-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać445 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2018-12-30
2018-11-22
2018-12-09
2018-08-20
2018-12-03
2018-04-24
2018-12-03
Przepraszam, ale nie. Po prostu nie.
Przepraszam, ale nie. Po prostu nie.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-11-20
Pierwszy tom serii za specjalnie mnie nie zachwycił. Pewne małe mankamenty nie pozwoliły mi uznać tego tytułu za ujmujący, jednak postanowiłam dać autorce drugą szansę i sięgnęłam po "Rock bottom". Czy drugi tom okazał się lepszy od poprzednika? Czy zmienił moje nastawienie do autorki?
Z pełnym przekonaniem i uśmiechem na twarzy stwierdzam - tak, ten tom jest lepszy niż pierwszy. Wciągnął mnie od pierwszej strony i choć nagromadzenie scen zbliżeń momentami mnie męczyło, tak fabuła podążająca drugim torem okazała się strzałem w dziesiątkę! Nie brakuje tu niepewności, pożądania, nienawiści, złości oraz dramatów. W grę wchodzą alkohol, narkotyki i ciężkie używki, które mogą pociągnąć naszych bohaterów na tytułowe dno. Związek Tristana i Daniki nabiera kolorów, jednak na każdym kroku towarzyszą im starzy wrogowie, którzy zrobią wszystko by zniszczyć tą relację.
Niektórzy mogą wysunąć zarzut, iż duża ilość scen erotycznych w połączeniu z przedstawionymi tutaj dramatami, tworzy kiepski obraz dla czytelnika. Że jest to męczące i nudne. Dla mnie w żadnym razie takie nie było. Ilość dostarczanych emocji sięgnęła w tej części zenitu, a wszystkie wydarzenia prowadzące do frustrującego zakończenia są dobrze rozłożone w czasie. Skoro już wspomniałam o zakończeniu, to na chwilę przy nim zostańmy. Przyznam się szczerze, że przed sięgnięciem po tom drugi, byłam negatywnie nastawiona do serii i stwierdziłam, że nie mam ochoty czytać tomu trzeciego. O rany, jakże się myliłam. Po zakończeniu "Rock bottom" nie widzę innej opcji niż zapoznać się z finałem tej historii! I bardzo załamuje mnie fakt, że nie mogę od razu po nią sięgnąć!
Również w tej części autorka zaskoczyła mnie pod innym względem. Otóż pojawiają się tu rozdziały z perspektywy Frankie, przyjaciółki Tristana i Daniki. Bohaterkę mieliśmy okazję poznać już w poprzedniej części, lecz dopiero tutaj dostała ona swój prawdziwy udział w opowieści. I powiem szczerze, że był to strzał w dziesiątkę! Mam nadzieję, że dostanie ona własną serię, albo chociaż dużą rolę w następnej części.
"Rock bottom" podbudowało moją opinię o twórczości R.K. Lilley i sprawiło, że z przyjemnością sięgnę po finał historii Tristana i Daniki. Bohaterom przyszło stawić czoła łamiącym serce i duszę wydarzeniom, które w znacznym stopniu ich odmieniły. "Lovely trigger" stanowi nie lada wyzwanie dla autorki, aby w pełni ukazać ogrom dokonanych zmian i przy okazji nie zagubić realizmu tej historii. Jednak po sukcesie tomu drugiego wróżę kolejnej części sukces i trzymam mocno kciuki.
Pierwszy tom serii za specjalnie mnie nie zachwycił. Pewne małe mankamenty nie pozwoliły mi uznać tego tytułu za ujmujący, jednak postanowiłam dać autorce drugą szansę i sięgnęłam po "Rock bottom". Czy drugi tom okazał się lepszy od poprzednika? Czy zmienił moje nastawienie do autorki?
Z pełnym przekonaniem i uśmiechem na twarzy stwierdzam - tak, ten tom jest lepszy niż...
2018-11-19
Czy sięganie po książki bez znajomości ich opisu kiedyś mi się znudzi? Lub przyniesie nieoczekiwany efekt? Cóż, warto się o tym przekonać! Zapraszam na post o "Bad things" :)
Trochę wstyd to przyznać, ale sięgając po historię Tristana i Daniki nic o nich nie wiedziałam. Jakoś tak się złożyło i wyszło, że "Bad things" wpadło w moje ręce przed "W przestworach". I choć pierwsza seria czeka na półce, aż ją przeczytam, to nie przeszkadzało mi to rozpocząć poznawanie bohaterów trochę od końca. James Cavendish przewinął się tutaj parę razy i wywarł na mnie sympatyczne wrażenie, dlatego niedługo na pewno poznam jego historię. Ale powróćmy do Tristana i Daniki.
