-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać339
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
Biblioteczka
2024-04-09
2024-01-02
Emilka dojrzewa i zostaje *grzmoty i błyskawice* nastolatką. Jak na Murrayównę przystało zostaje posłana na kontynuację nauki do szkoły w Shrewsbury i zamieszkuje tam z ciotką Ruth, co dla obu pań okazuje się być chwilą próby. Przyznaję, że i dla mnie jest to próba, bo w tej części irytujący robią się już chyba wszyscy bohaterowie - i dorośli żyjący w świecie żelaznych wiktoriańskich konwenansów, i młodzież, która przez hormony histerycznie strzela focha za fochem. Emilka z jej ekspresyjną duszą i wielkim wyczuleniem na punkcie swojej dumy jest tutaj okazem wyjątkowo trudnym do okiełznania. Montgomery jednak przy okazji nienachalnie edukuje, jak ważna jest rozmowa i ile problemów mogą przynieść niedopowiedzenia, a sama Emilka stara się obiektywnie patrzeć na swoje błędy.
Jakby samo dojrzewanie nie było dostatecznie trudne to dziewczyna nie ma lekko i pod innymi względami - jej pisarskie ambicje zaczynają mierzyć się z rzeczywistością, z czego nie zawsze wychodzi bez szwanku. Będąc jednak świadomą własnego talentu nie ustaje w tworzeniu i zostaje w końcu doceniona. Pojawiają się też pierwsi absztyfikanci i na chwilę wraca też talent jasnowidzenia, obie te rzeczy nieszczególnie cieszą Emilkę.
Jak w przypadku każdej książki Montgomery nie mogę nie zachwycić się lekkością jej pióra. Barwne, pełnokrwiste postaci i takież odmalowanie życia na kanadyjskiej prowincji z początku XX wieku działają jak wehikuł czasu.
Emilka dojrzewa i zostaje *grzmoty i błyskawice* nastolatką. Jak na Murrayównę przystało zostaje posłana na kontynuację nauki do szkoły w Shrewsbury i zamieszkuje tam z ciotką Ruth, co dla obu pań okazuje się być chwilą próby. Przyznaję, że i dla mnie jest to próba, bo w tej części irytujący robią się już chyba wszyscy bohaterowie - i dorośli żyjący w świecie żelaznych...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-08-05
W niejednym co bardziej konserwatywnym kanadyjskim domu sprzed blisko stu lat książka ta mogła wydawać się niepokojąca. Dostajemy w niej bowiem historię kobiety, która w wyniku jednoznacznych informacji o swoim stanie zdrowia zaczyna myśleć o swoim szczęściu i odważa się żyć po swojemu za nic mając konwenanse i zdanie matki i, co gorsza, której wybory nie sprowadzają jej na dno w ramach słusznej kary za nieposłuszeństwo. Zamiast w nimbie hańby wrócić pokornie do domu niczym córka marnotrawna ośmiela się być szczęśliwą na własnych zasadach. Mało "dydaktyczna" historia jak na tamte czasy.
Choć uczciwie trzeba też przyznać, że Joannie sprzyjało szczęście - biorąc pod uwagę jak mało doświadczeń życiowych miała, równie dobrze mogła skończyć jak Cecylia, jej chora na gruźlicę przyjaciółka, która raz straciwszy głowę dla mężczyzny wykluczyła się z życia społecznego. Jednak nie będzie chyba wielkim spoilerem, jak napiszę, że nic takiego się nie dzieje.
Przeurocza historia ku pokrzepieniu serc i dodaniu otuchy. Współcześnie takich Joann tłamszonych przez toksycznych rodziców wciąż nie brakuje, więc nie nazwałabym tej książki aż tak nieaktualną.
W niejednym co bardziej konserwatywnym kanadyjskim domu sprzed blisko stu lat książka ta mogła wydawać się niepokojąca. Dostajemy w niej bowiem historię kobiety, która w wyniku jednoznacznych informacji o swoim stanie zdrowia zaczyna myśleć o swoim szczęściu i odważa się żyć po swojemu za nic mając konwenanse i zdanie matki i, co gorsza, której wybory nie sprowadzają jej na...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-06-08
"Dwa są rodzaje mądrości: jedna umożliwia działanie, druga zaś od takowego powstrzymuje."
