-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać455
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2018-11-08
2018-08-29
Tijan to autorka, po której książki sięgam bez zastanowienia.Wiedziałam, że jej najnowsza książka zapowiada się całkowicie odmiennie i właśnie dlatego byłam jej jeszcze bardziej ciekawa! Jak wypadła?
"Pozwól mi zostać" to petarda! Nie ma co ukrywać, przedłużać, będę o tym mówić już na wstępie. To najlepsza książka Tijan, jaką do tej pory czytałam, a czytałam każdy jej tytuł wydane w Polsce. Doskonale rozumiem jej odmienność od pozostałych, jednak ta odmienność zapewniła jej taką ocenę, a nie inną.
Świat Mackenzie zawalił się jednej nocy, gdy znalazła swoją siostrę bliźniaczkę martwą. Znieczulona na otaczający ją świat, dziewczyna straciła chęci do życia. Tej samej nocy na jej drodze pojawił się Ryan, w łóżku którego znalazła ukojenie. Wydawało się, że jest to jedyne miejsce, w którym Mac może się odprężyć i spokojnie zasnąć niedręczona koszmarami.
Mogłoby się wydawać, że "Pozwól mi zostać" to kolejna historia skupiona na wątku miłosnym. To nie jest prawda! Owszem, wątek miłosny odgrywa tu dużą rolę, jednak skupiamy się na wewnętrznych uczuciach i bitwach z myślami naszej bohaterki. Na walce z przeszłością, walce o przyszłość oraz własną osobowość.
Tijan w tej pełnej bólu, nieczułości, obojętności i cierpienia historii pokazuje, jak ze stratą jednego członka rodziny, reszta przestaje się ze sobą dogadywać i zaczyna traktować siebie nawzajem niczym obcych. Strata dziecka, siostry i siostry bliźniaczki boleśnie naznaczyła rodzinę Mackenzie i w dużej mierze ją sparaliżowała.
W tej historii odnalazłam również elementy "typowej" Tijan - znajomy klimat nastolatków, którzy na imprezach podpijają rodzicom alkohol, nie dostają kar, robią praktycznie to, co chcą. To przywodziło mi na myśl "Fallen Crest" i jednocześnie wywoływało poczucie znajomości autorki.
"Pozwól mi zostać" to książka wciągająca i uzależniająca. Gdy już zaczniecie ją czytać, to nie będziecie mogli się od niej oderwać! Tijan zgodnie ze swoim zamysłem sprawi, że będziecie się zastanawiać nad własnym życiem i postępowaniem, nie zapomnicie o tej książce zaraz po jej przeczytaniu. To piękna, ale bolesna opowieść o młodej dziewczynie, która po stracie siostry nie wiedziała kim tak naprawdę jest. A zakończenie? Wbiło mnie w fotel, uderzyło i sprawiło, że zabrakło mi słów.
Tijan to autorka, po której książki sięgam bez zastanowienia.Wiedziałam, że jej najnowsza książka zapowiada się całkowicie odmiennie i właśnie dlatego byłam jej jeszcze bardziej ciekawa! Jak wypadła?
"Pozwól mi zostać" to petarda! Nie ma co ukrywać, przedłużać, będę o tym mówić już na wstępie. To najlepsza książka Tijan, jaką do tej pory czytałam, a czytałam każdy jej...
2018-01-26
Kilka miesięcy temu na początku roku wydawnictwo Feeria Young wydało "Silence" Natashy Preston. Była to dla mnie lektura z jednej strony bolesna, z jednej znakomita, na dodatek zakończona niezłym cliffhangerem. Z jego powodu od razu sięgnęłam po drugi tom po angielsku, który wreszcie pojawi się w Polsce! Oto "Broken Silence"!
Od razu powiem, że wymagana jest znajomość pierwszej części, dlatego jeśli jeszcze jej nie czytaliście, to proponuję się z nią najpierw zapoznać :)
Oba tytuły serii są niezwykle wymowne. "Silence" odnosiło się do milczenia głównej bohaterki, natomiast "Broken Silence" do jej przełamania lęku i odezwania się. Te niby sugerujące tytuły stanowią bardzo ważny element obu powieści i mają naprawdę duże znaczenie. A dlaczego?
Ponieważ w tej części w o wiele większym stopniu zajmujemy się kwestią przeszłości Oakley oraz wydarzeniami związanymi z udziałem jej ojca. Po upływie czterech lat dziewczyna podejmuje niesamowicie trudną decyzję i postanawia zeznawać osobiście w sądzie. Wiąże się to ze stanięciem twarzą w twarz z kiedyś najbliższym jej człowiekiem, a obecnie najbardziej znienawidzonym. Jednak powrót do Anglii to nie tylko rozprawa, ale również wspomnienia związane z rodzinnym miasteczkiem - zarówno te dobre, jak i złe. Stawienie czoła przeszłości oznacza w tym przypadku także spotkanie Cole'a, którego pomimo upływu czasu dziewczyna nigdy nie przestała kochać.
