Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Kiedyś, bardzo dawno temu, chciałam przeczytać "Ready Player One". Zrezygnowałam po kilku niepochlebnych ocenach, z których wyrastał obraz dokładnie takiej książki, przy której mam ochotę wstać i rozwalić sobie łeb o ścianę. Piszę tę opinię, bo mam nadzieję, że już nikt nie popełni mojego błędu i nie sięgnie po rosyjską wersję tego pomiotu literatury.

Mój Boże. Jakie to jest złe.

Zacznijmy może od głównego bohatera, Laita. Nasz Gleb Stu jest najbardziej irytującym typem o jakim czytałam w tym roku. Już kij z tym, że wszystko mu się udaje (choć ma większego farta od bohaterów słabych opek na Wattpadzie). Matko, jakim ten facet jest bucem. Gość czuje się lepszy od dosłownie wszystkich i chyba nie ma rozdziału, w którym nie odnosiłby się z wyższością do płaczących ludzi/nowicjuszy/wojskowych/urzędników/dzieci/kobiet/niegrających w gry/grających w gry inaczej niż on/wszystkich, których tylko spotka.

Fabuła jest poprowadzona niesamowicie nieudolnie. Rus daje swojemu bohaterowi tyle szans, na okazanie swojej zajefajności, że w pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać czy pod koniec nie okaże się, że wszyscy zerwani zostali wrzuceni do gier singlowych. Nie jestem też fanką opisów farmienia i przełażenia dungeonów - niedość, że to to niedorzecznie szczegółowe (nie w takim dobrym znaczeniu, to nie wygląda na świadomy zabieg w stylu "pokażmy jak czasochłonne jest nabijanie poziomów") to jeszcze nie niesie ze sobą żadnych emocji, bo wiemy, że koniec końców Lait nie tylko się wywinie ale dostanie jeszcze 200 punktów sławy i niesłychanie rzadki artefakt.

Styl też woła o pomstę do Rei. Nie wiem ile w tym winy autora a ile tłumacza ale książka jest pełna kiepskich dialogów, źle użytych słów, absurdalnych zdań i przeskakiwania z czasu przeszłego do teraźniejszego. I, to już na pewno do wydawnictwa, książki, która ma tyle literówek nie widziałam od ponad roku. Gratuluję czy coś.

PS: Żeby nie było, że nic mi się w tej książce nie podobało - okładka jest spoko. Świadomie gra kiczem i od razu kojarzy się ze starymi RPG. W sumie szkoda, że nie wykorzystano jej do ozdobienia czegoś lepszego.

Kiedyś, bardzo dawno temu, chciałam przeczytać "Ready Player One". Zrezygnowałam po kilku niepochlebnych ocenach, z których wyrastał obraz dokładnie takiej książki, przy której mam ochotę wstać i rozwalić sobie łeb o ścianę. Piszę tę opinię, bo mam nadzieję, że już nikt nie popełni mojego błędu i nie sięgnie po rosyjską wersję tego pomiotu literatury.

Mój Boże. Jakie to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest bardzo przyjemnie napisana, ma obszerną bibliografię i jest idealnie pociachana na rozdziały. A do tego ma strasznie ładną okładkę i ciekawie mierzy się z poruszaną tematyką. Jako filmowy noob, którym byłam w chwili jej wydania (w sumie dalej jestem ale już trochę mniej) dowiedziałam się z niej naprawdę dużo.

Według mnie Zwierz zasłużył nią na dziesiątkę i dużo masła (i Tomasz Majewski też, bo ta okładka to naprawdę ładna).

Jest bardzo przyjemnie napisana, ma obszerną bibliografię i jest idealnie pociachana na rozdziały. A do tego ma strasznie ładną okładkę i ciekawie mierzy się z poruszaną tematyką. Jako filmowy noob, którym byłam w chwili jej wydania (w sumie dalej jestem ale już trochę mniej) dowiedziałam się z niej naprawdę dużo.

Według mnie Zwierz zasłużył nią na dziesiątkę i dużo masła...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Magazyn Biały Kruk #1 Dagmara Adwentowska, Anna Baj, Sebastian Bartek, Aleksandra Cebo, Grzegorz Czapski, A. Forge, Anna Grzanek, Kamil Muzyka, Jacek Pelczar, Marcin Przybyłek, Krystyna Rybicka, Grzegorz Wielgus, Daniel Wójcik, Agnieszka Żak
Ocena 6,7
Magazyn Biały ... Dagmara Adwentowska...

