rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Dla mnie to już druga z rzędu książka o podobnej tematyce i kolejna z Warbooka. Z tą różnicą, że Wojna Hybrydowa prezentuje już bardziej wybiegające wprzód wydarzenia, niż recenzowana ostatnio Dezinformacja Ogdowskiego. Tutaj mamy już realne prowokacje, dążące do pełnej wojny.

Od samego początku lektura jest napisana bardzo dobrym językiem. Choć osobiście nie przepadam za konwencją powieści, w której autor żongluje wydarzeniami, przechodząc z jednego miejsca w inne czy od jednego bohatera do drugiego, tutaj, dobrze zastosowane pióro autora pozwoliło mi przebrnąć przez to czego nie lubię i w ostateczności nawet do tego przywyknąć.

Z racji dużej ilości postaci dobrym rozwiązaniem okazuje się spis postaci na samym początku, który bardzo pomaga załapać o co chodzi i kto kim jest. Bo tu mamy do czynienia z wieloma wątkami i tym samym wielością bohaterów. Warto nadmienić, że Wojna Hybrydowa jest kontynuacją poprzedniej książki tegoż autora, dzięki temu możemy trafić na bohaterów, z którymi mieliśmy do czynienia wcześniej.

Nie należy się spodziewać ciągłości akcji, bo Wojna Hybrydowa prezentuje gatunek political fiction na wielu płaszczyznach. Co stronę czytelnik poznaje fragment całości wojny i pod strony politycznej, i od strony mundurowej, służb specjalnych, Rosjan. Ogólnie jest tego sporo. I dla tego gatunku jest to standardowy zabieg. Nie można inaczej zadbać o pełny realizm wydarzeń inaczej niż opisywać każdy możliwy aspekt. Czy to utrudnia czytanie? Dla mnie nie, choć pierwsze dwadzieścia stron, przyznaję, nie było łatwo. Co do samych wydarzeń, to autor znakomicie radzi sobie ze scenami dynamicznymi i batalistycznymi. Osobiście bardzo bym chętnie przeczytał jego książkę o jednolitej akcji.

Jedynym, dla mnie mocno odczuwalnym minusem jest brak finezji w wymyślaniu nazwisk - prawie wszystkie brzmią, jakby były wymyślane na siłę, jakby autor w ogóle nie miał pomysłu na postacie. Większość brzmi bardzo podobnie. Z innej strony bardziej interesował mnie temat wojny w krajach nadbałtyckich i w Polsce, na co trzeba było poczekać podczas lektury.

Jeszcze słowo o wykonaniu - nie rozumiem konwencji autora na temat podziału na rozdziały i podrozdziały. Natomiast w kwestii oprawy to niewątpliwie na plus jest laminowana okładka książki. Znalazłem kilka błędów - jakieś literówki, zjedzone literki.

Książkę oceniam na 7.5/10. Dla fanów militariów i wszelakich wojskowości będzie to bardzo dobra lektura.

Dla mnie to już druga z rzędu książka o podobnej tematyce i kolejna z Warbooka. Z tą różnicą, że Wojna Hybrydowa prezentuje już bardziej wybiegające wprzód wydarzenia, niż recenzowana ostatnio Dezinformacja Ogdowskiego. Tutaj mamy już realne prowokacje, dążące do pełnej wojny.

Od samego początku lektura jest napisana bardzo dobrym językiem. Choć osobiście nie przepadam za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przywykłem do tego, że książki z Warbooka, które miałem do tej pory w rękach miały najwięcej tekstu na stronę przy tym formacie w odróżnieniu od innych wydawnictw. Tym razem zaskoczenie - tekstu jest dość mało na stronę. Lektura poszła zatem dość szybko, w dwa, no jeśli uwzględniać przerwy to trzy dni.

Czytanie czytaniem, ale jakoś niespecjalnie czułem się wciągnięty. Książka opowiada o wydarzeniach na dwóch zasadniczych płaszczyznach - z perspektywy dziennikarza Faktu oraz z perspektywy prokurator wojskowej, która prowadzi śledztwo w sprawie osób zamieszanych w śmierć tzw. "uchodźców". Wątki w większości oddzielne owszem, przeplatają się, tworząc całkowity obraz tego, co tworzy wspomnianą wojnę informacyjną.

Jeśli chodzi o bohaterów, to tutaj akurat mnie nie zaskoczył żaden z nich. Bohaterowie są, ale bardzo prości, przeciętni, pełnią tylko funkcje, które im autor przypisze i to takie ustalane prawnie. Bez polotu, bez elementów charakterystycznych (o ile od biedy można uznać, że picie kawy to charakterystyczny element). Innymi słowy pod względem obsady jest dość ubogo. Natomiast redaktor Bera został dobrze wykreowany, aż czuć od niego bojący realizm typowego lewicowego redaktora artykułów.

Bardzo rzuca się w oczy mocne akcentowanie polityczne tekstu, co jak mniemam, odzwierciedla poglądy autora. Tu celowo sobie daruję, o jakie chodzi. Tak, owszem, rozumiem, że wojna informacyjna jest tematem ściśle związanym z polityką, zatem tutaj nie mam żadnych zastrzeżeń.

Dobrze, że autor opisuje wszystko bez ogródek, używa ciętego języka, nie kryje sformułowań pod płaszczykiem poprawności politycznej.

Dodam jeszcze, że poruszony wątek kryminalny był nawet dla mnie ciekawy i nieoczywisty. Jest dobrze, ale i mogło by być to lepiej opakowane.