Powrót do bohaterów i tej historii był odświeżający i warty zapamiętania. Gdy skończyłam czytać ten tytuł po angielsku, wreszcie poczułam spokój ducha. A gdy czytałam go po polsku, to miałam wrażenie, jakbym po wielu latach rozłąki ponownie spotkała dobrych przyjaciół. Historia Oakley była dla mnie historią bardzo poruszającą, trudną, ale i pełną siły i odwagi. Ciężko nazwać ją opowieścią z morałem, ponieważ nie brzmi to dobrze, ale taka właśnie jest. Ucząca, pokazująca zepsucie tego świata, ogrom bólu nie tylko osoby, która została zraniona, lecz także jej bliskich.
Ale to także historia o wybaczeniu, drugiej szansie. I uwierzcie mi, gdy mówię, że nie mam tu na myśli tylko kwestii wątku miłosnego. Nie. Mowa tu o życiu, budowaniu swojego fundamentu, uleczaniu duszy oraz zbieraniu się po ciężkich doświadczeniach. Natasha Preston w znakomity sposób udziela swoim czytelnikom lekcji, którą młodzi mam nadzieję przyswoją i zapamiętają - walczcie w swoim imieniu!
"Broken Silence" to zdecydowanie tytuł, do którego będę wracać. Jest on pełen ciepła, miłości oraz wsparcia, a z drugiej strony bólu, cierpienia oraz żalu. Autorka lekkim stylem dociera do czytelnika i jednocześnie przekazuje mu wszystkie emocje oraz uczucia. Świetna kreacja bohaterów czyni ich niezwykle rzeczywistymi, a poruszana tematyka budzi trwogę i przemyślenia. Nie zdziwi więc was chyba, że powiem, iż jest to lektura obowiązkowa dla tych, którzy dają się ponieść przez książkę emocjom oraz tym, którzy chcą odnaleźć swoją wewnętrzną siłę. Ja już nie mogę się doczekać, aż przeczytam kolejny tom serii, tym razem poświęcony starszemu bratu Oakley. Życzę wam miłej lektury!
PS. Na koniec wspomnę tylko o tym, że wydawnictwo ku mojej uciesze połączyło ten tom z krótkim opowiadaniem świątecznym, które pozwala dłużej czerpać przyjemność z towarzystwa naszych bohaterów i przez chwilę jeszcze uśmiechnąć się razem z nimi!
Kilka miesięcy temu na początku roku wydawnictwo Feeria Young wydało "Silence" Natashy Preston. Była to dla mnie lektura z jednej strony bolesna, z jednej znakomita, na dodatek zakończona niezłym cliffhangerem. Z jego powodu od razu sięgnęłam po drugi tom po angielsku, który wreszcie pojawi się w Polsce! Oto "Broken Silence"!
Od razu powiem, że wymagana jest znajomość...
2018-07-27
Zastanawiało was kiedyś dlaczego bez przerwy poszukujemy emocji, czegoś niezwykłego i zaskakującego? Dlaczego bardziej cieszy nas coś wręcz niewiarygodnego, a normalność nas nie zachwyca? Dzisiaj pomówimy o książce, która na pierwszym miejscu stawia autentyczność oraz zwyczajność!
"Kontakt alarmowy" to książka, która od samego początku mnie zaskakiwała. Młodzieżówki przyzwyczaiły mnie do wykreowanego obrazu pięknych bohaterów, których pierwsze spotkanie jest niczym kard z bajki. Tego typu obrazy już nie robią na mnie większego wrażenia, po prosto do nich przywykłam. Właśnie z tego względu historia Penny i Sama wydała mi się szczególna. Bowiem mamy tu do czynienia z bohaterami, którzy są nieprzerysowani, naturalni i co najważniejsze realistyczni. Autorka nie bawi się w upiększanie Penny czy robienie z Sama przystojnego łamacza serc. Ba, ich pierwsze spotkanie również nie jest idealne. Ale w tym tkwi cały urok, że zarówno nasi bohaterowie, jak i wszystkie wydarzenia są odzwierciedleniem rzeczywistości wielu z nas.
Przedstawiona historia nie tylko was urzeknie, wciągnie, lecz także utwierdzi w przekonaniu, że każdy z nas jest wyjątkowy na swój własny sposób, niezależnie od wyglądu, osobowości, zainteresowań czy inny aspektów. Subtelna i delikatna pod kątem relacji głównych bohaterów, nie pozostawia wątpliwości, że Penny i Sam nie są idealni. Mi bardzo podoba się przesłanie niesione przez opowieść - ideały nie istnieją, istniejemy my sami, doskonali tacy, jacy jesteśmy.
Nie ograniczamy się jednak tylko na przedstawieniu odpowiednio bohaterów. "Kontakt alarmowy" to opowieść o prawdziwej przyjaźni, głębokim uczuciu, poleganiu na drugiej osobie i budowaniu więzi. Choć Penny i Sam opierają swoją relację na kontakcie przez wiadomości sms, to nie można powiedzieć, że nie ma ona głębi. Nie mamy tu do czynienia z miłością od pierwszego wejrzenia, a z rozwijającą się stopniowo znajomością. Ta dwójka może powiedzieć sobie o wszystkim, dzieli szczególne poczucie humoru, stają się dla siebie nawzajem kołem ratunkowym, kontaktem alarmowym.
