-
ArtykułyPan Tu Nie Stał i książkowa kolekcja dla czytelników i czytelniczek [KONKURS]LubimyCzytać4
-
ArtykułyWojciech Chmielarz, Marta Kisiel, Sylvia Plath i Paulo Coelho, czyli nowości tego tygodniaLubimyCzytać3
-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik20
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński6
Biblioteczka
2024-05-17
2024-05-04
2024-05-02
2024-04-15
2024-04-12
2024-04-01
2024-04-03
2024-03-29
2024-03-24
2024-03-03
2024-03-01
2024-03-01
2024-02-17
2024-02-06
2024-02-01
2024-01-31
2024-01-25
2023-12-03
2023-11-02
2023-05-02
Gdybym przechodząc obok teatru zobaczyła afisz autorstwa Maksa Bereski, okraszony tak kuszącym tytułem, z miejsca pognałabym kupić bilety na spektakl.
W tym wypadku sama musiałam przedzierzgnąć się w reżysera i przy pomocy znakomicie rozpisanych scen, poprowadzonych błyskotliwymi dialogami, które na przemian poruszają, wstrząsają i bawią, wystawić w Teatrze Wyobraźni Jednego Widza/Czytelnika, ten uniwersalny, gorzko-refleksyjny, komediodramat o człowieku.
"Jak to się mówi, spotykamy się w boskim Hollywoodzie, a wszyscy i tak jesteśmy z jakiegoś Mińska, Pińska czy innego Drohobycza. Haha! Ale teraz jest pan w Ameryce, kraju wielkich możliwości!"*
Oj, dostaje się tej Ameryce, dostaje. Jako symbolowi konsumpcjonizmu i powierzchownego podejścia do życia. Lukrowania rzeczywistości i robienia dobrej miny do, może nie stricte złej, ale nie zawsze przecież łatwej gry, w emocje, relacje i prozę codzienności. Takie trochę "więc chodź pomaluj mój świat, na żółto i na niebiesko", niczym na okładce/afiszu, a mina bohatera nietęga przecież.
Na przykładzie scen z życia Hersha Libkina, polskiego Żyda ocalałego z zagłady, który przybywa do Stanów Zjednoczonych zaraz po wojnie, aby rozpocząć nowy rozdział i zrealizować własny amerykański sen, wędrujemy przez następne pół wieku, równolegle do zmieniającego się świata i obyczajowości, z raczej smutną, acz uniwersalną konstatacją, że od przeszłości uciec się nie da, a życie pod płaszczykiem pozorów, ze sporym bagażem nieprzepracowanych traum (w tym przypadku wojennych: getta, obozu zagłady, utraty najbliższych i decyzji, jakie się wówczas podejmowało), niszczy w dwójnasób.
W krótkich, a wymownych scenach, z przekąsem, czasem w oparach lekkiego absurdu, wykorzystując nie tylko samą historię tytułowego bohatera, ale również miejsca i wydarzenia, które w USA mają dziś rangę symboli, jak Hollywood, Komisja McCarthy'ego, Wietnam czy Woodstock, autorka poddaje srogiej krytyce fanatyzm, uprzedzenia i fobie wszelakie, we wszystkich ich przejawach. W końcowych scenach gniewnie, oskarżycielsko wręcz, zmusza nas do spojrzenia w głąb... siebie.
Och! Jakże ja bym chciała zobaczyć tę buńczuczną, i jednocześnie stuprocentowo poważną, opowieść na scenie. Według precyzyjnie zarysowanych didaskaliów, z zaproponowaną przez autorkę oprawą muzyczną poszczególnych scen.
Jeśli tylko gdzieś, kiedyś - idę jak w dym.
Wam z kolei, gorąco polecam.
Warto.
- - - - - -
*Ishbel Szatrawska, "Żywot i śmierć pana Hersha Libkina z Sacramento w stanie Kalifornia", [e-book; EPUB], Wydawnictwo Cyranka, Warszawa 2022; str. 19
__________________________________
Opinia zamieszczona również na moim fb "Molica K."
(https://www.facebook.com/ksiazkowa.molica)
Gdybym przechodząc obok teatru zobaczyła afisz autorstwa Maksa Bereski, okraszony tak kuszącym tytułem, z miejsca pognałabym kupić bilety na spektakl.
W tym wypadku sama musiałam przedzierzgnąć się w reżysera i przy pomocy znakomicie rozpisanych scen, poprowadzonych błyskotliwymi dialogami, które na przemian poruszają, wstrząsają i bawią, wystawić w Teatrze Wyobraźni...
