rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Fakt: istnieją osoby, które nie są zainteresowane żadną aktywnością seksualną, nie czują, że jest to w ogóle potrzebne w ich życiu. I to wbrew pozorom bardzo logiczne podejście - społeczna obsesja na punkcie seksualności jest pompowana m.in. przez normy społeczne...

Jest jednak pewien haczyk. Skoro tzw. aseksualizm można porównać to braku orientacji seksualnej, to czemu niektórzy próbują przekonać innych, że jest to właśnie orientacja? I czemu usiłują przekonać tzw. aseksualistów, że tu jest ich miejsce? Czemu chcą przekonać o tym wszystkich pozostałych, że taki jest rzekomo właściwy stan rzeczy?

Czym sobie zasłużyli ci, których wielu nazywa aseksualnymi, na zestawienie ze społecznością LGBTQ? Tą, w której jest grooming, narcyzm, hiperseksualność i robienie fikołków logicznych? Przyzwolenie na robienie z kobiecości/męskości kostiumu, który można wkładać i zdejmować, by wspiąć się wyżej w sportowym rankingu? Fiksacja na punkcie pociągu jako kluczowej części czyjejś tożsamości?

Mam nadzieję, że więcej osób zrozumie, jak niekomfortowy może być taki pogląd.

Jestem za akceptacją społeczną osób bez pociągu seksualnego - dla wielu wciąż mogą się wydawać "ekscentryczni", może i w zestawieniu z resztą społeczeństwa tak wypadają, ale nie są dla nikogo zagrożeniem ani nie są tak problematyczni, jak grupa, która wielu z nich już wciągnęła w swoje tryby myślenia.

Cieszyłabym się z próby pokazania - lecz nie przytłoczenia nią - braku seksualności jako czegoś akceptowalnego. Nie cieszę się natomiast z faktu, że coraz więcej osób zaczyna postrzegać to jako coś pasującego do tzw. queer, bo im więcej się wie, tym bardziej da się zrozumieć, jak obraźliwe to może być...

Szkoda, że książka powiązana z tym tematem, która ukaże się za jakiś czas w polskim tłumaczeniu, jest związana z tak zafiksowanym na punkcie zboczeń i wydumanych tożsamości środowiskiem jak queer/LGBTQ.

Fakt: istnieją osoby, które nie są zainteresowane żadną aktywnością seksualną, nie czują, że jest to w ogóle potrzebne w ich życiu. I to wbrew pozorom bardzo logiczne podejście - społeczna obsesja na punkcie seksualności jest pompowana m.in. przez normy społeczne...

Jest jednak pewien haczyk. Skoro tzw. aseksualizm można porównać to braku orientacji seksualnej, to czemu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Niesamowita książka przybliżająca psychologię procesu Mindella. Autor omawia jej korzenie związane z psychologią jungowską, opisuje doświadczenia z własnej praktyki jako terapeuta. Wiele zagadnień przedstawionych jest za pomocą odwołań do mitów, anegdot czy literatury.
Książkę Tomasza Teodorczyka czytałam będąc nią niezmiennie podekscytowana. Nieważne, czy akurat czytałam w niej coś refleksyjnego czy wesołego - według mnie całe dzieło jest bardzo interesujące. Autor ma duży talent do ukazywania tego, na co warto zwrócić uwagę w obecnym świecie. Mówi bezpośrednio o mało trafionych (czasem wręcz szkodliwych) obietnicach cudownego i szybkiego samorozwoju, bezsensie New Age, który zlepia zbitki różnych kultur w "pomocne" wierzenia, szaleństwie niektórych diagnoz w psychiatrii. Chociaż "Mindell i Jung. Reedycje i inspiracje" ma przybliżać psychologię procesu, poza opisaniem jej nowatorstwa, dobrych stron znalazło się też miejsce na krytykę. Uczciwie przedstawiono tu jej wady i cechy, przez które nie przemówi do każdego.
Chociaż jestem tylko czytelniczką to poczułam, że dzięki autorowi poznałam "serce" tej teorii; w książce jest i erudycja i lekkie pióro, inspirujące porównania różnych kultur i doświadczeń ludzkości.
Rozdział "Survival kit, czyli jak przetrwać w psychoterapii zorientowanej na proces" potrafi rozbawić, ale ma też coś w rodzaju "drugiego dna".
Czytając tę książkę można też dojść do wniosku, że różne nowe podejścia psychologiczne niekoniecznie są nowatorskie - ich źródła można odnaleźć chociażby w sztuce, w różnych rytuałach i organizacjach społeczeństwa. Chociaż można to porównać do biblijnego cytatu "nic nowego pod słońcem", gdyż pewne rzeczy są po prostu reedycjami warto jednak, żeby miały swoją szansę w świecie. Tomasz Teodorczyk pokazał, że warto na nowo odkrywać te koncepcje. Podobnie czytając jego książkę po raz kolejny (recenzja jest bowiem pisana 21.07.2019) widziałam na nowo pewne rzeczy, tworząc połączenia między różnymi jej fragmentami.
Zdecydowanie polecam osobom, które lubią się zagłębiać w tematy tajemnic umysłu, antropologii, psychologii czy szukają czegoś niezwykłego i inspirującego.

Niesamowita książka przybliżająca psychologię procesu Mindella. Autor omawia jej korzenie związane z psychologią jungowską, opisuje doświadczenia z własnej praktyki jako terapeuta. Wiele zagadnień przedstawionych jest za pomocą odwołań do mitów, anegdot czy literatury.
Książkę Tomasza Teodorczyka czytałam będąc nią niezmiennie podekscytowana. Nieważne, czy akurat czytałam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

To książka, które przedstawia najważniejsze sylwetki dla rozwoju psychologii i twórców wielu istotnych teorii. Podzielona jest na tematyczne działy np. na temat behawioryzmu, psychoterapii. Każda część dotycząca danej osoby i jej osiągnięć nosi tytuł będący hasłem, które ma streścić daną myśl.
Dużym plusem tej pozycji nie tylko są interesująco napisane rozdziały, ale także ilustracje. Podobnie jak tytuły-hasła, prezentują, często metaforycznie, co jest ważne w danym epizodzie historii psychologii. Podobną rzeczą są schematy, które można zobaczyć w wielu rozdziałach; zawarte w nich są myśli, które łączą się strzałkami, zachodzi pomiędzy nimi jakiś "proces", aby doprowadzić to do końcowej sentencji - hasła rozdziału. Jest to pewne uproszczenie, ale ich rozwinięciem są teksty zawarte w rozdziałach. Schematy pokazują za to obrazowo rozwój poszczególnych teorii i zwracają uwagę na stwierdzenie, które doprowadziły badaczy do ich własnych konkluzji.
Większe segmenty książki (takie jak psychoanaliza) poprzedzone są wprowadzeniem i osią czasu z zaznaczonymi latami, w których wydano główne dla tego nurtu dzieła albo przeprowadzono znaczące badania.
Polecam "The Psychology Book" każdej osobie, która interesuje się psychologią i chciałaby poznać najważniejsze jej nurty. Poza tym, że interesują mnie teorie Junga np. o archetypach, odkryłam tu kilka innych bardzo interesujących osób. Dzięki poznaniu większej ilości naukowców można prześledzić, jak zmieniało się postrzeganie umysłu, zachowania człowieka, jego miejsca w społeczeństwie. Widać, że autorzy tej książki bardzo przyłożyli się do przekazania tych informacji w zajmujący sposób. Podobnie jest z ukazaniem przez nich połączeń między różnymi nurtami i zmian, które zaprowadziły.

