Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Nie przekonała mnie ta powieść. Niby trup się ściele gęsto, ale główny bohater tłumaczy czytelnikowi, jak dziecku, każdy gest, posunięcie. To sprawia, że zamiast bandziora, któremu jednak - bądź co bądź - kibicujemy, staje się on cierpliwym i uczciwym nauczycielem-gawędziarzem. Nie może być więc niebezpieczny, a jeżeli tak się składa, że jest, to nie bierzemy tego na poważnie. Autor zaznaczył, że napisał powieść w celu rozrywkowym i jako taką należy ją czytać. Co do jakości samej rozrywki nie mam zastrzeżeń. Chodziło przecież o odwrócenie myśli czytelnika od wiosennego lockdownu. I tu trzeba przyznać, że autorowi się to udało.

Nie przekonała mnie ta powieść. Niby trup się ściele gęsto, ale główny bohater tłumaczy czytelnikowi, jak dziecku, każdy gest, posunięcie. To sprawia, że zamiast bandziora, któremu jednak - bądź co bądź - kibicujemy, staje się on cierpliwym i uczciwym nauczycielem-gawędziarzem. Nie może być więc niebezpieczny, a jeżeli tak się składa, że jest, to nie bierzemy tego na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

A mnie denerwowała formuła książki. Przez 2/3 każdy rozdział kończył się kulminacyjnym punktem. Potem następowało kilka podobnie skonstruowanych rozdziałów, każdy rozpoczynający nowy wątek. Kiedy wreszcie autor zechciał powrócić do starego wątku, czytelnik już nie pamiętał, na czym się on zatrzymał poprzednio. To wprowadzało chaos i zachwiało płynnością powieści. Dopiero na końcu Pan Czornyj przestał się motać we własnych wątkach i powieść nabrała sensu. Dla mnie to za mało. Podobała mi się za to postać komisarza Deryły. Twardy, bezkompromisowy, choć trochę już mało skuteczny, ponieważ lata świetności na tym stanowisku ma już za sobą. Ogólnie powieść mnie nie przekonała.

A mnie denerwowała formuła książki. Przez 2/3 każdy rozdział kończył się kulminacyjnym punktem. Potem następowało kilka podobnie skonstruowanych rozdziałów, każdy rozpoczynający nowy wątek. Kiedy wreszcie autor zechciał powrócić do starego wątku, czytelnik już nie pamiętał, na czym się on zatrzymał poprzednio. To wprowadzało chaos i zachwiało płynnością powieści. Dopiero...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Prawie wszystkim się podoba, prawie wszyscy się rozpływają w pochwałach. No cóż, chyba jestem mało mainstreamowa. Bo mnie się nie podobało.
Zacznę od początku. Jakiś czas temu czytałam „Sejf” i dosłownie go pochłonęłam. Był doskonale napisany, przemyślany, intryga była zgrabnie zawiązana i misterna. Z wyjątkiem paru drobnych „ale”, nie było się do czego przyczepić.
Zachęcona sięgnęłam po „Zapach suszy” i... klops. Cała powieść polega na wyciąganiu wciąż nowych wątków, pozornie nie łączących się ze sobą. Do końca ma się wrażenie, że autor nie za bardzo wie, o czym ma być ta książka. Zamach terrorystyczny, pedofilia i związki homoseksualne wśród księży, eksperymenty medyczne na pozyskiwanych nielegalnie i na siłę komórkach macierzystych, prostytucja, handel żywym towarem, przemyt ludzi i materiałów wybuchowych, a do tego gry i gierki na najwyższych szczeblach władzy, gdzie wszyscy znają swoje grzeszki i wszyscy mają ze sobą jakieś układy. Ile mam jeszcze wymieniać?... Coraz to nowe wątki wychodzą sobie u Pana Tomasza jak z rękawa. Kilka z nich się zazębia. Na raz jednym pociągnięciem i – co tu dużo mówić – niezbyt zgrabnie, wszystko się wyjaśnia (na ostatnich stronach). Zupełnie, jakby autorowi znudziło się motanie i zabrakło pomysłu? Nie spodobało mi się to.
Książka nierówna, nudna, przesadzona, niezdecydowana, do tego brutalna (ale co do tego ostatniego już nie można mieć zastrzeżeń, zważywszy na opisywane tematy).
Podobał mi się P. Tomasz, jako dziennikarz, jako autor „Sejfu”, ale chyba pewne kręgi porwały go w swoje szpony i P. Tomasz już nie jest taki jak kiedyś. Stał się... krwiożerczy. Mówię to również w kontekście innych jego dokonań. No cóż, taki mamy teraz klimat.

