-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać445 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
Jeden dzień...
Tyle dzieli Jokera od innych ludzi. Jeden zły dzień... Ale czy na pewno ? Moore ukazuje nam kolejna potyczkę pomiędzy Batmanem a bodaj jego największym adwersarzem. Ale jak to na naszego brodatego okultyste przystało robi to w znakomity sposób. Nie ma tu wiele akcji. Jest za to wiele nawiązań do historii samego Jokera. Komika który wraz z ciężarną żoną ledwo wiąże koniec z końcem. Który czuje sie niedoceniony, zaszczuty. Co doprowadza go do fatalnych w skutkach decyzji. Narodziny moim zdaniem największego obok Luthora, a zdecydowanie najlepszego superłotra DC wskazują na ludzką twarz Jokera. Zielonowłosy psychopata nie jest owładniętym żądzą władzy geniuszem zła. Jest człowiekiem który popadł w obłęd. Porywa on Gordona, postrzela jego córkę i upokarza stróża prawa w wykupionym przez siebie zrujnowanym parku rozrywki. Wraz ze swoją cudaczną świtą próbują doprowadza Gordona na skraj przepaści do której sam spadł lata temu. Niepohamowanego szaleństwa. Nawet potyczka z Wayne'm nie jest taka sama jak zwykle. Moore ukazał Jokera takim jakiego powinno się ukazywać od lat. Nie jako postać stojącą w szeregu z Grundy'm czy Bane'm lecz jako postać tragiczną.
Od strony graficznej komiks jest znakomity. Retrospekcje są utrzymane w posepnym klimacie który przeplatany jest intensywną czerwienią.
Podchodząc do tego komiksu myślałem, że będzie to klasyczne pranie się po gębach Batman vs Joker. Jednak jak pierwszy z nich zauważa tutaj - prędzej czy później którys z nich zabije drugiego ciagnąc za sobą kolejne ofiary.
Czytając dzieła tego formatu wciąż nie mogę pojąć jak komiks może być odczytywany jako kolorowe pisemko dla młokosów. Opinia ta powoli ginie, ale dostęp do tak dojrzałych dzieł powinien być szerszy a same medium komiksowe bardziej rozpowszechnione.
Jeden dzień...
Tyle dzieli Jokera od innych ludzi. Jeden zły dzień... Ale czy na pewno ? Moore ukazuje nam kolejna potyczkę pomiędzy Batmanem a bodaj jego największym adwersarzem. Ale jak to na naszego brodatego okultyste przystało robi to w znakomity sposób. Nie ma tu wiele akcji. Jest za to wiele nawiązań do historii samego Jokera. Komika który wraz z ciężarną żoną ledwo...
Pierwszy tom serii prequeli "Strażników" duetu Moore i Gibbons.
Tom podzielony jest na dwie części. Pierwsza z nich opowiada historię Gwardzistów- grupy herosów działających przed Strażnikami. Druga zaś mówi o losach Laurie Jusperczyk czyli drugiej Jedwabnej Zjawy.
Darwyn Cooke podobnie jak Moore zastosował w przypadku Gwardzistów podobny schemat. Odziera ich z etosu superbohatera. Wręcz wdeptuje w ziemie mit herosa stojącego na straży ludzkości. Oto bowiem Dolarówka ( czy tylko jak kojarze go z Capem ... ) jest jakby markowym herosem sieci banków, Kapitan Metropolis cierpi na megalomanię ( warto wspomnieć o jego... przyjaźni z Zamaskowanym Sędzią ), zaś pierwsza Jedwabna Zjawa jest ładną lalką do lubiącą podkreślać swą urodę...
historia jest osadzona w latach 50 w USA. Klimat ery sprzed rewolucji seksualnej jest odczuwalny a stylizowana kreska dodaje smaczku. Calość jest opowiedziana z punktu widzenia Hollisa Masona- pierwszego Nocnego Puchacza. I człowieka który chyba jako jedyny nadawał się na herosa.
Historia Jedwabnej Zjawy II opowiada o jej losach w wieku nastoletnim. Ciągle kontrolowana przez matkę, osaczana z każdej strony ucieka ze swoim chłopakiem na drygi koniec Ameryki. A fakt, że właśnie mamy kwieciste lata 60... Piękna kreska, szczegolnie tom z psychodelicznymi wizjami oraz sympatyczność głównej bohaterki sprawiają, że hostoria dorównuje nieco ambitniejszej pierwszej.
"Strażnicy Początek" ma wielu, wielu krytykantów. Jednak nie rozumieją oni jednej rzeczy - jest to prequel dotyczący działa Moore'a i Gibbonsa jednak nie jego wierna kopia. Dla mnie seria ta jest czymś świeżym - a do tego utrzymanym na wysokim poziomie.