To książka, które przedstawia najważniejsze sylwetki dla rozwoju psychologii i twórców wielu istotnych teorii. Podzielona jest na tematyczne działy np. na temat behawioryzmu, psychoterapii. Każda część dotycząca danej osoby i jej osiągnięć nosi tytuł będący hasłem, które ma streścić daną myśl.
Dużym plusem tej pozycji nie tylko są interesująco napisane rozdziały, ale także...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

To niezwykła powieść. Jest jak podróż w minione wieki, opisana tak, że zupełnie da się poczuć klimat tamtego Paryża.
O przeczytaniu "Katedry..." myślałam już jakiś czas, w końcu to świetna klasyka. Okazja nadarzyła się dzięki bookcrossingowi.
W książce przeplatają się losy wielu osób. Życia archidiakona Klaudiusza Frollo, Cyganki Esmeraldy, garbusa Quasimodo (dzwonnika w tytułowej świątyni), strażnika Febusa i kilku innych osób splatają w ciągu niesamowitych wydarzeń.
Są tu tajemnica, trzymające w napięciu wydarzenia, dowcip, erudycja autora. Czytając tę książkę nie chciałam przypadkowo zobaczyć czegoś z dalszych stron, aby czytać bez spoilerów - "Katedra Marii Panny w Paryżu" jest tego całkowicie warta.
Na uwagę zyskują też plastyczne opisy; miasto z jego przepychem, ale też i brudem, szemranymi zakamarkami. Podobnie zachwycające są opisy katedry, która jest całym światem dla Quasimodo. Ta postać, ciężko doświadczona przez życie, znalazła azyl u archidiakona. Jak się jednak okaże, w końcu i katedra przestanie być do końca bezpieczna. Jedną z rzeczy, które najmocniej zapamiętam były na pewno losy dzwonnika - raz ubóstwianego przez ludzi w trakcie zabawy, wybranego "papieżem" karnawału, innym razem (właściwie przez większość czasu) pogardzanego.
Esmeralda to urzekająca postać; czar dziewczyny zaczyna być problematyczny, a ona sama okazuje się poszukiwać odpowiedzi na pewne ważne pytanie. Wraz z nią pojawia się wątek tajemnicy jej pochodzenia, to również wokół Esmeraldy kręci się główny wątek książki.
Niesamowite było odczuć, jak zmieniają się moje uczucia do niektórych bohaterów, jak poszerzał się ich obraz w miarę odkrywania nowych rzeczy.
To jedna z najlepszych powieści, jakie czytałam od dłuższego czasu.

To niezwykła powieść. Jest jak podróż w minione wieki, opisana tak, że zupełnie da się poczuć klimat tamtego Paryża.
O przeczytaniu "Katedry..." myślałam już jakiś czas, w końcu to świetna klasyka. Okazja nadarzyła się dzięki bookcrossingowi.
W książce przeplatają się losy wielu osób. Życia archidiakona Klaudiusza Frollo, Cyganki Esmeraldy, garbusa Quasimodo (dzwonnika w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ta książka nie jest kontynuacją "Cudownego chłopaka", ale książką, która przedstawia losy trójki postaci związanych z Augustem. Ich losy przeplatają się z wydarzeniami znanymi z "Cudownego chłopaka". Tutaj, trzy krótsze historie, skupiają się na Julianie, Christopherze i Charlotte.
Tę dopowiedzenie głównej historii czytałam po angielsku - wydaje mi się, że jest nawet lepsze niż główna książka.
To bardzo duży plus, że te nowe opowieści pozwalają na wyjaśnienie wielu poprzednich wątków. Można zobaczyć, co doprowadziło do dokonania przez nich poszczególnych wyborów. Najbardziej zaskoczył mnie pierwszy "dodatek" - historia Juliana. Wprowadza wydarzenia z przyszłości, które wpłynęły na jego stosunek do Augusta, ponadto ujęła mnie postać jego babci. Kolejną taką rzeczą jest wspominana przez nią historią z pewnym nietypowym chłopakiem.
Części dotyczące Christophera i Charlotte były równie dobre, chociaż mniej zaskakujące; wydaje mi się, że sama autorka spodziewała się, że tło Juliana okaże się najbardziej nieprzewidywalne. W opowieści Christophera znów pojawia się nieco dramatycznych wydarzeń. Część o Charlotte zawiera mniej kryzysowych sytuacji, ale za to więcej tajemnicy, humoru i wątków o relacjach w grupie.
Po tym, jak kończy się "Cudowny chłopak", z racji braku kontynuacji, to czytelnik może sobie wyobrazić, jak wyglądać ma przyszłość tych postaci. Z pewnością na te wyobrażenia może wpłynąć lektura tej powieści Palacio.
Dla mnie samej była to niesamowita zabawa domyślać się, jak potoczą się dalej wątki nieobecne w "Cudownym chłopaku". Po tej dodatkowej książce widać, że Palacio świetnie opisuje emocje, nawet gdy niektóre rozdziały są dosyć krótkie.

Ta książka nie jest kontynuacją "Cudownego chłopaka", ale książką, która przedstawia losy trójki postaci związanych z Augustem. Ich losy przeplatają się z wydarzeniami znanymi z "Cudownego chłopaka". Tutaj, trzy krótsze historie, skupiają się na Julianie, Christopherze i Charlotte.
Tę dopowiedzenie głównej historii czytałam po angielsku - wydaje mi się, że jest nawet lepsze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

To książka silnie inspirowana dziełami Lewisa Carrolla, na co wskazuje już tytuł. Bohaterka imieniem Alicja, żyjąca w późniejszych czasach, przeżywa we śnie podobną przygodę co jej oryginał. Różnica jest taka, że trafia do krainy, w której pozna... fizykę kwantową.
Zapada w pamięć to, że chociaż książka dotyczy zagmatwanego tematu, czyta się ją świetnie. Wszelkie metafory naukowe stały się przygodami Alicji, spotyka różne postacie związane z poruszaną tematyką. Jednym z jej przewodników - a właściwie tym głównym- jest Mechanik Kwantowy, przeciwieństwo Mechanika Klasycznego.
Można tu wyłapać mnóstwo sprytnych aluzji do Krainy Czarów albo świata po drugiej stronie lustra (dla przykładu, Kot Schrödingera występujący w roli podobnej do Kota z Cheshire, wypowiedź o biegu w miejscu nawiązująca do sytuacji z Czerwoną Królową). Kolejnym plusem są postacie wzorowane na fizykach kluczowych dla teorii kwantów - tak jak nauczyciel wyglądający jak Niels Bohr w "szkole kopenhaskiej". To właśnie epizod z nim jest moim ulubionym. W tym samym rozdziale Alicja spotyka nawet postaci z baśni Andersena - teoria Małej Syrenki o wielości światów jest niesamowita.
Uważam, że warto się zapoznać z tą książką, jeśli jest się fanem Carrolla. Również fizyka kwantowa jest ciekawym tematem, równie interesującym i zagmatwanym co np. sny, wyobraźnia.

To książka silnie inspirowana dziełami Lewisa Carrolla, na co wskazuje już tytuł. Bohaterka imieniem Alicja, żyjąca w późniejszych czasach, przeżywa we śnie podobną przygodę co jej oryginał. Różnica jest taka, że trafia do krainy, w której pozna... fizykę kwantową.
Zapada w pamięć to, że chociaż książka dotyczy zagmatwanego tematu, czyta się ją świetnie. Wszelkie metafory...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Interesujący wykład w formie książki, który opisuje psychologię Gestalt. Z jednej strony ma się wrażenie (co jest też wspomniane w tekście), że ową psychologię czasem trudno zdefiniować. Mimo to jest inspirująca, np. spojrzenie na popęd głodu jako metaforę pewnego procesu psychicznego i stosunek do agresji, która jest naturalnym odruchem. Warto by było, gdyby więcej osób się nad tym zastanowiło czym może być "agresja" i czy zawsze natarcie/zbliżenie jest atakiem, czymś negatywnym.
Kolejną wartościową rzeczą jest według mnie podejście związane z psychodramą, odgrywanie scenek albo dialogi z personifikacją problemu potrafią być bardzo pomocne.
Jest to książka, która nie jest objętościowo długa, szybko się ją czyta. Przy okazji w trakcie czytania warto się zatrzymać na opisach przykładów z terapii albo nad fragmentami, które szczególnie mogą skłonić do zastanowienia się nad własnymi cechami.