Historia prowadzona dwutorowo, z perspektywy Penny i Sama umożliwia nam śledzenie uczuć, myśli oraz zachować dwójki bohaterów. Nie brakuje tutaj zabawnych momentów, paru niezręczności, wzruszeń i zmartwień. Ta książka to po prostu odzwierciedlenie prawdziwego życia w całej jego okazałości - pięknie, brzydocie, niepewności, zwyczajności i szczerości. To książka, jakiej jeszcze nie było. Po prostu. Mary H. K. Choi stworzyła historię, której bohaterem mógłby być każdy z nas!
Zastanawiało was kiedyś dlaczego bez przerwy poszukujemy emocji, czegoś niezwykłego i zaskakującego? Dlaczego bardziej cieszy nas coś wręcz niewiarygodnego, a normalność nas nie zachwyca? Dzisiaj pomówimy o książce, która na pierwszym miejscu stawia autentyczność oraz zwyczajność!
"Kontakt alarmowy" to książka, która od samego początku mnie zaskakiwała. Młodzieżówki...
2018-08-10
Niejednokrotnie wspominałam już, że Laurelin Paige to jedna z moich ulubionych autorek, po której każdą książkę sięgam. Tak więc chyba nikogo nie zdziwi, że dzisiaj porozmawiamy sobie o "Playboyu" :)
Jeśli mam być szczera, to sam opis książki nie nastawił mnie niesamowicie pozytywnie do historii. Czegoś mi w nim brakowało, coś sprawiało, że nie brzmiało mi to jak książka Paige. Z jakiego powodu? Chyba nie umiem sprecyzować. Nie miałam jednak wątpliwości, że muszę przeczytać "Playboya", aby się przekonać czy rzeczywiście nie jest to dzieło, które bym chciała kojarzyć z twórczością Paige.
I cóż takiego się okazało? Że co prawda rzeczywiście jest to odmienne dzieło od pozostałych, co nie zmienia faktu, iż całkowicie podbiło moje serce i umiliło długą podróż pociągiem! Nawet nie wiedziałam kiedy umykają mi kolejne strony, a lektura zbliża się do końca. Lecz niestety stało się tak w ekspresowym wręcz tempie! I tu się zatrzymajmy i doprecyzujmy. Prawdą jest, iż książkę czytałam około trzech, może czterech godzin, ale podczas lektury nie odczuwałam upływu tego czasu, kartki przemykały mi przez palce, a koniec był coraz bliżej.
Ciężko sprecyzować co urzekło mnie w historii Maddie i Micah. Być może ich relacja, która opiera się na zasadzie docinek, flirtu oraz mocnej chemii. A może sam główny bohater, który pociągał mnie od pierwszej chwili. Tak czy inaczej, zarówno bohaterowie, jak i wszystko co się między nimi działo wywoływało motyle w brzuchu i dreszcz emocji. Nie mogłam się doczekać kolejnej sceny i rozmowy, jednocześnie przygotowując się na rozłam, dramat, który niewątpliwie miał nadejść (nie ukrywajmy, zawsze nadchodzi).
Coś, co bezsprzecznie uczyniło "Playboya" tak przyjemną lekturą, to styl Laurelin Paige. Choć nie zawsze przedstawiane historie przypadają mi do gustu, to jeszcze się nie zdarzyło, żeby któraś jej książka nie odpowiadała mi pod kątem stylu autorki. Jest on lekki, skupiony na głównych bohaterach, wprowadzający kolejne wątki bez wysiłku, a dialogi czyniący trafnymi i zadziornymi.
Zachwyt nad "Playboyem" mógłby trwać i trwać. Nie podam wam konkretnych powodów mojego zachwytu, uważam, że to jest właśnie magia tego tytułu. Mogę jedynie zaproponować wam sięgnięcie po niego i odkrycie tej magii samemu! Ja na pewno powrócę do Micah i Maddie, aby jeszcze raz przeżyć ich historię, ponieważ jest pełna czułości, skrywanych uczuć i napięcia!
Niejednokrotnie wspominałam już, że Laurelin Paige to jedna z moich ulubionych autorek, po której każdą książkę sięgam. Tak więc chyba nikogo nie zdziwi, że dzisiaj porozmawiamy sobie o "Playboyu" :)
Jeśli mam być szczera, to sam opis książki nie nastawił mnie niesamowicie pozytywnie do historii. Czegoś mi w nim brakowało, coś sprawiało, że nie brzmiało mi to jak książka...
2018-09-17
2018-09-10
Z każdą kolejną książką z serii King moja ekscytacja szybuje coraz wyżej i wyżej! T.M. Frazier już pierwszym tomem podbiła moje serce, a kolejne tytuły utwierdzają mnie w przekonaniu, że ta autorka jest jedną z moich ulubionych! Niedawno premierę miało "Soulless", o którym dzisiaj Wam opowiem :)
Druga część historii Beara, czwarty tom serii King. O rany, co za emocje! Jeśli nie mieliście jeszcze okazji zapoznać się z choćby jedną częścią, to zapewne ciężko będzie wam zrozumieć mój zachwyt. I co ciekawe, taki zachwyt jest po każdym tomie! Frazier tworzy bohaterów, których wprost uwielbiam, a ich historie są pełne emocji, uczuć, zaskoczeń i gorącego seksu!