Prawie wszystkim się podoba, prawie wszyscy się rozpływają w pochwałach. No cóż, chyba jestem mało mainstreamowa. Bo mnie się nie podobało.
Zacznę od początku. Jakiś czas temu czytałam „Sejf” i dosłownie go pochłonęłam. Był doskonale napisany, przemyślany, intryga była zgrabnie zawiązana i misterna. Z wyjątkiem paru drobnych „ale”, nie było się do czego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Nie dość, że cegła, to jeszcze gigantyczna. Nie dość, że wciągająca, to jeszcze genialna. Wszystkie dłużyzny w postaci cytowania podstaw prawa karnego ZSRR nie są żadną przeszkodą do przebrnięcia owych wspaniałych trzech tomów wiedzy, rozpaczy, upadku wartości moralnych, odsłony ludzkiej kondycji duchowej.
Miałam dobre nastawienie do przeczytania „Archipelagu...” - inaczej bym po niego nie sięgnęła. To dobre nastawienie spotęgowało się jeszcze podczas lektury i dzisiaj mogę stwierdzić, że to najwspanialsza i najważniejsza książka, którą udało mi się przeczytać.

Sołżenicyn jest wspaniałym obserwatorem, wnikliwym, szukającym prawdy, nie oszczędzającym wielokrotnie również własnej osoby, jeśli chodzi o analizę kondycji moralnej czynów. Wielokrotnie miałam wrażenie, że ta książka stanowi dla niego rodzaj spowiedzi, samooczyszczenia... Nie wiem, czy ktokolwiek zdrowo myślący ważyłby się oceniać wybory i zachowania ludzkie, dokonywane w obliczu tak totalnej zagłady i zbeszczeszczenia godności ludzkiej, tak ekstremalnych warunków. Tam wszystkie wartości przybierały inny kształt, a raczej siłą pozbawiano je kształtu. A jednak byli tacy, którzy oparli się degradacji osobowości, postępującemu zezwierzęceniu i zachowali swoje człowieczeństwo.
Jest to książka napisana ku przestrodze. Książka napisana z narażeniem życia, przepisywana i czytana wielokrotnie w nocy, w ukryciu... Cóż należy powiedzieć – najlepiej ją przeczytać.

Nie dość, że cegła, to jeszcze gigantyczna. Nie dość, że wciągająca, to jeszcze genialna. Wszystkie dłużyzny w postaci cytowania podstaw prawa karnego ZSRR nie są żadną przeszkodą do przebrnięcia owych wspaniałych trzech tomów wiedzy, rozpaczy, upadku wartości moralnych, odsłony ludzkiej kondycji duchowej.
Miałam dobre nastawienie do przeczytania „Archipelagu...” - inaczej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Czy chcielibyście kiedykolwiek przeżyć coś, czego zwykły człowiek by nie przeżył? Ja niekoniecznie... O ile łatwiej jest zagłębić się w fotelu i „przeżyć” wyprawę ku brzegom Antarktydy z książką w ręku. U Lansinga taka podróż jest chyba nie mniej ekscytującym doświadczeniem. Sposób opisywania podróży Shackletona wraz z jego towarzyszami pasjonuje już od samego początku. Jest to niezwykle barwny, sugestywny i plastyczny opis przez co musieli przejść ludzie będący przez rok uwięzieni w pakach lodowych na Morzu Weddella. Shackleton, jako kierownik wyprawy, mając do dyspozycji łodzie, które można by nazwać łupinkami, targanymi sztormem, po roztrzaskaniu statku przez napór kry lodowej, doprowadził bezpiecznie na ląd swoich towarzyszy, ryzykując przy tym życie. Wszyscy oni postawili swoje życie na szali. I choć celu nie udało się osiągnąć, niezwykły hart ducha członków załogi „Endurance”, zdolność do przetrwania w najbardziej ekstremalnych warunkach oraz ich poświęcenie i koleżeńskość, pozwoliły na dotarcie na ląd praktycznie bez większych uszczerbków na zdrowiu. Wycieńczeni, do końca dawali z siebie wszystko, żeby sobie nawzajem pomóc.

