rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Jeśli zajmujesz się pisaniem, to jesteś pisarzem. W języku angielskim znaczenie słowa writer jest szerokie i oznacza, każdego kto pisze, więc także i mnie. Chcę opisać pewną książkę - przeczytałam ją z wielkim zapałem i od teraz będę bez przerwy kartkowała - która dotyczy wciągającego i podniecającego świata tworzenia treści, czyli pisania. Pisania, które daje satysfakcję i przynosi spełnienie oczekiwań zarówno autora, jak i czytelników. Czy wciąż pamiętacie pierwsze zdanie? Celowo je przytoczyłam, żeby sprawdzić, czy jego siła uniesie moją recenzję. Książka, o której piszę to Magia słów. Jak pisać teksty, które porwą tłumy.

Joanna Wrycza-Bekier zaprasza nas na spotykanie z królem, czyli orzeczeniem i królową, którą jest podmiot. Przenosi nas do królestwa czasowników, rzeczowników i zdań złożonych. Przez ponad dwieście stron obcujemy z królewską świtą. Z bogactwa słów i swojej nieograniczonej wyobraźni tworzymy magię i celowo nie używamy przysłówków i czasowników w stronie biernej. Eksponujemy to, co ważne, czyli królową i króla. Historia, która nie może się nie podobać. :)

W czasach, gdy na świecie rządzą podróbki i bylejakość, a napisane teksty walczą o każdego czytelnika, trzeba pisać dobrze! Nie będę owijać w bawełnę i powiem, że dopiero ta książka uświadomiła mi, jak chciałabym pisać. Otworzyła mi oczy na to, jakie powinnam stosować techniki i jak budować napięcie, żeby uwieść swojego czytelnika. Książka zawiera rzetelne, logiczne i usystematyzowane porady na temat tego, jak opowiadać historie, które zagrają na emocjach, rozbudzą wszystkie zmysły i zdobędą powodzenie. Pisanie to czas poszukiwań.

Jeśli moim zamiarem będzie napisanie o przyjaźni, powinnam podejść do tematu indywidualnie, opisać to, co dobrze znam. Najlepsze teksty odzwierciedlają to, co dzieję się w moim sercu i duszy. W pisaniu, jak i w życiu. Te same schematy. By, to co napiszemy było satysfakcjonujące, trzeba odpowiednio podchodzić do życia. Wszystkie zgorzknienia, egoizmy, brak empatii, nie wpływają dobrze na atmosferę, a tą z kolei czuć w napisanych tekstach. Jeżeli chcemy stworzyć wartościowy, optymistyczny tekst, który porwie tłumy, pierwsze, co powinniśmy zrobić, to pozbyć się słów, które uwierają i są niewygodne. Pewne grupy wyrazów, które wnoszą banały, psują naszą przestrzeń, dodają ciężkości jak niewygodne koturny na naszych stopach i bezlitośnie wydłużają i usypiają nawet najbardziej zatwardziałego czytelnika. Poniżej niektóre z przykładów; te, które sama bardzo często używałam w w swojej wolnej twórczości. Aż mi z tego powodu głupio.

Na początku wampiry energetyczne, które zabierają energię i pozbywają naszych tekstów dynamiki, czyli nominalizacja, strona bierna i czynna, czasowniki modalne, czasowniki: mieć i być. Następnie cała elita słów śmierci, które, z wrodzoną sobie mocą zabiją nawet najlepszą opowieść: tiki, skamieliny, słowa papugi, koturny, urzędasy, snoby, tasiemce, usypiacze, podróbki, tchórze, zuchwalce, sobki, zrzędy.

Skamieliny - to banały, które powtarzamy od wieków np. polska złota jesień. Autorka sugeruje, wyrzućmy skamieliny, zastąpmy je nowym, świeżym słowem.
Słowa papugi, gdy jedno słowo, pociąga drugie, a znaczą dokładnie to samo. Np. darmowy prezent.
Koturny - ciężkie niewygodne buty, które w końcu i tak zamieniamy na trampki: posiadać, stanowić, dokonać, fakt, proces, zjawisko, problem, zagadnienie, sprawa.
Urzędasy - oznaczają np. zawartą umowę, przedłożone dokumenty itp.
Snoby - to słowa zaczerpnięte z korporacji. Tam robią zawrotną karierę, nie pozwólmy, żeby rozpanoszyły się w naszych osobistych tekstach. Przykłady: implementować, aplikować, kondycja, stan, synergia.
Tchórze - z tymi muszę definitywnie "zerwać", są to: czasami, prawie, być może, jakby, prawdopodobnie, przypuszczalnie, widocznie,
Kolejne rozdziały przeplatane są lekcjami wielkich pisarzy, którzy w pisaniu osiągnęli naprawdę wiele. Najbardziej przekonała mnie przemyślana technika Iana Fleminga, autora Jamesa Bonda, który posługuje się zwięzłym, merytorycznym językiem z całym bogactwem konkretów. Dynamiczne rzeczowniki i czasowniki potęgują wrażenie, że Bond jest energicznym, zdecydowanym bohaterem, który w mig wykonuje powierzone zadana. I w tym miejscu należy szukać odpowiedzi na pytanie; Jak Fleming to zrobił?