Znajomość tej dwójki rozpoczęła się zupełnie przez przypadek. Danika jako pomoc domowa u Bev i Jerry'ego, który pewnego dnia przyprowadza tajemniczego młodzieńca o zniewalającym spojrzeniu. Między Daniką i Tristanem szybko nawiązuje się więź porozumienia prowadząca do rozwinięcia ich znajomości. Układ jest prosty - przyjaciele z bonusami, zero uczuć poza tymi stricte przyjacielskimi. Jednak wszyscy z doświadczenia czytelniczego doskonale wiemy, że takie relacje nigdy się nie udają.
Początek był dla mnie trudny. Bohaterowie byli energiczni, żywi i entuzjastyczni, jednak nawiązująca się między nimi relacja była dla mnie za płytka. Czegoś mi w niej brakowało, jakiś element po drodze zaginął. Na szczęście, gdy już przebrnęłam przez pierwszy etap tejże znajomości, akcja zaczęła nabierać rozpędu, a główni bohaterowie stali się sobie bliżsi i przy okazji bardziej autentyczni w swoich zachowaniach. I choć nawet kończąc książkę miałam pewne wątpliwości czy Tristan rzeczywiście podchodzi należycie do tego związku, to zakończyłam lekturę z satysfakcją, bowiem nie było źle.
Jeśli szukacie pikantnego romansu, z dużą dozą erotyki, i to nie tej pruderyjnej, to trafiliście w punkt. "Bad things" to opowieść o miłości, okraszona gorącymi scenami można by rzec bez cenzury. R.K. Lilley postanowiła nie bawić się w delikatne opisy, ani nie ograniczać się do niewinnych buziaków i trzymania za rękę. Ta książka to erotyk z prawdziwego zdarzenia.
Historia Tristana i Daniki w pewien sposób mnie urzekła, jednak nie podbiła mojego serca i nie wywołała większych emocji. Zabrakło mi tutaj mocniejszego napięcia oraz głębi uczuć. Mam jednak nadzieję, że "Rock bottom" przedstawi bardziej wrażliwą stronę autorki oraz bohaterów i okaże się dobrą kontynuacją.
Czy sięganie po książki bez znajomości ich opisu kiedyś mi się znudzi? Lub przyniesie nieoczekiwany efekt? Cóż, warto się o tym przekonać! Zapraszam na post o "Bad things" :)
Trochę wstyd to przyznać, ale sięgając po historię Tristana i Daniki nic o nich nie wiedziałam. Jakoś tak się złożyło i wyszło, że "Bad things" wpadło w moje ręce przed "W przestworach". I choć...
2018-11-17
Royal autorstwa Valentiny Fast to seria przypominająca mi o jednej z moich ulubionych historii - "Rywalki". Po lekturze dwóch pierwszych tomów pozostałam zawieszona w przestrzeni, złakniona odpowiedzi na niewypowiedziane pytania. Odpowiedzi, których nie mogłam znaleźć na żadnej stronie internetowej - kto jest księciem? Jak zakończy się historia Tatiany? Czego w tym kontekście dowiedziałam się z lektury "Zamku z alabastru"?
Po skończeniu "Krainy z jedwabiu" ciężko było mi się pozbierać i stawić czoło faktowi, iż nie mam pod ręką kolejnego tomu serii w polskiej wersji. Cierpliwie czekając na "Zamek z alabastru" trochę ochłonęłam i przyznam, że zapomniałam jakie emocje wzbudziła we mnie seria Royal. Jednak rozpoczynając lekturę tomu trzeciego poczułam, że wszystkie te emocje powróciły! I znowu wszystko było na swoim miejscu.
Powrót do Królestwa Viterry był niczym powrót do domu. Świat wykreowany przez autorkę jest dla mnie z jednej strony znajomy i na swój sposób bliski, lecz z drugiej strony pełen niespodzianek i tajemnic, które tylko czekają na odkrycie. Jednak tym razem to nie Viterra skradła całą moją uwagę, a książęta. "Zamek z alabastru" daje nam możliwość poznania ich bliżej niż dotychczas, każdy z młodzieńców ma okazję zaprezentować się z jak najlepszej, ale jednocześnie prawdziwej strony.
Tatiana to idealnie wykreowana bohaterka. Dlaczego? Valentina Fast zadbała o to, aby jej bohaterka nie wywoływała negatywnych emocji w czytelniku.Tania jest stała i szczera w swoich uczuciach, co tylko potęguje sympatię, którą do tej pory zyskała z mojej strony. Philip to natomiast zupełnie inna bajka. Wprowadza ogrom zamieszania, wydaje się być zupełnie niezdecydowany. Jeśli nazwę go chaotycznym i zagubionym, to w żadnym stopniu nie będę wyolbrzymiać. Zostawmy jednak Philipa w spokoju, ponieważ to nie on w tej części zasłużył na uwagę.
