Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Lekka i przyjemna. Trochę mniej akcji niż w poprzedniej części, za to wydaje się, że zdecydowanie więcej niż w Wieży Koronnej. Książka dużo obnaża jeżeli chodzi o przemyślenia i samą osobowość Royce'a. Ten zabieg bardziej uczłowiecza tego bohatera. Pokazuje, że on również ma wątpliwości, a jego zasady nie są dla niego tak niezachwiane jak próbuje pokazać.

Lekka i przyjemna. Trochę mniej akcji niż w poprzedniej części, za to wydaje się, że zdecydowanie więcej niż w Wieży Koronnej. Książka dużo obnaża jeżeli chodzi o przemyślenia i samą osobowość Royce'a. Ten zabieg bardziej uczłowiecza tego bohatera. Pokazuje, że on również ma wątpliwości, a jego zasady nie są dla niego tak niezachwiane jak próbuje pokazać.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Sugerując się chronologią świata przedstawionego, a nie chronologią wydawniczą, zacząłem od Kronik. W Kronikach miałem wrażenie, że Royce i Hadrianem mają gdzieś królestwa, władzę i konflikty. W Odkryciach od razu mieszają się w sprawy imperialne. Czy to dobrze? Wolałem Riyrię niezależną, gdy sami dobierali w co się mieszać. Po latach Hadrian chyba zbyt wpłynął na Royce'a. Ale nie rzutuje to negatywnie na dalsze losy bohaterów, Królewska Krew i Wieża Elfów to pozycje, które czyta się bardzo przyjemnie. Miło też znać pobocznych bohaterów, których życiorysy są poruszane w jakiś stopniu w Kronikach.

Sugerując się chronologią świata przedstawionego, a nie chronologią wydawniczą, zacząłem od Kronik. W Kronikach miałem wrażenie, że Royce i Hadrianem mają gdzieś królestwa, władzę i konflikty. W Odkryciach od razu mieszają się w sprawy imperialne. Czy to dobrze? Wolałem Riyrię niezależną, gdy sami dobierali w co się mieszać. Po latach Hadrian chyba zbyt wpłynął na Royce'a....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Można się przyczepić do wielu, wielu rzeczy. Można stwierdzić, że droga bohaterów była ciężka, a finał zbyt prosty. Że być może nie wszystko zostało dopieszczone. Ale część chaosu zapewne stworzyłem sam - tak bardzo pędziłem ku końcowi, że na pewno pominąłem jakieś istotne kwestie. Nie chcę się czepiać. Czytanie tej części było czystą przyjemnością, życzę sobie, żeby wszystkie książki tak mnie wciągały.

Można się przyczepić do wielu, wielu rzeczy. Można stwierdzić, że droga bohaterów była ciężka, a finał zbyt prosty. Że być może nie wszystko zostało dopieszczone. Ale część chaosu zapewne stworzyłem sam - tak bardzo pędziłem ku końcowi, że na pewno pominąłem jakieś istotne kwestie. Nie chcę się czepiać. Czytanie tej części było czystą przyjemnością, życzę sobie, żeby...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta książka zdecydowanie daje wszystko, czego można od lektury wymagać. Akcja, akcja, akcja, akcja i jeszcze raz akcja. Nie ma chwili na spanie, jedzenie, przerwę czy nawet oddychanie. Mam tylko nadzieję, że druga część będzie równie dobra, a zakończenie mnie nie zawiedzie.

Ta książka zdecydowanie daje wszystko, czego można od lektury wymagać. Akcja, akcja, akcja, akcja i jeszcze raz akcja. Nie ma chwili na spanie, jedzenie, przerwę czy nawet oddychanie. Mam tylko nadzieję, że druga część będzie równie dobra, a zakończenie mnie nie zawiedzie.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mimo, że oba tomy "Snu o krwi" zostały wydane już dawno temu, to czytając "Mroczne słońce" mam wrażenie, że Jemnisin wzięła sobie moje uwagi dotyczące pierwszej części do serca pod względem przewidywalności było dużo, dużo lepiej, choć sam wątek główny według mnie rozegrał się na kilku stronach, co mnie troszkę kłuje. Ale z drugiej strony wojna przedstawiona w "Mrocznym słońcu" toczy się zdecydowanie bardziej politycznie niż siłowo, więc nie powinno dziwić, że sam szach-mat to tylko jeden ruch, a rozstawianie wszystkich figur trwa długo.
Mam też wrażenie, że bohaterowie zyskali odrobinę więcej heroizmu i wspaniałości, co akurat nie wychodzi na lepsze, ale też nie razi. Nadal mają swoje wady, nadal są bardziej ludzcy niż większość bohaterów w fantastyce.
Nie czuję się, jakby ta seria wybitnie mnie porwała, ale czytało się ją przyjemnie i z czystym sumieniem mogę ją polecić, a drugą część zdecydowanie bardziej niż pierwszą.