Podsumowując, pisanie to ciężka praca. Cóż. Czytelnicy zasługują na dobry tekst, przede wszystkim liczy się ich czas. Czytając tę książkę przewracałam strony i szybko odkrywałam kolejne karty. Wszystkie naraz. Zyskałam ogólne pojęcie jak pisać dobrze. Jestem przekonana, że przygotowując jakiś tekst, kiedy nie będę mogła sobie odpowiedzieć na pytanie, który czasownik będzie odpowiedni bądź - jak wywalić zuchwalców ze zdania - będę wracała do poszczególnych rozdziałów i korzystała z umieszczonych w książce wskazówek. Dobra, pomocna lektura dla wszystkich piszących, nawet jeśli są to tylko wiadomości e-mailowe. Polecam.

Mam pytanie, czy doczytaliście do końca? To jest właśnie siła pierwszego zdania!:)

Jeśli zajmujesz się pisaniem, to jesteś pisarzem. W języku angielskim znaczenie słowa writer jest szerokie i oznacza, każdego kto pisze, więc także i mnie. Chcę opisać pewną książkę - przeczytałam ją z wielkim zapałem i od teraz będę bez przerwy kartkowała - która dotyczy wciągającego i podniecającego świata tworzenia treści, czyli pisania. Pisania, które daje satysfakcję i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Krótko mówiąc książka o wszystkim, co dotyczy młodych mężczyzn. Porusza cały szereg tematów istotnych dla prawidłowego rozwoju chłopców, zwłaszcza ich sfery psychicznej. Chłopcy są świetni, zabawni, mają cudowną energię ale czyha na nich zdecydowanie więcej niebezpieczeństw niż na dziewczynki.

"Pod koniec dwudziestego wieku sytuacja chłopców nie wyglądała najlepiej"...

Takim zdaniem zaczyna się przedmowa do nowego wydania. Zdanie to daje do myślenia, szczególnie matkom posiadającym synów! Otrzymujemy odpowiedzi na wiele ciekawych pytań. Dowiadujemy się o trzech etapach wieku chłopięcego, dlaczego chłopcy mają sutki i za co odpowiada testosteron? Czym różnią się mózgi naszych pociech, jeżeli jedna jest chłopcem, a druga dziewczynką? Poznajemy rolę taty w wychowaniu syna. Przeczytamy o więzi z mamą. Idąc dalej uczymy się chłopięcej seksualności, dochodzimy do kształcenia i ducha sportowego.

Krótko mówiąc książka o wszystkim, co dotyczy młodych mężczyzn. Porusza cały szereg tematów istotnych dla prawidłowego rozwoju chłopców, zwłaszcza ich sfery psychicznej. Chłopcy są świetni, zabawni, mają cudowną energię ale czyha na nich zdecydowanie więcej niebezpieczeństw niż na dziewczynki.

"Pod koniec dwudziestego wieku sytuacja chłopców nie wyglądała najlepiej"......

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jeden z autorów, który ma wiedzę na temat tego, co pisze. Czyta się lekko, łatwo i przyjemnie, oczywiście jeżeli akurat nie jest się na jakimś życiowym zakręcie.
Starowicz porusza temat kobiecości na wielu płaszczyznach, dotyka ważnych aspektów z życia kobiety. Książka wprowadza trochę uporządkowania i logiki do kobiecego bałaganu w głowie. Wszystko wiemy, znamy swoje potrzeby, ale jak przychodzi co do czego, to nasze reakcje są zupełnie odwrotne. Książki Starowicza powinny być lekturą obowiązkową (dla przyszłych małżonków) na kursach przedmałżeńskich i wypadałoby, żeby kończyły się egzaminem z ich znajomości.:)

Moje odczucia są takie, że poleciał trochę po łebkach. Z drugiej strony, książka jest poradnikiem dla wszystkich, a nie psychologicznym tomiszczem, więc trudno wymagać, żeby była bardziej obszerna i jej treść bardziej analityczna. Polecam.

Jeden z autorów, który ma wiedzę na temat tego, co pisze. Czyta się lekko, łatwo i przyjemnie, oczywiście jeżeli akurat nie jest się na jakimś życiowym zakręcie.
Starowicz porusza temat kobiecości na wielu płaszczyznach, dotyka ważnych aspektów z życia kobiety. Książka wprowadza trochę uporządkowania i logiki do kobiecego bałaganu w głowie. Wszystko wiemy, znamy swoje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Cudowna biografia sióstr, córek Wojciecha Kossaka, wnuczek Juliusza. Napisana barwnym i pełnym humoru językiem przez młodszą z sióstr - Magdalenę Samozwaniec.

Cudowna biografia sióstr, córek Wojciecha Kossaka, wnuczek Juliusza. Napisana barwnym i pełnym humoru językiem przez młodszą z sióstr - Magdalenę Samozwaniec.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przyznaję, że nie planowałam jej kupić. Dostałam w prezencie i natychmiast przeczytałam. Prawda jest taka, że wszyscy słyszeliśmy o kobiecie-szpiegu, natomiast nic nie potrafimy o niej powiedzieć. Przepraszam za to generalizowanie, tak było w moim przypadku.

Książka porywa od samego początku. Czyta się błyskawicznie. Coelho w oparciu o fakty z życia Mata Hari stworzył fikcyjną fabułę swojej książki. Zaproponował nam korespondencję w formie listów, między kobietą o wielu twarzach, oskarżoną o bycie agentem i osadzoną w paryskim więzieniu, a jej adwokatem.

Czuję lekki niedosyt. Niewielkich rozmiarów książka tylko wzbudziła mój apetyt na przygodę z Mata Hari. Chętnie sięgnęłabym po jej kolejną część.

