-
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać441 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14 -
Artykuły
Zapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
Zaraz po przeczytaniu pierwszego tomu serii "Ogród Zuzanny" pt. "Miłość zostaje na zawsze" duetu Justyna Bednarek i Jagna Kaczanowska sięgnęłam po tom drugi pt. "Odważ się kochać". Książką po prostu się zachłysnęłam.
Ta część serii skupia się bardziej na losach trzech przyjaciółek. Zuzanna, szczęśliwa w miłości, odchodzi trochę na dalszy plan. Kazimiera pokazuje pazura w małżeńskim pożyciu, a to za sprawą problemów, jakie wiszą nad księgarnią, której dalsze istnienie pozostaje pod znakiem zapytania. Wioletta natomiast odbywa terapię i zaczyna się zmieniać zarówno mentalnie, jak i fizycznie. Nadal kręcą się wokół niej mężczyźni, ale tym razem to ona będzie decydować, z którym chce być.
Życie w miasteczku Stara Leśna ubarwiają postaci znane z poprzedniego tomu, czyli proboszcz August Fąfara i jego barwna matka Aldona, ekolog Jacek Wtorek, depresyjny motocyklista Gwidon Kozłowski czy cukiernik Antoni Grzybek. Do miasteczka przybywają nowi bohaterowie: bezdomny pan Henryk z zanikiem pamięci i myśliwa Elżbieta Wieczorek. Trzeba tu wspomnieć również o decydującej roli zwierząt. Będzie zatem znów o kurze i kocie, ale pojawią się też wątki związane z końmi i sroką.
Życiem miasteczka najbardziej wstrząśnie śmierć Jana Marii Sochackiego, przedstawionego pod koniec pierwszego tomu biznesmena-filantropa. Poza oficjalnym dochodzeniem policyjnym prywatne śledztwo prowadzić będą mieszkańcy. Każdy okazuje się podejrzany...
Do ironicznego stylu powieści z cyklu "Ogród Zuzanny" oraz wyrazistych i niekiedy barwnych postaci przyzwyczaiłam się poprzednim razem, więc tym razem książkę przeczytałam zdecydowanie szybciej. Do tego typu powieści warto podejść z dystansem i nie nastawiać się na literaturę przez duże L. To przede wszystkim książka, która bawi i relaksuje. Owszem, w książce pojawia się wątek kryminalny, ale nie można odebrać jej jak kryminału, zwłaszcza że sprawą kierować ma człowiek, niejako za karę skierowany poza Warszawę. Mamy tu natomiast opis małomiasteczkowego życia, które skupia się głównie na przywarach mieszkańców, a każda nowość jest czymś, co ludzi podnieca i fascynuje. Z drugiej strony widać też swego rodzaju solidarność mieszkańców, gdy u kogoś z nich pojawia się kłopot i potrzebna jest pomoc.
"Odważ się kochać" to przede wszystkim książka o szukaniu szczęścia, pokonywaniu własnych słabości i wychodzeniu ze swojej strefy komfortu. Widać to najwyraźniej na przykładzie Wioli, która z barwnego i potulnego ptaka ukrywającego pod upierzeniem prawdziwe ja przeistacza się w piękną kobietę znającą swoją wartość. Trauma z dzieciństwa wpływa też na życie Elżbiety Wieczorek, która podobnie do Wioli rozkwitnie w powieści.
Dużą przemianę przechodzi też Jacek Wtorek, który ulega urokowi kobiety całkowicie odmiennej od niego i jego poglądów.
Polecam tę ciepłą i relaksuję książkę. To dobra i niewymagająca pozycja na wakacyjny czas.
Zaraz po przeczytaniu pierwszego tomu serii "Ogród Zuzanny" pt. "Miłość zostaje na zawsze" duetu Justyna Bednarek i Jagna Kaczanowska sięgnęłam po tom drugi pt. "Odważ się kochać". Książką po prostu się zachłysnęłam.
Ta część serii skupia się bardziej na losach trzech przyjaciółek. Zuzanna, szczęśliwa w miłości, odchodzi trochę na dalszy plan. Kazimiera pokazuje pazura w...
Dawno nie czytałam relaksującej, kobiecej literatury obyczajowej i za namową ejotka - dziękuję 😊 postanowiłam sięgnąć po pierwszy tom serii "Ogród Zuzanny" Justyny Bednarek i Jagny Kaczanowskiej pt. "Miłość zostaje na zawsze". Jest to moje pierwsze spotkanie z tymi pisarkami i już wiem, że nie ostatnie 😊
W starym domu o nazwie Kurza Stopa w miejscowości Stara Leśna nieopodal Warszawy mieszkają 3 panie Czaplicz: 90-letnia Cecylia, jej córka Krystyna i wnuczka Zuzanna. Jest też rodzynek 12-letni Wojtek, syn Zuzanny.
Mimo swego wieku, Cecylia wydaje się być najbardziej żywą i żwawą, pełną ciepła i życzliwości kobietą uwielbiającą barwne ubranie i dopasowane do nich kolory paznokci. Wiedzie bardzo towarzyskie życie, w związku z tym systematycznie spotyka się u niej na grze w karty trzech panów: aptekarz, cukiernik i proboszcz o dźwięcznym nazwisku August Fąfara.
Krystyna jest całkowitym przeciwieństwem matki - poukładana, oszczędna, bardzo pragmatyczna, ze stale poważną lub nadąsaną miną i niemająca przyjaciół. Być może dlatego łatwo daje się wkręcić Karolinie, która trochę namiesza w życiu Zuzanny - nieśmiałej, wycofanej, niepotrafiącej walczyć o swoje zdolnej projektantce ogrodów. W przeszłości Zuzanna odroczyła studia za sprawą choroby Krystyny, a potem je porzuciła, gdy okazało się, że jest w ciąży. Brak dyplomu wykorzystuje zatem jej szef Robert, właściciel firmy Kozak Gardens, opłacający Zuzannę na tyle chytrze, że kobietom ledwie wystarcza na opłaty.
Ich sytuacja się zmienia, gdy niszczejącą willę Jolancin kupuje Adam Przygodzki, dawny znajomy Zuzanny. Kobieta ma za zadanie odnowić ogród wokół willi. Używa do tego wiktoriańskiej mowy kwiatów. W ten sposób przekazuje Adamowi wiadomość sprzed trzynastu lat.
Muszę przyznać, że początkowo książkę czytałam trochę na siłę. Nie mogłam się przekonać do języka mocno ironicznego i trącącego nieco myszką. Przeszkadzała mi wielość postaci i denerwowały nazwiska (Kozak, Grzybek, Wtorek itp.), jakby autorki naigrawały się ze swoich bohaterów oraz nadawanie nazw domom i zwierzętom. A tych ostatnich w książce występuje naprawdę wiele, bo poza kotami, psami czy chomikiem występują tu jeszcze kura i świnia 😉
Przyznaję, że przy lekturze trzymał mnie plan ogrodu i bogactwo roślin, a także wiktoriańska mowa kwiatów, z którą spotkałam się już w innych książkach (np. "Pierwszy ogrodnik" Denise Hildreth Jones). Z czasem przyzwyczaiłam się do zjadliwych dialogów, a fabuła stawała się coraz bardziej interesująca i intrygująca. A że sporo jest w książce różnych zdarzeń i zaskakująco przedstawiony pewien zwrot akcji, więc czytelnik się nie nudzi. Pewne historie są przewidywalne, ale nie odbiera to uroku książce - klimatycznej, ciepłej i urokliwej, w której zwycięża wsparcie i miłość najbliższych.
Zakończenie pierwszego tomu jest tak przedstawione, że nie sposób nie sięgnąć od razu po tom drugi 😚😉
I wciąż jestem zaintrygowana, jak autorki podzieliły się treścią... Czy podzieliły się rozdziałami? Raczej nie. Może częściami rozdziałów? A może historiami bohaterów? Muszę poszukać, czy podzieliły się tym z czytelniczkami.
Dawno nie czytałam relaksującej, kobiecej literatury obyczajowej i za namową ejotka - dziękuję 😊 postanowiłam sięgnąć po pierwszy tom serii "Ogród Zuzanny" Justyny Bednarek i Jagny Kaczanowskiej pt. "Miłość zostaje na zawsze". Jest to moje pierwsze spotkanie z tymi pisarkami i już wiem, że nie ostatnie 😊
W starym domu o nazwie Kurza Stopa w miejscowości Stara Leśna...
