Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Po przeczytaniu "Grzechu" Maxa Czornyja, postanowiłam niezwłocznie sięgnąć po kolejną część serii o komisarzu Eryku Deryło. Byłam ciekawa jak potoczą się losy głównego bohatera i co tym razem przygotował dla niego autor. Pierwszy tom zrobił na mnie tak duże wrażenie, że miałam naprawdę spore oczekiwania co do jego kontynuacji. Czy i tym razem pisarz stanął na wysokości zadania i stworzył wciągającą od pierwszych stron historię, której po prostu nie da się odłożyć na półkę? Zapraszam do zapoznania się z dalszą częścią recenzji, z której z pewnością się tego dowiecie.

Serię okrutnych zabójstw dokonanych w Lublinie przerwała policyjna obława. Nie na długo. W mieście prawdopodobnie pojawił się naśladowca, równie przebiegły i sadystyczny. Nikt nie chce dopuścić do siebie myśli, że zabójca pozostał na wolności.
Porwana zostaje kolejna kobieta. Sprawca najwyraźniej próbuje wciągnąć do swojej upiornej rozgrywki Eryka Deryłę. Impulsywny komisarz nie waha się podjąć wyzwania. Jednocześnie musi jednak zadbać o bezpieczeństwo własnej rodziny, i to bez względu na koszty. Uwikłany w okrutną grę i zagrożony dyscyplinarną zsyłką, stara się uprzedzić seryjnego mordercę. Co jest rzeczywistością, a co jedynie makabryczną scenerią? Deryło musi zrozumieć zasady, które kierują zbrodniarzem. Jedno jest pewne, zapłatą za grzech jest śmierć.

Autor kolejny raz zaskakuje czytelnika pomysłem na fabułę i szokującym rozwiązaniem zagadki, którego nie sposób przewidzieć. Akcja nabiera rozpędu już od pierwszych stron i nie zwalnia do samego końca. Dodatkowo Max Czonryj przez cały czas utrzymuje napięcie i nie pozwala czytelnikowi odetchnąć nawet na krótką chwilę. Czytając "Ofiarę" musimy być stale przygotowani, że za moment może wydarzyć się coś co kompletnie odmieni bieg wydarzeń i sprawi, że jeszcze bardziej będziemy pod wrażeniem umiejętności pisarskich autora.

Autor z ogromną lekkością opisuje brutalne sceny miejsc zbrodni i nie szczędzi czytelnikowi mrocznych i odrażających wyobrażeń. Tak jak w przypadku "Grzechu", musicie uzbroić się w stalowe nerwy i przygotować się na całą masę mocnych wrażeń. Powieść czyta się naprawdę szybko i ciężko się od niej oderwać. Kiedy zaczniecie czytać "Ofiarę", nie będziecie mogli się od niej oderwać. Z czystym sumieniem mogę przyznać, że seria o komisarzu Eryku Deryło jest jedną z moich ulubionych z gatunku kryminału i thrillera. Odnajduję w niej wszystko czego oczekuję od dobrego dreszczowca i z ogromną chęcią sięgam po kolejne części.

Bohaterowie książki są naprawdę dobrze i dosyć szczegółowo przedstawieni. W tej części możemy lepiej przyjrzeć się rodzinie głównego bohatera i poznać panujące w niej relacje, co sprawia, że jeszcze mocniej zżywamy się z komisarzem Erykiem. Deryło jest świetnie wykreowaną postacią, bardzo barwną i oryginalną, o której nie da się tak po prostu zapomnieć.

Podsumowując - jeśli nie czytaliście jeszcze "Grzechu" myślę, że jak najszybciej powinniście nadrobić zaległości, a następnie zabrać się za jego kontynuację. Wkrótce na blogu pojawi się także recenzja trzeciego tomu tej serii, którego lekturę mam już za sobą.

Po przeczytaniu "Grzechu" Maxa Czornyja, postanowiłam niezwłocznie sięgnąć po kolejną część serii o komisarzu Eryku Deryło. Byłam ciekawa jak potoczą się losy głównego bohatera i co tym razem przygotował dla niego autor. Pierwszy tom zrobił na mnie tak duże wrażenie, że miałam naprawdę spore oczekiwania co do jego kontynuacji. Czy i tym razem pisarz stanął na wysokości...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z twórczością Kasie West miałam przyjemność spotkać się już kilkukrotnie przy premierze powieści takich jak: "Szczęście w miłości", "Blisko ciebie" czy też "Chłopak z innej bajki". Książki tej autorki skierowane są głównie do młodzieży i cechują się dużą lekkością, prostotą, a także schematycznością w niektórych momentach. Pomimo tego lubię od czasu do czasu sięgnąć po literaturę tego typu i całkowicie odciąć się od szarej rzeczywistości i otaczających każdego człowieka problemów. Choć "Słuchaj swojego serca" zostało wydane już dosyć dawno temu, wcześniej nie miałam okazji i czasu, aby się z nią zapoznać. Teraz postanowiłam nadrobić moje zaległości i zabrałam się za czytanie właśnie tego tytułu. Czy Kasie West po raz kolejny stanęła na wysokości zadania i stworzyła historię pełną pozytywnych emocji i nadziei na lepsze jutro? Zapraszam do zapoznania się z dalszą częścią tej recenzji, z której z pewnością się tego dowiecie.

Kate Bailey nie przepada za ludźmi. Zdecydowanie bardziej odpowiada jej samotność. Dlaczego więc dała się namówić na pracę przy szkolnych podkastach? I dlaczego zaczęła je prowadzić? I co, ma teraz odbierać telefony i udzielać porad na antenie? Ha, ha.
Wkrótce odkrywa, że łatwo i przyjemnie jest doradzać innym, trudniej zastosować te rady we własnym życiu...

Fabuła książki jest dosyć ciekawa, choć trzeba przyznać, że bardzo przewidywalna. Zaczynając przygodę z tą powieścią, spodziewałam się jakie może być jej zakończenie i niestety nie myliłam się. Pod tym względem autorka niespecjalnie mnie zaskoczyła, choć były momenty kiedy naprawdę dobrze się bawiłam, a główna bohaterka doprowadzała mnie do napadów niekontrolowanego wręcz śmiechu. "Słuchaj swojego serca" to tytuł, po którym nie spodziewałam się zbyt wiele i być może dlatego nie czułam się zawiedziona tym co dostałam od Kasie West. Jeśli lubicie niezbyt wymagające lektury, których głównym zadaniem ma być odciągnięcie waszych myśli od wszelkich problemów i trosk - z pewnością poczujecie satysfakcję czytając kolejną książkę tej autorki.

Muszę przyznać, że główna bohaterka niezbyt przypadła mi do gustu - wielokrotnie powodowała u mnie niemałą irytację, a jej zachowanie mogłabym określić jako niezbyt rozsądne. Niejednokrotnie miałam ochotę mocno nią potrząsnąć i zrobić cokolwiek, żeby w końcu zaczęła myśleć. Nie mogę mieć jednak o to zbyt wielu pretensji do autorki. Jedną z cech powieści skierowanych głównie do młodzieży są niezbyt rozsądni i często porywczy bohaterowie, którzy dopiero wchodzą w dorosłość i uczą się prawdziwego życia, co sprawia, że popełniają masę błędów, które później starają się naprawić.

Jedną z niewątpliwych zalet powieści napisanych przez Kasie West jest to, że autorka posługuje się prostym i doskonale dla każdego zrozumiałym językiem, dzięki czemu czyta się je w błyskawicznym tempie. "Słuchaj swojego serca" to książka, która idealnie sprawdzi się na prezent dla nastolatki, która uwielbia czytać. Pomimo tego, że wiekiem już dawno wyrosłam z tego typu literatury, uważam, że dobrze jest od czasu do czasu sięgnąć po coś co przypomni nam czasy beztroskiego dzieciństwa i zabierze nas w podróż po życiu o jakim marzy każda nastolatka.

Z twórczością Kasie West miałam przyjemność spotkać się już kilkukrotnie przy premierze powieści takich jak: "Szczęście w miłości", "Blisko ciebie" czy też "Chłopak z innej bajki". Książki tej autorki skierowane są głównie do młodzieży i cechują się dużą lekkością, prostotą, a także schematycznością w niektórych momentach. Pomimo tego lubię od czasu do czasu sięgnąć po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czy jest wśród was osoba, która nigdy nie słyszała nazwiska Max Czornyj? Śmiem wątpić. Nawet jeśli nie czytaliście żadnej z jego książek, jestem pewna, że gdzieś tam, w jakiś okolicznościach obiło wam się o uszy nazwisko tego autora. Napisał wiele popularnych tytułów, które często wychwalane są przez czytelników i recenzentów. Muszę przyznać, że od dawna chciałam przeczytać cokolwiek co wyszło spod jego pióra. Seria o komisarzu Eryku Deryło to chyba jeden z najbardziej znanych cyklów tego twórcy. Cudowna okładka, znany autor, setki pozytywnych opinii, zachwalających jego twórczość i wreszcie - intrygujący opis. Czy może być coś bardziej zachęcającego? Przyznam szczerze, że przeglądając w internecie ofertę jednej z księgarni, przypadkiem trafiłam na pakiet pięciu części tej serii w promocyjnej cenie i po prostu musiałam dokonać zakupu. Czy lektura tej powieści była tak bardzo satysfakcjonująca jak sugerowały to opinie innych czytelników? Zapraszam do zapoznania się z dalszą częścią recenzji, w której na pewno odnajdziecie odpowiedzi na nurtujące was w tej chwili pytania.

W Lublinie dochodzi do serii zaginięć. Ktoś porywa kobiety, a ich rodziny otrzymują tajemnicze listy. Do sprawy zostaje przydzielony wybuchowy komisarz Eryk Deryło. Gdy znalezione zostają pierwsze zwłoki, na miasto pada strach, a presja wywierana na lubelską policję rośnie. Tropy mnożą się i plączą. Krąg podejrzanych się poszerza. Strach przeradza się w panikę. Ciało kobiety zostało okrutnie zbezczeszczone, z rozmysłem upozowane i porzucone na jednym z lubelskich cmentarzy. Morderca przez cały czas znajduje się o krok przed ścigającą go policją. Do sprawy włącza się Miłosz Tracz, profiler mający za zadanie przygotować portret psychologiczny sprawcy.
Czy okoliczności, w jakich porzucane są ciała, mają znaczenie? A może wyraźne, bluźniercze nawiązania do symboliki religijnej stanowią jedynie próbę zmylenia pościgu?
Jedno jest pewne, zapłatą za grzech jest śmierć.

Fabuła, choć jest ciekawa, intrygująca i wciąga czytelnika już od pierwszych rozdziałów, to - być może was to zaskoczy - nie jest najmocniejsza strona tej książki. Jeśli chodzi o wydarzenia rozgrywające się na kartach tej powieści to są one poprawne i spójne, ale prawdziwą bronią Maxa Czornyja jest sposób w jaki te zdarzenia i zwroty akcji są opisane. Autor przedstawia losy bohaterów bardzo dynamicznie i brutalnie opisuje zbrodnie popełniane przez seryjnego mordercę. "Grzech" to lektura dla czytelnika o stalowych nerwach! W niektórych momentach możecie czuć dreszcze, ciarki na całym ciele, a nawet obrzydzenie, kiedy spróbujecie wyobrazić sobie jak wyglądają miejsce oraz zwłoki znalezione przez policję. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy miłośnik kryminałów i thrillerów jest fanem takiej ilości krwi i brutalności, jednak jeśli chodzi o mnie, to absolutnie mi ona nie przeszkadza, a wręcz mogę przyznać, że lubię od czasu do czasu przeczytać coś co wywołuje we mnie tak wiele sprzecznych emocji.

