Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

"Wojna... Czy to słowo mnie przerażało? Chyba nie. Początkowo pewno nawet nie bardzo je rozumiałem. Owszem, mówiło się o niej, tata w dwudziestym roku walczył w obronie Polski, a zanim Niemcy na nas napadli, ludzie chyba wierzyli, że i tę agresję uda się odeprzeć.
Wrzesień trzydziestego dziewiątego roku miał być moim pierwszym miesiącem szkoły. Tak się nie stało."

150 stron. Nieco ponad 150 stron liczy sobie "Przybysz" autorstwa Piotra Tymińskiego. To dużo czy mało? Dla mnie jeden wieczór, dwie, może trzy godziny czytania. A biorąc pod uwagę, że kilka dni temu skończyłam książkę liczącą niemal 1000 stron, aż ciśnie się na usta odpowiedź "mało". Jednak na tych 150 stronach zawarta została historia, która być może zaważyła na całym życiu bohatera. Opowieść o strachu, przyjaźni, zaufaniu, podróży. I o wojnie. Przede wszystkim o wojnie. Nadal "mało"?

Rok 1944. Wojna powoli dobiega końca, kiedy dwunastoletni Bronek, nazywany Dzidkiem, zostaje pojmany przez Niemców. Trafia do transportu wiozącego ludzi na roboty przymusowe w Rzeszy. W bydlęcym wagonie, ściśnięty wraz z tłumem podobnych mu nieszczęśników, nie traci nadziei na powrót do domu. Wspólnie z poznanym w niedoli kolegą podejmuje decyzję o ucieczce. Choć chłopcy wiedzą, że ryzykują życie, pragnienie wolności jest silniejsze niż wszelkie przeszkody… W tej historii, opartej na autentycznych wydarzeniach, długa i niebezpieczna droga do domu będzie przeżyciem, którego bohaterowie nigdy nie zapomną.

Z panem Tymińskim miałam już okazję współpracować - recenzowałam książkę "Wołyń. Bez litości". Dlatego też bez wahania zgodziłam się przeczytać również "Przybysza". Jednak do napisania opinii zbierałam się dłuższy czas, nie będąc pewną, co i w jaki sposób chciałabym napisać.

Narracja pierwszoosobowa sprawiła, że czułam się, jakbym słuchała opowieści z ust samego Bronka. Sama historia została napisana tak, jak zrelacjonowałby to dwunastoletni chłopiec: prosto, bez zbędnych metafor i ozdobników. Dzięki temu nabiera ona charakteru. A to nieuchwytne poczucie autentyczności, świadomość, że ktoś kiedyś naprawdę przeżył to, o czym teraz czytam, jest niesamowite i sprawia, że od lektury trudno się oderwać.

Z bohaterów najlepiej poznajemy Bronka. Jest to bohater dynamiczny, a jego przemiana wewnętrzna została bardzo dobrze przedstawiona. Bo trzymiesięczna wędrówka i ukrywanie się były wyczerpujące nie tylko fizycznie, ale także - a może przede wszystkim? - psychicznie. Życie w niepewności, strach, wątpliwości - wszystko to wpłynęło na Dzidka. Odniosłam wrażenie, że dzięki tym bądź co bądź, traumatycznym przeżyciom, chłopiec dojrzał. Zobaczył na własne oczy i zrozumiał, czym tak naprawdę jest wojna i jak okropne niesie skutki. Poznał wartość przyjaźni i nauczył się, że zaufanie wymaga czasu, ale kiedy już się pojawi jest niezwykle cenne...

Uważam, że "Przybysz" to książka warta uwagi z kilku powodów. Bo przedstawia wojnę nie przez pryzmat bohaterskiej walki z bronią w ręku, ale samodzielnej, wyniszczającej walki o przetrwanie. Bo jest to walka będąca udziałem dziecka i z jego perspektywy opowiedziana - mam wrażenie, że takich historii jest znacznie mniej niż wspomnień napisanych przez osoby dorosłe. Bo mówi o uniwersalnych wartościach w sposób przystępny. Bo choć - wydawałoby się - niepozorna, na długo pozostaje w pamięci. Nadal "mało"?

"Wojna... Czy to słowo mnie przerażało? Chyba nie. Początkowo pewno nawet nie bardzo je rozumiałem. Owszem, mówiło się o niej, tata w dwudziestym roku walczył w obronie Polski, a zanim Niemcy na nas napadli, ludzie chyba wierzyli, że i tę agresję uda się odeprzeć.
Wrzesień trzydziestego dziewiątego roku miał być moim pierwszym miesiącem szkoły. Tak się nie stało."