Mimo, że oba tomy "Snu o krwi" zostały wydane już dawno temu, to czytając "Mroczne słońce" mam wrażenie, że Jemnisin wzięła sobie moje uwagi dotyczące pierwszej części do serca pod względem przewidywalności było dużo, dużo lepiej, choć sam wątek główny według mnie rozegrał się na kilku stronach, co mnie troszkę kłuje. Ale z drugiej strony wojna przedstawiona w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wiara w teksty na okładce mówiące o tym, jak to książka tchnęła nowe życie do gatunku mogłaby wydawać się głupia. W końcu te wszystkie wersy na okładkach mają tylko przyciągnąć czytelnika, zachęcić do kupna, a tak naprawdę dopiero po przeczytaniu możemy zweryfikować co faktycznie czujemy w stosunku do lektury. Wydaje się oczywiste, prawda? Jednak ja uległem tym pokusom i miałem nadzieję na coś wybitnego. Czy się doczekałem? Przekonajmy się.
Założenia wykreowanego świata są raczej proste. Na środku pustyni jest miasto-państwo, Gujaareh, którego głównym założeniem jest dążenie do spokoju. Jest to spokój za wszelką cenę, wszelkie próby jego zaburzenia są od razu ucinane - od tego są zbieracze - zabierają ludzi chorych i cierpiących do pokojowego, wiecznego snu, ale w ten sam sposób zabijają ludzi według ich miary zepsutych. Oczywiście to święci przedstawiciele bogini, więc nazywanie ich mordercami to bluźnierstwo. Obok tego wspaniałego miasta, uważanego przez mieszkańców za wspaniałą cywilizację istnieją inne miasta i inne ludy, ktore już niekoniecznie są tak bardzo religijne i przychylne prawu dążenia do spokoju. Ci uznawani są za barbarzyńców. I mamy obok Gujaarehu jedno takie miasto-państw, nazwane Kisua, które całkowicie odrzuciło magię snów, bo uznało ją za zbyt niebezpieczną. A właśnie. Magia. W tym świecie magia czerpana jest ze snów. Może służyć do leczenia i ukojenia, dodawać siły, a może też wypaczać. Do władania taką magią ludzie wykazujący talent są szkoleni od najmłodszych lat, a cała organizacja, Hetawa, szkoli i skupia władających tą magią ludzi. I tutaj jak dla mnie jest pierwsza dziura. Dziwi mnie, że nie ma mowy o tej magii gdzieś poza Hetawą. Nie ma dzikich "władców snów", tak jakby nikt poza Gujaarehem nie mógł urodzić się z talentem albo Hetawa tak skutecznie inwigilowała całe społeczeństwo (wraz z barbarzyńcami), że nie przeoczyła nawet jednego talentu. Może też gdzieś między wierszami było powiedziane, że bez odpowiedniego szkolenia nie da się w żaden sposób opanować sennej magii. Cokolwiek by to nie było, wydaje mi się trochę naciągane.
Na plus zdecydowanie działają bohaterowie. Reprezentują różne kasty, stąd każdy zachowuje się inaczej, a jednak na kogo byśmy nie spojrzeli nie da się jednoznacznie stwierdzić, że ktoś jest dobry albo zły. Każdy jest w jakiś sposób ograniczony, nie potrafi pojąć wszystkiego, nikt nie jest krystaliczny, a każdy czyn określony jako "zły" ma swoje w miarę logiczne wytłumaczenie i chęć sprowadzenia większego dobra dla ludu. Bardzo dużo książek utrzymywanych w fantastycznych światach ma tak wyrażnie kreowanych bohaterów na dobrych lub złych, że czasem zbiera się od tego na wymioty. Tutaj wszystko jest ładnie zbalansowane. Widać, że zepsucie może dotknąć każdego, nikt nie jest suberbohaterem z psychiką nastawioną na odrzucenie wszystkiego, co złe i niegodziwe.
Wspomnę jeszcze o klimacie całej książki. Autorce udało się stworzyć klimat pustynno-miejski. Czytając czuć ciężar ciepła, duchoty, ulgę nocnego powiewu i cień strachu, gdy królują zbieracze. Jednak z drugiej strony jeżeli chodzi o fabułę, to cała intryga jest tak prosta i przewidywalna, że zastanawiałem się tylko na ile odwagi będzie miała autorka jeżeli chodzi o los Ehiru.
Jedyną trudność jaką miałem czytając książkę, to masa pojęć, których znaczenie odkrywałem po drodze. Niestety, okazało się, że jestem idiotą. Wspominam o tym, żeby nikt nie popełnił mojego błędu. Z tyłu jest głosariusz. Nie wiem jak to się stało, że go nie zauważyłem.
Oceniam tą książkę jako dobrą. Nie jest to dla mnie nic w stylu cudownego oddechu życia dla gatunku, więc słowa na okładce są przesadzone, ale czyta się przyjemnie. Książka potrafi przykuć do siebie nawet mimo tego, że jest przewidywalna.

Wiara w teksty na okładce mówiące o tym, jak to książka tchnęła nowe życie do gatunku mogłaby wydawać się głupia. W końcu te wszystkie wersy na okładkach mają tylko przyciągnąć czytelnika, zachęcić do kupna, a tak naprawdę dopiero po przeczytaniu możemy zweryfikować co faktycznie czujemy w stosunku do lektury. Wydaje się oczywiste, prawda? Jednak ja uległem tym pokusom i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kolejny tom i znów się zastanawiam, czy po przeczytaniu kolejny raz tej samej książki możemy być wystarczająco obiektywni? Czy zawsze jesteśmy w stanie powiedzieć dlaczego dany styl do nas trafia, mimo że wielu wypowiada się na ten sam temat bardzo krytycznie?
Wydaje mi się, że nie do końca. Są aspekty w tej serii, które niezwykle mnie denerwują, a najbardziej to, że właściwie większość książki oparta jest na kilku niedopowiedzeniach między bohaterami i cały bałagan, który z tego wynika jest winą w większości właśnie tych niedopowiedzeń. Zawsze, w każdej książce mnie to drażni, no ale jak to mówią Krwawi - wszystko ma swoją cenę.
Zdaję sobie również sprawę, że ta historia jest momentami zagmatwana, niespójna, czasem robi nam tak szybki skok kilka miesięcy czy lat do przodu, że ciężko to zauważyć. Ale te skoki z akcji do akcji, pomysł na wszystkie wydarzenia, na cały świat..cóż, mnie to po prostu przekonuje od początku do końca. I wszelkie wady dzięki temu, że znów czytam tą pozycję z zapartym tchem i nie chcę się od niej oderwać blakną. Nikną. Kompletnie nie są brane pod uwagę.
Ale jeżeli ktoś nie jest w stanie pokochać Lucivara czy Surreal, to nie dziwię się, że traci cały smak tej książki. Skoro ta seria nie jest dla wszystkich, to ja jestem zdecydowanie dumny, że trafiła akurat do mnie i mnie przekonała. Nie jestem w stanie powiedzieć dlaczego. Ale, kompletnie nieobiektywnie, bez żadnego racjonalnego powodu, polecam każdemu. Wciąga jak diabli, a przecież o to właśnie chodzi w lekturze, prawda?