Ogólnie książka jest dobra, bo porusza ważny temat - tu pozwolę sobie przytoczyć sytuację, która mi się wydarzyła podczas lektury. Jadąc autobusem, czytałem Dezinformację i siedzący obok mnie starszy pan powiedział:
- Bardzo dobra książka. Bardzo dobra, bo ważny temat. To się dzieje naprawdę, a wielu tego nie widzi.

Miał rację. Wojna informacyjna to bardzo ważny i aktualny temat, choć jak się zastanowić, niełatwo napisać o tym książkę. Panu Ogdowskiemu, uważam, że udało się w połowie.

Książkę oceniam na 5/10, niemniej, autor ma potencjał i o ile zdecyduje się na książkę, powinno mu wyjść o wiele lepiej.

Przywykłem do tego, że książki z Warbooka, które miałem do tej pory w rękach miały najwięcej tekstu na stronę przy tym formacie w odróżnieniu od innych wydawnictw. Tym razem zaskoczenie - tekstu jest dość mało na stronę. Lektura poszła zatem dość szybko, w dwa, no jeśli uwzględniać przerwy to trzy dni.

Czytanie czytaniem, ale jakoś niespecjalnie czułem się wciągnięty....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Lektura poszła mi bardzo szybko. Zdecydowanie szybciej niż poprzednie tomy. Jak to w przypadku wydawnictwa IUVI można się już przyzwyczaić, że ich książki cechuje naprawdę niewielka ilość tekstu na stronie. Nie przytłacza to ani trochę, a tylko uprzyjemnia lekturę. Dla młodzieży, która potrzebuje widzieć duże postępy w czytaniu, jest to rzecz wręcz bezcenna.

Czwarty tom przygód Alcatraza jest już książką nieco bardziej dojrzałą, choć narrator (którego naprawdę uwielbiam, za próbę wchodzenia w interakcję z czytelnikami) próbuje ten poziom zaniżyć.
Tutaj mamy wojnę, mamy ludzkie tragedie, trudne wybory, poczucie beznadziei i naprawdę się zastanawiamy, czy w ogóle to się skończy. Bohater z każdym tomem nieco dojrzewał, ale tym razem Alcatraz staje się prawie dorosły, biorąc odpowiedzialność za naprawdę wiele. Rozumie dużo, już nie jest dzieckiem, a przejmuje bardzo ważną rolę nie tylko w wojnie, ale i w całym rodzie Smedrych.
Sama wojna natomiast mimo klimatu wojny jest umiejętnie opisana tak, aby nie nieść obrazu przemocy i rozlewu krwi.

Wprowadzany od poprzednich tomów humor nieco został uszczuplony, by stworzyć klimat wojenny i według mnie autorowi się to udało. Bardzo mi podpadła do gustu nieprzewidywalność. Tym razem nie jest aż tak oczywiste to co się wydarzy, choć z poprzednich tomów odnosiło się inne wrażenie.

Pojawia się mało nowych bohaterów - książka skupia się głównie na tych, których poznaliśmy w poprzednich tomach, rozbudowuje nasze pojęcie o nich, a także pokazuje ich w innych sytuacjach niż dotychczas.

Bardzo mi się podoba również kreacja świata autora. Nowe ludy, miasto, nowa broń - niekończące się pomysły, i to oczywiście o wiele lepsze niż tak zwane odgrzewańce - ciągłe wałkowanie tych samych tematów. Sanderson tworzy własny, niepowtarzalny świat bardzo dobrze.

Wykonanie książki bardzo dobre. Laminowana okładka, wypukłe litery, świetne ilustracje, pozwalające co nieco bardziej sobie to wszystko wyobrazić i nie spojlerujace, co najważniejsze.

Jeśli mam mówić o minusach to tylko narzekam pod nosem, że znów nie ma książki z niebieskim grzbietem, na co czekałem od poprzedniego tomu.

Książkę oceniam na zasłużone 10/10 i nie mogę doczekać się kolejnego tomu.

Lektura poszła mi bardzo szybko. Zdecydowanie szybciej niż poprzednie tomy. Jak to w przypadku wydawnictwa IUVI można się już przyzwyczaić, że ich książki cechuje naprawdę niewielka ilość tekstu na stronie. Nie przytłacza to ani trochę, a tylko uprzyjemnia lekturę. Dla młodzieży, która potrzebuje widzieć duże postępy w czytaniu, jest to rzecz wręcz bezcenna.

Czwarty tom...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dla Polski rok 1918 to szczególny rok. Odzyskaliśmy niepodległość, a za rok obchodzimy stulecie tego wydarzenia. Rok 1918 to koniec I wojny światowej. Robert Gerwarth jako historyk, podważa tezę, jakoby ten rok był faktycznie końcem wojny. Jak to zrobił? Zapraszam do przeczytania recenzji jego książki.

Pin on Pinterest

Dla Zachodu data 11 listopada 1918 r. oznaczała pokonanie wrogów i zakończenie walk, które pochłonęły całe pokolenie. Jednakże dla znacznej części Europy data ta nie miała żadnego znaczenia, gdyż w wielu krajach wybuchały nowe, równie koszmarne konflikty.
Książki historyczne to w moich rękach jest praktycznie nowość. Zawsze chciałem jakoś nadrobić wybiórczą wiedzę prezentowaną na historii w szkole. Zwłaszcza tą, dotyczącą ubiegłego stulecia... I tak w moje ręce trafiła książka Pokonani, Roberta Gerwartha.