Max Czornyj posługuje się bardzo przystępnym językiem, dzięki czemu wszystko jest dla nas doskonale zrozumiałe i absolutnie nikt nie może mieć jakichkolwiek problemów ze śledzeniem i obserwowaniem przebiegu fabuły. Autor opisuje wszystkie wydarzenia z zaskakującą lekkością, dzięki czemu powieść czyta się w błyskawicznym tempie. Naprawdę nie mam pojęcia kiedy z pierwszej czytanej przeze mnie strony przeszłam do ostatniej. Przygody komisarza Eryka Deryły pochłonęły mnie tak bardzo, że nie zauważyłam z jakim tempem zbliżam się do końca. Cieszę się, że przede mną jeszcze kilka tomów tego świetnego cyklu - z pewnością nie zakończę go na pierwszej części.

Podsumowując - "Grzech" to naprawdę świetny thriller, który z pewnością zawróci w głowie niejednemu czytelnikowi. Choć początkowo bałam się rozczarowania twórczością autora, z uwagi na tak pozytywne opinie i ogromne oczekiwania z mojej strony, cieszę się, że w końcu zdecydowałam się sięgnąć po pierwszą część serii o komisarzu Eryku Deryło. Jeśli z jakiegoś powodu, jeszcze nie mieliście okazji zapoznać się z Maxem Czornyjem i jego świetnym warsztatem pisarskim, myślę, że jak najszybciej powinniście nadrobić te zaległości.

Czy jest wśród was osoba, która nigdy nie słyszała nazwiska Max Czornyj? Śmiem wątpić. Nawet jeśli nie czytaliście żadnej z jego książek, jestem pewna, że gdzieś tam, w jakiś okolicznościach obiło wam się o uszy nazwisko tego autora. Napisał wiele popularnych tytułów, które często wychwalane są przez czytelników i recenzentów. Muszę przyznać, że od dawna chciałam przeczytać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Będąc jakiś czas temu w Empiku, zwróciłam przypadkiem uwagę na powieść "Witajcie w Puppet Show". Pozornie prosta i nieprzyciągająca wzroku okładka, miała w sobie coś co kazało mi wziąć ten tytuł do ręki. Po przeczytaniu opisu, stwierdziłam, że lektura tej książki może być całkiem interesującą i przyjemną przygodą, dlatego zdecydowałam się na jej zakup. Okazało się, że pozycja była na dodatek w promocji, tak więc nie potrafiłam oprzeć się włożeniu jej do koszyka. Czy sięgnięcie po kompletnie nieznanego mi jak dotąd autora było dobrym pomysłem? Czy początek cyklu o zdegradowanym detektywie mogła mnie czymś zaskoczyć? Jeśli zastanawiacie się czy M. W. Craven zasługuje na waszą uwagę, zapraszam do zapoznania się z dalszą częścią recenzji, z której z pewnością się tego dowiecie.

W malowniczym Lake District na północy Anglii grasuje seryjny morderca, który pali ludzi żywcem. Nie zostawia żadnych śladów, więc policja jest w beznadziejnej sytuacji.
Na trzeciej ofierze śledczy odkrywają wyryte w spalonych szczątkach imię - "Poe".
Zdegradowany detektyw Washington Poe zostaje przywrócony do służby i to jemu zostaje przydzielona sprawa. I, ku jemu wielkiemu niezadowoleniu, wspólnik. Genialna, ale społecznie wyalienowana analityczka Tilly Bradshaw. Nieuchwytny morderca ma plan i z niewiadomych przyczyn, Poe jest jego częścią.
Kiedy pojawiają się kolejne ciała, Poe zdaje sobie sprawę, że jeszcze nigdy nie był tak daleko od rozwiązania sprawy. Dopiero w szokującym finale Poe dowie się, że są daleko gorsze rzeczy od palonych żywcem ofiar.

Fabuła książki jest naprawdę ciekawa i wciąga dosłownie po przeczytaniu kilku pierwszych stron. Już sam początek powieści mówi czytelnikowi, że ten może spodziewać się wartkiej akcji, niespodziewanych zwrotów wydarzeń, a także pełnego emocji rozwiązania sprawy seryjnego zabójcy. Autor w żaden sposób nie daje nam się przygotować na lawinę fascynujących zdarzeń, bez uprzedzenia jesteśmy od pierwszych kartek zalewani akcją, która do samego końca nie zwalnia tempa. W mojej ocenie M. W. Craven miał naprawdę świetny pomysł na stworzenie intrygującej fabuły, która z pewnością zaskoczy niejednego miłośnika kryminałów i thrillerów.

Washington Poe to bohater, który może wywoływać sprzeczne emocje. Z jednej strony wzbudza naszą sympatię, choć niekiedy jego metody odbiegają od przyjętych norm. Z pewnością jest to barwna postać, o której nie da się zapomnieć. Osobiście naprawdę bardzo go polubiłam i dlatego chętnie sięgnę po kolejną część serii opowiadającej o jego losach. Kiedy tylko na horyzoncie pojawi się informacja o planowanej dacie premiery drugiego tomu, możecie być pewni, że zrobię wszystko, aby jak najszybciej go przeczytać. Poza głównym bohaterem, warto zwrócić uwagę również na jego wspólniczkę - Tilly Bradshaw, która choć może wydawać się dziwna, całkowicie skradła moje serce. Jest to postać, która wzbudziła we mnie całą gamę pozytywnych emocji, a dzięki temu, z niecierpliwością czekałam na kolejny moment, w którym się ona pojawi. Co ciekawe, wydaje mi się, że obdarzyłam ją większą sympatią niż detektywa prowadzącego śledztwo w sprawie seryjnego zabójcy podpalającego żywcem swoje ofiary. Być może stało się tak dlatego, że Tilly wielokrotnie sprawia wrażenie osoby całkowicie bezbronnej i podatnej na zranienia, a co za tym idzie wywołuje w nas dużo współczucia i chęci pomocy.

Autor posługuje się prostym i lekkim językiem, dzięki czemu powieść czyta się w błyskawicznym tempie. Każda kolejna strona to potężna dawka emocji, które sprawiają, że ciężko jest odłożyć lekturę na bok. Zakończenie mocno mnie zaskoczyło i zaintrygowało. Kompletnie nie spodziewałam się, że M. W. Craven wymyśli dla swoich czytelników takie rozwiązanie i właśnie w taki sposób pokieruje losami bohaterów. "Witajcie w Puppet Show" to książka, która dostarczyła mi wiele rozrywki, a podczas lektury bardzo przyjemnie spędziłam czas. Tak jak wspominałam już wcześniej - mam w planach przeczytanie kolejnego tomu, jak tylko nadarzy się taka okazja i możliwość. Czekam z niecierpliwością na kontynuację przygód głównego bohatera. Mam nadzieję, że moja recenzja okazała się pomocna i wkrótce wy również sięgniecie po cykl Washington Poe.

Będąc jakiś czas temu w Empiku, zwróciłam przypadkiem uwagę na powieść "Witajcie w Puppet Show". Pozornie prosta i nieprzyciągająca wzroku okładka, miała w sobie coś co kazało mi wziąć ten tytuł do ręki. Po przeczytaniu opisu, stwierdziłam, że lektura tej książki może być całkiem interesującą i przyjemną przygodą, dlatego zdecydowałam się na jej zakup. Okazało się, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jeśli lubicie oglądać polskie seriale kryminalne, być może kojarzycie tytuł Pułapka. Jakiś czas temu na TVN-ie pojawił się jego drugi sezon. Muszę przyznać, że miałam okazję obejrzeć pierwszy i zrobił on na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Niestety nie zapoznałam się jeszcze z kolejnym, ale postanowiłam sięgnąć po powieść "Bestia", która jest zapowiadana jako mocno związaną z tym właśnie serialem. Olga Sawicka to główna bohaterka Pułapki - gra tam jedną z najpoczytniejszych współczesnych autorek kryminałów, laureatkę wielu plebiscytów i nagród literackich, której książki zawsze zyskują miano bestsellerów. "Bestia" to jej debiutancka powieść, która ponownie staje się popularna w związku z głośną sprawą kryminalną przedstawianą w serialu. Brzmi intrygująco? Jeśli chociaż odrobinę zainteresowałam was tym tematem, zapraszam do zapoznania się z dalszą częścią recenzji, z której z pewnością dowiecie się wszystkich najważniejszych rzeczy zarówno o książce, jak i serialu.

1976 rok. Duszne, senne, oplecione siecią zagmatwanych powiązań Suwałki. Tu każdy ma swoją historię. Do tego świata trafia Ada Krzesicka, zesłana ze stołecznej komendy. Ciągnie się za nią romans z szefem i opinia zbyt ambitnej pani porucznik. Gdy młode kobiety zaczynają ginąć, miejscowy komendant chce jak najszybciej złapać bestialskiego mordercę. Najlepiej, gdyby okazał się kimś z zewnątrz, "zwyczajnym" dewiantem. Tu nie Zagłębie, kolejnego Wampira nie będzie. Ada Krzesicka ma na ten temat odmienne zdanie. Komendanta prowadzą poszlaki, ją - intuicja. Kto pierwszy dotrze do prawdy i za jaką cenę?

Połączenie książki z serialem, według mnie było naprawdę świetnym pomysłem i z pewnością wzbudziło zainteresowanie wielu czytelników czy też widzów Pułapki. Ja, kiedy tylko dowiedziałam się, że "Bestia" ma związek z serialem, który oglądałam z zapartym tchem, wiedziałam, że prędzej czy później sięgnę po powieść związaną z tym tematem. Całe szczęście okazja, aby to zrobić nadarzyła się dosyć szybko, dzięki czemu możecie poznać moje zdanie i opinię na ten temat.

Fabuła książki jest ciekawa i intryguje czytelnika już od pierwszych stron. Tematyka seryjnych morderców od zawsze mnie fascynowała, dlatego czytanie "Bestii" było dla mnie prawdziwą przyjemnością. Liczyłam na trochę większy związek książki z serialem. Byłam pewna, że fabuła powieści będzie pokrywała się z wydarzeniami mającymi miejsce w serialu, jednak okazało się, że powiązanie tych dwóch dzieł nie było tak mocne, na co miałam nadzieję od samego początku. Nie przeszkadzało mi to jakoś szczególnie, ale z pewnością odrobinę mnie to zaskoczyło.

Autorka posługuje się prostym i lekkim językiem, dzięki czemu powieść czyta się w błyskawicznym tempie. Rozdziały są krótkie, co zdecydowanie ułatwia poznanie całej historii. Jestem pewna, że absolutnie nikt nie będzie miał problemów ze zrozumieniem i śledzeniem fabuły, która jest doskonale przejrzysta i czytelna.

Podsumowując - "Bestia" to niewątpliwie smaczek dla każdego fana serialu Pułapka. Powieść jest doskonałym dopełnieniem historii, którą możemy śledzić na ekranie telewizora. Poznanie książki, która wiąże się z dobrym kryminalnym serialem, było dla mnie ciekawym i oryginalnym doświadczeniem. Cieszę się, że miałam możliwość przeczytać "Bestię". Teraz nie pozostało mi już nic innego jak obejrzeć drugi sezon "Pułapki". Nie mogę się doczekać kolejnych emocji związanych z tą historią!