Kolejny tom i znów się zastanawiam, czy po przeczytaniu kolejny raz tej samej książki możemy być wystarczająco obiektywni? Czy zawsze jesteśmy w stanie powiedzieć dlaczego dany styl do nas trafia, mimo że wielu wypowiada się na ten sam temat bardzo krytycznie?
Wydaje mi się, że nie do końca. Są aspekty w tej serii, które niezwykle mnie denerwują, a najbardziej to, że...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Próbowałem napisać coś sensownego, ale nie potrafię być obiektywny. Zaczynam tą serię drugi raz i tym razem jest jeszcze lepsza niż była. Do tej pory figuruje u mnie jako jedna z najlepszych serii, jaką przeczytałem. Drugi raz czytałem z jeszcze większym zachwytem. Skoro książka jest warta powrotu, to zdecydowanie jest też warta polecenia.

Próbowałem napisać coś sensownego, ale nie potrafię być obiektywny. Zaczynam tą serię drugi raz i tym razem jest jeszcze lepsza niż była. Do tej pory figuruje u mnie jako jedna z najlepszych serii, jaką przeczytałem. Drugi raz czytałem z jeszcze większym zachwytem. Skoro książka jest warta powrotu, to zdecydowanie jest też warta polecenia.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Chciałem sobie zrobić odskocznię od swojego gatunku. Mądrzy twierdzą, że czasem warto. Że należy podejmować próbę poszerzania swoich horyzontów i w gruncie rzeczy się z tym zgadzam. Nie można się przecież wypowiadać o czymś, nie próbując chociaż się z tym zmierzyć. Przecież nie mogę przekreślić i potępić większości literackiego świata dlatego, że nie każdy chce do swoich historii włożyć smoki, miecze, magię, elfy i inne fantastyczne "cosie". Do rzeczy:
Pomysł jak dla mnie jest genialny. Daje wiele do myślenia. W czasach, kiedy książka została wydana pierwszy raz moi rodzice jeszcze byli dziećmi. Patrząc na to, w jakim kierunku zmierza świat, czy faktycznie nie dążymy do takiej przyszłości? Może nie do absurdu, jakim byłoby wycięcie całkowite książek czy ogólnych wartości bardziej "humanistycznych" niż "technicznych". Ale czy faktycznie nie zalewa nas fala marionetkowego społeczeństwa, które daje się kierować jak bydło za pomocą środków masowego przekazu? Przerażające, tym bardziej, że wydaje się tak strasznie prawdziwe. Prawda, jaką niesie ta książka wydaje się równie przerażająca: "my nic nie możemy, zostaje nam jedynie poczekać, aż ci na górze zmądrzeją i wtedy możemy wyjść z ukrycia i pomóc". Jakże Ray Bradbury trafił. Istnieją przecież środowiska, które uważają, że dzisiejsza technologia ogłupia ludzi, powoduje, że zapominamy o rozmowie, bliskości, utrwalaniu wspomnień w pamięci, interesowaniu się światem otaczającym nas, a zastępujemy to wirtualnym kontaktem, portalami społecznościowymi, trzymaniem aparatu w ręce, żeby była pamiątka "na kiedyś", zamiast skupić się na odczuwaniu chwili. Ludzie, którzy się temu przeciwstawiają i widzą zły wpływ takich działań na społeczeństwo może nie są aresztowani czy paleni żywcem, ale również "czekają, aż społeczeństwo się obudzi". A może nigdy się nie obudzi? A może obecny świat wcale nie jest taki zły? O tym autor również mówi mniej więcej przez Montaga: nie wiem, czy kiedyś widziałem kogoś tak nieszczęśliwego, jak ta pani w momencie, gdy przeczytałem jej poezję. Ocenienie sytuacji tego typu to bardzo trudna sprawa, jednak nie można zaprzeczyć, że Ray trafił tematycznie w punkt.
Jednak sama fabuła już trochę leży. Właściwie książka jest bardziej zbiorem przemyśleń i sama nakłania do ruszenia mózgownicą, niż ukazuje jakieś faktycznie dobrze zarysowane wydarzenia. To tak naprawdę nie jest bardzo szczególna wada biorąc pod uwagę, że to krótka książka. Gdyby jednak miało to być 500 stron, to byłaby to straszliwa męka. W tej formie jest ok.
Dodatkowo sposób, w jaki jest pisana ta książka wywoływał w mojej głowie odgłosy tykającej bomby. Zastanawiałem się cały czas kiedy Montag pęknie, zacznie krzyczeć, palić wszystko, gryźć, zabijać gołymi rękami, kiedy przyjadą z wariatkowa i zapakują go do pokoju z materacami na ścianach. Montag też nie jest nikim szczególnym, jest facetem, który obudził się któregoś dnia i stwierdził, że chyba jednak jest w Matrixie i trzeba z niego wyjść. Mogło zdarzyć się to każdemu, trafiło na niego. Jak i na wielu innych w jego świecie, ale nie każdy miał tyle szczęścia, żeby móc pocieszyć się tym tak długo.
Ciężko mi ocenić tą książkę. Czytanie jej nie należało do najprzyjemniejszych, a ja zawsze powtarzałem, że relaks i przyjemność z czytania książki są najważniejsze w lekturze, że nie po to cały dzień biegamy idąc do pracy, zajmując się domem, dziećmi, wszelkimi obowiązkami, żeby wieczorem usiąść do książki i znów się męczyć z ciężkimi tematami. Jednak dyskomfort, który odczuwałem przy czytaniu nie był związany z samą książką (może poza tą tykającą w głowie bombą, to nigdy nie jest przyjemne), ale z tym, co rodziło mi się w głowie, z wizją, czy czasem nie zmierzamy do wykreowania właśnie takiego świata, jaki przedstawił Bradbury - wypranego z czasu na przemyślenie czegokolwiek, skupionego tylko na szybkich doznaniach, bez rozpamiętywania czegokolwiek. Za ten wstrząs zdecydowany plus, za tykającą bombę lekki minus, mimo że to zabieg zamierzony, to jednak nieprzyjemny i nie przypadł mi do gustu.
Teraz najważniejsze pytanie. Czy ta książka jest warta polecenia? Myślę, że każdy powinien znaleźć chwilę, żeby ją przeczytać. Jest na tyle krótka, że nie jest wyzwaniem, a warto poświęcić chwilę na przemyślenia po lekturze.