No i ja dzisiaj się powstrzymuję :D Ani razu rzucając w eter opinię o jakieś książce nie zastanawiałam się nad tym, czy mam odpowiednie kompetencje, bym w ogóle mogła się o niej wypowiadać. Cyberiada to ten mój pierwszy raz. Z kolejnymi stronami czułam się coraz bardziej onieśmielona kolażem baśni, science fiction i filozoficznych przypowieści, którego mnogości nawiązań nie zawsze byłam w stanie w pełni zrozumieć. Tę niepewność wynagrodziły mi jednak kojąca baśniowość, światotwórcza błyskotliwość, a także szorstka przyjaźń Trurla i Klapaucjusza, dwóch wielkich konstruktorów, wokół przygód których zbudowana jest Cyberiada. Rzadki przypadek, kiedy czuję, że będę musiała wrócić do danej książki.
"Dwa są rodzaje mądrości: jedna umożliwia działanie, druga zaś od takowego powstrzymuje."
No i ja dzisiaj się powstrzymuję :D Ani razu rzucając w eter opinię o jakieś książce nie zastanawiałam się nad tym, czy mam odpowiednie kompetencje, bym w ogóle mogła się o niej wypowiadać. Cyberiada to ten mój pierwszy raz. Z kolejnymi stronami czułam się coraz bardziej onieśmielona...
2022-12-31
Ciepła historia o pięknie dzieciństwa, marzeniach, poznawaniu siebie, mimo wszystkich mniejszych i większych dramatów w niej zawartych.
Powtarza się, że książki o Emilce mają najwięcej wątków autobiograficznych Autorki. Ja to interpretuję jako próbę uleczenia wewnętrznego dziecka, które wzrastało w niezrozumieniu dla swojej wrażliwości. Po śmierci ojca Emilka drogą przypadku trafia do wujostwa. I choć znajduje wsparcie i serce w ciotce Laurze i wujku Jimmym, to domem, a także życiem bohaterki zarządza ciotka Elżbieta, osoba dość nieczuła i apodyktyczna. Emilka nie pozwala wtłoczyć się w ramy i wytrwale walczy o szacunek dla siebie i swoich emocjonalnych potrzeb. W szkole również nie udaje kogoś, kim nie jest i nie próbuje za wszelką cenę się przypodobać towarzystwu. Mimo trudnych początków udaje jej się zebrać paczkę równie wrażliwych, choć bardzo różnych przyjaciół. I choć Emilka czasem jest w swoim sposobie bycia irytująca, żeby nie powiedzieć bezczelna i neurotyczna, to po bliższym poznaniu nie sposób nie polubić jej taką jaka jest. Tym bardziej, że dojrzewa i sama jest w stanie dostrzec swoje wcześniejsze błędy.
Jest coś bardzo kojącego w pisarstwie Lucy Maud Montgomery, czytelnikowi udziela się magia przyjaźni, natury i zwykłej, bezpiecznej codzienności.
PS. Mała łyżeczka dziegciu - czytając Emilkę jako dorosła już osoba nie mogłam nie zwrócić uwagi na relacje Emilki z oczarowanymi nią dorosłymi mężczyznami. Na mój gust tego oczarowania było trochę za dużo. Takie był czasy, ale już z Deana Priesta Maud nie musiała robić aż takiego creepa, tym bardziej, że w polskiej edycji w miarę możliwości obniżono jego wiek (26 lat), w oryginale ma zaś 35. Trzydzieści pięć! Emilia ma 12! This is sickness!
Ciepła historia o pięknie dzieciństwa, marzeniach, poznawaniu siebie, mimo wszystkich mniejszych i większych dramatów w niej zawartych.
Powtarza się, że książki o Emilce mają najwięcej wątków autobiograficznych Autorki. Ja to interpretuję jako próbę uleczenia wewnętrznego dziecka, które wzrastało w niezrozumieniu dla swojej wrażliwości. Po śmierci ojca Emilka drogą...