Jeśli lubicie oglądać polskie seriale kryminalne, być może kojarzycie tytuł Pułapka. Jakiś czas temu na TVN-ie pojawił się jego drugi sezon. Muszę przyznać, że miałam okazję obejrzeć pierwszy i zrobił on na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Niestety nie zapoznałam się jeszcze z kolejnym, ale postanowiłam sięgnąć po powieść "Bestia", która jest zapowiadana jako mocno związaną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Z twórczością Louise Jensen spotkałam się już jakiś czas temu przy okazji premiery książki "Siostra". Muszę przyznać, że bardzo miło wspominam tamto spotkanie, dlatego tak bardzo ucieszyłam się na wieść, że na polskim rynku wydawniczym wkrótce ukaże się jej kolejna powieść. Kiedy otrzymałam propozycję przeczytania i zrecenzowania "Rodziny", nie wahałam się ani przez chwilę i z niecierpliwością czekałam na przesyłkę. Nie będę ukrywać, że gdy tylko zobaczyłam najnowszą powieść Louise Jensen w zapowiedziach, wiedziałam, że prędzej czy później ją przeczytam. Niemal od razu zwróciłam uwagę na mroczną i klimatyczną okładkę, która mocno zachęciła mnie do sięgnięcia po tę historię. Jeśli zastanawiacie się czy warto poświęcić czas na przeczytanie tej lektury, zapraszam do zapoznania się z dalszą częścią recenzji, z której z pewnością się tego dowiecie.

Laura przeżywa trudny okres w swoim życiu. Niedawno pochowała męża, musiała zamknąć ukochaną kwiaciarnię, lada chwila straci też dach nad głową. Ma już tylko córkę, siedemnastoletnią Tilly, która z dnia na dzień oddala się od niej coraz bardziej. Tilly też nie brakuje problemów. Przez całą tę sprawę z ojcem staje się w swojej klasie wyrzutkiem. Kate - jej prześladowczyni - odbija jej chłopaka. Odwraca się od niej nawet ukochana kuzynka Rhianon. Gdy za sprawą przypadkowo spotkanej znajomej Laura przyjeżdża na położoną pod miastem biofarmę, wydaje się jej, że trafiła do raju. Żyjący w tamtejszej wspólnocie ludzie okazują jej wiele ciepła i wsparcia. A najwięcej - Alex, ich przywódca. Niezwykle inteligentny, charyzmatyczny i... przystojny. Była pewna, że razem z Tilly znalazły tam dom i nową rodzinę. Jeszcze nie wiedzą, że na tej farmie nie można ufać nikomu. I że ich piekło dopiero się rozpoczyna.

Fabuła książki nie jest zbyt oryginalna, ponieważ podobnych historii o podejrzanych wspólnotach czy też sektach powstało już całe mnóstwo, jednak moim zdaniem jest to na tyle ciekawy temat, że chętnie sięgam po kolejne powieści o pokrewnych wątkach. Louise Jensen stworzyła książkę, która wciąga już od pierwszych stron i trzyma w napięciu do samego końca. Zakończenie dosyć mocno mnie zaskoczyło i zdecydowanie skłoniło mnie do przemyślenia poszczególnych decyzji podejmowanych przez głównych bohaterów. Według mnie rozwiązanie całej zagadki było odrobinę naciągane i mało wiarygodne, ale mimo wszystko zaliczam "Rodzinę" do całkiem przyjemnych lektur.

Muszę przyznać, że od samego początku Alex i cała jego wspólnota wydawała mi się mocno podejrzana. Już od pierwszych scen z jego udziałem, nie do końca podobało mi się jego zachowanie. Z jednej strony był bardzo miły i sympatyczny dla głównej bohaterki, jednak mimo wszystko jego ciągła życzliwość sprawiała, że w mojej głowie szybko zapaliła się czerwona lampka. Laura to postać, która niesamowicie szybko zdobywa naszą sympatię, jednak po pewnym czasie możemy odczuwać niewielkie zdenerwowanie jej ogromną naiwnością. Pomimo paru wad, niemalże do samego końca kibicowałam głównej bohaterce i miałam nadzieję, że jej życie w końcu chociaż w niewielkim stopniu się ustatkuje, a ona wraz ze swoją córką Tilly odnajdą szczęście i spokój.

Całą historię poznajemy z perspektywy trzech osób: Laury, Tilly oraz Alexa, co pozwala nam jeszcze lepiej zrozumieć zachowanie bohaterów i podejmowane przez nich decyzje. Rozdziały są krótkie, dzięki czemu powieść czyta się w błyskawicznym tempie. Autorka posługuje się bardzo prostym i lekkim językiem, co idealnie pasuje do niezbyt ambitnego thrillera, po który warto sięgnąć po dniu spędzonym w pracy. "Rodzina" to powieść, która świetnie sprawdzi się na długie jesienne wieczory i skutecznie umili czytelnikowi wolny czas.

Podsumowując - moje drugie spotkanie z twórczością Louise Jensen uważam za bardzo udane. Pomimo kilku istotnych wad, uważam, że jest to świetna opcja dla fanów lekkich thrillerów psychologicznych, a także dla tych, którzy dopiero zamierzają rozpocząć przygodę z tym gatunkiem. Jestem pewna, że w najbliższym czasie sięgnę po inną powieść spod pióra tej autorki i z pewnością będę czekać na premiery jej kolejnych książek.

Z twórczością Louise Jensen spotkałam się już jakiś czas temu przy okazji premiery książki "Siostra". Muszę przyznać, że bardzo miło wspominam tamto spotkanie, dlatego tak bardzo ucieszyłam się na wieść, że na polskim rynku wydawniczym wkrótce ukaże się jej kolejna powieść. Kiedy otrzymałam propozycję przeczytania i zrecenzowania "Rodziny", nie wahałam się ani przez chwilę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Po przeczytaniu pierwszej części serii Zakręty losu, musiałam jak najszybciej dowiedzieć się jak potoczą się dalsze losy głównych bohaterów i dlatego bardzo szybko zabrałam się za czytanie drugiego tomu czyli "Braterstwo krwi". Liczyłam na solidny ładunek emocjonalny i pogmatwaną fabułę pełną zaskakujących wydarzeń. Czy autorka utrzymała wysoki poziom jaki zaserwowała czytelnikom na początku? Czy historia Kasi, Krzysztofa i Łukasza po raz kolejny zawładnęła moim sercem? Zapraszam do zapoznania się z dalszą częścią recenzji, z której z pewnością się tego dowiecie.

Najpierw była miłość - jak grom z jasnego nieba. Potem rodzinna tragedia, która rozdzieliła ich na trzynaście lat. Ona straciła siostrę, on musiał zapomnieć o bracie. Gdy znów się spotkali, postanowili być ze sobą już na zawsze, na dobre i na złe. Bardzo chcieli nie pamiętać o przeszłości, ale ona się o nich upomniała. "My nie zapominamy" - trzy słowa zapisane na białej kartce znów wywróciły ich życie do góry nogami. Okazuje się, że są sprawy, które trudno ostatecznie zamknąć, a przeszłość zawsze wystawia słony rachunek. Czy tym razem wreszcie uda się przechytrzyć zły los?

Agnieszka Lingas-Łoniewska po raz kolejny bardzo mocno zaskakuje nas licznymi zwrotami akcji i nieprzewidywalną fabułą. W drugiej części również znajdziemy szybką akcję i wiele różnych, pozornie mało spójnych wątków. W życiu głównych bohaterów znowu robi się niebezpiecznie, a autorka konsekwentnie utrzymuje napięcie, aż do ostatniej strony. Nie mam pojęcia skąd pani Lingas-Łoniewska czerpie pomysły na swoje książki, ale jedno jest pewne - czytając serię Zakręty losu, z pewnością nie będziecie się nudzić. Chociaż wydarzenia nie są zbyt realistyczne i prawdopodobne, czytając przenosimy się do zupełnie innego świata, a wszystko co znajduje się wokół nas przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie.

W drugiej części serii Zakręty losu, poznajemy Łukasza z zupełnie innej strony, jako dobrego i czułego mężczyznę zdolnego do odczuwania pozytywnych uczuć i emocji. Pomimo tego, że dowiadujemy się o nim wielu nowych informacji, autorka nie do końca odkrywa wszystkie karty i wciąż pozostawia nas w niepewności. W trzecim tomie mamy dokładnie poznać historię Lukasa i przekonać się, co sprawiło, że stał się tak bezwzględnym i okrutnym człowiekiem jakiego pamiętamy jeszcze z pierwszej części. Kasia i Krzysztof wciąż pozostają głęboko w moim sercu i nadal należą do jednych z moich ulubionych postaci. Pojawia się także Ilona, którą polubiłam już od pierwszych stron i życzyłam jej jak najlepiej. Kobieta odgrywa w tej książce znaczącą rolę, jednak nie zdradzę wam dokładnie jaką, aby nie zabierać wam przyjemności z czytania.

W drugiej części autorka również posługuje się bardzo prostym i lekkim językiem. Przyznam szczerze, że uwielbiam styl Agnieszki Lingas-Łoniewskiej i pokochałam go od pierwszych stron. Jej powieści pochłania się w błyskawicznym tempie i naprawdę ciężko się od nich oderwać. Dodatkowo każdy rozdział jest naładowany emocjami aż po brzegi, co sprawia, że z mocno bijącym sercem przewracamy kolejne strony, czekając w napięciu na to, co wydarzy się za moment.

Podsumowując - jeśli tak jak ja zakochaliście się w pierwszej części serii Zakręty losu, to koniecznie musicie poznać jej kontynuację. Jestem pewna, że niedługo zabiorę się za czytanie trzeciego tomu, w którym pokładam naprawdę ogromne nadzieje i wysokie oczekiwania.

Po przeczytaniu pierwszej części serii Zakręty losu, musiałam jak najszybciej dowiedzieć się jak potoczą się dalsze losy głównych bohaterów i dlatego bardzo szybko zabrałam się za czytanie drugiego tomu czyli "Braterstwo krwi". Liczyłam na solidny ładunek emocjonalny i pogmatwaną fabułę pełną zaskakujących wydarzeń. Czy autorka utrzymała wysoki poziom jaki zaserwowała...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Agnieszka Lingas-Łoniewska to autorka, którą znają już chyba wszyscy. Ma na swoim koncie ponad trzydzieści bestsellerowych powieści, które podbijają serca polskich czytelniczek. Moja siostra jest ogromną fanką tej pisarki, dlatego mam w domowej biblioteczce prawie wszystkie książki pani Agnieszki, choć ze wstydem muszę przyznać, że jeszcze żadnej nie przeczytałam. Kiedy zobaczyłam w zapowiedziach wydawnictwa Burda Książki, serię Zakręty losu w nowej odsłonie, wiedziałam, że to idealny moment, aby w końcu poznać twórczość tej autorki. Przyznam szczerze, że to wydanie podoba mi się dużo bardziej i według mnie zdecydowanie lepiej wygląda na półce. Przed lekturą czułam ogromną ekscytację i chciałam jak najszybciej poznać losy głównych bohaterów. Czy Agnieszka Lingas-Łoniewska stanie się jedną z moich ulubionych polskich pisarek? Zapraszam do zapoznania się z dalszą częścią recenzji, z której z pewnością się tego dowiecie.

Wydaje się, że wreszcie wszyscy dobili do spokojnej przystani: Piotr i Anka, którzy znajdują swoją dojrzałą miłość, oraz ich córki - Kaśka i Gośka, które zostają przyrodnimi siostrami. Od teraz ma być tak, jak powinno: ciepło, spokojnie, bezpiecznie. Jednak kiedy w ich życiu pojawiają się dwaj bracia: Krzysztof i Łukasz, odmienni jak dzień i noc, na jaw wychodzą mroczne sekrety, a historia z przeszłości odżywa. Rusza lawina dramatycznych zdarzeń, nad którymi trudno zapanować. Co jest ważniejsze: więzy krwi czy wybory serca? Gdzie się kończy wolna wola, a zaczyna przeznaczenie? Co wybrać, gdy każda decyzja będzie zła?