150...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tytuł, okładka, blurb, nawet nazwisko autorki, kojarzące mi się wyłącznie z kiepskim "tasiemcem" (wybaczcie, moje określenie na bardzo długie serie, których autor nie wie, kiedy należało je zakończyć) - wszystkie te elementy wskazują, że "Bogini oceanu" to historia z gatunku tych banalnych i przewidywalnych. Mimo wszystko dałam jej szansę, licząc na to, że "Mała syrenka" w takim wydaniu będzie miała chociaż szczątkowy urok oryginału.

Całość napisana jest poprawnie i "Bogini (...)" czyta się niezwykle szybko - należy do tych książek na jeden, góra dwa wieczory. Tyle plusów.

Najbardziej boli mnie kreacja postaci. A raczej jej pobieżność. Żadna z nich nie wzbudziła we mnie emocji - ani pozytywnych, ani negatywnych. Nieraz, nie mogłam też stwierdzić, czy za ich działaniami stał jakiś powód czy rzut kostką. Irytował mnie zwłaszcza fakt, że CC, główna bohaterka i osoba służąca w wojsku, bez żadnego zastrzeżenia czy chwili refleksji przyjmuje to, co ją spotyka. Rodzina zapomniała o moich urodzinach, jedyną sensowną opcją wydaje się przeprowadzenie dziwnego rytuału z równie dziwnej książki? No jasne, kto by postąpił inaczej?! Syrena chce się zamienić ze mną ciałami? Wow, ale super pomysł! Nowo poznana kobieta mówi mi, że jest starożytną boginią? Pff, przecież to zdarza się codziennie...

Nie zrozumcie mnie źle, ja rozumiem, że to książka fantastyczna i magia jest tu ok, ale takie poprowadzenie fabuły wymaga przedstawienia choć minimalnych rozterek u bohatera, zwłaszcza, jeśli jest to osoba wojskowa, która - przynajmniej mnie - kojarzy się z pewną nieufnością, odpowiedzialnością i logicznym myśleniem.

Fabuła sama w sobie jest prosta jak drut i niemiłosiernie wręcz przewidywalna. Zaskoczyły mnie może dwie rzeczy, z których jedną było zakończenie. Miało ono szansę odrobinę dodać tej książce w moich oczach, ale kiedy już chciałam pochwalić autorkę za klimat oryginalnej "Małej syrenki", coś jej się odwidziało i - SPOILER - wszystko zakończył przesłodzony happy end...

Jasne, lekkie "odmóżdżacze" są potrzebne, wiem o tym z własnego doświadczenia. Ale jest ich na tyle dużo, że z pewnością znajdziecie coś, przy czym "Bogini oceanu" będzie mogła się schować. Śmiem nawet twierdzić, że nie będzie to żadnym wyzwaniem.

Tytuł, okładka, blurb, nawet nazwisko autorki, kojarzące mi się wyłącznie z kiepskim "tasiemcem" (wybaczcie, moje określenie na bardzo długie serie, których autor nie wie, kiedy należało je zakończyć) - wszystkie te elementy wskazują, że "Bogini oceanu" to historia z gatunku tych banalnych i przewidywalnych. Mimo wszystko dałam jej szansę, licząc na to, że "Mała...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Spotkania. Opowieść o wierze w człowieka Dawid Kubiatowski, Marian Zembala
Ocena 7,6
Spotkania. Opo... Dawid Kubiatowski, ...

Na półkach: , , ,

Założę się, że nie znajdzie się osoba, która nie słyszała o Zbigniewie Relidze. To własnie zespół pod jego kierownictwem przeprowadził pierwszą w Polsce, udaną operację przeszczepienia serca. Niedawno o projekcie przypomniał nam film "Bogowie" i właśnie od rozmowy o nim zaczyna się rozmowa. Potem przechodzimy do dzieciństwa i domu rodzinnego, aby przez młodość i dorosłość, dotrzeć do rozdziałów związanych z empatią, rolą lekarza, wiarą, polityką oraz tym, co obecnie dzieje się z życiu profesora. Nie zabrakło także części poświęconej profesorowi Relidze i pracy w słynnej klinice w Zabrzu. Uważam, że poukładanie rozdziałów tematycznie było bardzo dobrym zabiegiem. Fakty i informacje nie mieszają się, mimo ich nagromadzenia. Część się powtarza w różnych rozdziałach, jednak mi absolutni to nie przeszkadzało.

Podział na konkretne tematy ma jeszcze jedną zaletą - poznajemy profesora Zembalę z wielu różnych perspektyw. Nie tylko jako lekarza, kardiologa, który na co dzień ratuje ludzkie życie, ale przede wszystkim człowieka. Męża, ojca, nauczyciela, później także polityka.