Na półkach:

Magazyn ten zawiera nieopisanie przerażającego potwora, podejrzanego lekarza okultystę, nawiedzony dom, kolejnego podejrzanego lekarza, archaizmy i slang, muzykę o której nic nie wiesz, drwali, ogromną wiewiórkę Basię oraz ze dwa wilki. Poza tym jest za darmo na oficjalnej stronie.
Nie potrafię krótko wyrażać opinii o magazynach, więc wymieniłam kilka powodów dla których powinieneś go przeczytać. Jest ich więcej. To dobre powody.
Najlepiej przeczytaj go już teraz. Jeszcze nie czytałam kolejnych numerów, ale myślę że też powinieneś je przeczytać.
Ja tak zrobię. Bo Biały Kruk jest fajny. Pokochaj Białego Kruka. <wykonuje dziwne ruchy dłońmi i ma nadzieję, że jest magiczna>

Magazyn ten zawiera nieopisanie przerażającego potwora, podejrzanego lekarza okultystę, nawiedzony dom, kolejnego podejrzanego lekarza, archaizmy i slang, muzykę o której nic nie wiesz, drwali, ogromną wiewiórkę Basię oraz ze dwa wilki. Poza tym jest za darmo na oficjalnej stronie.
Nie potrafię krótko wyrażać opinii o magazynach, więc wymieniłam kilka powodów dla których...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

,,Ania z Zielonego Wzgórza'' to jedna z tych książek, które zna chyba każdy. Nawet jeśli o fabule nie wie się zbyt dużo, sam tytuł utworu po prostu musi coś człowiekowi mówić. I przyznam, z nieukrywanym wstydem, iż do niedawna moja wiedza o powieści wyglądała mniej więcej podobnie.
Kojarzyła mi się ona jedynie z zachwytem mojej nauczycielki i mym ogromnym znudzeniem, gdy ta streszczała wydarzenia jako ,,wspaniałą historię o dorastaniu''. A jako że ,,wspaniałe historie o dorastaniu'' mijają się ciut z mym gustem (od Young Adult uciekam jak mogę) po dzieło Lucy M. Montgomery nie sięgnęłam.
Jakoś tak jednak wyszło, że w tym roku błądząc po Netflixie natrafiłam na serial ,,Ania, nie Anna'' będący adaptacją książki. Postanowiłam go obejrzeć i z miejsca wsiąknęłam w opowieść, czego konsekwencją była natychmiastowa podróż na pocztę po egzemplarz oryginału.
I serio- żałuję, że to nie była moja lektura- moje dzieciństwo byłoby wtedy nieporównywalnie lepsze.
,,Ania...'' wbrew temu jak może się wydawać, nie jest nudna w najmniejszym nawet stopniu. Relacje łączące bohaterów nie są tak melancholijno-papierowe jak się tego spodziewałam. Przeciwnie- jestem zwolennikiem pokazywania ich początkującym autorom jako wzoru pisania tego typu wątków.
Ogólnie postaci są tutaj fantastyczne- nieważne czy weźmiemy Anię, Marylę, Dianę czy Gilberta każdy z bohaterów będzie miał wspaniale napisany charakter tworzony nie przez opis a ukazanie go milionem śmiesznych czy wzruszających sytuacji.
Właśnie- przejścia między tym co zabawne a tym co smutne są zrobione wprost idealnie, a duża część wydarzeń sprawnie oscyluje gdzieś pomiędzy dramatem a komedią.
No to teraz może styl. Tutaj uwagę mam tylko jedną, gdyż tłumaczeń są pierdyliardy i uważam, iż ich jakość to temat na zupełnie inną dyskusję (sama zresztą czytałam tylko to brykowe, błagam nie bijcie). Otóż- ,,Ania z Zielonego Wzgórza'' to jedyna dotychczas książka, w której niezmiernie cieszyły mnie opisy przyrody. Są tak dobrze wplecione w klimat (zwłaszcza, że zwykle na ten temat wypowiada się Ania, co idealnie uzupełnia tę bohaterkę), że nie uderzałam głową o ścianę, za każdym razem, gdy docierałam do tej ściany tekstu opisującej drzewo.
Podsumowując- kochajmy Anię, Ania jest dobrem, sławmy Anię pod niebiosa.

PS: Przepraszam za chaotyczność opinii oraz brak możności znalezienia jakiejkolwiek wady dzieła- skończyłam czytać niedawno i jestem całkowicie zaślepiona miłością do debiutu Montgomery.

,,Ania z Zielonego Wzgórza'' to jedna z tych książek, które zna chyba każdy. Nawet jeśli o fabule nie wie się zbyt dużo, sam tytuł utworu po prostu musi coś człowiekowi mówić. I przyznam, z nieukrywanym wstydem, iż do niedawna moja wiedza o powieści wyglądała mniej więcej podobnie.
Kojarzyła mi się ona jedynie z zachwytem mojej nauczycielki i mym ogromnym znudzeniem, gdy ta...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