Agnieszka Lingas-Łoniewska nazywana jest przez swoich fanów Dilerką Emocji. Początkowo zastanawiałam się czy rzeczywiście autorka zasłużyła na takie określenie, ale po przeczytaniu pierwszej części serii Zakręty losu nie mam żadnych wątpliwości. To, co dzieje się na kartach tej powieści niejednokrotnie całkowicie wyprowadzało mnie z równowagi i sprawiało, że moje serce biło z prędkością równą galopowi konia. Chociaż wydarzenia, które poznajemy zdecydowanie są mocno przerysowane i mało realistyczne, nie byłam w stanie oderwać się od lektury tej książki. Historia Kasi i Krzysztofa oraz ich najbliższych jest niesamowicie pogmatwana i ciężko przewidzieć co wydarzy się za chwilę. Autorka wielokrotnie całkowicie zaskakiwała mnie swoimi pomysłami i doprowadzała do kresu wytrzymałości. Wystarczyła jedna przeczytana przeze mnie powieść tej pisarki, abym dołączyła do fanek Agnieszki Lingas-Łoniewskiej. Teraz naprawdę mocno żałuję, że tak długo zwlekałam z poznaniem twórczości tej autorki.

Bohaterowie "Zakrętów losu" są naprawdę świetnie wykreowani, a każde podejmowane przez nich decyzje wzbudzają w nas całą masę przeróżnych emocji i uczuć. Kasia i Krzysztof to postacie, które pokochałam już od pierwszych stron i miałam ogromny problem, aby się z nimi rozstać. Całe szczęście przede mną jeszcze dwie części tej wspaniałej serii, więc niedługo ponownie spotkam się z moimi ulubionymi bohaterami. Jeśli chodzi o Łukasza to zdecydowanie nie jest on zbyt pozytywnym charakterem. Jego zachowanie często mnie irytowało i muszę przyznać, bardzo trudno było mi je zrozumieć. Łukasz to taka postać, którą niesamowicie trudno rozgryźć, ale mam nadzieję, że kolejne części tej serii przyniosą mi odpowiedzi na wiele nurtujących mnie pytań odnośnie jego osobowości.

Autorka posługuje się bardzo prostym i lekkim językiem, dzięki czemu powieść czyta się w błyskawicznym tempie. "Zakręty losu" to książka, którą pochłania się jednym tchem. Jej po prostu nie da się odłożyć na półkę! Ciągle coś się dzieje, a każda kolejna strona to jazda bez trzymanki. Jeśli jakimś cudem nie przeczytaliście jeszcze tej serii - koniecznie musicie nadrobić zaległości!

Agnieszka Lingas-Łoniewska to autorka, którą znają już chyba wszyscy. Ma na swoim koncie ponad trzydzieści bestsellerowych powieści, które podbijają serca polskich czytelniczek. Moja siostra jest ogromną fanką tej pisarki, dlatego mam w domowej biblioteczce prawie wszystkie książki pani Agnieszki, choć ze wstydem muszę przyznać, że jeszcze żadnej nie przeczytałam. Kiedy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Małgorzata Falkowska to autorka, z którą nigdy wcześniej nie miałam okazji się spotkać. Kiedy zobaczyłam w zapowiedziach wydawnictwa Editio Red, informację o premierze "Iliasa", doszłam do wniosku, że to świetny moment na to, aby w końcu zapoznać się z twórczością tej polskiej pisarki. Miałam nadzieję, że będzie to niezwykle fascynująca lektura, w której zakocham się już od pierwszych stron. Czy Ilias skradł moje serce i wywołał dreszcze na mojej skórze? Zapraszam do zapoznania się z dalszą częścią recenzji, z której z pewnością się tego dowiecie.

Gabi ma dziewiętnaście lat, niedawno zdała maturę. Równocześnie z egzaminami maturalnymi zakończyła się jej znajomość z Markiem - dwuletni związek, w którym pokładała duże nadzieje. Żeby nie myśleć, prosi ciotkę pracującą w biurze podróży o pomoc w znalezieniu zajęcia z dala od domu. Kobieta proponuje Gabi pracę w jednym z hoteli na greckiej wyspie Kos. To właśnie tam dziewczyna poznaje Iliasa, który w ramach kary musi pierwszy raz w życiu pracować. Jednak jako syn właściciela hotelu, postanawia się nie przemęczać - żyć beztrosko, jak dotychczas, i wciąż szukać seksualnych wrażeń. Mimo niechęci zgadza się pomóc Gabi - i powoli skrada jej serce. Przemilcza tylko kilka swoich tajemnic. Tymczasem przeszłość obojga nie da o sobie zapomnieć.

Już pierwsze strony "Iliasa" wypełnione są po brzegi emocjami. Autorka zaczyna od sceny erotycznej, której koniec zdecydowanie nie jest zbyt satysfakcjonujący dla głównej bohaterki. Muszę przyznać, że powieść Małgorzaty Falkowskiej wciągnęła mnie już od samego początku i do końca dostarczała niesamowitych wrażeń. Fabuła choć na pierwszy rzut oka nie wydaje się jakoś szczególnie oryginalna, zdecydowanie nadrabia całą gamą emocji, które towarzyszą Gabi i Iliasowi. Dodatkowym atutem jest fakt, że akcja toczy się na przepięknej greckiej wyspie Kos, co pozwala czytelnikowi przenieść się do zupełnie innego świata i całkowicie oderwać się od rzeczywistości i przykrych obowiązków.

Bohaterowie są poprawnie wykreowani i wyróżniają się zupełnie odmiennymi charakterami. Gabi to postać, która szybko zyskała moją sympatię. Początkowo bardzo mocno jej współczułam i trzymałam kciuki, aby jej życie w końcu nabrało kolorów. Jeśli chodzi o Iliasa, to tutaj nic nie jest tak proste jak by się mogło na początku wydawać. To bohater, który wywołał we mnie bardzo mieszane uczucia i często powodował u mnie ekstremalne wahania nastrojów. Z jednej strony uważam, że jest to totalny dupek, który wykorzystuje kobiety dla własnej przyjemności, jednak z drugiej strony - jest w nim coś takiego, co nie pozwala o nim zapomnieć.

Autorka posługuje się niesamowicie lekkim i prostym językiem, który sprawia, że powieść czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Muszę przyznać, że tę historię skończyłam w zaledwie kilka godzin, bo trudno było mi się od niej oderwać. Każda kolejna strona wzbudzała we mnie jeszcze więcej sprzecznych emocji i po prostu nie mogłam doczekać się nadchodzących wydarzeń.

Podsumowując - "Ilias" to idealna pozycja dla każdego kto szuka niewymagającej lektury i niesamowitych wrażeń. Jeśli nie mieliście jeszcze okazji zapoznać się z twórczością Małgorzaty Falkowskiej to mam nadzieję, że jak najszybciej nadrobicie zaległości. Cieszę się, że zdecydowałam się na przygodę z Gabi i Iliasem i absolutnie nie żałuję żadnej sekundy spędzonej w ich towarzystwie.

Małgorzata Falkowska to autorka, z którą nigdy wcześniej nie miałam okazji się spotkać. Kiedy zobaczyłam w zapowiedziach wydawnictwa Editio Red, informację o premierze "Iliasa", doszłam do wniosku, że to świetny moment na to, aby w końcu zapoznać się z twórczością tej polskiej pisarki. Miałam nadzieję, że będzie to niezwykle fascynująca lektura, w której zakocham się już od...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Słodki drań Vi Keeland, Penelope Ward
Ocena 7,5
Słodki drań Vi Keeland, Penelop...

Na półkach: , ,

Vi Keeland oraz Penelope Ward to autorki, których z pewnością nie muszę wam przedstawiać. Jestem pewna, że większość z was doskonale kojarzy obie panie oraz ich twórczość. Muszę przyznać, że osobiście bardzo chętnie sięgam po stworzone przez nie historie, ponieważ zawsze są one przepełnione emocjami i namiętnością. Cieszę się, że ich książki zyskały w Polsce taką popularność, a wydawnictwa chętnie je wydają, dzięki czemu mam możliwość się z nimi zapoznać. Kiedy tylko dostrzegłam w zapowiedziach "Słodkiego drania", wiedziałam, że prędzej czy później sięgnę po tę lekturę. Choć okładka nie do końca spełniła moje oczekiwania, byłam gotowa zaryzykować i przekonać się czy również tym razem Vi Keeland oraz Penelope Ward pozytywnie mnie zaskoczą. Zapraszam do zapoznania się z dalszą częścią recenzji, w której z pewnością znajdziecie wszelkie potrzebne informacje i odpowiedzi na nurtujące was pytania.

Stacja benzynowa gdzieś na pustkowiu Nebraski nie jest zbyt romantycznym miejscem, zwłaszcza dla tych, którzy są w złym humorze. Aubrey była. Znużona wielogodzinną trasą w perspektywie miała jeszcze wiele godzin dalszej jazdy. Uciekała przed swoją przeszłością, chciała ukoić złamane serce i rozpocząć nowe życie w Kalifornii. Chance, zarozumiały przystojniak z Australii, wkurzył ją od pierwszego wejrzenia. Był niesamowicie seksowny, ale do przesady arogancki. Dziewczyna przestałaby o nim myśleć pięć minut po wyjeździe ze stacji, gdyby nie problem z kołem, którego sama nie była w stanie zmienić. Również Chance nie mógł wyruszyć w dalszą podróż - nie umiał poradzić sobie z awarią motocykla. Chcąc nie chcąc, dalej pojechali razem.
Wkrótce Aubrey z zaskoczeniem odkrywa w tym pewnym siebie zarozumialcu najlepszego kompana podróży, jakiego mogłaby sobie wymarzyć. A i Chance wygląda na faceta, który również coś do dziewczyny czuje. Wyprawa wydłuża się do kilku dziwnych, ale cudownych dni. Jest zabawnie, miło, a napięcie między dwojgiem ludzi rośnie. Aubrey zakochuje się w przystojnym Australijczyku i wszystko zdaje się zmierzać do szczęśliwego końca, gdy któregoś dnia, zupełnie nieoczekiwanie, Chance znika bez pożegnania...

To co zdecydowanie mocno wyróżnia te autorki to świetne poczucie humoru, które możemy zaobserwować już przy pierwszych kilkudziesięciu stronach "Słodkiego drania". Czytając tę powieść wielokrotnie zanosiłam się głośnym śmiechem, nie potrafiąc go opanować - czytanie tego tytułu w autobusie lub tramwaju grozi niebezpieczeństwem w postaci dziwnych spojrzeń kierowanych przez innych pasażerów w naszą stronę. Sytuacje, które spotykały głównych bohaterów były zabawne i wnosiły mnóstwo pozytywnych emocji do całej historii. Fabuła "Słodkiego drania" wciągnęła mnie już od pierwszych stron i intrygowała do samego końca. Muszę przyznać, że bardzo trudno było mi się pożegnać z głównymi bohaterami i zrobiłam to z ogromną niechęcią.

Aubrey oraz Chance to postacie, które doskonale do siebie pasują i według mnie tworzą świetny duet, który szybko zyskuje sympatię czytelnika. Nie będę ukrywać, że osobiście po prostu ich uwielbiam, a śledzenie ich przygód sprawiło mi całą masę przyjemności. Zdaję sobie sprawę, że szansa na to, że w prawdziwym życiu spotka nas coś podobnego jest mniejsza niż minimalna, ale ta historia pomimo tego na długo pozostanie w mojej pamięci.

Autorki posługują się bardzo prostym i lekkim językiem dzięki czemu powieść czyta się w błyskawicznym tempie. "Słodki drań" to tytuł, który świetnie nadaje się na chwilę relaksu i zapomnienia o codziennych obowiązkach i problemach. To świetna propozycja dla każdego kto szuka mało wymagającej lektury i po prostu chce się dobrze bawić podczas czytania. Ja z niecierpliwością czekam na kolejne książki tych autorek, a wam życzę przyjemnej lektury "Słodkiego drania".