Niech Was nie zwiedzie fakt, że jest to rozmowa z kardiochirurgiem - w "Spotkaniach (...)" stricte medycyny jest naprawdę niewiele. Nie jest także typową biografią. Książka to, oczywiście, historia człowieka, wybitnego lekarza, ale w dużej mierze to zbiór refleksji. O życiu i tym, co jest w nim najważniejsze, o pracy lekarza i wielu, wielu innych aspektach, które bliskie są każdemu człowiekowi. Z wypowiedzi profesora wyłania się obraz człowieka skromnego, pełnego empatii i wrażliwego - prawdziwego lekarza z powołaniem.

"Spotkania (...)" są również niezwykle interesującą formą przedstawienia historii kardiochirurgii ostatnich 50 lat niejako od środka, z perspektywy człowieka, który w pisaniu tej historii uczestniczył osobiście. Nie dziwi fakt, że sporo jest tu informacji o działalności Centrum Chorób Serca w Zabrzu, łącznie z kroniką szpitala, listą projektów badawczych i nagród. Jednak czy słyszeliście kiedykolwiek o programie "Poolse Hartpatientjes Naar Nederland", prowadzonym w latach 80.? Sama usłyszałam o nim po raz pierwszy.

Wspomnę jeszcze o wydaniu, ponieważ nie mogę przejść obok niego obojętnie - całość jest przejrzysta i estetyczna. Ponadto, na końcu każdego rozdziału zamieszczone zostały zdjęcia z dokładnym opisem "co, kto i gdzie?". Lektura była prawdziwą przyjemnością.

"Spotkania. Opowieść o wierze w człowieka" to naprawdę niezwykła książka. Bez wahania mogę powiedzieć, że jest jedną z najlepszych, jakie miałam okazję czytać. To intrygująca i inspirująca historia człowieka, który poświęcił swoje życie, ratowaniu żyć cudzych. Kronika transplantologii, oczami kogoś, kto sam ją pisał. Opowieść o pełnej poświęceń i wyrzeczeń codzienności lekarza. Dowód na to, że wiara w człowieka i w sens swojej pracy, sprawiają, że coś, co wczoraj było niemożliwe, dziś staje się rzeczywistością.

Założę się, że nie znajdzie się osoba, która nie słyszała o Zbigniewie Relidze. To własnie zespół pod jego kierownictwem przeprowadził pierwszą w Polsce, udaną operację przeszczepienia serca. Niedawno o projekcie przypomniał nam film "Bogowie" i właśnie od rozmowy o nim zaczyna się rozmowa. Potem przechodzimy do dzieciństwa i domu rodzinnego, aby przez młodość i dorosłość,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ostatnimi czasy o zbrodni wołyńskiej mówi się coraz częściej i coraz głośniej. Szerokim echem odbił się film Wojciecha Smarzowskiego "Wołyń", nie brakuje również książek naukowych i powieści. "Wołyń. Bez litości" Piotra Tymińskiego jest opartą na faktach historią Stanisława Morowskiego. Od razu przyznam, że mam mieszane uczucia względem tej książki.

Na plus z pewnością należy zaliczyć wartości dokumentalne książki. Jako oparta na autentycznych wydarzeniach, dokładnie i ze szczegółami opisuje realia roku 1943. Autor skupił się na przedstawieniu losów oddziału partyzanckiego, sformowanego do walki z UPA i obrony polskiej ludności. Fabuła to przede wszystkim opis codziennego życia członków grupy, ze szczególnym zwróceniem uwagi na Stanisława Morowskiego, którego losy są osnową, całej książki - to jeden z niewielu bohaterów, którzy "jest" z czytelnikiem od początku do końca.

Nie brakuje tutaj opisów działań partyzantki, obrony, potyczek, zasadzek - ogólnie rzecz biorąc, walki wszelakiej. Z jednej strony przy tak dynamicznej historii nie sposób się nudzić, z drugiej jednak nie ukrywam, że na początku gubiłam się w fabule - kto jest kim, o jakim wydarzeniu teraz mowa, co się dzieje. Dopiero po pewnym czasie zaczęłam się we wszystkim orientować i od tamtego momentu lektura była dla mnie czystą przyjemnością i z zapartym tchem przewracałam kolejne strony.

Jako że mowa o rzezi wołyńskiej, nie da się uniknąć brutalności. Oczywiście, nie ma tu przesady w realizmie, jednak to, co jest nieraz wystarczy, żeby wstrząsnąć.