Pestka, Ula, Julek i Marian spędzają wakacje w tej samej wsi. Ich oczkiem w głowie jest wyspa położona w okolicy. Tam się spotykają i wspólnie spędzają czas. Pewnego dnia pojawia się na niej "obcy", któremu trzeba pomóc. Szkopuł w tym, że chłopak ukrywa przed nimi prawdę i powód, dla którego włóczy się po Polsce. Dzieciom jednak imponuje nieco starszy chłopiec z dużym poczuciem wolności i jednocześnie dobrym sercem. Długo ukrywają Zenka przed dorosłymi i dopiero zagrożenie wpływa na zmianę ich decyzji.
Tej książki nie przeczytałam w dzieciństwie, bo zwyczajnie jej nie miałam i trudno ją było zdobyć w bibliotece. Okazuje się jednak, że los słusznie zdecydował wtedy za mnie. Obawiam się, że przeczytanie tej książki wtedy mogłoby mnie skutecznie zniechęcić do czytania innych lektur.
Dziwi mnie, że książka jest nadal w kanonie lektur szkolnych. Dla współczesnych dzieciaków też będzie nudna i nieco niezrozumiała. Jakby nie było wiąże się z życiem w zamierzchłej i niezrozumiałej dla nich przeszłości bez telefonów, tabletów, laptopów, gier itp. Któremu z nich przyszłoby teraz dorabiać sobie zbieraniem owoców? Dla mojego pokolenia to była norma. A współczesne uznałoby być może, że jest to wykorzystywanie nieletnich. Poza tym pojawiają się w niej słowa, których dzieci obecnie nie znają: milicja (podejrzewam, że uznają to słowo za błąd w druku 😉), dekawka itp.
Być może pisarka chciała przedstawić dziecięcą solidarność i troskę o potrzebujących, moralne dylematy dzieci, którym wpojono zasady właściwego zachowania, wpływ kogoś nowego na grupę, fascynację kimś innym, kto nie mieści się w szablonie rówieśników znanych dzieciakom. Być może... Bo odbieram to z punktu widzenia osoby dorosłej, której przedstawione życie nie jest obce. Czy współczesne dzieci też spojrzą na losy bohaterów w ten sposób? Śmiem wątpić. Ale nie będzie to jedynie skutek innych czasów, ale też archaiczności języka i przestymulowania współczesnych młodych ludzi, co do których zabiegamy i robimy wszystko, by się "nie nudziły", w zamian uzyskujemy pokolenie, które rzadko wychodzi z własną inicjatywą i które żyje w przeświadczeniu, że wiele mu się należy.
W książce niestety niewiele się dzieje i znacznie się w związku z tym dłuży. Mnie zainteresowała dopiero wtedy, gdy dzieci powiedziały o Zenku dorosłym. Ale to już była końcówka książki :(
Pestka, Ula, Julek i Marian spędzają wakacje w tej samej wsi. Ich oczkiem w głowie jest wyspa położona w okolicy. Tam się spotykają i wspólnie spędzają czas. Pewnego dnia pojawia się na niej "obcy", któremu trzeba pomóc. Szkopuł w tym, że chłopak ukrywa przed nimi prawdę i powód, dla którego włóczy się po Polsce. Dzieciom jednak imponuje nieco starszy chłopiec z dużym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
W czasie kwietniowo-majowej akcji darmowych ebooków portalu CzytajPl i aplikacji Woblink wybrałam debiut literacki Moniki Michalik pt. "Bądź moim marzeniem". Wszystko za sprawą okładki, bo w czasie przymusowego pobytu w domu miło było popatrzeć na bezkres morza. Książki nie zdążyłam przeczytać w czasie wspomnianej akcji. Początek wciągnął mnie na tyle, że postanowił książkę doczytać do końca, już poza akcją.
Natalia, pracownica biura podróży cieszy się na urlop na Korfu, dokąd ma polecieć ze swoim chłopakiem, Tomkiem. W noc przed wylotem Tomek oznajmia jej, że nie poleci i zrywa związek z Natalią, bo kocha inną.
Kobieta decyduje się więc na samotnie spędzany urlop z daleka od wszystkiego, co mogłoby jej przypominać Tomka. Postanawia też nie wiązać się w najbliższym czasie z jakimkolwiek mężczyzną. Ale na Korfu poznaje Michała, przystojnego i uczynnego recepcjonistę po przejściach...
Oboje "wpadają po uszy" i zaczyna ich łączyć coś zdecydowanie więcej niż zawodowa relacja wczasowiczka-recepcjonista.
Gdy obojgu wydaje się, że osiągnęli szczęście i ułożyli plany na przyszłość, Natalia za namową mamy i przyjaciółki idzie na badania lekarskie, a zaraz potem trafia do szpitala. Diagnoza mrozi krew w żyłach. W związku z tym Natalia decyduje się na desperacki krok, a nieświadomy niczego Michał bierze los w swoje ręce.
Okładka i tytuł książki "Bądź moim marzeniem" są tak sugestywne, że byłam początkowo pewna, że wybrałam lekką i relaksującą książkę, jakiej było mi potrzeba w okresie społecznego oddalenia. Tymczasem trafiłam na lekturę dość trudną emocjonalnie. Z jednej strony walka ze śmiertelną chorobą, z drugiej - decyzja o nieobarczaniu swoimi problemami innych. Mimo dość swobodnego tonu książki nie daje się uniknąć pytania, co by się zrobiło na miejscu Natalii. Czy w takiej sytuacji też powiedziałabym o tym tylko dwóm osobom, licząc na to, że one nie podadzą tej wiadomości dalej? A może w głębi ducha myślałabym, że one wyręczą mnie w powiadamianiu reszty znajomych? I dzięki temu nie będę widzieć wyrazu twarzy zaskoczonych rozmówców i nie będę słyszeć z ich ust słów litości.
Trudny to wybór. A czytelnik ma wrażenie, że autorka musiała taki podjąć, bo czyta dość sugestywne opisy sytuacji szpitalnych, nazwy konkretnych leków i metod leczenia, ale też pamięta dedykację na początku książki.
Tak zatem początkowo lekka, zwodząca tytułem i okładką lektura zamienia się w książkę ze śmiertelną chorobą w roli głównej i trudną decyzją do podjęcia. I całe szczęście, że na tym świecie są też inni ludzie, którzy też podejmują wybory. I może się tak zdarzyć, że te wybory gdzieś się skrzyżują, co spowoduje zmianę sposobu myślenia i podjęcie nowych decyzji...
Polecam książkę z całego serca, ale też z góry uprzedzam, żeby zaopatrzyć się w pudełko chusteczek. Dawno tylu łez nie wylałam podczas lektury.
W czasie kwietniowo-majowej akcji darmowych ebooków portalu CzytajPl i aplikacji Woblink wybrałam debiut literacki Moniki Michalik pt. "Bądź moim marzeniem". Wszystko za sprawą okładki, bo w czasie przymusowego pobytu w domu miło było popatrzeć na bezkres morza. Książki nie zdążyłam przeczytać w czasie wspomnianej akcji. Początek wciągnął mnie na tyle, że postanowił książkę...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Przyznaję, że po książkę sięgnęłam, bo czytałam wcześniej "Ósme życie (dla Brilki)"i byłam pod wrażeniem oraz za sprawą intrygującej okładki - zastanawiam się, czy kobieta po prawej i po lewej stronie to ta sama osoba ;)
Rok 1995. W Czeczenii wybucha wojna. Do rodzinnej wioski 17-letniej Nury wkraczają wojska rosyjskie. Dziewczyna ma dość muzułmańskiego reżimu i planuje ucieczkę. Wojna jednak na zawsze przekreśla jej plany.
Równolegle w Moskwie Aleksander zostawia ukochaną i wyrusza na front. Za nim ciągnie się opinia o jego ojcu, bohaterze z Afganistanu.
Rok 2016, Berlin. Ada, córka rosyjskiego oligarchy, Aleksandra Orłowa, zwanego Generałem, chce poznać tajemniczą przeszłość ojca. Generał wstrząsany przerażającymi wspomnieniami, postanawia wymierzyć sprawiedliwość oprawcom. W swoje plany chce zaangażować Kotkę, zmanierowaną aktorkę gruzińskiego pochodzenia, łudząco podobną do ofiary sprzed lat.
