać zupełnie inaczej. Jako dziennikarz powinien być bardziej opanowany, bezstronny, powinien zachować zimną krew, a u redaktora Głuszaka tego zabrakło. Ta książka miałaby większą siłę rażenia, gdyby autor skupił się bardziej na tym, co zawierał podtytuł: Szokująca opowieść o największej aferze w wymiarze sprawiedliwości wolnej Polski. I właśnie tej szokującej powieści nam tu zabrakło. Jakieś fragmenty tylko, nie do końca dopowiedziane historie... Jednym słowem: Chaos. Niby coś chciał przekazać i opowiedzieć ciekawą historię, ale chyba nie do końca wiedział jak to zrobić.
"Wcześniej nikt nigdy nie zadawał Tomkowi takiego pytania, ponieważ nigdy nie był traktowany jako świadek"
Powyższy cytat z książki dotyczy przesłuchania Tomasza Komendy z (prawdopodobnie) 2017 roku, kiedy kilku ludzi wpadło na trop, że wyżej wymieniony człowiek może być osobą skazaną niesłusznie. Napisaliśmy prawdopodobnie, bo już na samym początku doszukiwaliśmy się daty tego przesłuchania, lecz autor najwyraźniej uznał, że jest to informacja mało istotna. Ale nie o datę chodzi, a o sam cytat. Otóż jest to nieprawda, a autor manipuluje opinią publiczną, co zdarza mu się w tej książce wielokrotnie. Tomasz Komenda był przesłuchiwany jako świadek DWA RAZY zanim postawiono mu zarzuty gwałtu i morderstwa.
"Jego zachowanie podczas przesłuchania, przygnębienie i smutek wskazywały, że powinien być raczej pensjonariuszem zakładu, gdzie leczy się depresję, a nie więźniem zakładu karnego. Jedynie jego lewa ręka, niemal cała wytatuowana, nie pozostawiała złudzeń, że jest mieszkańcem tego drugiego miejsca"
A w/w cytat z tej książki, to jeden z przykładów zaściankowego myślenia i stereotypowego podejścia do sprawy, co dziennikarzowi tego formatu po prostu nie przystoi, bo idąc jego tropem, każdy wytatuowany człowiek nie pozostawia złudzeń, że jest mieszkańcem zakładu karnego.
To tylko dwa przykłady z całej książki, która usłana jest takimi "kwiatkami". Czytelnicy, którzy nie znają tej sprawy tak dogłębnie, jak redaktor głuszak czy my, nie wyłapią przekłamań, ale wyłapią inne rzeczy, które z pewnością im się nie spodobają.
Grzegorz Głuszak miał wyjątkową okazję, aby napisać genialną powieść o historii człowieka, przy którym przez ostatnie miesiące był niemal dzień i noc. Miał okazję napisać książkę o człowieku, który mu zaufał i z którym rozmawiał, jak chyba z nikim innym. Cóż, Głuszak tej szansy nie wykorzystał i wyszło co wyszło. A szkoda, bo to naprawdę bardzo ciekawa historia, warta opowiedzenia ku przestrodze nie tylko tym, którzy mogą znaleźć się w sytuacji podobnej do tej Tomasza Komendy, ale też tym, którzy mogą znaleźć się w sytuacji, w jakiej znaleźli się policjanci, prokuratorzy, adwokaci i sędziowie blisko związani z tą sprawą. Ale przede wszystkim, ku przestrodze opinii publicznej, która zlinczowała Tomasza Komendę na długo przed tym, zanim został wydany prawomocny wyrok skazujący. I tu również autor popłynął przyznając w swojej książce, że sam uwierzył w winę Tomasza Komendy osiemnaście lat temu, bo dzisiaj, opisując Jego historię, popełnia dokładnie ten sam błąd kategorycznie wskazując winę na innego mężczyznę, któremu co prawda zostały postawione zarzuty, ale Sąd nie skazał go jeszcze prawomocnym wyrokiem. Czy jeśli historia się powtórzy, to redaktor głuszak znów napisze książkę, tym razem o innym niesłusznie skazanym, o którym sam dzisiaj mówi, że jest winny? Dziennikarz takiego kalibru jak Grzegorz Głuszak, który ma duży wpływ na opinię publiczną, powinien wystrzegać się takich wpadek.
Bardzo źle postąpił również z pewnym człowiekiem, którego opisał w w/w książce powołując się na znajomość z nim. Przypisał mu rzeczy, które nie miały miejsca, ujawnił jego tożsamość i teraz musi napisać sprostowanie do książki, co raczej dobrze o autorze nie świadczy. Zresztą, w tej książce jest bardzo dużo niejasności, bardzo dużo przekłamań i bardzo dużo pomówień, i tylko czekać, aż kolejne osoby zaczną domagać się sprostowania.
Uderzył nas też nieprofesjonalizm i nieuczciwość autora, do czego sam się przyznaje. (chyba trochę nieświadomie) pisząc w swojej książce o wywiadzie z człowiekiem, który obecnie uważany jest za podejrzanego o dokonanie zbrodni miłoszyckiej. Ten człowiek nie wyraził zgody na nagrywanie go tak, aby widoczna była jego twarz. Mimo to, redaktor Głuszak nagrał go z dwóch różnych kamer, z których jedna rejestrowała go tak, jak sobie ów nagrywany nie życzył. Coś nam mówi, że te nagranie będzie wykorzystane przeciw podejrzanemu, kiedy rozpocznie się jego proces...
Jak już pisaliśmy wcześniej, w tej książce jest bardzo dużo niedomówień i przekłamań. Znając tę sprawę od podszewki, możemy się o niej wypowiadać bez kompleksów, dlatego po przeczytaniu w/w książki uważamy, że jest bardzo, ale to bardzo źle napisana. Jest słaba i wydaje się być pisana na kolanie.
Umówmy się, że zbrodnię miłoszycką możemy dzisiaj nazywać Sprawą Tomasza Komendy, co akurat jest dużym nadużyciem, bo choć te sprawy są ze sobą ściśle powiązane, to jednak są to dwie różne tragedie dwóch różnych rodzin. Ale to, czego nam zabrakło w tej książce, to kilka ważnych słów na temat zamordowanej i jej rodziców. Wszyscy dzisiaj mówią o dramacie Tomasza Komendy, ale nikt już nie pamięta o dramacie rodziny, której nastoletnia córka została zgwałcona i w bestialski sposób zamordowana.
Panu Komendzie życzymy wszystkiego dobrego i trzymamy za niego kciuki, bo to co przeżył, to ogromna tragedia dla niego i jego najbliższych. Jesteśmy pełni podziwu dla jego determinacji, siły charakteru, hartu ducha oraz niezłomności i cierpliwości. Chyba nikt z nas nie miałby siły przeżyć tego, co przez te wszystkie lata przeżył on sam. Wielki szacun za wytrwałość. Ale chcielibyśmy zapytać redaktora Głuszaka, czy wie coś na temat renty od premiera, którą dostali rodzice zamordowanej dziewczyny? Nie wie, bo takiej nie było. Tomasz komenda przeżył straszne chwile, ale przeżył i może walczyć z systemem, który go pogrążył, może walczyć o rentę, którą już zresztą otrzymał i o wielomilionowe odszkodowanie, którego mu życzymy z całego serca. A piszemy to dlatego, że autor powyższej książki nie napisał niczego na temat odszkodowania dla rodziny, która córki już nigdy nie odzyska. Na temat dziewczyny, która nie może wskazać na swoich oprawców. Nie zapominajmy, że to Małgorzata Kwiatkowska jest tą pierwszą i największą ofiarą całej tej sprawy i pisząc cokolwiek i na temat kogokolwiek związanego ze zbrodnią miłoszycką, nie pomijajmy tych, którzy stracili najwiecej. Kilka głupkowatych i nic nie znaczących wzmianek powielanych z Internetu, to nie to, co powinno się w takich publikacjach znaleźć.
Odnieśliśmy wrażenie, że dla autora powyższej książki ważniejsze jest wszystko inne, niż sprawiedliwe zamknięcie sprawy, która ciągnie się od 21 lat. Być może jesteśmy w błędzie, ale takie odnieśliśmy wrażenie po przeczytaniu jego książki.
Mimo wszystko, bardzo dobrze, że Tomasz Komenda miał u swojego boku kogoś takiego, jak Grzegorz Głuszak, bo to jeden z niewielu ludzi, którzy stali za nim murem na długo zanim Tomasz Komenda został uniewinniony prawomocnym wyrokiem. Chwała mu za to, że podjął się arcytrudnego wyzwania, które mogło go przecież pogrążyć, gdyby okazało się, że jest w błędzie. Nie zmienia to jednak faktu, że autor pisze i mówi rzeczy nie czekając na ich oficjalną weryfikację, a jego książka, jest bardzo przykładem absolutnego grafomaństwa, niesprawdzonych faktów i daleko sięgających wniosków, i aż dziw bierze, że wydawnictwo Znak pozwoliło sobie wydać tak źle napisaną pozycję.
Redaktor Głuszak, jako czołowy przedstawiciel dziennikarstwa śledczego, powinien lepiej przyłożyć się do tej książki i sprawić, aby stała się najważniejszą literacką premierą tego roku. Tak się jednak nie stało i wyszedł z tego lakoniczny bełkot. Szkoda.
-Hultaj Literacki-
Sąd Najwyższy uniewinnił Tomasza Komendę od zarzucanych mu czynów, przez które przesiedział 18 lat w więzieniu. Należy zatem traktować Tomasza Komendę jako niewinnego i to akurat nie podlega dyskusji. Kwestią czasu było to, że o Tomaszu Komendzie powstanie książka, ale to, że ta książka jest tak bardzo słaba, jednostronna, a autor uległ emocjom, jakim dziennikarz śledczy...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-03-27
Długo zastanawiałem się od czego zacząć recenzję tej książki. Zazwyczaj przedstawiane historie albo mi się podobają albo nie. Sprawa niemal zawsze jest prosta. Ale ta powieść jest inna, wyjątkowa, bo nie tylko podoba mi się przedstawiona w niej historia, ale też styl w jakim jest napisana, spójność, te napięcie wiszące nad głowami bohaterów przez wszystkie strony powieści, a postaci, których jest całe mnóstwo, są tak wyraźne, tak rzeczywiste i tak od siebie różne, że aż jestem w stanie uwierzyć, że wszystkie są prawdziwe.
Wydawało mi się, że o Żydach przeczytałem już wszystko. Ale jeszcze nikt nie przedstawił mi ich w taki sposób. Z tej jednej książki nauczyłem się o kulturze żydowskiej więcej, niż ze wszystkich poprzednich. I choć nie jest to przecież leksykon kultury żydowskiej, to jednak przekazuje ogrom wiedzy na temat tych ludzi, ich wiary i obrządków. Zapewne dzisiaj jest trochę inaczej, gdyż akcja książki dzieje się na przełomie XVI i XVII wieku, ale kiedy pokazałem tę książkę mojemu żydowskiemu przyjacielowi, Tsahi po przeczytaniu stwierdził, że autorka albo jest Żydówką, albo ukończyła Studia Judaistyczne.
Z premedytacją czytałem tę powieść bardzo powoli, chcąc chłonąć każdy wyraz, każde zdanie i każdą stronę tak, aby ich nie zapomnieć.
Autorka ma cudowny dar opisywania miejsc i postaci. Robi to nienachalnie, delikatnie i z wyczuciem, a mimo wszystko rozpościera przede mną obrazy pełne kolorów, życia i tak bardzo realne, że kiedy budzę się na drugi dzień, to nie wiem, czy to był sen, książka, czy może znam tych ludzi i te miejsca osobiście.
"Ludzie wierzyli, że złoto Wenecji wytrysło z morskich głębin, które niczym szańce opasywały miasto, strzegąc jego skarbów."