Przyznaję, że nie planowałam jej kupić. Dostałam w prezencie i natychmiast przeczytałam. Prawda jest taka, że wszyscy słyszeliśmy o kobiecie-szpiegu, natomiast nic nie potrafimy o niej powiedzieć. Przepraszam za to generalizowanie, tak było w moim przypadku.

Książka porywa od samego początku. Czyta się błyskawicznie. Coelho w oparciu o fakty z życia Mata Hari stworzył...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Życie na pełnej petardzie czyli wiara, polędwica i miłość Jan Kaczkowski, Piotr Żyłka
Ocena 7,7
Życie na pełne... Jan Kaczkowski, Pio...

Na półkach: , ,

O księdzu Kaczkowskim można by bardzo dużo pisać. Lepiej po prostu wziąć jedną z Jego książek i przeczytać. Nieważne, czy się jest niewierzącym, katolikiem, czy w ogóle innego wyznania. Wystarczy, że się jest dobrym człowiekiem i szanuje innych ludzi.

"Wolność i godność to dla mnie kluczowe pojęcia. Chrześcijaństwo, gdy ich nie szanuje, przeradza się we własną karykaturę".

Parę razy złapałam się na tym, że potraktowałam księdza Kaczkowskiego jak eksperta. Jeżeli są jakieś kwestie sporne, sięgam do jego książek i szukam informacji, co na dany temat sądził. Ludzka głowa ma to do siebie, że szybko zapomina. Petardę...mam na półce i często do niej wracam. Wspaniała, szczera biografia, pełna nadziei, humoru, dystansu i prawdy. Opowieść o domu rodzinnym i braku wychowania, edukacji, powołaniu, kapłaństwie, hospicjum, kościele, aż do choroby. Jedna z najważniejszych książek, które przeczytałam, chociaż oczywiści nie twierdzę, że zgadzam się z Nim we wszystkim. Wtedy możemy sobie podyskutować...:) Jak to mówią: "Lepiej z mądrym zgubić niż z głupim znaleźć".

O księdzu Kaczkowskim można by bardzo dużo pisać. Lepiej po prostu wziąć jedną z Jego książek i przeczytać. Nieważne, czy się jest niewierzącym, katolikiem, czy w ogóle innego wyznania. Wystarczy, że się jest dobrym człowiekiem i szanuje innych ludzi.

"Wolność i godność to dla mnie kluczowe pojęcia. Chrześcijaństwo, gdy ich nie szanuje, przeradza się we własną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mistrzostwo świata jeśli chodzi o obraz zacofanej, zaściankowej i bogobojnej wsi, o dziwo połowy XX wieku! Wsi, która wierzy w zabobony i żyje zgodnie z porami roku. Mieszkańcy tworzą hermetyczną całość, są odporni na najmniejszy wpływ nowych technologii.

Świetnie napisana gwarą, przez pierwszych trzydzieści stron, moje oczy i głowa przyzwyczajały się do formy i odgadywały, co autor miał na myśli, używając takiego, a nie innego sformułowania.
Polecam.

Mistrzostwo świata jeśli chodzi o obraz zacofanej, zaściankowej i bogobojnej wsi, o dziwo połowy XX wieku! Wsi, która wierzy w zabobony i żyje zgodnie z porami roku. Mieszkańcy tworzą hermetyczną całość, są odporni na najmniejszy wpływ nowych technologii.

Świetnie napisana gwarą, przez pierwszych trzydzieści stron, moje oczy i głowa przyzwyczajały się do formy i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie czytam książek o miłości, ta była wyjątkiem, zresztą bardzo udanym wyjątkiem. Przeczytałam ją zaledwie w dwa dni, i niech to będzie najlepsza opinia - bo nie mogłam się od niej oderwać. Kończyłam czytać zamknięta na balkonie, żeby nikt mi nie przeszkadzał i żeby nie widzieli, że płaczę.

Książka bardzo wzruszająca, zwłaszcza na końcu. Po drugą część nie sięgnęłam, że sobie nie psuć wrażenia o autorce. Filmu również nie widziałam.

Ale - jak to z takimi romansami bywa - po jakimś czasie od przeczytania, pamięta się tylko głównych bohaterów i mniej więcej kojarzy się, o co tam chodziło w fabule. Dlatego zdecydowanie bliżej mi do książek, które pozostawiają po sobie trochę więcej niż rozedrgane serce. Mimo wszystko bardzo polecam, np. jako przerywnik od książek wojennych. :)

Nie czytam książek o miłości, ta była wyjątkiem, zresztą bardzo udanym wyjątkiem. Przeczytałam ją zaledwie w dwa dni, i niech to będzie najlepsza opinia - bo nie mogłam się od niej oderwać. Kończyłam czytać zamknięta na balkonie, żeby nikt mi nie przeszkadzał i żeby nie widzieli, że płaczę.

Książka bardzo wzruszająca, zwłaszcza na końcu. Po drugą część nie sięgnęłam, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Moja! magiczna Lubelszczyzna bez fikcji literackiej, bez filtru i makijażu.

Co to znaczy szczęście? Dla kogoś dziewictwo poświęcone Bogu, dla innych seks w domu pomocy społecznej, ktoś powie, że przede wszystkim zdrowe dzieci. Są tez takie osoby, dla których szczęście to kilka darmowych czekolad przyniesionych do domu - po oddaniu krwi. 27 rozdziałów o Polskiej rzeczywistości, książka, która kipi szczęściem, boli prawdą i przeraża absurdem. Trzeba przeczytać.