Podobnie jak w "Ósme życie (dla Brilki)" jedną z głównych ról odgrywają w książce "Kotka i Generał" wydarzenia historyczne, tym razem przełomu XX i XXI w. Kraje byłego ZSRR sukcesywnie odłączają się od dotychczasowego suwerena, a dzieje się to kosztem m.in. zwykłych ludzi poddawanych inwigilacji, ale i torturom, które wymykają się spod kontroli.
I w taki właśnie sposób ginie 17-letnia Nura. Dziewczyna marzy, by się wyrwać z wszechobecnych zasad muzułmańskiego świata, a tymczasem dopada ją polityka dorosłych. A potem zachłyśnięcie się władzą i siłą oraz nieopamiętanie w agresji.
Z kolei w Aleksandrze, mimo upływu 20 lat, nie cichną wyrzuty sumienia, poczucie winy, ale też myśl o tym, że winni powinni ponieść karę za wyrządzone niegdyś zło. Miałam wrażenie, że to właśnie te uczucia napędzały go do działania, zwłaszcza że był gotów zapłacić każde pieniądze, by spotkać wszystkich winnych jeszcze raz, przypomnieć im pamiętną noc i rzeź, której się dopuścili, a na koniec wymierzyć sprawiedliwość.
Z drugiej jednak strony miałam wrażenie, że Generał chciał uciszyć wyrzuty swojego sumienia, wymierzając sprawiedliwość pozostałym i miał poczucie wyższości nad nimi. Odnoszę też wrażenie, że tkwiło w nim przeświadczenie bycia lepszym. A trzeba jasno powiedzieć, że on też brał udział w tym potwornym zabójstwie. Od reszty różniło go tylko to, że o tym powiedział. Nie do końca jednak czyste były jego pobudki. A na koniec i tak dał się sprzedać.
Książka jest nasycona wielkimi emocjami, z których na pierwszy plan wysuwają się przeżywane koszmary oraz żądza odwetu. Dlatego liczyłam na mocniejsze zakończenie. To zaproponowane przez pisarkę trochę mnie zawiodło.
Książkę mimo wszystko bardzo polecam.
Przyznaję, że po książkę sięgnęłam, bo czytałam wcześniej "Ósme życie (dla Brilki)"i byłam pod wrażeniem oraz za sprawą intrygującej okładki - zastanawiam się, czy kobieta po prawej i po lewej stronie to ta sama osoba ;)
Rok 1995. W Czeczenii wybucha wojna. Do rodzinnej wioski 17-letniej Nury wkraczają wojska rosyjskie. Dziewczyna ma dość muzułmańskiego reżimu i planuje...
Przez ostatnie 2 tygodnie korzystam z darmowych ebooków w akcji #PolećDalej portalu CzytajPL. Jedną z książek, które przeczytałam, jest "Cała przyjemność po mojej stronie", pierwszy tom serii Natalii Sońskiej pt. "Jagodowa miłość". Nie ukrywam, że książkę wybrałam za sprawą okładki.
Jagoda pracuje jako kelnerka w cukierni "Słodka" w lokalu, który należy do niej, a właściciel (Karol) od niej wynajmuje. Po godzinach Jagoda wymyśla swoje receptury na ciasta, wzbogacając w ten sposób menu cukierni i odreagowując zdradę męża oraz zbliżający się rozwód.
Wkrótce do mieszkania kobiety wprowadza się jej siostra, Agata, która traci pracę.
Cotygodniowym gościem "Słodkiej" jest Tomasz, pracownik banku i wdowiec, któremu wciąż trudno pogodzić się ze stratą żony.
Okazuje się, że Tomasz przyjeżdża po serniki nie tylko dlatego, że lubi je jego teściowa, ale też dlatego, że Jagoda budzi w nim dawno zapomniane uczucia.
O kulisach jagodowej miłości musicie przeczytać sami, bo więcej nie zdradzę.
Gdy jest się w ostatnim czasie zapracowaną oraz tęskni się za odpoczynkiem emocjonalnym i umysłowym, tak wysłodzona lektura ten odpoczynek zapewni.
Książka pozornie jest łatwą, miłą i niewymagającą lekturą. Ma jednak swoje nieudacznie przedstawione dno. Bo jak tu zaufać kolejnemu mężczyźnie, skoro ma się doświadczenia z mężem-kobieciarzem? Z drugiej strony - jak zaangażować się w kolejne uczucie, skoro jeszcze 2 lata temu miało się żonę? Czy to nie jest zdrada? Jak na to zareagują znajomi i teściowie? Czy ci ostatni nie będą mieli za złe i pomyślą sobie, że zięć zapomniał już o córce?
Autorka porusza też kwestię specyficznych relacji dzieci-rodzice w rodzinie Jagody i Agaty. Dzieci od dawna są dorosłe i jakoś ułożyły sobie życie. Jadnak każda ich porażka jest traktowana przez rodziców jak wstyd dla rodziny i winą za te porażki obarczają wyłącznie swoje dzieci, nie widząc błędów np. zięcia.
Ogólnie książka średnio mi się podobała. Zdarzały się niuanse, które mnie denerwowały, np. zastępowanie imienia Jagody, sformułowaniem "siostra Agaty". Było to dziwaczne, zważywszy na fakt, że główną bohaterką była Jagoda, a nie Agata. Jest też sporo błędów stylistycznych, które spowalniają czytanie.
Poruszane problemy przedstawione są w płaski sposób, bardziej na zasadzie - czytelniczko, resztę dorób sobie sama.
Trzeba też powiedzieć/napisać otwarcie, że to historia-marzenie, więc dla osób, które wolą książki bardziej realne, może się okazać infantylna i naiwna. O ile początek mi się podobał, o tyle pod koniec mnie już nużyło. Wiem, że tomów serii wydano już kilka, ale szczerze przyznam, że historia nie wciągnęła mnie na tyle, by sięgać po kolejne, zwłaszcza że pierwszy tom pokazuje, że problemy Jagody mogą się ciągnąć przez kilka części.
Od ponad dwóch lat nie czytałam książek Natalii Sońskiej. Myślałam, że przez ten czas zmieni się styl pisarki i jej książki przestaną być powieściami na poziomie zakochanych nastolatek, a zaczną być bardziej realne i dostosowane do wieku bohaterów. Niestety.
Przez ostatnie 2 tygodnie korzystam z darmowych ebooków w akcji #PolećDalej portalu CzytajPL. Jedną z książek, które przeczytałam, jest "Cała przyjemność po mojej stronie", pierwszy tom serii Natalii Sońskiej pt. "Jagodowa miłość". Nie ukrywam, że książkę wybrałam za sprawą okładki.
Jagoda pracuje jako kelnerka w cukierni "Słodka" w lokalu, który należy do niej, a...
Rekonwalescencja Dawida zbliża się ku końcowi. Wkrótce kończy się też czas na napisanie pracy konkursowej i Dawid musi przyspieszyć pisanie książki. Odkrywa, że zabudowa dworku w Miłosnej ma swoje sekretne pomieszczenia, a z tym wiąże się odnalezienie kolejnych pamiętników cioci Bogny. Mieszkańcy dworku poznają zatem kolejny etap historii dworku i dawnych jego mieszkańców.
Historia jest jednak tłem dla problemów, z jakimi przychodzi żyć m. in. Zuzi i jej bratu. A tu rodzi się nowy wątek i pojawiają się nowe emocje.
Ada w końcu wynajmuje mieszkanie w Poznaniu. Antoni z lekka podupada na zdrowiu, ale - zgodnie z zapewnieniami nowej rodziny - czuje się potrzebny.
Wątek Moniki i Igora nieco stabilizuje się dzięki Radkowi, któremu prezent świąteczny niesamowicie przypada do gustu i sprawia, że chłopiec ma z kim komunikować się na głos.
Zmienia się też trochę u wf-isty.
