-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz1
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant1
Biblioteczka
2015-02-17
2014-12-16
Wcześniejsze dramatyczne przeżycia, które zawiodły kapitan Kat Tapo i Holly Boland, służącą w amerykańskiej armii, z Włoch do Chorwacji sprawiają, że kobiety zaprzyjaźniają się ze sobą. Razem zamieszkują. Niestety dobre stosunki nie trwają zbyt długo, a po przyjaźni nie ma już wkrótce niemal śladu. Psują się również relacje pomiędzy Kat a pułkownikiem Piolą, do tego stopnia, że prowadzone jest wewnętrzne śledztwo. Wkrótce jednak okazuje się, że w obliczu zbrodni wszelkie animozje muszą odejść w zapomnienie. Na terenie budowy amerykańskiej bazy zostaje znaleziony szkielet, który zdaje się kryć w sobie jakąś mroczną opowieść z przeszłości. Wkrótce zostaje też porwana córka jednego z amerykańskich wojskowych. Wenecja po raz kolejny staje się areną zbrodni a jedną z jej scen zostaje Carnivia, wirtualny świat stworzony przez ekscentrycznego i bardzo skrytego Daniele. Sama też Carnivia staje w obliczu groźby zniknięcia z wirtualnej przestrzeni. Ataki z zewnątrz, niechęć ze strony włoskich władz to wszystko może wkrótce doprowadzić do zamknięcia świata, w którym każdy do tej pory cieszył się wolnością i anonimowością. Zbrodnia, dawne nierozwiązane zagadki, tajemnice skrywane przez władze kościelne, mocno kontrowersyjne sposoby władz amerykańskich na walkę ze światowym terroryzmem a także odrobina romansu to wszystko znajdziecie w kolejnej części „Carnivii”.
Kiedy po raz pierwszy spotkałam się z twórczością Jonathana Holta byłam pod ogromnym, pozytywnym wrażeniem. Powieść „Carnivia. Bluźmierstwo” całkowicie mnie pochłonęła, zaabsorbowała i pozostawiła ze sporą dawką niedosytu. Z niecierpliwością czekałam zatem na kolejną część trylogii.
Szczęśliwie doczekałam się tego momentu i w moje ręce trafiła kolejna część serii stworzonej przez Jonathana Holta, nosząca tytuł „Carnivia. Herezja”. Spotykamy tu znanych już dość dobrze z pierwszej części bohaterów … Kat , Holly, Daniele, Piolę czy Gilroya. Tym razem postaci jest jakby więcej, więcej jest ich osobowości i wzajemnych interakcji, co oczywiście bardzo pozytywnie wpływa na odbiór powieści. Historii, akcji, zbrodni i mistyfikacji również jest zdecydowanie więcej. Akcja jest wartka. Autor ani przez chwilę nie pozwala czytelnikowi na nudę. Zagadki się piętrzą a ich rozwiązanie nie jest na w żadnym momencie oczywiste. Każda strona niesie ze sobą sporą dawkę emocji. „Carnivia. Herezja” to powieść, która mnie wciągnęła, zaskoczyła i pozostawiła z kolejnym niedosytem. Zostały bowiem do wyjaśnienia zagadki, które na kartach powieści rodziły się gdzieś na drugim planie. Czy ci, którzy na pierwszy rzut oka zdają się być przyjaciółmi, są nimi w rzeczywistości? Kwestią otwartą pozostaje również relacja Kat i Pioli, a także Holly i Daniele. Pozycja zdecydowanie godna uwagi. Polecam rozpoczęcie przygody z Carnivią od pierwszej części trylogii. Ostrzegam … poważnie absorbuje uwagę…
Wcześniejsze dramatyczne przeżycia, które zawiodły kapitan Kat Tapo i Holly Boland, służącą w amerykańskiej armii, z Włoch do Chorwacji sprawiają, że kobiety zaprzyjaźniają się ze sobą. Razem zamieszkują. Niestety dobre stosunki nie trwają zbyt długo, a po przyjaźni nie ma już wkrótce niemal śladu. Psują się również relacje pomiędzy Kat a pułkownikiem Piolą, do tego...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-12-26
Pewnego dnia na progu Iny, dziennikarki niebojącej się trudnych i drażliwych tematów, potrafiącej do celu iść po trupach, nieoglądającej się na nikogo i na nic, staje Karola. Ta młoda dziewczyna ma Inie wiele do opowiedzenia, w końcu to ją Patrycja umieściła jako pierwszą na liście osób, na których pomoc zawsze będzie mogła liczyć Karola. Dziewczyna nie wie jednak, czego może się po Inie spodziewać i raczej wydaje się, że pomoc jest ostatnią rzeczą, o którą powinna dziennikarkę prosić. Niemniej nie ma wyboru…
Spotkanie z Karolą jest również szokiem dla Iny. Ta młoda kobieta, która przynosi ze sobą całe morze bolesnych wspomnień, musi się jednak mylić. Ona, Ina nie może być kimś, kogo Patrycja wskazała jako osobę, która w razie potrzeby, w razie walącego się na głowę nieba i rozstępującej się pod stopami ziemi, wyciągnie pomocną dłoń do Karoli. Nie, nie Patrycja. A jednak…
Niespodziewane spotkanie dwóch zgoła odmiennych kobiet uwalnia tamę wspomnień, żalów, straconych nadziei, zaprzepaszczonych szans i niedokończonych spraw. Budzi pamięć o dawnych wspaniałych chwilach, które jednym nieprzemyślanym krokiem zostały na zawsze przekreślone. Odeszła przyjaźń, miłość, zaufanie. Pozostała gorycz, która na zawsze zmieniła losy tak wielu ludzi. Czy na zawsze? Czy jest jeszcze szansa, by odzyskać to, co zostało utracone? Czy wystarczy sił, by przebaczyć całe wyrządzone zło? Czy jest nadzieja? Czy już nie jest za późno, by zacząć żyć?
Jak pięknie można mówić o przyjaźni, jak pięknie można snuć opowieść o przebaczeniu, jak pięknie można zaklinać o sile drzemiącej w każdym z nas, a także o dobroci, którą nosimy w sobie i którą powinniśmy obdarzać innych, zwłaszcza tych cierpiących i potrzebujących. Jak można oczarować czytelnika, porwać go i nie pozostawić obojętnym wie dobrze Magdalena Witkiewicz, która po raz kolejny, tym razem powieścią „Pierwsza na liście” zawładnęła moją uwagą i całkowicie mnie zaczarowała.
Historia niebanalna, zaskakująca i całkowicie pochłaniająca czytelnika niesie w sobie również głębokie przesłanie. Mówi o rzeczach niezmiernie istotnych dla każdego człowieka. Ukazuje jak bardzo ważne i zarazem kruche potrafią być miłość, a przede wszystkim przyjaźń i jak starannie należy je pielęgnować. Ukazuje też, że dla prawdziwej przyjaźni, dla tego mitycznego braterstwa dusz nigdy nie jest za późno i warto przebaczać, zapominać przewinienia, wynosić z nich naukę, lecz nie pielęgnować w sobie gniewu czy urazy. „Pierwsza na liście” to ocean uczuć, namiętności i tych dobrych i złych, to bezmiar ludzkich radości i lęków zamkniętych na kartach książki. To opowieść prawdziwa, wiarygodna, niemal namacalna.
„Pierwsza na liście” to również głos autorki zabrany w toczącej się od lat dyskusji dotyczącej przeszczepu szpiku kostnego. Głos wyraźny i stanowczy. Przyznam, że sporo się na ten temat przy okazji lektury powieści dowiedziałam i moje wątpliwości zostały w tym względzie rozwiane. Cieszę się, że Magdalena Witkiewicz nie boi się zabierać głosu w tak ważnych kwestiach i daje czytelnikowi, przy okazji pasjonującej lektury, sporą dawkę wiedzy.