Interesujący wykład w formie książki, który opisuje psychologię Gestalt. Z jednej strony ma się wrażenie (co jest też wspomniane w tekście), że ową psychologię czasem trudno zdefiniować. Mimo to jest inspirująca, np. spojrzenie na popęd głodu jako metaforę pewnego procesu psychicznego i stosunek do agresji, która jest naturalnym odruchem. Warto by było, gdyby więcej osób...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Interesująca, choć nie będąca szczególnie długą, biografia C. G. Junga. Składa się z rozdziałów omawiających poszczególne etapy życia wybitnego psychiatry i psychologa. W późniejszym wydaniu dodano na koniec ostatni rozdział - o duchowości Junga i co ją kształtowało.
Książka jest napisana w bardzo przystępny sposób. Z pewnością zawiera mniej informacji niż inne biografie dostępne na rynku, ale za to bardzo dobrze pokazuje najważniejsze rzeczy w życiu Junga. Są tu uwagi o jego osobowości w dzieciństwie (a także dalszym życiu), o stosunku do religii, zainteresowaniu różnymi kulturami.
Według mnie Jung był niezwykłą osobowością, ponieważ na polu psychologii odwoływał się też do zagadnień mitu/religii czy antropologii, humanistyki - a to są właśnie rzeczy bliskie ludziom. Obecnie bardziej dostrzega się to, jak kultura rzutuje na psychologię i co psychologicznego jest np. w literaturze czy obrzędach.
Pasjonujący jest wątek zainteresowania teoriami Freuda, przyjaźni z nim i rozpadu znajomości. Pajor opisał ten etap w naprawdę wnikliwy sposób. Wartościowe jest w tej biografii także podjęcie problemu tego, jak Jung jest krytykowany i czy na pewno wszystkie zarzuty są prawdziwe. Oczywiście, w książce o Jungu nie należy spodziewać się mocno krytycznego podejścia do niego; ważne jest jednak wyjaśnienie, jak czasem absurdalne są wyobrażenia o tym.
Łączy się z takimi wyobrażeniami np. kwestia Junga jako gnostyka/ezoteryka - równie dobrze objaśniona w tej biografii. Uważam, że to bardzo cenne wyjaśnić, czemu psychologia Jungowska jest psychologią, a nie np. ezoteryką czy czymś związanym z New Age - część osób inspiruje się Jungiem, zmieniając znaczenie pojęć używanych przez niego lub wybiórczo poznając jego dzieła.
Kazimierz Pajor stworzył tu niezwykle wiarygodny obraz ciekawego człowieka. Dlaczego Jung podjął się badania zagadnień psychiki i duszy, czemu odrzucił w końcu Freuda, a Freud jego, jak sam starał się poznać własne wnętrze - te wszystkie kwestie są obecne w książce "Śladami Junga". Każdy czytelnik ma możliwość pójścia śladami bohatera tej biografii, a będzie to fascynująca, a czasem zaskakująca wędrówka.

Interesująca, choć nie będąca szczególnie długą, biografia C. G. Junga. Składa się z rozdziałów omawiających poszczególne etapy życia wybitnego psychiatry i psychologa. W późniejszym wydaniu dodano na koniec ostatni rozdział - o duchowości Junga i co ją kształtowało.
Książka jest napisana w bardzo przystępny sposób. Z pewnością zawiera mniej informacji niż inne biografie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

To pierwsza powieść Stefana Chwina, jaką przeczytałam i chyba najbardziej znana. Dotyczy ona historii Gdańska, funkcjonującego dawniej jako Danzig - jest to bowiem książka nie tylko o Polakach, ale może głównie o Niemcach, którzy stanowili przed II WŚ większość mieszkańców miasta. Główny bohater to Hanemann - profesor anatomii. Pewnego dnia wychodzi zrozpaczony z miejsca pracy, gdy dowiaduje się o śmierci ukochanej. Z czasem nadchodzą kolejne dramatyczne wydarzenia. Niemcy starają się opuścić miasto, które niszczą działania wojenne. Zbliża się też nowa, obca dla miasta ludność - Polacy, inne narodowości z Kresów.
Powieść jest napisana z wielkim kunsztem. Jest tu wiele klimatycznych opisów miejsc i przedmiotów - mam wrażenie, że potraktowano je nawet bardziej emocjonalnie niż sylwetki bohaterów. Szczególnie w wątku tworzenia się nowego porządku w mieście widać, że domy przeżywają swoje własne, równie dramatyczne historie. Te domy są okradane, zmieniane, czasem naprawiane. Każda łyżka, płaszcz, mebel trafia w ręce innego, nieznanego właściciela. Niektóre rzeczy są niszczone lub sprzedawane, a inne są dalej używane. Mimo to nikt, kto je wykorzystuje nie wie, jaką mają historię i czyje wspomnienia się z nimi łączą.
W książce obecne są także motywy związane z samobójstwami: śmierć Witkacego oraz podwójne samobójstwo poety Kleista i Henrietty Vogel.
Jedno z wydań powieści zdobi reprodukcja romantycznego obrazu C. D. Friedricha, w powieści też można odnaleźć sceny, w których obecne jest jego malarstwo. Mam wrażenie, że duch romantyzmu jest tu bardzo widoczny - nie tylko z uwagi na obecność samobójstwa (znane np. z "Cierpień młodego Wertera"), ale i na to oddanie otoczeniu, przedmiotom. W romantyzmie częsty był motyw podróży i pielgrzymowania. W "Hanemannie" mamy do czynienia z wędrówkami bohaterów, ale jednak dla mnie akcja jest mocno statyczna. Widzę jednak, że na swój sposób to przedmioty migrują. Z pewnością też można określić Gdańsk jako swoistego bohatera, który przeżywa podróż przez własną historię. W takim ujęciu miasto podróżujące przez czas przechodzi przez różne okresy swego istnienia, nieuchronna jest utrata dawnych warunków i wejście w nowe światy.
Tym wędrówkom towarzyszy też nieustanne poczucie straty, melancholii - nie tylko pokrewne głównej postaci.
Czułam, że chciałabym więcej się dowiedzieć o wątkach związanymi z postaciami, że wbrew pozorom nie dzieje się tu tak wiele - a mimo to "Hanemann" jest warty przeczytania. Pozwala sobie uświadomić historię z innej perspektywy, tak jak funkcjonowanie wśród niemieckich nazw (stopniowo ustępują na rzecz polskich, co przypomina nagle o zachodzących zmianach). Dla mnie to powieść w dużej mierze ciszy, gdzie raczej przemawiają obrazy niż słowa. W "Hanemannie" te kolory malują pejzaż melancholijny, nostalgiczny, ale nie pozbawiony okrucieństwa ani demonów XX wieku.
To rzecz o ludziach, ich miejscach w świecie i życiu tych miejsc, na które nie zawsze zwracamy uwagę.

To pierwsza powieść Stefana Chwina, jaką przeczytałam i chyba najbardziej znana. Dotyczy ona historii Gdańska, funkcjonującego dawniej jako Danzig - jest to bowiem książka nie tylko o Polakach, ale może głównie o Niemcach, którzy stanowili przed II WŚ większość mieszkańców miasta. Główny bohater to Hanemann - profesor anatomii. Pewnego dnia wychodzi zrozpaczony z miejsca...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przyjemna w odbiorze książka, która porusza temat introwersji, jej odbioru w społeczeństwie (często niezbyt pozytywnego, przynajmniej w sferze Zachodu), korzyści płynących z danych cech osobowości. Książka ma formę po części poradnika, po części opisania introwersji i jej aspektów. Poradnikowa część dotyczy zajęć, które pozwalają cieszyć się swoim upodobaniem do wewnętrznego świata, kontaktów z ludźmi czy też odkrywania siebie. Nie jest to jednak sztywno oddzielone od części opisowej; każdy rozdział łączy w sobie jakieś rady z narracją o zjawisku prowadzoną przez autora. Arnie Kozak dodał też wiele cytatów znanych postaci dotyczących ciszy, wycofania - co jest również pozytywnym zjawiskiem, a nie jedynie negatywnym, zależy od okoliczności i celu - emocji i bogactwa wnętrza. Według mnie ta książka jest podobna do książki Elaine N. Aron "Wysoko wrażliwi", ale dotyczy innego zagadnienia - introwersja to bardziej pojemna kategoria niż wysoka wrażliwość, nie zawsze się łączy, chociaż często występuje razem z nią.
"Siła introwersji" jest szybka w czytaniu, dotyczy ciekawych problemów. Spodobała mi się część "Dla ekstrawertyków", ponieważ wyjaśnia pewne sprawy, których część osób o odmiennej osobowości może błędnie odbierać. Myślę, że jeśli ktoś ma problem z akceptacją introwertyków (trochę dziwnie to brzmi, ale można to tak nazwać), ale ma w sobie chęć odkrywania i zrozumienia czegoś nieznanego, to ten rozdział będzie przydatny. Z drugiej strony, nie każdy łączy psychologiczne czynniki i wyjaśnienia z codziennym życiem, więc nie na każdego ekstrawertyka wpłynął by ten fragment; a jeśli ktoś jest otwarty, na pewno i bez tego rozumie spokojniejszą naturę. To już refleksja wykraczająca poza samą książkę.
Podobała mi się książka Kozaka, zabrakło mi w niej jednak takiej głębi i poszerzenia tematu jak w książce o wysoko wrażliwych. Niektóre rzeczy się powtarzały, co irytowało, ale plusem jest za to stanowcze rozdzielenie introwersji od patologicznych stanów, które niektórzy chcą z nią silnie złączyć. Dobre były też wątki o buddyzmie (autor jest chyba dużym entuzjastą) i roli introwertycznych zachowań w takiej filozofii, ważna jest też ocena zbytniego zachwytu ekstrawersją, szczególnie silna w obecnej kulturze amerykańskiej. Ten drugi wątek został jednak trochę uproszczony.
"Siła introwersji" to pozytywna książka, uświadamia znaczenie rzeczy, nad którymi nie każdy się zastanawia. Z drugiej strony, dla osób zastanawiających się nie wnosi nic szczególnie nowego - ale to zawsze jakaś nowa inspiracja.