Od strony fizycznej nie powiedziałbym, że jest świetnie, ponieważ książka w twardej oprawie jest zapakowana w foliową, śliską i w dodatku z identycznym nadrukiem jak twarda okładka. Tak więc owa folia już na dzień dobry wylądowała gdzieś dalej. Irytowała, a że staram się dbać o książki papierowe, to ta folia była tylko kolejną rzeczą do pilnowania. Cała reszta, czyli wydruk i wykonanie okładki zasługują na pochwałę.

Lektura sama w sobie nie była uciążliwa, co doceniłem dość szybko. Autor we wstępie próbował opisać co będzie przedstawiał, ale zrobił to dość chaotycznie i dopóki nie zacznie się czytać książki dalej można wpaść w złudne wrażenie, że tak będzie całą lekturę. Gerwrth dobrze uporządkował dość szeroki zakres wiedzy i wydarzeń, dokonał klarownego podziału i zadbał o konsekwentność. Każdy rozdział to historia pewnego obszaru, a każdy kolejny wiąże się z poprzednim.

Treściowo brakuje dokładniejszej historii Polski - jest wspomniana raptem w kilku zdaniach i autor nie przywiązuje do niej żadnej szczególnej roli w swojej pracy.
Pozostałe treści są bardzo rzeczowe, przedstawione w nienudny sposób, ale i bez zbędnego upiększania. Po lekturze okazuje się, że pustka w głowie, którą mamy po szkole z lekcji historii zapełnia się nie jakimiś sielankowymi obrazami, ale brutalną rzeczywistością: masowe protesty, bunty, mordy, upadki dynastii, przewroty, prowokacje. Jednocześnie szaro, ale kolorowo. Potwornie i strasznie...
Zazwyczaj ludzie myślą, że po wojnie jest czas pokoju, wszyscy władcy się kochają itd., a ta książka pokazuje, że jest totalnie inaczej.

Ostatnia rzecz, na którą zwróciłem uwagę to ilość przypisów. W stosunku do całej książki, spis źródeł i fotografii stanowi aż 1/4 całości. W obliczu ceny, jaką proponuje wydawca za jeden egzemplarz, uważam, że nie ma specjalnie sensu aż tyle płacić za sam wykaz źródeł. Rozumiem - książka historyczna, musi być poparta dobrymi źródłami, ale tak wydawniczo nie wydaje się to dobrym rozwiązaniem. Chociaż trudno to dokładnie ocenić, bo jak tu stwierdzić o tym, że wykorzystano liczne materiały nie przedstawiając ich...

W ramach podsumowania:
+ obszerny, dokładny materiał, poparty wieloma źródłami
+ odpowiednio podzielony tekst
+ materiał dobrze uzupełniający braki szkolne

- zbędna foliowa okładka
- mało informacji na temat Polski

Książkę oceniam na 7/10

Dla Polski rok 1918 to szczególny rok. Odzyskaliśmy niepodległość, a za rok obchodzimy stulecie tego wydarzenia. Rok 1918 to koniec I wojny światowej. Robert Gerwarth jako historyk, podważa tezę, jakoby ten rok był faktycznie końcem wojny. Jak to zrobił? Zapraszam do przeczytania recenzji jego książki.

Pin on Pinterest

Dla Zachodu data 11 listopada 1918 r. oznaczała...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lektura w moim odczuciu okazała się bardzo przyjemna, na co złożyło się kilka elementów. Po pierwsze świat przedstawiony, choć początkowo przedstawiał się skromnie, pojawiały się tylko nazwy, które nic nie mówiły, to jednak z czasem rozwijał się o coraz to nowsze, ciekawsze miejsca na przykład miasto tak wielkie, którego nie da się obejść w ciągu życia.
Po drugie styl autora jest konkretny, prosty, nie podniosły i przyjazny w odbiorze. Po trzecie sama barwność świata, którą Patrick Rothfuss zaprezentował jest w na tyle dobrym stopniu stworzona, że naprawdę tworzy się pewnego rodzaju unikat. Może w tej kwestii wyjaśnienie jest takie, że autor mógł mieć podobny sposób wyobrażania sobie wszystkiego jak ja? Nie wiem.

Co ważniejsze, w książce magia i tajemnicze stwory schodzą na drugi plan, ustępując historii Kvothe'a, opisanej w bardzo szerokim zakresie, szczegółowej i wręcz urzekającej. To właśnie wyróżnia Imię Wiatru na tle innych książek fantasy. Czasem zdarza nam się nie do końca rozumieć decyzje bohaterów, co jest spowodowane tym, że ich charakter nie został dokładnie nakreślony. Tutaj wszystko jest pokazane krok po kroku.

Kvothe'a bardzo łatwo polubić, mimo że czasem może się wydawać, że postępuje irracjonalnie. Na szczęście każdą decyzję argumentuje i nie zostawia niedomówień. Wszechstronność postaci a z drugiej strony niemoc zrobienia czegoś stanowią doskonały kontrast, który tylko dodatkowo dodaje uroku wszystkiemu.

Jeszcze słówko odnośnie wydania.
Miękka oprawa jest na szczęście laminowana i nie trzeba się martwić o tłuste odciski palców na okładce. Książka jest wydrukowana na białych kartkach, zamiast na pożółkłych i to jest jedyna rzecz, co do której mogę się przyczepić. Pożółkłe strony nadałyby dodatkowy klimat całości, choć zdaję sobie sprawę, że książka, która i tak ma ponad 800 stron przybrałaby na wadze i objętości.

Imię Wiatru to książka, której nie będę oceniać pod katem plusów i minusów, bo tych drugich praktycznie nie ma.