Moja! magiczna Lubelszczyzna bez fikcji literackiej, bez filtru i makijażu.

Co to znaczy szczęście? Dla kogoś dziewictwo poświęcone Bogu, dla innych seks w domu pomocy społecznej, ktoś powie, że przede wszystkim zdrowe dzieci. Są tez takie osoby, dla których szczęście to kilka darmowych czekolad przyniesionych do domu - po oddaniu krwi. 27 rozdziałów o Polskiej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ponad stuletni dramat G. Zapolskiej jest tragifarsą kołtuńską.
"Głupia jesteś z twoją kołtuńską estetyką". (Zbyszko do Juliasiewiczowej).

Ponad stuletni dramat G. Zapolskiej jest tragifarsą kołtuńską.
"Głupia jesteś z twoją kołtuńską estetyką". (Zbyszko do Juliasiewiczowej).

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo dobra książka, przy której momentami nie sposób powstrzymać napływające do oczu łzy. Prawdziwa, bohaterska walka kobiet z powstania. Walka z okupantem, z biedą, z brudem, z brakiem jedzenia, z bezsilnością. Przerażająca Walka o przetrwanie. Piękna, pouczająca lektura. Historia, której nie wolno zapomnieć, ale też ciężko o niej pamiętać, bo diabelsko trudna!

Bardzo dobra książka, przy której momentami nie sposób powstrzymać napływające do oczu łzy. Prawdziwa, bohaterska walka kobiet z powstania. Walka z okupantem, z biedą, z brudem, z brakiem jedzenia, z bezsilnością. Przerażająca Walka o przetrwanie. Piękna, pouczająca lektura. Historia, której nie wolno zapomnieć, ale też ciężko o niej pamiętać, bo diabelsko trudna!

Pokaż mimo to


Na półkach:

No cóż, po 14 latach małżeństwa mogę powiedzieć, że autor doskonale wiedział, o czym pisze. W długoletnich związkach łatwiej jest o intrygi, niedopowiedzenia, z pozoru niewinne kłamstewka, które jednak potrafią zaważyć na relacji damsko-męskiej. Świetna, pełna humoru powiastka o kobiecie i mężczyźnie, zarówno dla kobiet, jak i dla mężczyzn.

No cóż, po 14 latach małżeństwa mogę powiedzieć, że autor doskonale wiedział, o czym pisze. W długoletnich związkach łatwiej jest o intrygi, niedopowiedzenia, z pozoru niewinne kłamstewka, które jednak potrafią zaważyć na relacji damsko-męskiej. Świetna, pełna humoru powiastka o kobiecie i mężczyźnie, zarówno dla kobiet, jak i dla mężczyzn.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niekonwencjonalna lektura, podczas której poznajemy nie tylko piękny Paryż (jeszcze nie byłam), a przede wszystkim zdajemy sobie sprawę z bogactwa uczuć jakie - jako ludzie - posiadamy, i jak łatwo możemy te uczucia stracić, na własne życzenie zaprzepaścić. Książka o magicznej, wysublimowanej miłości, otwiera oczy na wiele spraw! Oczywiście polecam.

Niekonwencjonalna lektura, podczas której poznajemy nie tylko piękny Paryż (jeszcze nie byłam), a przede wszystkim zdajemy sobie sprawę z bogactwa uczuć jakie - jako ludzie - posiadamy, i jak łatwo możemy te uczucia stracić, na własne życzenie zaprzepaścić. Książka o magicznej, wysublimowanej miłości, otwiera oczy na wiele spraw! Oczywiście polecam.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Filmu nie oglądałam, nie mam porównania. Książka prawdziwa, przez to dobra. O rodzinnych relacjach, trochę zaburzonych, momentami trudnych jak cholera. Prosta, życiowa fabuła, nieskomplikowane dialogi, sprawny język autorki, to wszystko sprawia, że książkę czyta się dobrze, płynnie, szybko. Dodatkowo każdy odnajdzie w niej jakąś cząstkę siebie.

Filmu nie oglądałam, nie mam porównania. Książka prawdziwa, przez to dobra. O rodzinnych relacjach, trochę zaburzonych, momentami trudnych jak cholera. Prosta, życiowa fabuła, nieskomplikowane dialogi, sprawny język autorki, to wszystko sprawia, że książkę czyta się dobrze, płynnie, szybko. Dodatkowo każdy odnajdzie w niej jakąś cząstkę siebie.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Dziewiętnastoletni, wybitni chłopcy, w ważnym dla nich momencie, kiedy mieli wchodzić w dorosłe życie i decydować o swojej przyszłości, trafili na bezsensowny czas wojny. Okrutny czas, który na zawsze pozostawia rysę na sercu.

Poruszająca wigilijna opowieść o tragizmie wojny.

Dziewiętnastoletni, wybitni chłopcy, w ważnym dla nich momencie, kiedy mieli wchodzić w dorosłe życie i decydować o swojej przyszłości, trafili na bezsensowny czas wojny. Okrutny czas, który na zawsze pozostawia rysę na sercu.

Poruszająca wigilijna opowieść o tragizmie wojny.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka nie tylko o sztuce. Przede wszystkim jest to opowieść o jednostce pozbawionej sensu życia, na której przeprowadza się pewnego rodzaju eksperyment, którego granice zostały mocno przekroczone.