Pierwszy tom serii prequeli "Strażników" duetu Moore i Gibbons.
Tom podzielony jest na dwie części. Pierwsza z nich opowiada historię Gwardzistów- grupy herosów działających przed Strażnikami. Druga zaś mówi o losach Laurie Jusperczyk czyli drugiej Jedwabnej Zjawy.
Darwyn Cooke podobnie jak Moore zastosował w przypadku Gwardzistów podobny schemat. Odziera ich z etosu...
Te nadrabiane zaległości w opiniach o komiksach z serii WKKM mnie wykończy... I dam głowę, że ktoś mnie oskarży o kryptoreklamę gdyż znowu pojawia sie swietny komiks.
Historia ma właściwie dwa wątki. Ten zwiazany z Thorem i ten zwiazany z Jackiem Hartem.
Obaj sa czlonkami Avengers. Jeden z nich to stary wyga , bedacy w skladzie od poczatku, drugi to przypadkowy przylepiec , do tego nie lubiany przez polowe grupy.
Bog Piorunow odziedzicza po swym ojcu jego potege. Nie jest juz narwanym blondaskiem wymachujacym mloteczkiem tylko czlowiekiem mogacym w koncu zloic zielony zadek Hulka. I w koncu ma brodke i nie wyglada jak starszy brat Asterixa. Jednak jak to mowia - wladza zmienia czlowieka. Jak widac nawet boga. Thor nagle przypomina sobie o swoich wyznawcach ( na szczescie nie ma ich zbyt wielu ) i postanawia pomoc im w wyzwoleniu sie spod twardej reki lokalnego wierchuszki.
Niestety mimo nowego designu i sily Thor ma nadal prosty, mlotkowy wrecz tryb myslenia. Zamiast pertraktacji dyplomatycznymi i okazaniu nieco sily dla zmiekczenia przeciwnika ten uzywa tylko sily co konfliktuje go m in z Iron Manem.
Walet Kier to ciekawa postac. Syn czlowieka i kosmitki polowe zycia spedzil poza Ziemia. Na dodatek tatus wylal na niego Plyn Zero ktory nadal mu potezne moce . Jak mozna sie domyslic zgodnie z doktryna wujka Bena - wielka moc to wielka odpowiedzialnosc cos musialo pojsc nie tak. Bo aby moc brac odpowiedzialnosc trzeba umiec to kontrolowac a nasz bohater przez jej brak byl zmuszony przesiadywac po czternascie godzin w specjalnym pokoju bez zadnych sprzetow gdyz jego moc miala sile malej atomowki. Rowniez jego konflikt z drugim Ant-manem jest waznym watkiem w tej historii, szczegolnie w kwestii jej zakonczenia.\
"Impas" jest znakomitym uzupelnienie "Upadku Avengers". Czytajac drugi z nich zadawalem sobie pytania - gdzie jest Thor ? O co chodzi w watku Ant-man- Walet Kier ? ( samo fakt ze Mrowkowym nie byl Pym ktory od teraz byl Pszczolkopodobnym boahterem o podobnych mocach swoja droga troszke mnie zdziwil gdyz w tamtym czasie mialem nikle pojecie o wydarzeniach w komiksach Marvela ). Podba mi sie tez trzyczesciowa okladka w histriach powiazanych z Thorem jak i kreska ukazujaca lepszego nieco Thora ( i tak jak z Loganem w New X-men zmiany okazaly sie chwilowe... ech ).
Te nadrabiane zaległości w opiniach o komiksach z serii WKKM mnie wykończy... I dam głowę, że ktoś mnie oskarży o kryptoreklamę gdyż znowu pojawia sie swietny komiks.
Historia ma właściwie dwa wątki. Ten zwiazany z Thorem i ten zwiazany z Jackiem Hartem.
Obaj sa czlonkami Avengers. Jeden z nich to stary wyga , bedacy w skladzie od poczatku, drugi to przypadkowy przylepiec...
Pierwsza poza-rosyjska książka z "uniwersum Metro 2033".
I jakże odmienna od wschodnich wzorców... Nie ma tu akcji w podzimiach ( jeśli już to są to epizody ). Dostajemy za to potężną dawkę metafizyki, mroku nieco innego niż u Diakowa czy Wroczka. Postaci jak David Gottschalk czy Bune są dziekie, lecz ludzkie. Bestie które tu wystepują są bardziej podobne do Czarnych z "Metro 2033" niż np Blokadnika... Są istotami rozumnymi i świadomymi swej rozumności. Gotowymi na poświęcenie i zdolnymi odczuwać ból. I zarazem nasuwa się pytanie. Kto jest prawdziwym potworem ? Czy karaluchowaty Gregor Samsa, czy David Gootschalk ze swoją ciężarówką ?