Vi Keeland oraz Penelope Ward to autorki, których z pewnością nie muszę wam przedstawiać. Jestem pewna, że większość z was doskonale kojarzy obie panie oraz ich twórczość. Muszę przyznać, że osobiście bardzo chętnie sięgam po stworzone przez nie historie, ponieważ zawsze są one przepełnione emocjami i namiętnością. Cieszę się, że ich książki zyskały w Polsce taką...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dzisiaj opowiem wam trochę o książce, do której przyciągało mnie dosłownie wszystko. Estetyczna okładka, intrygujący tytuł i szalenie ciekawy opis. Kiedy tylko zobaczyłam "Prosty układ" w zapowiedziach Grupy Wydawniczej Foksal, wiedziałam, że koniecznie muszę przeczytać tę powieść. Po prostu nie byłam w stanie przejść obok niej obojętnie. Liczyłam na fascynującą lekturę, pełną przeróżnych emocji i zaskakujących wydarzeń. Czy rzeczywiście jest to tak dobra książka na jaką wygląda? Czy K. A. Figaro podbiła moje serce swoją twórczością? Zapraszam do zapoznania się z dalszą częścią recenzji, z której z pewnością się tego dowiecie.

Łucja kończy trzeci rok studiów i dopiero zaczyna prawdziwe dorosłe życie. Dymitr pracuje w firmie ojca, jest nieprzyzwoicie bogaty i niczego mu nie brakuje. Poza szacunkiem do kobiet. Poznają się przypadkiem w obskurnym barze. Mimo braku zainteresowania ze strony studentki Dymitr nie odpuszcza. Gdy ratuje dziewczynę przed gwałtem, jej opór słabnie. Początkowo niezainteresowana znajomością Łucja z czasem zaczyna ulegać czarowi zabójczo przystojnego Dymitra. Za namową przyjaciółki przystaje na jego propozycję zawarcia niezobowiązującego układu.

Fabuła "Prostego układu" jest ciekawa i muszę przyznać, że zaintrygowała mnie już od pierwszych stron. Rzadko mi się zdarza, abym od samego początku tak mocno wciągnęła się w lekturę i niemal wniknęła do świata głównych bohaterów. Nie będę ukrywać, że cała historia jest dosyć mocno naciągana i mało realistyczna, ale towarzyszy jej tak wiele emocji, że kompletnie mi to nie przeszkadzało. Przez cały czas zdawałam sobie sprawę, że takie rzeczy nie zdarzają się w prawdziwym życiu, ale myślę, że dobrze jest czasem przenieść się do zupełnie innego świata, w którym problemy pojawiają się tam gdzie być ich nie powinno.

Jeśli chodzi o bohaterów "Prostego układu" to muszę przyznać, że napisanie co o nich sądzę, sprawia mi ogromną trudność, ponieważ wywołują oni we mnie bardzo sprzeczne i mieszane uczucia.
Łucja to postać, która spokojnie mogłaby brać udział w konkursie na najbardziej irytującą bohaterkę książek erotycznych i zapewne miałaby duże szanse na wygraną. Jej zachowanie denerwowało mnie tak bardzo, że miałam ochotę solidnie nią potrząsnąć i zapytać co wyprawia. Dymitr to typowy dupek, który traktuje kobiety jak przedmiot do dostarczania przyjemności i ani trochę ich nie szanuje. Jak możecie się domyślić, Łucja zaczyna coś do niego czuć i pozwala traktować się gorzej niż zabawkę. Przyznam szczerze, że przez chwilę byłam nawet zła na autorkę, że promuje takie zachowania i jeszcze ukazuje je w pozytywnym świetle, ale po jakimś czasie stwierdziłam, że każdy ma swój rozum i powinien sam zweryfikować jaki styl życia jest dla niego odpowiedni. Dawno nie spotkałam się z tak irytującymi bohaterami, ale też nie pamiętam kiedy czytałam powieść, która wywołała we mnie tak wiele przeróżnych emocji.

Autorka posługuje się prostym i lekkim językiem, dzięki czemu powieść czyta się w błyskawicznym tempie. Oczywiście znajdziemy tutaj wiele scen seksu, jednak są one opisane w granicach dobrego smaku. "Prosty układ" to powieść, którą czytało mi się naprawdę przyjemnie i szybko. Mam nadzieję, że autorka planuje jej kontynuację, bo zakończenie pozostawiło mnie z ogromnym niedosytem i setką pytań kłębiących się w mojej głowie, na które koniecznie muszę znaleźć odpowiedzi.

Podsumowując - "Prosty układ" nie zalicza się do literatury ambitnej i sięgając po niego musicie mieć tego świadomość. Może wam się wydawać, że mało oryginalna fabuła i mocno irytujący bohaterowie to ogromne wady tej powieści, ale dla mnie nie jest to tak oczywiste. K. A. Figaro dostarcza czytelnikowi tak wiele emocji i wrażeń, że z pewnością nie można tutaj narzekać na nudę czy monotonię. Autorka pozostawiła mnie z bardzo mieszanymi i niejasnymi uczuciami, dlatego o tym czy sięgniecie po ten tytuł musicie zdecydować sami. Ja ze swojej strony mogę tylko dodać, że z niecierpliwością czekam na kontynuację "Prostego układu".

Dzisiaj opowiem wam trochę o książce, do której przyciągało mnie dosłownie wszystko. Estetyczna okładka, intrygujący tytuł i szalenie ciekawy opis. Kiedy tylko zobaczyłam "Prosty układ" w zapowiedziach Grupy Wydawniczej Foksal, wiedziałam, że koniecznie muszę przeczytać tę powieść. Po prostu nie byłam w stanie przejść obok niej obojętnie. Liczyłam na fascynującą lekturę,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Pierwszy raz z twórczością Aleksandry Steć spotkałam się już jakiś czas temu i muszę przyznać, że był to całkowity przypadek. Uwielbiam przeróżne cytaty o życiu, miłości i akceptacji własnej osoby. Zawsze kiedy znajduję jakiś nowy fragment, który mi się podoba, zapisuję go w zeszycie. Lubię wracać do tych zapisków, ponieważ dają mi one siłę, motywację i nadzieję na lepsze jutro. Kilkakrotnie trafiłam w internecie na słowa Aleksandry Steć, które są bardzo popularne i mocno rozpowszechniane na stronach o uczuciach i emocjach, czemu kompletnie nie można się dziwić, ponieważ twórczość tej autorki chwyta za serce i nie pozwala o sobie zapomnieć. Zrobiłam małe rozpoznanie i odkryłam, że Ola ma w swoim dorobku aż cztery książki. Podjęłam decyzję, że koniecznie muszę przeczytać je wszystkie, bo miałam przeczucie, że bardzo mocno utożsamię się z ich treścią. Autorka okazała się tak przemiłą osobą i wysłała mi swoje dzieła, abym mogła je dla was zrecenzować. Trzymając w dłoniach cały pakiet książek tej pisarki, zastanawiałam się, od której powinnam zacząć. Miałam ochotę przeczytać je wszystkie w jednym momencie, co oczywiście nie było możliwe. Musiałam podjąć jakąś decyzję. Po dłuższym przemyśleniu całej sprawy, wybrałam tytuł "Moja dusza pachnie Tobą". To jedno zdanie podziałało na moją wyobraźnię i bardzo mocno mnie zaintrygowało. Jeśli chcecie dowiedzieć się jakie emocje towarzyszyły mi podczas lektury tej książki, zapraszam do zapoznania się z dalszą częścią recenzji.

Wydawać by się mogło, że o miłości napisano już dosłownie wszystko i nic nowego w tym temacie nie da się już stworzyć. Nic bardziej mylnego! Aleksandra Steć nadaje temu słowu zupełnie nowe znaczenie i opisuje to uczucie w sposób, który zachwyca i pozwala spojrzeć na życie z innej perspektywy. To cudowne, że coś tak doskonale nam znanego zostaje przedstawione w całkowicie obcym wydaniu. Autorka ukazuje nam za pomocą swoich tekstów, że z miłością wiążą się również pożądanie, namiętność, czułość i bezpieczeństwo, ale także cierpienie oraz ból. Aleksandra Steć uczy nas, że miłość nie zawsze jest łatwa, ale choć bywa skomplikowana, jest również szalenie piękna i fascynująca.

Czytając "Moja dusza pachnie Tobą" nieustannie miałam wrażenie, że autorka jakimś cudem zna moje myśli i idealnie odwzorowuje w swoich tekstach mój charakter i osobowość. Nie mam pojęcia jak to się stało - jeszcze nigdy nie czułam, żeby ktoś tak doskonale opisał to co czuję. Aleksandra Steć ubrała w słowa to wszystko czego ja nie potrafiłam i nie byłam w stanie przelać na papier. Jestem zaskoczona, że tak mocno utożsamiłam się z tą książką. Podczas lektury czułam, że między mną, a autorką wytworzyła się jakaś niebywale silna i wspaniała więź, choć przecież w ogóle się nie znamy. "Moja dusza pachnie Tobą" to dla mnie naprawdę emocjonujący i cenny tytuł, do którego z pewnością jeszcze niejednokrotnie powrócę. Ola swoimi tekstami trafiła idealnie w sam środek mojego serca. Czytając to dzieło wielokrotnie rozpadałam się na milion małych części, a po chwili zbierałam je wszystkie i układałam w całość. To lektura, o której nigdy nie zapomnę i myślę, że już zawsze będzie miała ona ważne miejsce zarówno w moim sercu jak i domowej biblioteczce.

Wielu pisarzy przedstawia miłość w bardzo skomplikowany i często niezrozumiały dla czytelnika sposób. Aleksandra Steć opisuje ją w niezwykle prostym i zarazem pięknym stylu, sprawiając, że książka staje się idealną lekturą dla każdego kto choć odrobinę jest zainteresowany tematem.
Nie potrafię wybrać jednego, ani nawet kilku moich ulubionych cytatów z tej pozycji. Według mnie cała książka jest niezwykle wartościowa i cenna, a każda kolejna strona to jeszcze więcej pięknych emocji, których możemy doświadczyć.

Dziękuję autorce za każde słowo i zdanie, za każdą zapisaną kartę tej książki. Za wszystkie emocje, które zawładnęły mną całkowicie podczas czytania. Za ukazanie tego, jak piękna potrafi i może być prawdziwa miłość i za naukę co to słowo oznacza. To cudowne uczucie, wiedzieć, że w tym całym brutalnym i okrutnym świecie są osoby, które swoją twórczością potrafią dodać otuchy innym. "Moja dusza pachnie Tobą" to pozycja, która wymyka się wszystkim skalom ocen. To książka, która jest ponadczasowa, a jej przesłanie będzie aktualne i wartościowe dla wielu kolejnych pokoleń.

Pierwszy raz z twórczością Aleksandry Steć spotkałam się już jakiś czas temu i muszę przyznać, że był to całkowity przypadek. Uwielbiam przeróżne cytaty o życiu, miłości i akceptacji własnej osoby. Zawsze kiedy znajduję jakiś nowy fragment, który mi się podoba, zapisuję go w zeszycie. Lubię wracać do tych zapisków, ponieważ dają mi one siłę, motywację i nadzieję na lepsze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Okrutne pragnienie" to powieść, którą miałam okazję przeczytać już jakiś czas temu, jednak dopiero teraz zebrałam swoje myśli na tyle, aby napisać spójną i rzetelną opinię. Książka Araminty Hall zaintrygowała mnie już w momencie gdy pojawiły się jej pierwsze zapowiedzi. Opis sugerował, że będzie to niesamowicie wciągająca lektura, dlatego nie mogłam przejść obok niej obojętnie. Koniecznie musiałam dowiedzieć się czy twórczość tej autorki przypadnie mi do gustu. Jeśli zastanawiacie się czy warto dać szansę tej historii, zapraszam do zapoznania się z dalszą częścią recenzji, z której z pewnością się tego dowiecie.