Narratorką powieści jest Hila Campos, młoda Żydówka, która wraz z liczną rodziną mieszka i pracuje w weneckim getcie, gdzie w zamian za możliwość praktykowania swojej wiary, zmuszeni są do bezwzględnej wierności wobec Republiki. Rodzina Campos, po ucieczce z Hiszpanii, odnajduje w Wenecji spokój i względny dostatek, choć bez porównania z tym, jak im się żyło na Półwyspie Iberyjskim.
Ojcem Hili jest kupiec – Menachem Campos, człowiek mądry i opanowany, ale surowy i bardzo religijny, który po śmierci żony samotnie wychowuje swoje dzieci, ucząc ich dobroci i szacunku.
Hila szykuje się do zaślubin, a piękna, mądra i dobra bratowa spodziewa się dziecka. Kiedy ojciec wraz z synem wypływają na handlowym galeonie wspólnika do Stambułu, w domu rodziny Campos zaczynają się dziać rzeczy dziwne i złe. Pojawia się tajemniczy Falasz, młodszy syn trwoni rodzinne pieniądze i nie przestrzega panujących w domu zasad, a poród upragnionego dziecka Rubena i Chai zmienia wszystko.
Hila, musi przejąć nad wszystkim kontrolę. Robi co może, aby utrzymać ład i porządek i aby rodzina wciąż była jednością. Nie wszystko jednak zależy od niej, a obcy ludzie bywają bezwzględni i okrutni. Tym bardziej, kiedy górę biorą zabobony. Splot niefortunnych zdarzeń sprawia, że rodzina Campos musi opuścić Wenecję i szukać schronienia w miejscu, które byłoby dla nich bezpieczne i przyjazne. Przez Wiedeń i Kraków docierają do Zamościa.
"Chaja opadała z sił, a ból wstrząsający jej umęczonym ciałem był już nie do zniesienia. Nie krzyczała; rzęziła ochryple głosem, w którym zgroza górowała nad błaganiem o zmiłowanie, aż raptem straciła przytomność, więc Ruta przytknęła jej do nosa chusteczkę nasączoną octem, aby ją ocucić. Ale w chwili, gdy Chaja otworzyła oczy, spomiędzy jej ud popłynęła krew."
Księga życia Hili Campos, to porywająca dwutomowa opowieść o burzliwych dziejach sefardyjskich Żydów, wygnanych w 1492 roku z Hiszpanii edyktem króla Ferdynanda i królowej Izabeli. Pragnienie znalezienia nowej ojczyzny wiedzie Camposów do Wenecji i Zamościa, a ich niekończącej się wędrówce przyświeca idea citta ideale – miasta idealnego.
Autorka wykonała kawał dobrej roboty, dając światu powieść niepowtarzalną i wyjątkową, łamiąc tym samym stereotyp, że w Polsce rządzi kryminał.
"Nie bogactwa i nie światynie stanowią o charakterze miasta, lecz nacechowany prawdą i wielkością duch jego obywateli."
Choć historia jest trudna i w dużej mierze smutna, to jednak jest to zdecydowanie najpiękniejsza powieść, jaką w życiu czytałem. Hila jest tak śliczna i urocza, tak dobra i mądra, że w połowie pierwszego tomu byłem w niej zakochany. A akcja powieści toczy się w dwóch najpiękniejszych miastach Europy, które są memu sercu najbliższe. Wenecję odwiedzam zawsze, kiedy tylko mam na to czas, a w Zamościu przecież się urodziłem. Pewnie dlatego też chłonę tę powieść z taką ciekawością. Nie umniejsza to jednak talentu literackiego Autorki, przed którą chylę czoła i podziwiam za dar, jaki posiada. Życzyłbym sobie, aby moje książki były tak pięknie napisane, jak książki Agnieszki Wojdowicz.
Z niecierpliwością czekam na drugi tom, a Wam polecam tę powieść bardzo gorąco.
Szkoda, że nasza skala ocen kończy się na 10, bo z chęcią dalibyśmy jej znacznie wyższą notę.
AGNIESZKA WOJDOWICZ - pisarka, filolożka polska, autorka serii fantasy dla młodzieży Strażnicy Nirgali oraz trylogii historyczno-obyczjowej dla dorosłych Niepokorne. Interesuje się kulturą i dziedzictwem polskich Żydów, a także dawną i współczesną sztuką użytkową.
Do powstania Córki Głosu oraz Morza Trzcin, dwóch tomów Księgi życia Hili Campos, przyczyniła się galeria Paradisus Iudaeorum, w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN. To właśnie tam, podczas rocznych warsztatów poświęconych tysiącletniej obecności Żydów w Polsce, pisarka poznała losy zamojskich Sefardyjczyków.
TYTUŁ: Córka Głosu. Księga życia Hili Campos, część 1.
AUTOR: Agnieszka Wojdowicz
WYDAWNICTWO: NASZA KSIEGARNIA
PREMIERA: luty 2018
WYDANIE: pierwsze
OKŁADKA: miękka
LICZBA STRON: 416
FORMAT: 135 x 204
ISBN: 978-83-10-13210-9
OCENA: 10+/10
RECENZJA POCHODZI ZE STRONY HULTAJ LITERACKI: https://hultajliteracki.wixsite.com/mojawitryna/recenzje/córka-głosu-księga-życia-hili-campos-agnieszka-wojdowicz
Długo zastanawiałem się od czego zacząć recenzję tej książki. Zazwyczaj przedstawiane historie albo mi się podobają albo nie. Sprawa niemal zawsze jest prosta. Ale ta powieść jest inna, wyjątkowa, bo nie tylko podoba mi się przedstawiona w niej historia, ale też styl w jakim jest napisana, spójność, te napięcie wiszące nad głowami bohaterów przez wszystkie strony powieści,...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-03-24
Gdybym mógł się cofnąć i coś zmienić, to zrobiłbym tak: złapałbym za fraki samego siebie i zdzielił po pysku tak mocno, żebym w końcu zaczął myśleć jak człowiek.
Grzegorza Stelmaszewskiego widzieliście nie raz w kinie i telewizji, w wielu barwnych epizodach. Był przecież aktorem. Ale nie wiecie, że jego życie to dopiero materiał na gotowy film!
A właściwie na kilka: na thriller więzienny (siedział siedmiokrotnie), melodramat (kochał Cygankę, która przedwcześnie umarła), sensację przygodową (opisywane napady mógłby nakręcić Scorsese), barejowską komedię (właścicielka mieszkania, z którego go wyrzuciła, okazała się lekarzem w ośrodku dla bezdomnych) oraz… (sami poczytacie).
Lecz i to nie wszystko: „Złodzirej” to zarazem barwna kronika społeczno-obyczajowa z czasów Polski dwóch epok i wreszcie – współczesny moralitet.
"Chciałem napisać książkę o prawdziwym człowieku. Nie nudną biografię celebryty, sportowca, czy polityka, a człowieka z charakterem, który przeżył swoje życie tak, że inni baliby się wejść w jego buty. Ale też takiego, który przez całe życie był blisko szarego człowieka, który rozumiał ich ból dnia codziennego w latach, kiedy wolność była słowem niemal zakazanym, lub co najmniej słowem zniekształconym."
-Ivo Vuco. Autor-
"Konie przy blacie zamarły w bezruchu, cwel przestał obciągać druta, a reszta spod derek wychyliła pacyny, licząc na kolejny kocioł. Ułan schował dzidę do badejek i walnął z graby w uśmiech druciarza. Stanąłem na środku kajuty, gotowy na targanie się po szczękach. Po mojej lewej stronie stał fikoł, którego byłem gotowy użyć na konia. W końcu był o wiele większy ode mnie i miał za sobą kilku fąfli."
Pierwszy raz trafił do więzienia jako siedemnastolatek. W schronisku dla bezdomnych wypatrzył go Piotr Trzaskalski. Po "Edim" zagrał miedzy innymi w "Sztuczkach", "Służbach specjalnych", "Córkach dansingu" oraz kilku odcinkach "Pitbulla" i "Kryminalnych". Wydawnictwo AGORA opublikowało biografię Grzegorza Stelmaszewskiego.
Stelmaszewskiego poznałam w 2003 roku. W schronisku im. brata Alberta przy ul. Szczytowej znad kawy plujki opowiadał mi o swoim filmowym debiucie w „Edim” Piotra Trzaskalskiego, a także poprzedzających go odsiadkach. Kilka lat później odwiedziłam go w mieszkaniu, do którego przeprowadził się z Grażyną. Poznali się w schronisku (pracowała tam jako pielęgniarka) i pokochali – jak w hollywoodzkim melodramacie.
A jednak happy endu nie było. Miesiąc temu media obiegła wiadomość o samobójczej śmierci Stelmaszewskiego. Pogrzeb „zawodowego amatora” odbył się tego samego dnia, w którym do sprzedaży trafił „Złodzirej” – spisana przez Ivo Vuco biografia Stelmaszewskiego. Awanturnicza – jak życie jej bohatera.
Modelowy odbiorca tego typu piśmiennictwa nie nastawia się raczej na walory literackie. Ważna jest fabuła i anegdoty, których akurat w „Złodzireju” jest mnóstwo. Stelmaszewski, chłopak z Bałut, latami wiódł „życie na orbicie” (odsyłam do rozpoczynającego książkę słowniczka grypsery), więc jego przypadkami można by obdzielić kilka życiorysów. „Złodzirej” to przede wszystkim sceny więzienne, przeplatane opowieściami o „królewskim” życiu na wolności. Czytając barwne opisy włamań do mieszkań (w tym skok na majątek dyrektora zakładów przędzalnianych, skwitowany komentarzem „okradliśmy złodzieja”) oraz „epickich”, jak by powiedziała dzisiejsza młodzież, balang („koks, wóda i dziwki”), można domniemywać, że sporo jest tu autokreacji.
„Złodzirej” to również opowieść o Łodzi z czasów transformacji. Białe plamy „odsiadek” wypełniają korekty łódzkiej topografii – „Manhattan”, posterunek milicji przy Piotrkowskiej 212, zamienił się niespodziewanie w oddział banku PKO. Stelmaszewski z nostalgią wspominał, jak hitem łódzkiego półświatka stał się „Vabank” Machulskiego, wyświetlany w kinie Gdynia („tego dnia chyba nikt nie został w mieście oskubany, bo każdy blatny wybrał się do kina. Czułem się jak na zjeździe klasowym”).
Książka napisana jest sprawnie i dynamicznie, naszpikowana mięsistymi dialogami i żołnierskim dowcipem. To zasługa nie tylko Stelmaszewskiego, również Vuco, który zadbał o kompozycję i styl, zachowując leksykalne osobliwości bohatera. Bez słowniczka gwary więziennej ani rusz, bo kto wie, czym są „mikre planety”, „muminek” czy „paryżanka”? „Krasna Kanioła”, czyli „Czerwony Kapturek” w wersji grypsowanej, rozbawi nawet czytelników, którzy niespecjalnie cenią łotrzykowskie opowieści z pierwszej ręki.
Szkoda, że w „Złodzireju” tak niewiele można przeczytać o filmowych doświadczeniach Stelmaszewskiego, który przez lata współpracował z agencją Gudejko, występując w filmach i reklamie. Lubił opowiadać, że nie grał, tylko „występował”. Anegdoty z planu nie okazały się pewnie tak ciekawe, jak opowieści więzienne. Plus za świetny tytuł – neologizm (kontaminacja słów „wodzirej”, „Łódź” i „złodziej”) autorstwa Romana Jędrkowiaka z agencji ADHD Warsaw."
-Izabela Adamczewska. Wybrocza.pl | Łódź-
"Życie jest jak striptiz transwestyty. Wszystko ładnie, pięknie, aż tu nagle chuj! Tak właśnie ze mną igrało życie. Kiedy już się wydawało, że zaczyna mi się układać, wtedy szlag wszystko trafił. Najpierw zostałem sam, potem samotny, a teraz bezdomny."