Książka geniusz, nie mogłem się oderwać!

10/10

Lektura w moim odczuciu okazała się bardzo przyjemna, na co złożyło się kilka elementów. Po pierwsze świat przedstawiony, choć początkowo przedstawiał się skromnie, pojawiały się tylko nazwy, które nic nie mówiły, to jednak z czasem rozwijał się o coraz to nowsze, ciekawsze miejsca na przykład miasto tak wielkie, którego nie da się obejść w ciągu życia.
Po drugie styl...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest to już trzecia część przygód Alcatraza Smedry'ego - młodego chłopaka, który wkroczył w nieznany i ukryty przed nim wcześniej świat, w którym mroczna frakcja Bibliotekarzy stopniowo i powoli przejmuje władzę nad światem. Chłopiec w asyście swojego dziadka i członków bliższej rodziny dociera po dłuższej wędrówce do Nalahalii - krainy wolnej od wpływów Bibliotekarzy. Choć poznaje tam kolejnych członków rodziny, okazuje się też, że nie wszystko będzie takie, jakby to się wydawało.

Muszę przyznać, ze jest to książka, na którą długo czekałem. Poprzednie dwie części okazały się dla mnie fenomenem jeśli chodzi o literaturę rozrywkową. Kluczowa okazała się rola narratora, który wchodził w reakcje z czytelnikiem, szydził z niego, wkurzał, czy załamywał. Dosłownie. W Rycerzach Krystalii pod tym względem się nic nie zmieniło. Narrator dalej jest wredny, denerwujący, żartobliwy czy szyderczy wobec czytelnika, co oczywiście pozytywnie oceniam.

Autor po raz kolejny postawił na nieprzewidywalność i wyjście poza schematyczną prostotę fabuły. Choć początek może nudzić, bo faktycznie niewiele się dzieje, to później akcja nabiera bardzo dynamicznego tempa, staje się nie taka oczywista, a rozwiązania i zwroty akcji są tak nieoczekiwalnie dobre i same pomysły tak dobre, że aż trudno mi to jakoś sensownie wyrazić...
Krótko ujmując, to jest to, czego w wielu książkach brakuje - czegoś tak mocnego, że aż się nie chce odrywać od lektury.
Podam tu przykład: zwykle, podczas mojej podróży na uczelnię czytam około 40 stron jakiejś książki. Czytając Rycerzy Krystalii tak się pochłonąłem lekturą, że przeczytałem ich 94 (sam się dziwię, jak dałem radę).

Też warto zwrócić uwagę na pojawiające się nowe postacie - poza kolejnymi Smedrymi możemy poznać i kilka osób ze strony Bibliotekarzy i z samej Nalahalii i Krystalii, co wprowadza dodatkowy koloryt.

Rozczarowało mnie poniekąd zakończenie. Rozumiem intencje autora oraz jego zamiary, jednak w mojej opinii wyszło trochę... Infantylnie? Kiczowato? Może po prostu kiepsko? Doczytajcie do końca i sami oceńcie, mi w każdym razie do gustu nie przypadło.

Jeszcze kilka słów o wykonaniu. Mamy do czynienia ze sztywną, laminowaną okładką, więc nie musimy się przejmować zabrudzeniami. łatwo można je zmyć. Skrzydełka książki są solidne, a wypukłe litery na okładce wykonane wręcz idealnie.
Redakcyjnie jest świetnie - zero błędów, a tłumacz wykonał dobrą robotę. No i mało tekstu na stronie.

Książka zasługuje na 9,5/10 (pół oceny w dół za zakończenie).

Jest to już trzecia część przygód Alcatraza Smedry'ego - młodego chłopaka, który wkroczył w nieznany i ukryty przed nim wcześniej świat, w którym mroczna frakcja Bibliotekarzy stopniowo i powoli przejmuje władzę nad światem. Chłopiec w asyście swojego dziadka i członków bliższej rodziny dociera po dłuższej wędrówce do Nalahalii - krainy wolnej od wpływów Bibliotekarzy. Choć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

+ niewielka ilość postaci
+ charakterystyczni bohaterowie
+ dobre połączenie świata realnego i fantastycznego.

- niezdefiniowana grupa odbiorców książki

Pełna recenzja pod tym linkiem:
https://ksiazkinawieczor.blogspot.com/2017/10/recenzja-jeff-giles-na-krawedzi.html

To tyle. Książkę oceniam na 9/10.

+ niewielka ilość postaci
+ charakterystyczni bohaterowie
+ dobre połączenie świata realnego i fantastycznego.

- niezdefiniowana grupa odbiorców książki

Pełna recenzja pod tym linkiem:
https://ksiazkinawieczor.blogspot.com/2017/10/recenzja-jeff-giles-na-krawedzi.html

To tyle. Książkę oceniam na 9/10.

Pokaż mimo to


Na półkach:

W porównaniu do Problemu Trzech Ciał, Ciemny Las wypada o wiele lepiej. Pod kilkoma względami. Myślę, że jeśli po pierwszym tomie odczuwacie pewien niedosyt, drugi Wam to zapewni.

+ nawiązania do poprzedniej części
+ wielopłaszczyznowość powieści
+ charakterystyczny główny bohater
+ indeks nazw postaci i organizacji
+ klimat nadciągającej zagłady

- dłużący się początek
- konieczność czytania książki raz jeszcze w celu pełnego zrozumienia
- podejście specjalistyczno-naukowe

Książkę oceniam na 9/10 i myślę, że warto będzie poczekać na kolejną część.