Choć moje serce pozostaje trwale przy Kingu, Beara obdarzyłam bardzo dużą dozą sympatii. Twardy, przystojny i wytatuowany mężczyzna, walczący zaciekle o to, co jest dla niego ważne - wydaje mi się, że nie ma bardziej pociągającej wizji głównego bohatera, a idealną partnerką dla niego jest dziewczyna stawiająca czoło przeciwnościom losu i patrząca z nadzieją w przyszłość.
Jednak Bearowi i Thii chciałabym poświęcić dosłownie chwilę. Jako narratorzy pozwalają nam na bieżąco śledzić sytuację rozgrywającą się na dwóch "frontach". Lekkość zarówno żeńskiej, jak i męskiej narracji pozwala nam wciągnąć się w historię, lecz nie pozwala się oderwać, aż do samego końca. Sceny seksu są przepełnione pożądaniem, pragnieniem, pierwotną żądzą bycia, jak najbliżej drugiej osoby. Można śmiało rzec, iż są fascynujące, choć momentami zdarzają się być lekko .
Przejdźmy teraz do głównego wątku, o którym chcę opowiedzieć. F A B U Ł A.
Nic dodać, nic ująć, fabuła wypełniona akcją, napięciem, bólem, walką, krwią i ścielącym się gęsto trupem. I nie ma w tym nic dziwnego, dodam nawet, że stało się to uzależniające! Kolejne potyczki, wystrzelone kule, bohaterowie, o których szybko się zapomni oraz tacy, których będziemy opłakiwać. To wszystko składa się na całokształt fenomenu pióra Frazier. Ja jestem w nim zakochana i nie wyobrażam sobie nie sięgnąć po jej wszystkie książki! Uwierzcie mi, wszystkie tajemnice, zaskoczenia, cliffhangery na końcach książek czy to rozdziałów - to wszystko jest wręcz niebywałe. Nie spotkałam się jeszcze z autorką, która tak zręcznie łączyła by tyle wątków i wydarzeń w tak znakomitą całość.
"Soulless" to must read dla osób, które gustują w książkach wypełnionych po brzegi akcją, jej zwrotami oraz niesamowitymi zaskoczeniami. Przy tym tytule nie można się nudzić! Jeśli nie mamy do czynienia z bolesnymi starciami z gangiem motocyklowym, nie opłakujemy kolejnych strat, to mamy do czynienia z gorącymi i seksownymi scenami zbliżeń. Na trzystu kartach tej książki dzieje się więcej, niż można by się spodziewać, a wszystkie wydarzenia trzymają nas w napięciu!
Historia Beara i Thii dobiegła końca, jednak przed nami kolejne tomy ekscytującej serii. Wprost skaczę z radości i nie mogę się doczekać, aż w Polsce pojawi się część poświęcona Preppy'emu. Jestem wprost zakochana w jego postaci odkąd tylko miałam okazję go poznać, a w kolejnych częściach dawał mi kolejne powody do trzymania miejsca w sercu, do czasu, gdy dostanę w ręce jego opowieść! Mam nadzieję, że Wydawnictwo Kobiece nie każe nam długo czekać, aby przekonać się, co tym razem przygotowała dla nas Frazier. Bowiem nie ma lepszego podsumowania zakończenia "Soulless" niż stwierdzenie - T.M. Frazier tworzy cliffhangery, jak nikt inny!
Z każdą kolejną książką z serii King moja ekscytacja szybuje coraz wyżej i wyżej! T.M. Frazier już pierwszym tomem podbiła moje serce, a kolejne tytuły utwierdzają mnie w przekonaniu, że ta autorka jest jedną z moich ulubionych! Niedawno premierę miało "Soulless", o którym dzisiaj Wam opowiem :)
Druga część historii Beara, czwarty tom serii King. O rany, co za emocje!...
2018-09-03
2018-08-16
Wnioskujecie po okładce, że mowa tu będzie również o piłce nożnej? Cóż, jest to doskonały wniosek. Jedynym zaskoczeniem będzie fakt, iż w odniesieniu do tego sportu będziemy mówić o Sal Casillas, naszej głównej boahterce. Jako zawodniczka jednego z najlepszych klubów piłkarskich dla kobiet, Sal zdecydowanie jest charakterem wartym uwagi. Z natury twarda, waleczna i uparta, nie pozwala sobie wejść na głowę. Można też śmiało wysunąć stwierdzenie, iż niełatwo jest wyprowadzić ją z równowagi. Jak się okazuje do czasu, gdy pojawia się trener Kulti.