Niewielkim mankamentem powieści jest niejakie pomijanie przeżyć wewnętrznych bohaterów. Jasne, rozumiem, że są zaangażowani w walkę i rozumiem, że nie ma zbyt wiele czasu na przemyślenia, jednak mimo wszystko przydałoby się tutaj ciut więcej emocji. W kilku wypadkach brakowało mi również informacji o bohaterach - czytelnik towarzyszy im w tak trudnych chwilach, a tak naprawdę wie o nich tyle, co nic.

Jednak pomimo drobnych niedociągnięć, uważam, że "Wołyń. Bez litości" to bardzo dobra książka. Po lekturze na długo zostaje w pamięci. Niezaprzeczalna jest jej wartość dokumentalna, ukryta za fabułą. Nawet dla tak trudnych tematów powinno być miejsce w literaturze, trzeba o nich mówić. I Piotr Tymiński to robi. Polecam, szczególnie osobom zainteresowanym tematem, miłośnikom historii i tym, którzy chcieliby poznać historię rzezi wołyńskiej z punktu widzenia zwykłych ludzi, którzy mieli nieszczęście doświadczyć piekła.

Ostatnimi czasy o zbrodni wołyńskiej mówi się coraz częściej i coraz głośniej. Szerokim echem odbił się film Wojciecha Smarzowskiego "Wołyń", nie brakuje również książek naukowych i powieści. "Wołyń. Bez litości" Piotra Tymińskiego jest opartą na faktach historią Stanisława Morowskiego. Od razu przyznam, że mam mieszane uczucia względem tej książki.

Na plus z pewnością...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zacznę od tego, że dawno nie spotkałam się z takim wymieszaniem gatunków w jednej książce. Z jednej strony science fiction, z drugiej kryminał - i to kryminał w najlepszym wydaniu. Poza tym, nie zabrakło elementów thrillera medycznego, powieści sensacyjnej i horroru. Znalazło się też miejsce dla odrobiny romansu, bo czemu by nie? Czy coś takiego miało szansę się udać?

Tak, tak, tak i jeszcze raz tak. Czytelnik już ode samego początku wrzucony zostaje w środek akcji - cytat powyżej to pierwsze zdania książki - do Glasgow, mrocznego i niepokojącego. Autor zmusza czytelnika do samodzielnego odkrywania zasad rządzących miastem w niedalekiej przyszłości. Miasto jest przeciwieństwem utopii, szerzy się przemoc i zwłaszcza niższymi warstwami społecznymi rządzą siła i brutalność. Stworzona przez MacBride'a rzeczywistość jest niezwykle obrazowa i niezaprzeczalnie ponura. Jednak czytając, nie sposób uwolnić się od wrażenia, że to dzieje się naprawdę.

Ciekawym aspektem jest grający tu ważna rolę temat uzależnienia od wirtualnej rzeczywistości. Już teraz jest to problem, a autor snuje wizję, jak może to wyglądać w przyszłości, kiedy technologia jeszcze bardziej się rozwinie i będzie dostępna dla każdego. Przychodzi mi na myśl film "Deszcz" Tomasza Bagińskiego, ale motyw VR zawarty w "Ubezwłasnogłowionych" jest znacznie bardziej ponury i brzemienny w skutki.

"Ubezwłasnogłowieni" wyróżniają się tym, że nie ma tu żadnej postaci, która byłaby zbędna. Każdy bohater został starannie wykreowany i tak pokierowany rękami autora, aby spełnił dokładnie wyznaczoną rolę. Uwagę od początku przyciągają wymienieni w blurbie Will Hunter i Fiona Westfield. Właśnie z ich perspektyw, na zmianę, prowadzona jest narracja. On niezwykle charyzmatyczny i odważny, jednak ścigany przez demony przeszłości, ona przebiegła i okrutna, seryjna morderczyni, której zbrodnie są znacznie poważniejsze, niż ktokolwiek podejrzewa. Stopniowo odkrywane fakty, sprawiają, że od książki nie sposób się oderwać.

Książka jest bardzo umiejętnie napisana - akcja cały czas, konsekwentnie prze do przodu, aby potem przyspieszyć i gnać na złamanie karku już do samego końca. Jeśli chodzi o wydanie, to muszę przyznać, że bardzo podoba mi się okładka. Pasuje do treści i oddaje jej nastrój - ponury, mroczny i przygnębiający. Jednym mankamentem jest fakt, że do polskiego wydania wkradło się trochę błędów. Zwykle to literówki, albo zagubione znaki interpunkcyjne. Niby nic, ale trochę mnie to irytowało.