Mój ulubieniec - Henry, to uroczy i pełen ciepła chłopak. Pozostała dwójka stanowi idealny materiał na najlepszych przyjaciół dziewczyny, w każdej chwili gotowi wesprzeć radą czy ramieniem do wypłakania. Dajcie tej trójce szansę się wykazać, a przekonacie się, że są to świetni bohaterowie mający wiele do zaoferowania!
"Zamek z alabastru" to kolejny tom historii, który wręcz łyknęłam na raz. Nie mogłam lub zwyczajnie nie chciałam odrywać się od książki, ponieważ każda strona niosła ze sobą kolejne ciekawe wydarzenia oraz dramaty. W końcu tam gdzie pojawiają się kamery, nie może obejść się bez smaczków! Wracając do jednego z postawionych na początku pytań - nadal nie dowiedziałam się, kto jest księciem, jednak mam swojego faworyta i zamierzam przekonać się w następnych częściach czy dobrze obstawiłam :)
Royal autorstwa Valentiny Fast to seria przypominająca mi o jednej z moich ulubionych historii - "Rywalki". Po lekturze dwóch pierwszych tomów pozostałam zawieszona w przestrzeni, złakniona odpowiedzi na niewypowiedziane pytania. Odpowiedzi, których nie mogłam znaleźć na żadnej stronie internetowej - kto jest księciem? Jak zakończy się historia Tatiany? Czego w tym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-11-16
"Biały kruk" był przyjemną młodzieżówką, i choć za specjalnie mnie nie zaangażował w historię, to jego zakończenie mnie zafascynowało i zachęciło do sięgnięcia po kontynuację. Wobec "Czarnej wrony" nie miałam specjalnych wymagań, jedynie liczyłam, iż będzie to część ciekawsza od poprzedniczki i wiele wnosząca do historii.
No i się udało! Momentami odnosiłam wręcz wrażenie, że autorka przeszła całkowitą przemianę i w zupełnie odmienny sposób podeszła do tematu niż w pierwszej części. Świat Kruków, Wron i Żniwiarzy nabrał tutaj głębi, nowego wymiaru. Cała opowieść nabrała kolorów nie tylko ze względu na ogrom wydarzeń, ale także szaleńcze tempo. Jeśli "Biały kruk" był przykładem spokojnego wprowadzenia czytelnika w historię, tak "Czarna wrona" to interesująca kolejka górska! Nie brakuje tutaj walk, lejącej się krwi, przypadkowych ofiar czy zaskakujących zwrotów akcji. Na takie rozwinięcie czekałam i przyznam, że było warto!
Oczywiście nadal odnajdujemy elementy, które jasno wskazują na gatunek młodzieżowy. Zgodnie z wiekiem bohaterów podąża ich sposób wypowiadania się czy choćby kreowania myśli. I bardzo typowo dla historii młodzieżowych pojawia się wątek zagubienia w relacjach miłosnych. I powiem wam szczerze, że Piper ma niemałe problemy. Są chwile, kiedy jest stuprocentowo pewna swoich uczuć i wie, co zamierza zrobić, a za chwilę pamięta o swoich uczuciach, ale Zane wywołuje u niej skrajne emocje prowadzące do kolejnych sprzeczek i nieporozumień.
Zdecydowanie, jak na razie, jest to najlepsza część trylogii. Trzymam kciuki za "Symetrię dusz", ponieważ po takim drugim tomie czuję, że finał będzie znakomity. A już na pewno zaskakujący i pełen niespodzianek. W "Czarnej wronie" szczególnie przemówiła do mnie lekkość stylu oraz nieprzewidywalność fabuły i z tego względu mogę serdecznie polecić ją młodzieży, do której jest głównie kierowana. Jestem przekonana, że idealnie sprawdzi się w roli odstresowywacza po szkole! Ale po cichu dodam, że starsze osoby również odnajdą w tej historii coś dla siebie ;)
"Biały kruk" był przyjemną młodzieżówką, i choć za specjalnie mnie nie zaangażował w historię, to jego zakończenie mnie zafascynowało i zachęciło do sięgnięcia po kontynuację. Wobec "Czarnej wrony" nie miałam specjalnych wymagań, jedynie liczyłam, iż będzie to część ciekawsza od poprzedniczki i wiele wnosząca do historii.
No i się udało! Momentami odnosiłam wręcz wrażenie,...
2018-11-17
2018-01-05
2018-11-08
Gorący romans na horyzoncie, a w tle dramat, walka o przetrwanie, bolesna przeszłość oraz płomienne uczucie! Zapraszam na post o "Fighting temptation" ;)
Jak mówi sam tytuł książki, będziemy dzisiaj walczyć z pokusą. I to nie byle jaką! Bowiem jedna z listopadowych premier wydawnictwa Niezwykłego zapowiada się niezwykle obiecująco. I już teraz mogę wam powiedzieć, że jest to historia, po którą chcecie sięgnąć!