W planach była trylogia Grzegorza Stelmaszewskiego. Autor wciąż posiada zachowane rozmowy z Grzegorzem. Druga część opowiadała o pracy w filmie i życiu w rodzinie. Trzecia miała opisywać zdruzgotane życie Grzegorza po śmierci żony, Grażyny, walce o majątek, godność i nowe życie. Na dzień dzisiejszy wydanie kolejnych tomów zostało wstrzymane.
TYTUŁ: Złodzirej
AUTOR: Ivo Vuco & Grzegorz Stelmaszewski
WYDAWNICTWO: Agora
OKŁADKA: Miękka
ILOŚĆ STRON: 504
FORMAT: 135 x 210
ROK WYDANIA: maj 2017
ISBN: 978-83-268-2513-2
JĘZYK: polski
OCENA: 10/10
RECENZJA POCHODZI ZE STRONY HULTAJ LITERACKI: https://hultajliteracki.wixsite.com/mojawitryna/recenzje/złodzirej-ivo-vuco
Gdybym mógł się cofnąć i coś zmienić, to zrobiłbym tak: złapałbym za fraki samego siebie i zdzielił po pysku tak mocno, żebym w końcu zaczął myśleć jak człowiek.
Grzegorza Stelmaszewskiego widzieliście nie raz w kinie i telewizji, w wielu barwnych epizodach. Był przecież aktorem. Ale nie wiecie, że jego życie to dopiero materiał na gotowy film!
A właściwie na kilka: na...
2018-03-23
Przeczytaliśmy te powieść dlatego, że na jej podstawie powstał film. A skoro ktoś wykłada miliony dolarów na ekranizację powieści, to ów powieść powinna być wyjątkowa. Przynajmniej dla twórców filmu.
Jakże zła była ta powieść, aż trudno to opisać. Nie mogliśmy uwierzyć, że książkę można napisać tak źle. I nie daliśmy temu wiary. Sięgnęliśmy po wersję oryginalną w języku angielskim. BINGO! Zupełnie inna powieść. Genialna, lekko napisana choć poruszająca trudne tematy. Wniosek? Najgorzej przetłumaczona powieść, jaka trafiła nam w ręce.
Szkoda, bo ta książka jest po prostu piękna. Ale mamy wrażenie, że człowiek, który ją przełożył na język polski, korzystał z Google Tłumacz.
Narratorem powieści jest nieletni chłopiec, który wraz z ojcem profesorem i wyszczekaną gosposią zamieszkuje piękną posiadłość gdzieś we Włoszech. W tymże domu często pojawiają się studenci, których zadaniem jest pomoc profesorowi w pracach naukowych. Zatem pojawienie się Oliviera nie powinno być niczym szczególnym czy wyjątkowym. Ale Elia, narrator powieści, zakochuje się w nowo przybyłym, znacznie starszym mężczyźnie. Olivier nie pozostaje chłopcu dłużny i odwdzięcza się tym samym uczuciem.
Choć akcja powieści toczy się w okresie dwóch tygodni, to jest to wystarczający czas na to, aby przeżyć huśtawkę nastrojów.
Pięknie opowiedziana powieść o zakazanej miłości, która zaczyna się niewinnym zauroczeniem i przechodząc flirt przekuwa się w płomienny romans. Ale uwaga! To nie jest banalna powieść o miłości. To trudna historia chłopca, który stara się zrozumieć swą odmienną seksualność. To historia człowieka zagubionego w trudnym okresie dorastania. Ale też historia pierwszej miłości, która zawsze jest najpiękniejsza i najszczersza, a jednocześnie bardzo niebezpieczna.
Świetnie napisana powieść, która wciąga od pierwszej do ostatniej strony.
I tylko szkoda, że polskim czytelnikom ta historia została przedstawiona w tak niechlujnym tłumaczeniu.
Zresztą, sam tytuł (polski) również nie ma nic wspólnego z fabułą książki, bo tytuł oryginalny (Call Me by Your Name), to esencja tej powieści.
Mimo wszystko, powieść poruszyła nas dogłębnie. Juz dawno nie czytaliśmy tak dobrze napisanej historii miłosnej.
OD WYDAWNICTWA:
„Tamte dni, tamte noce” („Call Me by Your Name”) to historia nagłego i intensywnego romansu między dorastającym chłopcem a gościem jego rodziców w letnim domu we Włoszech. Obaj są zaskoczeni wzajemnym zauroczeniem i początkowo każdy z nich udaje obojętność. Ale w miarę jak mijają kolejne niespokojne letnie tygodnie, ujawniają się ukryte emocje: obsesja i strach, fascynacja i pożądanie, a ich namiętność przybiera na sile. Niespełna sześciotygodniowy romans jest doświadczeniem, które naznacza ich na całe życie. Na Rivierze i podczas namiętnego wieczoru w Rzymie odkrywają coś, czego boją się już nigdy nie znaleźć: totalną bliskość.
Dzięki znakomicie uchwyconej psychologii, która towarzyszy zauroczeniu, książka jest szczerą, przeszywającą serce elegią o ludzkiej namiętności, której nie da się zapomnieć.
O AUTORZE:
André Aciman (2 stycznia 1951 roku) - amerykański autor, eseista i literaturoznawca urodził się i dorastał w Egipcie, w rodzinie sefardyjskich Żydów. Wykładał literaturę francuską w Princeton University, uczył też kreatywnego pisania w Bard College. Jest autorem wielu prac krytycznych o twórczości Marcela Prousta. W 1995 roku wydał wspomnienia pod tytułem „Wyjście z Egiptu”. Książka otrzymała Nagrodę Whiting.
Aciman publikuje na łamach „The New Yorker", „The New York Review of Books" i „The New York Times". Obecnie jest profesorem City University of New York, gdzie wykłada teorię literatury.
Jego powstała w 2007 roku powieść „Tamte dni, tamte noce” otrzymała Nagrodę Literacką Lambda w kategorii Gay Fiction i została uznana przez „New York Times” za książkę roku.
TYTUŁ: Tamte dni, tamte noce.
TYTUŁ ORYGINALNY: Call Me by Your Name
AUTOR: Aciman Andre
TŁUMACZENIE: Tomasz Bieroń
WYDAWNICTWO: Poradnia K.
LICZBA STRON: 329
ROK WYDANIA: styczeń 2018
OKŁADKA: miękka
ISBN: 9788363960964
OCENA: 7/10 (wersja polska)
OCENA: 10/10 (wersja oryginalna)
RECENZJA POCHODZI ZE STRONY HULTAJ LITERACKI:
https://hultajliteracki.wixsite.com/mojawitryna/recenzje/tamte-dni-tamte-noce-aciman-andre
Przeczytaliśmy te powieść dlatego, że na jej podstawie powstał film. A skoro ktoś wykłada miliony dolarów na ekranizację powieści, to ów powieść powinna być wyjątkowa. Przynajmniej dla twórców filmu.
Jakże zła była ta powieść, aż trudno to opisać. Nie mogliśmy uwierzyć, że książkę można napisać tak źle. I nie daliśmy temu wiary. Sięgnęliśmy po wersję oryginalną w języku...
2018-03-21
Bazar w Serbskiej Republice pełen czołgów, samolotów, granatów, Nintendo i pirackich płyt kompaktowych. Broz Tito w lodówce. Rasa psów podobna do amerykańskich bombowców i Zombie Prostytutki Tity.
Pozycja niby śmieszna, a jednak wstrząsająca. Gdyby odbierać ten komiks tylko przez pryzmat satyrycznego charakteru, można byłoby stwierdzić z czystym sumieniem, że Autorzy znają się na rzeczy i mają ogromny dar obracania strasznej historii w żart. Jednak komiks ten nie jest tylko żartem, ale też obrazem ludzkiej psychozy, jaka zagnieździła się w tubylcach w trakcie bałkańskiej wojny. Autorzy wykazali się nie tylko humorem, ale też znajomością historii i zmysłem obserwacji, co czyni z nich Artystów przez duże "A" i pozwoliło stworzyć dzieło wręcz genialne.
Twórcy komiksu znajdują Josipa Broza Tito w lodówce, a wdowy ze Srebrnicy porywają amerykańskich żołnierzy, aby zmieniać im DNA. Na domiar złego rasa bałkańskich psów jest płaska jak wycieraczka przed drzwiami, a same stworzenia do złudzenia przypominają amerykańskie bombowce.
Mają tutaj same pirackie kopie. Może dlatego bombarduje ich NATO?
W tym komiksie satyra przeplata się ze smutną prawdą i tworzy wysublimowaną makabreskę. Jest jak niezrozumiały sen, który nam się śni zaraz po lekturze historii wojny w Jugosławii. Surrealizm, który na tle realistycznych wydarzeń wydaje się być czymś bardzo ważnym, a jednocześnie na tyle śmiesznym, że aż do szpiku kości strasznym.
"Jak wygląda serbski nacjonalistyczny gest? Dlaczego lody były rzeczą niemal najważniejszą i kto inkrustował łuski pocisków artyleryjskich? To mogą być pytania śmieszne i ciekawe, ale już obraz domów bez ścian, dziurawych ulic pokiereszowanych od bomb, nocne naloty amerykańskich bombowców i wszędobylskie siły SFOR wplecione między żarty, to historia z piekła rodem.
Z tego jakże świetnie napisanego i pięknie zilustrowanego komiksu dowiemy się też, co to była Arizona Road, kto to był Carl Bildt i jakiej amunicji używały siły NATO w Bośni, Serbii i Kosowie."
-Ivo Vuco | HL-
"- Co się stało z Titem? Brakuje mu jednej nogi!
- Dałam uchodźcy. Myślałam, że nie będziesz miał nic przeciwko. I tak już zgniła."
BLURB:
"Bośniacki płaski pies", powstały w ścisłej współpracy Maksa Anderssona z Larsem Sjunnerssonem, jest jeszcze dziwniejszy, bardziej surrealistyczny, chory bezkompromisowy i straszniejszy niż jego poprzednie dzieła - "Pixy" oraz "Pan Śmierć i dziewczyna". Album ten jest owocem podróży autorów przez kraje byłej Jugosławii. W drodze na Konwent Komiksu Alternatywnego.
To, co dane im było tam zobaczyć, zostało przefiltrowane przez ich specyficzną wrażliwość i przeniesione na strony "Bośniackiego płaskiego psa". Czytelnik znajduje więc tutaj absurdalne sceny ostrzeliwania lodami, makabryczne zwłoki Tity podróżujące z bohaterami (Max Andersson rzeczywiście zrobił z mięsa rzeźbę przedstawiającą jugosłowiańskiego dyktatora, która towarzyszyła autorom) i tytułowe bośniackie płaskie psy - zmiażdżone gruzami, przejechane przez czołgi, ale wciąż żywe.
W tym szaleństwie, mieszającym koszmarny sen i rzeczywistość, autorzy odnaleźli metodę i stworzyli jedno z najbardziej niepokojących dzieł o wojnie na Bałkanach.
W drodze powrotnej zabieram amerykańskich żołnierzy do laboratorium, gdzie są modyfikowani genetycznie.
"W "Bałkańskim płaskim psie" Max Andersson i Lars Sjunnesson zabierają nas na zabawną, ale bardzo niepokojącą wycieczkę przez straumatyzowany bałkański krajobraz zamieszkały przez straumatyzowane bałkańskie umysły. Choć historia może wydawać się absurdalna i surrealistyczna, dotyka otwartego nerwu prawdy, każąc mi wzdrygać się na wspomnienie czasu, który spędziłem w Sarajewie."