Pewnego dnia na progu Iny, dziennikarki niebojącej się trudnych i drażliwych tematów, potrafiącej do celu iść po trupach, nieoglądającej się na nikogo i na nic, staje Karola. Ta młoda dziewczyna ma Inie wiele do opowiedzenia, w końcu to ją Patrycja umieściła jako pierwszą na liście osób, na których pomoc zawsze będzie mogła liczyć Karola. Dziewczyna nie wie jednak, czego...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-12-04
2014-10-14
Jak wielu Polaków ma korzenie ukraińskie? Wydaje mi się, że cały ogrom, a ci, którzy nie mają, mimo wszystko chcieliby jednak mieć. W Polakach nadal tkwi ogromna tęsknota za naszą, polską Ukrainą, bo przecież to tam była kiedyś Polska…, tam kiedyś również była Polska…. Lwów, piękny Lwów, nasz piękny Lwów …. choć może teraz, w obliczu tych wszystkich zmian, jakie na ukraińskiej ziemi zachodzą, pośród wewnątrz- i zewnątrz- państwowej zawieruchy, w której bracia, sąsiedzi są jakby sobie trochę odleglejsi, mają różne poglądy na to czy Ukraina powinna zmierzać w stronę, w którą podążyła jej siostra Polska, wybierając kuszący, wydaje się większą swobodą, i zdecydowanie bogatszy zachód, który jednoczy się pod żaglami Unii Europejskiej czy raczej poddać się silnym ramionom Rosji, która ciągle tęskni za minionym już czasem mocarstwa, rządzącego niemal połową świata, ten nasz Lwów jest jednak już trochę mniej nasz, polski… Niemniej jeszcze kilka lat temu, zaledwie mgnienie oka temu, cała rzesza Polaków wyruszała za naszą wschodnią granicę. Jedni szukali na Ukrainie dawnej, przebrzmiałej już polskości. Inni, którzy należeli do pokolenia zdecydowanie młodszego, nieprzepełnieni w najmniejszej mierze romantyczną tęsknotą za utraconą częścią polskości, z plecakami na placach, podróżując pociągami, autostopami, rozklekotanymi marszrutkami przemierzali Ukrainę w poszukiwaniu szeroko pojętego hardkoru. Bo czymże dla nich była Ukraina, jak nie alternatywną wersją historii kraju ojczystego, Polski. Studnia bez dna, pełna hardkorowych opowieści, które odpowiednio podrasowane doskonale sprzedawały się w towarzystwie, już po powrocie do miodem i mlekiem płynącej Polski. Ukraina z całym swym folklorem, nienadążaniem za zachodem i szczyptą tęsknoty za dawnym, upadłym mocarstwem o nazwie ZSRR, zdawała się jednocześnie egzotyczna niczym Afryka czy np. Indie a jednocześnie posiadała coś zdecydowanie swojskiego.
I to przyciągało Polaków, dając im jednocześnie poczucie zadowolenia z samych siebie. Nie oszukujmy się, nie żyjemy w państwie, które spełnia oczekiwania swych obywateli, zapewniając doskonałe warunki do bycia szczęśliwymi, ba choćby zadowolonymi. Nie jest najgorzej. Niemniej kraj, w którym nawet z porządnym wykształceniem, doświadczeniem zawodowym i głową na karku, nie jest łatwo o pracę dającą satysfakcję i komfort finansowy, to nie uosobienie wymarzonego miejsca do spędzenia życia. Dlatego ukraiński hardkor, jak zwykli mówić polscy plecakowcy, choć trochę łagodził nasz własny dyskomfort związany z byciem obywatelem Polski. I dawał złudne poczucie bycia kimś lepszym, niż się faktycznie jest. Bo fajnie, gdy inni mają gorzej, czyż nie? … Poczucie wyższości jest jednak w tym przypadku zupełnie bezpodstawne…
Ziemowit Szczerek w „Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian” przybliża nam odrobinę tę Ukrainę, za którą tęsknimy w romantycznych snach o wielkiej Polsce i z której mniej lub bardziej jawnie szydzimy, łudząc się, że jesteśmy lepsi. Ukazuje Ukrainę taką, jaka ona jest, z jej wszelkimi wadami i sporą ilością zalet, z problemami, wątpliwościami, marzeniami i niespełnionymi snami. I rozprawia się w sposób doskonały z mitami jakie na temat Ukrainy tkwią w polskiej podświadomości. Podsumowuje nas Polaków, nasz stosunek do naszych wschodnich sąsiadów i ukazuje ogrom naszej polskiej ignorancji i braku podstawowej wiedzy.
„Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian” to książka, którą przyszło mi wysłuchać dwukrotnie. Rzadko wracam do lektury, zwłaszcza raz za razem. Książka Ziemowita Szczerka, przepełniona szczerością, bezpardonowością, mówiąca głośno to, co wolelibyśmy przemyśleć, zrobiła na mnie jednak ogromne, pozytywne wrażenie. I przyniosła chwilę dłuższej refleksji. Polecam.
Jak wielu Polaków ma korzenie ukraińskie? Wydaje mi się, że cały ogrom, a ci, którzy nie mają, mimo wszystko chcieliby jednak mieć. W Polakach nadal tkwi ogromna tęsknota za naszą, polską Ukrainą, bo przecież to tam była kiedyś Polska…, tam kiedyś również była Polska…. Lwów, piękny Lwów, nasz piękny Lwów …. choć może teraz, w obliczu tych wszystkich zmian, jakie na...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-11-25
2014-11-10
Olive Kitteridge to uparta, zawsze szczera i bezkompromisowa nauczycielka matematyki w małym miasteczku na Wschodnim Wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. Jej mąż Henry, miejscowy aptekarz to jej całkowite przeciwieństwo. Spokojny i wyważony, uśmiechnięty i dobry, bez trudu zaskarbia sobie przyjaźń innych mieszkańców miasteczka. Zyskuje uznanie i powszechny szacunek. Oboje są rodzicami Christophera, chłopca z jednej strony odrobinę zamkniętego w sobie i wycofanego, a jednocześnie mocno przypominającego matkę, która zawsze musi postawić na swoim, często jest niesympatyczna, rzadko, o ile w ogóle za to przeprasza.
Złożona z urywków rzeczywistości, mozolnie utkanej pajęczyny pozornie zwyczajnych, codziennych zdarzeń historia Olive i ludzi, którzy wraz z nią dzielili życie, zabiera czytelnika w podróż przez czas i przestrzeń. Poprzez przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, która już wkrótce odchodzi w niepamięć poznajemy ludzi, odkrywamy skrywane przez nich tajemnice. Olive, jej sąsiedzi i ci, którzy w miasteczku goszczą tylko na chwilę, tworzą swoisty mały wszechświat, swój własny mikrokosmos, w którym żyją, kochają, zdradzają, tęsknią, nienawidzą, zazdroszczą, śmieją się i płaczą, są szczęśliwi, tracą nadzieję, umierają, odchodzą w zapomnienie, po krótkiej chwili pamięci.