Przyjemna w odbiorze książka, która porusza temat introwersji, jej odbioru w społeczeństwie (często niezbyt pozytywnego, przynajmniej w sferze Zachodu), korzyści płynących z danych cech osobowości. Książka ma formę po części poradnika, po części opisania introwersji i jej aspektów. Poradnikowa część dotyczy zajęć, które pozwalają cieszyć się swoim upodobaniem do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Absolutnie magiczna i piękna powieść, o ile ktoś jest otwarty na niecodzienne historie :)
To jedna z wielu książek, z którymi zetknęłam się dzięki Maratonowi Czytelniczemu w latach szkolnych. Opowiada o Ewie i Adamie (co ciekawe, takie same imiona nosi para z powieści Terakowskiej "Poczwarka"), którzy oczekują narodzin dziecka. Na początku poznajemy dziwną scenę, w której Ewa czuje w nocy niewyjaśnioną chęć zjedzenia korzenia rosnącego w jej ogrodzie. Zasypia spokojnie po wykonaniu tej czynności. Później, gdy ich syn jest już na świecie okazuje się, że ma dosyć oryginalny wygląd. Przychodzi czas zarejestrowania dziecka i nadania imienia - pech sprawia, że zamiast imienia Jan, Janek jak podają rodzice, urzędnik wpisuje w akcie imię Jonyk. Dopiero po fakcie Ewa zdaje sobie z tego sprawę, ale daje sobie czas na zmianę. Niedługo potem zyskuje też nowego towarzysza, kota uratowanego od utonięcia. Nazwany zostaje Kotykiem (co idzie w parze z Jonykiem). Co dziwne, dziecko zaczyna wypowiadać pełne i poprawne zdania, gdy Ewa i Kotyk są z nim sami, a wkrótce zabiera ich też w zaskakującą podróż...
Ewa, Jonyk i kot trafiają do krainy związanej z symboliką kart Tarota. Rozpoczynają misję w miejscu, do którego trafiają w swoich snach. Muszą rozwiązać zagadkę związaną z czarownicą Gimel, zaginionym księciem Thetem i niecodzienną zmianą Cesarzowej. Będą musieli odkryć prawa rządzące w fantastycznym świecie, a Ewa zagłębi się w badanie tajemnych symboli i własnej - być może równie zagadkowej co magia - przeszłości.
"W krainie kota" jest dla mnie książką pełną uroku. To nie jest jedna z książek-bestsellerów ani nagrodzonych Noblem, powiedziałabym, że jest mniej znana niż wiele innych tytułów. Jest jednak absolutnie warta przeczytania. Historia jest baśniowa, a zarazem związana z rzeczywistym światem. Chodzi o coś więcej niż czary i inne wymiary; to opowieść o ukrytych znaczeniach, poszukiwaniu prawdy i przywiązaniu. Kraina Tarota została w wyjątkowy sposób przedstawiona przez autorkę. Związek z kartami przypomina mi "Przygody Alicji w Krainie Czarów", ale poza tym jest to zupełnie inny pomysł, wsparty "alchemiczną" symboliką i równie przekonujący co wiele innych kultowych fantastycznych miejsc.
W tej opowieści znajdzie się humor, wyjątkowa fantazja, gorzki wątek porzucenia czy też znęcania się jednych dzieci nad innymi. Niektóre momenty są naprawdę dziwne (jedna z osób, która razem ze mną czytała tę książkę bardzo krytykowała groteskową scenę lotu dziecka, kota i kobiety przez "kosmos"), ale są tu też "poważniejsze" sceny. Te drugie wprowadzają alegoryczny nastrój, właściwy tak wielu baśniom i legendom. Końcówka wzruszyła mnie; uważam, że "W krainie kota" jest wartościowe dla każdego, kto czuje intuicyjnie, że dana historia ma w sobie "to coś", co go przyciąga. Takie powieści sprawiają też, że zaczyna się myśleć o wielu rzeczach, które są pełne magii, chociaż nie dają nam żadnej mocy ani nie pozwalają na podróżowanie między światami.

Absolutnie magiczna i piękna powieść, o ile ktoś jest otwarty na niecodzienne historie :)
To jedna z wielu książek, z którymi zetknęłam się dzięki Maratonowi Czytelniczemu w latach szkolnych. Opowiada o Ewie i Adamie (co ciekawe, takie same imiona nosi para z powieści Terakowskiej "Poczwarka"), którzy oczekują narodzin dziecka. Na początku poznajemy dziwną scenę, w której...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Młoda Romka Jaelle przeżywa tragedię: pewnej nocy w jej domu wybuchł pożar. Rodzina zdołała się ewakuować, z wyjątkiem babci, która zginęła. Służby podejrzewają podpalenie. Tymczasem w rodzinie zaczyna się trzydniowe czuwanie nad zwłokami. Trzynastolatka bardzo kochała swoją "baby" (tak nazywa babcię w swoim języku) i rozpacza z powodu straty. Zaczyna rozmyślać na zemstą na nieznanych sprawcach. W trakcie czuwania wspomina też momenty, w których babka opowiadała jej historię rodziny. W okresie dojrzewania Jaelle, po "staniu się kobietą" (pierwsza miesiączka) zaczęła poznawać dziwne i tragiczne losy swoich przodków. Przewijają się w nich niezwykłe kobiety, silne, ale i doświadczone przez los, czasem z powodu własnych decyzji.
Według mnie ta opowieść jest bardzo nostalgiczna, ale przede wszystkim pokazuje jak zawiłe bywa życie. Jaelle dodatkowo żyje wśród Cyganów, nie zawsze przychylnie traktowanych przez otoczenie. Poznaje, jak wyglądał ich świat dawno temu i jak ich wolność stopniowo się kurczyła. Jest tu obecna tematyka trudnego spotkania kultur, które mają odmienne zasady. Ujawnia się to w wielu sytuacjach - spotkaniach z innymi uczniami w szkole czy w przypadku miłości do gadzio, czyli obcego. Różne epizody pozwalają zapoznać się z romskimi zasadami. Nie brak tu tragicznych wydarzeń - Holokaust i kwestia kolejnej grupy prześladowanej podobnie jak Żydzi, opuszczenia dobrze znanego świata, przesądów i pogardy.
Interesowały mnie również wątki paranormalne. W historii związanej z II wojną światową poznajemy kobietę z rodziny Jaelle, która była chroniona przez ducha swojej zmarłej w czasie porodu siostry bliźniaczki. W innym rozdziale pojawia się topielica. Wydaje się, że niewytłumaczalne zdarzenia są zupełnie prawdziwą częścią życia dla tych osób. Przez większość czasu jednak nie tyle duchy są istotne, co osoby z krwi i kości. Kolejnym magicznym wątkiem jest tajemniczy dar, który pojawia się w rodzie. Czy Shofranka, młodsza siostra Jaelle, może mieć z nim coś wspólnego? Czy to kobieca intuicja, czy rzeczywiście zdolność do kontaktów z innym światem?
To bardzo dobra książka. Nie brak w niej akcji, ale nie o dynamiczne zdarzenia tu chodzi. To opowieść o uczuciach i wyborach, których dokonujemy. "Zupa z jeża" dotyczy tego, jak gorzkie bywa odrzucenie swych korzeni, jak zagadkowe są pewne wydarzenia, których nie rozumiemy. Czasem bardzo zły czas może być tak naprawdę czymś, co chroni nas przed zupełnie nieoczekiwaną gorszą alternatywą - bywa, że rozumiemy wiele rzeczy dopiero po czasie. Pamięć o opowieściach, które poprzedziły narodziny Jaelle, sprawi, że dziewczyna mocno zastanowi się nad swoimi emocjami. Sądzę, że ta powieść w bardzo sugestywny sposób pokazała, czym jest gniew i jak nie zapominać o zarówno emocjach jak i rozumie.