Ten kto woli klasyczne metrowkie klimaty spod Moskwy badź Pitera początkowo nie będzie zadowolony z akcji, lecz musi spojrzeć na całość "Uniwersum... " nie na jako opowieść o losach Rosjan tylko całego świata. A ten ma wiele barw , mimo, że w większośći są to ledwie odcienie popromiennej szarzyzny...
Pierwsza poza-rosyjska książka z "uniwersum Metro 2033".
I jakże odmienna od wschodnich wzorców... Nie ma tu akcji w podzimiach ( jeśli już to są to epizody ). Dostajemy za to potężną dawkę metafizyki, mroku nieco innego niż u Diakowa czy Wroczka. Postaci jak David Gottschalk czy Bune są dziekie, lecz ludzkie. Bestie które tu wystepują są bardziej podobne do Czarnych z...
Bałem się kupić ten komiks. Ze względu na to, że obaj bohaterowie są moimi ulubionymi Strażnikami, oraz dlatego, że nie każdy prequel, szczególnie historii takiego gracza jak Alan Moore, jest dobry.
Jednak okazało się, że moja literacko-konsumpcyjna intuicja mnie nie zawiodła :)
Otrzymujemy bowiem komiks równy oryginalnym "Strażnikom", który nie niszczy legendy Komedianta i Rorschacha.
Za scenariusz odpowiada Brian Azzarello, za rysunki J.G. Jones ( komediant) i Lee Barjemo ( Rorschach).
Pierw kilka słów o posiadaczu legendarnej pinki z buźką. Edward Blake to bardzo nieszablonowy superbohater ( tak jakby któryś z Moore'owskich był...). Ma nieco dziwne poczucie patriotyzmu, przyjaźni się z braćmi Kennedy i jego metody działania sprawiają, że byłby najlepszym przyjaciel Punishera i murowanym kandydatem to najnowszego składu grupy Thunderbolts ( dla nieznających :Red Hulk, Agent Venom, Deadpool , Punisher właśnie i Elektra ). Lecz poprzez ten wizerunek oszołoma z wąsem przedziera się widok człowieka któremu zależy na dobru kraju i który nie ma złudzeń co do superbochaterstwa . Pięknie wstawione są tu teksty niektórych piosenek, m in : "Wanderer" Diona i czytającemu radziłbym przesłuchać tę utwór śledząc kadry komiksu.
Komediant to postać która zapada w pamięć. Często amoralny, mało komiksowy i będący kompletnym przeciwieństwem klasycznych trykociarzy.
Kolej na wściekłego pana Kleksa. Zawsze zastanawiały mnie dwie rzeczy. Jakim cudem plamy na masce Rorschacha ulegają zmianie co kilka sekund i jak on przez tą, bądź co bądź szmatę widzi. Mniejsza... Historia jaką otrzymujemy jest nieco słabsza od komediantowej, ale kreska... Gra świateł, realizm i uliczno-kanałowy klimat. Sama postać Kleksika jest nieco podobna do Blake'a. Obaj stuknięci. Obaj mają swój własny kodeks (a)moralny , lecz różnią się pod wieloma względami.
O ile Rorschach jest mroczniejsza wersją Batmana ( bez kilku milardów na koncie... ) ze szczpytą Punishera ( bez całej masy karabinów) to Komediant jest czymś zupełnie nowym. Postacią odpychającą i przyciagającą zarazem. Podoba mi się też dziennik Rorschacha i realistyczne wpisy z przekreślonymi błedami...
Zestawienie dwóch najciekawszych członków Watchmen. Czekam na trzeci tom z Dr Manhattanem i Night Owlem choć wiem, że tego zestawienia nie przebiją.
Bałem się kupić ten komiks. Ze względu na to, że obaj bohaterowie są moimi ulubionymi Strażnikami, oraz dlatego, że nie każdy prequel, szczególnie historii takiego gracza jak Alan Moore, jest dobry.
Jednak okazało się, że moja literacko-konsumpcyjna intuicja mnie nie zawiodła :)
Otrzymujemy bowiem komiks równy oryginalnym "Strażnikom", który nie niszczy legendy Komedianta i...
Niestety po kilkumiesięcznych poszukiwaniach tegoż komiksu na papierze nie znalazłem go w żadnym sklepie internetowym, a aukcje osiagały zawrotne jak dla mnie sumy.
Więc go przeczytałem w sieci. I co ?
I uważam, że to lektura obowiązkowa dla każdego fana literatury obrazkowej, a nawet dla marvelofila który na dźwięk słowa Batman wzdryga się i wzywa Avengers.