Chciałem sobie zrobić odskocznię od swojego gatunku. Mądrzy twierdzą, że czasem warto. Że należy podejmować próbę poszerzania swoich horyzontów i w gruncie rzeczy się z tym zgadzam. Nie można się przecież wypowiadać o czymś, nie próbując chociaż się z tym zmierzyć. Przecież nie mogę przekreślić i potępić większości literackiego świata dlatego, że nie każdy chce do swoich...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Odłożyłem książkę w połowie najważniejszej walki w Otchłani i poszedłem spać, a wcale jakoś szczególnie nie zależało mi na śnie. Odczytuję to jako podwójną tragedię. Pierwsza jest osobista, ponieważ uważałem Cykl Demoniczny za bardzo silną pozycję wśród moich ulubionych serii. Koniec więc powinien zapierać dech w piersiach, a nie wywoływać błagalne myśli typu "niech to się wreszcie skończy". Druga tragedia dotyczy wyprucia tej książki z emocji. Mam wrażenie, że czytałem przepis na uratowanie ludzi przed demonami z książki kucharskiej. Coś w stylu "Jardira, Arlena, Rennę itd. włóż do Otchłani, potrzymaj ich tam określony czas, w międzyczasie przygotuj Leeshę w jednym miejscu, Abbana w drugim, Ineverę w trzecim, Ragena w czwartym na koniec połącz składniki i tak oto uratujemy ludzi. Albo nie."
Co moim zdaniem było źle? Do pierwszej części pisałem, że ten tom to parcie na łeb na szyję do końca. Niby trochę tak jest, ale po drodze w Otchłani bohaterowie zahaczają o wydarzenie kompletnie wyprute z jakichkolwiek emocji. Coś się po prostu stało, poszli dalej i ok. Następna rzecz, coś się stało, zaliczone, idziemy dalej. Zresztą tyczy się to nie tylko Otchłani. Na powierzchni ludzie też walczą, coś wybuchło, ktoś zginął, ktoś przeżył. Czytając to miałem wrażenie, jakby autor zrobił sobie listę rzeczy, które mają się wydarzyć, beznamiętnie o tym napisał tylko po to, żeby odhaczyć kolejną pozycję. A pamiętam jeszcze do tej pory, że gdy czytałem o śmierci Rojera, to łzy same cisnęły się do oczu. To nie jest tak, że Brett nie potrafi wycisnąć z człowieka emocji. Tym razem chyba mu się nie chciało albo tak bardzo parł do zakończenia, że nie zauważył, że wszystko jest zupełnie wyjałowione pod kątem jakichkolwiek przeżyć bohaterów, co jednocześnie zabija przeżycia czytelników.
I jeszcze jedna kwestia - główni bohaterowie. Ewoluowali w jakimś dziwnym kierunku, Jardira zawsze lubiłem, a nagle stał się typowym Wybawicielem, swoim głównym wyznawcą, przekonanym o własnej wspaniałości. Niby ma jakieś wątpliwości po drodze, ale jak dla mnie emanuje z niego wywyższone uświęcenie, którego wcześniej nie miał na tak niezdrowym wysokim poziomie. Ze świetnego bohatera stał się dla mnie kolejnym bohaterem typu "weź się już zamknij, bo już mam cię dość".
Arlen stał się jakiś niewyraźny, może przez umiejętność zmieniania się w mgłę. Jakoś ogólnie mało go było. Dziwne, jak na jednego z głównych bohaterów.
Myślałem, że Abbanowi przypadnie większa rola do odegrania, miałem nadzieję, że na powierzchni coś się podzieje. Miałem nadzieję, że na końcu zostanie pokazane rozwiązanie kwestii Krasjan z trochę większym rozmachem. Na próżno.
Miałem też nadzieję, że skoro Rojer już nie żyje, to Amanvah pokaże się jeszcze na scenie. Również na próżno.
Tragedia Elissy została przekazana w taki sposób, jakby za bardzo nic się nie stało.
Reszta jakoś tak przemknęła przez tą część, że ciężko cokolwiek o nich powiedzieć.
Wszystko wydaje mi się niewyraźne, mimo że książkę skończyłem wczoraj. Spodziewałem się wielkiego wybuchu, mistrzowskiego zakończenia wspaniałej serii, a doczekałem się wielkiego rozczarowania. Jedyny plus, to fakt, że większego rozczarowania już nie będzie. To koniec. Może jakby Brett wziął się w garść i napisał jeszcze ze 100 stron, rozszerzając wydarzenia, pozwolić na trochę więcej przeżyć, to jest szansa, że byłoby lepiej. Ale mogłoby się to skończyć przedłużeniem męki, więc może lepiej, że jednak jest jak jest.
Warto przeczytać jedynie, żeby zamknąć serię, ale nie zachwyca. Może trochę przesadzam, ale Brett przyzwyczaił mnie do czegoś innego, więc miałem duże oczekiwania, które w większości nie zostały spełnione. Ale i tak chylę czoła za całość, bo, mijając te dwa ostatnie tomy, pomysł i wykonanie było rewelacyjne.