Młoda Romka Jaelle przeżywa tragedię: pewnej nocy w jej domu wybuchł pożar. Rodzina zdołała się ewakuować, z wyjątkiem babci, która zginęła. Służby podejrzewają podpalenie. Tymczasem w rodzinie zaczyna się trzydniowe czuwanie nad zwłokami. Trzynastolatka bardzo kochała swoją "baby" (tak nazywa babcię w swoim języku) i rozpacza z powodu straty. Zaczyna rozmyślać na zemstą na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kot, początkowo bezdomny narrator powieści, znajduje pewnego dnia schronienie w domu Satoru. Mężczyzna już wcześniej zaczął pomagać mu na ulicy, a w końcu przygarnął go. Nadaje mu imię Nana - oznaczające "Siódemkę", skojarzenie z kształtem ogona - co niezbyt przypada do gustu zwierzęciu, które je uznaje za "zbyt kobiece" (kot jest samcem).
Po pięciu szczęśliwych latach okazuje się, że z pewnego powodu (poznajemy go dopiero pod koniec książki) Nana musi trafić do innego właściciela. Satoru wyrusza w podróż ze swoim kotem, spotka kilka osób, które dawniej znał. U każdej z nich szuka kogoś, kto zaoferuje jego ukochanemu towarzyszowi nowy dom. Z czasem Nana zaabsorbowany podróżą zacznie też dostrzegać z jak wielkim problemem ma zmierzyć się jego pan.
Poznałam tę powieść zupełnie przypadkowo, gdy w pewnej księgarni przeglądałam powieści i w jednej z nich znalazłam reklamę tego właśnie tytułu. Kilka minut później odnalazłam powieść Hiro Arikawa. Hasło na okładce głosi "Najbardziej wzruszająca opowieść od czasu "Oskara i pani Róży"". Sądzę, że to nie jedyna książka, jakiej można być przypisać taki slogan, ale jest naprawdę poruszająca. Pisarka doskonale oddała to, jak kot (przynajmniej z naszych wyobrażeń) może odbierać świat. "Ludzie nie są tak doskonali jak koty, rozumieją jedynie własny, ludzki język. Zwierzęta są wielojęzyczne" myśli w jednym z rozdziałów Nana. Jest tu humor, momenty refleksji, również smutku. czytelnik ma okazję poznać historię każdej z osób, którą spotyka Satoru. W ten sposób poznaje się ich własne mniej lub bardziej dramatyczne losy. Bywa, że spotykają na drodze inne zwierzęta, z którymi kontaktuje się Nana. Stopniowo poznajemy, dlaczego własny kot jest tak ważny w życiu Satoru.
Ostatnie części książki zmieniają nastrój na bardziej cichy. Tym razem mniej jest rozmów Satoru z Naną, więcej myśli kota postawionego w nieoczekiwanej sytuacji. Dla obu zbliża się naprawdę trudny czas - postaram się nie zdradzić fabuły - i jest to moment, kiedy Nana podsumowuje swoje wspólne życie z trzydziestoletnim Japończykiem. Oznacza to też kolejne wspomnienia - raporty z ich podróży.
To piękna historia, pewnie każdy, kto sam był lub jest przywiązany do jakiegoś zwierzęcia odczyta ją w jeszcze bardziej szczególny sposób.
"Zyskałem imię i pięć lat szczęśliwego życia. Tego nikt mi nie odbierze."