Należę do grupy osób, które uwielbiają romanse bazujące na przyjacielskiej relacji bohaterów. Zazwyczaj w takim przypadku historii towarzyszy przyjemne napięcie, niepewność kto wykona pierwszy krok, jak długo zajmie bohaterom skonfrontowanie swoich uczuć oraz jak rozwinie się ich relacja. Rzadko zwracam jednak uwagę na początek relacji, a w przypadku Julii i Jaxsona ma on naprawdę duży wydźwięk! I trzeba przyznać, że autorka nie poszła na łatwiznę, tylko naprawdę wykreowała dwoje niesamowitych ludzi.
Tej dwójce przyjdzie zmierzyć się z wieloma przeciwnościami. Niepewność uczuć drugiej osoby, niedocenienie samego siebie, brak poczucia własnej wartości, obawa przed zaangażowaniem, a nawet interwencja osoby trzeciej - to wszystko nie pozwala naszym bohaterom w pełni korzystać z życia i obrać wymarzonej ścieżki. Jednocześnie do głosu dochodzą duchy przeszłości, które nie odchodzą w zapomnienie.
Nie myślcie sobie, że w tym momencie książka traci na rozpędzie i wyjątkowości. W żadnym wypadku! Dzięki dużej rozpiętości czasowej mamy możliwość być świadkami wielu ważnych momentów w życiu Julii i Jaxsona. K.C. Lynn przeprowadza nas między innymi przez wspomnienia Jaxa z czasów, gdy służył w wojsku. I nie tylko mają one kluczowe znaczenie, lecz także łamią serce czytelnika! A to wszystko za sprawą znakomitego stylu autorki, który wciąga nas w historię i sprawia, że śledzimy ją z zapartym tchem, aż do samego końca.
Sięgając po "Fighting temptation" przygotujcie się na świetną historię miłosną, niełatwą, ale pięknie przedstawioną. Czeka was również dobra dawka niebanalnego erotyzmu, chwilami humoru oraz dramatyzmu. To zdecydowanie książka, której nie możecie się oprzeć, musicie po nią sięgnąć! Ja z niecierpliwością czekam na kolejne tomy serii, w szczególności ze względu na interesujących bohaterów!
Gorący romans na horyzoncie, a w tle dramat, walka o przetrwanie, bolesna przeszłość oraz płomienne uczucie! Zapraszam na post o "Fighting temptation" ;)
Jak mówi sam tytuł książki, będziemy dzisiaj walczyć z pokusą. I to nie byle jaką! Bowiem jedna z listopadowych premier wydawnictwa Niezwykłego zapowiada się niezwykle obiecująco. I już teraz mogę wam powiedzieć, że jest...
2018-08-04
Czasami zabieram się do czytania od końca. Między innymi tak było w przypadku serii Kółko Singielek Miejskich. Jako pierwszą przeczytałam "Przyjaciele bez bonusu", a dopiero teraz zabrałam się za "Randkę z homo sapiens". Czy taka kolejność miała sens? Czy pierwszy tom serii zrobił na mnie wrażenie?
Jak już wspomniałam przygodę z piórem Penny Reid rozpoczęłam od drugiego tomu serii, a dopiero teraz sięgnęłam po pierwszą część. "Randka z homo sapiens" to tytuł, wobec którego miałam bardzo wysokie wymagania ze względu na sukces "Przyjaciół bez bonusu". Wraz z wymaganiami szły w parze z pewnymi obawami - Quinna, głównego bohatera tej części, poznałam w tomie drugim jako zdystansowanego, zimnego i nieprzystępnego mężczyznę. Oczywiście dla wszystkich poza Janie. Z tego powodu obawiałam się, jak odbiorę jego postać i czy przypadnie mi ona do gustu.
Zaczęło się bardzo niewinnie, ale znakomicie. Już od pierwszych stron mamy do czynienia z niepowtarzalnym i niepodrabialnym stylem Penny Reid - przyjemnym, wciągającym i rozbawiającym. Janie od razu spodobała mi się jako postać - roztrzepana, gadatliwa, zaskakująca, a już na pewno przesympatyczna. Co do moich największych obaw: Quinn urzekł mnie całkowicie, dla wszystkich zimny i zdystansowany, w stosunku do Janie okazuje się być opiekuńczy, ciepły i uśmiechnięty. Zmiana zachodząca pod wpływem obecności naszej bohaterki zdecydowanie mnie przekonała do Quinna, czego mogę pogratulować autorce.