O perypetiach pewnego Brytyjczyka w czeskim mieście pełnym niespodzianek, gdzie jest i śmieszno i straszno zarazem, a rzeczywistość momentami wykrzywia się niczym świat przedstawiony na obrazach surrealistów.
Henry Robotham przybywa do Jachymowa w ramach terapii reminiscencyjnej, zaleconej przez psychiatrę, który od trzedziestu lat bezskutecznie leczy jego fobie i nerwice. Te z kolei, wszystkie co do jednej, mają swe źródło w wydarzeniu sprzed tego czasu – kiedy to narzeczona Henry’ego, Angela, w dziwnych i niewyjaśnionych do dziś okolicznościach, własne tutaj - w Jachymowie, z[a]ginęła. Dosłownie zapadła się pod ziemię.
Może jeśli Henry odnajdzie miejsce, do którego się wówczas udała, i wykrzyczy tam cały nagromadzony przez lata żal i gniew, w końcu pogodzi się z przeszłością…
Niby proste, prawda?
Ha!
…ale nie tutaj.
Jachymów to nie jest takie sobie zwyczajne miasteczko. To jest miejsce wyjęte prosto z tzw. czeskiego filmu. I to takiego, będącego misz-maszem wszystkich gatunków, jakie na ekranie czy w literaturze spotkać można. Czytelnik szybko przekonuje się, że tutaj niczego nie można brać za pewnik. Konsternacja przeplata się z rozbawieniem. Fabuła intryguje, zaskakuje i… promieniuje!
"Expect the unexpected" jak rzekliby Amerykanie.
Po czym zanurz to w radioaktywnym… czymś.
Jeśli chcecie wiedzieć czym, musicie przeczytać.
W hotelu/uzdrowisku Skłodowska, do którego zbiegiem okoliczności trafia Henry ze swoją neurotyczną żoną, Suzanne – a w zasadzie to: w, pod, a nawet nad - dzieją się rzeczy, o jakich się filozofom nie śniło. Zarówno goście, jak i obsługa tego niezwykłego przybytku, to istna parada ewenementów. Od tajemniczej dyrektorki, doktor Hansowej, przez zwariowanych profesorów z Heidelbergu, na szalonej kąpielowej Elbe kończąc.
Z wisienką na torcie w postaci budzącego grozę osobnika, o zagadkowym nazwisku – Joe Sagrado Colorado Chuchin.
I choć mogłoby się wydawać, że ten teatr absurdu, stanowi po prostu idealną rozrywkę na popołudnie po zabieganym dniu, mając za zadanie głównie bawić, to jednak tam, pod spodem, w nieczynnych sztolniach dawnej kopalni uranu, znajdziemy dużo więcej.
Z biegiem fabuły robi się coraz mroczniej. Poważniej. I już nie jest człowiekowi tak bardzo do śmiechu, gdyż w tym jachymowskim krzywym zwierciadle odbijają się ludzkie cechy, czyny i pragnienia, o których istnieniu wolelibyśmy zapomnieć. Dylematy, przed którymi nigdy nie chcielibyśmy zostać postawieni.
Ot, rzecz o banalności… zła.
- - -
Lektura „Uranovej” była specyficznym, acz ciekawym czytelniczym doświadczeniem. Nie żałuję czasu jaki z nią spędziłam, i z pewnością sięgnę po kolejną książkę pani Elbe, jeśli taka się kiedyś ukaże, ale muszę się przyczepić do jednej rzeczy.
Znacie te przypadki, kiedy jakiś serial o zjawiskach paranormalnych, obliczony na kilka odcinków, staje się hitem i twórcy kręcą kolejny, kolejny, i kolejny sezon… i robi się coraz dziwniej, i dziwniej, i dziwniej… aż do przesytu? To ja tak właśnie miałam z groteskowością historii Jachymowa. O jeden krok za daleko, jak na mój gust.
Przeczytałam z przyjemnością. Dużą w pierwszej połowie. W drugiej już mniej… Natomiast jedno jest pewne, wielbicielom gatunkowego przemieszania absurdu z konwencją bliską literaturze grozy, mogę polecić z czystym sumieniem.
Pozostałym, hmmm… czytajcie - na własną odpowiedzialność.
__________________________________
Opinia zamieszczona również na moim fb "Molica K."
(https://www.facebook.com/ksiazkowa.molica)
O perypetiach pewnego Brytyjczyka w czeskim mieście pełnym niespodzianek, gdzie jest i śmieszno i straszno zarazem, a rzeczywistość momentami wykrzywia się niczym świat przedstawiony na obrazach surrealistów.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toHenry Robotham przybywa do Jachymowa w ramach terapii reminiscencyjnej, zaleconej przez psychiatrę, który od trzedziestu lat bezskutecznie leczy jego fobie i nerwice....