Żeby stworzyć taką historię i jeszcze sprawić, żeby wszystko było sensowne, naprawdę trzeba umieć pisać. Stuart MacBride zdecydowanie umie - siódma książka w dorobku tego szkockiego pisarza bez wątpienia zasługuje na uwagę, przede wszystkim ze względu na 400 stron, napisanych z rozmachem i wyobraźnią. Na pełnokrwiste postaci. Na wielowątkową, pełną zwrotów akcji fabułę. Na niesztampowy pomysł. Wreszcie ze względu na te kilka godzin, które spędzicie, z zapartym tchem przewracając kolejne strony. Bez wahania polecam każdemu, kto nie boi się przerażającej wizji niedalekiej przyszłości, brutalności i rozlewu krwi.

Zacznę od tego, że dawno nie spotkałam się z takim wymieszaniem gatunków w jednej książce. Z jednej strony science fiction, z drugiej kryminał - i to kryminał w najlepszym wydaniu. Poza tym, nie zabrakło elementów thrillera medycznego, powieści sensacyjnej i horroru. Znalazło się też miejsce dla odrobiny romansu, bo czemu by nie? Czy coś takiego miało szansę się udać?

Tak,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie wiedzieć czemu, kiedy pierwszy raz przeczytałam opis "W linii prostej", przyszedł mi na myśl film "Purpurowe rzeki". Dwie kompletnie różne fabuły, różne miejsca akcji, bohaterowie też jakoś specjalnie podobni nie są. Nie zmienia to jednak faktu, że przez takie skojarzenie byłam bardzo pozytywnie nastawiona do tej książki.

Książka liczy zaledwie 190 stron, co w porównaniu z kilkusetstronicowymi kryminałami, które ostatnimi czasy królują w księgarniach, wydaje się dosyć niezwykłe. Nie pomyślałabym, że autor zdoła zawrzeć w niej wszystko. A jednak! Niecałe 200 stron, a znalazła się na nich wielowątkowa fabuła, w której najważniejsze są dwie, toczące się równolegle sprawy. Wszystko jest klarowne, nie ma nieścisłości. Zakończenie, nie będę ukrywać, trochę przewidywalne. Jednak samo dojście do niego już nie do końca i za to należy się książce ogromny plus.

Ciekawym elementem jest motyw wspinaczki. Nie miałam jeszcze okazji czytać książki zawierającej taki wątek, więc jako laikowi, bardzo pomógł mi słowniczek znajdujący się na końcu książki. Warto zaznaczyć, że mimo wszystko wspinaczka stanowi tu raczej tło dla wydarzeń, dzięki czemu nie miałam poczucia "przeładowania" tematem.

Książka jest napisana dobrze, akcja cały czas idzie do przodu. Jednak "W linii prostej" skończyłam i nie mogę pozbyć się wrażenia, że nic nie wiem o bohaterach. Nie licząc komisarza Nicka Dixona, postaci są płaskie, praktycznie bez wyrazu. Żadna nie wzbudziła ani mojej sympatii, ani antypatii. W przypadku głównego bohatera jest ciut lepiej, jednak z naciskiem na "ciut". Jest to ciekawa postać -samotny mężczyzna w średnim wieku, którego najbliższym towarzyszem jest pies. Polubiłam go, jednak nie narzekałabym, gdyby Damien Boyd zdecydował się opowiedzieć o nim coś więcej. Mam nadzieję, że nadrobi to w kolejnych częściach.

Jeszcze jedną kwestią, o której nie mogę nie napisać, są dialogi. Odniosłam wrażenie, że są one dosyć nienaturalne. Miejscami wręcz nie mogłam się pozbyć myśli "Ludzie tak nie mówią!", kołaczącej się gdzieś z tyłu głowy.

Podsumowując wszystko i biorąc pod uwagę, że "W linii prostej" jest debiutem, mogę powiedzieć, że jest to książka bardzo dobra. Intryga jest niebanalna, złożona i świeża. Historia wciąga od pierwszej strony i nie wypuszcza aż do końca. Mimo drobnych niedociągnięć, które mam nadzieję zostały zrekompensowane w kolejnych tomach, bez wahania mogę polecić tę książkę i miłośnikom kryminałów, i osobom, które dopiero pragną zacząć swoją przygodę. Nie zawiedziecie się!

Nie wiedzieć czemu, kiedy pierwszy raz przeczytałam opis "W linii prostej", przyszedł mi na myśl film "Purpurowe rzeki". Dwie kompletnie różne fabuły, różne miejsca akcji, bohaterowie też jakoś specjalnie podobni nie są. Nie zmienia to jednak faktu, że przez takie skojarzenie byłam bardzo pozytywnie nastawiona do tej książki.

Książka liczy zaledwie 190 stron, co w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Milion odsłon Tash" będzie miała swoją premierę 16 sierpnia. Ja, dzięki uprzejmości wydawnictwa, miałam możliwość poznania tej historii jako jedna z pierwszych i spieszę Wam o niej opowiedzieć. A trochę się tego nazbierało...