Alfred Lansing poprowadził nas poprzez koleje wyprawy opisując szczegółowo, jak starali się przeżyć członkowie załogi Shackletona. Nie brakło drastycznych momentów (roztrzaskanie statku) oraz smutnych i rozpaczliwych (zabicie psów pociągowych), lecz koniecznych zabiegów w celu utrzymania się przy życiu. W ciągłym zimnie i wilgotnej odzieży, niedożywieni rozbitkowie przetrwali tak długo, nie szczędząc do tego wysiłków fizycznych, aby wydostać się na ląd. Na uwagę zasługuje fakt, iż w roku wyprawy (1915) jej członkowie nie dysponowali tak doskonałymi możliwościami technicznymi w zakresie budowy statków, nawigacji czy nawet przechowywania żywności oraz medykamentami. Dodatkowo trwała wojna. Wszelkie próby uratowania ekspedycji z zewnątrz nie miały szans realizacji. Załoga musiała polegać jedynie na własnych umiejętnościach, poświęceniu i siłach fizycznych, a także psychicznych.

Jeżeli zbierze się te wszystkie elementy w całość powstaje fantastyczny, wciągający i niesamowicie ekscytujący opis wyprawy, który czyta się po prostu z zapartym tchem i otwiera oczy ze zdumienia. Niewiarygodne jest wręcz to, że załoga uratowała się sama. Myślę, że zawdzięcza to przede wszystkim niezwykłemu dowódcy – Ernestowi Shackletonowi, ale i własnej odwadze, solidarności i woli wytrwania w tak ekstremalnych warunkach.

Czy chcielibyście kiedykolwiek przeżyć coś, czego zwykły człowiek by nie przeżył? Ja niekoniecznie... O ile łatwiej jest zagłębić się w fotelu i „przeżyć” wyprawę ku brzegom Antarktydy z książką w ręku. U Lansinga taka podróż jest chyba nie mniej ekscytującym doświadczeniem. Sposób opisywania podróży Shackletona wraz z jego towarzyszami pasjonuje już od samego początku....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niewątpliwie ważnym przesłaniem jest napisanie tej książki z punktu widzenia rozwoju nauki, w celu skierowania na nowe tory wielu teorii naukowych wykluczających istnienie świata pozazmysłowego. Choć nie sądzę, żeby naukowcy z krwi i kości tak łatwo uwierzyli autorowi, który w bardzo infantylny, jak na naukowca sposób, opisuje problem. Autor zaznacza, że kieruje swą opowieść do ludzi, „którzy wcześniej słyszeli podobne historie, lecz mimo najszczerszych chęci nie mogli dać im pełnej wiary”. Może właśnie dlatego Eben Alexander ośrodkiem swoich rozważań o przebywaniu w duchowej rzeczywistości uczynił nie tyle owo przeżycie i wszystkie doznania z nim związane, ale raczej próbę ich naukowego wyjaśnienia i pogodzenia z rzeczywistością ziemską. Wydaje się to niemożliwe, aby taką symbiozę przeprowadzić. Oprócz naukowo-badawczych podstaw, które autor posiada, trzeba byłoby też mieć solidne podstawy w kwestii wiary, podkreślam wiary, a nie religii. A nasz doktor niestety nie wydaje się ekspertem w tej dziedzinie (paradoksalnie), bo po takich wydarzeniach moim zdaniem powinien się stać. Próba połączenia naukowych hipotez z przeżyciami na pograniczu śmierci stała się życiowym celem doktora Alexandra, ale skierowanym głównie do sceptyków i ludzi nauki. Jednak dla prawdziwych sceptyków może się wydać nieprzekonująca, a dla wierzących – spłycająca zagadnienie. W związku z tym, po efektach pracy autora patrząc, nie widać, aby była ukierunkowana do konkretnej grupy odbiorców i nie taki miał być zamierzony efekt jej wymowy. Ja - ponieważ sceptykiem w tej dziedzinie nie jestem, poczułam się nieco zawiedziona. Oczekiwałam czegoś zupełnie innego. Stąd tak niska ocena.
Jednak zachęcam do przeczytania, bo cel wydaje się ważny i zupełnie inny, niż w przypadku pozostałych tego rodzaju opowieści.