Kot, początkowo bezdomny narrator powieści, znajduje pewnego dnia schronienie w domu Satoru. Mężczyzna już wcześniej zaczął pomagać mu na ulicy, a w końcu przygarnął go. Nadaje mu imię Nana - oznaczające "Siódemkę", skojarzenie z kształtem ogona - co niezbyt przypada do gustu zwierzęciu, które je uznaje za "zbyt kobiece" (kot jest samcem).
Po pięciu szczęśliwych latach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Po tej książce nie oczekiwałam żadnych fajerwerków, a jednak i tak było gorzej. Zakupiłam ją przypadkowo, kiedy szukałam czegoś nowego do czytania. Trafiłam na coś związanego z enneagramem/osobowością, a że akurat poszukiwałam lektury, która miałaby coś z tematyki psychologicznej (niekoniecznie w zupełnie naukowy sposób), zdecydowałam się na "Osobowość pełną magii".
Chociaż informacje podane na okładce mogą kierować myśli ku ezoteryce (hasło z okładki "Ta książka to więcej niż horoskop!", przerywniki między poszczególnymi opisami typów osobowości są zdjęciami prezentującymi koło znaków zodiaku), moim zdaniem w samych opisach ezoteryki brak. Jest to dla mnie neutralna kwestia, bo i tak nie po ezoterykę tu przyszłam.
Zaczyna się od wprowadzenia do enneagramu. Jest to system przedstawiający dziewięć typów osobowości, rozrysowanych na schemacie gwiazdy o tylu wierzchołkach. Każda osobowość oznakowana jest innym numerem, ma też swoją rzadziej używaną nazwę (np. mediator, romantyk). Część osób uznaje enneagram za rodzaj ezoteryki, wiedzy tajemnej i symbolicznej, druga zaś część traktuje ten system jak zwyczajną teorię psychologiczną. Szkoda, że we wprowadzeniu brak wyjaśnienia historii całego tego schematu, powstania (sama niewiele jeszcze o tym wiem). Autorka obiecuje jednak, że skoro enneagram to "klucz do twojego umysłu" (str. 7), pomoże zrozumieć schematy działania, którym poszczególne typy osób poddają się nieświadomie. Dalej mowa jeszcze o osobistych doświadczeniach pani Dagmary Skalskiej - po prostu tyle, że ten rodzaj opisu osobowości pomógł jej w życiu i wyjaśnił pewne meandry relacji międzyludzkich.
Dalej mamy krótki test. Zastanowiłam się, czy nie za krótki. Składa się z dwóch części, podczas których wybieramy opisy pasujące do naszych działań i dążeń w życiu. Są też trzy kwestie, w których musimy rozpatrzeć nasze odpowiedzi (te dotyczą zachowania, są podane na początku). Później jest przedstawiona tabela, w której połączenia odpowiedzi są dopasowane do poszczególnych liczb/osobowości enneagramu, odsyłacze do odpowiednich stron.
Każda osobowość jest przedstawiona:
- w krótkich punktach wprowadzenia (prawdziwa natura, supermoce, mechanizmy obronne, główna namiętność, cel życiowy, strategia przetrwania, cztery taktyki, misja, zadanie do wykonania).
- potem następuje rozszerzony opis, zwykle zaczyna się od dzieciństwa, które ukształtowało osobowość (np. hasło "bycie grzecznym się opłaca" rozpoczynające opowieść o Jedynce - Reformatorze). Tu następują informacje o działaniu i sposobie myślenia danego typu, jego wielu wadach, są rady dotyczące zmiany priorytetów itp.
- pod koniec rozdziałów zaczynają się bardziej pozytywne aspekty typów np. rozwinięty wątek supermocy - najlepszych cech
- każdy rozdział kończy się listą wybranych sławnych osób o danym typie osobowości, listą ważniejszych cech, częstych myśli ("typowe" cytaty, które mogłyby padać z ust takiej osoby), częstych odczuć, głównych wartości, tęsknot, motywem przewodnim życia, głównymi problemami i najważniejszymi radami
Tak się to przedstawia. Brzmi w sumie ciekawie, lecz rzeczywista lektura pokazała, że zawiodła mnie ta książka. W moim odczuciu nie przedstawiano enneagramu na tyle dogłębnie, na ile tego oczekiwałam - myślę, że opiera się to na prostym rozumowaniu "ten odnosił dużo sukcesów i jest zdobywcą, chwalono go, więc nie znosi porażek i dla niego liczą się teraz wygrane, ukrywa prawdziwe emocje" i tym podobne. Jakoś mnie nie wciągnęło. Czytałam książkę przez dwa dni - jednego dnia połowę i drugiego drugą połowę, przy czym ta druga część wydała mi się lepsza.
Kiedyś sama robiłam test enneagramu (w Internecie), wyszło mi wtedy, że jestem Czwórką. Według testu (Riso-Hudson QUEST) - muszę jeszcze dodać, że autorka zaczerpnęła go z zagranicznej książki "The Wisdom of the Enneagram" ("Mądrość Enneagramu") jestem Ósemką, chociaż wychodziła mi po czasie również Czwórka. Zależało to od moich zmiennych uczuć w trakcie testu. Wydawało mi się, że te opisy nie odpowiadają na wszystkie moje aspekty zachowania, może wolałabym dłuższy test, składający się po prostu z pytań, a nie wybierania dwóch z sześciu opisów. Dla niektórych jednak taki rodzaj testu może być zaletą, bo z mniejszym wyborem chyba dokonuje się tych bardziej "instynktownych" wyborów.
Mam przyjemność (zakładając, że jestem jednak Czwórką) dzielić typ osobowości np. z Chopinem, van Goghiem czy Johnnym Deppem (Kapelusznik!!! hehe, nie mogłam się powstrzymać), a jednak punkt "Sławne..." przyczynił się do kilku moich napadów śmiechu. To dopasowanie znanych osób jest pewnie po prostu oparte na analizie ich życia, a jednak... Dowiadujemy się, że Jezus Chrystus i Jan Paweł II to Jedynki (Reformatorzy), Budda i Zygmunt Freud to Piątki (Obserwatorzy). Szczególną moją ciekawość wzbudziła nawet obecność w książce Hitlera (Szóstka - Adwokat Diabła) czy Stalina (Ósemka - Władca; oj, a więc mogę być i Stalinem... No dobra, żart. Wszystko zależy od osobistych wyborów, bo Patrick Swayze to też nie jest Stalin!).
Inne wesołe momenty to np. opowieść o przykładowej romantycznej Czwórce żądnej niezwykłych przygód w życiu, która kradnie książki w miejscu, gdzie je sprzedaje - punkt "Jesteś awangardą". Oczywiście to wymyślony przykład ilustrujący ciche pragnienie ryzyka lub uczestnictwa w niezwykłych zdarzeniach, ale naprawdę zabawny.
Szkoda, że nie rozwinięto tutaj zagadnienia "skrzydeł" (wings) w enneagramie. Każda osobowość może mieć też coś z osobowości sąsiadującej, np. "4w3" oznacza Czwórkę ze skrzydłem Trójki.
W kilku miejscach są jakieś fragmenty dotyczące danego problemu z wizji buddyzmu; jak się okazuje, buddyzm jest dużą inspiracją dla autorki. Dagmara Skalska promuje także "pozytywny egoizm" - domyślam się, że to naprawdę ważna postawa pokazująca, że dbanie o siebie nie jest "złym" egoizmem. Sama kiedyś rozmyślałam o czymś, o czym mówiłam "egoizm w służbie altruizmu". Myślę, że chyba chodzi też o to, aby "pomóż sobie, aby dobrze móc później pomagać innym". I to ma sens. A jednak dziwi mnie nieco połączenie takiej filozofii z buddyzmem - w końcu w podstawowym buddyzmie ego jest związane z iluzją świata, a także czymś, co powoduje cierpienie. Stan nirwany związany jest z uwolnieniem od tego, co jest iluzją, a właściwie "wygaśnięcia cierpienia"... Chyba jednak kończę ten wywód, bo specjalistką od buddyzmu też nie jestem. Zgrzytem jest jednak to, że mam wrażenie jakby była to autorka z nurtu, który przedstawia Europejczykom i w ogóle mieszkańcom Zachodu różne wschodnie myśli itp., ale w zniekształcony sposób, tak, że przedstawia je w sposób wygodny dla Zachodu a nie do końca zgodny z tym, co praktykuje się w Azji. Jednak pozostawiam ten temat bardziej doświadczonym, chociaż i ja będę o nim jeszcze więcej czytać.
Podsumowując, "Osobowość pełna magii" nie spełniła moich oczekiwań, chociaż stanowi jakiś "motor" do myślenia o prawdziwym sednie tych wszystkich zagadnień.

Po tej książce nie oczekiwałam żadnych fajerwerków, a jednak i tak było gorzej. Zakupiłam ją przypadkowo, kiedy szukałam czegoś nowego do czytania. Trafiłam na coś związanego z enneagramem/osobowością, a że akurat poszukiwałam lektury, która miałaby coś z tematyki psychologicznej (niekoniecznie w zupełnie naukowy sposób), zdecydowałam się na "Osobowość pełną magii"....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Prywatnie umieściłam tę książkę na liście tych, które najbardziej mną "wstrząsnęły". Podczas pierwszej lektury topiłam się we łzach, podobnie jak Alicja od Krainy Czarów w jednym z rozdziałów. Teraz mając własne wydanie po raz drugi przeczytałam powieść Zusaka.
Liesel Meminger dociera do przybranej rodziny, która ma ją wychowywać. Rozstaje się z biologiczną matką, w trakcie podróży umiera jej mały brat. Wkrótce rozpoczyna życie u rodziny Hubermannów. To czasy, kiedy nazizm rośnie w siłę i zbliża się II wojna światowa. Dziewczynka jest zagubiona, ma braki w edukacji. Interesuje ją pewien szczególny przedmiot - "Podręcznik grabarza" skradziony po pogrzebie swego brata. Później pomoże jej w nauce czytania. Dzięki niemu jej przybrany ojciec, Hans, będzie ją uspokajał po nocnych koszmarach o śmierci brata. Liesel przekona się, jaką moc mają słowa.
Z czasem świat w powieści stawał się coraz groźniejszy. Tymczasem Liesel dorastała, poznała Rudy'ego Steinera - przyjaciela i poznała nową tajemnicę Hubermannów. Rodzina ukrywa w piwnicy Żyda - jest to Max. Poznaje go także Liesel, co zapoczątkuje kolejne zmiany w jej życiu, tak jak kolejne skradzione książki...
"Złodziejka książek" ma w sobie sporą dawkę mroku. Wojna, Holokaust, osamotnienie. Narratorem jest... Śmierć. Jak się jednak okazuje, potrafi być bardzo ludzką postacią. Są też humorystyczne sceny, ciepłe emocje. Historia znajomości Maxa i Liesel, poświęcenie Hubermannów, przywiązanie Rudy'ego to naprawdę dobrze rozwinięte i opisane wątki. Trudno być obojętnym wobec charakterystycznych, czasem ekscentrycznych bohaterów tej opowieści. Często byłam zasmucona przeżyciami Liesel, żeby potem śmiać się z jej rozmów z Rudym, a potem rozmyślać nad rozprzestrzenianiem się zła i ideologią, która doprowadziła do ludobójstwa.
Narracja nie jest chronologiczna, czasem Śmierć opisuje zdarzenia z przyszłości, czasem przenosimy się w przeszłość. Czyni to powieść podobną do zbioru wspomnień, wyciąganych w czasami przypadkowej kolejności. Jest tu trochę momentów, które sprawiają, że czyta się "książkę w książce". Chodzi o dzieła autorstwa Maxa, nieliczne fragmenty książek czytanych przez Liesel.
Akcja książki dzieje się w Niemczech, bardzo ważne jest ukazanie tutaj zwykłych osób wobec polityki państwa. Wielu zwyczajnych mieszkańców kraju musiało zająć jakąś postawę wobec niej - najlepiej sprzyjającą. Byli tacy, którzy entuzjastycznie czcili Hitlera, byli tacy, którzy wstępowali do NSDAP dla korzyści, byli ludzie mniej i bardziej jawnie sprzeciwiający się temu szaleństwu. Mamy tu zwykłe życie w mieście Molching, które toczy się równolegle z wielkimi wydarzeniami na świecie. Coraz częściej te dramatyczne wydarzenia wkraczają w życie tych ludzi.
To nie jest książka, która gloryfikuje jakikolwiek naród i próbuje opisywać historię w bardziej czy mniej popularny sposób. To książka o człowieczeństwie wystawionym na próbę w dziwnych czasach.
Życie młodej Liesel bywa koszmarem, bywa też zbliżone do marzeń. To własnie książki, Max, pewnie i Rudy czynią je lepszym.
Książka przez duże K.