Za stronę graficzną odpowiada znakomity Alex Ross. Człowiek ten tworząc komiks malowany, idealnie odzwierciedla emocje bohaterów. Tutaj chłodne spojrzenie Supermana czy usmieszek Captaina Marvela wyglądają jakby autor jakimś cudem trafił do uniwersum DC.
Podstarzali Batman i Lex Luthor prezentują się równie dobrze. Mroczny Rycerz mimo, iż chodzi w czymś w rodzaju nowoczesnego usztywniacza na kręgosłup ( zapewne niespodziewana wizyta Bane o której wspomniał... ), zaś główny antagonista Clarka Kenta nieco utył tym samym upodabniając się nieco do marvelowskiego Kingpina.
Kolory dają po oczach. W pozytywnym sensie. Stroje herosów mimo, iż róznią się od tych z obecnych ( majtasy na wierzch !! ) mają swój stary urok. Nie ma to jak trykoty. Niekiedy bywało aż nadto oldschoolowo, gdyz przyzyczajony do stroju Flasha z piorunkami na fłowie otrzymałem szybkonogiego w helmie a la Hermes czyli jego pierwotnej wersji. Co jednak podkreslilo wage i sile dawnych bohaterów.
Scenariusz opowiada o tym, że po wycofaniu sie Człowieka ze Stalo, dawna gwardia ( batman, Green Lantern, Flash itd ) również powoli odchodziła na emeryture. Na jej miejsce przyszli mlode superbohatery. Takie ktore zamiast z wujkobenowska maksyma posiadajac moc byc za nia odpowiedzialnym statystycznie rozpierdzielali pol miasta przy okazji kazdorazowej potyczki. Doszlo w koncu do nuklearnej katastrofy i wtedy good, old heroes return.
I na tym zakoncze bo zbyt pieknie sie robi. Podsumowujac - podobnie jak "Marvels" komiks ten jest arcydziełem, pozycja niezbedna jesli nawet nie na polce ( :( ) to chociaz do przeczytania.
Niestety po kilkumiesięcznych poszukiwaniach tegoż komiksu na papierze nie znalazłem go w żadnym sklepie internetowym, a aukcje osiagały zawrotne jak dla mnie sumy.
Więc go przeczytałem w sieci. I co ?
I uważam, że to lektura obowiązkowa dla każdego fana literatury obrazkowej, a nawet dla marvelofila który na dźwięk słowa Batman wzdryga się i wzywa Avengers.
Za stronę...
Najstarszy jak dotąd komiks z WKKM ( 1979 r.). A zarazem jeden z najlepszych.
"Demon w butelce" to epizod w którym nasz Antoś leje w siebie hektolitry alkoholu i nie bardzo radzi sobie z rolą Iron Mana i przywódcy Avengers.
Dodatkowo pojawia się poważny przeciwnik. Jest nim Justin Hammers ( tak ten z filmowego Iron Mana 2 który "wynajął" Antona Vanko ). Ten knuje podle i złośliwie wobec Tośka najmując (taa...) różenj maści łotrów w celu skopania żelaznego zadka Złotemu Mścicielowi ( swoją drogą ładny synonim ).
Całość, jak można się domyślić po wieku komiksu, jest mocno oldschoolowa. Teksty w ramkach, "Techniczne" wyjaśnienia działania zbroi Starka czy chociażby stroje jego przeciwników. Jednak jak każdy komiks z tamtych lat jego wieloletność ma więcej plusów, niż minusów. Plusy to taka fajna, nieco infantylna superbohaterskość. Stark nie jest jeszcze zblazowanym panem który łoi po łbie najbliższych towarzyszy, zbroja jest... niewątpliwie urocza ( sposób jej zakładania również ), a dialogi proste i dynamiczne.
Minus... Cóż - technika. Najbardziej starzejącym się herosem jest właśnie Iron Man. Dziś zbroja ma mega wyposażenie, a jej wariantów jest wieeele. W "demonie w butelce" mamy jeszcze taką która ma pleksiglasowe osłonki na oczy... Wiem, że to lata 70 ale ten niuansiki rzucają się w oczy.
"Iron Man: Demon w butelce" jest jednak lepszy od "Extremis" czy "Pięciu Koszmaró" więc może siła Starka nie tkwi w jego zbroi a w samej postaci ? A ten dawny Antoś alkoholik jest dużo lepszy niż obecny Tony Stark .
Najstarszy jak dotąd komiks z WKKM ( 1979 r.). A zarazem jeden z najlepszych.
"Demon w butelce" to epizod w którym nasz Antoś leje w siebie hektolitry alkoholu i nie bardzo radzi sobie z rolą Iron Mana i przywódcy Avengers.