Przepełniona emocjami, uderzająca z każdej strony feerią energii, czasem wspaniałej budującej, bardzo często niszczącej, całkowicie destrukcyjnej, książka Elizabeth Strout „Olive Kitteridge”, wbiła się we mnie bolesną drzazgą i dotknęła najczulszych nut mojego istnienia. Emocje zawarte w powieści są żywe, namacalne, stanowią niemal odrębne istnienie. Niemal odłączają się od bohaterów powieści, otrzymując swój własny, niezależny żywot. Historia ukazana w powieści Elizabeth Strout jest w zasadzie zwyczajna. To życie każdego przeciętnego człowieka, który w zasadzie nie wyróżnia się z tłumu. Rodzi się, przeżywa swe życie, po drodze splatając je z życiami mu podobnych i w końcu umiera. Jednak autorka ukazując strzępy rzeczywistości, każąc niejednokrotnie snuć czytelnikowi przypuszczenia co do przyczyn i skutków kolejnych wydarzeń, skupia się przede wszystkim na emocjach. To one są najważniejsze. To bicie ludzkiego serca. To krzyk ludzkiej duszy. Ukazuje bohaterów odartych z maski powierzchowności, ciepłych fałszywych uśmiechów, gry pozorów. Dociera do sedna, wnętrza każdego z nas i obnaża skrywane wewnątrz uczucia, lęki, pragnienia.... „Olive Kitteridge” to książka, która dociera do wnętrza człowieka, zagnieżdża się w umyśle i nie pozostawia obojętnym. Nie bez powodu książkę nagrodzono Pulitzerem w 2009 r.
Olive Kitteridge to uparta, zawsze szczera i bezkompromisowa nauczycielka matematyki w małym miasteczku na Wschodnim Wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. Jej mąż Henry, miejscowy aptekarz to jej całkowite przeciwieństwo. Spokojny i wyważony, uśmiechnięty i dobry, bez trudu zaskarbia sobie przyjaźń innych mieszkańców miasteczka. Zyskuje uznanie i powszechny szacunek. Oboje są...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-10-12
Hektor to hipopotam jakich mało na świecie. Jest dobry, uczynny, nie odmówi pomocy, ma mnóstwo energii i radości w sobie. Na swoje jednak nieszczęście jest trochę inny niż reszta hipopotamów. Zamiast być szary i w gruncie rzeczy nijaki, Hektor to hipopotam w czarno-białe bądź jak kto woli biało-czarne pasy i umaszczeniem swym bardziej przypomina zebrę niż resztę swego gatunku. To powoduje, że spotyka się ze strony swych współbraci z niechęcią. Musi opuścić swe dotychczasowe stado. Przyjazne ... kopyto podaje mu za to rodzina zebr. One nie mają problemu z wyglądem Hektora i z radością witają go w swym stadzie. Wśród zebr żyje się mu całkiem znośnie, otacza go akceptacja i przyjaźń. Los jednak sprawia, że już wkrótce docenią go i inne hipopotamy. I Hektor stanie na rozstaju dróg. Czy ponownie dołączy do hipopotamiej rodziny?
"Hektor" autorstwa Steve Barnes'a to wzruszająca i mądra historia, którą dobrze jest przeczytać swemu dziecku. To bajka o przyjaźni, tolerancji i podążaniu za głosem serca. To opowieść o tym, że warto patrzeć na świat z szerszej perspektywy, warto być otwartym na odmienność, warto też wybaczać i dawać drugą szansę. A wszystko to zamknięte w prostych słowach, które powinny łatwo przemówić do dziecka, dać mu nie tylko ciekawą bajkę, ale też i wnoszący sporo morał. Dodatkowym plusem książki są barwne i bardzo przyjemne w odbiorze ilustracje, które zachwycą małych czytelników. Polecam.
Hektor to hipopotam jakich mało na świecie. Jest dobry, uczynny, nie odmówi pomocy, ma mnóstwo energii i radości w sobie. Na swoje jednak nieszczęście jest trochę inny niż reszta hipopotamów. Zamiast być szary i w gruncie rzeczy nijaki, Hektor to hipopotam w czarno-białe bądź jak kto woli biało-czarne pasy i umaszczeniem swym bardziej przypomina zebrę niż resztę swego...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-09-20
Małe miasteczko Avalon pełne jest niezwykłych, nieprzeciętnych osobowości, zwłaszcza kobiecych. Isabel od czterech lat jest wdową. Jej mąż Bill zginął w nieszczęśliwym wypadku. Smutek po stracie najważniejszego mężczyzny jest jednak podwójny, gdyż ten, który obiecywał jej dozgonną wierność, okazał się zdrajcą. W dodatku niedługo przed swą śmiercią okazało się, że zostanie ojcem. Matką dziecka nie będzie jednak Isabel. Ona już nigdy nie będzie matką jego dziecka.
Po latach odrętwienia Isabel chce w końcu zmienić swe życie. Zaczyna remont domu, by później móc go łatwiej sprzedać. Stara się uciec od przeszłości. Czy jednak ucieczka od bólu i złych wspomnień, to najlepszy sposób na nowe życie?
Ava to samotna matka. Jej syn nigdy już swego ojca nie pozna. Jego śmierć w momencie, w którym miało się zacząć ich wspólne, szczęśliwe życie była szokiem i na zawsze pogrzebała marzenia kobiety o szczęściu. Ava boryka się z ogromną tęsknotą za utraconym mężczyzną i trudami samotnego macierzyństwa. Doskwierają jej również problemy finansowe. Odkrywa jednak w sobie talent tworzenia unikatowych, jedynych w swoim rodzaju dodatków z nikomu już niepotrzebnych przedmiotów. Ale czy tak utrzyma siebie i syna?
Frances to zabiegana żona i matka trzech bardzo żywiołowych chłopców. Wraz z mężem marzy jednak o jeszcze jednym dziecku. Już wkrótce ma zostać mamą dla porzuconej przez rodziców dziewczynki z Chin. Optymizm spowodowany rychłym pojawieniem się córki w jej domu burzy jednak wiadomość o poważnych problemach zdrowotnych dziecka. Czy w takiej sytuacji Frances odważy się na adoptowanie Mei Ling?
Yvonne to kobieta, która żadnej pracy się nie boi. To kobieta twardo stąpająca po ziemi. W końcu taki powinien być właśnie dobry hydraulik. Yvonne ma jednak i bardziej delikatne oblicze a także mnóstwo tajemnic, do których strzeże dostępu. Kim była w przeszłości? I czy to, co utraciła może jeszcze odzyskać?
Connie już dawno nie była w miejscu, które mogłaby z czystym sumieniem nazwać swoim domem. Samotna przez większość swego życia, nigdzie nie zagrzała na długo miejsca. Dopiero teraz, gdy zatrudniła ją w swojej kawiarni Madeline oraz dała jej pokój, który dziewczyna ma traktować jak swój własny, Connie powoli nabiera poczucia, że w końcu zaczyna dokądś przynależeć a otaczający ją ludzie tworzą jej rodzinę. Pewnego dnia przyplątuje się do nie zbłąkana koza... Zbłąkana, bezpańska koza w małym, amerykańskim miasteczku …. z tego muszą wyniknąć jakieś kłopoty...
W kawiarence Madeline spotyka się niemal całe Avalon, a dobrą duszą, która zawsze służy znakomitą radą, budzi ogólną sympatię i zaufanie, choć czasem wprawia w konsternację, jest Bettie Shelton, miejscowa królowa scrapbookingu. Zawsze pogodna, uśmiechnięta i skora do pomocy każdemu, kto tylko znajdzie się w potrzebie, już niedługo sama będzie wymagała opieki innych... Od czego są jednak wierni przyjaciele?
„Uśmiech Madeline” autorstwa Darien Gee to powieść wyjątkowa. To książka pełna ciepła, optymizmu, opowiadająca o potędze przyjaźni i ludzkim uporze w pokonywaniu trudności. Pełna mądrych myśli a także ważnych słów zapada gdzieś w czytelnika i daje mocno do myślenia. To historia piękna i trudna zarazem. Uświadamia jak ważni są bliscy a także po prostu inni ludzie, zwłaszcza, gdy niebo wali się nam na głowę a oni pomagają i wspierają nas, bo chcą, po prostu i nie oczekują niczego w zamian.