To okropna historia o tym, do czego może nas doprowadzić nieustanne pragnienie bycia bogatym, pięknym i rozpoznawalnym. O tym, jak łatwo współczesnego człowieka uprzedmiotowić i pozbawić uczuć.

Młody, zaledwie dwudziestoletni mężczyzna po raz kolejny staje na krawędzi życia i śmierci, próbując popełnić samobójstwo. Zdesperowanemu Taziowi przychodzi z pomocą wielki artysta, o wymownie brzmiącym imieniu Zeus Peter Lama i zaledwie w ciągu 24 godzin przywraca mu sens życia. Bohater za cenę wolności zostaje podziwianym dziełem sztuki.

Zyskuje SŁAWĘ. Przeistacza się w żywą rzeźbę, ale podpisuje wyrok i wyrzeka się kontroli nad własnym ciałem, umysłem i świadomością. Adam bis, pozbawiony człowieczeństwa i mocy prawnej, należy do swojego stwórcy, później zakupuje go kolekcjoner, a na koniec staje się własnością państwową. Kiedy okaleczony bohater zaczyna rozumieć, co stracił i jak cenna jest wolna wola, pragnie powrócić do normalnego życia. Jednak nie od razu tak się stanie.

"Każdy z nas ma trzy for­my życia. Życie ma­terial­ne: jes­teśmy ciałem. Życie umysłowe: jes­teśmy świado­mością. I życie dys­kursyw­ne: jes­teśmy tym, co o nas mówią".

Kiedy byłem dziełem sztuki to powieść wieloznaczna, osadzona w okrutnym świecie dorosłych. Z jednej strony mamy świat twórców, artystów, kreatorów, chirurgów, którzy za wszelką cenę chcą stworzyć coś oryginalnego. Z drugiej strony jest człowiek egocentryczny, niedowartościowany, zlękniony. Pragnący bycia "pięknym" i zauważonym. Skupiający się tylko na sobie. Hedonistyczny materialista, który pada ofiarą konsumpcjonizmu. Mając dość bycia nijakim, szarym człowieczkiem, jest w stanie podpisać "cyrograf" byleby tylko stanąć na arenie sławy i dorównać swoim pięknym braciom (książkowym braciom Firelli).

- Padł ofiarą naszych czasów. Czy raczej dyskursu, jaki nasze czasy wygłaszają na swój temat. Wmawia nam się, że ważna jest aparycja, proponuje nam się kupowanie dóbr, produktów i usług, które zmieniają lub ulepszają nasz wygląd - ubrania, diety, fryzury, produkty zdrowotne, produkty luksusowe, podróże w słoneczne rejony, operacje chirurgiczne. Przypuszczam, że Adam, jak wielu innych, wpadł w tę pułapkę. Musiał być bardzo nieszczęśliwy, skoro szukał siebie tam, gdzie nie mógł się odnaleźć - w sferze pozorów.

Dalej Eric-Emmanuel Schmitt umiejętnie zmusza nas do refleksji nad tym, czym jest sztuka? Czym jest tworzenie? Czym jest piękno? Dlaczego to, co jest nazwane sztuką, jest tak bardzo pociągające? Czy wszystko, co wychodzi z rąk artystów jest boskie i ponadprzeciętne? Dlaczego ludzie płacą bajońskie sumy po to, by stać się właścicielami ich dzieł. W końcu razem z Adamem bis dochodzimy do wniosku, że świat sztuki, który na zewnątrz nieustannie wzbudza podziw, od wewnątrz bywa obdarty z wartości, niedoskonały i bezlitosny. Gdzie zatem kończy się sztuka, a zaczyna manipulacja?

"Nie ma nic bardziej względnego niż piękno. Jedna róża to piękno. Dziesięć róż to coś drogiego. Sto róż to nuda. Tysiąc róż, kapujesz?(...) Natura jest pozbawiona wyobraźni".

Ludzie pragną tego, co inne, odległe, nieosiągalne. Trudno im docenić to, co mają, co znaczą dla innych, jakie im przyszło pełnić role. Każdy z nas ma w sobie coś wyjątkowego i cała sztuka polega na tym, by umieć to odkryć.

Zgrabnie napisana historia, która nie pozostawia czytelnika obojętnym. Powieść, pomimo dziwnej fabuły kończy się pozytywnie. Oczywiście znalazło się w niej miejsce również na szczęśliwą miłość :)

"Gdy wróciłem na piasek, powróciła codzienna kołomyja, trzeba było rozdać ręczniki, zaprowadzić porządek, zagwizdać na spóźnialskich, dać kilka klapsów; jednak codzienna kołomyja napełniła się sensem. (...) Tego ranka po raz pierwszy miałem wrażenie, że ja też mam swoją rolę. Są istoty, które mnie potrzebują, zarówno żywi, jak umarli. Co niezastąpionego mam w sobie? To, moje myśli. Moje troski. Moje przywiązania. Moje miłości".

Recenzja opublikowana na moim Blogu evaslowlife.pl

http://www.evaslowlife.pl/index.php/slowblog/dwudziesta-trzecia-piecdziesiat-dwie/102-recenzja-kiedy-bylem-dzielem-sztuki-eric-emmanuel-schmitt

Książka nie tylko o sztuce. Przede wszystkim jest to opowieść o jednostce pozbawionej sensu życia, na której przeprowadza się pewnego rodzaju eksperyment, którego granice zostały mocno przekroczone.