,,Kamienie na szaniec'' są chyba (no... może oprócz ,,Mistrza i Małgorzaty'') najbardziej lubianą z lektur czytanych w polskich szkołach. I szczerze mówiąc- w najmniejszym stopniu mnie to nie dziwi.
No bo mamy tutaj wszystko co fascynuje młodzież- charyzmatycznych bohaterów (do tego niewiele starszych od uczniaków), przyjaźń, miłość i poświęcenie dla sprawy. Oczu nie mydląc- dorosłych, a przynajmniej ogromną część, też można łatwo kupić tymi elementami.
Tak więc- jest to dobra książka, potrafiąca wywołać u czytelnika mnóstwo emocji. Jaki jest więc mój problem z nią?
Otóż... u mnie tych emocji za bardzo wywołać nie potrafi. Nie zrozumcie mnie źle- nie jestem bynajmniej osobą bezduszną i głównych bohaterów jest mi oczywiście szkoda. Właśnie- szkoda mi ich dokładnie tak jak innych, o których czytałam chociażby na Wikipedii. W trakcie czytania nie dopadały mnie nagłe ataki płaczu, ani nie klęłam pod nosem. Co za tym idzie- nie potrafię być z Alkiem, Zośką czy Rudym bliżej niż z setkami innych walczących.
Skąd u mnie tak dziwny brak wrażliwości? Ano wynika on z jednego prostego faktu. Wbrew temu jak się ją opisuje- ta książka jest reportażem. I co za tym idzie opisy nie są specjalnie emocjonalne, a dialogów jest mało- właśnie z tego powodu nie byłam w stanie traktować bohaterów jak postaci z innych powieści opowiadających o wojnie.
Nie znaczy to jednak, iż forma ta będzie przeszkadzała każdemu- to raczej wina mojego gustu aniżeli samych ,,Kamieni...''.
Podsumowując tę najbardziej subiektywną recenzję w moim dotychczasowym życiu- uważam, iż powieść jak najbardziej powinno się przeczytać. Nie tylko dlatego, iż jest to lektura obowiązkowa. Polecam ją zarówno uczniom zastanawiającym się czy po nią sięgnąć jak i ludziom, którzy te czternaście lat już skończyli. A czemu nakazuję to tak nieznoszącym sprzeciwu głosem? Chyba każdy odbierze ją inaczej, a ja uwielbiam dyskutować o książkach.

PS: W tym wydaniu, które czytałam były zdjęcia i wypowiedzi różnych osób. Naprawdę polecam. Stwarzało to naprawdę dobry klimat.

Edit od Oli z przyszłości: Po drugim przeczytaniu dotarła do mnie pewna kwestia, dość diametralnie zmieniająca mój pogląd na powieść. Otóż- w końcu powiązałam beznamiętność tekstu z przeżyciami autora. Gdy uświadomiłam sobie, iż dla osób biorących udział w wojnie pisanie inaczej było szalenie trudne, doceniłam specyfikę książki i to co uznałam za niezbyt wciągające stało się na swój sposób bardzo emocjonalne.

,,Kamienie na szaniec'' są chyba (no... może oprócz ,,Mistrza i Małgorzaty'') najbardziej lubianą z lektur czytanych w polskich szkołach. I szczerze mówiąc- w najmniejszym stopniu mnie to nie dziwi.
No bo mamy tutaj wszystko co fascynuje młodzież- charyzmatycznych bohaterów (do tego niewiele starszych od uczniaków), przyjaźń, miłość i poświęcenie dla sprawy. Oczu nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Polskimi władcami interesowałam się niemal od zawsze. To znaczy od momentu gdy jako pięciolatka otrzymałam od babci wspaniały album opisujący ten właśnie temat. Nic więc dziwnego, że gdy w Biedrze zobaczyłam tytuł opisujący dzieje polskiej dynastii, natychmiast chwyciłam ją w dłoń i pognałam do kasy, zapominając o kupieniu ziemniaków.
Dopiero w domu dowiedziałam się, że zakupiłam książkę dla dzieci, co niezbyt napawało mnie optymizmem- spodziewałam się ogromu infantylizmu znanego z innych tego typu publikacji i wybielania naszych władców. A tego w tej publikacji nie ma. I to w niej cenię.
Z powodu targetu, w książce pojawił się jednak inny problem. Obecność Grzesia mianowicie. Dialogi pomiędzy autorem a jego synem są często niezbyt naturalne, a przejścia między nimi a narracją skierowaną bezpośrednio do czytelników chaotyczne. Pojawiają się też mniejsze błędy np. pisarz czasami w jednym akapicie zwraca się do czytelnika w liczbie pojedynczej i mnogiej. Myślę jednak, iż obie te rzeczy można bardzo łatwo znieść (przynajmniej ja zniosłam) a reszta książki zdecydowanie umie się obronić.
Nawet ja, zainteresowana tematem od czasów gdy po Polsce latały jednorożce i ogry, znalazłam kilka anegdotek, których nie znałam (zwłaszcza w późniejszej części książki), ktoś kto dopiero zaczął poznawać temat zdobędzie więc multum wiedzy o Piastach. I mimo że starszyzna również znajdzie tu coś dla siebie myślę głównie o dzieciakach- utwór jest napisany bardzo przyjemnym stylem i ogólnie powinien im się spodobać. Być może dlatego, że to dla nich go napisano.