Darien Gee snuje kilka opowieści naraz. Wydaje się początkowo, że niewiele mają one ze sobą wspólnego. Szybko okazuje się, że mają jednak wspólny punkt, dobrego ducha, który sprawia, że historie te wzajemnie się łączą i zmierzają do wspólnego finału. Tym punktem stycznym jest jedna z najbardziej ciepłych i dobrych bohaterek literackich, jakie w literackim świecie można spotkać - Bettie Shelton. Trudno jej nie lubić, choć początkowo zdaje się bohaterką mocno irytująca. To jednak pozory. I choć polski tytuł książki brzmi „Uśmiech Madeline” to jednak powinien raczej brzmieć „Uśmiech Bettie”. To ona, choć w zasadzie niepozorna, gra tu pierwsze skrzypce. I sprawia, że historia jest tak wyjątkowa. Przez nią autorka daje również swemu czytelnikowi ważną życiową lekcję. Jaką? Przekonajcie się sami....
Pokaźnych rozmiarów powieść czyta się tak szybko, że zupełnie nie czuje się jej gabarytów. Historia wciąga niesamowicie i sprawia nie lada przyjemność. Gdzieś pod skórą czuje się, że wszystko powinno skończyć się dobrze, niemniej powieść Darien Gee nie jest banalna i oczywista. Polecam.
Małe miasteczko Avalon pełne jest niezwykłych, nieprzeciętnych osobowości, zwłaszcza kobiecych. Isabel od czterech lat jest wdową. Jej mąż Bill zginął w nieszczęśliwym wypadku. Smutek po stracie najważniejszego mężczyzny jest jednak podwójny, gdyż ten, który obiecywał jej dozgonną wierność, okazał się zdrajcą. W dodatku niedługo przed swą śmiercią okazało się, że zostanie...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-02-18
W pewne sobotnie przedpołudnie, na targu staroci w Charlesworth spotykają się trzy kobiety: Jenny, Maggie i Alison. Wszystkie trzy z miejsca zakochują się w staroświeckim, pięknie zdobionym motywem kwiatowym serwisie do herbaty. Zdawać by się mogło, że nie ma dobrego rozwiązania. Kobiety jednak znajdują wyjście z patowej sytuacji. Razem kupują upatrzony serwis i umawiają się, że po kolei Jenny, Maggie i Alison skorzystają z dokonanego wspólnie zakupu. W ten oto sposób rodzi się znajomość, która z biegiem czasu przekształca się w piękną, kobiecą przyjaźń trzech skrajnie różnych mieszkanek urokliwego, wiejskiego i niezwykle malowniczego Charlesworth.
Jenny to przyszła panna młoda. Wielkimi krokami zbliża się termin jej ślubu a przygotowania do tej pięknej uroczystości idą pełną parą. Dziewczyna zdaje się być szczęśliwa. U swego boku ma Dana, na którego liczyć może w każdej sytuacji. Ogromną miłością i nieustającym wsparciem otaczają Jenny również jej ojciec i brat. Jest jednak w życiu bohaterki coś, co właśnie w tej chwili, w obliczu zbliżającego się dnia ślubu, martwi ją i zasmuca. To cień z przeszłości, z którym Jenny musi żyć i z którym przyjdzie jej się zmierzyć.
Maggie jest właścicielką stylowej kwiaciarni.Właśnie otrzymała zlecenie na przygotowanie oprawy kwiatowej na przyjęciu weselnym Lucy i Jacka. Nie jest to jednak zwykłe przyjęcie jakich wiele. Lucy pochodzi bowiem z zamożnej rodziny. Wydatki ponoszone na ślub córki nie mają większego znaczenia dla jej ojca a sam udział Maggie w tym przedsięwzięciu może stać się dla florystki szansą na świetną reklamę i zaprezentowanie swej firmy szerokiej liczbie potencjalnych klientów. Jest tylko mały szkopuł. Podczas przygotowywania przyjęcia współpracować ma z Owenem, młodym, niezwykle pewnym siebie i aroganckim architektem krajobrazu. Czy ta współpraca może wyjść wszystkim zainteresowanym na dobre? W życiu Maggie zachodzą zmiany. Pojawia się w nim również mężczyzna z rozdziału życia, który Maggie miała nadzieję zamknąć już na dobre. Nic jednak nie może być proste i oczywiste, gdy do głosu dochodzą uczucia.
Alison jest kobietą dojrzałą, żoną i matką. Wraz z Petem zdają się tworzyć doskonale dobraną parę. Ich córki są już praktycznie nastolatkami, które z dnia na dzień przysparzają coraz większych problemów wychowawczych, lecz wspólnie trzymany front rodziców skutecznie hamuje zapędy obu latorośli. Życie Alison nie jest jednak tak bardzo proste i beztroskie jakby mogło się z pozoru wydawać. To na jej barkach spoczywa obowiązek utrzymania rodziny. Pete stracił pracę i jak do tej pory bezskutecznie szuka kolejnej, zajmując się przy okazji domem. Alison pracuje w pocie czoła zajmując się rękodziełem. To jednak wkrótce okazuje się za mało, by nie bać się, że niedługo by zapłacić rachunki sprzedać będzie trzeba dom. W związku Alison i Pete'a pojawiają się zgrzyty a przykra przeszłość wychyla z otchłani czasu swe niemiłe oblicze.
A serwis? A serwis łączy trzy skrajnie różne kobiety i sprawia, że rodzi się prawdziwa przyjaźń.
"Klub Porcelanowej Filiżanki" Vanessy Greene to lekka, przepełniona niezwykłym ciepłem opowieść o przyjaźni, która potrafi zrodzić się w nawet najbardziej niezwykłych okolicznościach i połączyć bardzo różniące się od siebie osobowości. To również historia o sile kobiet, umiejętności radzenia sobie z przeciwnościami losu, niepoddawaniu się i zwyciężaniu w walce o siebie i swoje szczęście.
Powieść Vanessy Greene jest pogodna i niepozbawiona sporej dawki humoru. Czyta się ją z niezwykłą przyjemnością i zaciekawieniem. Historie trzech przyjaciółek są niebanalne, tak jak niebanalne są bohaterki powieści "Klub Porcelanowej Filiżanki". Każda z kobiet jest inna, ciekawa i bardzo wiarygodnie przez pisarkę stworzona. Czytelnik bardzo szybko zaczyna je lubić i kibicować w każdym podjętym przez nie przedsięwzięciu.
Ciekawym zabiegiem okazuje się dwutorowe prowadzenie narracji. Autorka zastosowała bowiem zarówno narrację pierwszo jak i trzecioosobową. Sprawia to, że od pierwszych stron zaprzyjaźniamy się z Jenny a potem na świat patrzymy częściej jej oczyma niż z pozycji kogoś, kto obserwuje losy bohaterek z boku. Jeszcze bardziej wczuwamy się w powieść i perypetie Jenny, Maggie i Alison.
"Klub Porcelanowej Filiżanki" Vannesy Greene to pachnąca aromatyczną herbatą powieść o przyjaźni i miłości, która wywołuje w czytelniku całą gamę pozytywnych uczuć i daje chwilę niczym nieskrępowanego relaksu. Polecam.
W pewne sobotnie przedpołudnie, na targu staroci w Charlesworth spotykają się trzy kobiety: Jenny, Maggie i Alison. Wszystkie trzy z miejsca zakochują się w staroświeckim, pięknie zdobionym motywem kwiatowym serwisie do herbaty. Zdawać by się mogło, że nie ma dobrego rozwiązania. Kobiety jednak znajdują wyjście z patowej sytuacji. Razem kupują upatrzony serwis i umawiają...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-05-20
Z rodziną ponoć najlepiej wychodzi się na zdjęciach. Ile zaś w rodzinie jej członków, tyle niepowtarzalnych charakterów i osobowości. Jak tu zatem żyjąc wspólnie pod jednym dachem, dochodzić na co dzień do porozumienia i nie popadać nieustannie w konflikt?