-Joe Sacco | rysownik-
TYTUŁ: Bośniacki płaski pies
AUTORZY: Max Andersson & Lars Sjunnesson
WYDAWNICTWO: Kultura Gniewu
ILOŚĆ STRON: 88
FORMAT: 210 × 297 mm
OPRAWA: miękka ze skrzydełkami
DRUK: czarno-biały
DATA WYDANIA: styczeń 2018
WYDAWCA ORYGINAŁU: Kartago
ISBN: 978-83-64858-66-6
OCENA: 10/10
RECENZJA POCHODZI ZE STRONY HULTAJ LITERACKI:https://hultajliteracki.wixsite.com/mojawitryna/recenzje/bośniacki-płaski-pies-max-andersson-lars-sjunnesson
Bazar w Serbskiej Republice pełen czołgów, samolotów, granatów, Nintendo i pirackich płyt kompaktowych. Broz Tito w lodówce. Rasa psów podobna do amerykańskich bombowców i Zombie Prostytutki Tity.
Pozycja niby śmieszna, a jednak wstrząsająca. Gdyby odbierać ten komiks tylko przez pryzmat satyrycznego charakteru, można byłoby stwierdzić z czystym sumieniem, że Autorzy znają...
2018-03-22
Ubrani w mundury chińskiej produkcji, poruszający się amerykańskimi i japońskimi samochodami, trzymający w dłoniach rosyjskie karabiny, walczą z „zachodnim” imperializmem, który od lat okupuje ich ziemie, aby zbijać ogromny kapitał na handlu. Kurdowie – robią co mogą, aby wyzwolić się z okowów najeźdźcy. Kim są najeźdźcy? No właśnie, a kim są terroryści? Na żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego z II WŚ, walczących o wolność swojej ojczyzny mówimy – powstańcy. Ale na ludzi walczących kilka tysięcy kilometrów od nas w tej samej sprawie, mówimy – terroryści. Turcy nazywają tak Kurdów, Kurdowie żołnierzy ISIS, a ISIS żołnierzy Baszszara al-Asada. Cała reszta, to najeźdźcy.
Autor ukazuje nam życie tubylców i chciałbym tu napisać, że trudne, ale zastanawiam się z czyjego punktu widzenia? Dzieci, które nie znają innego życia? Żołnierzy Państwa Islamskiego, dla których pożywieniem jest strach i śmierć? Czy może z mojego, siedząc w ciepłym mieszkaniu w centrum Warszawy, najedzony, bezpieczny, karmiony fake newsami telewizyjnymi, sterowanymi przez tych, którzy w tamtej części świata mają szansę zarobić duże pieniądze?
Tak, z mojego punktu widzenia, ci ludzie mają przesrane. Dosłownie. Czytając reportaż Repetowicza, zastanawiam się, ile czasu wytrzymałbym w takich warunkach, jak szybko zabiłby mnie strach, zanim dosięgłaby mnie kula niewiadomego pochodzenia. Po takiej lekturze dochodzi do mnie jedno: Nie żyjemy w świecie bez wojny. One wciąż trwają, co prawda z dala od nas, ale jednak. Tam wciąż giną tysiące ludzi, których jedyną winą jest to, że znaleźli się w nie właściwym miejscu o niewłaściwym czasie.
Kiedy czytam, że uśmiechnięta Kurdyjka z karabinem na ramieniu opowiada o tym, jak łatwo zastrzelić człowieka, włos mi się jeży na głowie. I cały ten straszny świat przeplatany jest w książce marzeniami ludzi, którzy wiedzą, że gdzieś tam na świecie jest bezpiecznie i Oni pragną tego samego. Stałej pracy, bezpiecznego domu, ciepłego obiadu każdego dnia i ciszy – nocy wolnych od eksplozji, wystrzałów i krzyków.
"- Nazywam się Kurdystan – odpowiedziała zamaskowana dziewczyna, kryjąca się w absolutnych ciemnościach starej dzielnicy Silvan, czy też raczej Farqin, gdy zapytałem, jak ma na imię. Przez cały czas chichotała. Ubrana była tak, jakby się wybierała na biwak, tyle że przez ramię miała przewieszony karabin.
- Ustrzeliłam dziś taki samolocik, taki bez załogi, drona, tak, tak, hihihi – nie mogła powstrzymać śmiechu.
- A jesteś w stanie zabijać ludzi? – zapytałem.
- Przecież to najeźdźcy – odparła, dalej chichocząc.
Zagłuszyła ją dopiero kolejna seria z cekaemów wojska tureckiego. „Kurdystan” miała 17 lat i to był jej pierwszy dzień w miejskiej partyzantce YDG-H, walczącej z turecką armią niczym biblijny Dawid z Goliatem."
Wojna z Państwem Islamskim zwróciła uwagę międzynarodowej opinii publicznej na naród, który najdzielniej stawia opór tym terrorystom: Kurdów.
Ich ojczyzna podzielona jest na cztery części, między Turcję, Irak, Syrię i Iran.
Książka „Nazywam się Kurdystan”, to spojrzenie na ten kraj z perspektywy podróży autora, zwłaszcza tych odbytych w burzliwych latach 2014-2016 do Iraku, Syrii i Turcji. To opowieść o walce Kurdów z Państwem Islamskim (choć nam się wydaje, że Kurdowie walczą nie tylko z ISIS, ale też Syryjczykami oraz Turcją), dążeniu do niepodległości, o przemilczanej przez dłuższy czas syryjskiej Rożawie, a także o krwawej jatce urządzanej Kurdom tureckim przez tamtejsze wojsko. Autor opowiada także kim są Kurdowie, jaką mają historię i dlaczego zabrakło dla nich miejsca na mapie. Pokazuje również piękno kurdyjskiego świata: góry, cytadele, zamki, a także legendy z nimi związane. Nie brak tu również opowieści o dzielnych Kurdyjkach w tym męskim przecież świecie Bliskiego wschodu.
Książka dobra i ciekawa, choć styl Autora nie przypadł nam do gustu i według nas musi jeszcze trochę popracować nad stylistyką. Mimo to, pozycja warta przeczytania. Takich ludzi darzymy wielkim szacunkiem, za odwagę i pasję.
Witold Repetowicz (ur. 1975 r.)
Niezależny dziennikarz, ekspert ds. Międzynarodowych, współpracownik Geopolitical Inteligence Services oraz Defence24.pl, prawnik. Autor licznych reportaży z podróży na Bliski Wschód i do Afryki. Szczególnie zainteresowany problemami wojen i konfliktów etnicznych oraz religijnych, a także terroryzmu. Od czasu wybuchu „Arabskiej Wiosny” wielokrotnie przebywał w krajach Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej, w tym w Iraku i Syrii.
TYTUŁ: Nazywam się Kurdystan
AUTOR: Witold Repetowicz
WYDAWNICTWO: Trzecia Strona
GATUNEK: Reportaż
DATA PREMIERY: wrzesień 2016
LICZBA STRON: 272
OKŁADKA: miękka
ISBN: 978-83-64526-37-4
OCENA: 7/10
RECENZJA POCHODZI ZE STRONY HULTAJ LITERACKI: https://hultajliteracki.wixsite.com/mojawitryna/recenzje/nazywam-się-kurdystan-witold-repetowicz
Ubrani w mundury chińskiej produkcji, poruszający się amerykańskimi i japońskimi samochodami, trzymający w dłoniach rosyjskie karabiny, walczą z „zachodnim” imperializmem, który od lat okupuje ich ziemie, aby zbijać ogromny kapitał na handlu. Kurdowie – robią co mogą, aby wyzwolić się z okowów najeźdźcy. Kim są najeźdźcy? No właśnie, a kim są terroryści? Na żołnierzy...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-03-20
Kto wysłał pierwszego twitta z kosmosu? Kto odkrył, że Ziemia jest planetą? Czy kosmonauci sikają przed startem w kosmos? Co widać przez okno rakiety? Kto naprawia Teleskop Hubble'a? Co słychać w kosmosie? Czy gwiazdy faktycznie migają? Do czego w kosmosie służy taśma klejąca? Czy Ziemia jest płaska?
Odpowiedzi na te i wiele innych pytań znajdziemy w autobiograficznej powieści Mike'a Massimino - SPACEMAN. Amerykańskiego astronauty, który w szczegółowy i barwny sposób opowiada, jak został kosmonautą, o swojej pracy, strachu, ekscytacji i niezwykłych problemach w kosmosie.
Niby autobiografia, ale kiedy czytałem tę książkę, to czytałem przez skórę, że Mike chce mi coś powiedzieć. I kiedy dotarłem do końca tej fascynującej powieści zrozumiałem co Autor chciał mi przekazać. Pogoń za marzeniami, to nie przestępstwo, to esencja życia! Konsekwencja w działaniu, to podstawowy czynnik spełnienia marzeń.
"Wszyscy widzieliśmy filmy i czytaliśmy książki o kosmosie, ale w SPACEMANIE zostało zawartych wiele szczegółów, z pozoru nieistotnych, lecz po głębszym zastanowieniu, cholernie ważnych w trakcie lotów w kosmos, przebywania gdzieś tam - między gwiazdami, czy powrotu astronautów na Ziemię. Szczegółów, których nikt wcześniej nie opisał, nie przedstawił w tak ciekawy sposób.
Musimy pamietać też, że Mike Massimino, to nieprawdopodobnie ważna postać w historii podboju kosmosu. Dlaczego? Odpowiedź znajdziesz w książce SPACEMAN."
-Ivo Vuco | HL-
1 marca 2002 roku pierwszy raz opuściłem Ziemię. Wszedłem na pokład promu kosmicznego Columbia i pomknąłem z hukiem 550 kilometrów na orbitę.
Mike Massimino zabiera nas do bazy treningowej NASA, gdzie wstęp mają tylko nieliczni, do wahadłowca Columbia, który kilka lat później uległ zniszczeniu w trakcie powrotu na Ziemię, zabijając siedmiu członków załogi, do Teleskopu Huuble'a, który jest naszym okiem na wszechświat i na spacer w przestrzeni kosmicznej, gdzie wszystko jest zupełnie inne, niż nam się wydaje.
Czy kiedykolwiek wyobrażaliście sobie, jak to jest być przywiązanym do fotela w środku gigantycznej rakiety, która rozpędza się do prędkości od 0 do 28 000 kilometrów na godzinę? Lub spojrzeć na Ziemię z kosmosu i zobaczyć zaskakująco precyzyjną linię między dniem a nocą? Albo stanąć przed słynnym Teleskopem Hubble'a, zastanawiając się czy misja, która jest waszym celem, przez przypadek nie zrujnuje szansy ludzkości na odkrycie tajemnic Wszechświata?
"Astronauta Mike Massimino szczegółowo relacjonuje swoje kosmiczne doświadczenia, bez mała umieszczając czytelnika w skafandrze, z całym ekwipunkiem niezbędnym do życia w mikrograwitacji. Opisuje surrealistyczny cud i piękno swojego pierwszego spaceru kosmicznego, ale i tragedię utraty przyjaciół w wypadku promu Columbia."
-AGORA-
"Siedzieliśmy w jego sali, rozmawialiśmy. Opowiadałem mu o locie Johna Glenna. Mój ojciec uśmiechnął się i patrząc mi prosto w oczy, odpowiedział:
- Czy wiesz, jak bardzo jestem z ciebie dumny?"
"Mike Massimino jest 411 człowiekiem, który poleciał w kosmos. Jego droga na orbitę była pełna przeciwności, ale cel, który sobie wyznaczył, wart był największego wysiłku. Dzięki jego nieprawdopodobnej determinacji i fachowości ludzkość może nadal zaglądać w głąb Wszechświata na wiele miliardów lat świetlnych i odkrywać nowe tajemnice kosmosu. Nie wierzycie - to przeczytajcie. Warto."
-Mirosław Hermaszewski. 89 astronauta świata-
Jak otworzyć niemożliwy do otworzenia sejf w przestrzeni kosmicznej na wysokości 550 kilometrów?