Reiner Kulti to najlepszy zawodnik piłki nożnej na świecie. Wielokrotnie wygrywający w plebiscytach sportowych stanowi wręcz legendę. Gdy przechodzi na emeryturę postanawia zająć się trenowaniem. Po dłuższych dywagowaniach jego wybór pada na Dudziarki, zespół którego częścią jest Sal. Młoda zawodniczka doskonale zdaje sobie sprawę kim jest Kulti, nie tylko ze względu na nagłaśniające każdą sprawę z jego udziałem media, ale także własne zainteresowanie. Reiner bowiem jest obiektem jej dziecięcych uczuć i marzeń - to z nim planowała przyszłość, która jak się później okazało miała nigdy nie mieć miejsca. Gdy więc Kulti zostaje trenerem Sal, dziewczyna jest podekscytowana i zestresowana zarazem.
"- Więc przestań zachowywać się jak mięczak i ograj mnie.
- Nie jestem mięczakiem. Mogę skopać ci tyłek. I zrobię to.
- Powiedziałam, że wygrasz, kiszonko, ale nie mówiłam nic o tym, że skopiesz mi tyłek."
Przed sięgnięciem po "Kultiego" musicie zdawać sobie sprawę z bardzo ważnej kwestii - tempa wątku romantycznego. Okej, trochę przyspieszyłam tempo, ale raczej każdy spodziewał się tutaj wątku romantycznego, czyż nie? To teraz chwilę o nim. Sam wątek jest naprawdę dobrze zbudowany i stopniowo, kładąc bardzooo duży nacisk na słowo stopniowo, rozwijany. Jeśli więc nie jesteście fanami wolno postępujących romansów, to możecie mieć problem z wciągnięciem się w tą lekturę. Chyba, że dacie się porwać innym wiodącym wątkom!
Mariana Zapata stworzyła romans osadzony w realiach sportowych. Choć chyba raczej powinnam powiedzieć, że "Kulti" to historia o aspirującej piłkarce, z romansem w tle. Ponieważ przez większą część książki skupiamy się tak naprawdę na treningach oraz rozgrywkach Dudziarek. Reiner Kulti stanowi interesujący dodatek, lecz prawda jest taka, że przez pierwszą połowę książki ciężko zauważyć jego obecność. Ja dałam się porwać piłkarskim klimatom, gdyż jest to pierwsza książka skupiająca się na żeńskiej lidze jaką miałam możliwość czytać, i świetnie się bawiłam. Gdy na scenę wkroczył już na dobre wątek miłosny, byłam całkowicie usatysfakcjonowana ilością sportu, jaką do tej pory otrzymałam.
Podsumowując "Kultiego" zdecydowanie nie zmieszczę się w jednym zdaniu. Jest to historia o dwójce ludzi, których dzieli nie tylko wiek, lecz także mentalność i podejście do życia. To również opowieść o walce każdego dnia, aby poczynić postępy i być lepszą wersją siebie. To romans, który pomimo iż stanowi mniejszość w książce, to przez całą jej długość trzyma, jak na szpilkach drocząc się z czytelnikiem, który zgaduje za ile coś się wydarzy. To książka,w której poznacie znakomitą młodą kobietę, która nie boi się walczyć o swoje, wyrażać swojego zdania głośno oraz podążać swoimi ścieżkami, oraz mężczyznę, który pozwolił swojej arogancji i bezradności przejąć władzę nad swoim życiem. "Kulti" to po prostu tytuł, który trzeba przeczytać, aby się przekonać, jak wiele ma do zaoferowania!
Wnioskujecie po okładce, że mowa tu będzie również o piłce nożnej? Cóż, jest to doskonały wniosek. Jedynym zaskoczeniem będzie fakt, iż w odniesieniu do tego sportu będziemy mówić o Sal Casillas, naszej głównej boahterce. Jako zawodniczka jednego z najlepszych klubów piłkarskich dla kobiet, Sal zdecydowanie jest charakterem wartym uwagi. Z natury twarda, waleczna i uparta,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-08-14
Szukacie czasami tytułu, który pozwoli wam się w stu procentach odprężyć, wyłączyć na chwilę ciężko pracujący na co dzień umysł i spędzić przyjemnie czas? Tak? To właśnie go znaleźliście!
Pozwólcie, że pokrótce i rzeczowo przedstawię wam powody, dla których musicie sięgnąć po "Dearest Clementine" :)
Po pierwsze, od początku można wyczuć, że Clementine jest silnym żeńskim charakterem w tej powieści. Uważa się za nowoczesną, twardą dziewczynę, która nie potrzebuje faceta. Nie raz, nie dwa zdarzy się również, że zaskoczy was swoim ciętym językiem. To zdecydowanie jedna z lepszych bohaterek, z jakimi miałam styczność, chwilami zimna i niedostępna, za chwilę ciepła i ufna, a w kryzysowych sytuacjach twarda, jak głaz.
Po drugie, nasza bohaterka jest autorką jednego z najpopularniejszych NA. Na przestrzeni książki mamy możliwość śledzić małą część warsztatu Clem i jej sposobu na szukanie inspiracji, tworzenie nowej powieści.