Trzydziestoośmioletnia Wiktoria postanawia w końcu zmienić swoje życie. Ma dość związku, w którym od ośmiu lat tkwi. Nie czuje się kochana, ba nawet szanowana. Paweł traktuje ją w zasadzie jak swą własność, nad którą ma władzę absolutną i tylko on może decydować o tym, co jego kobieta robi, gdzie przebywa, z kim się spotyka. Przez lata całkowicie ją swymi zaborczymi mackami skrępował, systematycznie izolując od dawnych przyjaciół i rodziny. Najpierw wydawało się Wiktorii, że to przejaw ogromnej miłości. W dodatku nie żałował na nią nigdy pieniędzy. Często wyjeżdżali i ekskluzywnie spędzali czas. Z czasem jednak miłość coraz bardziej zaczęła przechodzić w chorobliwą zazdrość i zaborczość, co w rezultacie skończyło się dla Wiktorii nie jednym siniakiem. Paweł bowiem nie zawahał się podnieść na swą „ukochaną” ręki. Nie raz, nie dwa... Oczywiście zawsze potem przepraszał i kajał się na kolanach, lecz bił nadal, coraz więcej i coraz mocniej a potem tylko kupowane perfumy i biżuteria na przeprosiny były coraz droższe.
W końcu jednak Wiktoria postanawia powiedzieć dość, basta. Mimo, że boi się reakcji Pawła, oznajmia mu, że go opuszcza. Trudno, niech uderzy ten ostatni raz. Koniec z takim życiem, koniec ze strachem. Tylko co teraz? Gdzie ma się podziać? Na szczęście, mimo niemal zerwanych więzi, jest jednak ktoś, kto zawsze o Wiktorii pamięta, jej starsza siostra Amelia. Przygarnia poranioną młodszą siostrę pod swój dach. Wiktoria z jedną walizką wprowadza się do swego dawnego domu, w którym teraz wraz z rodziną mieszka Amelia. Siostra przyjmuje ją z serdecznie i z otwartymi ramionami. Od dawna przeczuwała, że w związku młodszej o cztery lata Wiktorii nie dzieje się dobrze. Teraz cieszy się, że w końcu ma szansę znowu zbliżyć się do siostry i odbudować dawne więzi. Tylko jak zareagują na niespodziewaną obecność Wiktorii pozostali domownicy? Co powiedzą dzieci Amelii? Mirek i Emilka kiedyś uwielbiali ciocię Wiktorię, jednak z biegiem czasu ta całkowicie się od nich odcięła. A Sławek? Mąż Amelii nigdy nie darzył Wiktorii ciepłymi uczuciami, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że dom, w którym mieszkają formalnie należy w połowie do młodszej siostry żony. Ale może na razie nie warto się tym martwić, bo przecież Sławek jest daleko w morzu. A jak zareagują rodzice Wiktorii i Amelii na nagły powrót córki marnotrawnej na łono rodziny? I czy Wiktoria odnajdzie w końcu spokój i poczuje się bezpieczna?
„Histerie rodzinne” Izabeli Pietrzyk to bardzo ciepła i mocno kobieca opowieść o rodzinie, przyjaźni, miłości i całej palecie męskich charakterów. Opowiedziana w bardzo dowcipny, rzecz by można prześmiewczy sposób historia Wiktorii i jej zwariowanej rodziny przykuła mnie od pierwszych stron książki całkowicie i nie pozwoliła na chwilę nudy. Gama przedstawionych przez autorkę charakterów jest przeogromna i każdy w tej książce ma coś do powiedzenia - od trochę wystraszonej lecz jednak buńczucznej Wiktorii, przez odrobinę zahukaną lecz przedsiębiorczą Amelię, przez zbuntowaną lecz rozmarzoną Ewelinę po plejadę męskich charakterów z Witusiem-Sprycusiem, Bobem Budowniczym czy kapitanem na morzu i nie tylko - Sławkiem. Każdy z bohaterów ma zdanie na każdy niemal temat i swój własny pomysł na życie, co w rezultacie musi prowadzić do sporów, konfliktów i zabawnych często nieporozumień. Każdy też ma marzenia i pragnienia, które gdzieś głęboko na dnie duszy czekają na spełnienie. Każdy też marzy o szczęściu, lecz szczęście w tej powieści nie jedno ma oblicze. I jak tu wszystkich pogodzić?
Izabela Pietrzyk napisała książkę o prawdziwym życiu, o prawdziwych ludziach i w której aż kipi od emocji. A wszystko narysowane słowami, które wywołują uśmiech od ucha do ucha, ba czasem wręcz salwy śmiechu. Niby to zwyczajna opowieść, lecz wciąga niesamowicie i daje przeogromną dawkę relaksu. Polecam. Z tą książką nie można się nudzić.
Z rodziną ponoć najlepiej wychodzi się na zdjęciach. Ile zaś w rodzinie jej członków, tyle niepowtarzalnych charakterów i osobowości. Jak tu zatem żyjąc wspólnie pod jednym dachem, dochodzić na co dzień do porozumienia i nie popadać nieustannie w konflikt?
Trzydziestoośmioletnia Wiktoria postanawia w końcu zmienić swoje życie. Ma dość związku, w którym od ośmiu lat tkwi....
2014-07-17
"Myślałem, że już wszystko wiem. Byłem "mądrym facetem", który "ma poukładane życie", i dlatego im wyżej się wspinałem, tym bardziej patrzyłem na wszystko z góry i drwiłem z tego, co wydawało się niemądre czy naiwne - nawet z religii."
Czy można stracić wiarę a potem odzyskać ją na nowo?
Pewnego dnia stary Rebe Albert Lewis poprosił Mitch'a Albom'a o napisanie dla niego mowy pogrzebowej. Prośba ta niezwykle zaskoczyła autora „Miej trochę wiary”. Już dawno temu bowiem stracił kontakt ze swa wspólnotą wyznaniową i wiarą jako taką. Mitch Albom jest Żydem. W przeszłości, będąc dzieckiem a później młodym mężczyzną nieodzownie przestrzegał wszystkich zasad swej wiary. W dorosłym życiu jednak jego związek z religią przodków coraz bardziej się rozluźniał, by w pewnym momencie niemal zaniknąć. Pochłonęła go całkowicie kariera i światowe życie. Jego żona jest chrześcijanką. Wiara przestała być wytyczną w życiu.
Prośba starego Rebe sprawia jednak, że religia przodków, jego religia, ponownie dosięga Mitch'a Albom'a. Niechętnie przystaje na prośbę starego nauczyciela i kapłana. Tak oto bowiem powraca do tradycji, wiary i Boga. Zaczyna się długi i pełen mądrych słów dialog dwóch zupełnie różnych mężczyzn. Rozmowy Rebe i Mitch'a o najważniejszych wartościach w życiu, o życiu samego Alberta Lewis'a i jego niezachwianej wierze stają się zaczątkiem wspaniałej i trwałej przyjaźni. Ona też całkowicie odmienia Mitch'a. Mężczyzna zaczyna inaczej patrzeć na sprawy, które do tej pory z taką stanowczością odrzucał.
Nie tylko jednak Rebe i jego mądre podejście do życia i religii zmienia sposób patrzenia Mitch'a na wiarę. Przyczynia się do tego również pastor Henry Covington, który pewnego dnia zwraca się do Albom'a z prośbą o pomoc dla biednych trafiających do jego parafii.
Czy wiara stanie się na powrót ważna dla Mitch'a Albom'a?