Niewątpliwie ważnym przesłaniem jest napisanie tej książki z punktu widzenia rozwoju nauki, w celu skierowania na nowe tory wielu teorii naukowych wykluczających istnienie świata pozazmysłowego. Choć nie sądzę, żeby naukowcy z krwi i kości tak łatwo uwierzyli autorowi, który w bardzo infantylny, jak na naukowca sposób, opisuje problem. Autor zaznacza, że kieruje swą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jeśli czytaliście „Firmę”, darujcie sobie „Prawnika”. Powielanie kropka w kropkę swoich pomysłów na książkę wydawało mi się niegodne Grishama, a jednak... Ten sam główny zarys fabuły, podobne opisy sposobów działania firmy prawniczej, w której pracuje młody Kyle McAvoy. Dokładna kalka, która została urozmaicona tylko kilkoma zmianami, które giną gdzieś w ogólnej całości. Do tego nijakie zakończenie. Zupełnie nie ma się co rozpisywać.

Jeśli czytaliście „Firmę”, darujcie sobie „Prawnika”. Powielanie kropka w kropkę swoich pomysłów na książkę wydawało mi się niegodne Grishama, a jednak... Ten sam główny zarys fabuły, podobne opisy sposobów działania firmy prawniczej, w której pracuje młody Kyle McAvoy. Dokładna kalka, która została urozmaicona tylko kilkoma zmianami, które giną gdzieś w ogólnej całości. Do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Malutkich rozmiarów książeczka, napisana z niebywałym talentem. Moja ulubiona. Przedstawiona w niej historia nienawiści dwóch skrajnie różniących się mężczyzn, których złączyła wspólna pasja i praca. Przez cały czas autor dozuje nam emocje, które podsycają chęć dowiedzenia się, jaki będzie finał. Niesamowite wydało mi się zakończenie, bardzo sugestywne, nieprzewidziane i dopuszczające różne interpretacje. Dla tego zakończenia naprawdę warto przeczytać tę książkę. I dopisać sobie różne hipotezy: dlaczego...
Książka, którą przeczytałam bardzo dawno, ale co jakiś czas ciągle do niej wracam.

Malutkich rozmiarów książeczka, napisana z niebywałym talentem. Moja ulubiona. Przedstawiona w niej historia nienawiści dwóch skrajnie różniących się mężczyzn, których złączyła wspólna pasja i praca. Przez cały czas autor dozuje nam emocje, które podsycają chęć dowiedzenia się, jaki będzie finał. Niesamowite wydało mi się zakończenie, bardzo sugestywne, nieprzewidziane i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wspaniale napisana, wzruszająca opowieść o chłopcu, który potrzebował tylko odrobinę ciepła, miłości i zainteresowania, aby zmienić się z diabełka w aniołka :) Mały Zeze od dzieciństwa zna znaczenie takich słów, jak poniżenie, bicie, odrzucenie. Nikt z rodziny nie zauważa jego potrzeb, które przecież ma każde małe dziecko. Zeze jest też nad swój wiek dojrzały: pieniądze na drobne przyjemności musi zarobić sam.
Płakałam czytając tę książkę. Poruszył mnie mały chłopiec, który myślał, że jest zły, bo rodzina musi go bić, żeby go wychować. Poruszyło mnie, jak przebaczał ojcu i jak zaprzyjaźnił się z Portugalczykiem. Ta książka jest do bardzo głębokiego przeżywania.