2022-11-07
"Przeciętna" to według mnie najlepsza ocena tej książki - szybko się czyta, nie nuży jakoś wybitnie, widać starania, nawet parę razy się zaśmiałam, ale... Książka ma formę dziennika prowadzonego przez hrabiankę, dziedziczkę rodu. Przez pierwsze strony narracja jest prowadzona w tak infantylny sposób, że myślałam, że bohaterka ma maksymalnie 12-13 lat. Otóż ma 18. Ale to sumie konsekwentne, bo i książka jako całość jest dość infantylna.
Humor, który miał być siłą tej książki, jest dość wysilony i trywialny, a notorycznie powtarzające się teksty typu "Matka wróciła bez Carycy. Weterynarz oświadczył, że musiała „wyłapać porządnego kopniaka” (Caryca, nie matka)" nie bawią nawet za pierwszym razem. Galeria postaci - marudny kasztelan, hipochondryczny ogrodnik-muzyk, zakochana w lady Dianie matka - ma satyryczny potencjał, ale w moim odczuciu nie wykorzystany w pełni. Odnosiłam też wrażenie, że fabuła jest robiona pod przygotowane wcześniej żarty.
Jakiś czas temu czytałam "Dziennik kasztelana" tego samego Autora i miałam o wiele pozytywniejsze odczucia. Teraz się zastawiam czy w wydanej później "Ostatniej arystokratce" Autor zaczął się wypalać w temacie zamkowym, czy po prostu ja straciłam tolerancję na takie slapstickowe żarty.
"Przeciętna" to według mnie najlepsza ocena tej książki - szybko się czyta, nie nuży jakoś wybitnie, widać starania, nawet parę razy się zaśmiałam, ale... Książka ma formę dziennika prowadzonego przez hrabiankę, dziedziczkę rodu. Przez pierwsze strony narracja jest prowadzona w tak infantylny sposób, że myślałam, że bohaterka ma maksymalnie 12-13 lat. Otóż ma 18. Ale to...
więcej mniej Pokaż mimo to
Lekka książka, w sam raz na podróż (na przykład do Czech albo do jakiegoś zamku), bo dzięki krótkim "wpisom" kasztelana czytanie można przerwać w każdej chwili. Wprowadza też w lekko przygodowy klimat i pozwala spojrzeć na zwiedzane zabytki z trochę innej perspektywy.
Ujęło mnie sugestywne odmalowanie pracy w tego typu obiekcie, problematycznej, angażującej, czasem żmudnej, zawsze kiepsko płatnej ale takiej, jakiej nie zamieniłoby się na żadną inną. Miłość i lekko masochistyczne uzależnienie autora (także kasztelana) od swojego zamku jest mi jako muzealnikowi bliskie i zupełnie zrozumiałe.
Książka jest wyczuwalnie czeska w duchu - gorzko-zabawna, trochę drwiąco-wredna i zdystansowana. Bohaterowie są zarazem zwykli i niezwykli, z pozoru niby przeciętni, ale z intrygującą nutką. Samego kasztelana jednak chyba bym nie polubiła, bo sprawiał wrażenie dość egocentrycznej postaci. To, czego mi jednak w "Dzienniku" najbardziej zabrakło to cel, bo jak się okazuje na końcu książka w zasadzie do niczego nie prowadzi. Nie spodziewałam się niczego sensacyjnego, ale w tym przypadku miałam wrażenie urwania narracji. No ale ja nie mogę wyjść na zwykły spacer bez określonego kierunku, więc może to tylko moje osobiste odczucie.
Jednym zdaniem - "Dziennik..." świetnie sprawdzi się jako książka na urlop, ale nie ma co liczyć na fajerwerki.
Lekka książka, w sam raz na podróż (na przykład do Czech albo do jakiegoś zamku), bo dzięki krótkim "wpisom" kasztelana czytanie można przerwać w każdej chwili. Wprowadza też w lekko przygodowy klimat i pozwala spojrzeć na zwiedzane zabytki z trochę innej perspektywy.