O konkretach musicie poczytać sami 😉
I znów na pierwszy rzut oka wydaje się, że książka Agnieszki Olejnik jest z gatunku literatury łatwej i relaksującej. Rzeczywiście książkę czyta się szybko i czerpie się z tego przyjemność, bo ogólnie tchnie optymizmem i daje nadzieję na lepszą przyszłość. Jednak w trakcie lektury pisarka zmusza czytelnika nad pochyleniem się nad różnymi problemami, z których część dotyczy traumy wojny, niespodziewanej śmierci, odruchami serca, gdy trzeba po ludzku pomóc. Czas wojny i obecność w dworku Niemca oznacza jednak zachowanie szczególnych środków ostrożności. Szczerze przyznam, że liczyłam na to, że ten wątek będzie mocniej rozwinięty. Okazał się niestety jedynie epizodem 😔
Pochłonął mnie wątek Zuzy. W sytuacji, która ją spotkała znów się zamknęła na innych, czemu trudno się dziwić. Uniosła się dumą i nie chciała przyjąć pomocy od przyjaciół. I znów odpowiedni trik pozwolił jej zrozumieć, że działania ludzi nie wynikają z litości czy ze współczucia, ale z troski zarówno o nią, jak i jej nieletniego brata. Bardzo jestem ciekawa jak ten wątek potoczy się dalej i jak będzie wyglądało jej przepiękne życie. Mam nadzieję, że w decydujący sposób wpłynie na nie Dawid 😉
Jestem pod wrażeniem sposobu, w jaki Agnieszka Olejnik przedstawia kolejne problemy. Mimo ich powagi czytelnik nie popada w depresję, ale też nie lekceważy poruszanych tematów. Wzruszają go i dają do myślenia. Być może wpływa na to atmosfera samego dworku w Miłosnej...
Polecam!
Rekonwalescencja Dawida zbliża się ku końcowi. Wkrótce kończy się też czas na napisanie pracy konkursowej i Dawid musi przyspieszyć pisanie książki. Odkrywa, że zabudowa dworku w Miłosnej ma swoje sekretne pomieszczenia, a z tym wiąże się odnalezienie kolejnych pamiętników cioci Bogny. Mieszkańcy dworku poznają zatem kolejny etap historii dworku i dawnych jego...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Nowy Jork i New Jersey, początek XX w. Rosalind Werner jest doktorem chemii, co w tamtym czasie jest nie lada wyczynem dla kobiety. Wykształcenie, które zdobyła w Heidelbergu, było skutkiem śmierci jej rodziców wiele lat temu po zakażeniu cholerą. Dziewczyna obiecała sobie wtedy, że zadba o zdrowie ludzi i czystość wody i słowa dotrzymała. Po przeprowadzce do USA dołączyła do badań dr Leala (postać historyczna) i podjęła się uzdatnia wody za pomocą jej chlorowania.
Proces chlorowania nie jest jednak przez wszystkich postrzegany jako bezpieczny. Naukowcy maja 90 dni na przedstawienie sądowi odpowiednich wyników.
Dr Leal i dr Werner postanawiają przekonać do swoich wyników najpierw Nicolasa Drake'a, przyszłego Komisarza do spraw Wody w stanie Nowy Jork. Rasalind i Nick ulegają wzajemnemu zauroczeniu sobą już po pierwszym spotkaniu. Jednak na drodze do wspólnego szczęścia staje sprawa dawnego skandalu, z powodu którego Rosalind przeprowadziła się do USA z bratem i jego świeżo poślubioną żoną, a także śmiałe postępowanie dr Leala, co trzeba zachować w tajemnicy. A jak to z tajemnicami bywa, wkrótce wychodzi ona na jaw i burzy dobre relacje Rosalind i Nicka.
Muszę przyznać, że początkowo trochę obawiałam się lektury "Śmiałych przedsięwzięć". A to za sprawą okładki, która skojarzyła mi się z kiepskimi romansidłami. Książka Elizabeth też jest romansem, ale świetnie osadzonym w historii USA na początku XX w., z domieszką nauki.
Poza kwestią uzdatniania wody i oczyszczania jej ze śmiercionośnego duru, cholery itp. książka porusza wątek lojalności wobec osoby, na której nam zależy. Nie brakuje też tematu statusu społecznego i materialnego. Ale większość problemów obojga głównych bohaterów jest wywołany ludzką zawiścią, dawnymi niewyjaśnionymi animozjami oraz konserwatywnym myśleniem wielu osób w związku ze sposobem bycia kobiet, ich prowadzeniem się i ograniczonymi prawami w świecie rządzonym przez mężczyzn.
Trzeba podkreślić, że cała fabuła kręci się wokół procesu sądowego, który potem się rozszerza w nowe sprawy. Warto sobie uświadomić, że w USA prawo opiera się na precedensach i tradycji, co ułatwi zrozumienie postępowania dr Lealai często wspominanego prawnika. Nie usprawiedliwia to jednak zachowania się Rosalind i sprawia, że czytelnik staje po stronie Nicka. Czy jednak usprawiedliwia to zachowanie ciotki Margaret, jej intrygi i knowania? A ona mocno namiesza w życiu obojga bohaterów i sprawi, że zagrożeni będą również ich bliscy.
Świetnie napisana książka, z wartką akcją. Jak dla mnie trochę za mało kwestii naukowych, skoro to o nie rozbija się cała sprawa.
Nowy Jork i New Jersey, początek XX w. Rosalind Werner jest doktorem chemii, co w tamtym czasie jest nie lada wyczynem dla kobiety. Wykształcenie, które zdobyła w Heidelbergu, było skutkiem śmierci jej rodziców wiele lat temu po zakażeniu cholerą. Dziewczyna obiecała sobie wtedy, że zadba o zdrowie ludzi i czystość wody i słowa dotrzymała. Po przeprowadzce do USA dołączyła...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
W ubiegłym roku okładka książki "Czarownica ze wzgórza" Stacey Halls mocno mnie zwiodła. Byłam przekonana, że jest to książka dla dziewczynek 😉😂 i zwyczajnie ją zignorowałam. Kierując się marcowym wyzwaniem portalu LubimyCzytać, sięgnęłam po tę książkę, gdyż okazało się, że na podstawie głosowania czytelników zyskała ona tytuł Książka Roku 2019 w kategorii książki historycznej. Czy było warto? Odpowiadam niżej.
Anglia, wzgórze Pendle w Lancaster. Początek XVII w.
17-letnia Fleetwood Shuttleworth, żona właściciela Gawthorpe Hall, spodziewa się dziecka. Poprzednie ciąże poroniła, a niemal chorobliwie chce dać dziedzica swemu mężowi. Przypadkowo znajduje list swojego medyka informujący, że Fleetwood nie przeżyje kolejnej ciąży. Rzeczywiście, czuje się nie najlepiej.
Podczas jednej z przejażdżek poznaje Alice, kobietę nieco starszą od siebie i będącą okoliczną akuszerką. Fleetwood postanawia, że to właśnie Alice zajmie się nią w okresie ciąży. Wkrótce jednak okazuje się, że Alice jest podejrzana o czary. A czarownice w ówczesnym świecie rządzonym przez mężczyzn szybko skazuje się na śmierć. Postępowania sędziów wobec kobiet okrzykniętych jako czarownice zakrawa nawet o szaleństwo czy paranoję.
Obie młode kobiety są sobie niezwykle potrzebne. Jedna bez drugiej umrze...
Muszę przyznać, że książka bardzo mnie wciągnęła ze względu na ciekawą fabułę, ale też przyjazny język (choć w tym przypadku może być to zasługa polskiej tłumaczki, Anny Żukowskiej-Maziarskiej). Nie czyta się jej jednak jednym tchem.
Sam wątek główny - choć niewątpliwie interesujący - był dla mnie drugorzędny. Bardziej mnie interesowała siła kobiet. Musiały one domagać się swoich praw oraz moralnego i godnego zachowania w stosunku do nich w męskim świecie, który był całkowicie podporządkowany męskim zachciankom i chuci, ich poczuciu władzy i przekonaniu o swej prawości i o nieomylności, usprawiedliwiającym obłudę, swoje mrzonki i słabości potrzebą osiągnięcia wyższych celów. Miałam wrażenie, że takim podejściem mężczyźni ukrywali swoje kompleksy, niepewność, obawę przed utratą przychylności króla, a przede wszystkim hipokryzję.
W takim świecie kobiety nie mają wyboru. Muszą być solidarne w tym, co robią i jednomyślne. Gdy jednak pojawiają się takie osoby jak matka Fletwood, zimna, wyrachowana i bardziej lojalna wobec zięcia niż córki, kobiety muszą kierować się też sprytem i mądrością przewyższającymi męskie kompleksy.
Jak dla mnie - lektura godna uwagi, choć z pewnością bardziej dla kobiet niż mężczyzn. Czy warta uzyskanego tytułu. Raczej nie. Ale może nie było w ubiegłym roku mocniejszej książki-rywalki...