Wspaniale napisana, wzruszająca opowieść o chłopcu, który potrzebował tylko odrobinę ciepła, miłości i zainteresowania, aby zmienić się z diabełka w aniołka :) Mały Zeze od dzieciństwa zna znaczenie takich słów, jak poniżenie, bicie, odrzucenie. Nikt z rodziny nie zauważa jego potrzeb, które przecież ma każde małe dziecko. Zeze jest też nad swój wiek dojrzały: pieniądze na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Autor bardzo minimalistycznie przekazuje suche fakty. Nie wgłębia się w analizy moralne, wewnętrzne życie bohaterów. Prawdę o ich przemyśleniach odkrywamy i dopisujemy sobie sami. To czyny świadczą o nich, nie słowa. Czytałam kilka podobnie skonstruowanych powieści, ale żadnej nie odczułam tak głęboko. Być może dlatego, że spotkałam się z porównywaniem Richardsa do Dostojewskiego, którego też lubię. Z początku nie widziałam żadnych punktów wspólnych, ale w końcu dostrzegłam podobieństwa pomiędzy Sydneyem Hendersonem, a Księciem Myszkinem z „Idioty”. Jakby miały jakiś wspólny pierwowzór... Nie wiem o czym myślał Richards, ale Dostojewski czerpał z postaci Jezusa Chrystusa.

Kilkakrotnie Richards nakreśla jakieś mało znaczące wydarzenie, o którym wydaje się, że zapomniał w ferworze rozwijanej opowieści. Po jakimś czasie wydarzenie „wraca” i wyjaśnia się z właściwej perspektywy. Z perspektywy zdarzeń, które nastąpiły po nim.
Ogólnie powieść głębsza niż się na pierwszy rzut oka wydaje i dopuszczająca mnogość interpretacji zachowań bohaterów. Bardzo polecam.

Autor bardzo minimalistycznie przekazuje suche fakty. Nie wgłębia się w analizy moralne, wewnętrzne życie bohaterów. Prawdę o ich przemyśleniach odkrywamy i dopisujemy sobie sami. To czyny świadczą o nich, nie słowa. Czytałam kilka podobnie skonstruowanych powieści, ale żadnej nie odczułam tak głęboko. Być może dlatego, że spotkałam się z porównywaniem Richardsa do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Fantastycznie napisana, trzymająca w napięciu. I choć jej zakończenie znajome jest z historii, to jednak do końca czyta się z zapartym tchem. Zwróciłam uwagę na niezwykłą dbałość o szczegóły przygotowywania akcji zabójstwa generała de Gaulle’a przez Szakala.
Opisy przygotowań zamachu, przygotowania broni, przemytu, fabrykowania dokumentów i sposobów ucieczki były takie, jakby Forsyth znał się na „pracy” najemnego zabójcy.
Doskonała powieść.

Fantastycznie napisana, trzymająca w napięciu. I choć jej zakończenie znajome jest z historii, to jednak do końca czyta się z zapartym tchem. Zwróciłam uwagę na niezwykłą dbałość o szczegóły przygotowywania akcji zabójstwa generała de Gaulle’a przez Szakala.
Opisy przygotowań zamachu, przygotowania broni, przemytu, fabrykowania dokumentów i sposobów ucieczki były takie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Święta Faustyna Kowalska została nazwana Sekretarką Bożego Miłosierdzia, ponieważ otrzymała zadanie spisywania wszystkich słów Pana Jezusa, kierowanych do niej, poprzez objawienia, a także swoich poruszeń serca, pracy nad swoją wiarą i miłością do Pana Jezusa.
Lektura zachwyca bogactwem treści wewnętrznych przeżyć autorki, jej umiłowaniem Pana i dążeniem do doskonałości w wypełnianiu Jego woli. Nie można jej połknąć szybko, bo lektura skłania do przemyśleń na temat własnego stosunku do wiary, własnych słabości.
Myślę, że to trudna książka. Wymagająca wejścia w wyjątkowo delikatne obszary swej duszy, ale jakże wartościowa i potrzebna w dzisiejszych czasach i nie tylko.