TYTUŁ: SPACEMAN
TYTUŁ ORYGINALNY: SPACEMAN
AUTOR: Mike Massimino
WYDAWNICTWO: Agora
STRON: 320
ROK WYDANIA: Marzec 2018
FORMAT: 135 x 210 mm
OPRAWA: Miękka
ISBN: 978-83-268-2618-4
OCENA: 10/10
Kto wysłał pierwszego twitta z kosmosu? Kto odkrył, że Ziemia jest planetą? Czy kosmonauci sikają przed startem w kosmos? Co widać przez okno rakiety? Kto naprawia Teleskop Hubble'a? Co słychać w kosmosie? Czy gwiazdy faktycznie migają? Do czego w kosmosie służy taśma klejąca? Czy Ziemia jest płaska?
Odpowiedzi na te i wiele innych pytań znajdziemy w autobiograficznej...
2018-07-11
Co za debiut! Co za sztuka! A jak cudownie napisana!
Każde słowo skrzętnie przemyślane, nic nie jest pozostawione przypadkowi.
Bez wątpienia najlepsza książka roku w naszym kraju, mimo, że rok dopiero się zaczął.
Kto wie, może najlepsza książka dekady?
Ktoś kiedyś zapytał mnie, którą ze znanych książek chciałbym napisać? Trudno było wtedy odpowiedzieć na te pytanie jednoznacznie, ale dzisiaj już wiem, że odpowiedź brzmi: Kredziarz.
Porywający thriller, który miesza w głowie od początku do samego końca i kiedy wydaje Ci się, że już wszystko zostało wyjaśnione, znów dostajesz obuchem po głowie.
Fascynująca opowieść o konsekwencjach działania, o nieprzemyślanych decyzjach, o koszmarach i tajemnicach skrywanych za drzwiami wyobraźni. Ale też o przyjaźni i przemijaniu, o prawdzie która boli i kłamstwach, które potrafią pomóc.
Ta książka przypomina, jak trudno jest być dzieckiem. Jak trudno młodemu człowiekowi zrozumieć świat dorosłych i jak łatwo wyzbyć się dziecięcej wrażliwości, kiedy wchodzi się w dorosłe życie. Lecz nie tylko młodość ma swoje wady, bycie dorosłym ma ich znacznie więcej, a przynajmniej w oczach dziecka.
W mrocznych zakamarkach umysłu kryją się najbardziej fascynujące koszmary i tajemnice.
"Bycie dobrym człowiekiem nie polega na śpiewaniu hymnów czy modleniu się do jakiegoś mitycznego bóstwa. Nie chodzi o noszenie krzyżyka i chodzenie co niedziela do kościoła, ale o to, jak traktujesz innych ludzi. Dobry człowiek nie potrzebuje religii, bo wystarczy mu przekonanie, że postępuje właściwie."
„Najlepiej zacząć od początku. Sęk w tym, że nigdy nie doszliśmy do porozumienia, kiedy to wszystko się zaczęło. Może w dniu, w którym Gruby Gav dostał na urodziny wiadro z kredami? Czy jak zaczęliśmy nimi rysować tajemnicze symbole? Albo kiedy same zaczęły się pojawiać? A może wtedy, kiedy znaleziono pierwsze zwłoki?”
To Kredziarz podsunął dwunastoletniemu Eddiemu pomysł by porozumiewać się z przyjaciółmi za pomocą rysunków kredą. To był ich kod, do czasu, kiedy symbole doprowadziły ich do ciała dziewczynki. Wtedy zabawa się skończyła.
Trzydzieści lat później Ed dostaje kopertę. Znajduje w niej tylko kawałek kredy i rysunek człowieka z pętlą na szyi. Zdaje sobie sprawę, że gra sprzed lat nigdy się nie skończyła.
"Nie zawsze definiują nas nasze osiągnięcia, bywa, że ważniejsze są zaniedbania. Nie tyle kłamstwa, ile prawdy, które postanowiliśmy przemilczeć."
Autorka prowadzi nas przez swą powieść powoli, lecz robi to z premedytacją. Tak często stosuje cliffhanger, że z czasem staje się to irytujące. Ale taki był zamysł i taka praktyka powoduje, że nie chcesz odłożyć książki na bok. Chcesz ją czytać, chcesz dojść prawdy, ale ta ciągle ucieka na kolejne strony powieści. Dalej i dalej, a kiedy pozostaje Ci raptem kilka stron do końca, sam już nie wiesz, co jest prawdą. Spryt autorki pozwala jej wodzić czytelnika za nos aż do ostatniej strony i chwała jej za to, że potrafi utrzymać emocje do końca.
OPIS NA STRONIE WYDAWNICTWA:
W mrocznych zakamarkach ludzkiego umysłu kryją się najbardziej fascynujące koszmary i tajemnice.
Rok 1986. Eddie i jego przyjaciele dorastają w sennym angielskim miasteczku. Spędzają czas, jeżdżąc na rowerach i szukając wrażeń. Porozumiewają się kodem: rysowanymi kredą ludzikami. Pewnego dnia jeden tajemniczy znak prowadzi ich do ludzkich zwłok. Od tej chwili wszystko zmienia się w ich życiu.
Trzydzieści lat później Eddie i jego przyjaciele dostają listy z wiadomością napisaną tajemniczym kodem z dawnych lat. Uważają, że to żart do momentu, gdy jeden z nich nie ginie w niewyjaśnionych okolicznościach. Do Eddiego dociera, że jedyną drogą do ocalenia siebie przed podobnym losem jest próba zrozumienia, co tak naprawdę stało się przed laty.
Kredziarz to najlepszy rodzaj suspense’u, w którym teraźniejszość doskonale współgra z reminiscencją, każda postać jest wyraźnie zarysowana i interesująca, żadna z zagadek nie pozostawia w czytelniku niedosytu, a zwroty akcji zaskoczą nawet najbardziej doświadczonego czytelnika.
„Niesamowicie hipnotyzująca książka. Kredziarz jest senną powieścią, pełną koszmarów. Niespokojną i nie dajcą spokoju, naznaczoną cieniem i światłem. Fabuła przyspieszy twoje tętno i zamrozi krew. Narodziła się moczna gwiazda“.
—A.J. Finn, autor powieści The Woman in the Window
"Ludzie zawsze będą oszukiwać i kłamać. Właśnie dlatego ważne jest, żeby wszystko poddawać w wątpliwość."
C.J. TUDOR
Mieszka w Notthingham z partnerem i ich trzyletnią córką. W przeszłości pracowała jako copywriterka, prezenterka telewizyjna i lektorka. Teraz całkowicie poświęciła się pisaniu. Kredziarz to jej pierwsza powieść.
Z niecierpliwością czekamy na jej kolejne powieści.
P.S.: Rewelacyjna okładka książki! Nie wiemy kto ją zaprojektował, ale zdecydowanie jest to strzał w dziesiątkę.
TYTUŁ: Kredziarz
TYTUŁ ORYGINALNY: The Chalkman
AUTOR: C.J. Tudor
WYDAWNICTWO: Czarna Owca
STRON: 384
ROK WYDANIA: Luty 2018
FORMAT: 135 x 210 mm
OPRAWA: Miękka
ISBN: 978-83-8015-676-0
OCENA: 10/10
Książka dostępna również w wersji e-book
Recenzja pochodzi ze strony Hultaja Literackiego
:https://hultajliteracki.wixsite.com/mojawitryna/recenzje/kredziarz-c-j-tudor
Co za debiut! Co za sztuka! A jak cudownie napisana!
Każde słowo skrzętnie przemyślane, nic nie jest pozostawione przypadkowi.
Bez wątpienia najlepsza książka roku w naszym kraju, mimo, że rok dopiero się zaczął.
Kto wie, może najlepsza książka dekady?
Ktoś kiedyś zapytał mnie, którą ze znanych książek chciałbym napisać? Trudno było wtedy odpowiedzieć na te pytanie...
2018-07-11
Flanagan, to nie byle jaki pisarz, to autorytet wśród australijskich pisarzy. Wielokrotnie nagradzany, między innymi prestiżową nagrodą Man Booker Prize za Ścieżki Północy.
Tym razem autor powraca z mistrzowsko opowiedzianym obrazem strachu, fobii i obłędu. Terroryzm – to słowo klucz tej powieści. Pytanie jednak, czy strach przed nim pozwala na racjonalne myślenie i na przemyślane działania?
Uważa się, że punktem zwrotnym w pojmowaniu przez zwykłego śmiertelnika pojęcia światowego terroryzmu był poranek 11 września 2001 roku. Tego dnia narodziła się w społeczeństwie całego świata psychoza, która pozwala widzieć terrorystę w każdym nieznajomym, uwierzyć w każdy fake news, każdą plotkę, a wiadomości telewizyjne podsycają w nas strach informacjami dość często nie do końca sprawdzonymi.
Kiedy człowiek się boi, jest w stanie uwierzyć we wszystko, co usłyszy.
Rewelacyjna pozycja Wydawnictwa Literackiego, która wysyła nas do Australii i zostawia na pastwę losu wśród rozhisteryzowanego społeczeństwa, skłonnego uwierzyć we wszystko, co usłyszą nasze uszy.
Ktoś musiał donieść na Ginę D., bo mimo że nic złego nie zrobiła, została pewnego ranka po prostu pokazana we wszystkich mediach jako najgorsza terrorystka w kraju…
"Myśl, że miłość to za mało, jest wyjątkowo bolesna. Dlatego w obliczu takiej prawdy człowiek od stuleci usiłował znaleźć jakieś dowody na to, że miłość stanowi największą siłę na ziemi."
Tuż po tym, jak na stadionie w Sydney znaleziono ładunki wybuchowe, Gina Davies – 26 letnia tancerka erotyczna – spędza noc z tajemniczym nieznajomym. Rano mężczyzna znika, Gina zaś z prasy i telewizji dowiaduje się, że jest główną podejrzaną. Medialna nagonka zatacza coraz szersze kręgi, a każdy najdrobniejszy i pozornie pozbawiony znaczenia szczegół z życia dziewczyny urasta do rangi zdrady narodu. Czy Ginie uda się powstrzymać lawinę oskarżeń, nim będzie za późno?
W niepokojącej, trzymającej w napięciu powieści Richard Flanagan kreśli bezlitosny portret współczesnego społeczeństwa, które przy akompaniamencie sensacyjnych doniesień, błyskawicznie rozpowszechnianych plotek i strachu przed nieznanym zmierza prosto na skraj obłędu.
"Potem Serbowie wymordowali ponad osiem tysięcy pozostawionych samym sobie cywilów."
„Zniewala i niepokoi”
-The Economist-
„Genialna refleksja nad światem po 11 września 2001 – światem, w którym strach to cenna waluta w równej mierze dla terrorystów, jak i dla polityków, światem, w którym plotki i dezinformacja obiegają glob w mgnieniu oka”
-The New York Times-
„Druzgocący obraz współczesności. Choć akcja powieści rozgrywa się po drugiej stronie kuli ziemskiej, to ciosy, które wymierza, uderzają w nas wszystkich – i to mocno”
-Sunday Telegraph-
Dla nas jest to książka absolutnie warta przeczytania, Polecamy ją z czystym sumieniem i gwarantujemy Wam, że nie będziecie się mogli od niej oderwać!
TYTUŁ: Nieznana Terrorystka
TYTUŁ ORYGINALNY: The Unknown Terrorist
AUTOR: Richard Flanagan
WYDAWNICTWO: Literackie
STRON: 332
ROK WYDANIA: Luty 2018
FORMAT: 143 x 205 mm
OPRAWA: Twarda
ISBN: 978-83-08-06467-2
OCENA: 9,5/10
Książka dostępna również w wersji e-book [epub, mobi]
Recenzja pochodzi ze strony Hultaj Literacki:
https://hultajliteracki.wixsite.com/mojawitryna/recenzje/nieznana-terrorystka-richard-flanagan
Flanagan, to nie byle jaki pisarz, to autorytet wśród australijskich pisarzy. Wielokrotnie nagradzany, między innymi prestiżową nagrodą Man Booker Prize za Ścieżki Północy.