W ubiegłym roku okładka książki "Czarownica ze wzgórza" Stacey Halls mocno mnie zwiodła. Byłam przekonana, że jest to książka dla dziewczynek 😉😂 i zwyczajnie ją zignorowałam. Kierując się marcowym wyzwaniem portalu LubimyCzytać, sięgnęłam po tę książkę, gdyż okazało się, że na podstawie głosowania czytelników zyskała ona tytuł Książka Roku 2019 w kategorii książki...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Jean des Cars skupiła się na dwunastu kobiecych postaciach:
królowej Katarzynie Medycejskiej (XVI w.,Francja),
królowej Elżbiecie I (XVI w., Anglia),
królowej Krystynie (XVII w., Szwecja),
cesarzowej Marii Teresie (XVIII w., Austria, Czechy i Węgry),
cesarzowej Katarzynie II (XVIII w., Rosja),
królowej Marii Antoninie (XVIII w., Francja),
królowej Wiktorii (Wielka Brytania i Irlandia),
cesarzowej Eugenii (XIX/XX w. Francja),
cesarzowej Elżbiecie-Sisi (XIX w., Austria, Czechy i Węgry),
cesarzowej Zycie (XX w., Austria),
królowej Astrid (XX w., Belgia),
królowej Elżbiecie II (XX/XXI w., Wielka Brytania)
Książka składa się z krótkich biografii wyżej wymienionych kobiet, więc można ją przerwać bez poczucia straty.
Autorka nie skupia się na historii powszechnej samej w sobie, ale na królowych i cesarzowych, niebanalnych i fascynujących postaciach o silnych charakterach i wyrazistych temperamentach. Kolejne biografie nie są jednak peanami na rzecz tych kobiet. Autorka przedstawia ich zalety, ale również wady, choć nie da się nie zauważyć, że niektóre darzy większą sympatią 😉
Podoba mi się ujęcie tych biografii uwzględniające kontekst historyczny, ale też przedstawiające atmosferę, w której przyszło im dorastać, zasiadać na tronach, a potem wychowując dzieci, zarządzać krajami czy królestwami, często w kontrze do doradców, teściowych czy mężów i ich konkubin. Fascynujące jest to, że choć wszystkie były (czy są, jak w przypadku Elżbiety II) charakterne, to każda czerpała swoją siłę z innych źródeł i rządziła na swój sposób - jedne siłą i bezkompromisowo, inne dobrocią, wrażliwością czy poczuciem humoru. Niesamowite!
Dla mnie to książka, która uporządkowała moją dotychczasową wiedzę historyczną, ale też wzbogaciła kobiecym spojrzeniem, uzupełniła o nieznane wątki i uświadomiła istnienie niektórych z przedstawionych postaci (do tej pory obca mi była cesarzowa Zyta czy Eugenia). Niedosyt miałam przy królowej Wiktorii czy Sisi, ale o nich powstały wspaniałe filmy, które ten brak uzupełniają.
Nie lada gratką jest też zwrócenie uwagi na obowiązujące w określonych okresach ubiory i tajemnice dbania o urodę.
Polecam!
Jean des Cars skupiła się na dwunastu kobiecych postaciach:
królowej Katarzynie Medycejskiej (XVI w.,Francja),
królowej Elżbiecie I (XVI w., Anglia),
królowej Krystynie (XVII w., Szwecja),
cesarzowej Marii Teresie (XVIII w., Austria, Czechy i Węgry),
cesarzowej Katarzynie II (XVIII w., Rosja),
królowej Marii Antoninie (XVIII w., Francja),
królowej Wiktorii (Wielka...
Po przeczytaniu "Znachora" Tadeusza Dołęgi - Mostowicza nie mogłam sobie odmówić przyjemności przeczytania kontynuacji działalności bezinteresownego lekarza, czyli "Profesora Wilczura". Widzowie starego, polskiego kina mogą ją obejrzeć w wersji z 1938 r. W główną rolę filmu Michała Waszyńskiego wcielił się niezapomniany Kazimierz Junosza - Stępowski. Film oparty jest jedynie na motywach powieści, nie jest ekranizacją książki.
Po powrocie do swojej warszawskiej kliniki profesor Rafał Wilczur znów odbywa trudne operacje chirurgiczne i obejmuje dawne stanowiska, z których zrezygnować musi profesor Jerzy Dobraniecki. Niezadowolona z tego stanu rzeczy jest jego żona Nina, zarzucająca mężowi zbyt poddańczą postawę. Wkrótce oboje rozpoczynają kampanię przeciw Wilczurowi, wciągając w nią innych lekarzy z kliniki.
Gdy umiera właśnie operowany przez Wilczura pacjent, znany w szerokim świecie, wzmaga się seria pomówień i intryg. Dobraniecki doprowadza do oskarżenia starszego kolegi o zaniedbania w organizacji pracy kliniki. Wilczur dochodzi do porozumienia z towarzystwem ubezpieczeniowym, w wyniku czego traci klinikę, willę i resztę majątku. Z kłopotami pozostaje sam. Nie ma nawet wsparcia córki Marii, która razem z mężem wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych. Zrujnowany, zaszczuty i złamany psychicznie postanawia wrócić na Kresy do młynarza Prokopa Mielnika. Razem z nim wyjeżdża zakochana w Wilczurze młodziutka doktor Kańska i dawny znajomy, ekscentryczny pijaczek, Cyprian Jemioł, którego czytelnicy "Znachora" mogą kojarzyć pod nazwiskiem Samuel Obiedziński.
"Profesor Wilczur" nie jest już tak fascynujący jak "Znachor", ale nadal czyta się znakomicie. Przyznam, że dałam się uwieść długim i poliglotycznym monologom Jemioła. Podziwiałam nie tylko znajomość języków, ale również klasyków literatury. A wszystko to połączone z mocnymi przemyśleniami dotyczącymi życia i przeżytych zawodów. A końcowe wytłumaczenie, czego Jemioł szuka w kolejnych butelkach alkoholu, po prostu zbiło mnie z pantałyku.
Powieść oparta jest najpierw na wychodzeniu profesora z depresji i zawodu miastem, a potem w dużej mierze na relacji Wilczura z młodszą koleżanką, zakochaną w mistrzu i razem z nim przeżywającą jego załamanie, a potem inne trudności. Brakuje już tak barwnych postaci jak w części pierwszej (bo prawie wszystkich już znamy), więc książkę czyta się już bez takich porywów jak w części pierwszej.
Mimo wszystko przyjemnie było po raz kolejny poczytać o bezinteresowności, wybaczeniu, empatii, skromności, o wartości rodziny i bliskich, o tradycji itp.
"Znachor" i "Profesor Wilczur" to doskonała uczta dla czytelnika. Polecam!
Po przeczytaniu "Znachora" Tadeusza Dołęgi - Mostowicza nie mogłam sobie odmówić przyjemności przeczytania kontynuacji działalności bezinteresownego lekarza, czyli "Profesora Wilczura". Widzowie starego, polskiego kina mogą ją obejrzeć w wersji z 1938 r. W główną rolę filmu Michała Waszyńskiego wcielił się niezapomniany Kazimierz Junosza - Stępowski. Film oparty jest...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Przed tak wielkimi dziełami jak np. "Znachor" Tadeusza Dołęgi - Mostowicza zawsze mam obawy. Fabułę zna się z ekranizacji. Ja nawet potrafię powtórzyć niektóre dialogi z filmu z 1982 r. z Jerzym Bińczyckim w roli głównej. Książka kusiła, ale bałam się, że - podobnie do innych książek z tamtych lat - okaże się nie do przejścia. Ale znajoma (Z. - dziękuję 😊) powiedziała, że takiej fance Marii Rodziewiczówny jaką jestem, "Znachor" z pewnością się spodoba, zwłaszcza że Dołęga - Mostowicz napisał go najpierw jako scenariusz do filmu. Ekranizacji doczekał się w 1937 r. po dwukrotnym odrzuceniu scenariusza i późniejszym wydaniu powieści w odcinkach wydawanych w prasie codziennej.
Tytułowy znachor to profesor Rafał Wilczur, ceniony w świecie lekarskim chirurg i właściciel popularnej kliniki w Warszawie. To człowiek honorowy i o wielkim sercu, darzony przez ludzi szacunkiem i cieszący się autorytetem nie tylko jako lekarz, ale również jako człowiek.
W kolejną rocznicę ślubu wraca do swojej willi z drogim prezentem dla żony Beaty. Okazuje się jednak, że żona opuściła profesora, zabierając ze sobą kilkuletnią córeczkę Marię Jolantę, nazywaną w domu Mariolą. W pożegnalnym liście kobieta wyznała, że nigdy nie kochała męża, a ostatnio poznała, co znaczy to uczucie i że odchodzi do mężczyzny, którego nim obdarzyła.