Całość mojej recenzji znajdziecie tutaj:
https://ksiazkinawieczor.blogspot.com/2017/10/recenzja-cixin-liu-ciemny-las.html

W porównaniu do Problemu Trzech Ciał, Ciemny Las wypada o wiele lepiej. Pod kilkoma względami. Myślę, że jeśli po pierwszym tomie odczuwacie pewien niedosyt, drugi Wam to zapewni.

+ nawiązania do poprzedniej części
+ wielopłaszczyznowość powieści
+ charakterystyczny główny bohater
+ indeks nazw postaci i organizacji
+ klimat nadciągającej zagłady

- dłużący się początek
-...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W Saxby-on-Avon, spokojnej wiosce w zupełnie nieznany nikomu sposób ginie sprzątaczka, choć wszyscy uważają to za nieszczęśliwy wypadek. Joy Sanderling mimo wszystko chce skorzystać z usług Atticusa Pünda, by dowiódł, że faktycznie był to wypadek. Detektyw rezygnuje, jednak popełnione później brutalne morderstwo skłania go do przejęcia sprawy.

To, co dość szybko zwróciło moją uwagę,to cytat z Publishers Weekly na okładce: "Agatha Christie XXI wieku". Jako że ostatnimi czasy sporo czytałem właśnie Agathy Christie (czego dowód macie w postaci paru recenzji na blogu) stwierdziłem, że łatwo mi będzie ocenić prawdziwość tego stwierdzenia.

W oczy od razu rzuca się charakterystyczny dla tak zwanej "mistrzyni kryminału" obraz miejsca: akcja Morderstw w Somerset dzieje się w średniej wielkości angielskiej wiosce w czasach powojennych, gdzie znajdują się również i bogate rezydencje. Ofiarą morderstwa okazuje się również osoba związana z tą rezydencją. Śledztwo prowadzi znany detektyw, który ma asystenta. . Nawet metoda wyjawienia mordercy jest charakterystyczna, jak u wspomnianej autorki - detektyw zbiera podejrzanych w jednym miejscu i opowiada wszystko. Gdyby w tym wszystkim zamienić Atticusa Pünda i Frasera na Herculesa Poirot i Hastingsa, mielibyśmy stuprocentowy kryminał Agathy Christie.

Jak to oceniam? Mógłbym uznać, że to kalka Agathy Christie, ale jest coś, co pozwala mi tak nie twierdzić. Książka to nie tylko kryminał. Owszem, jest cała historia morderstw w Somerset, jednak jest to tylko część innej książki, zamkniętej w tym samym tytule, którą właśnie prezentuję. Morderstwa w Somerset to powieść dwupłaszczyznowa: jest to stylizowany na maszynopis kryminału człowieka nazywającego się Alan Conway. Główna bohaterka książki - Susan - znajduje maszynopis tego autora i go czyta. W międzyczasie autor umiera. I tu się okazuje, jaki jest prawdziwy sens całej książki - że maszynopis Morderstw w Somerset to coś więcej niż kryminał.
Bardzo mi się spodobała ta koncepcja. Nie będę ukrywać, że dla mnie jest to zupełna nowość,ale odbieram ją jak najbardziej pozytywnie. Anthony Horowitz bardzo dobrze argumentuje elementy zawarte w książce za pomocą wypowiedzi Susan, dzięki czemu można zatracić poczucie, że opisana historia w Saxby-on-Avon jest kalką.

Myślę, że tak czy inaczej cytat na okładce za Publishers Weekly można uznać za słuszny.

Z mojego punktu widzenia oczywiście ważne skupienia się jest samo opowiadanie Alana Conwaya. Zagadkowe, niełatwe do wyjaśnienia morderstwo okazuje się bardzo skomplikowane i detaliczne. Wymaga zagłębiania się w ludzką psychikę, stawiania się na miejscu innych osób, czy wygrzebywanie brudów z przeszłości.

Bohaterowie Morderstw w Somerset prezentują się bardzo skromnie. Atticus Pünd jest skromny i nie chełpi się swoimi zdolnościami i sławą. Ostatnio brakowało mi takiego detektywa w czytanych kryminałach. Fraser- asystent Pünda został według mnie bardzo zmarginalizowany i w zasadzie jego rola w powieści jest niemalże żadna. Mieszkańcy wioski Saxby-on-Avon zostali jednak dobrze wykreowani i Horowitz zadbał o ich dobry rys psychologiczny.

Jeśli coś miałoby mi szczególnie się nie podobać w całej książce (nie tylko w maszynopisie) to przeciągający się początek, który służy dokładnemu wykreowaniu postaci.

Jeśli chodzi o samo wykonanie, znalazłem dwa błędy interpunkcyjne i jedną literówkę. Jak na prawie 500-stronnicową ksiażkę jest to całkiem dobry wynik, choć wiadomo, zawsze można te błędy zlikwidować. Okładka jest bardzo dobra, mocna, skrzydełka również są godne pochwały, a sam druk jest wykonany perfekcyjnie - nie ma rozjaśnień ani zgrubień związanych z ilością tuszu.

W ramach podsumowania, jak może zauważyliście, wypunktowanie elementów w postaci plusów i minusów książki ;)

+ koncepcja poprowadzenia książki jako maszynopisu przekazanego fikcyjnemu wydawcy
+ złożoność zagadki kryminalnej
+ wykonanie przez wydawcę książki pod każdym względem

- dłużący się początek
- znikoma rola niektórych bohaterów (Fraser)

Oceniam książkę na 9/10.