Polskimi władcami interesowałam się niemal od zawsze. To znaczy od momentu gdy jako pięciolatka otrzymałam od babci wspaniały album opisujący ten właśnie temat. Nic więc dziwnego, że gdy w Biedrze zobaczyłam tytuł opisujący dzieje polskiej dynastii, natychmiast chwyciłam ją w dłoń i pognałam do kasy, zapominając o kupieniu ziemniaków.
Dopiero w domu dowiedziałam się, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pojawienie się nowej serii Mulla nie napawało mnie jakimś wielkim optymizmem. No bo dobra- wiedziałam, że przeczytam (i że przy okazji odświerzę Baśniobory których fabuła gdzieś mi wyparowała), z drugiej jednak strony jest to kontynuacja po latach. A jak się kontynuacje po latach mają do oryginałów każdy z nas wielokrotnie się przekonał.
Jak to często jednak bywa, prawda leży gdzieś po środku a ,,Smocza straż'' mimo, iż do ideału jest jej daleko stanowi dobrą pozycję i zapowiada ciekawą serię.
Według mnie ,,Smocza straż`` dobrze zaczęła swój cykl i ma ogrom plusów. Uno- nowi bohaterowie są całkiem... fajni, jakby to ujął autor w notce. Zarówno kuzynostwo Kendry i Setha, jak i Maleńkiego Bohatera czy smoka Dromadusa uważam za postaci całkiem dobrze skonstruowane. Załoga Twierdzy Czarnodół, do której młodzi Sorensonowie przyjeżdżają by pełnić rolę opiekunów rezerwatu, również wydaje się być złożona z ciekawych indywiduów, w powieści nie ma jednak dla nich zbyt dużo miejsca i bliżej (choć nie za blisko) poznajemy zaledwie kilku pracowników. Pomysł niemych mówiących koni, czytujących Jane Austen także był interesujący, a Glorię i Szlachcica już po kilku stronach zaczęłam darzyć ogormną sympatią. Mam nadzieję, że Mull ich nie uśmierci.
Fabuła jest bardzo przyjemna i choć na początku przypomina bardziej pierwszą część wcześniejszego cyklu, pod koniec zmienia się w sytuację prawdziwie hardcorową porównywalną do tych z ostatnich tomów. I to się ceni. Poza tym bardzo podobał mi się pomysł obsadzenia rodzeństwa na wysokich stanowiskach, dzięki czemu możemy lepiej poznać zasady rządzące rezerwatami. No i są smoki a te jak wiadomo wszystko czynią bardziej epickim. Doceniam także fakt, iż wszystko co w tej ksiażce się dzieje, ma jakiś głębszy sens i wynika z wydarzeń mających miejsce w poprzednich tomach. Niby oczywiste a było problemem np. teatralnego sequela Potterów(tak wiem, że nie pisała tego Rowling, niczego to jednak nie zmienia).
Co do stylu... w ogóle się nie poprawił. Jestem nawet skłonna powiedzieć, że jest gorzej. Sądzę jednak, że fani ,,Baśnioboru'' raczej już się do niego przyzwyczaili i nie sprawi im on najmniejszych trudności.
I podsumowując- ,,Smoczą Straż'' polecam każdemu kto lubi ,,Baśniobór''. A jeśli jesteś zainteresowany, a wyżej wspomnianego nie czytałeś- zrób to przed porwaniem się na sequel. Więcej zrozumiesz, przeczytasz pięć książek podobnej do tej, a na koniec jeśli przebrniesz przez nie z uśmiechem na ustach (czyli mniej, więcej jak ja) ,,Smocza straż'' wyda Ci się sześć razy lepsza niż gdybyś tego nie zrobił. No bo sentyment i takie tam.

PS: W końcu są elf... Świetny Lud jest. No i fajnie. Brakowało elf... Świetnego Ludu.

Pojawienie się nowej serii Mulla nie napawało mnie jakimś wielkim optymizmem. No bo dobra- wiedziałam, że przeczytam (i że przy okazji odświerzę Baśniobory których fabuła gdzieś mi wyparowała), z drugiej jednak strony jest to kontynuacja po latach. A jak się kontynuacje po latach mają do oryginałów każdy z nas wielokrotnie się przekonał.
Jak to często jednak bywa, prawda...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Na wstępie chciałam zaznaczyć, iż w ogóle nie jestem obiektywna w stosunku do tej książki. Nie znaczy to, że nie wymienię słabostek lektury. Po prostu... zdążyłam już bardzo polubić bohaterów i wkręcić się w historię, więc zapewne nie dostrzegam niektórych jej niedociągnięć. Hmm... zasadniczo to też można wykorzystać jako argument ukazujący ,,fajność'' pozycji. Bardzo subiektywny. Ale kto powiedział, że recenzent nie ma taki być?
Zacznijmy może od faktu, iż ostatnia część (jak to zwykle bywa w podobnych cyklach) jest o wiele poważniejsza od poprzedniczek. Bohaterowie walczą o wysokie stawki (nie zaspoiluję, gdy powiem że chodzi o hiper popularne w kulturze ocalenie świata. I co za tym idzie telewizji)i masowo umierają (choć z tego co pamiętam i tak nie przebija to czwartego tomu). Mimo tego mamy jednak dużo humoru (satyrowie chyba nigdy nie byli w lepszej formie), dzięki czemu cykl nie traci uroku wcześniejszych części, których pogodność i optymizm był dużym atutem. Doceniam.
Poza tym, za ogromny plus uważam bohaterów. Seth przechodzi olbrzymią przemianę, satyrowie po prostu są, a dwaj nowi bohaterowie- Mark i Frak są świetni i co najważniejsze zmuszają do refleksji nad całą tą nieśmiertelnością. A- i wątki romantyczne (jeden całkiem spory i jeden mikroskopijny) w najmniejszym stopniu nie irytowały i właściwie były dość sympatyczne. To duża zaleta, gdy ma się świadomość co odwala się w innych młodzieżówkach.
Język (jak zwykle) pozostawia dużo do życzenia. Opisy są bardzo proste, a dialogi w przeciwieństwie do tych, z np. pierwszej części często wypadają nienaturalnie. Uważam jednak, że dla takiej fabuły warto się trochę pomęczyć, zwłaszcza że nie ma tu jakichś rażących błędów i do stylu łatwo idzie się przyzwyczaić.
Polecam. Tak po prostu. Wszystkim. Ale może lepiej zacznijcie od pierwszej części, nie żebym coś sugerowała.