Dodatkowo pojawia się poważny przeciwnik. Jest nim Justin Hammers ( tak ten z filmowego Iron Mana 2 który "wynajął" Antona Vanko ). Ten knuje podle i...
Dla mnie "Ruda Sfora" jest powieścią nieco sentymentalną. O czasach które minęły, wierzeniach które zaginęły gdzieś na mrozie Syberii, o nieco innej mitologii niż powszechnie znamy, dalekiej od Olimpu czy Asgardu.
Oto umiera wielki szaman - Serken. Schedę po nim ma przejąć jego wnuk - Edris. Młody chłopiec ( jak dla mnie dziecko ale co ja tam wiem... ) jest jeszcze niegotowy na tak poważną rolę, do tego dochodzą intrygi niejakiego Dyraja Bogoja ( taka wioskowa menda ) który doprowadza chłopca do cięzkiego stanu a w efekcie do odwiedzin krainy duchów.
Tam spotyka personifikację szamańskiego bębna - kuca o imieniu właśnie Bębenek. Któremu daleko do husarskich koni, bowiem konik ten byłby idealny do hipoterapii.
W swej wędrówce spotyka woja Elleja . Moje pierwsze skojarzenie - Aragorn. I podobnie jak tolkienowski następca tronu Syn Wilka jest sprawny w mieczu jak i po prostu ludzki. Ot starszy brat i kumpel w jednym.
W międzyczasie dowiadujemy się, że Dolne Nieba atakuje tajemnicza armia, nazwana Ruda Sforą. Taka której nie poznał nikt przedtem. Bezlitosna, nieludzka, odpychająca i dzika. Moim zdaniem jedna z najbardziej schwarzchrakternych armii o jakich dane mi bylo czytac. Mała dygresja - podobnie było w "Siewcy Wiatru". Tam również pani Kossakowska stworzyła przeciwnika który wydaje sie być nie tylko zły, ale całkiwicie nie z tego świata.
Znakomicie ukazany świat wierzeń jakuckich. Z tyłu książki wszystko osobno wyjaśnione, przepiękne ilustracje D Brońka.
No i zaskoczenie tym czym okazała się być owa Sfora. Miałem pewne podejrzenia na początku, ale chciałem upewnić się do końca, co było mi dane niemal na końcu powieści.
Kolejna świetna książka spod pióra ML Kossakowskiej. Tak naprawdę smuci i ukazuje bezduszność pewnego systemu politycznego, którego nazwy nie zdradzę. Choć określenie ludzi tworzących ów system Rudą Sfora jest adekwatne do tego kim są...
Dla mnie "Ruda Sfora" jest powieścią nieco sentymentalną. O czasach które minęły, wierzeniach które zaginęły gdzieś na mrozie Syberii, o nieco innej mitologii niż powszechnie znamy, dalekiej od Olimpu czy Asgardu.
Oto umiera wielki szaman - Serken. Schedę po nim ma przejąć jego wnuk - Edris. Młody chłopiec ( jak dla mnie dziecko ale co ja tam wiem... ) jest jeszcze...
Przyznam, że dotąd znałem Ghost in the Shell z anime. Miałem poważne obiekcje co do mangi, gdyż serial miał zupełnie inną fabułę. Choć przyznaję, że klimat obu dzieł jest podobny a świat nie ulega żadnym zmianom.
Tom jest gruuuby. I warty ceny ponad pięciu dych ( dla porównania standardowa manga kosztuje od 20-25 zł ). Mamy mnogość kolorowych stron ( tak wiem, że w hamerykanckim komiksie są tylko kolorki ), a sama kreska jest dobra. Urokliwe Fuchikomy jeżdżą tam i tu i dywagują nad swym bytem, Major jak zawsze piękna, Batou jak zawsze bezkompromisowy i szkoda mi tylko Togusy który traktowany jest jak żółtodziób wymagający opieki ( którym troszkę jednak jest ).
W tomie mieści się kilka historii. Nie będę zdradzał fabuły w imię krzewienia wśród młodzieży dobrego nawyku czytania dobrych mang, a nie dziełek o demonie-pomywaczu czy kim on tam jest...
I co ważniejsze akcja jest osadzona w świecie cyberpunkowym. Czyli moi kochani najbardziej prawdopodobnej przyszłości która nas czeka :) Juhu :)
Przyznam, że dotąd znałem Ghost in the Shell z anime. Miałem poważne obiekcje co do mangi, gdyż serial miał zupełnie inną fabułę. Choć przyznaję, że klimat obu dzieł jest podobny a świat nie ulega żadnym zmianom.