Święta Faustyna Kowalska została nazwana Sekretarką Bożego Miłosierdzia, ponieważ otrzymała zadanie spisywania wszystkich słów Pana Jezusa, kierowanych do niej, poprzez objawienia, a także swoich poruszeń serca, pracy nad swoją wiarą i miłością do Pana Jezusa.
Lektura zachwyca bogactwem treści wewnętrznych przeżyć autorki, jej umiłowaniem Pana i dążeniem do doskonałości w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wątpię, żebym kiedykolwiek zaczęła czytać horrory Kinga, za to jego thrillery przypadły mi do gustu. W Dallas ’63 nie czuje się nic, co nie byłoby po prostu normalnością, poza tym, że główny bohater przenosi się w czasie i chce zmienić bieg historii. Ale nawet ten aspekt opisany jest w ten sposób, że wydaje się to zupełnie zwyczajne. Ot, wychodzisz z domu rano i myślisz sobie: „A może dzisiaj skoczę sobie do roku 1958, żeby zapobiec zabójstwu Kennedy’ego. Ale przed południem, bo później gram z kolegami w siatkówkę.” Zupełnie zwyczajnie – no nie?

Druga sprawa – klimat. Klimat takiej sympatii, normalności. Czytasz i po prostu wchodzisz w ten świat, zadomawiasz się, jesteś wśród bohaterów powieści, czujesz ich myśli, zawierają z tobą jakieś przymierze, dopuszczają bliżej, jakbyś był przyjacielem. Nie wszędzie można spotkać coś takiego.

Po trzecie – nie ma dłużyzn. Książka – cegła, a nie nuży przez cały czas czytania.

Wątpię, żebym kiedykolwiek zaczęła czytać horrory Kinga, za to jego thrillery przypadły mi do gustu. W Dallas ’63 nie czuje się nic, co nie byłoby po prostu normalnością, poza tym, że główny bohater przenosi się w czasie i chce zmienić bieg historii. Ale nawet ten aspekt opisany jest w ten sposób, że wydaje się to zupełnie zwyczajne. Ot, wychodzisz z domu rano i myślisz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Chyba się starzeję. Dotarło to do mnie po przeczytaniu Historii Edgara. Dlaczego? Bo nigdy nie lubiłam tego typu powieści. Zawsze interesowały mnie tempo, akcja, a chociażby jakieś głębokie przemyślenia (tych ostatnich jest tu przynajmniej sporo). Opowieść prowadzona jest w ten sposób, jakby cała akcja i znaczące fakty nie były najważniejsze. Odczułam, że prym wiodą rozmyślania tytułowego bohatera wraz z opisem wykonywanych przez niego codziennych, zwykłych czynności. Akcja zdaje się snuć powoli, choć są w niej dramatyczne momenty. A jednak książka ta jest niezwykła. Delektowałam się wprost słowami, ich doborem i znaczeniem każdego z osobna. Czyżbym zaczęła być koneserką? Chyba nie. To tylko doskonała technika opowiadania, której nie odczułam w dotychczas przeczytanych książkach. Pełno jest tu ulotnych chwil, schwytanych po mistrzowsku w słowa. Autor pisze w taki sposób, że opisy najprostszych czynności, spokojnego życia na wsi staje się magiczną i odprężającą wizją. Tak, właśnie odprężenie poczułam w trakcie lektury, jak zawsze kiedy czytam DOBRĄ książkę.