Po trzecie, to historia mocno wciągająca. Muszę was przed tym ostrzec. Czyta się ją rewelacyjnie, pióro autorki jest bardzo lekkie i niewymagające. Najlepiej zarezerwować sobie czas i dopiero się zabrać za ten tytuł, ponieważ jak już zaczniecie czytać, to nie oderwiecie się dopóki nie przeczytacie ostatniej strony. Mówię z doświadczenia!
Po czwarte, to opowieść o wybaczaniu, radzeniu sobie z bólem, traumą oraz uczeniu się na nowo ufania innym. Ale nie ograniczamy się tylko do tego! Mały wątek "kryminalny" jest znakomitym tłem naszej historii, i choć nie jest trudny do rozwiązania, to sam fakt jego istnienia czyni książkę jeszcze ciekawszą.
I jako piąty najważniejszy powód - Gavin! Ten chłopak to bez dwóch zdań idealny materiał na kolejnego książkowego męża! Nie można się mu oprzeć! Jego ciepła, pełna troski strona, połączona na dodatek z olbrzymimi pokładami uroku i magnetyzmu wywołuje niesamowite przyciąganie, które nie zakończy się inaczej niż mianem "książkowego męża"! Dawno nie miałam styczności z tak ogrzewającą serce postacią i jestem przekonana, że Gavin na pewno ze mną zostanie na dłużej! Albo chociaż często będę do niego wracać.
No i jeszcze taki mały szczegół ułatwiający decyzję sięgnięcia po ten tytuł - cudowna, delikatna, dziewczęca i wdzięczna okładka!
Mam nadzieję, że te pięć powodów jest dla was wystarczające i że sięgniecie po "Dearest Clementine"! Jeśli tak, będę z tego powodu przeszczęśliwa i chcę wam życzyć udanej lektury :)
Szukacie czasami tytułu, który pozwoli wam się w stu procentach odprężyć, wyłączyć na chwilę ciężko pracujący na co dzień umysł i spędzić przyjemnie czas? Tak? To właśnie go znaleźliście!
Pozwólcie, że pokrótce i rzeczowo przedstawię wam powody, dla których musicie sięgnąć po "Dearest Clementine" :)
Po pierwsze, od początku można wyczuć, że Clementine jest silnym żeńskim...
2018-08-21
Wybory prezydenckie, kampania oraz romans do ukrycia? Katy Evans nie pozwala się nudzić podczas lektury jej najnowszej książki rozpoczynającej dylogię - "Mr. President"!
Pióro Katy Evans polubiłam bardzo dawno temu, podczas lektury jej pierwszej książki wydanej w Polsce. To również jej książka, "Manwhore", była pierwszym tytułem, jaki zrecenzowałam na swoim blogu. Z tego powodu jest mi niezwykle miło móc patronować jej najnowszej książce. Gdy pomyślę o tym, że mam taką możliwość, robi mi się niezwykle ciepło na sercu. I przepełnia mnie radość, że jestem patronem tak świetnej historii!
Matthew jest zdecydowanie jednym z moich ulubionych, jeśli nie ulubionym, bohaterów stworzonych przez Evans. Po przeczytaniu nie umiem zacząć omawiać tej książki od czegoś innego niż nasz kandydat na prezydenta. Choć fakt bycia najmłodszym pretendentem do tego stanowiska mi nie zaimponowało, tak sama kampania wyborcza Matta już tak. Autorka na początku podkreśla we wstępie, że jest to romans, a polityka nie jest jej mocną stroną, ale poradziła sobie znakomicie. Matthew jest przykładem prezydenta, na którego oddałabym swój głos - startuje w wyborach, ponieważ chce dokończyć dzieło swojego ojca zamordowanego w zamachu. Jest pełen pasji, pomysłów, chęci zmiany oraz prawdziwej troski o wyborców. W kontekście ostatniego chcę powiedzieć, że reakcja Matta na przecudowny list, za którego włączenie do fabuły z przyjemnością wyściskałabym autorkę, jest wzruszająca i łapiąca za serce.
Jednak moja reakcja na bohatera nie obejmowała tylko i wyłącznie tego, co miało styczność z kampanią. Również reakcja Matta na Charlotte, zarówno w młodości, gdy dopiero się poznali, na jej list, w którym zaoferowała swoją pomoc, gdyby kiedykolwiek zdecydował się startować w wyborach, jak i w czasach teraźniejszych kiedy mężczyzna jest doskonale świadomy wpływu mądrej, pięknej i inteligentnej kobiety. W relacjach z nią jest pełen szacunku, troski oraz pragnienia chronienia jej. Dodajmy do tego rachunku inteligencję, elokwencję oraz znakomity wygląd, a otrzymamy mężczyznę idealnego. Dosłownie.
Lektura książki prowadzi nas do kulminacyjnego momentu mającego rozdzielić lub sparować naszych bohaterów - ogłoszenia wyników wyborów. Co prawda mamy tu do wyboru tylko dwie opcje i przez większość książki ja skłaniałam się do jednej z nich, to mimo wszystko pozostała pewnego rodzaju niepewność czy rzeczywiście autorka postanowi pójść tą drogą. Nie zdradzę wam, którędy udajemy się do drugiej części, ale przyznam, że cliffhanger zastosowany na końcu jest naprawdę dobry.