„Miej trochę wiary” to opowieść prawdziwa, której bohaterem jest sam autor. To książka o wierze, Bogu, zagubieniu i odnajdywaniu odpowiedzi na najtrudniejsze pytania. A może to przede wszystkim wspaniała, pełna optymizmu, pozytywnej energii i wzruszająca do głębi opowieść o przyjaźni, która może połączyć nawet bardzo się od siebie różniących ludzi.
W „Miej trochę wiary” czytelnik odnajdzie sporo mądrych i ważnych myśli, ubranych w piękne i dużo mówiące słowa. Opowieść Mitch'a Albom'a przyniesie również pokrzepienie i ukojenie. Książka ta to chwila refleksji nad tym, co w życiu ważne, a co często na co dzień umyka w tak szybko zmieniających się czasach. Warto poświęcić jej chwilę a potem zastanowić się nad własnym tu i teraz.
"Myślałem, że już wszystko wiem. Byłem "mądrym facetem", który "ma poukładane życie", i dlatego im wyżej się wspinałem, tym bardziej patrzyłem na wszystko z góry i drwiłem z tego, co wydawało się niemądre czy naiwne - nawet z religii."
Czy można stracić wiarę a potem odzyskać ją na nowo?
Pewnego dnia stary Rebe Albert Lewis poprosił Mitch'a Albom'a o napisanie dla niego...
2014-08-28
Odkąd pierwszy raz zetknęłam się z twórczością Jo Nesbo, a było to przy okazji lektury powieści „Łowcy głów”, stałam się zagorzałą czytelniczą jego książek. O powieści „Syn” słyszałam do tej pory wiele pochlebnych opinii. Moje oczekiwania wobec najnowszej powieści autora były zatem spore. Czy się nie zawiodłam?
Państwo to więzienie w Oslo, które słynie w całej Norwegii z najlepszych zabezpieczeń i najgorszych przestępców, których więzi pod swym dachem. Jest dumą i chlubą władz więziennych. W tej pułapce osadzony jest Sonny Lofthus. Jeszcze kilkanaście lat temu, obecnie trzydziestoletni mężczyzna, był dobrze zapowiadającym się młodym zapaśnikiem, który marzył o pracy w policji. Chciał pójść w ślady ojca. Marzenia te legły jednak w gruzach, gdy jego ojciec oskarżony o korupcję i współpracę ze światem przestępczym, popełnił samobójstwo. Wówczas świat nastoletniego Sonniego legł w gruzach. Matka przeszła załamanie nerwowe, on zaś uzależnił się od narkotyków. Został skazany za zabójstwo. Swą karę zaś miał odsiedzieć właśnie w Państwie. Tu stał się maszynką do zabijania, lecz tylko w przenośni. Za nieograniczony dostęp do narkotyków, brał na swe barki zbrodnie, które popełniali zamożni i wpływowi ludzie na wolności. Układ był prosty. Przyznaje się do zbrodni, której nie popełnił. Dostaje heroinę a prawdziwy morderca w dalszym ciągu cieszy się wolnością.
Pewnego dnia, po dwunastu latach odsiadki w jego celi zjawia się jeden z więźniów. Prześladowany wizją rychłej śmierci, postanawia wyznać Sonniemu prawdę o okolicznościach śmierci jego ojca. Okazuje się, że samobójstwo było tylko dobrze zaaranżowanym zabójstwem. Sonny postanawia odnaleźć zabójcę swego ojca i pomścić jego śmierć. Czy uda mu się opuścić najlepiej strzeżone więzienie w Norwegii i dotrzeć do prawdziwego kreta? I jakie tajemnice i zbrodnie przy okazji zostaną odkryte?
Najnowsza powieść Jo Nesbo wciągnęła mnie od pierwszych chwil słuchania audiobooka. Przyznam, że pierwsze 30 minut powieści dosłownie zjeżyły mi skórę na całym ciele. Doznałam wręcz hitchcockowego trzęsienia ziemi. Później, z każdym następnym rozdziałem, było jeszcze intensywniej. „Syn” to bowiem doskonale skrojony kryminał. Zagadka goni tu zagadkę a tajemnica tajemnicę. Historię Sonniego poznajemy stopniowo. To, co na pierwszy rzut oka wydaje się oczywiste, już za chwilę okazuje się kłamstwem i ułudą. Niczego nie można być pewnym, bo odkrywana za chwilę tajemnica może czytelniczy osąd obrócić o 180 stopni. Autor zwodzi czytelnika, wyprowadza go na manowce. I w rezultacie przynosi to znakomity efekt … niemal nieustanne zaskoczenie i rodzące się na bieżąco wątpliwości. Powoduje to, że czytelnik niemal przez całą książkę ma mieszane uczucia jeśli chodzi o bohaterów powieści, z Sonnym Lofthusem na czele. Kto jest dobry, a kto zły?
„Syn” to powieść wielowątkowa, o doskonale skrojonej fabule i bardzo interesujących, wielopłaszczyznowych bohaterach. Książkę tę słuchałam z ogromnym zainteresowaniem i nie słabnącym przerażeniem. Nie udało mi się rozwikłać zagadki, kto jest kretem. I to zaliczam do ogromnych plusów powieści. Czytałam opinie, że brak Harrego Hole jest ogromną stratą dla książki. Absolutnie się z taką refleksją zgodzić nie mogę. Dla mnie „Syn” to powieść pełna i zupełna. Całkowie spełniła pokładane w niej oczekiwania. Polecam.
Odkąd pierwszy raz zetknęłam się z twórczością Jo Nesbo, a było to przy okazji lektury powieści „Łowcy głów”, stałam się zagorzałą czytelniczą jego książek. O powieści „Syn” słyszałam do tej pory wiele pochlebnych opinii. Moje oczekiwania wobec najnowszej powieści autora były zatem spore. Czy się nie zawiodłam?
Państwo to więzienie w Oslo, które słynie w całej Norwegii z...
2014-08-16
Monika Szwaja pisze lekko i z dużym polotem. „Anioła w kapeluszu” bardzo dobrze się czyta a historia ukazana w powieści po prostu czytelnika wciąga, choć w zasadzie, będąc ze sobą absolutnie szczerym przyznać trzeba, że autorka pisze po prostu o życiu. To, co przytrafia się bohaterom powieści, mogłoby się w zasadzie wydarzyć naprawdę i to każdemu z nas. I może właśnie to sprawia, że książka robi tak duże, pozytywne wrażenie. Monika Szwaja daje czytelnikowi zwyczajnych bohaterów, w zwyczajnym życiu, pisząc o nich w taki sposób, że nie sposób ich nie lubić i im nie dopingować.
Więcej na: http://www.skrawkimoichmysli.pl/2014/08/anio-w-kapeluszu-monika-szwaja.html
Monika Szwaja pisze lekko i z dużym polotem. „Anioła w kapeluszu” bardzo dobrze się czyta a historia ukazana w powieści po prostu czytelnika wciąga, choć w zasadzie, będąc ze sobą absolutnie szczerym przyznać trzeba, że autorka pisze po prostu o życiu. To, co przytrafia się bohaterom powieści, mogłoby się w zasadzie wydarzyć naprawdę i to każdemu z nas. I może właśnie to...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-08-09
Wczesny ranek. Centrum handlowe jest niemal puste. Sklepikarze leniwie otwierają kolejne butiki i przygotowują się do dnia wytężonej pracy. Anna Forestier postanawia po drodze do pracy wstąpić do tego właśnie centrum handlowego i napić się porannej kawy. Niestety nic nieznacząca wizyta w galerii handlowej przeradza się w pełną dramatyzmu walkę o przeżycie. Dochodzi bowiem do napadu na jubilera mającego swój sklep właśnie w pechowej galerii handlowej. Anna zostaje brutalnie pobita przez sprawców napadu rabunkowego. Mimo bardzo dotkliwych obrażeń udaje się jej przeżyć, lecz nie oznacza to jednak, że jest bezpieczna. Wydaje się, że jeden z napastników chce zrobić wszystko by pozbawić Annę życia.