Choć "Randka z homo sapiens" to tak naprawdę połączenie biurowego romansu z uroczą historią miłosną, to nie brak tutaj akcji i zamieszania. Co prawda styl Penny Reid opiera się na stopniowym rozwijaniu fabuły, w idealnym tempie, jednak pojawiające się wątpliwej reputacji postacie wprowadzają zamęt i wywołują zagęszczenie akcji. Sprawia to nie tylko, że podczas czytania się nie nudzimy, ale również jesteśmy bardziej zainteresowani kolejnymi wydarzeniami.
Definitywnie tom pierwszy serii jest doskonałym jej początkiem. Wyważona historia Janie i Quinna w połączeniu z przedstawieniem pozostałych bohaterek Kółka Singielek Miejskich tworzy świetną podstawę dla książki, a styl autorki czyni ją niezwykłą! Ja osobiście jestem zauroczona piórem Reid i wprost nie mogę się doczekać kolejnych jej książek. Na tą chwilę pozostaje mi polecić wam oba tytuły, "Randkę z homo sapiens" i "Przyjaciół bez bonusu", i szukać pozostałych dzieł autorki po angielsku ;)
Czasami zabieram się do czytania od końca. Między innymi tak było w przypadku serii Kółko Singielek Miejskich. Jako pierwszą przeczytałam "Przyjaciele bez bonusu", a dopiero teraz zabrałam się za "Randkę z homo sapiens". Czy taka kolejność miała sens? Czy pierwszy tom serii zrobił na mnie wrażenie?
Jak już wspomniałam przygodę z piórem Penny Reid rozpoczęłam od drugiego...
2018-03-14
2018-03-14
2018-02-08
Kojarzycie tytuł "Z popiołów"? Śliczna, przyciągająca wzrok okładka, pełna bólu i miłości historia? Na pewno pamiętacie, ciężko zapomnieć. Z pewnością więc ucieszy was wiadomość, że już 15 lutego premiera drugiego tomu serii Martyny Senator zatytułowanego "Z otchłani". To o tym cudeńku będzie dzisiaj mowa :)
Z książkami Czwartej Strony zawsze jest ten sam dylemat - najpierw poruszyć kwestię świetnej fabuły książki czy może przepięknej okładki? Nie ma na to złotego środka. Ale zacznijmy od okładki, na pewno będzie szybciej. Piękne pastelowe barwy, prosty, ale jakże urzekający tytuł, śliczna blond włosa dziewczyna o przeszywającym spojrzeniu. Tak prezentuje się "Z otchłani". Zdecydowanie bardziej podoba mi się właśnie ten tom, niż pierwszy, "Z popiołów". Na dodatek nie tylko ze względu na okładkę!
Martyna Senator stworzyła dla nas niezwykłą i wyjątkową historię. Czym się objawia jej specjalność? Znajomością z Tindera. Dosłownie. Nie przychodzi mi na myśl, żadna książka, a na pewno nie polska, której bohaterowie poznaliby się poprzez portal randkowy taki jak Tinder. I powiem szczerze, że taki pomysł całkowicie przypał mi do gustu! Oryginalne i świetnie rozpoczynające znajomość rozwiązanie! Dodam też, że nasi bohaterowie niejednokrotnie kontaktują się poprzez maile i w ten sposób poznają się bliżej, a to ciekawe wykorzystanie współczesnej technologii.
Wspomniałam głównych bohaterów, czas trochę o nich opowiedzieć. Kaśka nie przypuszczała, że święto zakochanych stanie się dniem, kiedy jej świat rozpadnie się na małe kawałki. A już na pewno nie przypuszczała, że stanie się to za sprawą zdrady jej chłopaka, Adama. Wypadki jednak chodzą po ludziach i niespodziewanie dziewczyna musi odnaleźć się w sytuacji, która spędza jej sen z powiek. Gdy załamanie sięga zenitu, przyjaciółka dziewczyny bez jej wiedzy zakłada konto na Tinderze i umawia Kasię na randkę. Czy przystojny, lekko arogancki i zupełnie niespodziewany mężczyzna może wyciągnąć dziewczynę z dołka i przywrócić na jej twarz uśmiech?
Zacznijmy z grubej rury. "Z otchłani" moim zdaniem jest lepsza od "Z popiołów" ze względu na bardzo ważny czynnik - wywołała we mnie wiele emocji. W recenzji pierwszego tomu serii wspominałam, że jedyną tak naprawdę wadą książki był brak wywołanych uczuć. Na szczęście tak, jak liczyłam, w "Z otchłani" emocji i uczuć jest co nie miara! Przez jedną czwartą książki łzy płynęły mi nieprzerwanie po policzkach, pod sam koniec miałam szeroki uśmiech na twarzy, a na początku motyle w brzuchu z ekscytacji!