W przypadku tej powieści autorka zdecydowała się odbiec w inną stronę niż dotychczas i stopniowo budować napięcie. W serii Manwhore praktycznie każda książka od pierwszej strony wrzucała bohaterów w intymną relację, natomiast w White House mamy do czynienia z wolniejszym rozwojem wydarzeń pomiędzy Char i Mattem, co wcale nie umniejsza tej historii. Skupiamy się na wielu wątkach pobocznych, przy okazji obserwując nasilającą się chemię pomiędzy bohaterami. Ich relacja jest o tyle trudna, iż musi pozostać sekretem, dlatego każde spotkanie, dotyk czy słowo musi być dokładnie przemyślane i wyważone.
Katy Evans mnie nie zawodzi i rozpoczyna kolejną świetnie zapowiadającą się serię. Wyraziści bohaterowie, rosnące napięcie przedwyborcze, rozkwitające uczucie, walka o spełnianie marzeń, dokonywanie wyboru pomiędzy własnym szczęściem, a poczuciem obowiązku oraz ogarniająca namiętność. Evans po raz kolejny zachwyca swoich przyjemnym i wciągającym stylem i pozostawia apetyt na więcej. Ja już nie mogę się doczekać premiery "Commander in Chief" i mam nadzieję, że nastąpi ona, jak najszybciej! "Mr. President" polecam całym moim czytelniczym serduchem :)
Wybory prezydenckie, kampania oraz romans do ukrycia? Katy Evans nie pozwala się nudzić podczas lektury jej najnowszej książki rozpoczynającej dylogię - "Mr. President"!
Pióro Katy Evans polubiłam bardzo dawno temu, podczas lektury jej pierwszej książki wydanej w Polsce. To również jej książka, "Manwhore", była pierwszym tytułem, jaki zrecenzowałam na swoim blogu. Z tego...
2018-07-30
2018-05-12
Po wielu historiach z gatunku paranormal, w szczególności tych młodzieżowych, można by się spodziewać, że historie o duchach nie będą już niczym niezwykłym, ani interesującym. Pozwólcie jednak, że opowiem wam o opowieści, która pochłania czytelnika.
"Tam, dokąd zmierzamy" to tytuł, który przyciągnął mnie swoją piękną okładką (którą mam lekko uszkodzoną z powodu winy poczty polskiej) oraz intrygującym opisem. Niestety, opis który wkleiłam powyżej jest okrojony przeze mnie, bowiem oryginał jest niesamowicie długi. Ale wracając do tematu - po przeczytaniu opisu miałam dosłownie chwilę wahania "Czy aby na pewno chcę czytać o duchach? Nie jest to lekko oklepany temat?", która bardzo szybko została rozwiana. Byłam przekonana, że to będzie historia, która do mnie przemówi. I tak było.
Charlotte nie ma łatwego życia. Od czasu wypadku widzi duchy, którym nie udało się przejść na drugą stronę. Jej zadaniem wydaje się być pomoc im w dokończeniu ostatniej podróży. Ze względu na jej "przypadłość", dziewczyna od sześciu lat jest w podróży. Na dodatek nie utrzymuje kontaktu z rodziną. Gdy więc pewnego dnia, pod wpływem przygnębienia oraz lekkiej depresji, postanawia skoczyć z mostu i zakończyć swoje życie nie spodziewa się, że jedyną osobą, która na to zareaguje i jej w tym przeszkodzi będzie właśnie duch. I to nie byle jaki duch.
Ike to młody mężczyzna, który stracił życie na wojnie, podczas służby. Jego jedyną niedokończoną sprawą jest niemoc pogodzenia się z jego śmiercią przez brata bliźniaka. W tym miejscu wkracza roztrzęsiona dziewczyna, która nie radzi sobie z własnym życiem. Jedynym rozsądnym wyjściem staje się dla nich zawarcie umowy pomoc w przeżyciu i uporządkowaniu bałaganu w zamian za "uratowanie" brata.
Sięgając po "Tam, dokąd zmierzamy" byłam bardzo podekscytowana. Nie pamiętam kiedy ostatni raz miałam do czynienia z duchami w literaturze, a to tylko podsycało moje zainteresowanie. Char od pierwszego rozdziału przypadła mi do gustu. Zadziorna, z charakterem, zaradna i pewna siebie dziewczyna. Ike wydawał się być jej idealnym dopełnieniem - subtelny, troskliwy oraz czarujący.
Zarówno Char, jak i Ike nie przewidzieli, że podczas podjętej przez nich "misji", ich relacja nabierze przyjacielskiego i głębszego charakteru. W pewnym momencie cały świat przestaje mieć znaczenie, a jedyne co im przeszkadza to brutalny fakt, iż młodzieniec jest martwy. Przyznam szczerze, że autorka rozwija wątek ich relacji w znakomity sposób, jednocześnie powolny, ale i wyrazisty.