Na miejsce przestępstwa przybywa komisarz Camille Verhoeven. To, co ogląda na taśmach z monitoringu niemal mrozi mu krew w żyłach. Pobita do nieprzytomności kobieta nie jest bowiem osobą dla komisarza nieznaną. To kobieta, dzięki której po raz pierwszy od tragicznej śmierci przed czterema laty żony poczuł, czym jest miłość. Wbrew wszelkim zasadom panującym w policji, wbrew przepisom prawa robi wszystko, by sprawa napadu na jubilera i brutalnego pobicia Anny Forestier została przydzielona właśnie jemu. Nikt nie wie, że Annę i Camille'a łączy romans, nikt nie wie, że się znają. Camille chce sam schwytać tego, który tak brutalnie obszedł się z ukochaną kobietą. To bardzo ryzykowne. Może to bowiem doprowadzić do utraty pracy a nawet sprawić, że Camille trafi do więzienia. Czuje jednak, że nie ma wyboru i to jedyne słuszne rozwiązanie. Czy jednak wszystko co widzi, jest tym czym zdaje się być? I czy Anna Forestier, kobieta, która porusza najczulsze struny jego serca jest w rzeczywistości osobą, za którą się podaje? Jaka prawda kryje się pod siniakami i bandażami, które teraz ukrywają twarz ukochanej kobiety?
„Ofiara” to ostatnia część cyklu o zagadkach kryminalnych rozwiązywanych przez paryskiego komisarza Camille'a Verhoeven'a. Jest to jednocześnie moje pierwsze spotkanie z twórczością francuskiego pisarza Pierre'a Lemaitre'a. I już teraz wiem, jestem o tym całkowicie przekonana, że zdecydowanie nie ostatnie.
Powieść Pierre'a Lemaitre'a początkowo zmroziła mi krew w żyłach. Następnie zaintrygowała, a na końcu przyniosła niewielki niedosyt i żal, że nastąpił nieubłagany koniec. Książkę czyta się szybko i z ogromnym zainteresowaniem. Zagadka kryminalna usnuta przez autora jest ciekawa, rzecz można, że wciągająca i mocno intrygująca. Do tego Pierre Lemaitre stworzył bardzo interesujących bohaterów. Autor sporo miejsca poświęca w powieści rysowi psychologicznemu stworzonych przez siebie postaci. Są one barwne, wielopłaszczyznowe, mają swoją historię, niejednokrotnie bardzo bolesną jak w przypadku komisarza Verhoeven'a, i skrywane głęboko tajemnice. Na otaczający świat i toczące się wydarzenia czytelnik patrzy jednocześnie wieloma oczyma. Jest tu świat Camille'a, świat brutalnego przestępcy, który prawie do końca nie ujawnia swej tożsamości ani swych prawdziwych motywów działania, jest też świat ofiary – Anny Forestier, choć z upływem czasu miano ofiary zaczyna coraz mocniej przesuwać się w kierunku głównego bohatera powieści. Całość napisana jest językiem, który po prostu dobrze się czyta. „Ofiara” Pierre'a Lemaitre'a to kryminał bardzo dobrze skrojony, który wielokrotnie zaskakuje czytelnika. Nic nie jest tu oczywiste i nie ma tu prostych, trywialnych odpowiedzi. Polecam.
Wczesny ranek. Centrum handlowe jest niemal puste. Sklepikarze leniwie otwierają kolejne butiki i przygotowują się do dnia wytężonej pracy. Anna Forestier postanawia po drodze do pracy wstąpić do tego właśnie centrum handlowego i napić się porannej kawy. Niestety nic nieznacząca wizyta w galerii handlowej przeradza się w pełną dramatyzmu walkę o przeżycie. Dochodzi bowiem...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-07-04
Sasza Załuska wraca do Polski po kilkuletnim pobycie w Wielkiej Brytanii. Kiedy mieszkała tu przed wyjazdem, jej życie różniło się diametralnie od obecnego. Dzieciństwo i młodość spędzone w pozornie dobrym domu, kryjącym jednak mnóstwo bólu, a także praca w policji wywarły na kobiecie swe piętno. Ten zły okres Sasza zdaje się jednak mieć już za sobą, choć jeszcze teraz demony przeszłości wyciągają do niej swe paskudne łapy a chęć powrotu w objęcia nałogu kusi w chwilach stresu. Dla córki zmieniła jednak swe życie i wyszła na prostą. Teraz powraca w rodzinne strony. Chce żyć i pracować w Polsce. Nie zamierza jednak wracać do wcześniejszego zawodu. Rozdział pt. "profilowanie" ma za sobą i nie chce wracać do przeszłości, która przysporzyła jej mnóstwo bólu. A może jednak te drzwi nie zostały na zawsze zatrzaśnięte?
Po powrocie dostaje bowiem propozycję pracy. Znajomy znajomego, właściciel trójmiejskiego klubu, proponuje Saszy pracę. Chce by kobieta wytypowała z jego zawodowego otoczenia człowieka odpowiedzialnego za pogróżki kierowane pod jego adresem. Sasza, jakkolwiek niechętnie, w końcu przyjmuje zlecenie, stawiając jednocześnie dość wygórowane oczekiwania finansowe. Pozornie proste zadanie szybko się jednak komplikuje. Ginie bowiem wspólnik zleceniodawcy, dawna gwiazda muzycznej estrady. Cała sprawa łączy się również ze śmiercią dwojga młodych ludzi sprzed lat a zleceniodawca Saszy okazuje się nie tym, za kogo się podawał. Czy Saszy Załuskiej i jej dawnym kolegom z trójmiejskiej policji uda się rozwiązać zagadkę śmierci przebrzmiałej gwiazdy i czy przy okazji odkryć tajemnicę ukrytą głęboko w przeszłości rodzącej się dopiero wolnej Polski? I czy dawne demony nie strącą Saszy z powrotem w otchłań samozagłady?
„Pochłaniacz” to najnowsza powieść autorstwa Katarzyny Bondy i aż wstyd się przyznać moje pierwsze spotkanie z twórczością tej pisarki. Książka Katarzyny Bondy zrobiła na mnie spore, bardzo pozytywne wrażenie. Dawno już nie czytałam tak dopracowanego w każdym szczególe kryminału. Zarówno fabuła, tło, ukazani w powieści bohaterowie a także uknuta intryga to najwyższy światowy poziom.
Ukazane w książce realia bardzo mocno osadzone zostały w polskiej rzeczywistości i wkomponowane w trójmiejski klimat, który z uwagi na miejsce mojego zamieszkania jest mi szczególnie bliski. Z powieści Katarzyny Bondy wyziera pełną gębą polskie piekiełko i polska obyczajowość. Autorka z maksymalną starannością przedstawia również kulisy pracy polskiego wymiaru sprawiedliwości od policji zaczynając a na sądownictwie kończąc. Również polski przestępczy światek jest tu przedstawiony w pełnej feerii swych barw.