W dzisiejszych czasach udostępniać twórczość w Internecie może każdy. Jednak, bądźmy szczerzy, nielicznym udaje się wybić, wyróżnić się czymś wśród tysięcy. Bardzo podobało mi się to, że autorka ukazała ową popularność nie tylko od tej ładnej strony uśmiechów, polubień i entuzjastycznych komentarzy, ale poświęciła trochę miejsca na opisanie hejtów, które są nieodłączną częścią sławy. Nie wiem, czy autorka pisała z własnego doświadczenia - w końcu to nie jest jej pierwsza książka - ale muszę przyznać, że rozterki Tash zostały oddane bardzo realistycznie.

Warto jednak zaznaczyć, że oprócz kwestii nagłej popularności, w książce pojawia się wiele innych ważnych tematów. Muszę przyznać, że jestem pełna podziwu dla autorki za łatwość z jaką wplotła je w fabułę tak, że historia pozostała lekka i przyjemna. Począwszy od relacji w rodzinie i między przyjaciółmi, autorka przechodzi przez śmiertelną chorobę, niemożliwość zrealizowania marzeń i konieczność szukania kompromisów, aby wreszcie poruszyć temat aseksualności. Tash bowiem podobają się chłopcy, jednak nie pragnie kontaktu fizycznego. Jest to bardzo ciekawy temat, zwłaszcza, że nie spotkałam się, ba, nawet nie słyszałam o takiej bohaterce w książce młodzieżowej. Dlatego z jednej strony to plus, jednak z drugiej nie, bo niestety wątek był bardzo... pobieżny. Uważam, że 3- czy 4-krotne wspomnienie to za mało. Zresztą równie pobieżnie autorka potraktowała większość wymienionych przeze mnie tematów.

Skoro już zaczęłam punktować wady, to jedziemy: "Milion odsłon Tash" jest niemożliwie wręcz przewidywalna. Zwłaszcza wątek romantyczny. Kłótnia tu? Jasne! Zawód i rozczarowanie tam? No, przecież! Happy e... Ok, zapędziłam się. Ale wiecie, o co chodzi, prawda? Co to za przyjemność czytać n-tą książkę, która ma dokładnie takie same rozwiązania fabularne, co poprzednie?

Autorka pisze dobrze, lekkim językiem, do którego nie mam żadnych zastrzeżeń. Akcja jest dosyć powolna - są takie momenty, że praktycznie nic się nie dzieje - jednak nie jest to odczuwalne. Nie mogę powiedzieć wiele o wydaniu, bo na razie miałam do czynienia jedynie z e-bookiem, ale przyznaję, że podoba mi się okładka. Zarówno "nasza", jak i oryginalna. Chociaż polska chyba ciut bardziej. Pasuje do treści i myślę, że zachęca. Mnie zachęciła :)

Podsumowując, "Milion odsłon Tash" to typowa książka młodzieżowa. Trudno ją za to winić, ponieważ mimo niewykorzystanego potencjału jest to pozycja dobra. Z pewnością jest to ciekawa propozycja dla osób zainteresowanych kulisami pracy youtuberów oraz sławą młodych ludzi, przedstawionej ich oczami. Czyta się ją przyjemnie i szybko, w sam raz w czasie wakacji. Więc jeśli szukacie książki na wyjazd, a opis Was zaintrygował to myślę, że się nie zawiedziecie.

"Milion odsłon Tash" będzie miała swoją premierę 16 sierpnia. Ja, dzięki uprzejmości wydawnictwa, miałam możliwość poznania tej historii jako jedna z pierwszych i spieszę Wam o niej opowiedzieć. A trochę się tego nazbierało...

W dzisiejszych czasach udostępniać twórczość w Internecie może każdy. Jednak, bądźmy szczerzy, nielicznym udaje się wybić, wyróżnić się czymś wśród...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czy czytaliście kiedyś książkę, której bohater nie wypowiedział ani słowa? O którym tak naprawdę nie wiadomo nic? Ja też nie. Do czasu, kiedy otrzymałam propozycję zrecenzowania "Krzyżowca" Grzegorza Wielgusa.

Przyznam szczerze i bez bicia, że na początku czytało mi się opornie. Myślę, że na początku praktycznie brak dialogów trochę mnie przytłoczył. Jednak z czasem "Krzyżowiec" wciągnął mnie bez reszty. Jest to powieść drogi, a podróż bohatera, zawieszonego gdzieś między życiem a śmiercią, obfituje w wydarzenia, a przygoda goni przygodę. Nie brakuje też świetnie napisanych scen walki.