Prywatnie umieściłam tę książkę na liście tych, które najbardziej mną "wstrząsnęły". Podczas pierwszej lektury topiłam się we łzach, podobnie jak Alicja od Krainy Czarów w jednym z rozdziałów. Teraz mając własne wydanie po raz drugi przeczytałam powieść Zusaka.
Liesel Meminger dociera do przybranej rodziny, która ma ją wychowywać. Rozstaje się z biologiczną matką, w trakcie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Po tym jak przeczytałam trylogię Siesickiej rozpoczętej od "Zapałki na zakręcie" postanowiłam przeczytać czwartą jej powieść, którą u siebie mam. Są tu już zupełnie inni bohaterowie, inna historia, niezwiązana z Osadą.
Trzy kobiety o imieniu Julia - babka, matka i córka. Najmłodsza wraz z rodzicami wprowadza się do nowego domu, co z czasem staje się impulsem do poznania pewnej tajemnicy z życia Julii Najstarszej.
Książka jest dla mnie o wiele lepsza niż "Zapałka na zakręcie", "Pejzaż sentymentalny" i "Zatrzymaj echo". Po raz kolejny mogę powiedzieć, że przyciąga mnie surrealistyczna okładka Jacka Yerki. Treść jest jednak ważniejsza. Dużym plusem jest to, że ta opowieść pod zagadkowym tytułem zainteresowała mnie bardziej niż wcześniej wspomniane książki tej autorki. Tu także pojawia się wątek miłości, ale nie przysłania całej akcji. "-?... - Zapytał czas" jest napisane lepiej, może dlatego, że z jakiegoś powodu bardziej chciało mi się to czytać. Mamy opisy, które dobrze oddają postaci i miejsca. Sądzę, że dłużej to pozostanie w mojej pamięci niż "Zapałka za zakręcie". Mimo to bohaterowie, pomimo ciekawszej moim zdaniem konstrukcji niż w powyższych książkach, nadal nie są na tyle zajmujący, abym mogła napisać, że ta książka była bardzo dobrą lekturą.
Może to kwestia tematyki, może moich upodobań, ale z moich spotkań z pisarstwem Siesickiej nadal wynika, że nie zachwyca mnie, podobnie jak Słowacki nie zachwycał Gałkiewicza w "Ferdydurke". Wciąż w moich oczach jest to historia zlepiona z różnych przeciętnych scen, z których zdarzają się zabawne lub ciekawsze, nawet jest chwila wzruszenia, ale nie są to na tyle intensywne odczucia, żeby naprawdę to polubić.
W pewnym momencie domyśliłam się już, jaka jest tajemnica rodziny Julii i Fabiana. Jej ostateczne wyjawienie nie było jednak zaskakującą sceną.

Po tym jak przeczytałam trylogię Siesickiej rozpoczętej od "Zapałki na zakręcie" postanowiłam przeczytać czwartą jej powieść, którą u siebie mam. Są tu już zupełnie inni bohaterowie, inna historia, niezwiązana z Osadą.
Trzy kobiety o imieniu Julia - babka, matka i córka. Najmłodsza wraz z rodzicami wprowadza się do nowego domu, co z czasem staje się impulsem do poznania...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

W moim pokoju jest taka książka, która leży sobie cicho między innymi książkami. To "Zapałka na zakręcie". Pamiętam, że o tym tytule dowiedziałam się, kiedy brałam udział w czasach szkolnych w Maratonie Czytelniczym i to była prawdopodobnie jedna z lektur. Niedawno ten niewielki tom zwrócił znowu moją uwagę. Czytałam tę książkę tylko raz, jakoś w 2013 a może w 2012, nie wiem - nie pamiętam z niej wiele, może znów okaże się ciekawa?
Okładka przyciąga wzrok. Obraz Jacka Yerki "Kieszonkowa dżungla" może wydawać się dziwny, ale według mnie ma miły, surrealistyczny klimat. Kojarzy mi się ze snami, które same w sobie są czymś fascynującym i często złożonym z pozornie niepasujących elementów, tak jak ten obraz. Powiedziałabym, że dla mnie okładka jest największym plusem tej książki (sic).
A teraz przejdę do fabuły.
Magdalena zwana Madą wraz z siostrą Alicją/Alusią i mamą cyklicznie spędza wakacje w Osadzie. Podczas jednego z takich wyjazdów poznaje Marcina. Tajemniczy chłopak wydaje się być odludkiem. Wydaje się, że ma pewną tajemnicę. Zaczyna się historia zakochania nastoletniej Mady, uczucia, którego sama nie jest pewna, lecz z czasem myśli o nim poważniej.
Nie jestem fanką powieści o nastoletnich miłościach, chociaż nie każdy wątek miłosny okazuje się być "zły". W literaturze, tej klasycznej też, jest w końcu wiele bohaterek, również młodych, których uczucia są opisane naprawdę ciekawie. To starsza książka (1966 rok), więc na szczęście nie wpisuje się w kategorię Young Adult, której szczerze nie lubię. Sądziłam, że po latach przypominając sobie tę powieść Krystyny Siesickiej odnajdę w niej coś niezwykłego, przyjemnego czy chociażby coś, co mogło mnie interesować kiedy byłam młodsza.
Dochodzimy do sedna problemu. Ile razy sięgałam pamięcią, tyle razy sobie przypominałam, że ja z tej książki niewiele pamiętam. Wiedziałam, o czym jest fabuła, lecz żadna postać nie przyciągnęła mojej uwagi. Wszystkie wydawały mi się płytkie, naszkicowane tylko z grubsza.
Mamy okazję poznać wydarzenia i z punktu widzenia Mady i z punktu Marcina. Przypomnienie sobie narracji Marcina mnie nieco ożywiło podczas lektury, ponieważ dobrze było poznać, czym dla niego jest ta miłość. Marcin i Mada mają potencjał do opisania ich przeżyć. Cała książka przypomina mi zbiór myśli bohaterów i opisy wydarzeń, w których sami uczestniczą. Jest tam jednak za mało czegoś, żeby mi się podobała. Opisy są zdawkowe. W sumie nie zawsze to przeszkadza, ale jakoś w tej książce miałam uczucie, że właściwie nie wiem, w jakich czasach się rozrywa akcja (milicja przypomina nagle o PRL-u). Dialogi też nie były porywające. Nie chodzi o to, aby każde słowo było niebanalne, wzniosłe albo ultraintrygujące - nie, w książce trzeba różnych rodzajów scen. Ta jednak z mojego punktu widzenia jest wypełniona szeregiem sytuacji, z których prawie nic nie wynika. Jest niepokojąca przeszłość Marcina; są rozterki Mady o sensie uczucia i o relacji z Marcinem; w tle mamy jeszcze rodzinę Mady. Jej matka samotnie wychowuje córki, ojciec ich opuścił. W pewnym momencie Ala znajduje się w szpitalu (nie sądzę, żeby był to spoiler, nie wnosi nic do treści książki, to przypadkowy wypadek). Poczułam wtedy zwrot akcji i myślałam "och, jej siostra ma ranę, leży w szpitalu i ma nogę w gipsie... ale po co się to właściwie stało?... nic nie wiem o wypadku...". Uświadczyłam kilku fragmentów, zdań, które wywarły lepsze wrażenie ("Człowiek to rzeczownik, a rzeczownikiem rządzą przypadki"). Później powróciłam do tej rzeczywistości, która przedstawiała mi się następująco:
Czytam, ale jakoś wszystkie osoby występujące w historii są mi obojętne.
Nie jest mi bliski temat zakochanej nastolatki, ale nie widzę tu nic, dzięki czemu mógłby być mi bliższy.
Znów powtarza się moje pierwsze doświadczenie z "Zapałką na zakręcie", za jakiś czas znów o niej zapomnę.
Kiedy to się skończy? Czytałam "jednym strumieniem", skończyłam tego samego dnia, co zaczęłam. Od pewnego momentu treść zdawała mi się monotonna.
Z całym szacunkiem dla autorki, widzę nawet, że na LC jest tu wiele pozytywnych lub nostalgicznych opinii. Moja nie należy do nich, jest to w końcu kwestia indywidualna.
Dla zasady przeczytam kolejne części ("Pejzaż sentymentalny" i "Zatrzymaj echo"). Kupiłam je, by poznać dalsze losy bohaterów, lecz los tych dwóch przedstawia się na razie tak, jak pierwszej części. Nie są to książki, które szczególnie wspominam, nawet lata po ich przeczytaniu. W odróżnieniu od innych, które czytałam w dzieciństwie czy nieco później, a dawno do nich nie zaglądałam, pamiętam więcej niż z tej trylogii. Może w dalszych częściach odkryję jednak coś ciekawego i zapomnianego.
"Zapałka na zakręcie" po latach okazała się dla mnie znów bez wyrazu i bezbarwna.