Wilczur wychodzi z domu, snuje się po ulicach Warszawy i spelunkach niskiej renomy w towarzystwie opryszków skorych do wypicia gorzałki za nie swoje pieniądze. Nad ranem budzi się w gliniance ogołocony z pieniędzy, ubrania i... pamięci. Nie wie, kim jest, skąd pochodzi, czym się zajmuje. Od tego dnia podróżuje od wsi do wsi w poszukiwaniu pracy i dachu nad głową. Kilka razy zostaje wtrącony do więzienia za włóczęgostwo i brak dokumentów.
Jego los odmienia się, gdy pewnego dnia kradnie dokumenty na nazwisko Antoni Kosiba i dociera do młyna na Kresach Wschodnich. Dzięki swojej sile i nieustannej chęci pracy zostaje przyjęty do pomocy we młynie. A gdy z powrotem stawia na nogi syna właściciela młyna, ludzie garną się do niego po pomoc z różnymi schorzeniami. W ten sposób Antoni Kosiba rozpoczyna swoją znachorską praktykę.
Wspomniany film z Jerzym Bińczyckim różni się trochę od książki. Owszem dialogi książkowe zostały niemal w niezmienionej formie zastosowane w filmie Hoffmana, ale z filmu wypadł środek powieści Dołęgi - Mostowicza i zupełnie inne jest zakończenie. Inna jest też książkowa Marysia (blondynka o niebieskich oczach) i Marysia w filmie Jerzego Hoffmana, grana pięknie przez Annę Dymną. Za to obsadzenie Bożeny Dykiel w roli Zoni czy Artura Barcisia w roli Wasyla - to odwzorowanie pomysłu autora 1:1.
Bałam się bardzo języka powieści, ale całkowicie niesłusznie. Współczesny czytelnik nie powinien mieć kłopotu z jej zrozumieniem. Czasem nawet ma się wrażenie, że to powieść pisana współcześnie, tylko odnosi się do czasu sprzed prawie wieku.
Jestem pod wrażeniem wyobraźni autora i przedstawienia fabuły. Ale najbardziej będę chwalić ukazanie postaci. Są barwne i każda ma to coś, co sprawia, że czytelnikowi nie mylą się kolejni bohaterowie. Ma się też wrażenie, jakby autor na tyle się z nimi zżył, że wydają się realnymi postaciami z krwi i kości, ze swoimi przywarami, charakterystycznymi powiedzonkami, akcentem w wypowiedziach. Autor postarał się o różnice w słownictwie i budowaniu zdań ludzi prostych i wykształconych. Dlatego test, jakiemu został poddany znachor przez Leszka Czyńskiego (nie ma tego w filmie), czy rozmowa Kosiby z drugim obrońcą wydają się jak najbardziej czymś na miejscu w tamtych sytuacjach.
Powieść ma w sobie jeszcze jedną i niezwykłą we współczesnym świecie wartość - przedstawia dawno zapomniane cnoty, jakimi są: skromność, honor, miłość do ziemi, szacunek do ludzi i owoców swojej pracy, troska o drugą osobę, spędzanie czasu z rodziną i bliskimi oraz przesłanie, że pieniądze szczęścia nie dają, a liczy się życzliwość i uczciwość względem drugiego człowieka.
Czytając tę książkę uświadomiłam sobie, jak bardzo zmieniły się czasy. Bohaterowie książki uważają, że nie uchodzi w niedzielę czy święta poruszać się na motocyklu czy chodzić na grzybobranie. Tę drugą czynność traktują nawet jak grzech. W czasach współczesnych większość grzybobrań, w których brałam udział (a to moje częste zajęcie) odbywa się właśnie w niedziele i święta.
Cudowna książka, od której trudno się oderwać. Polecam! Nawet jeśli tak jak ja niemal na pamięć znacie filmowe dialogi.
Przed tak wielkimi dziełami jak np. "Znachor" Tadeusza Dołęgi - Mostowicza zawsze mam obawy. Fabułę zna się z ekranizacji. Ja nawet potrafię powtórzyć niektóre dialogi z filmu z 1982 r. z Jerzym Bińczyckim w roli głównej. Książka kusiła, ale bałam się, że - podobnie do innych książek z tamtych lat - okaże się nie do przejścia. Ale znajoma (Z. - dziękuję 😊) powiedziała, że...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Londyn, okolice ambasady USA.
Tuż przed piątą rano zostaje zastrzelony bezdomny mężczyzna. Wkrótce zabójca dostaje się do pokoju 501 hotelu Shelley, gdzie noc spędza znany aktor z kochanką. Oboje stają się jego zakładnikami. Pierwsza akcja policyjna kończy się postrzeleniem jednego ze stróżów prawa. Znaleziona w okolicy miejsca zdarzenia podpisana wkładka walizkowa oraz rodzaj wykorzystanej broni naprowadzają policję na pracownika biura attaché wojskowego ambasady USA, Harry'ego Landera, który wyszedł z domu po kolejnej kłótni z żoną.
Żądania zamachowca stają się coraz bardziej wyszukane. Żąda mianowicie spotkania z ambasadorem USA, helikoptera, sporej ilości gotówki, a na tym nie koniec.
Gdy pracownicy policji mają wrażenie, że znaleźli się w szachu, pojawia się światełko w tunelu...
Początek książki wydaje się dość zagmatwany. Autor przeskakuje z wątku dotyczącego jednej postaci na wątek dotyczący innej. Miałam wrażenie, że jeszcze jeden bohater i zarzucę powieść, bo nie dam rady skupić się na tej liczbie bohaterów. Na szczęście w pewnym momencie liczba osób występujących w tym kryminale się stabilizuje i czytelnik może skupić się na fabule. A bywa zaskakująca. Podobnie do zakończenia. Początkowo człowiek zadaje sobie pytanie "ale jak to?", a potem uzmysławia sobie majstersztyk całej powieści.
Trochę denerwowało mnie tłumaczenie nazwisk bohaterów - raz odmieniane były nazwiska, a imiona nie. Innym razem na odwrót. Na początku książki miałam spory z tym problem i choć intuicja podpowiadała, że Harry to imię mężczyzny, zwrot "żona Harry Landera" sugerowało coś odmiennego.
Ogólnie książka mi się podobała i spędziłam przy niej dwa cudne wieczory. W pewnym momencie przyzwyczaiłam się do błędów odmiany nazwisk i malutkiej czcionki, choć przyznaję, że wolałabym czytać większe litery. Swoją drogą przy tak starych wydaniach człowiek uświadamia sobie, jak zmieniły się realia wydawnicze. W druku z marca 1982 r. książka ma 231 stron zapisanych malutką czcionką z niewielkimi marginesami. Współczesne książki obyczajowe czy sensacyjne mają czcionkę dwukrotnie większą, często spore marginesy i dochodzą do 500 stron. Ciekawe, ile stron liczyłaby ta powieść Francisa Clifforda, gdyby jej wydanie w Polsce zostało wznowione ;)
Londyn, okolice ambasady USA.
Tuż przed piątą rano zostaje zastrzelony bezdomny mężczyzna. Wkrótce zabójca dostaje się do pokoju 501 hotelu Shelley, gdzie noc spędza znany aktor z kochanką. Oboje stają się jego zakładnikami. Pierwsza akcja policyjna kończy się postrzeleniem jednego ze stróżów prawa. Znaleziona w okolicy miejsca zdarzenia podpisana wkładka walizkowa oraz...
Dawno książka mnie tak nie zaskoczyła, jak ostatnio przeczytana "Hinduska miłość" Javiera Moro. To fabularyzowana historia Anity Delgado, hiszpańskiej tancerki, która została piątą żoną księcia Kapurthali (dzisiejszy Pendżab).
W czasie swego pobytu w Europie maharadża Jagatjit Singh poznaje kilkanaście lat młodszą hiszpańską, młodziutką tancerkę flamenco, Anitę Delgado. Dziewczyna od razu wpada mu w oko, a jej ubodzy rodzice zgadzają się na ślub w zamian za godziwe wynagrodzenie. Ojciec stawia jednak warunek - ślub ma się odbyć w Europie. Wkrótce po powrocie księcia do Indii Anita płynie w towarzystwie swojej nauczycielki etykiety do kraju małżonka.