Tym razem autor powraca z mistrzowsko opowiedzianym obrazem strachu, fobii i obłędu. Terroryzm – to słowo klucz tej powieści. Pytanie jednak, czy strach przed nim pozwala na racjonalne myślenie i na...
2018-07-11
Książka (NIE)młodzieżowa, która wciąga, jak wir wodny. Już sam pomysł na fabułę zasługuje na uwagę. Szukając powieści niebanalnych, natrafiliśmy na debiut Kathryn Evans.
Ktoś przeczytał w biurze na głos blurb. Przeszły nas ciary. Trafiliśmy na coś wyjątkowego! Szybka akcja pozyskania książki i ta zaczęła krążyć z rąk do rąk. Czytaliśmy, dyskutowalimy, sprzeczaliśmy się i wiecie co? Ta książka jest FANTASTYCZNA! Och, jak bardzo kochamy takie historie. Jakiż to trzeba mieć talent, aby napisać coś równie ciekawego, mądrego i nie powielać standardów obecnie panującej mody na kryminały i powieści erotyczne.
Teva, to typowa nastolatka. Chodzi do szkoły, dobrze się uczy, ma chłopaka i mnóstwo przyjaciół. Ma tylko jedną dziwną cechę – nie lubi zapraszać znajomych do domu. Właściwie, to ma więcej dziwnych cech.
Książka opowiada o młodej dziewczynie, która co dwanaście miesięcy ROZDZIELA SIĘ, tworząc kolejną siebie. Każde kolejne rozdzielenie sprawia mnóstwo problemów, poprzednia wersja dziewczyny, musi zrezygnować z dotychczasowego życia i zamieszkać ze wszystkimi poprzednimi wersjami siebie. Jedna z wersji postanawia się zbuntować i nie pozwolić na kolejne rozdzielenia.
Co jest przyczyną tej dziwnej choroby naszej bohaterki i czy to faktycznie jest choroba? A może to dar. Dar czy przekleństwo? Hmmm, a może zupełnie coś innego?
"Nabierałam w niej sił i napełniałam jej komórki swoimi. W końcu jednak musiałyśmy się rozdzielić. To nie była moja decyzja - zwykła kolej rzeczy."
Każda poprzednia wersja Tevy zostaje na zawsze uwięziona, nie tylko w swoim wieku, ale też w domu, z którego tęsknie obserwuje toczące się wokół życie. Kilkanaście innych Tev nie może kontaktować się ze swoimi kolegami ani wyjść na zewnątrz. Ze smutkiem porzucają dotychczasowe życie.
Wszystko toczy się normalnych trybem, dopóki jedna z Tev nie zbuntuje się i nie złamie zakazu. A najnowsza Teva także ma swój plan. Nie chce dopuścić do ponownego podziału. To oznacza tylko jedno: walkę z samą sobą!
Bardzo dobrze napisana książka, trzymająca w napięciu i niepewności do samego końca. Autorka od czasu do czasu stosuje psychologiczny suspens, który powoduje wzmożone napięcie u czytelnika tylko po to, aby za chwilę zaskoczyć nas niespodziewanym zwrotem akcji.
Ta książka, to pozycja obowiązkowa dla każdego, kto lubi czytać.
Napisaliśmy na początku słowo „młodzieżowa”, ale tylko dlatego, że książka jest tak sklasyfikowana, a (NIE) dodaliśmy dlatego, że się z tym nie zgadzamy. Średnia wieku Hultaja Literackiego, to 31 lat, a czytaliśmy tę powieść z ogromną fascynacją, chcąc dowiedzieć się jak najszybciej, co będzie dalej! Zagubiliśmy się w niej bez pamięci! Uważamy jednogłośnie, że NIE JEST to książka tylko dla młodzieży. Nam staruchom bardzo się spodobała i czekamy na kolejne powieści pani Evans.
"Opublikowałam post i opadłam na krzesło. Jeśli toczyłam wojnę z gównem, którym obrzucało mnie życie, to chyba ją przegrywałam."
KATHRYN EVANS:
Studiowała aktorstwo i krótko pracowała w teatrze, kiedy w końcu uświadomiła sobie, że umrze z głodu, jeśli nie znajdzie odpowiedniej pracy. Nie znalazła. Wyszła jednak za mąż za farmera i założyła plantację truskawek.
Eva Teva i więcej Tev, to jej debiut literacki, za który otrzymała prestiżową nagrodę Edinburgh International Book Festival First Book Award.
Laureatka nagrody literackiej SCBWI Crystal Kite.
Jesteśmy przekonani, że o autorce tej powieści za chwilę będzie bardzo głośno za sprawą jej twórczości literackiej. Mocno trzymamy za nią kciuki.
Brawo dla wydawnictwa YA! za przedstawienie tej pisarki polskim czytelnikom.
TYTUŁ: Eva Teva i więcej Tev
TYTUŁ ORYGINALNY: More of me
AUTOR: Kathryn Evans
Wydawnictwo: YA!
STRON: 368
ROK WYDANIA: Luty 2017
FORMAT: 225 x 137 mm
OPRAWA: Miękka
ISBN: 978-83-280-3702-1
OCENA: 9/10
Książka do nabycia również w wersji e-book.
Książka (NIE)młodzieżowa, która wciąga, jak wir wodny. Już sam pomysł na fabułę zasługuje na uwagę. Szukając powieści niebanalnych, natrafiliśmy na debiut Kathryn Evans.
Ktoś przeczytał w biurze na głos blurb. Przeszły nas ciary. Trafiliśmy na coś wyjątkowego! Szybka akcja pozyskania książki i ta zaczęła krążyć z rąk do rąk. Czytaliśmy, dyskutowalimy, sprzeczaliśmy się i...
2018-07-11
Opowieść człowieka, który spędził kilka lat w samym centrum przestępczego świata. Widział dużo, przeżył jeszcze więcej. Ta książka, to szokujący obraz „żołnierzy” mafii polskiej.
Szokujący nie dlatego, że krew się leje gęsto, kule świszczą nad głowami, ale szokująca dlatego, że pokazuje jacy ludzie wstępowali w te struktury i zdecydowanie nie było to lustrzane odbicie postaci z gangsterskich filmów Hollywood. Werbowani z ulicy, bez żadnych umiejętności interpersonalnych. Ważne, że jeden z drugim potrafił lać w ryj, nie bał się niczego i potrafił trzymać język za zębami. Jeśli spełniałeś te trzy warunki, mogłeś zostać żołnierzem mafii.
Nawet jakość tekstu, to obraz człowieka, który z literaturą nie wiele miał wspólnego, ale za to szczerze odwzorowuje, kto pisał tę książkę, co go cieszyło, czego się bał, za czym tęskni i czego oczekiwał od życia, a co od niego dostał. Warto nakreślić sobie obraz takiego człowieka, czytając tę książkę.
-Ivo | HL-
"Na pewno nie będę pracował jak frajer za głodową pensję."
Przyszedł czas, że "byli" gangsterzy piszą książki. Jedni "używają" do tego rąk pisarzy tudzież dziennikarzy, inni próbują własnych sił. Niemal zawsze ukrywają się za pseudonimami, nie pokazują twarzy i starają się stać w cieniu własnej przeszłości. Ale w takim razie, po co pisać taką książkę? Co więcej można napisać po książkach dyktowanych przez Masę? Myślę, że dużo, a nawet bardzo dużo, ale w tym przypadku nie chodziło o szczegóły. A może autor liczył na zainteresowanie mediami, jak to w przypadku książek innych skruszonych? Nie wiem, ale domyślam się, że Grek nie pozwolił swoich wspomnień zredagować i wyszła z tego niezbyt elokwentna opowieść człowieka, który, nie oszukujmy się, pisać nie potrafi. Szkoda, bo mogło z tego wyjść coś znacznie lepszego. Tutaj autor nie tylko skrywa się za pseudonimem, ale tez ten pseudonim jest fałszywy, bo w rzeczywistości nosił inną ksywę. Podwójna garda skruszonego?
Kiedy ją czytałam, zastanawiałam się, czy autor zdawał sobie sprawę z tego, co pisze? Jak ocenilibyście dziewczynę, która szczyci się tym, że jest zabawką faceta, który w zamian za seks kupuje jej ubrania i stawia alkohol? No właśnie. Grek chyba nie przemyślał do końca tego, co chce napisać, albo tego, jak chce to ująć. Szczerze mówiąc, odniosłam wrażenie, że jest w tej książce zbyt dużo przechwałek. Wszystko sprowadza się do „Dobrze się biłem, bzykałem wszystkie panienki”. A ja oczekiwałam czegoś więcej. Mięsa, szokujących wyznań, nieznanych faktów… czegoś, co mnie zaskoczy.
Fakt, wydawnictwo zrobiło co mogło, aby książka była do przyjęcia, ale jak już wspominałam, jestem pewna, że autor nie chciał zbyt wielu zmian.
-Patrycja | HL-
"Cela była mała, brudna, śmierdziała papierosami, moczem i wilgocią. Usiadłem na koju i czekałem, co dalej."
Twardziel, jeden z groźniejszych bandytów w Polsce. Wytatuowany kark. Zaczynał jako bitny mięśniak na bramce w dyskotece. Potem szybki awans, łatwe pieniądze, jeszcze łatwiejsze panienki. I prestiż ulicy.
Kim jest Grek – bohater tej książki? Czytelnik nie dostanie jasnej odpowiedzi na to, kim był, kim jest. Otrzyma za to pełnokrwistą gangsterską opowieść wypełnioną postaciami z najtwardszego kruszcu, porywającymi historiami, pokazującą działanie grupy przestępczej. To podróż w zakamarki mrocznej duszy, dla jednych fascynująca, dla innych niezrozumiała i moralnie nie do przyjęcia. Dla jednych i drugich – warta odkrycia.
-Gabriela Jatkowska | Dziennikarka-
TYTUŁ: Byłem Gangsterem
AUTOR: Grek (pseudonim)
Wydawnictwo: Dolnośląskie
STRON: 256
ROK WYDANIA: Październik 2017
FORMAT: 225 x 145 mm
OPRAWA: Miękka, broszurowa
ISBN: 978-83-245-8284-6
OCENA: 5/10
Opowieść człowieka, który spędził kilka lat w samym centrum przestępczego świata. Widział dużo, przeżył jeszcze więcej. Ta książka, to szokujący obraz „żołnierzy” mafii polskiej.
Szokujący nie dlatego, że krew się leje gęsto, kule świszczą nad głowami, ale szokująca dlatego, że pokazuje jacy ludzie wstępowali w te struktury i zdecydowanie nie było to lustrzane odbicie...
2018-07-11
Wydawnictwo Prószyński i S-ka postanowiło wznowić wydanie trylogii Stanisława Grzesiuka. Jak wiecie, wznowień było już wiele, ale to jest szczególnie wyjątkowe. I to z kilku powodów.
Po pierwsze, nowa szata graficzna, która jest najlepszą jak do tej pory oraz sposób wydania, czyli jako pierwszy ukazał się tom ogólnie uznawany za drugi – PIĘĆ LAT KACETU. Dlaczego? A no dlatego, że wydawnictwo, z szacunku do Autora oraz w porozumieniu z jego rodziną, postanowiło zachować kolejność, w jakiej wydawano te książki pierwotnie.
Po drugie, w książce znalazły się nigdy niepublikowane fragmenty przywrócone z rękopisu. Jest ich naprawdę dużo i uwierzcie nam, są ciekawe. Większość nie znalazła się w książce przez cenzurę inne wyrzucane były przez redaktorów, a jeszcze inne przez samego Autora. W tym wydaniu macie je wszystkie.