Związek Verity i Mike'a nie należał do konwencjonalnych. Poznali się w college'u, szybko połączyło ich namiętne uczucie. Verity ukształtowała Mike'a, mężczyzna pozostawał pod jej przemożnym wpływem. Kochankowie upodobali sobie grę, w ramach której bywali w nocnych klubach, udając, że się nie znają. Kiedy Verity stawała się obiektem zainteresowania przypadkowego mężczyzny, dyskretnie dawała Mike'owi znak i wtedy kochanek pojawiał się u jej boku, nierzadko wszczynając awanturę. Para dawała potem upust emocjom, uprawiając namiętny seks. To już jednak przeszłość. Verity zamierza poślubić innego mężczyznę. Gdy Mike dostaje zaproszenie na ślub, traktuje je jak wstęp do kolejnej, bardziej wyrafinowanej rundy dawnej gry. Wierzy, że jeśli będzie bacznie obserwował ukochaną, dostrzeże wyczekany znak.

Fabuła "Okrutnego pragnienia" jest naprawdę mocno niepokojąca, a momentami nawet przerażająca. Główny bohater i zarazem narrator tej powieści ma wyraźną obsesję na punkcie swojej byłej partnerki. Autorka bardzo mocno zagłębia się w psychikę Mike'a, dzięki czemu możemy jeszcze bardziej wczuć się w całą historię. Araminta Hall często jednak pozostawia czytelnika z wieloma kłębiącymi się w jego głowie pytaniami. Czytając "Okrutne pragnienie" opowiedziane z perspektywy Mike'a, nie do końca wiemy co jest prawdą, a co chorym wyobrażeniem głównego bohatera. Mężczyzna na swój własny sposób tłumaczy sobie otaczającą go rzeczywistość, a niektóre wydarzenia postrzega zupełnie inaczej niż jego najbliżsi. Autorka przerażająco dokładnie ukazała jak mocno niektórzy ludzie wierzą w swoje pragnienia i fantazje. Przenoszą się do własnego świata i powoli tracą kontakt z rzeczywistością.

Mike to postać, która swoim zachowaniem praktycznie od samego początku zniechęca do siebie czytelnika, jednak sposób w jaki został przedstawiony jego charakter i wręcz doskonała analiza jego myśli i uczuć, sprawiają, że nie jesteśmy w stanie odłożyć książki na półkę. Araminta Hall pozwala nam wniknąć do umysłu szaleńca i poczuć dreszcze spowodowane jego przerażającą osobowością. Uwielbiam powieści, w których czytelnik może wręcz połączyć się z głównym bohaterem i poznać najmroczniejsze zakamarki jego umysłu. "Okrutne pragnienie" zdecydowanie zalicza się do takich powieści i właśnie to jest jej największą zaletą. Jeśli chodzi o Verity, to muszę przyznać, że przez większość czasu bardzo mocno jej współczułam, choć niektóre jej zachowania zdecydowanie pozostawiały wiele do życzenia. Nie mam pojęcia jak zachowałabym się w momencie gdyby ktoś miał na moim punkcie obsesję, ale z pewnością byłabym tym faktem mocno przerażona. Trudno sobie nawet wyobrazić co musi czuć osoba uwikłana w tak chorą i toksyczną relację, ale pewne jest, że ze wszystkich sił powinna ona szukać pomocy.

Autorka posługuje się niesamowicie lekkim i prostym językiem, dzięki czemu cała historia jest dla nas doskonale zrozumiała. Zabierając się za czytanie "Okrutnego pragnienia" nie spodziewałam się, że tak trudno będzie mi się rozstać z tą lekturą. Powieść czyta się w błyskawicznym tempie - w jednej chwili zaczynamy naszą przygodę z głównymi bohaterami, a w kolejnej, musimy się z nimi pożegnać. Naprawdę muszę przyznać, że byłam tak bardzo pochłonięta lekturą, że nie zauważyłam jak wielkimi krokami zbliża się jej koniec.

Podsumowując - "Okrutne pragnienie" to powieść, która trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej kartki. Cała historia z jednej strony przeraża czytelnika, a z drugiej niesamowicie mocno go intryguje. Jeśli gustujecie w thrillerach psychologicznych - zdecydowanie jest to dla was lektura obowiązkowa. Polecam z całego serca!

"Okrutne pragnienie" to powieść, którą miałam okazję przeczytać już jakiś czas temu, jednak dopiero teraz zebrałam swoje myśli na tyle, aby napisać spójną i rzetelną opinię. Książka Araminty Hall zaintrygowała mnie już w momencie gdy pojawiły się jej pierwsze zapowiedzi. Opis sugerował, że będzie to niesamowicie wciągająca lektura, dlatego nie mogłam przejść obok niej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Agata Polte to autorka, którą możecie kojarzyć z tytułem "To, czego nie widać". Muszę przyznać, że Pani Agata swoją debiutancką powieścią podbiła moje serce i sprawiła, że z niecierpliwością czekałam na jej kolejną książkę. Kiedy więc zobaczyłam w zapowiedziach "Nowe jutro", wiedziałam, że prędzej czy później sięgnę również po tę historię. Nawet nie wiecie jak bardzo ucieszyłam się gdy otrzymałam propozycję zrecenzowania "Nowego jutra" od samej autorki. Oczywiście zgodziłam się bez wahania i niecierpliwie czekałam na przesyłkę zawierającą wyczekiwaną przeze mnie lekturę. Czy nowa powieść Agaty Polte zachwyciła mnie tak samo mocno jak "To, czego nie widać"? Zapraszam do zapoznania się z dalszą częścią recenzji, z której z pewnością się tego dowiecie.

Gdyby tego dnia Oliwia nie spóźniła się na autobus, nie zadzwoniłaby do taty. Gdyby tata jechał po nią sam, być może nie doszłoby do wypadku. Gdyby się nie odwrócił... Można mnożyć te "gdyby".
Po trzech latach od wypadku Oliwia próbuje żyć normalnie. Swój czas dzieli między szkołę, spotkania z przyjaciółką i wolontariat w przedszkolu. Podczas pracy charytatywnej poznaje Mikołaja, swojego rówieśnika. Chłopak odpracowuje karę za zniszczenie mienia. Początkowa nieufność zmienia się w sympatię. I kiedy wszystko zdaje się iść w dobrym kierunku, los znowu okazuje się przewrotny.

Największą zaletą fabuły "Nowego jutra" jest jej realizm. Historia Oliwii jest bardzo życiowa i bez problemu jesteśmy w stanie sobie ją wyobrazić, a nawet poczuć, że gdzieś tam na świecie żyje osoba zmagająca się z identycznymi problemami, co główna bohaterka. Myślę, że nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego jak wielu młodych ludzi żyje w rodzinach gdzie jedno bądź dwoje rodziców z różnych przyczyn nadużywa alkoholu. W takich domach zazwyczaj nie mówi się o tym problemie i jest to wręcz temat tabu. Autorka nie boi się poruszać trudnych i niewygodnych wątków, dzięki czemu powieść staje się nie tylko ciekawą lekturą, ale przede wszystkim niezwykle wartościową i cenną opowieścią.

Bohaterowie są naprawdę dobrze wykreowani i z każdą kolejną stroną możemy coraz lepiej poznać ich charaktery. Oliwia nieustannie wzbudza w nas bardzo pozytywne emocje i uczucia. Jej problemy i próby ich rozwiązywania niejednokrotnie mnie zaskakiwały. Historia głównej bohaterki z pewnością skłoniła mnie do głębszej refleksji. Mikołaj to postać, która prawie od samego początku zdobyła moją sympatię. Muszę przyznać, że absolutnie nie jestem zaskoczona tym, że Oliwia oszalała na jego punkcie. Jedną z niewielu osób, które odrobinę mnie irytowały była Tamara. Jej zachowanie często było bardzo niemądre i wręcz samolubne, ale po jakimś czasie przywykłam do jej sposobu bycia i starałam się ze wszystkich sił ją akceptować.

Autorka posługuje się bardzo prostym i lekkim językiem, dzięki czemu fabuła jest dla czytelnika doskonale zrozumiała i oczywista. "Nowe jutro" to powieść, którą czyta się w błyskawicznym tempie, choć zdarzają się momenty kiedy po prostu musimy na chwilę się zatrzymać i przemyśleć trudny temat, który zdecydowała się poruszyć Pani Agata Polte.

Podsumowując - autorka kolejny raz pokazała, że potrafi poruszać się pomiędzy trudnymi i często lekceważonymi przez społeczeństwo tematami. Być może na pierwszy rzut oka wydaje wam się, że "Nowe jutro" to kolejna banalna młodzieżówka, która nie wniesie nic szczególnego do waszego życia, jednak gwarantuję wam, że tak nie jest. Agata Polte stworzyła historię, która trafia prosto w serce i daje nadzieję na poprawę beznadziejnej sytuacji. Z czystym sumieniem polecam wam ten tytuł - mam nadzieję, że tak jak ja będziecie nim zachwyceni.

Agata Polte to autorka, którą możecie kojarzyć z tytułem "To, czego nie widać". Muszę przyznać, że Pani Agata swoją debiutancką powieścią podbiła moje serce i sprawiła, że z niecierpliwością czekałam na jej kolejną książkę. Kiedy więc zobaczyłam w zapowiedziach "Nowe jutro", wiedziałam, że prędzej czy później sięgnę również po tę historię. Nawet nie wiecie jak bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Katy Evans to autorka, którą większość z was pewnie doskonale zna z serii Biały Dom, Manwhore czy Real. Teraz przyszedł czas na coś nowego! "Magnat" jest pierwszym tomem serii Manhattan, z którym miałam okazję niedawno się zapoznać. Muszę przyznać, że kiedy tylko zobaczyłam pierwsze zapowiedzi nowej książki Katy Evans, wiedziałam, że prędzej czy później ją przeczytam. Nie spodziewałam się tylko, że nastąpi to tak szybko, ale oczywiście bardzo się z tego powodu cieszę. Jeśli zastanawiacie się jakie wrażenie zrobiła na mnie lektura "Magnata", zapraszam do zapoznania się z dalszą częścią recenzji, z której z pewnością się tego dowiecie.

Bryn Kelly zna Aarica Christosa z czasów licealnych. Wtedy połączyła ich przyjaźń, która być może przerodziłaby się w coś więcej, gdyby Bryn na to pozwoliła. Jednak nic z tego nie wyszło, a każde z nich poszło własną drogą. Teraz Bryn jest już dorosła i marzy o rozwinięciu swojego pomysłu na biznes. Wie, że Aaric mógłby jej w tym pomóc. W końcu to najbardziej wpływowy biznesmen na rynku nieruchomości w Nowym Jorku, od którego może zależeć powodzenie jej start-upu lub jego dotkliwa porażka. Jednak Aaric słynie nie tylko z dobrego nosa do interesów. Jest także bezwzględnym i niezwykle pamiętliwym mężczyzną. A do tego diabelnie przystojnym. Czy Aaric rozpozna w Bryn swoją pierwszą miłość? Czy zdecyduje się jej pomóc i za jaką cenę?

Fabuła książki zdecydowanie nie należy do tych bardzo odkrywczych i oryginalnych, jednak myślę, że dla większości czytelniczek sięgających po literaturę erotyczną czy romans, niepowtarzalność nie jest cechą, która ma największe znaczenie. W tego typu powieściach liczą się przede wszystkim silne emocje i więź, która pojawia się między głównymi bohaterami. Dlatego też, pomimo tego braku niestereotypowych bohaterów i wydarzeń, "Magnat" jest książką, którą czyta się z ogromną przyjemnością.