Na wstępie chciałam zaznaczyć, iż w ogóle nie jestem obiektywna w stosunku do tej książki. Nie znaczy to, że nie wymienię słabostek lektury. Po prostu... zdążyłam już bardzo polubić bohaterów i wkręcić się w historię, więc zapewne nie dostrzegam niektórych jej niedociągnięć. Hmm... zasadniczo to też można wykorzystać jako argument ukazujący ,,fajność'' pozycji. Bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

,,Tajemnice polskich grobowców'' nie należą chyba do książek, które leżąc na półkach księgarni zwracają szczególną uwagę przechodzących obok klientów. Dość brzydka okładka, tytuł jakich widziało się już miliony i do tego ta powszechnie znienawidzona Bellona. Ja w normalnych okolicznościach zapewne również nie wzięłabym jej nawet do ręki. Tak się jednak złożyło, że na improwizowanym kiermaszu na którym gościłam, to ona wyglądała na najbardziej znośną.
I w tym oto momencie należy zacytować stare jak świat przysłowie, biż książki nie należy oceniać po okładce. ,,Tajemnice...'' okazały się bowiem pozycją nader przyjemną, a czasu z nią spędzonego bynajmnej nie uważam za stracony.
A co mi się tak spodobało? Przede wszystkim pokaźna liczba zawartych w niej anegdot. Otóż, zgodnie z obietnicami z opisu, nie porusza ona jedynie zagadnień związanych ściśle z mumifikacją a korzystając z tematu opowiada o nader ciekawych życiorysach bohaterów i ciekawostkach dotyczących ich otoczenia. Czyli ogólnie rzecz biorąc dowiadujemy się naprawdę dużo o czasach, w których żyły nasze przyszłe truposze.
A te, trzeba przyznać, są naprawdę różnorodne. Z jednej strony mamy świętych, z drugiej moralnie cokolwiek wątpliwą Zofię Potocką. No i króla Polski, dobrze znanego nam wszystkim wąsatego marszałka czy dzieci rzekomo zamordowane przez krwiożerczych Żydów.
Podsumowując- zdecydowanie polecam ją osobom zainteresowanym historią, a zwłaszcza tą związaną z pochówkami (Boże, jak to musi brzmieć dla postronnych). I Tobie czytelniku, kimkolwiek jesteś, też. Bo dobra jest, więc czemu by nie.

,,Tajemnice polskich grobowców'' nie należą chyba do książek, które leżąc na półkach księgarni zwracają szczególną uwagę przechodzących obok klientów. Dość brzydka okładka, tytuł jakich widziało się już miliony i do tego ta powszechnie znienawidzona Bellona. Ja w normalnych okolicznościach zapewne również nie wzięłabym jej nawet do ręki. Tak się jednak złożyło, że na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Na wstępie muszę zaznaczyć, iż po poprzednich trzech tomach, jestem już dość mocno związana z serią. Moja recenzja może być więc mniej obiektywna niż zazwyczaj- zwłaszcza w stosunku do zakończenia. Zostaliście ostzeżeni.
Pierwszą rzeczą, dzięki której ,,Tajemnice Smoczego Azylu`` zaskarbiły sobie moją sympatię jest o wiele większy, niż w poprzednich częściach, rozmach całej histori. Bohaterowie niemal cały czas są w ruchu, poznają nowe lokacje i postaci (między innymi Raxtusa- najfajniejszego smoka, od czasów pratchetowskiego Errola).
Historia ma także dużo dojrzalszy ton, przebijając pod tym względem, nawet ,,Plagę Cieni``, którą chwaliłam za to samo. Bardzo podoba mi się także motyw uzupełniania się mroku i światła, który w tym tomie, jest ukazany bardzo dosadnie. No i nie mydląc oczu- strasznie jarałam się smokami.
Według mnie bardzo mocnym punktem opowieści jest także zakończenie. Tutaj wchodzimy w fazę dość konkretnych spoilerów, cobyście nie mieli do mnie pretensji. Zdrada Gavina pod koniec, mimo nieodpartego przeświadczenia, iż biednego jąkałę służącego złu już gdzieś widziałam, nadal była dla mnie sporym zaskoczeniem. Podobał mi się także (jak to źle brzmi) pomysł pozbawienia życia (tudzież zamknięcia... gdzieś) co niektórych postaci. Wyprawa ta (podobnie jak bitwa z poprzedniej części) nie mogła obejść się bez ofiar i mimo wszystko jestem usatysfakcjonowana taką końcówką.
Kuniec spoilerów. Na zakończenie powiem tylko, iż książkę jak najbardziej polecam. I w dodatku nie tylko jako prostą baśń o odkrywającym fantastyczny świat rodzeństwie.