Ujęło mnie sugestywne odmalowanie pracy w tego typu obiekcie, problematycznej, angażującej, czasem...
Tytułowy "Nawiedzony Hotel" zajmuje zaledwie połowę z ponad 500 stron, zawiedzie się zatem ten, który oczekuje rozbudowanej powieści. Reszta książki wypełniają krótkie opowiadania i mam wrażenie, że to właśnie w krótkich formach Collins sprawdza się o wiele lepiej. "Hotel" jest niepotrzebnie rozwleczony i, w moim odczuciu, dość... pensjonarski. Pozostałe opowiadania z kolei spełniają wszelkie oczekiwania jakie można mieć wobec XIX-wiecznej powieści z dreszczykiem. Dla fanów nadprzyrodzonych historii w wiktoriańskim klimacie jak znalazł.
Tytułowy "Nawiedzony Hotel" zajmuje zaledwie połowę z ponad 500 stron, zawiedzie się zatem ten, który oczekuje rozbudowanej powieści. Reszta książki wypełniają krótkie opowiadania i mam wrażenie, że to właśnie w krótkich formach Collins sprawdza się o wiele lepiej. "Hotel" jest niepotrzebnie rozwleczony i, w moim odczuciu, dość... pensjonarski. Pozostałe opowiadania z kolei...
więcej mniej Pokaż mimo to
To chyba najbardziej uroczy kryminał jaki miałam przyjemność czytać. Owce są sympatyczne i przede wszystkim bardzo przekonujące - byłabym w stanie uwierzyć, że tak właśnie myśli wełnista trzódka :)
Sam wątek kryminalny jest tylko dodatkiem do przedstawienia psychologii owieczek - ich radości, lęków, przemyśleń, czy hierarchii wartości.
Miejscami nie obyło się bez dłużyzn, a fabuła zaczynała dryfować w nieokreślonym kierunku, jednak wszystko ostatecznie ułożyło się sensowną i całkiem zgrabną całość, czego szczerze mówią się nie spodziewałam.
To chyba najbardziej uroczy kryminał jaki miałam przyjemność czytać. Owce są sympatyczne i przede wszystkim bardzo przekonujące - byłabym w stanie uwierzyć, że tak właśnie myśli wełnista trzódka :)
Sam wątek kryminalny jest tylko dodatkiem do przedstawienia psychologii owieczek - ich radości, lęków, przemyśleń, czy hierarchii wartości.
Miejscami nie obyło się bez...
Do dzisiaj lubię czytać baśnie, lubię ich oniryczny klimat, kontrowersyjny i nierzadko brutalny morał i pierwotną magię.
Nic z tego nie znalazłam w Dzikim Łabędziu. Z baśni została częściowo uwspółcześniona fabuła (częściowo, bo w ramach jednej baśni czasem jest współcześnie a czasem tradycyjnie) i mało magiczna magia. Prysł gdzieś rozbudzający wyobraźnię klimat, a morał jest życiowy, bo i całe historie są po prostu życiowe. Cunningham urealnił każdą z opowieści, odarł ze złudzeń, że świat jest bajką i przyprawił wszystko na słodko-gorzko. Dobrze, ale mnie to nie do końca przekonało, ot, dobry pomysł, ciekawa zabawa formą, nic więcej - nie zrujnowało mi to oryginalnych wersji, nie patrzę na ukochanego Ołowianego Żołnierzyka inaczej niż patrzyłam wcześniej.
Do dzisiaj lubię czytać baśnie, lubię ich oniryczny klimat, kontrowersyjny i nierzadko brutalny morał i pierwotną magię.
Nic z tego nie znalazłam w Dzikim Łabędziu. Z baśni została częściowo uwspółcześniona fabuła (częściowo, bo w ramach jednej baśni czasem jest współcześnie a czasem tradycyjnie) i mało magiczna magia. Prysł gdzieś rozbudzający wyobraźnię klimat, a morał...