Bohaterowie są poprawnie wykreowani i szybko zyskują naszą sympatię. Kiedy zaczęłam lekturę "Magnata", nie byłam w stanie się od niego oderwać. Każda kolejna strona dostarcza nam nowych wrażeń, które wzmacniają naszą ciekawość i chęć poznania całej historii. Żałuję, że książka ma tylko niecałe trzysta stron, ale cieszę się, że w przyszłości wydawnictwo ma w planach wydać również kolejne tomy tej serii. Jestem pewna, że kiedy tylko pojawią się one w księgarni, bez zastanowienia po nie sięgnę, aby poznać dalszą część przygód Bryn oraz Aarica.

Autorka posługuje się bardzo prostym i lekkim językiem, który skutecznie ułatwia i przyspiesza czytanie. "Magnat" to jedna z tych książek, które pochłania się w mgnieniu oka - muszę przyznać, że ja skończyłam ją w zaledwie kilka godzin i nie żałuję ani chwili, którą spędziłam z głównymi bohaterami tej powieści. Mam nadzieję, że moja recenzja zachęciła was do zapoznania się z twórczością Katy Evans, a jeżeli jesteście już jej fanami to zdecydowanie jest to dla was pozycja obowiązkowa.

Katy Evans to autorka, którą większość z was pewnie doskonale zna z serii Biały Dom, Manwhore czy Real. Teraz przyszedł czas na coś nowego! "Magnat" jest pierwszym tomem serii Manhattan, z którym miałam okazję niedawno się zapoznać. Muszę przyznać, że kiedy tylko zobaczyłam pierwsze zapowiedzi nowej książki Katy Evans, wiedziałam, że prędzej czy później ją przeczytam. Nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Meghan March to autorka bardzo popularna i doskonale znana za granicą. Teraz, dzięki wydawnictwu Editio Red jej powieść w końcu trafiła również do polskich księgarni, a żądne namiętności czytelniczki mogą zaspokoić swoją ciekawość odnośnie twórczości tej pisarki. Oczywiście "Króla bez skrupułów" nie mogło zabraknąć również w mojej biblioteczce, a kiedy tylko powieść trafiła w moje ręce, niezwłocznie zabrałam się za jej czytanie. Jeśli zastanawiacie się czy ta pociągająca okładka kryje w sobie coś więcej niż tylko przeciętny romans, zapraszam do zapoznania się z dalszą częścią recenzji, z której z pewnością się tego dowiecie.

Keira Kilgore jest rudowłosą pięknością o ognistym temperamencie i niepokornej duszy. Prowadzi destylarnię, która należy do jej rodziny od czterech pokoleń, i to dziedzictwo jest dla niej wszystkim. Zwłaszcza teraz, gdy po kilku miesiącach małżeństwa zmarł jej mąż. Nie był to udany związek. Brett regularnie ją zdradzał, podkradał pieniądze z firmowego konta, a gdy zginął, okazało się, że pozostawił ją z ogromnym długiem, którego w żaden sposób nie mogłaby spłacić. Najgorsze jednak, że zadłużył Keirę u człowieka, który rządzi Nowym Orleanem żelazną pięścią. Lachlan Mount nie ma żadnych zahamowań ani słabości. O jego bezwzględności krążą legendy. Nikt nie odważy się kwestionować jego życzeń czy łamać ustalonych przez niego zasad - ani policja, ani żadna z mafii działających w mieście. Mount trzyma się w cieniu. Nikomu nie pozwala zbliżyć się do siebie, poza nielicznymi kobietami, które potem giną bez wieści. Mężczyzna może zrobić wszystko, bo nigdy nie spotkał się nawet z cieniem oporu. Kontrolował Nowy Orlean w pełnym tego słowa znaczeniu, a jego żądania zawsze były spełniane. Tak miało być i tym razem. W zamian za odstąpienie od zrujnowania dziedzictwa Keiry zażądał jej samej.

Muszę przyznać, że kiedy rozpakowałam przesyłkę zawierającą "Króla bez skrupułów" byłam dosyć mocno zaskoczona. Nie będę ukrywać, że spodziewałam się powieści liczącej co najmniej trzysta stron, tymczasem okazało się, że pierwsza część serii Mount liczy niewiele ponad dwieście stron. Zastanawiałam się czy autorce uda się wystarczająco mocno rozbudować fabułę, aby zaciekawić czytelnika. Postanowiłam jak najszybciej się o tym przekonać. Do jakich wniosków doszłam podczas lektury tej książki?

Jeśli chodzi o fabułę to od razu warto tutaj zaznaczyć, że zabierając się za czytanie tej powieści nie powinniście spodziewać się po niej czegoś nowego. To wszystko gdzieś już tam było i mniej lub bardziej przypomina całe mnóstwo innych romansów dostępnych w księgarni. Mnie osobiście nie przeszkadza powielanie schematów, ponieważ każdy autor w inny sposób przedstawia fabułę, nawet jeśli część kluczowych wydarzeń jest do siebie odrobinę podobna. To, co może wyróżniać "Króla bez skrupułów" to emocje, którymi zostaje zalewany czytelnik już od pierwszych stron powieści. Meghan March stworzyła historię, od której ciężko się oderwać, a każdy kolejny rozdział wywołuje w nas coraz większe zaciekawienie i napięcie.

Bohaterowie niemal od razu zyskali moją sympatię - jest w nich coś takiego, co sprawia, że ciężko ich nie polubić. Z zapartym tchem śledziłam losy Keiry i Lachlana oraz przyglądałam się ich skomplikowanej i nieprzewidywalnej relacji. "Król bez skrupułów" to książka wręcz ociekająca seksem, zawierająca pewną dozę brutalności - zdecydowanie przeznaczona dla czytelników, którzy gustują w mrocznych i pikantnych klimatach. Cieszę się, że w zapowiedziach wydawnictwa Editio już widać okładkę drugiej i trzeciej części serii Mount. Z niecierpliwością czekam na kontynuację przygód głównych bohaterów, tym bardziej, że zakończenie mocno podkręciło moją ciekawość.

Meghan March to autorka bardzo popularna i doskonale znana za granicą. Teraz, dzięki wydawnictwu Editio Red jej powieść w końcu trafiła również do polskich księgarni, a żądne namiętności czytelniczki mogą zaspokoić swoją ciekawość odnośnie twórczości tej pisarki. Oczywiście "Króla bez skrupułów" nie mogło zabraknąć również w mojej biblioteczce, a kiedy tylko powieść trafiła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Ostatni krzyk suki" zaciekawił mnie przede wszystkim swoim intrygującym tytułem oraz okładką. Ta niewielkiego formatu książka miała zawierać boleśnie prawdziwe i histerycznie śmieszne złote myśli, ale czy rzeczywiście jej treść zgadza się z zapowiedzią zamieszczoną z tyłu okładki? Postanowiłam jak najszybciej to sprawdzić i przekonać się czy warto w ogóle poświęcać czas tej pozycji. Jeśli zastanawiacie się jakie wrażenie zrobiła na mnie lektura "Ostatniego krzyku suki" - zapraszam do zapoznania się z dalszą częścią recenzji, z której z pewnością się tego dowiecie.

Nie będę owijać w bawełnę i po prostu od razu zaznaczę, że moim zdaniem kupno "Ostatniego krzyku suki" to wyrzucanie pieniędzy w błoto. W życiu nie zapłaciłabym 27,90 zł za książkę, która absolutnie nic nie wnosi do mojego życia, a dodatkowo nie dostarcza żadnej rozrywki. Złote myśli, które choć trochę mnie rozśmieszyły mogę policzyć na palcu jednej ręki. Reszta to całkowicie bezsensowne powiedzonka, które szybko uciekają z naszej głowy. Poniżej przytoczę wam kilka cytatów, które najmniej mi się spodobały:

"Kobieta im inteligentniejsza, tym bardziej wulgarna. Noż kurwa, dupę mi urwało, kiedy to do mnie dotarło!"

"Przepraszam tych, których prawie przejechałam, i tych, których zwyzywałam od skurwysynów, ale przynajmniej jestem na czas!"

"Uświadamiasz sobie, że jesteś zbyt pijana, by prowadzić, kiedy próbujesz wyminąć choinkę zapachową."

"Jeśli pijesz cokolwiek, pieprzysz się z kimkolwiek!"

"Nasikałam do morza. Pamiętaj o tym, gdy następnym razem będziesz jeść krewetki."

"Jeśli nie znalazłaś jeszcze miłości życia, spokojnie! Właśnie pieprzy się z inną, czekając na ciebie. Wkrótce twoja kolej, szczęściaro!"

To tylko kilka przykładów, ale jak sami możecie zauważyć "Ostatni krzyk suki" zdecydowanie nie jest wart waszego czasu i pieniędzy. Nie mam pojęcia dlaczego szanujące się i bardzo znane wydawnictwo jakim jest Feeria wydaje coś tak kompletnie bezsensownego. Ten tytuł to marnowanie papieru i szczerze przyznam, że nie rozumiem jego fenomenu za granicą.

"Ostatni krzyk suki" zaciekawił mnie przede wszystkim swoim intrygującym tytułem oraz okładką. Ta niewielkiego formatu książka miała zawierać boleśnie prawdziwe i histerycznie śmieszne złote myśli, ale czy rzeczywiście jej treść zgadza się z zapowiedzią zamieszczoną z tyłu okładki? Postanowiłam jak najszybciej to sprawdzić i przekonać się czy warto w ogóle poświęcać czas...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Muszę przyznać, że choć słyszałam o twórczości Gabrieli Gargaś, to nigdy wcześniej nie miałam okazji się z nią zapoznać. Autorka napisała wiele powieści, które zyskały ogromną popularność wśród polskich czytelniczek, a do tego niewątpliwie zbierają one bardzo pozytywne opinie i oceny. Kiedy więc otrzymałam propozycję zrecenzowania wznowionej wersji powieści, która pierwotnie ukazała się w 2013 roku, bardzo się ucieszyłam i natychmiast zgodziłam się na współpracę. Byłam ciekawa czy Gabriela Gargaś dołączy do grona moich ulubionych polskich autorek, dlatego zabrałam się za czytanie "Trudnej miłości" zaraz po jej otrzymaniu. Jeśli tak jak ja chcecie rozpocząć przygodę z twórczością tej pisarki - zapraszam do zapoznania się z dalszą częścią recenzji, z której z pewnością dowiecie się czy warto poświęcić jej odrobinę swojego wolnego czasu.

Bohaterką powieści jest trzydziestodziewięcioletnia Natalia, żona Wiktora, mama nastoletniej Julki. Natalia nie czuje się spełniona w życiu - zajmuje się domem i myśli o sobie z pogardą "kura domowa". Nie jest też szczęśliwa w małżeństwie, ma wrażenie, że popadli z mężem w rutynę. Marzy o ideale mężczyzny i pewnego dnia wydaje się, że go spotyka. Nieznajomy zdaje się być właśnie ucieleśnieniem jej marzeń. Jednak okazuje się, że nic nie jest takie, jak myślała. Wtedy Natalia zmienia nastawienie do życia i odzyskuje pewność siebie. Znajduje pracę i wszystko zaczyna układać się po jej myśli. Niestety, spotyka ją rodzinna tragedia. Czy będzie umiała poradzić sobie z bólem i stawić czoło faktom, które niespodziewanie wyszły na jaw? Czy będzie potrafiła przebaczyć?

Fabuła książki jest dosyć oryginalna i z pewnością intrygująca. Główną zaletą tej powieści jest to, że jest ona bardzo życiowa i całkiem mocno realistyczna. W końcu każdy z nas ma problemy i niejednokrotnie doświadczył złośliwości losu, który podstępem zabiera nam wszystko co jest dla nas ważne. Gabriela Gargaś przedstawiła na kartach swojej powieści prawdziwe życie, które często nie wykazuje się łaskawością, a może wręcz przeciwnie - dużą brutalnością wobec nas. To właśnie dlatego z taką łatwością możemy zagłębić się w losy głównej bohaterki i poczuć wszystkie emocje, które w danej chwili nią targają.