Skoro wspomniałam "Z popiołów" to warto wspomnieć, że obie części można czytać niezależnie od siebie. Jeśli wolicie sięgnąć tylko po jeden tytuł, nie stracicie ciągłości. Jedynie, jeśli odpuścicie pierwszą część, to w "Z otchłani" nie do końca zrozumiecie wątek pobocznej pary, Sary i Michała z poprzedniego tomu. Koniec końców jednak to do was należy decyzja, po co sięgniecie.
Ponownie styl Martyny Senator nie pozostawia nic do życzenia. Wyważony, przemyślany, opisowy, ale ze znakomitą ilością dialogów - tak właśnie pisze młoda autorka. Także i tym razem nie zabrakło zwiedzania Krakowa, co jest nieodzownym, ale cudownym elementem tej serii. Tym bardziej jeśli ktoś zna opisywane miejsca, od razu widzi je oczami wyobraźni.
"Z otchłani" to znakomity tytuł z gatunku New Adult, ukazujący przejście z relacji przyjacielskiej, do pełnego zaangażowania w związek. To nie do końca prosta i lekka historia, jednak na pewno z morałem. Serwowane przez los trudne chwile nie zawsze muszą oznaczać problemy nie do rozwiązania. Bohaterowie powieści autorstwa Senator doskonale zdają sobie z tego sprawę, a z powiedzeniem "gdy życie daje ci cytryny, zrób lemoniadę" nie jest im obce. Polecam :)
Kojarzycie tytuł "Z popiołów"? Śliczna, przyciągająca wzrok okładka, pełna bólu i miłości historia? Na pewno pamiętacie, ciężko zapomnieć. Z pewnością więc ucieszy was wiadomość, że już 15 lutego premiera drugiego tomu serii Martyny Senator zatytułowanego "Z otchłani". To o tym cudeńku będzie dzisiaj mowa :)
Z książkami Czwartej Strony zawsze jest ten sam dylemat -...
2018-07-23
Seria Martyny Senator jest jedną z moich ulubionych serii New Adult wydawaną w Polsce. Dumą napawa mnie dodatkowo fakt, iż jest to dzieło naszej rodzimej autorki! Każdy tom serii czytam zaraz po jego premierze i tak samo było z "Z nicości", o którym wam dzisiaj opowiem!
Już od pierwszych stron czułam, że "Z nicości" będzie dla mnie najlepszym dotychczasowym tomem serii. Historia Michała i Sary była urocza, Kasi i Szymona miała pewien pazur, jednak to właśnie Elza i Kuba do mnie przemówili. Ich osobowości, pasje oraz walka o wymarzone życie - to mnie zdecydowanie urzekło!
Ale po kolei. Zacznijmy od Elzy. Prolog jest bardzo krótkim wstępem do całej książki oraz przebłyskiem jej przeszłości. Co szalenie mi się podobało, to fakt, iż cała historię Elzy poznajemy dopiero pod koniec książki. Martyna w znakomity sposób manewruje słowami i wodzi nas za nos, aby przedłużyć naszą niepewność i jeszcze bardziej nas zaciekawić. A postać naszej głównej bohaterki jest naprawdę interesująca. Jest ona niczym biała kartka, która nie została jeszcze zapisana, ale z pewnymi dopowiedzeniami - największym marzeniem Elzy jest szycie zabawek. Dziewczyna jest tak szczera i zaradna, że od pierwszych stron podbija serce.
Kuba natomiast to bohater od początku nam znany. Wiemy, że jego relacje z ojczymem są niezwykle napięte, ze względu na brak chęci ze strony chłopaka do podążania wyznaczoną mu przez ojczyma drogą. Kuba bowiem nie widzi siebie w roli prawnika, a artysty. Jako zawód wybrał bycie tatuatorem, a my jako postronni obserwatorzy możemy bez problemu dostrzec, że chłopak ma niesamowity talent i kocha to, co robi. Byłam pod niesamowitym wrażeniem jego pomysłowości, oddania sztuce oraz ludziom, dla których projektuje tatuaże. Nic więcej nie zdradzam, ale Kuba bez dwóch zdań podbił moje serce.
Książki Martyny Senator uwielbiam za to, że podczas ich lektury mogę zwiedzać Kraków i okolice nie ruszając się z domu. Była stolica Polski jest dla mnie niczym drugi dom, bowiem moi krewni stamtąd pochodzą i swego czasu często odwiedzałam Kraków. W "Z nicości" dodatkowo Martyna pokazuje nam przepiękne okolice, część z nich udało mi się zwiedzić samej, więc powrót do nich był niczym miód na moje serce. Niewątpliwie ta część twórczości autorki płynie z głębi duszy i za to ją szanuję.