W Indiach uchodzi jednak za obcą i witana jest niechętnie. Wprowadza nowe porządki w księstwie Kapurthali, m. in. nie chce mieszkać z innymi kobietami (żonami i konkubinami maharadży). Olśniewa urodą i manierami oraz sposobem przygotowywania przyjęć dla gości księcia. Być może z tych powodów nie jest akceptowana przez cztery wcześniejsze żony maharadży. Ani hinduskie, ani brytyjskie władze nie zgadzają się na przyznanie jej tytułów należnych hinduskim żonom książąt. Anita może pokazywać się publicznie z maharadżą w tylko wybranych miejscach. Mimo płomiennej miłości maharadży do niej, Anitę ogarnia wielka samotność, co jakiś czas przygaszana wyjazdami do Europy lub Ameryki.
Javier Moro napisał "Hinduską miłość" na podstawie pamiętników samej Anity Delgado. Poza wzniosłymi uczuciami, obrzydliwymi intrygami i różnymi zdradami, przedstawił w książce kilkudziesięcioletnią historię Indii i Europy, uwikłanych m. in. w Wielką Wojnę czy rozpaczających po ofiarach epidemii hiszpanki. Nie zabrakło też nawiązań do Kamasutry, szczególnie w drugiej części książki poświęconej wcześniejszemu życiu Jagatjita, dla którego - ze względu na otyłość - skonstruowano specjalne łóżko, by mimo obfitego brzucha mógł spłodzić dziedzica.
Książkę czyta się trochę jak baśń. Ponieważ nie znałam tej historii wcześniej, byłam początkowo przekonana, że czytam zmyśloną wizję Autora. Wielość przytaczanych cytatów sprawiła, że wkrótce pozbyłam się złudzeń i potraktowałam powieść jak dobrą książkę historyczną we wschodniej, opływającej złotem i szmaragdami scenerii.
Polecam!
Ciekawa jestem, kiedy na podstawie książki powstanie film, do którego prawa kupiła Penélope Cruz.
Dawno książka mnie tak nie zaskoczyła, jak ostatnio przeczytana "Hinduska miłość" Javiera Moro. To fabularyzowana historia Anity Delgado, hiszpańskiej tancerki, która została piątą żoną księcia Kapurthali (dzisiejszy Pendżab).
W czasie swego pobytu w Europie maharadża Jagatjit Singh poznaje kilkanaście lat młodszą hiszpańską, młodziutką tancerkę flamenco, Anitę Delgado....
Po książki Gabrieli Gargaś sięgam zawsze bardzo chętnie. Nie inaczej było w okresie świątecznym, gdy mój wybór padła na "Szczęście przy kominku". Dokończyłam ją w styczniu, ale wcześniej nie było czasu, by się podzielić wrażeniami.
W "Szczęściu przy kominku" poznajemy wielu bohaterów. Laura i Krzysztof dopiero co zostali rodzicami. Kobieta całe dnie (i noce) spędza z córeczką, czym jest przemęczona fizycznie i psychicznie. Nie czuje wsparcia ze strony męża, ma wrażenie, że teściowa ją bez przerwy ocenia i wtrąca się w jej małżeństwo. Krzysztof stara się, jak potrafi najlepiej. A jednak między małżonkami brak zrozumienia i porozumienia.
Iga samotnie wychowuje rezolutne dziecko, a wolne chwile spędza z dziadkiem chorym na Alzheimera.
Michał też wychowuje samotnie córkę. Pewnego dnia Dorota wyprowadza się od niego do babci Buni.
A Bunia jest ciepłą kobietą prowadzącą oryginalny antykwariat, w którym można wypić kawę i zjeść ciastko. Klienci lubią spędzać czas z tą wyjątkową i dyskretną starszą panią, która potrafi słuchać, każdemu doda otuchy i wesprze dobrą radą.
Gabriela Gargaś ponownie wydała ciepłą i klimatyczną książkę, przy której przyjemnie się odpoczywa i przynajmniej na chwilę zapomina się, że tego roku zima jest mało zimowa 😉
Mnie jednak zabrakło tego czegoś, co zawsze przyciągało do książki i chciało się ją czytać. Tym razem przeczytałam, bo zaczęłam i chciałam skończyć. Zabrakło mi emocji. Książka mi się dłużyła, a bohaterowie często mi się mylili i jakoś nie mogłam współodczuwać ich trosk czy zmartwień. W książce nie znalazłam też wielkich myśli, którymi dotychczas raczyła mnie Autorka 😔
Po książki Gabrieli Gargaś sięgam zawsze bardzo chętnie. Nie inaczej było w okresie świątecznym, gdy mój wybór padła na "Szczęście przy kominku". Dokończyłam ją w styczniu, ale wcześniej nie było czasu, by się podzielić wrażeniami.
W "Szczęściu przy kominku" poznajemy wielu bohaterów. Laura i Krzysztof dopiero co zostali rodzicami. Kobieta całe dnie (i noce) spędza z...
To moje pierwsze spotkanie z autorem poczytnych ostatnio kryminałów.
Gdańsk. W pustym mieszkaniu zostaje znalezione ciało okrutnie okaleczone ciało mężczyzny. Po dokładnych oględzinach okazuje się, że zwłokom brakuje oczu. Zabójstwem ma zająć się komisarz Liza Langer. Do pomocy ma młodego profilera Oresta Remberta. Wkrótce policja dociera do kolejnej ofiary, którą pozbawiono oczu. Śledczy mają przeczucie, że zabójca znów zaatakuje.
Równolegle z prowadzonym śledztwem czytelnik poznaje człowieka nazywającego siebie ślepcem, któremu zdarza się gubić poczucie rzeczywistości i którego fascynują oczy innych.
Kryminał ma wiele zwrotów akcji i w związku z tym czytelnik gubi się w domysłach, kto jest zabójcą i kim jest tytułowy ślepiec. To istotne w kryminałach, więc plus dla autora. Kolejnych wątków i zwrotów jest jednak tak dużo, że ma się trochę wrażenie, że są na siłę i staje się to nużące.
W odbiorze książki nie pomaga postać pani komisarz, trochę sukowatej, trochę nadwrażliwej na swoim punkcie, choć z pewnością profesjonalnej. Nie da się jej polubić. A z kolei Orest Rembert jest tak zainteresowany Lizą, że w rezultacie czytelnik nie ma punktu zaczepienia w postaciach. Musi się zatem skupić na akcji i prowadzeniu śledztwa. Przy tak rozbudowanej fabule niewątpliwie ma się ochotę poznać powieść do końca
Przeszkadzała mi też jakość audiobooka, który musiałam odsłuchiwać na najwyższym poziomie głośności. Mnie nie przypadła do gustu również barwa głosu czytającego Piotra Grabowskiego. Być może to bardzo subiektywny odbiór po niesamowitym Januszu Zadurze czytającym wspomniany wyżej "Dom bez klamek". Dużym plusem audiobooka jest natomiast podzielenie całości na długie (ponad godzinne) segmenty, w związku z czym nie trzeba było przejmować się ciągłym włączaniem kolejnego rozdziału.
To moje pierwsze spotkanie z autorem poczytnych ostatnio kryminałów.
Gdańsk. W pustym mieszkaniu zostaje znalezione ciało okrutnie okaleczone ciało mężczyzny. Po dokładnych oględzinach okazuje się, że zwłokom brakuje oczu. Zabójstwem ma zająć się komisarz Liza Langer. Do pomocy ma młodego profilera Oresta Remberta. Wkrótce policja dociera do kolejnej ofiary, którą...
"Dom bez klamek" Jędrzeja Pasierskiego to kolejna książka, której nie zdążyłam dokończyć w 2019 r. Ten kryminał odsłuchiwałam w wersji audiobookowej dzięki świątecznej akcji portalu Czytaj.Pl i Woblink.pl. Przyjemnie było spacerować po Saskiej Kępie i uliczkach Pragi Północ, słuchając czytającego Janusza Zadury.
12 grudnia rano, oddział C8 oddziału psychiatrycznego szpitala w Weseliskach. Pielęgniarka odkrywa brutalne morderstwo jednego z pacjentów. Sprawą ma się zająć młoda podkomisarz, Nina Warwiłow. Wkrótce giną kolejne osoby, choć oddział zostaje zamknięty...
Nina Warwiłow musi rozwiązać nie tylko zagadkę zabójstw, ale też problem swojej relacji z ojcem - alkoholikiem i partnerem, który właśnie się wyprowadził.
Książka ma ciekawą fabułę z zaskakującymi zwrotami akcji. Miałam poczucie, że wyobraźnia autora nie ma granic 😉 Bohaterowie są przedstawieni w ciekawy i wyrazisty sposób i mimo że jest ich wielu, nie mylą się czytelnikowi.