Odłożyłem książkę w połowie najważniejszej walki w Otchłani i poszedłem spać, a wcale jakoś szczególnie nie zależało mi na śnie. Odczytuję to jako podwójną tragedię. Pierwsza jest osobista, ponieważ uważałem Cykl Demoniczny za bardzo silną pozycję wśród moich ulubionych serii. Koniec więc powinien zapierać dech w piersiach, a nie wywoływać błagalne myśli typu "niech to...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Otchłań - tytuł nadany ze względu na zakończenie serii i ostateczną walkę w ojczyźnie demonów, czy jednak jest to otchłań, która pogrąża przez mnogość wydarzeń, bohaterów i pęd na łeb na szyję w kierunku końca?

Podejrzewam, że podstawowym problemem moim jak i zapewne wielu innych, czytających Cykl Demoniczny bardzo niedługo po tym, jak bieżące części pojawiają się na polskim rynku książkowym jest zagubienie. Brett stworzył tylu bohaterów, że zapewne bez problemu połapałbym się w tym wszystkim czytając całość jednym ciągiem, szczególnie, że od samego początku jestem nim zafascynowany na tyle, że pewnie ciężko byłoby mi się oderwać. Jednak niestety biorąc pod uwagę, że nowe tomy pojawiały się w dużym odstępie czasowym od siebie, to niestety połowę bohaterów traktuję jako "nowych", z którymi wiążą się historie, o których nie mam pojęcia i próżno mi czekać na dopowiedzenie, bo przecież to zostało już przedstawione, tylko ja o tym nie pamiętam. Za to plus dla Bretta, bo przecież nie ma sensu w każdym tomie tłumaczyć wszystkiego od nowa i na pewno by mnie to wkurzało, gdybym czytał całość jednym ciągiem. A przecież nie mogę winić autora za to, że skupił się na bieżącej treści, a ja jestem na tyle leniwy, że nie chce mi się przebijać od nowa przez poprzednie części, żeby dopowiedzieć sobie w pełni jak się sprawy miały wcześniej.
Pamiętam jak zupełnym przypadkiem w 2010 roku trafiłem na Malowanego Człowieka, jak bardzo pochłonęła mnie lektura i to chyba była najlepsza rzecz w tym roku, jaka mi się przytrafiła. I było tak bardzo długo, cała historia była dla mnie świetnie wyważona, o "normalnych" ludziach, bez superbohaterów z wrodzonymi mocami. Od samego początku nie była to też całkowicie bajkowa opowieść, nic nie było tylko dobre i złe, za wszelkie odcienie szarości bohaterów od początku Brett zyskał mój szacunek.
Jendak mam wrażenie, że sama Otchłań zaczęła być ciut zbyt wulgarna. Nie twierdzę, że jest to jakaś ogromna przesada, ale w paru miejscach mi to przeszkadzało.
A teraz sama fabuła - nie będę tu jakoś bardzo oryginalny - tak jak wielu przede mną sam też odniosłem wrażenie, że wszystko w poprzednich częściach fajnie i miło rozwijało się swoim tempem, autor powoli, ale też bez zbędnego przeciągania, wprowadzał nas w coraz bardziej zagmatwaną walkę każdego z każdym. Faktem jest, że dla mnie po śmierci Rojera seria straciła główny smak, bo był moim ulubionym bohaterem i zastanawiam się, czy czasem sam Brett również nie stwierdził, że po śmierci Bezpalcego trzeba tą serię zakończyć jak najszybciej i widać tą pogoń za końcem praktycznie na każdej stronie. Z jednej strony fajnie, bo w końcu dobrniemy do końca, ale z drugiej strony - tak świetnie wykreowana otoczka, świat, bohaterowie i nagle wszystko ma wpaść w otchłań i się skończyć? Tak bardzo popędzane? Wydaje mi się, że już wcześniej spójność całego Cyklu zaczęła się trochę gubić, ale w tej części widać to w zbyt wielu miejscach.
Już biorę się za drugą część Otchłani, ale nie spodziewam się szczególnej poprawy. Nie zmienia to faktu, że jestem niezmiernie ciekawy jak bolesny będzie koniec tej gonitwy, nie mogę się doczekać, jednak trochę boję się rozczarowania.

Otchłań - tytuł nadany ze względu na zakończenie serii i ostateczną walkę w ojczyźnie demonów, czy jednak jest to otchłań, która pogrąża przez mnogość wydarzeń, bohaterów i pęd na łeb na szyję w kierunku końca?