To okropna historia o tym, do czego może nas doprowadzić nieustanne pragnienie bycia bogatym, pięknym i rozpoznawalnym. O tym, jak łatwo współczesnego człowieka uprzedmiotowić...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po przeczytaniu już sama nie wiem, o co chodzi w tym całym kościele i w zakonach. Jeśli podstawą ma być wiara w Boga wszechmogącego, miłosiernego, kochającego, to dlaczego ludzie, w Jego imię, wzajemnie się krzywdzą i tak poniżają...? Rozbieżności między Kościołem jako instytucją, a wiarą w Boga zawsze będą stały na przeszkodzie do pełnego zrozumienia, kontemplacji i przeżywania wiary.

Dlaczego zakonnice odchodzą po cichu? Temat mało znany, owiany tabu i kontrowersyjny. Autorka Marta Abramowicz (ur.1978 r.) - psycholożka, dziennikarka i badaczka - przybliża sylwetki zakonnic, które z tylko sobie znanych powodów, na różnym etapie życia, opuściły mury zakonne. Obiecały, że nigdy z nikim nie będą o tym rozmawiać. To, co dzieje się w zakonach klauzurowych - pozostaje tajemnicą. Tutaj jestem pełna podziwu dla autorki, która podjęła się takiego tematu i udało jej się nakłonić aż dwadzieścia byłych sióstr do jakiejkolwiek rozmowy. Siostry, o których mowa nie miały siły na kontynuowanie życia zakonnego, opuściły pełne antypatii środowisko i powróciły do życia poza murami wycofane, zlęknione i upupione. Każdej pozostało jeszcze rozmówić się z Bogiem.

Jak relacjonuje autorka, dziewczyny, po przekroczeniu bram zakonów zderzają się z fatalną rzeczywistością. Te, którym bardzo zależy na życiu w zgromadzeniu, są w stanie zrobić wszystko, co powiedzą przełożone. Wierzą, że jeżeli pozostaną w czystości i będą pracować ponad swoje siły, zbliżą się do Boga. Wstrząsające jest to, jak młode zakonnice przechodzą nowicjat, juniorat - gdy jedna z sióstr zbiła szklankę, musiała klękać i prosić przełożoną o pokutę. To zupełne pranie mózgu, któremu towarzyszy strach i samotność. Najwyższą cnotą i wartością jest bezwzględne posłuszeństwo, częstokroć urągające kobietom, wbrew naturze.

Piąta trzydzieści pobudka, o szóstej w kaplicy, jutrznia, msza,śniadanie. Po śniadaniu znów kaplica, modlitwa, medytacja.Potem praca - kuchnia, magiel, świnie, kurnik, obiad. Po obiedzie rekreacja. Już byłam zmęczona. To mało powiedziane, ja padałam i od razu zasypiałam. Na początku mi pozwalały. Potem koronka, znowu obowiązki albo trochę nauki, nieszpory, msza, kolacja, kompleta. O dwudziestej pierwszej jeszcze apel jasnogórski.

Źle myjesz. A jak się myje? Spod szkaplerza z kieszonki wyciąga korek do dezodorantu. - Wiesz, co to jest? -pyta. Patrzę na nią jak na idiotkę. - To jest koreczek. Włóż ten koreczek tu, do nogi klozetu, i całą wodę wybierz, aż będzie pusto co do kropli. Potem płyn wlejesz. Weźmiesz gąbeczkę do ręki i do środka włożysz. I w środku całą muszlę wyczyścisz.(...) Bez rękawic oczywiście.

Świat zewnętrzny nie pojmuje tego, co dzieje się w środku. Byłe zakonnice nikomu o niczym nie mówią. Komentarze na ich temat nie są pochlebne. Odejście z zakonu ma negatywny wydźwięk. W takich sytuacjach ludzie zawsze źle gadają; że zaszła w ciążę, że zakochała się w księdzu. Odchodzą w strachu, w ogromnym poczuciu winy. Boją się konfrontacji z rodziną, z najbliższym otoczeniem. Rodziny wstydzą się takich osób, wykluczają je, nie dając nawet szansy na próbę wytłumaczenia tego, co się zadziało w ich głowach, w sercach.

Ciekawym punktem zwrotnym jest spojrzenie i relacja zakonników. Okazuje się, że bracia żyją inaczej niż siostry. Zakony męskie i żeńskie różnią się bardzo. Różnice nie dotyczą tylko porządku i dbania o czystość. U sióstr nie ma nawet pozorów demokracji. Jest hierarchia i wyższość jednych sióstr nad innymi. Są takie siostry, które zawsze były matkami przełożonymi. Nie ma świeżej krwi. Zakonnicy mają więcej swobody i osobistej wolności. Mogą czytać książki, mieć własnego laptopa, korzystać z internetu. Siostry wszystko muszą zgłaszać, o wszystko prosić przełożoną, nawet o podpaski! Zakonnice katują się religijnie, żyją w religijnym matriksie. Nie potrafią się kłócić, rozmawiać, nawet spowiedź przychodzi im z trudem, bo spowiadają się jak dzieci. Drobiazgi urastają do rangi dużych problemów. Skupiają się na zupełnych błahostkach (czy miała właściwą postawę podczas modlitwy). Ciągle są na służbie, wszystkiego się wyrzekają, w pokorze poświęcają się tylko Bogu.