Tom jest gruuuby. I warty ceny ponad pięciu dych ( dla porównania standardowa manga kosztuje od 20-25 zł ). Mamy mnogość kolorowych stron ( tak wiem, że w...
Twórczość Andrzeja Ziemiańskiego kojarzy mi się z dwoma słowami - Achaja i Wrocław.
"Ucieczka z Festung Breslau " nawiązuje do rodzinnego miasta znakomitego pisarza. Porucznik Shielke z Abhwery dostaje do rąk rozwiązanie sprawy morderstw przy transporcie dzieł sztuki. Jako że sprawa należy do tych nierozwiązywalnych grozi mu realna wycieczka na front wschodni. Zrządzeniem losu trafia na polskiego szpiega o pseudonimie Holmes. Razem tworzą barwny duet- szczególnie gdy na jaw wychodzą typowo "narodowe" cechy.
Ziemiański doskonale oddaje klimat Wrocławia a raczej Breslau w czasach gdy było ono w granicach III Rzeszy. I to nie ze strony heilujących co chwila gestapowców ale od strony jak najbardziej ludzkiej. Takiej w której Niemcy są normalnymi ludźmi zyjacymi w pieknym miescie i mimo calej nazistowskiej ideologii w badz co badz silnym panstwie mimo nadciagajacej nawalnicy . Kawiarnie, teatry , parki... Sam Shielke romansuje z ponetna funkcjnariuszka kripo o imieniu Rita.
Autor pokazuje tez jak nowoczesnym miastem byl Wrocław w tamtych czasach. Domy handlowe, planowane metro ( taaa... ), piekna architektura. Niestety po wojnie strefe ta objal pod swe skrzydla Batiuszka Stalin jak i niestety cala Rzeczypospolita...
Okladka moze niektorym nie przypasc do gustu. Niemiec z thompsonem i Polak z pepeszką z cygarami w zebach i z ciemnymi okularami na nosach. Jednak na ksiazke nalezy patrzec przede wszystkim jako znakomity przewodnik po dawnym Wroclawiu jak i znakomita powiesc sensacyjna.
Twórczość Andrzeja Ziemiańskiego kojarzy mi się z dwoma słowami - Achaja i Wrocław.
"Ucieczka z Festung Breslau " nawiązuje do rodzinnego miasta znakomitego pisarza. Porucznik Shielke z Abhwery dostaje do rąk rozwiązanie sprawy morderstw przy transporcie dzieł sztuki. Jako że sprawa należy do tych nierozwiązywalnych grozi mu realna wycieczka na front wschodni. Zrządzeniem...
Pierw natknąłem się na grę. Magowie, wampiry i wilkołaki w mieście i to w wydaniu rosyjskim, czyli bez pięknisiów i futrzanych wilczków.
W tym świecie występuje podział na światło i ciemność. Sa rowniez Inni - osoby wrazliwe na magie , badz bedace magicznymi istotami , ktore sa w stanie wejsc w Mrok. Jest to lustrzane odbicie naszego swiata w nieco... innej wersji. Równowaga między nimi musi być zachowana, gdyż jej brak spowoduje po prostu wielkie bum. i oprócz Dziennego ( ciemni bo pilnuja dnia i wplywow swiatla) i Nocnego Patrolu ( jaśni pilnujący nocy i wplywow ciemnosci ) istnieje tez trzecia sila - pilnujaca rownowagi Inkwizycja. Jednak zeby do niej nalezec trzeba byc pierw czlonkiem ktoregos z Patroli.
Anton to mag Nocnego Patrolu ( nie wiem czemu ale "Straż Nocna" jako tytuł brzmiałby lepiej... ) . Nie za silny, ale też nie słaby. Ot taki na wampira czy wiedźmę.
Anton trafia tez na dziewczyne nad ktora wisi potezna klatwa bedąca w stanie zniszczyc Moskwe. W miedzyczasie przyplatuje sie Inny - Lustro czyli taki ktory nie jest predystynowany ani do swiatla , ani do ciemnosci.
Znakomite postaci, wartka akcja oraz inspirujace pomysly. Urban Fantasy najwyzszych lotow. Wszystko okraszone iscie rosyjskim klimatem a fakt ze akcja dzieje sie na wielkoplytowych blokowiskach dodaje swojskiego klimatu. Nie jakies tam Los Angeles i palemki a klatki schodowe i zepsute windy.
Ksiazke przeczytalem cztery razy, za kazdym razem na nowo wchodzac w Mrok.
Pierw natknąłem się na grę. Magowie, wampiry i wilkołaki w mieście i to w wydaniu rosyjskim, czyli bez pięknisiów i futrzanych wilczków.