Bohaterowie nakreśleni przez Katarzynę Bondę to prawdziwi ludzie z krwi i kości, niedoskonali, po prostu ludzcy. Czytelnik odkrywając ich naturę, często zastanawia się po której stronie ich postawić: dobra czy zła. Mnóstwo tu odcieni szarości. Oprócz wątku kryminalnego, bardzo mocno zarysowany jest również wątek obyczajowy dotykający problemu alkoholizmu, walki z nim i pracy, by utrzymać się na powierzchni nałogu. Problemowi temu poświęca pisarka sporo miejsca na kartach swej książki, lecz w żaden sposób to nie razi ani nie spowalnia akcji. To dodaje głównej bohaterce, bo to jej problem ten przede wszystkim dotyczy, waloru prawdziwości. Alkoholizm nie jest zresztą największym zmartwieniem Saszy. Kobietę nęka bowiem i inny demon przeszłości, a związana z nim tajemnica dodaje powieści dodatkowego kolorytu.
Katarzyna Bonda stworzyła naprawdę świetny, wielowątkowy kryminał, w którym zręcznie prowadzi czytelnika przez fabułę, nieustannie go zwodząc i nie pozwalając domyślić się finału zagadki. „Pochłaniacz” to powieść obszerna. Niemniej czyta się ją wręcz łapczywie i nie odczuwa się zupełnie jej znacznych gabarytów. A po skończeniu ma się ochotę na więcej. Na szczęście ciąg dalszy nastąpi.
Sasza Załuska wraca do Polski po kilkuletnim pobycie w Wielkiej Brytanii. Kiedy mieszkała tu przed wyjazdem, jej życie różniło się diametralnie od obecnego. Dzieciństwo i młodość spędzone w pozornie dobrym domu, kryjącym jednak mnóstwo bólu, a także praca w policji wywarły na kobiecie swe piętno. Ten zły okres Sasza zdaje się jednak mieć już za sobą, choć jeszcze teraz...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-06-17
Może warto by się czasem na tym świecie trochę nad życiem zastanowić i z takiej przyrody przykładów dobry pożytek zrobić. Bo jak to jest zrobione, że czasem tak już w świecie, że miast matka ojciec nad dzieciem sprawuje pieczę? I dziwny ten świat cały i magii pełen wiele, że czasem tygrys miast mięsem irysem raczy swe podniebienie. A jak tu przejść bez śmiechu, jak nie uśmiechnąć że się, gdy bobry na dzień dobry mówią, że dzień jest bobry? I śmiech i radość i szczęście niepojęte i twarz się sama śmieje i humor pełnym gębkiem ...
Lecz czemu ja tak piszę, czym słowa me natchnione? To Chotomskiej żartem słowa me zmienione. Bo jak tu nie żartować, jak nie przekręcać rymów, gdy bajki grajki, wiersze, żarty jej wspaniale wyłożone? Lecz będąc już poważną, bez śmiechu kreśląc słowa rzeknę wręcz po prostu, że jestem urzeczona.
http://www.skrawkimoichmysli.pl/2014/07/bobry-mowia-dzien-bobry-wanda-chotomska.html
Może warto by się czasem na tym świecie trochę nad życiem zastanowić i z takiej przyrody przykładów dobry pożytek zrobić. Bo jak to jest zrobione, że czasem tak już w świecie, że miast matka ojciec nad dzieciem sprawuje pieczę? I dziwny ten świat cały i magii pełen wiele, że czasem tygrys miast mięsem irysem raczy swe podniebienie. A jak tu przejść bez śmiechu, jak nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2009
2000
„Przeszłość! Jest tu, wśród nas, a my nie zwracamy na nią uwagi, pochłonięci kultem teraźniejszości, tak jakby liczyło się tylko pokolenie „dnia dzisiejszego”.
Amanda Rosenbloom prowadzi butik Astor Place z ubraniami vintage w Nowym Jorku. W mieszkaniu dobiegającej niemal setki Jane Kelly, wśród sukien i innych strojów z minionej dawno epoki odnajduje mufkę a w niej zaszyty dawno temu dziennik. Jak się okazuje należał on do niejakiej Olive Westcott, która w 1907 r. przybyła wraz z ojcem z prowincji do Nowego Jorku. Amanda bez wiedzy starszej pani zabiera dziennik. Już wkrótce lektura zapisków żyjącej na początku wieku Olive całkowicie ją pochłania i zaczyna wpływać na jej życie.
Dobiegająca niemal czterdziestki Amanda tkwi w związku bez przyszłości z żonatym mężczyzną, który od sześciu lat zwodzi ją obietnicą rychłego rozstania z żoną. Kobieta prowadzi nieustanną walkę z samą sobą. Z jednej strony chce być z Jeffem, kocha go, z drugiej czuje się wykorzystywana i nieuczciwa przede wszystkim wobec samej siebie i powoli dostrzega, że jedynie traci na ten związek swój cenny czas, odbierając sobie szansę na szczęście. Również na polu zawodowym pojawiają się problemy, które w krótkim czasie mogą doprowadzić Amandę do bankructwa. Czy historia Olive Westcott, która wydarzyła się dawno temu pomoże Amandzie zapanować nad swoim życiem? Czy odnajdzie równowagę i siłę, by walczyć o swe szczęście? Czy życie odważnej Olive Westcott stanie się inspiracją do radykalnych zmian?
Butik na Astor Place autorstwa Stephanie Lehmann to opowieść o dwóch, zdawać by się mogło, kompletnie różnych kobietach, które rozdzielił czas a połączył Nowy Jork. Z jednej strony jest Olive i jej historia z początku XX w. a z drugiej Amanda żyjąca współcześnie. Obie przemierzają ulice Nowego Jorku w poszukiwaniu własnego miejsca na ziemi i szczęścia. Obie bohaterki są interesujące i szybko budzą sympatię czytelnika. Zarówno Olive jaki i Amanda muszą walczyć o siebie i swą niezależność, która na początku XX i XXI wieku ma już jednak zupełnie inne znaczenie. Dzięki temu z całą mocą poznajemy jak czas dokonał zmian w ludzkiej świadomości, jak bardzo zmieniły się obyczaje i obowiązujące w społeczeństwie zasady, jak bardzo rozwinęła się sama ludzkość i jak jeszcze daleka droga przed nią.
Butik na Astor Place to dwie historie rozdzielone całym wiekiem, które zabierają czytelnika w podróż w czasie. Wraz z bohaterkami powieści czytelnik odkrywa miasto, które przeszło w ciągu stu lat ogromną zmianę. Ze świata budujących się dopiero wieżowców i nielicznych automobilów, gdzie elektryczność była czymś niemal nieznanym, zmieniło się w miasto niewyobrażalnie wysokich drapaczy chmur, pełnego wielkomiejskiego zgiełku. To też niezwykle barwna i soczysta podróż poprzez modę i panujące w niej style, które królowały na wybiegach, na salonach i ulicach Nowego Jorku.
Stephanie Lehmann w Butik na Astor Place snuje ciekawą i wciągającą opowieść, którą idealnie dopełnia tło historyczne. Czytelnik może wręcz poczuć, że wraz z bohaterkami przemierza ulice Nowego Jorku teraz i na początku XX wieku. Jego oczom ukazuje się nieustannie zmieniające się, ewoluujące miasto. Historia płynnie przechodzi w teraźniejszość, płynnie też odchodzi w zapomnienie. Książka Stephanie Lehmann to zarówno wciągająca opowieść, jak i doskonały przewodnik po ulicach jednego z największych miast świata. Polecam.
http://www.krzywaprosta.pl/2015/02/18/butik-na-astor-place-stephanie-lehmann/
„Przeszłość! Jest tu, wśród nas, a my nie zwracamy na nią uwagi, pochłonięci kultem teraźniejszości, tak jakby liczyło się tylko pokolenie „dnia dzisiejszego”.
więcej Pokaż mimo toAmanda Rosenbloom prowadzi butik Astor Place z ubraniami vintage w Nowym Jorku. W mieszkaniu dobiegającej niemal setki Jane Kelly, wśród sukien i innych strojów z minionej dawno epoki odnajduje mufkę a w niej...