Fabuła została osadzona w średniowieczu, w czasach, kiedy europejskie miasta pustoszy epidemia dżumy. A że autor między wydarzenia realistyczne wplótł elementy fantastyki, lektura raczej nie napawała optymizmem. Klimat uzupełniają opisy pustoszejących miast i wsi, przerażenie ludzi jest niemal namacalne i nie skłamię, pisząc, że udziela się także czytelnikowi. Idealnie sprawdziły się słowa autora, że jest to książka z pogranicza horroru.

Intrygującą postacią jest Rycerz. Nie znamy jego imienia, nie wiemy o nim prawie nic. Jego stan zawieszenia i podróż są pokutą za czyny popełnione za życia. Jakie? Tego nawet on sam zdaje się nie wiedzieć. Wie jedynie, że jego celem jest Ziemia Święta, a misją naprawienie swoich win, zmienienie siebie na lepsze. Tutaj właśnie przemiana wewnętrzna została postawiona na pierwszym miejscu, nie przygody czy walka. Bo choć wiele przeciwności będzie wymagało użycia siły i ostrza miecza, to nie każde, i zadaniem Krzyżowca jest nauczyć się je odróżniać. Nauczyć się, jak hamować swój gniew i panować nad (niesłabnącą nawet po prawie-śmierci) żądzą krwi.

Ogólnie rzecz biorąc, "Krzyżowiec" to bardzo dobra książka, łącząca w sobie podróż i walkę, ale także refleksje i przemyślenia, przede wszystkim o ludziach i ich naturze. Jest to także udane połączenie książki historycznej, przygodowej, fantastyki i horroru. Poleciłabym ją przede wszystkim osobom, szukającym dreszczyku emocji, krwi i widowiskowych walk. Bo wieki średnie opisane w "Krzyżowcu" to prawdziwe piekło na ziemi. Jeśli się nie boicie, to z czystym sercem polecam.

Czy czytaliście kiedyś książkę, której bohater nie wypowiedział ani słowa? O którym tak naprawdę nie wiadomo nic? Ja też nie. Do czasu, kiedy otrzymałam propozycję zrecenzowania "Krzyżowca" Grzegorza Wielgusa.

Przyznam szczerze i bez bicia, że na początku czytało mi się opornie. Myślę, że na początku praktycznie brak dialogów trochę mnie przytłoczył. Jednak z czasem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Przepisy na miłość i zbrodnię" to debiut Sally Andrew i zarazem pierwsza powieść z serii "Tannie Maria Mystery". Tak naprawdę to nie do końca wiedziałam, czego mogę się spodziewać po tej prawie 500-stronicowej książce. Połączenie gotowania z kryminałem, kuchni i przepisów ze śledztwem i szukaniem poszlak? Na dodatek okraszone wątkiem miłosnym? Jednak przyznam szczerze, że mimo początkowej niepewności, jestem zachwycona "Przepisami (...)".

http://readwithnefmi.blogspot.com/2016/07/przedpremierowo-przepisy-na-miosc-i.html

"Przepisy na miłość i zbrodnię" to debiut Sally Andrew i zarazem pierwsza powieść z serii "Tannie Maria Mystery". Tak naprawdę to nie do końca wiedziałam, czego mogę się spodziewać po tej prawie 500-stronicowej książce. Połączenie gotowania z kryminałem, kuchni i przepisów ze śledztwem i szukaniem poszlak? Na dodatek okraszone wątkiem miłosnym? Jednak przyznam szczerze, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

http://readwithnefmi.blogspot.com/2016/06/metro-2033-dmitry-glukhovsky.html

"Metro 2033" przeraża. Jednak nie tylko z powodu mutantów, krwiożerczych szczurów czy ludzi, którzy zatracili swoje człowieczeństwo. Zatrważający jest przede wszystkim fakt, że coś takiego może się wydarzyć naprawdę! To opowieść o ludziach takich, jak my, którym przyszło żyć w surowych i bezwzględnych czasach. W czasach, w których na każdym kroku czyha niebezpieczeństwo, a w najgłębszych tunelach czai się zło, o którym strach nawet myśleć. Nie boicie się? To dobrze, bo mroczne tunele moskiewskiego metra czekają aż się w nie zapuścicie... Gwarantuję, że się nie zawiedziecie!

http://readwithnefmi.blogspot.com/2016/06/metro-2033-dmitry-glukhovsky.html

"Metro 2033" przeraża. Jednak nie tylko z powodu mutantów, krwiożerczych szczurów czy ludzi, którzy zatracili swoje człowieczeństwo. Zatrważający jest przede wszystkim fakt, że coś takiego może się wydarzyć naprawdę! To opowieść o ludziach takich, jak my, którym przyszło żyć w surowych i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