Niestety książka potwierdza, że życie zakonne w Polsce i poddaństwo sióstr zatrzymało się na średniowieczu. Zarządzanie zakonem opiera się na archaicznych metodach, niezmienionych od stuleci. Po Soborze Watykańskim II w chrześcijańskim świecie dokonały się zmiany. Polskie siostry zostały jednak w radykalnych i tradycyjnych czasach przedsoborowych.

W średniowieczu zdecydowano, że kobiety będą mogły wieść zakonne życie tylko za klauzurą. Mogą się modlić i pracować, ale za murami klasztoru, bez możliwości wyjścia na zewnątrz. Dopiero wtedy ich czystość będzie bezpieczna - uzasadniał swoją decyzję papież Bonifacy VIII w 1298 r.

Na koniec jeszcze tylko jedno zdanie o Eugenie Drewermannie, niegdyś katolickim księdzu, który zarzuca kościołowi katolickiemu, że dzięki odpowiedniej, dogmatycznej interpretacji Pisma, zapewnia sobie byt i władzę absolutną nad myśleniem wiernych. Zarówno księża, jak i siostry, znają swoje miejsce w hierarchii. Kościół o wszystkim decyduje, a obowiązkiem sióstr i świeckich jest być posłusznym i wierzyć. (Jedno ciało, jeden głos). Jak pokazuje historia kolejni papieże nie dbali o kobiety. Ich rola sprowadza się do modlitwy i posłuszeństwa. Kościół co jakiś czas przypomina sobie o kobietach, mówi wtedy o potrzebie zmian, ale nic z tym nie robi, nie chce dzielić się władzą.

"Zakonnice odchodzą po cichu" to reportaż, pokazujący zakony tylko z jednej perspektywy i w bardzo negatywnym świetle. Wyrywek rzeczywistości obrazujący przypadki tych sióstr, które być może źle odczytały powołanie, nie wytrzymały presji psychicznej związanej z życiem klauzurowym albo nie do końca miały świadomość tego, z czym wiąże się życie zakonne za murami. A przecież w zakonach jak i w życiu, nie wszystko jest czarno-białe. Uważam, że spora część zakonnic jest szczęśliwa, że wybrała taką, a nie inną drogę. Książkę jak najbardziej warto przeczytać, żeby mieć własny ogląd na ten jakże intrygujący temat.

Recenzja opublikowana na moim blogu evaslowlife.pl

http://www.evaslowlife.pl/index.php/slowblog/dwudziesta-trzecia-piecdziesiat-dwie/112-recenzja-zakonnice-odchodza-po-cichu-marta-abramowicz

Po przeczytaniu już sama nie wiem, o co chodzi w tym całym kościele i w zakonach. Jeśli podstawą ma być wiara w Boga wszechmogącego, miłosiernego, kochającego, to dlaczego ludzie, w Jego imię, wzajemnie się krzywdzą i tak poniżają...? Rozbieżności między Kościołem jako instytucją, a wiarą w Boga zawsze będą stały na przeszkodzie do pełnego zrozumienia, kontemplacji i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niezwykła książka, absolutnie warta przeczytania. Przepiękny, wnikliwy reportaż - obraz Polaków, Ukraińców, zdrajców i sprawiedliwych. Trudno mi się po niej pozbierać, nie mogę zacząć czytać nic innego. Historia Wołynia oraz jego chlubni i mniej chlubni mieszkańcy weszli do mojej głowy, siedzą i ani myślą się z niej wyprowadzić...

Myśli o Wołyniu kotłują się i przesuwają z jednego końca mózgu w drugi. Po raz kolejny biorę książkę do ręki, otwieram na przypadkowej stronie, zamykam, ponownie otwieram i wracam, by znowu być częścią tej historii i napić z Panią Szurą czaju. Tęsknię.

"Puszczaj chleb twój po wodzie; bo po wielu dniach znajdziesz go". (Księga Kaznodziei Salomona 11,1 cyt. za: Biblia Gdańska).

Wołyń, miejsce na pograniczu dawnej Rzeczypospolitej, Rusi i Litwy. Nazwa pochodzi od walecznego plemienia Wołynian albo od widocznych na każdym kroku wołów. Wołyń poznajemy wiosną. Od razu rzuca się w oczy symbolika rozdziałów ponazywanych zgodnie z porami roku. Wiosna przychodzi z impetem, objawia się przepiękną przyrodą - szczególnie pięknie kwitną azalie - przylatują bociany, skowronki, wyjątkowo rozkwitają sady. Wraz ze zmieniającymi się porami roku zmieniają się nastroje wśród mieszkańców Wołynia. Najgorsza jest zima 1943 r. i najtragiczniejszy czas masowych rzezi na Polakach i Żydach. Od tamtej pory ziemia na Wołyniu, pomiędzy trzema rzekami Bug, Prypeć i Słucz, już na zawsze będzie nasiąknięta krwią.

"Zielony mój Wołyń otaczał mnie,
porywał i krążył w półśnie,
jak trzmiel znużony, gdy na dłoni uśnie". (Józef Łobodowski, Kisielin)

Witold Szabłowski wielokrotnie wyruszał na Wołyń do swoich rozmówców, próbował trafić do stareńkich ludzi, ostatnich żyjących świadków maskary wołyńskiej. Spotykał się w cztery oczy i korespondował z potomkami tych ludzi, którzy kiedyś ryzykowali życiem, by uratować dziecko, a nieraz i całe rodziny. Autor obiektywnie i sprawiedliwie oddał głos przedstawicielom każdej nacji: Czechom, Ukraińcom, Polakom i Żydom. Poznajemy nieodkrytych dotąd bohaterów, którzy przez całe lata byli w naszej historii nieobecni, pominięci, niezapamiętani.