"Nigdy nie myślałem o pisaniu. Kiedyś nieopatrznie przyrzekłem komuś, że opiszę wszystkie moje przeżycia obozowe. Obietnicy trzeba było dotrzymać i tak powstała książka."
Po trzecie, do książki wrócił obszerny fragment, który pojawił się w pierwszym wydaniu z 1958 roku, ale zaraz po premierze, niejaki Edmund R. oskarżył Grzesiuka (Autora) o pomówienie i zniesławienie. Sprawa znalazła swój finał w sądzie. Nieoczekiwanie doszło do polubownego załatwienia sprawy i Edmund R. wycofał oskarżenie, a Stanisław Grzesiuk zobowiązał się w kolejnych wydaniach usuwać ten fragment. Taką decyzję pozostawił również swojej żonie w postaci odręcznej notatki. O co chodził? Dowiecie się z książki.
O obozach koncentracyjnych napisano wiele książek, ale niemal wszystkie są skonstruowane w taki sam sposób. Jak napisał sam Grzesiuk „W książkach o życiu w obozie nikt dotychczas nie napisał tak gorzkiej prawdy. Ludzie opisują życie w obozach, a nikt jakoś nie chce opisać swego własnego życia tak dokładnie, ze szczegółami. Opisuje się, że były ciężkie warunki, że się to wszystko przeżyło, lecz nikt nie opisuje, jacy ludzie przeżywali te lata mordowni i głodu i co robili na co dzień, żeby przetrwać.” Grzesiuk opisał pięcioletni pobyt w trzech obozach koncentracyjnych w sposób hultajski. Często zawadiacki, nierzadko śmieszny, ale też tak bardzo realistyczny i tak bardzo inny od tych wszystkich książek wspomnieniowych byłych więźniów obozów zagłady.
Bohater książki, to cwaniak z piekła rodem, którym była Europa lat wojennych. Z jednej strony człowiek twardo stąpający po ziemi, który potrafi się odnaleźć w każdej sytuacji, sprytny, odważny zawadiaka z błyskiem w oku. Z drugiej zaś strony, romantyczny bohater rodem z powieści Aleksandra Dumas, wyczulony na krzywdę innych, skłonny do ustępstw, prawdomówny, stający w obronie słabszych i pokrzywdzonych. Bystry i wygadany jak cholera. Takie połączenie Franka Dolasa z Batmanem
"Po odejściu rodziny obsługa krematorium chowała zostawione kwiaty pod plandeką wózka, którym przywożono nieboszczyka, a wieczorem w obozie sprzedawali je za papierosy blokowym lub kapom, żeby ci z kolei mogli podarować je swoim paniom "urzędującym" w obozowym domu publicznym."
Trudno jest oceniać kunszt literacki Autora, który nie był pisarzem, choć sam twierdził, że pisanie książek nie sprawiało mu trudności, bo pisał tak, jak mówił, nadając książce ton narracji. Jednak Grzesiukowi daleko do literackiego erudyty, co rzuca się w oczy od samego początku książki. Jest to jednak jedna z największych zalet tej powieści, bo zionie od niej prawdą i szczerością, a dzięki temu szybko przenosi nas w świat bohatera. Myślę, że jest to też zabieg wydawniczy, który miał na celu przekazanie czytelnikowi najbardziej realny obraz Stanisława Grzesiuka, bo przecież nie byłoby problemem posadzić do książki redaktora, który zmieniłby ją w dzieło sztuki. Prawda jest jednak taka, że książka Grzesiuka jest dziełem sztuki sama w sobie. Tu nie trzeba nic poprawiać, zmieniać czy korygować. Wyobraźcie sobie tegoż Autora, który siada z Wami w parku na ławeczce i zaczyna opowiadać. Widzicie to? No właśnie, taka jest ta książka.
PIERWSZE WYDANIE BEZ SKREŚLEŃ I CENZURY.
„Wspomnienia z obozów koncentracyjnych Dachau, Mauthausen i Gusen. Stanisław Grzesiuk z właściwym sobie humorem, szczerością i bezpośredniością portretuje nazistowską machinę pracy i śmierci. I próbuje opowiedzieć o cenie człowieczeństwa w miejscu, które z niego odzierało.
W maju 1958 roku książka trafiła do księgarń i natychmiast zniknęła z półek. W bibliotekach czekało się w kolejce nawet rok. Czytelnicy pisali do Autora z prośbą o interwencję. O książce dyskutowali szeroko byli więźniowie […]
Wydanie zawiera fragmenty najważniejszych recenzji oraz wypowiedzi samego Autora o książce.”
Grzesiuk stał się mimo woli kronikarzem ludzkiej tragedii, korespondentem wojennym i chyba pierwszym w Polsce propagatorem sztuki przetrwania.
Ta powieść, to pozycja dla każdego człowieka. Jeśli uważasz, że masz w życiu źle, przeczytaj autobiografię Grzesiuka, bo po tej lekturze spojrzysz na swoje życie z zupełnie innej perspektywy.
O AUTORZE:
Stanisław Grzesiuk (1918–1963) – pisarz, pieśniarz, zwany bardem Czerniakowa. Urodzony w Małkowie koło Chełma. Od drugiego roku życia mieszkał w Warszawie, gdzie spędził dzieciństwo i młodość. W trakcie okupacji aresztowany i wysłany na roboty przymusowe do Niemiec, następnie do obozów koncentracyjnych. W lipcu 1945 roku wrócił do kraju; leczył się na gruźlicę płuc, która była konsekwencją pobytu w obozie. Autor autobiograficznej trylogii "Boso, ale w ostrogach", "Pięć lat kacetu", "Na marginesie życia". Pochowany na cmentarzu wojskowym na Powązkach. Obok Stefana Wiecheckiego zaliczany do grona najbardziej zasłużonych twórców kultury warszawskiej ulicy.
TYTUŁ: Pięć lat kacetu.
AUTOR: Stanisław Grzesiuk
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka.
STRON: 616
ROK WYDANIA: Styczeń 2018
FORMAT: 147 x 208 mm
OPRAWA: Twarda
OCENA: 10/10
Książka dostępna także w formacie 16 x 23,5 cm, z dużymi literami oraz w formie e-booka (epub i mobi).
Kolejne części ukażą się w następujących terminach:
„Boso, ale w ostrogach” – maj 2018
„Na marginesie życia” – wrzesień 2018
Wydawnictwo Prószyński i S-ka postanowiło wznowić wydanie trylogii Stanisława Grzesiuka. Jak wiecie, wznowień było już wiele, ale to jest szczególnie wyjątkowe. I to z kilku powodów.
Po pierwsze, nowa szata graficzna, która jest najlepszą jak do tej pory oraz sposób wydania, czyli jako pierwszy ukazał się tom ogólnie uznawany za drugi – PIĘĆ LAT KACETU. Dlaczego? A no...
2018-07-11
Gdzie zaczyna się polska literatura? Wbrew pozorom, odpowiedź jest bardzo prosta: Dla każdego w tym samym miejscu, czyli w momencie przeczytania pierwszej książki polskiego autora, po którą sięgamy sami, z wolnego wyboru. Nie DZIADY czy KRZYŻACY (swoją drogą świetna książka), przez które większość młodych ludzi nie jest w stanie przejść, a które nakazem Ministerstwa Edukacji Narodowej, przez wiele lat były swoistym MUST READ!
Każdy z nas miał jakiś początek i ja dokładnie pamiętam swój. Był to KRÓL SZULERÓW, autorstwa Jana Głuchowskiego. Powieść ukazała się w 1986 roku, za pośrednictwem Wydawnictwa Ministerstwa Obrony Narodowej, czyli dzisiejszej Bellony.
Zapłaciłem wówczas za tę książkę 300 złotych. Nikt jej nie polecał, nikt nie recenzował, nikt mnie do niej nie zmuszał. Słyszałem, jak dwóch facetów rozmawiało na przystanku autobusowym o ciekawej książce. Mówili o niej z takim zapałem, byli tak podnieceni, że zwróciło to moją uwagę. Jak można tak bardzo jarać się książką? Postanowiłem to sprawdzić. Nie wiem o jakim tytule rozmawiali tamci panowie. Wpadłem do księgarni na zamojskich podcieniach, przejrzałem wszystkie okładki i ta jedna wpadła mi w oko. Reszta była jakaś taka przaśna, albo zbyt oczywista. Zanim kupiłem, przeczytałem to, co było napisane z tyłu książki. Miałem dziewięć, może dziesięć lat. Ostatnie zdanie opisu mocno rozbudziło moją wyobraźnię.
"Pogmatwane losy arcygracza i niedościgłego szulera układają się w gorzką przypowieść"
Biorę! Wydałem jedyne pieniądze, które zarobiłem zbierając jarzębinę i sprzedając ją w skupie Herbapolu. Książkę łyknąłem w dwie noce. Przykryty kołdrą, przy świetle latarki, czytałem z zapartym tchem, przenosząc się do czasów, kiedy Polski nie było na mapie, a domy rozpusty i gier hazardowych, rozsiane gęsto po całej Europie, były bezpieczną przystanią inteligentnych cwaniaków, którzy wiedzieli jak i gdzie zdobyć duże pieniądze. Którzy wiedzieli, jak się ustawić w tych trudnych czasach i wieść wspaniałe, ciekawe życie.
Główny bohater, to generał Ignacy Chodźkiewicz, choć kiedy go poznajemy, nie jest nawet szeregowym. Postać o tyle ciekawa, co autentyczna, ale przez wiele lat wymazywana z kart polskiej historii. I gdyby nie Jan Głuchowski, pewnie do dzisiaj byłby anonimowym człowiekiem. A przecież Dyzma, to przy Chodźkiewiczu faramuszka!
Już sam tytuł zdradza, o czym jest powieść i to może niektórych odstraszyć. Ale to przecież nic bardziej mylnego! Co prawda zarówno główny bohater, jak i kilku pobocznych, to rasowi szulerzy, złodzieje i kłamcy, lecz to tylko tło całej historii, bo głównym tematem jest miłość. Do kobiety, do wolności, do pieniądza, do życia. Aż się prosi, żeby wznowić wydanie i przedstawić Polakom ponownie generała Chodźkiewicza, który jako romantyczny i szlachetny łotr, zasługuje na miano polskiego Robin Hooda. Gwarantuję Wam, że czytając tę książkę, będziecie się śmiać, płakać, cieszyć i denerwować. Obgryzać paznokcie i zgrzytać zębami. To nie jest kryminał, horror czy nudna biografia kolejnego dwudziestoparolatka z tv. To cholernie ciekawa i świetnie napisana powieść awanturnicza, jakie pisało się przed wojną lub tuż po. Dzisiaj tego rodzaju książki są niedoceniane, zostały wyparte przez potop szwedzkich kryminałów, które wciągnęły polskich pisarzy w ten popularny nurt, pozostawiając puste pole do popisu dla tego typu literatury. Ta historia targa emocjami, jak tornado dachami domów w stanie Oklahoma i nie pozostawia czytelnika obojętnym. W przeciwieństwie do większości byle jakich powieści wydawanych hurtowo w dzisiejszych czasach, KRÓL SZULERÓW jest perłą polskiej literatury. Bez dwóch zdań.
"Kilkanaście kolejnych, podobnych wieczorów ustabilizowało pozycję Ignacego jako najlepszego bankiera w Petersburgu. Jego bank był najbardziej zasobny i przyciągał najwiecej poniterów."