(...) Mimo, że przeczytałam już kolejne dwa tomy tej bestsellerowej trylogii (recenzje soon), Wam absolutnie to odradzam. No, chyba że lubicie głupie, aczkolwiek kreowane na idealne bohaterki, prosty jak drut język i mnóstwo zdarzeń, które nie mają żadnego znaczenia dla fabuły... To takie czytadło na zabicie czasu, w którym przewija się wątek przemocy domowej. I choć oczywiście szokuje fakt, że coś takiego może się naprawdę dziać, książka jest zupełnie pozbawiona "tego czegoś", dzięki czemu można by ją zapamiętać. I myślę, że to najważniejszy argument, dla którego na "Powód by oddychać" nie warto marnować czasu.

https://readwithnefmi.blogspot.com/2016/06/powod-by-oddychac-rebecca-donovan.html

(...) Mimo, że przeczytałam już kolejne dwa tomy tej bestsellerowej trylogii (recenzje soon), Wam absolutnie to odradzam. No, chyba że lubicie głupie, aczkolwiek kreowane na idealne bohaterki, prosty jak drut język i mnóstwo zdarzeń, które nie mają żadnego znaczenia dla fabuły... To takie czytadło na zabicie czasu, w którym przewija się wątek przemocy domowej. I choć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Mówią, że kiedy człowiek się starzeje, godzi się z myślą o śmierci, ale to nieprawda. Może innych jego śmierć nie wzrusza, uważają, że swoje przeżył, ale stary czepia się życia tak samo jak młody, toż oczekuje, że przyniesie mu w przyszłości coś, czego dotąd nie zaznał."

http://readwithnefmi.blogspot.com/2016/05/gdzie-mol-i-rdza-pawe-pollak.html

"Mówią, że kiedy człowiek się starzeje, godzi się z myślą o śmierci, ale to nieprawda. Może innych jego śmierć nie wzrusza, uważają, że swoje przeżył, ale stary czepia się życia tak samo jak młody, toż oczekuje, że przyniesie mu w przyszłości coś, czego dotąd nie zaznał."

http://readwithnefmi.blogspot.com/2016/05/gdzie-mol-i-rdza-pawe-pollak.html

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

http://readwithnefmi.blogspot.com/2016/05/kanalia-pawe-pollak.html

http://readwithnefmi.blogspot.com/2016/05/kanalia-pawe-pollak.html

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

http://readwithnefmi.blogspot.com/2016/04/taktotu-jakub-dabrowski.html

http://readwithnefmi.blogspot.com/2016/04/taktotu-jakub-dabrowski.html

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

http://readwithnefmi.blogspot.com/2016/03/surogat-witold-tauman_20.html

http://readwithnefmi.blogspot.com/2016/03/surogat-witold-tauman_20.html

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

http://readwithnefmi.blogspot.com/2016/02/wroc-jesli-pamietasz-gayle-forman.html

http://readwithnefmi.blogspot.com/2016/02/wroc-jesli-pamietasz-gayle-forman.html

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Czy potraficie wyobrazić sobie człowieka tak szpetnego, że strach na niego spojrzeć? Że jego własna matka nie była w stanie znieść jego widoku? Że ze względu na reakcje ludzi zdecydował się zawsze skrywać twarz za maską? Że aby uniknąć poniżenia całe życie spędza w odosobnieniu? Że jego prawdziwe imię zastąpiło miano "Upiór"?

http://readwithnefmi.blogspot.com/2016/02/upior-opery-gaston-leroux.html

Czy potraficie wyobrazić sobie człowieka tak szpetnego, że strach na niego spojrzeć? Że jego własna matka nie była w stanie znieść jego widoku? Że ze względu na reakcje ludzi zdecydował się zawsze skrywać twarz za maską? Że aby uniknąć poniżenia całe życie spędza w odosobnieniu? Że jego prawdziwe imię zastąpiło miano...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

http://readwithnefmi.blogspot.com/2016/01/milczenie-owiec-thomas-harris.html

http://readwithnefmi.blogspot.com/2016/01/milczenie-owiec-thomas-harris.html

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

http://readwithnefmi.blogspot.com/2016/01/polacy-na-krancach-swiata-xix-wiek.html

http://readwithnefmi.blogspot.com/2016/01/polacy-na-krancach-swiata-xix-wiek.html

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

http://readwithnefmi.blogspot.com/2015/12/zbrojni-terry-pratchett.html

http://readwithnefmi.blogspot.com/2015/12/zbrojni-terry-pratchett.html

Pokaż mimo to