Na wstępie muszę zaznaczyć, iż po poprzednich trzech tomach, jestem już dość mocno związana z serią. Moja recenzja może być więc mniej obiektywna niż zazwyczaj- zwłaszcza w stosunku do zakończenia. Zostaliście ostzeżeni.
Pierwszą rzeczą, dzięki której ,,Tajemnice Smoczego Azylu`` zaskarbiły sobie moją sympatię jest o wiele większy, niż w poprzednich częściach, rozmach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

O ile na poprzednie Baśniobory narzekałam dość sporo, przy ,,Pladze Cieni`` nie mam w tej kwestii zbyt dużego pola do popisu. Istnieją naturalnie dwie opcje: albo książka jest od nich o wiele lepsza albo jestem już ślepo wpatrzona w historię, która mi się najzwyczajniej w świecie podoba. Tak czy inaczej- o książce świadczy to dobrze.
Trzeci tom jest o wiele poważniejszy od dwóch poprzednich. Nie mamy tu aż tyle humoru a końcówka... sami zobaczcie. Mi zabawę zapsuły właśnie spoilery. Naturalnie na język ciśnie się jedno porównanie- ,,Plaga Cieni`` jest dla Baśnioboru tym czym ,,Czara Ognia`` dla Harry`ego Pottera (Mull sam mówi że jest fanem Rowling, więc sądzę iż nie obraziłoby go to porównanie).
Podsumowując: kierunek w którym zmierza cykl, wydaje się być interesujący a lekka zmiana wydźwięku opowieści wychodzi jej na dobre. A więc ja idę czytać czwarty tom, gdyż nie mogę doczekać się zapoznania z kolejnymi przygodami Kendry i Setha.

O ile na poprzednie Baśniobory narzekałam dość sporo, przy ,,Pladze Cieni`` nie mam w tej kwestii zbyt dużego pola do popisu. Istnieją naturalnie dwie opcje: albo książka jest od nich o wiele lepsza albo jestem już ślepo wpatrzona w historię, która mi się najzwyczajniej w świecie podoba. Tak czy inaczej- o książce świadczy to dobrze.
Trzeci tom jest o wiele poważniejszy od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po recenzowanym niedawno ,,Baśnioborze`` (mimo kilku wymienionych tam wad pozycji) nabrałam ochoty na przeczytanie pozostałych dzieł autora. I muszę przyznać, iż kolejna książka Mulla tylko to odczucie zwiększyła.
,,Gwiazda Wieczorna...`` przede wszystkim rozbudowała wątek tytułowej organizacji, na czym w moim odczuciu sporo zyskała. Jakoś bardziej lubię Kendrę i Setha gdy problemy nie są jedynie wynikiem ich głupich decyzji. Poza tym... żaba była strzałem w dziesiątkę. Gość kupił sobie tym spore grono wiernych czytelników (wiem z ,,badania`` przeprowadzonego na Facebooku).
Co się tyczy stylu, którego czepiałam się ostatnio- tym razem nie zwracałam na niego najmniejszej uwagi. Naprawdę polecam to rozwiązanie, bo czytało mi się przyjemniej niż pierwszy tom.
Podsumowując- pozycję jak najbardziej polecam. Ja sama mam olbrzymiego kaca książkowego (o zgrozo nie kupiłam jeszcze trzeciej części!), więc na wszelki wypadek polecam zaopatrzyć się w całą serię. A ja zamierzam zdobyć także ,,Pozaświatowców``. I ,,Pięć Królestw``... i wszystko co ten człowiek wydał.

Po recenzowanym niedawno ,,Baśnioborze`` (mimo kilku wymienionych tam wad pozycji) nabrałam ochoty na przeczytanie pozostałych dzieł autora. I muszę przyznać, iż kolejna książka Mulla tylko to odczucie zwiększyła.
,,Gwiazda Wieczorna...`` przede wszystkim rozbudowała wątek tytułowej organizacji, na czym w moim odczuciu sporo zyskała. Jakoś bardziej lubię Kendrę i Setha gdy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Z ,,Baśnioborem`` pierwszy raz zetknęłam się parę lat temu, gdy od książek oczekiwałam zdecydowanie mniej. Jako że kilka pozycji, którymi niegdyś się zachwycałam, zaserwowało mi jedynie rozczarowanie, do debiutu Mulla podchodziłam dość sceptycznie.
Gdy już rozpoczęłam lekturę, moje obawy bynajmniej nie zniknęły jak za dotknięciem magicznej różdżki. Pierwszy rozdział nie jest w prawdzie zły, brakuje mu jednak oryginalności, która mogłaby zaciekawić czytelnika.
Muszę także (z kronikarskiego obowiązku) przyznać, iż przeciętny wstęp, nie jest jedyną wadą tego utworu. Styl pozostawia naprawdę wiele do życzenia. Nie wiem naturalnie, ile w tym zasługi tłumacza a ile autora, ale opisy wyszły wyjątkowo infantylne. Z plusów mogę dodać, iż w dialogach sytuacja wygląda zdecydowanie lepiej. Są bardzo luźne a autor potrafi dzięki nim oddać (bardzo dobrze skonstruowaną, swoją drogą) relację Kendry i Setha. Hmm... być może to jakaś ogólna tendencja? W ,,Moście nad Niespokojną Wodą``, który niedawno recenzowałam dialogi leżały, za to opisy były świetne.
Biorąc pod uwagę wszystkie wady i zalety powinnam dać tej pozycji solidne 5 lub 6. Dlaczego zatem 7?
Otóż- pomimo mojego sceptycyzmu, książka z każdym rozdziałem wciągała mnie coraz bardziej. A czym ksiązka ma zasłużyć na pochlebną opinię, bardziej niż faktem podobania się czytelnikowi?