Podejrzewam, że podstawowym problemem moim jak i zapewne wielu innych, czytających Cykl Demoniczny bardzo niedługo po tym, jak bieżące części pojawiają się na...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Zamknąłem tą książkę z mieszanymi uczuciami. Jest dobra, wciąga na tyle, że ostatni kawałek miałem zostawić "na jutro", ale jakoś nie wyszło, więc znowu przez Maas chodziłem półprzytomny następnego dnia. Jednocześnie jest tak bardzo napisana w stylu Maas, że było to trochę męczące w niektórych momentach i na tym się skupię najpierw.
Według mnie książkę możnaby spokojnie odchudzić o połowę, ograniczając oczywiste esplozje uczuć, zawahań itp. Wydaje mi się też, że proste rozwiązania, brak jakichkolwiek komplikacji powoduje straszne spłycenie tej części. Poza tym wszystko tak bardzo skupia się wokół leczenia Chaola i spraw Nesryn, że jakoś zatęskniłem za bardziej barwnymi postaciami, tymi mniej idealnymi, nie tylko z przeszłością ale również tymi mniej idealnymi i honorowymi. Jest to zdecydowanie część poświęcona wyidealizowanym obrazkom Chaola, Nesryn i Yrene, zabrakło jakiegokolwiek cienia. Wszyscy są cudowni, wspaniali, koszmarnie bajkowi. Gdyby wyciąć z tej części sceny łóżkowe(których na szczęście nie było tu aż tak wiele, bo bywa u Maas tego tyle, że nieraz już błagałem, żeby już więcej się do siebie nie zbliżali) spokojnie możnaby tą część czytać dzieciom na dobranoc.
I teraz jeszcze zakończenie - przez całą książkę jest gadka o wojnie, o tym, jak bardzo Chaol i Nesryn muszą pozyskać pomoc, od której zależy przyszłości świata. Niby co chwilę jest o tym mowa, a jednak jakoś cała ta kwestia rozpływa kompletnie przy "przyziemnych" problemach Chaola i Nesryn. O ile można je nazwać problemami, bo w sumie rozwiązania tych kwestii nie stanowią dla nich jakiegoś wyzwania. Lektura niby próbuje trzymać w napięciu w oczekiwaniu na atak "ciemnej strony", ale jakoś niespecjalnie to wychodzi. Gdy już coś zaczyna się objawiać w tej kwestii, to nagle człowiek czuje się zaskoczony, że zapomniał, że Valgowie w ogóle istnieją i mogą gdzieś wystąpić w "ichniejszym" realnym świecie.
"Użyteczność" tej części pod kątem informacji, jakich dostarcza według mnie będzie można określić dopiero, gdy dostępna będzie kolejna część. Po przeczytaniu stwierdziłem, że w sumie jedyną sensowną informacją do prawdziwego konfliktu zawartego w całej serii są dwa zdania na temat Maeve i rozstrzygnięcie kwestii pomocy lub jej braku przez kaganat, co sprowadza się do dwóch informacji. Mało jak na ponad 800 stron tekstu.
Pojechałem w sumie, więc czemu tak wysoka ocena? To jednak jest Maas, mimo pewnego niesmaku czyta się ją dobrze, jednak wciąga i powoduje, że wciąż czekam na następną część. Nie mógłbym więc ocenić jej niżej.

Zamknąłem tą książkę z mieszanymi uczuciami. Jest dobra, wciąga na tyle, że ostatni kawałek miałem zostawić "na jutro", ale jakoś nie wyszło, więc znowu przez Maas chodziłem półprzytomny następnego dnia. Jednocześnie jest tak bardzo napisana w stylu Maas, że było to trochę męczące w niektórych momentach i na tym się skupię najpierw.
Według mnie książkę możnaby spokojnie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przeczytałem za namową, ponieważ to zupełnie nie jest mój gatunek, a jednak odnalazłem się i bardzo mi się podobało.
Jest tu sporo skakania po różnych epokach i wielu bohaterów. Kilka słów o głównym bohaterze: jak dla mnie coś takiego tutaj nie istnieje. Może faktycznie Jakubowi Kani jest poświęcone trochę więcej stron, ale zdecydowanie "głównym bohaterem" książki jest sam obraz i wszelkie dążenia do powstrzymania pojednania między islamem a chrześcijaństwem. Co jest dla mnie niemałym zaskoczeniem, bo spodziewałem się, że w centrum będzie pogoń Kani za obrazem, a tutaj szok - w centrum jest cała historia obrazu. Ale po przeczytaniu nie wyobrażam sobie jak mogłoby to być inaczej skonstruowane. Tak więc mnogość postaci na plus, skoki po epokach również na plus.
Pierwszy raz chyba spotkałem się w książce z tak krótkimi rozdziałami. Zastanawiałem się na początku, czy to dobry pomysł, ale przy tylu poruszanych wątkach i tylu postaciach wyszło to super (znów, czego mam się przyczepić?). Biorąc pod uwagę, że ostatnio czytam z doskoku, więc rozdział na pięć stron pozwala szybko dojść do punktu "kończę po tym rozdziale".
A teraz o samej treści - czyta się lekko i przyjemnie, książka napisana jest bardzo przystępnym, cieszącym oko językiem. Nie jest to prosty czy prymitywny język, wszystko jest smaczne.
Jako że data ostatniej szansy na pojednanie przypada na daleką przyszłość, potrzebna była jakaś koncepcja przyszłości, która Panu Maciejowi wyszła świetnie. Dodatkowym smaczkiem jest podsumowanie obecnego ustroju politycznego Polski. Wywołało to u mnie falę śmiechu, chociaż spoglądając prawdzie w oczy jest to śmiech przez łzy.
Wszystkie wydarzenia opisane w książce składają się w taką całość, że aż chce się wziąć spis nazwisk, żeby dowiedzieć się które elementy mogą być prawdziwe, a które zostały wymyślone. I zacząć wierzyć, że może jednak sama przepowiednia jest prawdziwa...