W Saxby-on-Avon, spokojnej wiosce w zupełnie nieznany nikomu sposób ginie sprzątaczka, choć wszyscy uważają to za nieszczęśliwy wypadek. Joy Sanderling mimo wszystko chce skorzystać z usług Atticusa Pünda, by dowiódł, że faktycznie był to wypadek. Detektyw rezygnuje, jednak popełnione później brutalne morderstwo skłania go do przejęcia sprawy.

To, co dość szybko zwróciło...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

+ powiązania z poprzednią częścią
+ skontrastowany świat
+ metro
+ realizm życia codziennego

- zbyt duża ilość elementów fantastycznych
- brutalność
- proste postacie
- przewidywalność fabuły

Szczegółowa recenzja pod tym linkiem:
https://ksiazkinawieczor.blogspot.com/2017/09/recenzja-tullio-avoledo-uniwersum-metro.html

+ powiązania z poprzednią częścią
+ skontrastowany świat
+ metro
+ realizm życia codziennego

- zbyt duża ilość elementów fantastycznych
- brutalność
- proste postacie
- przewidywalność fabuły

Szczegółowa recenzja pod tym linkiem:
https://ksiazkinawieczor.blogspot.com/2017/09/recenzja-tullio-avoledo-uniwersum-metro.html

Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka o nastolatkach, ich intrygach i problemach... Hmmm... Znów podczas czytania musiałem wcielić się docelowego odbiorcę powieści i stwierdzam, że... książka Indeks szczęścia to dobra książka.

Od razu w oczy rzuca się, że prezentowane postacie są mieszanką typowych nastolatków i bardzo barwnych cech osobowości. Każda z postaci, a w szczególności Juniper jest bardzo oryginalna i z pewnością mogę stwierdzić, że już samo to może sprawić, że lektura będzie bardzo wciągająca. Autorka wykonała dobrą robotę. Jeszcze przy okazji bohaterów chciałbym nieco napisać o Juniper i jej zachowaniu. W narracji co i rusz znajdują się wtrącenia myślowe bohaterki, co nadaje komizmu powieści, a także wciąga. Tak, tak, wciąga.

Tajemniczy "TY" oraz zgubienie fiszki z numerem 65 to wydarzenia, które będą napędzać całą książkę, ale i te, dzięki którym czytelnik sam będzie chciał coraz bardziej wiedzieć co się właściwie stało i kim był tajemniczy człowiek.

Doceniłem Indeks Szczęścia za to, że bardzo dobrze odzwierciedla typowych nastolatków - ich zachowanie i odnoszenie się do innych, w czym oczywiście przoduje główna bohaterka Juniper i jej koleżanki.

Czasami miałem też wrażenie, że autorka chciała zrobić coś "odwalonego w kosmos", żeby było śmieszniej i dziwniej.

Ogólnie trudno mi napisać o czymś konkretnym, bo nie lubię i nie powinienem spoilerować.
Mogę jedynie wspomnieć, ze jak przystało na wydawnictwo IUVI, nie będzie przytłaczać ilość tekstu na stronach, przez co postęp w czytaniu jest bardzo widoczny, a sama liczba stron nie zniechęca :)

Książkę polecam każdej pani, młodszej i starszej, na pewno się spodoba i sprawi, ze poświęcony jej czas nie będzie stracony.

Daję ocenę 9/10 . Odejmuję jeden punkcik za to, że książka jest skierowana tylko do kobiet.

Książka o nastolatkach, ich intrygach i problemach... Hmmm... Znów podczas czytania musiałem wcielić się docelowego odbiorcę powieści i stwierdzam, że... książka Indeks szczęścia to dobra książka.

Od razu w oczy rzuca się, że prezentowane postacie są mieszanką typowych nastolatków i bardzo barwnych cech osobowości. Każda z postaci, a w szczególności Juniper jest bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mnie książka urzekła. Dokładnie dlaczego, przeczytacie na moim blogu:

http://ksiazkinawieczor.blogspot.com/2017/06/recenzja-agata-christie-i-nie-byo-juz.html

Mnie książka urzekła. Dokładnie dlaczego, przeczytacie na moim blogu:

http://ksiazkinawieczor.blogspot.com/2017/06/recenzja-agata-christie-i-nie-byo-juz.html

Pokaż mimo to


Na półkach:

Do tej pory zastanawiam się, jak to się stało - po prostu książka się skończyła.Tak po prostu. Dopiero później zdałem sobie sprawę, że lektura kolejnej części przygód Alcatraza zabrała mi, pomimo różnych innych zajęć, takich jak studia tak niewiele czasu.

W każdym razie, to dowód, dzięki któremu macie zapewnienie, że książka jest niesamowicie wciągająca. Dotyczy to wielu kwestii - zaczynając na prostym języku, skończywszy na bardzo barwnych opisach i zwrotach akcji.

Po pierwszym tomie bardzo spodobał mi się sposób narracji - narrator nie był tylko głównym bohaterem, ale kimś więcej - wchodził w reakcję z czytelnikiem, naśmiewał się z niego, żartował i zmuszał do dziwnych działań. Tutaj jest tak samo, z tym, że pan Alcatraz, który przyznaje się do bycia tą irytującą osobistością narratora jest jeszcze bardziej irytujący.. Oczywiście to da się przeżyć.
Nie będę ukrywać, że w mojej opinii autor zrobił dzięki temu niesamowitą rzecz - wszedł w mocną interakcję z czytelnikiem. Tutaj pozwolę sobie przytoczyć pewien przykład.