Z ,,Baśnioborem`` pierwszy raz zetknęłam się parę lat temu, gdy od książek oczekiwałam zdecydowanie mniej. Jako że kilka pozycji, którymi niegdyś się zachwycałam, zaserwowało mi jedynie rozczarowanie, do debiutu Mulla podchodziłam dość sceptycznie.
Gdy już rozpoczęłam lekturę, moje obawy bynajmniej nie zniknęły jak za dotknięciem magicznej różdżki. Pierwszy rozdział nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nowela ta wpadła mi w ręce zupełnym przypadkiem- ot, szukałam w internecie jakiegoś krótkiego utworu. Jako że Bolesława Prusa darzę szczególną sympatią, za jego najsłynniejsze chyba dzieło, jakim jest ,,Lalka`` bez obaw sięgnęłam po ,,Z legend dawnego Egiptu``.
I muszę przyznać, iż ponownie nie zawiodłam się na tym autorze. Historia kolejny raz nie zalicza się do nudnych lektur szkolnych, które ma się ochotę jedynie wyrzucić przez okno (może to wina przymuszania do czytania? Wszak za ,,Lalkę`` także wzięłam się samodzielnie i jest moją ulubioną tego typu książką.).
Szczerze mówiąc- bliżej jej do współczesnej fantastyki. Dzieje faraonów trzymają w napięciu, aż do ostatniej chwili a fabułę śledzi się zaskakująco przyjemnie. Sama myśl przewodnia także jest inteligentna i mimo kilkukrotnego powtażania w noweli, niezbyt nachalna.
Minusem jest dla mnie jedynie długość utworu. Chętnie śledziłabym losy bohaterów dalej, gdyż cała opowieść (jak już wspomniałam) przypomina mi te znane z wielotomowych cyklów fantasy. No cóż... pozostaje jedynie zabrać się za osadzonego w podobnych realiach ,,Faraona``.

Nowela ta wpadła mi w ręce zupełnym przypadkiem- ot, szukałam w internecie jakiegoś krótkiego utworu. Jako że Bolesława Prusa darzę szczególną sympatią, za jego najsłynniejsze chyba dzieło, jakim jest ,,Lalka`` bez obaw sięgnęłam po ,,Z legend dawnego Egiptu``.
I muszę przyznać, iż ponownie nie zawiodłam się na tym autorze. Historia kolejny raz nie zalicza się do nudnych...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Bestiariusz słowiański. Część druga Witold Vargas, Paweł Zych
Ocena 7,8
Bestiariusz sł... Witold Vargas, Pawe...

Na półkach:

Biorąc pod uwagę ogromne różnice między pierwszą a drugą częścią bestiaiusza, nie dziwi mnie fakt, iż wydano je w formie jednej książki.
Za jedyną przewagę drugiego tomu mogę uznać tylko dłuższe opisy stworów- jest to jednak teza naciągana, gdyż notki nadal są bardzo symboliczne (dodano za to więcej legend, o których znikomą ilość miałam żal do pierwszego tomu). Nadal nie są to jednak zmiany spektakularne i na takowe szczerze mówiąc nie liczyłam. Nowy ,,Bestiariusz...`` powstał wszak, jako zbiór wszystkiego co nie zmieściło się w starym.
A jako że stary bestiariusz lubię bardzo, ten także przypadł mi do gustu. Podobnie jak w opinii ,,jedynki``: polecam go tym, którzy szukają inspiracji bądź zabawy. Tym natomiast którzy oczekują fachowych informacji, na temat wierzeń Słowian, radzę zabrać się za inną pozycję.

Biorąc pod uwagę ogromne różnice między pierwszą a drugą częścią bestiaiusza, nie dziwi mnie fakt, iż wydano je w formie jednej książki.
Za jedyną przewagę drugiego tomu mogę uznać tylko dłuższe opisy stworów- jest to jednak teza naciągana, gdyż notki nadal są bardzo symboliczne (dodano za to więcej legend, o których znikomą ilość miałam żal do pierwszego tomu). Nadal nie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Bestiariusz słowiański. Rzecz o skrzatach, wodnikach i rusałkach Witold Vargas, Paweł Zych
Ocena 7,8
Bestiariusz sł... Witold Vargas, Pawe...

Na półkach:

,,Bestiariusz...`` moją uwagę zaskarbił sobie, niemal natychmiast, za sprawą przyciągającej wzrok okładki. Biorąc więc, pod uwagę powód dla którego zakupiłam tę pozycję, wystawiona przeze mnie ocena nikogo dziwić nie powinna.
Po książce nie spodziewałam się niczego ponad piękne ilustracje. A piękne ilustracje są i często wywołują we mnie głęboki podziw, dla wyobraźni autorów.
Pomijając, najważniejszy według mnie, aspekt ,,Bestiariusza...`` jakim są właśnie genialne wizualizacje omawianych stworów (swoją drogą- wzorowali się na nich, nawet twórcy gry ,,Wiedźmin 3: Dziki Gon``) jest to pozycja zupełnie przeciętna. Opisy pozwalają wprawdzie pobieżnie zaznajomić się z mitologią Słowian, nie są jednak zbyt dokładne. Legendy dotyczące poszczególnych bestii można spotkać w publikacji, tylko raz czy dwa. Sądzę jednak, iż można przymknąć na to oko- nawet sami twórcy twierdzą, iż najmocniejszą stroną ich dzieła są ilustracje.
Mi osobiście rozwiązanie to przypadło do gustu- krótkie opisy pozwalają na umieszczenie w ,,Bestiariuszu...`` większej ilości stworów. Notki są zresztą często zabawne, co pasuje do konwencji o wiele bardziej, niż długie, naukowe opisy.
Podsumowując- z ,,Bestiariuszem...`` polecam zapoznać się osobom, które oczekują od niego przede wszystkim inspiracji i dobrej zabawy. Tym natomiast którzy szukają fachowego spojrzenia na wierzenia Słowian, polecam skierować uwagę, w stronę innych dzieł.

,,Bestiariusz...`` moją uwagę zaskarbił sobie, niemal natychmiast, za sprawą przyciągającej wzrok okładki. Biorąc więc, pod uwagę powód dla którego zakupiłam tę pozycję, wystawiona przeze mnie ocena nikogo dziwić nie powinna.
Po książce nie spodziewałam się niczego ponad piękne ilustracje. A piękne ilustracje są i często wywołują we mnie głęboki podziw, dla wyobraźni...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

O ,,Moście nad niespokojną wodą`` dowiedziałam się właściwie przypadkiem. Ot, zobaczyłam plakat i stwierdziłam, że skoro w końcu mamy w Wałbrzychu kogoś kto pisze, interesujące mnie rzeczy, pójdę na spotkanie autorskie. Pisarzowi rozgadanie zajęło trochę czasu, ale po nim zaczął opowiadać jak najęty o ,,Moście...`` i o pisaniu ogólnie. Koniec, końców zdecydowałam się na zakup.
Cóż powiedzieć- prolog wprawił mnie w niemałe osłupienie. Bynajmniej nie z powodu fascynującej akcji. Po prostu jest napisany stylem wprost porażającym. Stwierdzenie to poprę jednym z najpiękniejszych zdań- ,,Przestań udawać, że cię tam nie ma (...) Mam dobry wzrok i wypatrzyłam cię z daleka, choć twa czarna suknia skrywała cię przede mną w cieniu. Chodźże, tym razem ty będziesz szukać mnie``. Na szczęście w reszcie książki, dialogi brzmią naturalniej. Jakoś przez ten fragment przebrnęłam i muszę przyznać , ze było warto.
,,Most...`` ma nie tyle ciekawą fabułę ( mam wrażenie , że jest dopiero wstępem do serii) , co założenie. Otóż, każdy z bohaterów jest przedstawicielem innego enneatypu. Tutaj muszę naturalnie wyjaśnić czym jest enneagram. Najprościej mówiąc - służy on do określania charakterów i jest podzielony na 9 osobowości ( ,,ennea`` to greckie dziewięć , gdyby komuś nie chciało się sprawdzić w internecie).
Ciekawy jest także motyw Hany, ale nie chcę za dużo spoilować , w związku z czym nie wyjaśnię tego stwierdzenia. Musicie sami przeczytać. ( Nie ma to jak bezczelna reklama). A tak naprawdę za dużo wyjaśnień jeszcze nie ma , a sama postać występuje jedynie w prologu i epilogu.
Żeby nie było tak kolorowo, muszę wytknąć także wady. Trójka bohaterów, jest bowiem jednocześnie wadą i zaletą. Żadnemu z nich nie jest poświęcone zbyt dużo czasu, przez co nie byłam w stanie żadnego z nich polubić czy się do niego przywiązać. Dochodzą do tego niezbyt trafione dialogi. Nie chodzi mi o tłumaczony przez niemal wszystkich recenzujących styl, gdyż ten akurat (po prologu) mi nie przeszkadzał. Mówię bardziej o, przykładowo, scenach ,w których mający mord w oczach bohater mówi jakby dyskutował ( oczywiście, nie na trzeźwo) z kumplem o sensie życia, a staruszek żyjący na bagnach wyraża się jak hrabia. Mam nadzieję, iż w kolejnych książkach kwestia ta, będzie lepiej ujęta.
Mimo wszystko na następną część czekam, gdyż seria zapowiada się naprawdę dobrze, a poprawę stylu widać praktycznie z rozdziału na rozdział. A poza tym niczym Tangran popłynę pod prąd i powiem, że najbardziej czekam nie na Moonrę, lecz na Ranayarta, bo to ten bohater ma aktualnie największą szansę, na ciekawe rozwinięcie.

O ,,Moście nad niespokojną wodą`` dowiedziałam się właściwie przypadkiem. Ot, zobaczyłam plakat i stwierdziłam, że skoro w końcu mamy w Wałbrzychu kogoś kto pisze, interesujące mnie rzeczy, pójdę na spotkanie autorskie. Pisarzowi rozgadanie zajęło trochę czasu, ale po nim zaczął opowiadać jak najęty o ,,Moście...`` i o pisaniu ogólnie. Koniec, końców zdecydowałam się na...

więcej Pokaż mimo to