W tym świecie występuje podział na światło i ciemność. Sa rowniez Inni - osoby wrazliwe na magie , badz bedace magicznymi istotami , ktore sa w stanie wejsc w Mrok. Jest to lustrzane odbicie naszego swiata w nieco... innej wersji. ...
Kapitan Ameryka w bardzo narodowej wersji.
Ciekawa reakcja na zamachy 11 września, pokazuje jak faktycznie postrzegana była ta tragedia za oceanem.
W jednej chwili monument potęgi USA runął i najbardziej amerykański heros nie mógł pozostać obojętny - stąd dzieło Riebera.
Pokazuje on jednak nie tylko islamskich ekstremistów, ale również ciemną stronę Amerykanów ( dość "komiksowa" scena, gdy chłopak arabskiego pochodzenia zostaje zaatakowany przez rozżalonego po stracie ukochanej Amerykanina - oczywiście Cap pojawia się w porę wraz ze swą tarczą ).
Słyszałem wiele negatywnych opinii na temat tej historii. Za dużo patetyzmu, amerykańskiego hurra-patriotyzmu czy po porostu przerysowania.
Jednak należy pamiętać, że właśnie od tego momentu postać Kapitana ulega zmianie na lepsze. Jest bardziej utożsamiany ze swoim krajem, i mogę powiedzieć, że od tego tomu stał się liderem Avengers.
Rysunki Cassaday'a są niesamowite. Szczególną uwagę zwracają tu okładki, które oddają ducha całego komiksu i są jakby ikoną Kapitana Ameryki na wiele lat.
Mogę dodać od siebie, że chciałbym aby Biały Orzeł lub Jan Hardy mieli taki punkt w swej karierze który zdefiniuje ich - czy są herosami nawiązującymi do narodowości, czy staną się głębszymi postaciami o określonych ideach...
Kapitan Ameryka w bardzo narodowej wersji.
Ciekawa reakcja na zamachy 11 września, pokazuje jak faktycznie postrzegana była ta tragedia za oceanem.
W jednej chwili monument potęgi USA runął i najbardziej amerykański heros nie mógł pozostać obojętny - stąd dzieło Riebera.
Pokazuje on jednak nie tylko islamskich ekstremistów, ale również ciemną stronę Amerykanów ( dość...
Jeśli ktoś chce zaczynać swą przygodę z fantastyką polecam właśnie "ojców założycieli" tegoż gatunku.
Najważniejszym z nich jest, moim skromnym zdaniem, Jules Verne. Postać niesamowita, człowiek renesansu o wiedzy tak rozległej jak oceany w które przemierzał Kapitan Nemo, i z pomysłami sięgającymi gwiazd.
"Tajemnicza wyspa" tworząc nową, wspaniałą historię łączy przy okazji wątki z "Dzieci Kapitana Granta" oraz "20 000 mil podmorskiej żeglugi" .
Pojawia się więc moja ulubiona postać od arcymistrza Verne'a, a wątki z "dzieci..." w końcu znajdują swój finał.
W literaturze Czarodzieja z Nantes, jak nazywano Verne'a, jest coś właśnie magicznego. Można powiedzieć, że to on jest również prekursorem steampunku, gdyż wiele z jego literackich wynalazków wykorzystuje zaawansowaną technologię parową.
Cóż... Więcej tu napisałem o pisarzu, niż książce, ale "Tajemniczą Wyspę" warto poznać osobiście niż czytać streszczenie.
Jeśli ktoś chce zaczynać swą przygodę z fantastyką polecam właśnie "ojców założycieli" tegoż gatunku.
Najważniejszym z nich jest, moim skromnym zdaniem, Jules Verne. Postać niesamowita, człowiek renesansu o wiedzy tak rozległej jak oceany w które przemierzał Kapitan Nemo, i z pomysłami sięgającymi gwiazd.
"Tajemnicza wyspa" tworząc nową, wspaniałą historię łączy przy...
W tym komiksie Człowiek bez Strachu nie jest pokazany z perspektywy herosa zamiatającego ulicę przestępcami w hell's Kitchen. Oto jego bodajże największy wróg - Kingpin - dowiaduje się jego prawdziwej tożsamości. I wbrew temu co można sądzić nie wysyła na jego mieszkanie armii uzbrojonych po zęby gangsterów , lecz systematycznie podcina życie nie tyle Daredevila co prawnika Matta Murdocka.