Już po przeczytaniu opisu byłam pewna, że ten tytuł będzie naprawdę dobry i z mocnym przesłaniem. Spodziewałam się, że poruszy parę strun w moim sercu, jednak nie spodziewałam się lawiny, którą wywołał. Toler w wręcz perfekcyjny sposób gra na emocjach czytelnika, wywołując chwilowy uśmiech i późniejszy potok łez. Przyznam szczerze, że podczas czytania tej w sumie niedługiej książki zużyłam spory zapas chusteczek i momentami nie umiałam pogodzić się z własnymi odczuciami. A to tylko świadczy o tym, jak duże spustoszenie wywołało to dzieło w moim sercu i umyśle.
Choć zakończenie nie jest trudne do przewidzenia, powiedziałabym że wręcz łatwe, to mimo wszystko jest bardzo bolesne. Po skończeniu książki z jednej strony byłam szczęśliwa, a z drugiej zdruzgotana. Doskonale zdawałam sobie sprawę, iż nie było innej opcji zakończenia tej opowieści, a mimo to zalewałam się łzami i nie mogłam pogodzić z tym, co mnie spotkało na końcu.
"Tam, dokąd zmierzamy" to piękna i pełna bólu historia o miłości, godzeniu się ze stratą, poświęceniu, zaufaniu oraz czerpaniu z życia garściami. To jeden z tych tytułów, które poruszają tematykę kruchości ludzkiego życia, jego krótkości oraz walki z czasem. Autorka w doskonały sposób przypomina nam o tym, co ważne, a na co czasami ciężko nam znaleźć na co dzień czas. A pamiętajmy, iż czasami dwa słowa wyrażają więcej niż tysiąc innych.
Po wielu historiach z gatunku paranormal, w szczególności tych młodzieżowych, można by się spodziewać, że historie o duchach nie będą już niczym niezwykłym, ani interesującym. Pozwólcie jednak, że opowiem wam o opowieści, która pochłania czytelnika.
"Tam, dokąd zmierzamy" to tytuł, który przyciągnął mnie swoją piękną okładką (którą mam lekko uszkodzoną z powodu winy poczty...
Gorący romans na horyzoncie, a w tle dramat, walka o przetrwanie, bolesna przeszłość oraz płomienne uczucie! Zapraszam na post o "Fighting temptation" ;)
Jak mówi sam tytuł książki, będziemy dzisiaj walczyć z pokusą. I to nie byle jaką! Bowiem jedna z listopadowych premier wydawnictwa Niezwykłego zapowiada się niezwykle obiecująco. I już teraz mogę wam powiedzieć, że jest to historia, po którą chcecie sięgnąć!
Należę do grupy osób, które uwielbiają romanse bazujące na przyjacielskiej relacji bohaterów. Zazwyczaj w takim przypadku historii towarzyszy przyjemne napięcie, niepewność kto wykona pierwszy krok, jak długo zajmie bohaterom skonfrontowanie swoich uczuć oraz jak rozwinie się ich relacja. Rzadko zwracam jednak uwagę na początek relacji, a w przypadku Julii i Jaxsona ma on naprawdę duży wydźwięk! I trzeba przyznać, że autorka nie poszła na łatwiznę, tylko naprawdę wykreowała dwoje niesamowitych ludzi.
Tej dwójce przyjdzie zmierzyć się z wieloma przeciwnościami. Niepewność uczuć drugiej osoby, niedocenienie samego siebie, brak poczucia własnej wartości, obawa przed zaangażowaniem, a nawet interwencja osoby trzeciej - to wszystko nie pozwala naszym bohaterom w pełni korzystać z życia i obrać wymarzonej ścieżki. Jednocześnie do głosu dochodzą duchy przeszłości, które nie odchodzą w zapomnienie.
Nie myślcie sobie, że w tym momencie książka traci na rozpędzie i wyjątkowości. W żadnym wypadku! Dzięki dużej rozpiętości czasowej mamy możliwość być świadkami wielu ważnych momentów w życiu Julii i Jaxsona. K.C. Lynn przeprowadza nas między innymi przez wspomnienia Jaxa z czasów, gdy służył w wojsku. I nie tylko mają one kluczowe znaczenie, lecz także łamią serce czytelnika! A to wszystko za sprawą znakomitego stylu autorki, który wciąga nas w historię i sprawia, że śledzimy ją z zapartym tchem, aż do samego końca.
Sięgając po "Fighting temptation" przygotujcie się na świetną historię miłosną, niełatwą, ale pięknie przedstawioną. Czeka was również dobra dawka niebanalnego erotyzmu, chwilami humoru oraz dramatyzmu. To zdecydowanie książka, której nie możecie się oprzeć, musicie po nią sięgnąć! Ja z niecierpliwością czekam na kolejne tomy serii, w szczególności ze względu na interesujących bohaterów!
Gorący romans na horyzoncie, a w tle dramat, walka o przetrwanie, bolesna przeszłość oraz płomienne uczucie! Zapraszam na post o "Fighting temptation" ;)
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toJak mówi sam tytuł książki, będziemy dzisiaj walczyć z pokusą. I to nie byle jaką! Bowiem jedna z listopadowych premier wydawnictwa Niezwykłego zapowiada się niezwykle obiecująco. I już teraz mogę wam powiedzieć, że jest...