Żeby było bardziej ciekawie, to autorem tej fascynującej biografii jest były ambasador RP w Bangladeszu. Profesor, prawnik i specjalista od finansów międzynarodowych, który po raz pierwszy natknął się na zapiski o Chodźkiewiczu w Szwajcarii. Ta postać tak bardzo go zafascynowała, że postanowił poszukać o nim więcej informacji. Im wiecej się o nim dowiadywał, tym bardziej jerzył sie włos na głowie. Autor książek o podatkach, finansach, stosunkach międzynarodowych czy lokatach budżetowych w Polsce Ludowej, postanowił opisać historię najwiekszego szulara, jakiego zrodziła matka Ziemia. Można by było się spodziewać, że człowiek pokroju profesora Głuchowskiego nie może napisać dobrej książki beletrystycznej. I to jest racja, KRÓL SZULERÓW nie jest powieścią dobrą, jest powieścią genialną, tym bardziej, że wyciąga z okowów ciemności człowieka zapomnianego przez historię. Człowieka, który gardził bogaczami, pomagał biednym i wyśmiewał nadętych bufonów, choć wolałbym napisać, że po prostu robił sobie z nich jaja.
To dzięki tej książce postanowiłem zostać pisarzem. Wracam do niej raz po raz i zawsze czytam ją tak, jakbym to robił po raz pierwszy. To ta właśnie powieść spowodowała, że chcę pisać historie prawdziwe, powieści awanturnicze, o hultajach i dziwakach. Złodziejach, typkach szemranych, dziwkach, narkomanach czy po prostu, ludziach mocno doświadczonych przez życie. Nie o celebrytach, którzy wiodą piękne i bogate życie…. Chociaż, jak się tak zastanowić, to Chodźkiewicz był takim właśnie celebrytą. Kobiety mdlały na jego widok (sądzę, że winne temu były jego reputacja i pieniądze), a mężczyźni chcieli się z nim przyjaźnić (prawdopodobnie z tych samych powodów). Po dwudziestu sześciu latach od premiery KRULA SZULERÓW i ja zadebiutowałem powieścią awanturniczą. Gdzie? W tym samym wydawnictwie, co profesor Głuchowski! Choć działającym już pod inną nazwą. Drugą swoją powieść, również awanturniczą, wydałem w innym wydawnictwie. A kto był jej redaktorem? Piotr Głuchowski – syn Jana Głuchowskiego, któremu autor zadedykował KRÓLA SZULERÓW (i jego bratu). Czy to przypadek? Nie sądzę.
"Chodźkiewicz od czasu powrotu z Paryża miał okazję wielokrotnie spotkać się z Jerzym, któremu imponowała nieograniczona fantazja salonowego szulera, jego pogarda do do ogromnych przegranych i ogromnych przegranych, wreszcie - otwarta rozwiązłość."
Po trzydziestu latach od tego dnia, kiedy wydałem 300 złotych na swoją pierwszą książkę, spotkałem się z jej autorem i był to mój najszczęśliwszy dzień w życiu. Niesamowita historia. Sięgnijcie po tę powieść, bo naprawdę warto. W Szwecji jeszcze się taki pisarz nie urodził, jak Głuchowski i chyba nigdy się nie urodzi. Taki talent trafia się raz na tysiąc lat, a taka powieść nie powtórzy się już nigdy.
Gdzie zaczyna się polska literatura? Wbrew pozorom, odpowiedź jest bardzo prosta: Dla każdego w tym samym miejscu, czyli w momencie przeczytania pierwszej książki polskiego autora, po którą sięgamy sami, z wolnego wyboru. Nie DZIADY czy KRZYŻACY (swoją drogą świetna książka), przez które większość młodych ludzi nie jest w stanie przejść, a które nakazem Ministerstwa...
więcej mniej Pokaż mimo to
Polscy wydawcy imają się różnych pomysłów, aby przyciągnąć czytelnika, każdy z nich chciałby mieć w swoich szeregach pisarza, który będzie zachwycał, wprawiał czytelników i krytyków literackich w osłupienie, tworzył nową grupę zrzeszonych ze sobą miłośników swoich powieści i sprzedawał książki w nakładach, o jakich inni mogliby jedynie pomarzyć. Niestety, często jest tak, że za świetną okładką i pompatycznym opisem, nic więcej nie idzie. Jest źle, a nawet bardzo źle.
Jest jakiś problem wśród polskich pisarzy, którego nie potrafię wyjaśnić. Mają oni pomysł i ambicję, mają możliwości, chęci i... nic poza tym, choć przyznać trzeba, że raz na jakiś czas pojawi się ktoś, kto potrafi zaskoczyć i sprawić, że czytelnik zacznie znów wierzyć, że Polacy nie gęsi... Mimo to trudno wskazać w naszym kraju na pisarza, którego nazwać by można było literackim gigantem. No może Olga Tokarczuk, Jacek Komuda plus dwa, trzy nazwiska więcej, ale na tym koniec.
Z Czasem pomsty mam pewien problem, a nawet nie pewien, a ogromny problem. Chodzi o to, że ta powieść nie wpisuje się w schemat tej słabej, miałkiej, opisanej przeze mnie powyżej literatury. Burzy mi mur słabości polskiego dorobku pisarskiego i braku efektu WOW w rodzimej beletrystyce. Oczywiście to bardzo dobrze, że tak się stało, całą moją opinię o złej kondycji polskich pisarzy szlag trafił. Alleluja! Muszę przyznać z własnej i nieprzymuszonej woli, że powieść Macieja Liziniewicza wybija się ponad całą polską twórczość literacką i sprawia, że nie tylko wraca wiara w polskich pisarzy, ale prowokuje do stwierdzenia, że oto narodził się pisarz światowego formatu. Tak, tak, nie ma w tym żadnej przesady czy egzageracji, uczciwie i z pełną świadomością stwierdzam, że w tej powieści zagrało dosłownie wszystko, nawet nie wiem, czego miałabym się przyczepić. Jest epicko, wybornie, mądrze, krwawo, pięknie, historycznie, magicznie i mrocznie.
Moi koledzy z Hultaja Literackiego lubią naciągać oceny, dając pisarzom fory i dość spory kredyt zaufania. U mnie nie ma tak łatwo i jeśli prześledzicie recenzje na naszej stronie, to wszystko to, co ocenione zostało poniżej 6 gwiazdek na 10, to moja zasługa i nie mam zamiaru się tego wypierać. Nie znoszę polskiej literatury, uważam, że stoi ona w dzisiejszych czasach na bardzo niskim poziomie, jest bardzo zła i tworzona, kolokwialnie mówiąc, na "odpierdol". Często też obniżam oceny kolegów, którzy przymykają oko na rażące uchybienia, braki i styl. Tuż po przeczytaniu książki Liziniewicza musiałam jednak odczekać z recenzją, musiałam uspokoić emocje, aby nie zostać oskarżoną o demagogię. Niestety, minął tydzień, a ja wciąż myślę o Czasie pomsty, jak o najlepszej polskiej książce, z jaką przyszło mi obcować. Ba, konia z rzędem temu, który wskaże równie dobrze napisaną powieść tego gatunku na świecie! Jest okładka, która zwala z nóg, jest opis, który niewiele zdradza, a wręcz prowokuje, nie mówiąc o książce dosłownie niczego, i w końcu jest treść, fabuła, konstrukcja, postaci wykreowane przez człowieka, któremu nie sposób odmówić chęci, umiejętności, pasji, talentu i odwagi. Oto powieść, która bezapelacyjnie zasługuje na miano najlepszej polskiej powieści ostatniej dekady.... co ja piszę, jakiej dekady? Od niepamiętnych czasów nie było w Polsce pisarza, który tak sprawnie władałby piórem, a gdyby ktoś z czytelników miał jakiekolwiek wątpliwości, to wystarczy poczytać opinie tych, którzy mieli już zaszczyt dzieło Liziniewicza pochłonąć.
Gdyby wręczano w Polsce nagrodę za piękno języka w literaturze, Maciej Liziniewicz bez wątpienia byłby murowanym kandydatem do zwycięstwa (mimo tych kilku kuwrisynów).
Wierzę, że wszystko ma swój czas, i to jest właśnie czas Macieja Liziniewicza.
Oto mamy szlachcica, Żegotę Nadolskiego, który po latach wypraw wojennych, mając nadzieję spędzić resztę życia w spokoju i ciszy, powraca do rodzinnego domu, gdzie czekają go przerażające, mroczne, ponure i dramatyczne wieści. Rodzinna tragedia nie jest tym, czym się wydawało na pierwszy rzut oka, więc wątek kryminalny staje się osią napędową całej książki, a klimat Polski szlacheckiej - tak sprawnie nakreślony przez autora - sprawia niebywałą przyjemność czytania powieści równej najwybitniejszym polskim wieszczom dawnych lat i nie ma potrzeby wymieniać tu ani nazwisk, ani tytułów, bo wszyscy wiemy, o jakie chodzi. Zemsta musi się dokonać, lecz jak walczyć ze złem, które trudno pojąć, którego nie sposób okiełznać, i które jest tak przerażające, jak tylko przerażające może być zło? Nadolski z nie jednego pieca chleb jadał, z nie jednym kurwisynem szablę krzyżował, strach jest mu obcy, a siła zemsty niepohamowana.
Tragiczna prawda o okrutnej i tajemniczej śmierci najbliższych okazuje się jeszcze straszniejsza, niż mógłby przypuszczać podążający tropem morderców mściciel Żegota Nadolski.
Czy przerażające zbrodnie uda się wyjaśnić? Kto spośród bohaterów jest dobry, a kto zły? Kolejne strony dają odpowiedzi na te pytania. Pozwalają też poznać zapomniany skrawek szlacheckiej Rzeczypospolitej, gdzie o sprawiedliwość trzeba było walczyć z szablą w dłoni. I gdzie nadprzyrodzone miesza się z realnym.
Tak dobrze skrojonej powieści, tak dobrym językiem spisanej i tak ciekawymi pomysłami okraszonej nie czytałam już bardzo dawno. Jestem pewna, że ci, którzy słyną z powieści fantasy (Rebis, Fabryka Słów, Uroboros czy Powergraph), po przeczytaniu Czasu pomsty ostrzą sobie pazury na Liziniewicza. Wydawnictwo Dolnośląskie ma nosa do autorów i jeśli chce mieć w swoich szeregach pisarza, który będzie zachwycał, wprawiał czytelników i krytyków literackich w osłupienie, tworzył nową grupę zrzeszonych ze sobą miłośników swoich powieści i sprzedawał książki w nakładach, o jakich inni mogliby jedynie pomarzyć, będzie musiało w przyszłości stoczyć o niego bój. Już teraz można zdecydowanie powiedzieć o Liziniewiczu, że jest gigantem polskiej literatury, a jego polski Van Helsing wkrótce stanie się jednym z najbardziej rozpoznawalnych postaci literackich na świecie, z jakże polskobrzmiącym (wreszcie) nazwiskiem.
OCENA: 10+++/10
Uzasadnienie: Wspaniała konstrukcja, wyborny język, mistrzowska fabuła, genialne postaci Żegoty Nadolskiego i Williama Murray'a. Maciej Liziniewicz przywraca nadzieję w polskich pisarzy!
POSTANOWIENIEM ZARZĄDU HULTAJA LITERACKIEGO POSTANOWILIŚMY NOMINOWAĆ MACIEJA LIZINIEWICZA DO NAGRODY LITERACKIEGO HULTAJA SEZONU 2019/2020, KTÓRĄ WRĘCZAĆ BĘDZIEMY PODCZAS PRZYSZŁOROCZNYCH WARSZAWSKICH TARGÓW KSIĄŻKI.
Polscy wydawcy imają się różnych pomysłów, aby przyciągnąć czytelnika, każdy z nich chciałby mieć w swoich szeregach pisarza, który będzie zachwycał, wprawiał czytelników i krytyków literackich w osłupienie, tworzył nową grupę zrzeszonych ze sobą miłośników swoich powieści i sprzedawał książki w nakładach, o jakich inni mogliby jedynie pomarzyć. Niestety, często jest tak,...
więcej Pokaż mimo to