Wyalienowany na skutek braku porozumiewania się z większością otoczenia, niemy od urodzenia Edgar, nie postrzega swojego kalectwa jako zawodu życiowego, niesprawiedliwości, nie usuwa się w smutek, w niczym praktycznie mu ono nie przeszkadza. Owszem ma swój własny świat – wewnętrzny, niedostępny, ale nie z powodu buntu na niesprawiedliwość jaka go spotkała. Kiedy chce, potrafi nawiązać kontakt. Istotą rzeczy jest to, że jest samodzielny, bezkompromisowy i sam wybiera własną drogę, nie kierując się innymi. Na bunt przyjdzie pora później...

Historia Edgara wydała mi się powieścią o niebywałym uroku, cieszyłam się każdą chwilą spędzoną na lekturze.
Są momenty mistyczne, są budzące grozę, jest nawet jeden wesoły, a wszystko ujęte w doskonale i pieczołowicie skomponowane zdania.
Krótko określając, powiem, że to „głębia przekazu” sama w sobie.
Napisano o tej książce, że jest wielopłaszczyznowa (The New York Times i Oprah Winfrey Magazine). Też to zauważyłam, nazwałabym to wielopoziomowością. Na dziejące się wydarzenia zdaje się nakładać drugi nurt – nurt odczuć, wewnętrznych poruszeń bohaterów, głównie Edgara. Nurt ten występuje jednocześnie i zdaje się jakby przyćmiewać wydarzenia, jakby miały one mniejsze znaczenie.
Historia Edgara została uhonorowana prestiżową nagrodą Los Angeles Times Book Prize w 2008 r., znalazła się też w finale Art. Seidenbaum First Fiction Award, a Oprah Winfrey wybrała ją na książkę roku 2008.

Chyba się starzeję. Dotarło to do mnie po przeczytaniu Historii Edgara. Dlaczego? Bo nigdy nie lubiłam tego typu powieści. Zawsze interesowały mnie tempo, akcja, a chociażby jakieś głębokie przemyślenia (tych ostatnich jest tu przynajmniej sporo). Opowieść prowadzona jest w ten sposób, jakby cała akcja i znaczące fakty nie były najważniejsze. Odczułam, że prym wiodą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Właściwie nie wiem, co myśleć o tej książce. Z jednej strony interesująca, wciągająca, intrygująca. Z drugiej jednak zabrakło mi w niej napięcia, zabrakło nastroju grozy. Czytając nic mnie nie obchodziła historia Cass, nie umiałam jej współczuć, nie identyfikowałam się z jej przeżyciami. Ot, książka taka jak inne.

Autorka zastosowała narrację w czasie teraźniejszym, co moim zdaniem jest na plus, bo potęguje uczucie, że zdarzenia rozgrywają się na naszych oczach i stają się bardziej rzeczywiste. Jednak i ten zabieg do mnie nie przemówił.
Coś, jakby strata czasu?...

Właściwie nie wiem, co myśleć o tej książce. Z jednej strony interesująca, wciągająca, intrygująca. Z drugiej jednak zabrakło mi w niej napięcia, zabrakło nastroju grozy. Czytając nic mnie nie obchodziła historia Cass, nie umiałam jej współczuć, nie identyfikowałam się z jej przeżyciami. Ot, książka taka jak inne.