Wilson Fisk czeka na okazję dosyć długo , układa plan niczym pajęczą sieć. Po pół roku od odkrycia Kingpin zaczyna od swoich wpływów w społeczeństwie. Niszczy życie zawodowe Murdocka , wysadza kamienicę w której mieszkał , ponadto dyskredytuje go w oczach społeczeństwa z pasają sadysty powstrzymując się aby nie zabić Daredevila. Doskonałe studium zemsty i podłości. zarówno daredevil miotający się w sidłach Króla przestępców jak i on sam są perfekcyjnie przedstawieni. Superbohater który upada na samo dno po to by powoli i ociężale sie podnosić i superłotr który delektuje się upadkiem swego wroga.
Komiks to oldschoool. Wydarzenia dzieją się na długo przed Civil War. W pewnym momencie pojawiają się Avengers w swym najbardziej charakterystycznym bodaj składzie.
Zastanawia mnie również fakt iż Kingpin był tak zawzięty na Murdocka. Pamiętajmy że daredevil jedynie nadszarpywał imperium Fiska . Była to nienawiść czysto ambicjonalana. Oto okazuje sie bowiem ze nieznosny heros i jeszcze bardziej nieznośny prawnik to jedna persona. Co prawda Punisher bardziej dawal sie we znaki lecz polaczenie dwoch aspektow dzialalnosci Czlowieka bez Strachu bylo gorsze niz krwawe laznie w wykonaniu Franka castle,
Konczac. Komiks ma swoj niepowtarzalny klimat. daredevil w moim prywatnym rankingu gerosów oscylowal w klasie średniej. ten komiks pokazał że Murdock to nie prawniczyna który hasa po pracy w czerwonym kombinezoniku z różkami i pałka w łapie, lecz bohater z krwi i kosci jak wolverine czy spidey. Nie bedacy idealem , majacy swe namietnosci ,strachy , zdolny do calkowitej porazki. Rysunki Mazzucchelliego oasuja idelanie do stylu narracji Millera. Ciekawostka sa pierwsze strony poszczegolnych zeszytow obrazujace upadek heros. Od cieplego lozeczka po smietnik...
PS : przy okazji Kapitan Ameryka sostal kolejny plus. Lubie tego patriotycznego hamerykanca rozkazujacego bogowi piorunow, miliarderowi w ultranowoczesnej zbroi i najsliniejszej i najzielenszej istocie na ziemi.
W tym komiksie Człowiek bez Strachu nie jest pokazany z perspektywy herosa zamiatającego ulicę przestępcami w hell's Kitchen. Oto jego bodajże największy wróg - Kingpin - dowiaduje się jego prawdziwej tożsamości. I wbrew temu co można sądzić nie wysyła na jego mieszkanie armii uzbrojonych po zęby gangsterów , lecz systematycznie podcina życie nie tyle Daredevila co prawnika...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Kolejny tom "Szubienicznika" przyniósł mi miłe zaskoczenie. Po recenzjach na wielu, wielu portalach bałem się, pan Piekara stworzył sequel na siłę. Jakby ktoś tym razem zmusił go do skończenia serii a nie porzucenia jej na czas bliżej nieokreślony ( Necrosis, Płomien i krzyż... ).
I jak zwykle ucieszyłem się, że mam odmienne, lepsze gusta od innych :) Głównym grzechem jakim zarzucano tejże książce jest odbieganie od głównych wątków. Ot panowie bracie dyskutują o czymś niezmiernie ważkim, aż tu nagle jednemu z nich wspomni się jakowaś krotochwilka i pięć następnych stron jest właśnie o oweym zdarzeniu.
I ?
I to jest właśnie najlepsze ! Piekara nie pędzi na siłę z akcją. Przeciwnie- buduje szlachecki świat realistycznie, ukazując naszych dumnych sarmackich przodków z krwi i kości. Z wadami, z niedyspozycjami ( pan Komarnicki...). Podobnie jak w pierwszym tomie mamy mnogość akcji która jednocześnie podkręca napięcie, ale też pozwala zatopić się w dawnej minionej Rzeczypospolitej.
Zagadka jednak idzie cały czas do przodu, nieco się komplikując. Mamy nawiązania do historii i pochwały na cześć Lwa Lechistanu. Piekara pozwolił sobie na prztyczek w nos w stronę pewnego redaktora znanej G-g-gazety. I nie sposób się nie zgodzić po przeczytaniu książki, że zarówno w powieści jak i w naszych realiach rodzina Szechterów to banda plugawców !
Kolejny tom "Szubienicznika" przyniósł mi miłe zaskoczenie. Po recenzjach na wielu, wielu portalach bałem się, pan Piekara stworzył sequel na siłę. Jakby ktoś tym razem zmusił go do skończenia serii a nie porzucenia jej na czas bliżej nieokreślony ( Necrosis, Płomien i krzyż... ).
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toI jak zwykle ucieszyłem się, że mam odmienne, lepsze gusta od innych :) Głównym grzechem...