Przeczytałem za namową, ponieważ to zupełnie nie jest mój gatunek, a jednak odnalazłem się i bardzo mi się podobało.
Jest tu sporo skakania po różnych epokach i wielu bohaterów. Kilka słów o głównym bohaterze: jak dla mnie coś takiego tutaj nie istnieje. Może faktycznie Jakubowi Kani jest poświęcone trochę więcej stron, ale zdecydowanie "głównym bohaterem" książki jest sam...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po męce z pierwszym tomem tej serii, który był dla mnie średniakiem, podszedłem do tej książki z nadzieją, że po cukierkowo-baśniowej historii w końcu zacznie dziać się coś ciekawego, bo uważałem, że wykreowany przez autorkę świat i postacie dają duże pole do popisu. Nie wiem skąd wzięło się to przeczucie, ale nie zawiodłem się.
Co prawda lektura trwała bardzo długo, co wcale nie było spowodowane tym, że książka ma prawie 800 stron (wydaje mi się, że to książka spokojnie na 2-3 wieczory), ale jakoś szkoda było mi ją czytać po jednej stronie, gdy miałem chwilkę wolną. Zdecydowanie dużo przyjemniej było poczekać na dłuższą chwilę, żeby zatopić się całkowicie w tym świecie. Co do treści: w końcu coś się dzieje, w końcu nie jest to przewidywalne do bólu, w końcu jest pomysł, w końcu czuję się zadowolony ze spędzonego w tym świecie czasu, w końcu niezmiernie się cieszę, że kolejna część już czeka na półce, bo jakbym miał czekać na kolejną część, to chyba by mnie rozniosło.
Jeszcze poza tym, że irytowała mnie cała bajkowa atmosfera w pierwszym tomie, to strasznie wkurzała mnie postawa głównej bohaterki pod tytułem "wszystko dla wszystkich, a ja na samym końcu" i "nie mam problemu z poświęceniem się dla ogólnego dobra". Jestem w stanie zrozumieć postawę tak bardzo prospołeczną, gdy nie nie ma innego wyjścia, ale to nie była taka sytuacja. W tej części nie odczułem tego tak bardzo. Przynajmniej nie na tyle, żeby chciało mi się rzygać przy każdym wspomnieniu o tym.
Jedyne, co wydawało mi się dziwne, to część zakończenia. Pomieszanie przebłysku geniuszu z czymś, co dla mnie było kompletnie niezrozumiałe, ale nie chcę się nad tym rozwodzić bardziej, bo musiałbym rzucać spoilerami.
Podsumowując - bardzo polecam. Milion razy lepsza od poprzedniej części. Polecam również mieć w zapasie kolejną część.

Po męce z pierwszym tomem tej serii, który był dla mnie średniakiem, podszedłem do tej książki z nadzieją, że po cukierkowo-baśniowej historii w końcu zacznie dziać się coś ciekawego, bo uważałem, że wykreowany przez autorkę świat i postacie dają duże pole do popisu. Nie wiem skąd wzięło się to przeczucie, ale nie zawiodłem się.
Co prawda lektura trwała bardzo długo, co...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mam strasznie mieszane uczucia. Rzadko mam w ręce książkę, przy której przez pierwsze 150 stron zastanawiam się kiedy zacznie coś się dziać. Do około 300 strony zastanawiałem się, czy przestanie to być w końcu aż tak bardzo infantylne. Jako tako przestało być. Końcówka była juz całkiem znośna, aczkolwiek też wydaje mi się, że została trochę uproszczona.
Nie mogę określić książki jako lepszą niż przeciętna, gdy przez 3/5 zawartości zastanawiałem się, czy dobrnę do końca, a utrzymała mnie przy niej tylko i wyłącznie świadomość, że następne części są świetnie oceniane.

Coś, co na pewno mi się spodobało, to przedstawienie jak bardzo prawdy przekazywane z pokolenia na pokolenie potrafią zaślepić. Jak bardzo potrafią przekonać człowieka do tego, żeby nie ufał temu, co ma przed oczami. Nie można jednoznacznie określić, czy jest to dobre czy nie. Czasem może to uratować życie, czasem jeszcze bardziej pogrążyć.

Mam cały czas mieszane uczucia, ale z drugiej strony treść jest zgodna z opisem - co powstanie z połączenia baśni i potworów? Widocznie to mój błąd, że spodziewałem się po tym więcej, niż schematycznej baśni z potworami, która na koniec spróbowała rozwinąć skrzydła, ale wyszło średnio. Oby następne były lepsze.

Mam strasznie mieszane uczucia. Rzadko mam w ręce książkę, przy której przez pierwsze 150 stron zastanawiam się kiedy zacznie coś się dziać. Do około 300 strony zastanawiałem się, czy przestanie to być w końcu aż tak bardzo infantylne. Jako tako przestało być. Końcówka była juz całkiem znośna, aczkolwiek też wydaje mi się, że została trochę uproszczona.
Nie mogę określić...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Normalnie dałbym 9, ale przeczytałem wcześniej opowiadania i za to, że Aelin tak się rozwinęła przez te wszystkie tomy i przestała być wkurzającą gówniarą, której wydaje się, że jest ideałem pod każdym względem dodaję jedną gwiazdkę.
Książka jest tak napakowana akcją, że nie ma dobrego momentu, żeby ją odłożyć chociażby po to, żeby zrobić coś do jedzenia czy najzwyczajniej położyć się spać. Czasem dostając coś takiego do ręki zastanawiam się, czy nie lepiej czytać średniaki, które nie powodują, że odkładając książkę od razu zaczynam myśleć co się stanie dalej. Ale nie. Zdecydowanie sukcesem każdego autora jest sprawienie, że nie da się wyłączyć myślenia o danej pozycji po odłożeniu jej choćby na chwilę. Oczywiście jeszcze większym jest sprawienie, że nie da się odłożyć książki. I to właśnie taki typ. Czytałem ją długo, bo jakoś nie potrafiłem znaleźć tyle wolnego czasu ile chciałem, ale nawet jeżeli musiałbym tylko raz ją odłożyć w trakcie czytania, to byłoby to o jeden raz za dużo.
Czytając to zadawałem sobie pytanie - co ona (autorka), jest w stanie jeszcze tu upchnąć? Wydawało się, że jest tu już wszystko, a okazuje się, że autorka ma jeszcze milion pomysłów, jeszcze próbuje coś więcej wyjaśnić, a w niektórych kwestiach bardziej zamieszać.
Polecam, ale radzę się przygotować na wielki trud oderwania się od kartek "Imperium Burz".