Zaczyna się rozdział. Narrator prosi o narysowaniu kilku cyfr na kartce. Po czym stwierdza: Och, to głupio wygląda, że czytasz tą książkę obróconą. Tylko głupcy czytają książki pod kątem. Obróć ją.
Na następnej stronie: Nie tak idioto, teraz jest do góry nogami.

To tylko jedna z naprawdę wielu sytuacji, w których autor siedzący po drugiej stronie oceanu wpływa na to, co czytelnik musi zrobić.

Co do samej fabuły - jest bardzo nieprzewidywalna. Nie ma mowy, żeby wyprzedzać działania bohaterów. Każdy taki zwrot odbija się w głowie echem: Ale jak to?

Dla tych, co przeczytali pierwszy tom mam ważny komunikat. Drugi jest jeszcze lepszy.
Bohaterowie są nietuzinkowi, oryginalni, a przygody i możliwości, jakie postawił przed nimi autor jeszcze lepsze. Choć miejsc akcji nie jest zbyt dużo,to pan Sanderson zadbał o to, by nie było nudno.

Uważam, że lektura tej książki powinna być obowiązkowa.

10/10

Do tej pory zastanawiam się, jak to się stało - po prostu książka się skończyła.Tak po prostu. Dopiero później zdałem sobie sprawę, że lektura kolejnej części przygód Alcatraza zabrała mi, pomimo różnych innych zajęć, takich jak studia tak niewiele czasu.

W każdym razie, to dowód, dzięki któremu macie zapewnienie, że książka jest niesamowicie wciągająca. Dotyczy to wielu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

No i na wstępie zatem rzuca się grubość. Niecałe 200 stron z pewnością nie zniechęci każdego, kto na nią spojrzy, a dzieciom tym bardziej podpasuje ze względu na rozmiar - bo po co najmłodsi czytelnicy mają chłonąć opasłe tomiszcza, skoro mogą sięgnąć po coś takiego?

Lektura okazała się bardzo wciągająca. Brak tutaj wprawdzie szczególnych dynamicznych momentów, jednak sposób kreacji przez autorkę świata opisanego w Kłamcy i Szpiegu, prosty język i postacie sprawiają, że niełatwo będzie się od tej książki oderwać.

Niemniej jednak Georges (główny bohater) jak i inne opisane w książce dzieci nie prezentują wieku adekwatnego do ich inteligencji i przemyśleń. Za mało było w książce takiej typowej ludzkiej automatyki i beztroski, a i dodatkowo jakoś zanika klimat dziecięcego wieku. Oczywiście nie dotyczy to całości książki, lecz kilkunastu sytuacji.

Kłamca i szpieg to książka zdecydowanie lepsza od poprzedniej, choć zupełnie niezależna. Rozdziały może i są krótkie, ale bardziej uporządkowane, a każda sytuacja ma swoje określone miejsce i funkcję.

Wydawca napisał, że idzie o zakład, że nie przewidzę zakończenia. Miał rację - przeczytałem mnóstwo różnych książek, ale zakończenia nie byłem w stanie przewidzieć. Zaskakujące.

Lekturę najbardziej przyspiesza mała ilość na stronę. Łatwo zauważyć postępy, a przez to samemu się bardziej napędza do dalszego czytania.

Książkę oceniam na 9,5/10.

Zabrakło mi psychiki dostosowanej do wiek bohaterów. Niemniej jednak jest to książka, która będzie najlepszym rozwiązaniem, by zachęcić dziecko do czytania, czy nawet jako bajka do poduszki.

No i na wstępie zatem rzuca się grubość. Niecałe 200 stron z pewnością nie zniechęci każdego, kto na nią spojrzy, a dzieciom tym bardziej podpasuje ze względu na rozmiar - bo po co najmłodsi czytelnicy mają chłonąć opasłe tomiszcza, skoro mogą sięgnąć po coś takiego?

Lektura okazała się bardzo wciągająca. Brak tutaj wprawdzie szczególnych dynamicznych momentów, jednak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po przeczytaniu pierwszej części, Potomkowie powędrowali na półkę moich ulubionych książek, a tym razem przyszło mi zastanowić się, czy powinienem zrobić trochę miejsca na kolejną.

Autorka utrzymała poziom. To nie do końca mnie cieszy - często gdy książki powstają w serii, każda kolejna wprowadza pewne zmiany, zmieniając charakter cyklu. Pierworodna zachowuje stałość, głównie dzięki temu, że nie wprowadza nowych wątków w linii bocznej w stosunku do fabuły, a kontynuuje poprzednie. Co ciekawe, po zakończeniu pierwszej części zastanawiałem się, jak dużo możliwości może wykorzystać autorka w kolejnej.

Tosca Lee ma lekkie i dynamiczne pióro. Opisy akcji są dobrze zrównoważone, przez co, mimo ogromnej dynamiki, nie czuć przesady. Wszystko ładnie się ciągnie, choć tu należy wspomnieć, że każdy nowy dynamiczny wątek rozpoczyna się silnym uderzeniem czytelnika w twarz. To coś w stylu, jakby autorka chciała przekazać: ,,Też jesteś Potomkiem, nie ma spania, uciekamy!".

Powieść niestety jest mocno "zamerykanizowana". Wszystko wygląda jak w typowym filmie akcji - pościgi, uchodzenie z życiem i tak w kółko. Liniowość fabuły powoduje niestety, że poza tym głównym wątkiem nie zadamy raczej dodatkowych pytań. Mi się takowe nasunęły, ale to wynika z faktu, że lubię znać każdy szczegół, nawet nie związany z książką.