Bohaterowie są poprawnie wykreowani i wzbudzają w czytelniku całą paletę przeróżnych emocji - od smutku i złości po radość i zadowolenie. Natalia wywołała we mnie wiele pozytywnych odczuć, były momenty kiedy naprawdę mocno jej współczułam całej tej sytuacji, w której się znalazła, bo z pewnością nie należała ona do łatwych i przyjemnych. Chociaż wielokrotnie kompletnie nie zgadzałam się z podejmowanymi przez nią decyzjami i ciężko było mi zrozumieć jej zachowanie, muszę przyznać, że bardzo ją polubiłam i ciężko było mi się z nią rozstać.

Gabriela Gargaś posługuje się prostym i bardzo przystępnym językiem, dzięki czemu powieść czyta się niezwykle szybko i przyjemnie. "Trudna miłość" to naprawdę sympatyczna książka, która z pewnością zachwyci niejednego czytelnika. Myślę, że moje pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki było naprawdę udane, i że wkrótce po raz kolejny sięgnę po historię stworzoną przez panią Gabrielę. Jeśli gustujecie w literaturze obyczajowej, koniecznie musicie dać szansę tej autorce.

Muszę przyznać, że choć słyszałam o twórczości Gabrieli Gargaś, to nigdy wcześniej nie miałam okazji się z nią zapoznać. Autorka napisała wiele powieści, które zyskały ogromną popularność wśród polskich czytelniczek, a do tego niewątpliwie zbierają one bardzo pozytywne opinie i oceny. Kiedy więc otrzymałam propozycję zrecenzowania wznowionej wersji powieści, która...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Vox" to powieść, która intryguje nie tylko samą okładką, ale przede wszystkim ciekawym opisem, który już na samym początku sugeruje, że będzie to historia skłaniająca do refleksji i z pewnością powodująca pewne zmiany w myśleniu czytelnika. Kiedy otrzymałam propozycję przeczytania i zrecenzowania tego tytułu, zgodziłam się bez żadnego wahania, ponieważ przeczuwałam, że może to być książka, która w jakiś sposób zmieni moje podejście do życia i tego co dzieje się we współczesnym świecie. Z niecierpliwością oczekiwałam na przesyłkę, a gdy powieść trafiła już w moje ręce, od razu zabrałam się za jej czytanie. Jeśli zastanawiacie się czy warto sięgnąć po twórczość Christiny Dalcher, zapraszam do zapoznania się z dalszą częścią recenzji, z której z pewnością się tego dowiecie.

Pewnego dnia amerykański rząd wydaje dekret, którym skazuje połowę społeczeństwa na milczenie. Kobietom wolno wypowiedzieć tylko sto słów dziennie, ale to dopiero początek. Wkrótce wszystkie kobiety tracą prawo do wykonywania zawodu. Ich córki już nie mogą uczyć się czytać i pisać. Rząd zamyka im usta. Od tej pory - choć przeciętny człowiek wypowiada szesnaście tysięcy słów dziennie - im nie wolno powiedzieć więcej niż sto. Ale to nie koniec tej historii. Doktor Jean McClellan większość życia poświęciła badaniom naukowym, a politykę i protesty zostawiła innym. Teraz musi ważyć każde ze stu słów. Rządowy dekret jest dla niej nie do przyjęcia. Coś takiego nie mogło się wydarzyć! Nie w Ameryce! Jean McClellan uświadamia sobie, że musi stanąć w obronie wszystkich skazanych na milczenie kobiet, jeśli sama chce odzyskać swój głos.

Fabuła książki jest bardzo oryginalna i wciąga czytelnika już od pierwszych stron. Choć początkowo nie do końca wiedziałam czego mogę spodziewać się po twórczości Christiny Dalcher, szybko okazało się, że "Vox" to powieść wyjątkowa i niezwykle trudna do oceny. Autorka porusza na kartach swojej książki niezwykle ważny temat przedmiotowego traktowania kobiet - myślę, że szczególnie dzisiaj takie tytuły są absolutnie potrzebne i powinny być jak najszerszej promowane. Myślę, że już sam pomysł na stworzenie tak przerażającej wizji świata był strzałem w dziesiątkę, a dodając do tego jego świetne wykonanie otrzymujemy historię, która wielokrotnie wbija czytelnika w fotel i jeszcze długo po zakończeniu lektury, nie daje o sobie zapomnieć.

Czytając "Vox" wielokrotnie zastanawiałam się jakby to było żyć w świecie gdzie każda kobieta nosi na nadgarstku metalową bransoletkę liczącą ilość wypowiadanych przez nią słów. Myśl, że mogłabym wypowiedzieć tylko sto słów dziennie napawa mnie przerażeniem i zdecydowanie jest trudna do wyobrażenia. Autorka świetnie ukazała poczucie winy z jakim zmaga się główna bohaterka, która czuje się niesamowicie winna, ponieważ kiedy w kraju trwały protesty, ona zajmowała się karierą naukową i mocno lekceważyła zagrożenie ze strony Amerykańskiego rządu, który niewątpliwie dążył do podporządkowania i uciszenia każdej kobiety.

Bohaterowie są naprawdę dobrze wykreowani i doskonale współgrają z całą historią. Doktor Jean McClellan jest postacią wielowymiarową, a śledzenie jej poczynań przynosi czytelnikowi wiele przyjemności. Główna bohaterka jest przede wszystkim niesamowicie odważna, a dobro najbliższych jest dla niej dużo ważniejsze niż jej własne bezpieczeństwo. Przeciwstawienie się całemu rządowi i rzeszy nienawistnych mężczyzn z pewnością nie było dla niej łatwym zadaniem, ale Jean miała tak silną motywację, że po prostu nic nie było w stanie jej zatrzymać.

Autorka posługuje się prostym i doskonale dla każdego zrozumiałym językiem, dzięki czemu powieść czyta się naprawdę w błyskawicznym tempie. Pomimo tego, że do fabuły "Vox" wkrada się sporo polityki, wszystko było tak dokładnie opisane, że nie miałam absolutnie żadnego problemu ze śledzeniem całej historii. Christina Dalcher poruszyła w swojej książce bardzo poważne i trudne tematy, jednak zrobiła to w sposób, który zadowoli nawet najbardziej wymagającego czytelnika.

Podsumowując - "Vox" to powieść, w której zakochałam się już od pierwszych stron, a z każdą kolejną moje uwielbienie do autorki rosło coraz bardziej. Jestem pewna, że za jakiś czas wrócę do twórczości Christiny Dalcher i ponownie spotkam się z główną bohaterką tej książki. Z całego serca polecam wam tę historię, ponieważ jest ona absolutnie wyjątkowa, wartościowa i jedyna w swoim rodzaju. Mam nadzieję, że moją recenzją zachęciłam was do zapoznania się z tym niesamowitym dziełem.

"Vox" to powieść, która intryguje nie tylko samą okładką, ale przede wszystkim ciekawym opisem, który już na samym początku sugeruje, że będzie to historia skłaniająca do refleksji i z pewnością powodująca pewne zmiany w myśleniu czytelnika. Kiedy otrzymałam propozycję przeczytania i zrecenzowania tego tytułu, zgodziłam się bez żadnego wahania, ponieważ przeczuwałam, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Zanim zawisły psy" to pierwsza część trylogii o Nielsie Oxenie. Przyznam szczerze, że kiedy tylko zobaczyłam ją w zapowiedziach wydawniczych Editio Black, wiedziałam, że prędzej czy później powieść jakimś sposobem trafi w moje ręce, a ja będę mogła z ogromną przyjemnością delektować się jej lekturą. Z niecierpliwością czekałam na przesyłkę, a kiedy tylko książka znalazła się w moim domu, zabrałam się za czytanie. Jeśli zastanawiacie się czy warto zapoznać się z serią Oxen, zapraszam do przeczytania dalszej części recenzji, z której z pewnością się tego dowiecie.

Niels Oxen, były żołnierz duńskich sił specjalnych, wielokrotnie odznaczany za odwagę, po powrocie z ostatniej misji w Afganistanie zamieszkuje w jednej z dzielnic Kopenhagi. Tam wegetuje dręczony syndromem stresu pourazowego, utrzymując się ze zbierania butelek. Jedynym towarzyszem jego parszywego życia jest pies - tylko jemu ufa, tylko jego obecność toleruje. Pewnego dnia postanawia uwolnić się od wewnętrznych demonów i zaszyć w głuszy, w lasach północnej Jutlandii. Niestety, szybko się okazuje, że wybrał najgorsze z możliwych miejsc. Kiedy w tajemniczych okolicznościach ginie wpływowy polityk, właściciel pobliskiego zamku, głównym podejrzanym staje się Oxen. Wbrew swojej woli zostaje wciągnięty w wir śledztwa. Wspólnie z agentką Margrethe Franck odkrywa kolejne części przerażającej układanki. Okazuje się, że niewyjaśnionych zabójstw było znacznie więcej. Łączy je jeden element: morderca zapowiadał swoje przybycie w szczególny, niezwykle makabryczny sposób... Czy Nielsowi i Margrethe uda się powstrzymać falę zbrodni i dotrzeć do sedna ich tajemnicy? Czy Oxen oczyści się z podejrzeń? Kto naprawdę stoi za serią okrutnych morderstw?

Muszę przyznać, że zabierając się za czytanie "Zanim zawisły psy" odrobinę obawiałam się wątku politycznego, który był zapowiedziany już w opisie książki. Martwiłam się, że cała historia może stać się przez to nudna, albo kompletnie dla mnie niezrozumiała. Całe szczęście okazało się, że Jens Henrik Jensen opisał wszystko w taki sposób, że nawet niedoświadczony w sprawach polityki czytelnik będzie w stanie nadążyć za fabułą i toczącymi się wydarzeniami. Chociaż polityka odgrywa tutaj znaczącą rolę, w ogóle mi to nie przeszkadzało, a może nawet wręcz przeciwnie - jeszcze bardziej podkręciło to moją ciekawość.

Bohaterowie są naprawdę bardzo dobrze wykreowani, a każdy z nich wyróżnia się oryginalnym charakterem i niepowtarzalną osobowością. Szczególnie Niels Oxen zrobił na mnie pozytywne wrażenie, a jego przygody dostarczyły mi naprawdę wiele przyjemnych chwil. Autor posługuje się przystępnym językiem, dzięki czemu absolutnie każdy odnajdzie się w stworzonym przez niego świecie i bez problemu zrozumie całą fabułę. "Zanim zawisły psy" to powieść, którą czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Moim zdaniem jest to dobrze skonstruowany kryminał, który zadowoli niejednego czytelnika żądnego mrocznych tajemnic i przerażających morderstw.

Podsumowując - cieszę się, że miałam okazję zapoznać się z pierwszą częścią trylogii Oxen. Całe szczęście drugi tom jest już na mojej półce, więc nie będę musiała długo czekać, aby poznać dalsze losy głównego bohatera. Myślę, że jeszcze dzisiaj zabiorę się za lekturę drugiego tomu, a wy już wkrótce będziecie mogli przeczytać jego recenzję. Mam nadzieje, że chociaż trochę zachęciłam was do spotkania z Jensem Henrikiem Jensenem, i że niedługo sami przekonacie się, że warto dać mu szansę.

"Zanim zawisły psy" to pierwsza część trylogii o Nielsie Oxenie. Przyznam szczerze, że kiedy tylko zobaczyłam ją w zapowiedziach wydawniczych Editio Black, wiedziałam, że prędzej czy później powieść jakimś sposobem trafi w moje ręce, a ja będę mogła z ogromną przyjemnością delektować się jej lekturą. Z niecierpliwością czekałam na przesyłkę, a kiedy tylko książka znalazła...

więcej Pokaż mimo to