Normalnie dałbym 9, ale przeczytałem wcześniej opowiadania i za to, że Aelin tak się rozwinęła przez te wszystkie tomy i przestała być wkurzającą gówniarą, której wydaje się, że jest ideałem pod każdym względem dodaję jedną gwiazdkę.
Książka jest tak napakowana akcją, że nie ma dobrego momentu, żeby ją odłożyć chociażby po to, żeby zrobić coś do jedzenia czy najzwyczajniej...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie umiem się zdecydować która z serii jest lepsza. Wielu twierdzi, że ta część jest bardziej przegadana. Jak dla mnie Bardugo dobrze pomyślała i chce nam przybliżyć losy bohaterów sprzed wielkiego skoku. Znów nie brakuje świetnych pomysłów Kaza, pomyłek, wymyślania nowych planów na szybko. Świetne zakończenie. Bardzo cieszy mnie też, że autorka zostawiła sobie miejsce na dalsze losy bohaterów, ale zamknęła główny wątek. Dzięki temu nie będzie to seria przeciągnięta w nieskończoność.

Nie umiem się zdecydować która z serii jest lepsza. Wielu twierdzi, że ta część jest bardziej przegadana. Jak dla mnie Bardugo dobrze pomyślała i chce nam przybliżyć losy bohaterów sprzed wielkiego skoku. Znów nie brakuje świetnych pomysłów Kaza, pomyłek, wymyślania nowych planów na szybko. Świetne zakończenie. Bardzo cieszy mnie też, że autorka zostawiła sobie miejsce na...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Genialna. Co prawda nie miałem pojęcia czym są i jak działają griszowie. Po części jest to wyjaśnione, a jednak wydaje mi się, że dowiem się dużo więcej czytając poprzednią serię autorki, co zrobię z największą przyjemnością. Sama Szóstka Wron - świetni bohaterowie, profesjonaliści w swojej dziedzinie, ale nie tacy, którzy nigdy się nie mylą. Każdy rozdział mówi "przeczytaj jeszcze jeden", akcja zapiera dech i cały czas w powietrzu wisi pytanie: "Co ten Kaz jeszcze wymyślił?". I jeszcze to wydanie..pięknie wygląda na półce.

Na koniec wspomnę o jedynym minusie tej książki. Jeżeli ktoś nie ma Królestwa Kanciarzy, to polecam się zaopatrzyć przed końcem Szóstki Wron. Bo przeczytania drugiej części według mnie nie da się przełożyć "na później".

Genialna. Co prawda nie miałem pojęcia czym są i jak działają griszowie. Po części jest to wyjaśnione, a jednak wydaje mi się, że dowiem się dużo więcej czytając poprzednią serię autorki, co zrobię z największą przyjemnością. Sama Szóstka Wron - świetni bohaterowie, profesjonaliści w swojej dziedzinie, ale nie tacy, którzy nigdy się nie mylą. Każdy rozdział mówi...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pech chciał, że przeczytałem to w momencie, gdy mam już cztery tomy Szklanego Tronu za sobą. Tym gorzej, że przeczytałem już kilka stron Imperium Burz, gdzie Pani Zabójczyni jest już w miarę poważna i choć trochę pokorna. Same opowiadania są jak dla mnie bardzo średnie (prawdopodobne, że mój odbiór jest taki ze względu na krótką formę, w których siłą rzeczy za wiele treści nie da się zmieścić). Niestety Calaena jest przedstawiona jako rozpieszczone dzieciątko, które uważa się za najwybitniejszą personę na świecie. Jest to tak denerwujące, że z przyjemnością czytałem, jak "wspaniała" i "utalentowana" Zabójczyni Adarlanu (klękajcie narody!) daje się podejść jak małe dziecko. Wydaje mi się, że te opowiadania miały pokazać, że główna bohaterka miała ciężko już przed trafieniem do niewoli. Jeżeli jednak zamysłem autorki było pokazanie, że Sardothien przez swoje głupie błędy sama sobie zasłużyła na to, co dostała, to jest to trafione i wtedy moja ocena nie jest do końca sprawiedliwa. Jednak wydaje mi się, że główny bohater nie powinien aż tak irytować, bo były przez to momenty, że chciałem rzucić tą książką w kąt i zająć się czymś innym.

Pech chciał, że przeczytałem to w momencie, gdy mam już cztery tomy Szklanego Tronu za sobą. Tym gorzej, że przeczytałem już kilka stron Imperium Burz, gdzie Pani Zabójczyni jest już w miarę poważna i choć trochę pokorna. Same opowiadania są jak dla mnie bardzo średnie (prawdopodobne, że mój odbiór jest taki ze względu na krótką formę, w których siłą rzeczy za wiele treści...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to