Wspomniane przeze mnie dwa akapity wcześniej utrzymanie poziomu jest po dłuższym czasie irytujące. Bo ciągle to samo... Bez obaw, choć ciągle to samo, to za nudno nie jest ;)

Co do wydawnictwa - uważam, że książka została wykonana bardzo dobrze, choć znalazłem dwa błędy - jedną literówkę i jedna spacja za dużo :) To oczywiście w żaden sposób nie rzutuje na powieść. Taka ilość jest dla mnie dopuszczalna, bo tekst, jakby nie patrzeć i tak nie jest krótki.
Okładka jest naprawdę charakterystyczna i miła dla oka (nie tylko dlatego, że jest tam ładna kobieta, o nie...). Po prostu kolorystyka. Tyle książek przeczytałem, a takiej fioletowej okładki jeszcze nie widziałem.

Ogólnie książkę można pochłonąć w jeden dzień, jest dynamiczna i lekka.

Po przeczytaniu pierwszej części, Potomkowie powędrowali na półkę moich ulubionych książek, a tym razem przyszło mi zastanowić się, czy powinienem zrobić trochę miejsca na kolejną.

Autorka utrzymała poziom. To nie do końca mnie cieszy - często gdy książki powstają w serii, każda kolejna wprowadza pewne zmiany, zmieniając charakter cyklu. Pierworodna zachowuje stałość,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

http://ksiazkinawieczor.blogspot.com/2017/04/recenzja-denis-szabaow-uniwersum-metro.html

O ile z pierwszą częścią szło mi dość mocno pod górkę, druga to była już droga po ledwo odczuwalnym nachyleniu. Początkowo myślałem, że autor zrezygnuje z obszernych i szczegółowych opisów broni oraz retrospekcji do dzieciństwa i dorastania głównego bohatera. Niestety nie zrezygnował, ale na szczęście opisy broni nie zajmują pół strony i brzmią jak przepisane z jakiejś encyklopedii. Dzięki temu lektura była wygodniejsza w czytaniu. Szabałow zadbał, aby tym razem było ciekawiej - trochę bardziej skierował się w stronę kreacji świata niż wojskowemu opisowi rzeczywistości, ale i tak trochę tego jeszcze było.

Uniwersum, jak to uniwersum, ma pewne określone zasady, które narzuca książka bazowa. Czy Prawo do Życia się w nich mieści. Moim zdaniem nie. O ile bazowe Metro 2033 mówiło o wręcz skrajnej biedzie, braku technologii i warunkach nieprzyjemnych do życia, to autor poszedł w zupełnie inną stronę. Bohaterom, jeśli chodzi o technologię, było za dobrze: niekończąca się amunicja i żywność, a i dostęp do wojskowego sprzętu. Tak jakby ludziom po apokalipsie żyło się lepiej niż przed. Pomijając oczywiście kwestię mutantów.

Daję dużego minusa za bohatera terminatora - to już druga książka, a główny bohater - Daniła, ani nie został złapany, ani nawet draśnięty. Przynajmniej przemiana wewnętrzna głównego bohatera jest na plus.

Lektura przywodzi na myśl grę komputerową i o ile autor przyznał się, że sam dążył do tego, żeby jego pierwsza książka ukazała się w uniwersum, tym razem odniosłem wrażenie, że tą pozycję pisał, jakby spodziewał się stworzenia gry komputerowej na jej podstawie. I jest dużo sposobności ku temu, wystarczy przeczytać. Tu pozwolę sobie przytoczyć jeden przykład: dół wypełniony czerwoną mgłą, z którego bez końca wyłaziły różne mutanty. Rodem sytuacja z gier komputerowych - niewyczerpane źródło zła.

Fabuła jest bez polotów - prosta, rozwijająca się, z punktem kulminacyjnym pod koniec. Wprawieni czytelnicy z pewnością byliby w stanie przewidzieć zakończenie i niektóre sytuacje.

Są i elementy na plus - na przykład anomalie. Mi się podobały, choć w pewien sposób naginały prawa fizyki.

http://ksiazkinawieczor.blogspot.com/2017/04/recenzja-denis-szabaow-uniwersum-metro.html

O ile z pierwszą częścią szło mi dość mocno pod górkę, druga to była już droga po ledwo odczuwalnym nachyleniu. Początkowo myślałem, że autor zrezygnuje z obszernych i szczegółowych opisów broni oraz retrospekcji do dzieciństwa i dorastania głównego bohatera. Niestety nie zrezygnował,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka trzymała poziom oryginalności i unikalności pod względem kreacji świata, bohaterów i wydarzeń. Nawet znośna była trójwątkowa narracja (akcja?), dopóki nie zaczęły pojawiać się przecieki ideologiczne gender i homoseksualne:
- zmienianie płci
- łóżkowe sceny z homoseksualnym wydźwiękiem (dwóch mężczyzn)

Obie te rzeczy, totalnie zniesmaczające i obleśne zupełnie mnie rozczarowały.

Książka trzymała poziom oryginalności i unikalności pod względem kreacji świata, bohaterów i wydarzeń. Nawet znośna była trójwątkowa narracja (akcja?), dopóki nie zaczęły pojawiać się przecieki ideologiczne gender i homoseksualne:
- zmienianie płci
- łóżkowe sceny z homoseksualnym wydźwiękiem (dwóch mężczyzn)

Obie te rzeczy, totalnie zniesmaczające i obleśne zupełnie mnie...

więcej Pokaż mimo to