Nie mogę również nie wspomnieć, że przez książkę wręcz płynęłam. Co zadziwiające, poprzednie dwa tomy czytało mi się przyjemnie, jednak to dopiero przy okazji tego dowiedziałam się czym tak naprawdę jest znakomite pióro Martyny. Kolejne kartki znikały mi sprzed oczu, a koniec książki zbliżał się nieuchronnie.
"Z nicości" chcę wam serdecznie polecić, ponieważ jest to piękna i pełna bólu historia o miłości, walce o swoje, pomocy innym oraz radzeniu sobie z przeciwnościami losu. Mnie bohaterowie chwycili za serce, a ich przeszłość oraz teraźniejszość wywołały łzy i wzruszenie. Trzymam kciuki za to, aby następna książka Martyny była równie znakomita!
PS. Bardzo dziękuję wydawnictwu za świetny sposób promocji książki! NiezdarMiś ma się znakomicie, a półka pełna książek We Need YA to jego ulubione miejsce!
Seria Martyny Senator jest jedną z moich ulubionych serii New Adult wydawaną w Polsce. Dumą napawa mnie dodatkowo fakt, iż jest to dzieło naszej rodzimej autorki! Każdy tom serii czytam zaraz po jego premierze i tak samo było z "Z nicości", o którym wam dzisiaj opowiem!
Już od pierwszych stron czułam, że "Z nicości" będzie dla mnie najlepszym dotychczasowym tomem serii....
2018-07-06
Prawie rok minął od premiery "Hard", czyli pierwszego tomu serii Sexy Bastard autorstwa Eve Jagger. Na przestrzeni tego roku na naszym rynku pojawiały się kolejne tomy, aż nadszedł czas na ostatni - "Jackson"!
Powiem wam szczerze, że dopiero kopiując opis, który wkleiłam wam powyżej dowiedziałam się, że "Jackson" stanowi zakończenie cyklu. I jestem tym faktem niepocieszona. Każdy tom serwował mi przyjemną opowieść kończącą się happy endem. W pewien sposób przywykłam do premiery do średnio cztery miesiące kolejnego tytułu. I teraz skoro wiem, że to koniec, to nie wiem co ze sobą zrobić. Tym bardziej, że nie dane mi było poznać historii Parkera!
Przejdźmy jednak do tego, co najważniejsze. Czy "Jackson" poradził sobie z presją poziomu poprzednich części oraz zakończenia serii? Moim zdaniem stanowi naprawdę dobre zakończenie, podobnie jak poprzednicy spełnia swoje zadanie rozluźnienia czytelnika oraz zaoferowania mu chwili przerwy, jednak pozostawia niedosyt. Dla jednych zapewne to dobrze, dla innych niezupełnie. Ja zaliczam się do tej drugiej części.
Jackson był zdecydowanie najbardziej... rozbrajającym z ekipy Sexy bastards. Z jednej strony ułożony, poważny pan architekt, z zaplanowaną przyszłością, ułożoną listą wymagań cech przyszłej żony, a z drugiej znakomicie spontaniczny mężczyzna pozwalający się ponieść uczuciom. To drugie oblicze pojawia się tylko wtedy, gdy w okolicy jest Skylar. Nic więc dziwnego biorąc pod uwagę, jak zwariowana, pełna energii i szalonych pomysłów jest dziewczyna. Ale powróćmy do pierwotnej myśli. Pozostali mężczyźni to tak naprawdę od początku bad boy'e, po których wiemy czego się spodziewać. Natomiast Jackson to uosobienie powiedzenia "cicha woda brzegi rwie". Za tą cudowną przemianę zyskał on miano mojego ulubionego bastard'a.
Jednak co się tyczy Sky... Tu już nie jest tak kolorowo. Pierwsze rozdziały pobudziły we mnie sympatię dla tej nieokrzesanej dziewczyny, jednak w późniejszym czasie została ona zatracona. Coś w charakterze Skylar, jej obawach, które wydały mi się wyolbrzymione, oraz jej przeszłości grało pierwsze skrzypce i decydowało o jej charakterze. A on nie przypadł mi do gustu. Z jednej strony podobał mi się wpływ kobiety na Jacksona, jednak im dalej zagłębiałam się w fabułę, tym silniejsze miałam poczucie, iż ona zupełnie do niego nie pasuje. Ale może to tylko ja odniosłam takie wrażenie.