W moim pokoju jest taka książka, która leży sobie cicho między innymi książkami. To "Zapałka na zakręcie". Pamiętam, że o tym tytule dowiedziałam się, kiedy brałam udział w czasach szkolnych w Maratonie Czytelniczym i to była prawdopodobnie jedna z lektur. Niedawno ten niewielki tom zwrócił znowu moją uwagę. Czytałam tę książkę tylko raz, jakoś w 2013 a może w 2012, nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Historynka oraz Jasper Dale to zdecydowanie moje dwie ulubione postacie z tej dylogii L. M. Montgomery.
To jedna z książek mojego dzieciństwa, do której ostatnio wróciłam. Pamiętam, że przeczytałam ją zapewne później niż cykl o Anii Shirley, ale obie serie podobały mi się tak samo. Teraz trochę większą nostalgię zaczęłam żywić do "Historynki" i "Złocistej drogi" - o ile z cyklu o Ani najbardziej lubię początkowe części, ponieważ najbardziej Ania była mi bliska jako dziecko, a potem zaczynały mnie fascynować inne dziecięce postaci z tamtej serii... Tu, w "Złocistej drodze" historia zostaje przerwana, nie znamy dalszych losów dorastającej Sary/Historynki i jej dorosłego życia. Pewne przesłanki mamy w książce, jednak dotyczą one wspomnień narratora związanych z dalszymi latami, ale one nie są opisane w książce.
To, co lubię w tej powieści to wspomniana przeze mnie para bohaterów. Historynka jest wyjątkową osobą, ma dar do opowiadania fascynujących historii i wielką wyobraźnię - to ją łączy z Anią, chociaż ta druga nie zajmowała się głównie opowiadaniem, za to lubiła pisać. To historia dziejąca się w innych czasach i podczas lektury rozmyślałam trochę o tym, że bez względu na rozwój technologii i zmianę epoki jest naprawdę mało takich osób jak Historynka. Wśród dzieci i nastolatków coraz mniej... Nasza bohaterka nie jest bowiem dzieckiem, jest nastolatką. A dzisiaj szczególnie w tej grupie wiekowej widzę brak wyobraźni... Kończąc takie wywody, jest dla mnie naprawdę bliską postacią.
Jasper Dale - chyba dla niego powróciłam do tej serii. Każdy kto czytał wie, jaka była jego intrygująca i tajemnicza historia. Chciałam ponownie przeczytać "Historynkę" i "Złocistą drogę", ponieważ pewnego dnia przypomniałam sobie pewien motyw i zaczęłam szukać, w której z książek Montgomery się znajdował. Chodziło o pewien pokój, który jest istotnym elementem opowieści o "Dziwaku" - jak nazywają go ludzie. Więcej nie zdradzę, bowiem każdy, kto zna tę książkę zna i pokój w domu Jaspera, a kto nie, ten niech przeczyta :D On również mi zaimponował, tak jak Historynka. Jest postacią wrażliwą, również z dużą wyobraźnią. Jest romantyczny, przyjazny, chociaż dla ogółu otoczenia (poza Historynką i pewną inną osobą) wydaje się niezwykle niedostępny i nieśmiały. Również jest coś, co nas łączy.

Historynka oraz Jasper Dale to zdecydowanie moje dwie ulubione postacie z tej dylogii L. M. Montgomery.
To jedna z książek mojego dzieciństwa, do której ostatnio wróciłam. Pamiętam, że przeczytałam ją zapewne później niż cykl o Anii Shirley, ale obie serie podobały mi się tak samo. Teraz trochę większą nostalgię zaczęłam żywić do "Historynki" i "Złocistej drogi" - o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Tak się składa, że była to moja pierwsza książka Beaty Pawlikowskiej, jaką przeczytałam. Ostatnio do niej wróciłam. Styl autorki, taki jak zawsze, ale jest tu więcej opisów, dialogów i przemyśleń niż dziwnych okrzyków. Bardzo ciekawy, humorystyczny i refleksyjny zapis podróży do Afryki.

Tak się składa, że była to moja pierwsza książka Beaty Pawlikowskiej, jaką przeczytałam. Ostatnio do niej wróciłam. Styl autorki, taki jak zawsze, ale jest tu więcej opisów, dialogów i przemyśleń niż dziwnych okrzyków. Bardzo ciekawy, humorystyczny i refleksyjny zapis podróży do Afryki.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Historie nie są czymś, co się wydarza, historie są opowiadane." Zdanie to rozpoczyna wstęp od autora.
Siedemdziesiąt różnych opowieści. Różne miejsca świata - od wysp po kontynenty. Wiele krajów.
"Atlas lękliwego mężczyzny" był mi tytułem zupełnie nieznanym, tak jak jego autor. Dopóki nie otworzyłam książki zastanawiałam się, czy jest to jakaś współczesna powieść z elementami psychologii, jakieś eseje, cokolwiek. Okazało się, że to podróże.
Ransmayr opisuje miejsca zarówno odludne jak i takie, którymi są duże miasta. W niektórych opowieściach pojawia się historia, lecz nie są to rozdziały poświęcone konkretnym wydarzeniom; to opowieści o ludziach. Właśnie oni, towarzysze narratora, tubylcy, turyści są bohaterami "Atlasu...". W każdym miejscu, nawet bardzo odległym dla czytelnika i w innej kulturze rozgrywają się osobiste dzieje wielu mniej lub bardziej anonimowych postaci.
Każdy rozdział rozpoczyna się słowem "Widziałem".
Ja też miałam szansę zobaczyć wszystkie te miejsca: lodowe pustynie, oceany, dżungle, szpitale psychiatryczne, miasta, domy. Każda opowieść jest inna, jest krótką impresją, czasem przerażającą, a czasem zupełnie spokojną.
Autor napisał także, że książka dotyczy miejsc, które naprawdę odwiedził, chociaż jedno z nich nie jest takie - poznał je wyłącznie z opisów jego żony. Napisał, że jego nazwę zachowa dla siebie. Wówczas przyszło mi do głowy "A co, jeśli cała książka jest zmyślona i jest to perfekcyjna tajemnica? Sugestywny opis różnych miejsc, lecz wymyślony, może oparty na różnych relacjach z tych miejsc". W tej chwili sądzę, że ta myśl to tylko dziwna teoria, lecz nawet, gdyby tak było nie umniejsza to wartości tej powieści.
Intrygujące, polecam.

"Historie nie są czymś, co się wydarza, historie są opowiadane." Zdanie to rozpoczyna wstęp od autora.
Siedemdziesiąt różnych opowieści. Różne miejsca świata - od wysp po kontynenty. Wiele krajów.
"Atlas lękliwego mężczyzny" był mi tytułem zupełnie nieznanym, tak jak jego autor. Dopóki nie otworzyłam książki zastanawiałam się, czy jest to jakaś współczesna powieść z...

więcej Pokaż mimo to