Wyjątkowo przyjemna i wciągająca książka. Trochę baśniowa i trochę mroczna. Być może spodziewałam się nawet większej mroczności, zwłaszcza po tematyce cyrkowej, ale w tych proporcjach przynajmniej czytało się ją bez większego strachu o bohaterów. Postaci przekonujące i dość barwne, podobnie jak cała historia.
Mogliby z tego zrobić jakiś miniserial, bo książka ma duży potencjał wizualny.
Wyjątkowo przyjemna i wciągająca książka. Trochę baśniowa i trochę mroczna. Być może spodziewałam się nawet większej mroczności, zwłaszcza po tematyce cyrkowej, ale w tych proporcjach przynajmniej czytało się ją bez większego strachu o bohaterów. Postaci przekonujące i dość barwne, podobnie jak cała historia.
Mogliby z tego zrobić jakiś miniserial, bo książka ma duży...
Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać i to dobrze, bo zostałam arcymile zaskoczona. Nie jest to powieść historyczna w stylu Sienkiewicza. Na całe szczęście. Autorka idzie własną drogą tworząc historię szlacheckiej rodziny Narwojszów, pełną spraw przyziemnych, ludzkich i nieszczególnie pedagogicznych.
Stąd może zbulwersowanie niektórych czytelników na rzekomą współczesność bohaterów - wchodzących w dorosłość chimerycznych bliźniąt Urszuli i Kazimierza, ich schodzących w starość rodziców Elżbiety i Jana Macieja, a także lekko zaburzonego trudnymi doświadczeniami z czasów dziecięcych Jana Kirdeja Bironta. Oni są po prostu z założenia mało realistyczni, mają odzwierciedlać pewne postawy i dobrze wpasować się w fabułę. A co do zarzutów o wspomnianej współczesności - kiedyś mentalnie ludzie może i nie byli do końca tacy sami jak my dzisiaj, ale nie oznacza to, że byli przedstawicielami innego gatunku. A już na pewno nie nam decydować, czy któraś z postaci mogła się historii przydarzyć, czy też nie, tym bardziej, że Autorka nie przywołuje jakichś współczesnych idei i postaw nieznanych w XVII wieku. Dziwi mnie zdziwienie, że jeden z bohaterów jest homoseksualistą, i to w dodatku takim, o którym nikt oficjalnie nie wie. Statystycznie nie ma opcji, by wśród polskich szlachetków od czasu do czasu nie przydarzyła się odmienna orientacja. Zakochanie od pierwszego wejrzenia? Weryfikacje życiowych planów? Orgie i inne "grzeszne" pokusy ciała? Brak pełnego pokory zachwytu nad klasztornym życiem? Nic tu nie brzmi wyłącznie współcześnie. Ale rozumiem, kiedyś tak lekko i bez potępienia by o tym nie pisało. Pokuszę się o stwierdzenie, że pod kątem potrzeb bohaterowie Autorki są bardziej prawdziwi, niż pełni cnót rozlicznych, godni naśladowania bohaterowie Sienkiewicza.
Jednak to nie charakterni bohaterowie i nie fabuła, choć wciągająca, tak mnie miło zaskoczyła. Największą frajdę sprawiła mi strona językowa, czyli zdania wielokrotnie złożone biegnące przez kilka stron, ale wciąż czytelne, a także styl kwiecisty, barokowy i erudycyjny, ale nie przekombinowany archaizmami. Myślę, że duża też tutaj zasługa Tłumaczki. Dialogów jest niewiele i nie są wyznaczone półpauzami, ale są obecne.
Reasumując ten przydługi wywód - jeśli ktoś się spodziewa szlacheckiej opowieści z wielką historią w tle to może się rozczarować. Jeśli zaś spodziewacie się ciekawej historii w barwnym anturażu to szczerze polecam.
Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać i to dobrze, bo zostałam arcymile zaskoczona. Nie jest to powieść historyczna w stylu Sienkiewicza. Na całe szczęście. Autorka idzie własną drogą tworząc historię szlacheckiej rodziny Narwojszów, pełną spraw przyziemnych, ludzkich i nieszczególnie pedagogicznych.
więcej Pokaż mimo toStąd może zbulwersowanie niektórych czytelników na rzekomą...