Autorka zastosowała narrację w czasie teraźniejszym, co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Intryga godna samego Dana Browna. Zaginiony obraz “Astrolog”, który kryje w sobie niebezpieczną tajemnicę. Dwoje wspólczesnych badaczy, którzy podążają jego śladami - każde z innego powodu. I dwoje ludzi, których ten obraz połączył dawno, podczas zawieruchy wojennej, na przekór wszystkiemu pragnących być razem. Nie zabrakło momentów grozy i niebezpieczeństw, z jakimi wiąże się odkrywanie niewygodnych tajemnic.
Fascynujące jest to, jak pisarka wciąż wysnuwa nowe elementy układanki, niczym asy z rękawa. Zdarzenie za zdarzeniem, fabuła zdaje się nie mieć końca. Za każdym załomem czai się jakiś nowy element.
Poza tym to piękna opowieść o miłości ponad podziałami, zranieniach i próbach rewanżu, wartości rodziny i odkrywaniu swoich korzeni, o zachłanności i pragnieniu władzy, o miłości do sztuki... Ach i o czymże jeszcze? Zebrało się tu całe bogactwo przemyśleń autorki.
Carla Montero żongluje naszymi emocjami do końca, umiejętnie dozując nam odkrycia dotyczące przeszłości obrazu i osób z nim związanych. “Astrolog” uwodzi nas, podpuszcza i ucieka, pozostając nieuchwytnym, zupełnie jak to czyni z bohaterami powieści. Warto...

Intryga godna samego Dana Browna. Zaginiony obraz “Astrolog”, który kryje w sobie niebezpieczną tajemnicę. Dwoje wspólczesnych badaczy, którzy podążają jego śladami - każde z innego powodu. I dwoje ludzi, których ten obraz połączył dawno, podczas zawieruchy wojennej, na przekór wszystkiemu pragnących być razem. Nie zabrakło momentów grozy i niebezpieczeństw, z jakimi wiąże...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Andreas, sierota wychowywany przez Johannesa wraca na wyspę, gdzie spędził dzieciństwo, aby pożegnać swojego zmarłego opiekuna. Snuje wspomnienia ze swoich lat młodzieńczych, stopniowo odkrywając bolesne tajemnice. Wprawdzie Andreas szuka powiązań, dociera do ludzi, rozpytuje i gromadzi fakty, jednak nie dają mu one satysfakcjonującej odpowiedzi na pytanie, co stało się z jego rodzicami, którzy przed laty, zmuszeni nagle wyjechać, pozostawili Andreasa i jego siostrę Minnę pod opieką sąsiada - Johannesa. Nigdy nie wrócili...
Po wielu latach Andreas dochodzi do prawdy, która wyłania się stopniowo w trakcie jego rozmyślań i poszukiwań. Zatraca się tu granica pomiędzy faktami, a konkluzjami: do końca nie wiemy, czy odkrycia Andreasa to obiektywna prawda, czy jego wyobrażenia. Na koniec zostajemy z przekonaniem, że tak faktycznie musiała wyglądać historia rodziny Lehmanów. Innej możliwości nie mamy.

Klimat powieści duszny, pełen niedomówień i wewnętrznego brzemienia skrywanej prawdy zdaje się narastać powoli. Wspomnienia płynnie przechodzą jedne w drugie, zatracając choronolgię i granice pomiędzy rzeczywistością, a subiektywnymi odczuciami.
Nie ma tutaj akcji, dialogów, jest tylko jeden wielki, wszechogarniający opis otoczenia, myśli następujących jedna po drugiej. Opis raz w pierwszej, raz w trzeciej osobie. To znowu w czasie teraźniejszym, potem w przeszłym. Opis z pozycji Andreasa, to znowu kogoś innego. Autor swoim opowiadaniem prowadzi jakby sztafetę: podtrzymuje opowieść zmieniającymi się technikami opowiadania, osobami, czasami, ale właściwa opowieść wciąż trwa nieprzerwanie.

Jakkolwiek trudna by była ta książka, to jednak uparcie chce się wiedzieć, co będzie dalej, jaka jest prawda. A jak nam będzie z tą prawdą - to już inna para kaloszy...

Andreas, sierota wychowywany przez Johannesa wraca na wyspę, gdzie spędził dzieciństwo, aby pożegnać swojego zmarłego opiekuna. Snuje wspomnienia ze swoich lat młodzieńczych, stopniowo odkrywając bolesne tajemnice. Wprawdzie Andreas szuka powiązań, dociera do ludzi, rozpytuje i gromadzi fakty, jednak nie dają mu one satysfakcjonującej odpowiedzi na pytanie, co stało się z...

więcej Pokaż mimo to