Poznajemy panią Hanię, mieszkankę Gaju, znajdę po Polakach, znalezioną i wychowaną w wielkiej miłości przez ukraińskie małżeństwo. Nacjonaliści, którzy walczyli o wolną Ukrainę wymordowali wszystkich mieszkańców wioski, została tylko ona i zdziczałe wiśnie i jabłonki.

Poznajemy rodzinę Hermaszewskich, z których najmłodszy z rodzeństwa, Mirosław, poleciał w kosmos. Jego matce, Kamili Hermaszewskiej, banderowiec strzelił w głowę, a ta wypuściła maleńkie zawinięte dziecko na ziemię. Do końca nie dowiadujemy się kto pomógł jej przeżyć. Po latach Mirosław Hermaszewski tak wspomina swój lot:

"Ale w trakcie drugiego okrążenia szuka już innego skrawka planety; od Helu na południowy wschód, gdzieś na granicy między skulonym zwierzątkiem Europą a Związkiem Radzieckim jest mały kawałek ziemi, na który upadła jego matka po tym, jak banderowiec strzelił jej w skroń. Miejsce, gdzie kiedyś stała wieś Lipniki i przylegająca do niej kolonia Police. Kiedy znajdzie i ten kawałek, myśli sobie: "Chcieliście mnie zabić, tak? To patrzcie, gdzie teraz jestem".
Spotykamy wyjątkowo cudowną osobę Ołeksandrę Wasiejko zwaną Szurą. To ona pomagała szukać polskich grobów. Mogiły Polaków, gdzie były krzyżyki w sosnach, pokazał jej nieżyjący już tatko, jeden z wielkich sprawiedliwych, którzy ratowali. Pani Szura mówi Ojcze Nasz po ukraińsku, potem modli się za naszych i za Warszawę po polsku, prosząc Boga, by miał w opiece i ocalił od wojny cały polski naród. Na krzyżu na Trupim Polu zawsze wiesza rucznik, ukraińską tradycyjną chustę i rozmawia z duszami naszych Polaków, jakby byli żywi. Opowiada im o Wołyniu, o zabawach, w które się razem bawili. O tym, że ich pomordowano nie mówi, żeby im nie było smutno.

Pytana o to: "Jak to się dzieje, że gdy jeden człowiek sam chwyta za motykę, widły, nóż i idzie zabijać, drugi ryzykuje wszystko, by ratować obcych sobie ludzi. Jeden idzie i zabiera po tych zabitych kołdry, widelce, talerze, szafy, ba nawet zboże z pola. A drugi szuka w snopkach, czy ktoś nie przeżył; przynosi wodę, ubranie, coś do jedzenia... Jakie mechanizmy tym rządzą?"

Skromnie odpowiada: Trzeba było, to się ratowało.

Sprawiedliwi zdrajcy, Sąsiedzi z Wołynia. Gdy jedni mordują, drudzy rzucają się, by ratować to przejmujący reportaż o ludobójstwie. O bestialskim świecie, w którym w myśl pobudek nacjonalistycznych mąż, zwyrodnialec z UPA, zabija swoją żonę (bo jest Polką), sąsiedzi dokonują zbrodni na sąsiadach, matka w bunkrze dusi swoje dwuletnie dziecko, które płacze, aby uratować siebie i pozostałe dzieci. Rzeź wołyńska, czystki etniczne dokonywane głównie wśród mniejszości polskiej i żydowskiej, pozostaje jednym z mniej znanych wydarzeń II wojny światowej. W jej wyniku zginęło około 100 tysięcy Polaków i kilkanaście tysięcy Ukraińców. Polscy historycy używają słowa "ludobójstwo", Ukraińcy mówią o wojnie polsko-ukraińskiej. Szabłowski pozostaje jednak daleki od oceniania ludzi, jak i okrutnych wydarzeń, które miały miejsce. Dla niego najistotniejsza jest historia pojedynczych jednostek i ich rodzin, historia prosta, prawdziwa i naturalnie szczera.

"Nie morduje nacja ani religia.Mordować może człowiek i to człowieka należy winić!Gdy jedni Ukraińcy jeżdżą z bronią po wioskach, inni zachowują się pięknie,jak tych trzech".

Właściwie to czy ktokolwiek ma prawo to oceniać? Jak zachowalibyśmy się w sytuacji strachu, jak wtedy, kiedy zabrakło Boga. Po czyjej stanęlibyśmy stronie w wojennej zawierusze, żeby tylko ratować życie swoje i najbliższych?

Recenzja opublikowana na moim Blogu evaslowlife.pl http://www.evaslowlife.pl/index.php/slowblog/dwudziesta-trzecia-piecdziesiat-dwie/110-recenzja-sprawiedliwi-zdrajcy-sasiedzi-z-wolynia-witold-szablowski

Niezwykła książka, absolutnie warta przeczytania. Przepiękny, wnikliwy reportaż - obraz Polaków, Ukraińców, zdrajców i sprawiedliwych. Trudno mi się po niej pozbierać, nie mogę zacząć czytać nic innego. Historia Wołynia oraz jego chlubni i mniej chlubni mieszkańcy weszli do mojej głowy, siedzą i ani myślą się z niej wyprowadzić...

Myśli o Wołyniu kotłują się i przesuwają z...

więcej Pokaż mimo to