Dużym atutem audiobooka jest czytanie go przez Janusza Zadurę. Podziwiam Jego modulowanie głosu, dzięki czemu wiadomo kiedy zmienia się bohater, zwłaszcza że w książce dialogów jest wiele.
Poza akcją kryminalną moją uwagę zwróciły w książce ważne aspekty życia społecznego. Wciąż mam w pamięci apel o traktowanie ludzi chorych psychicznie jak ludzi cierpiących na jakieś fizyczne schorzenie. Zwróciłam też uwagę na trudność pracy zatrudnionych w policji kobiet. Brutalność pracy, jaką mają się zająć to jedno. Ale poruszające jest też zachowanie wobec nich ich kolegów, stosowany wobec nich język i traktowanie jako ludzi niższej kategorii. Nina Warwiłow nie ma łatwego życia. W pracy trudno, w życiu prywatnym chyba jeszcze trudniej, bo trzeba zająć się ojcem, który nie rozstaje się z alkoholem i traci poczucie rzeczywistości. Do tego dochodzi kwestia znalezienia mieszkania, bo to, w którym mieszka Nina należy do jej partnera, z którym związek się rozpadł. A to nie jedyne kłopoty, jakie autor zgotował Ninie.
Jak zatem widać książka budzi wiele emocji i przez to nie jest tylko powieścią kryminalną.
Polecam!
"Dom bez klamek" Jędrzeja Pasierskiego to kolejna książka, której nie zdążyłam dokończyć w 2019 r. Ten kryminał odsłuchiwałam w wersji audiobookowej dzięki świątecznej akcji portalu Czytaj.Pl i Woblink.pl. Przyjemnie było spacerować po Saskiej Kępie i uliczkach Pragi Północ, słuchając czytającego Janusza Zadury.
12 grudnia rano, oddział C8 oddziału psychiatrycznego...
Styczeń zaczęłam od nadrabiania czytelniczych zaległości z ubiegłego roku. Książkę pt. "Bądź moim światłem" Agaty Przybyłek czytałam w ramach akcji darmowych ebooków Woblink.pl i portalu Czytaj.Pl.
Magda wraca późnym wieczorem do domu obładowana zakupami. Nagle gasną wszystkie światła, a tramwaj nie może jechać dalej. Okazuje się, że w mieście nastąpiła awaria prądu i cały Gdańsk spowija ciemność. Kobieta decyduje się na pieszą wędrówkę do mieszkania. Z pomocą przychodzi jej mężczyzna idący w tym samym kierunku, oświetlający drogę latarką.
Mężczyzna oferuje pomoc do samego mieszkania, ale Magda odmawia. W domu bowiem czeka na nią niepełnosprawny i agresywny mąż.
Mieszkanie w pobliżu sprawia, że oboje spotykają się ponownie w czasie robienia zakupów. Wkrótce umawiają się na randkę...
Początkowo książka wydawała się łatwa i przyjemna. Z czasem jednak czytelnik poznaje historię męża Magdy i lekturze zaczyna towarzyszyć smutek. Wkrótce dochodzi współczucie dla głównych bohaterów. Magda utrzymuje w tajemnicy, że jest mężatką. Niczego nieświadomy mężczyzna z kolei ma poczucie, że po śmierci żony nareszcie znalazł bratnią duszę.
Oboje zakochują się w sobie, ale Magdzie wciąż towarzyszą myśli o zaniedbywanym mężu i wyrzuty sumienia, że nie jest szczera. Przyznam, że przeżywałam razem z nią jej dylematy i byłam ciekawa, jaką decyzję ostatecznie podejmie. Zakończenie jednak mnie zawiodło. Miałam poczucie, jakby zostało urwane, a sama książka niedokończona 😕
"Bądź moim światłem" to książka o trudnych wyborach, o usilnym dochowaniu przysięgi, wyczerpującej się cierpliwości w zajmowaniu się osobą niepełnosprawną, o poczuciu impasu, braku wsparcia i wdzięczności ze strony podopiecznego i nieustannym, wieloletnim znoszeniu fochów z jego strony. A z drugiej strony to powieść o życiu w zakłamaniu i nawarstwianiu się wyrzutów sumienia, że nie jest się uczciwym.
Styczeń zaczęłam od nadrabiania czytelniczych zaległości z ubiegłego roku. Książkę pt. "Bądź moim światłem" Agaty Przybyłek czytałam w ramach akcji darmowych ebooków Woblink.pl i portalu Czytaj.Pl.
Magda wraca późnym wieczorem do domu obładowana zakupami. Nagle gasną wszystkie światła, a tramwaj nie może jechać dalej. Okazuje się, że w mieście nastąpiła awaria prądu i cały...
Książka pt. "Spalić paszport" Bogusława Kalungi Dąbrowskiego wzbogaciła moją biblioteczkę po wizycie franciszkanina w mojej parafii kilka lat temu. Pracuje on w misji Kagooge (niedaleko Kampali) w Ugandzie, gdzie planuje się założyć zakon franciszkański. Książka jest zapisem 15 lat pracy w Afryce.
Bogusław Dąbrowski nie jest człowiekiem potulnym i daleko mu do stereotypu zakonnika. Nazywa siebie buntownikiem, wspomina nieco awanturnicze życie w czasie nauki w technikum budowlanym. Powołanie odezwało się w nim po maturze, kiedy zafascynowała go postać św. Maksymiliana Marii Kolbego i odbywał rozmowy o sensie życia z franciszkaninem Markiem Fiałkowskim. 15 lat później wyjechał współtworzyć misję w Ugandzie.
Mimo wielu przygotowań Afryka okazała się dla o. Dąbrowskiego zaskakująca. Z jednej strony zainteresowała go historia kraju, zwyczaje tutejszej ludności, szanowanie krów (nawet takich, które zjadają dach kaplicy) zgoda na to, by pszczoły pracowały pod dachem kościoła i zachwycała go przyroda w porze deszczowej lub widoki gór (np. Góry Księżycowe Rwenzori). Z drugiej zaś strony - denerwował brak myślenia tubylców o zabezpieczeniu przyszłości, powolna praca "na odwal się" czy wszechobecne owady.
Autor opowiada o budowaniu budynków w misji (tu przydało się jego doświadczenie z polskiej budowlanki), swoich atakach malarii (w ciągu pierwszego roku przebył ją 10 razy), efektach ugańskiego jedzenia, problemach z nauką miejscowego języka luganda. Nie kryje też swoich zwątpień w sens mieszkania w Afryce. Uprzedzano go, że kryzys zawsze przychodzi i nie ominął on też autora książki "Spalić paszport". Autor ujawnia przed czytelnikiem furię, w którą wtedy wpadał i frustracji, które mu towarzyszyły. O. Dąbrowski miał nawet bilet powrotny do Polski, ale okazało się, że skorzystał z niego ktoś bardziej potrzebujący i w rezultacie o. Kalungi został w misji, a w znalezieniu sensu pomogły rekolekcje prowadzone metodą ignacjańską.
Lekturę książki urozmaicają piękne zdjęcia z archiwum autora i autorstwa Tadeusza Zyska.
Polecam tę szczerą książkę inspirowaną doświadczeniem życia w dalekim kraju, na obcym kontynencie, w ubóstwie, bez stałego źródła prądu i wody. Nie jest to książka o wierze, czy próbująca nawracać. To raczej literatura o szukaniu swojej drogi życia, chodzeniu po niej mimo wielu uciążliwości, kryzysie duchowym, mierzeniu się z codziennymi trudnościami, zwalczaniu pokus (o tak, zakonnicy też ich doświadczają) i kształtowaniu samodyscypliny, ale też o ciężkiej pracy fizycznej i wyzwaniach związanych z mentalnością tubylców. Nie należy się jednak obawiać wywodów psychologiczno-filozoficznych. Książka napisana jest łatwym językiem, przeplatana anegdotami i okraszana poczuciem humoru.
Książka pt. "Spalić paszport" Bogusława Kalungi Dąbrowskiego wzbogaciła moją biblioteczkę po wizycie franciszkanina w mojej parafii kilka lat temu. Pracuje on w misji Kagooge (niedaleko Kampali) w Ugandzie, gdzie planuje się założyć zakon franciszkański. Książka jest zapisem 15 lat pracy w Afryce.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toBogusław Dąbrowski nie jest człowiekiem potulnym i daleko mu do stereotypu...