Połączenie Skylar i Jacksona spędzających razem czas stanowiło mocny fundament tej książki. Ich relacja budowana stopniowo, powoli nabiera rumieńców (dodajmy jednak, że mowa tu o uczuciach, nie fizycznym kontakcie). Dokładając do tego wszystko, co napiętnowało naszych bohaterów i uczyniło ich takich, jakimi są, tworzy niesamowicie ciężki bagaż emocjonalny. Podobnie, jak w przypadku poprzednich części mamy tu do czynienia z prostym językiem, a zarazem wciągającym stylem. "Jacksona" czyta się niezwykle szybko i przyjemnie. Eve Jagger zdecydowanie postanowiła zakończyć serię z przytupem - zarówno zachowując dozę romantyzmu, jak i dodając odrobinę cierpienia. Mając za sobą cztery tomy tej świetnej serii na jej zakończenie mogę powiedzieć tylko jedno - będzie mi brakować sexy bastards!
Prawie rok minął od premiery "Hard", czyli pierwszego tomu serii Sexy Bastard autorstwa Eve Jagger. Na przestrzeni tego roku na naszym rynku pojawiały się kolejne tomy, aż nadszedł czas na ostatni - "Jackson"!
Powiem wam szczerze, że dopiero kopiując opis, który wkleiłam wam powyżej dowiedziałam się, że "Jackson" stanowi zakończenie cyklu. I jestem tym faktem...
Każda historia ma swój początek i koniec. I choć nie zawsze chcemy rozstawać się z poznanymi bohaterami oraz ich historią, to moment pożegnania nieuchronnie się zbliża. Dzisiaj pomówimy o "Lovely trigger", czyli ostatnim tomie trylogii Tristan i Danika.
Pierwszy tom był całkiem zwyczajny, nie dostarczył mi większych emocji, ani nie narobił ochoty na ciąg dalszy. Po drugi tom sięgnęłam głównie ze względu na fakt, że czekał na półce na swoją kolej, a ja postanowiłam pójść za ciosem i kontynuować historię bezpośrednio po skończeniu poprzedniej części. Tom drugi w odróżnieniu od poprzednika zaskoczył mnie, wciągnął i sprawił, że nie mogłam nie przeczytać zakończenia historii. "Lovely trigger" okazał się zdecydowanie najlepszym tomem trylogii i jednocześnie znakomitym zwieńczeniem tejże historii.
Dla zasady wspomnę, iż znajomość dwóch poprzednich części jest niezbędna do lektury "Lovely trigger" :)
Nieodzowny etap, który wręcz uwielbiam w każdej serii opartej o romans, to etap rozstania. Kiedy bohaterowie są z daleka od siebie, cierpią katusze, a także uświadamiają sobie co utracili. W wykonaniu Tristana i Daniki etap ten trwał nadzwyczaj długo, jednakże był pełen refleksji, trudnych decyzji, poznawania siebie oraz szukania wybaczenia. W szczególności perspektywa Tristana dostarczała mi dużo emocji oraz interesujących faktów z jego życia. Autorka podjęła się trudnego zadania rozpisania tak znaczącej przerwy w związku obojga bohaterów i z przyjemnością mogę przyznać, że podołała. Nie tylko udało jej się utrzymać moje zainteresowanie na stałym poziomie, lecz także sprawić, że z przyjemnością śledziłam kolejne wydarzenia.
Dlaczego "Lovely trigger" uznaję za najlepszy tom trylogii? Ponieważ jest on najpełniejszy pod każdym kątem. Czy to uczuć i emocji, czy wydarzeń, tajemnic, czy chociażby kreacji bohaterów. Wszystko się ze sobą zgrywa tworząc spójną i satysfakcjonującą czytelnika całość. Mamy tu również do czynienia z niełatwym wątkiem wybaczania drugiej osobie oraz sobie samemu. To zwieńczenie pełnej bólu, straty oraz cierpienia historii doskonale ilustruje, że w życiu nie zawsze jest kolorowo, a najważniejsze to podnosić się po porażkach i kierować się dalej przed siebie.
"Lovely trigger" to książka, która po części złamie wam serce, da nadzieję na lepsze jutro, doda sił w codziennej walce z przeciwnościami losu, wskaże wartości, o których często zapominamy na co dzień, a które mają ogromne znaczenie. To opowieść, która was wciągnie, wywoła łzy, uśmiech oraz wzruszenie. Nie wyobrażam sobie lepszego zakończenia historii Tristana i Daniki!
A co z Frankie? Ma tutaj swój udział, jednak nadal mocno trzymam kciuki za jej własną serię!
Recenzja z bloga www.ksiazkowapasja.blogspot.com :)
Każda historia ma swój początek i koniec. I choć nie zawsze chcemy rozstawać się z poznanymi bohaterami oraz ich historią, to moment pożegnania nieuchronnie się zbliża. Dzisiaj pomówimy o "Lovely trigger", czyli ostatnim tomie trylogii Tristan i Danika.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPierwszy tom był całkiem zwyczajny, nie dostarczył mi większych emocji, ani nie narobił ochoty na ciąg dalszy. Po drugi...