-
Artykuły
Plenerowa kawiarnia i czytelnia wydawnictwa W.A.B. i Lubaszki przy Centrum Nauki KopernikLubimyCzytać1 -
Artykuły
W świecie miłości i marzeń – Zuzanna Kulik i jej „Mała Charlie”LubimyCzytać1 -
Artykuły
Zaczytane wakacje, czyli książki na lato w promocyjnych cenachLubimyCzytać1 -
Artykuły
Ma 62 lata, jest bezdomnym rzymianinem, pochodzi z Polski i właśnie podbija włoską scenę literackąAnna Sierant4
Biblioteczka
Każdy świat ma swoje filary. Lucas koncentruje się na losie rodziny Skywalkerów, Marvel opiera się na Spider- Manie i poszczególnych grupach herosów ( niegdyś prym wiodła F4, dziś panuje trójpodział- Avengers/ Inhumans/ X- Men ), a Prachett miesza w tyglu Świata Dysku trójkę czarownic, Śmierć i straż nocną. Uniwersum wydawnictwa DC Comics ma wiele postaci, jednak istnieje troje bohaterów bez których nie byłoby reszty. Superman, Batman i Wonder Woman. Matt Wagner przybliża ich pierwsze relacje, pierwsze wspólne działania i narodziny owego triumwiratu.
Mocą i siłą tego albumu jest klasyczność wizerunku Trójcy przedstawiona w nowoczesny i lekki sposób. Superman jest taki jak zawsze- sprawiedliwy, honorowy, a przez to patetyczny i naiwnie bohaterski. Wiecznie podejrzliwy i zachowujący się jak szpieg z Krainy Deszczowców Batman. Oraz mitologicznie przaśna Wonder Woman. Wagner przypomina też o niewidzialnym odrzutowcu Diany i o tym, iż Nightwing był kiedyś dzieciakiem w slipkach i pelerynie :D .Trzy postaci które dzieli sporo złączy pozornie przypadkowe wydarzenia. I nieprzypadkowi przeciwnicy.
cd... http://superbook.blog.pl/2015/12/30/185-matt-wagner-trojca-superman-batman-wonder-woman/
Każdy świat ma swoje filary. Lucas koncentruje się na losie rodziny Skywalkerów, Marvel opiera się na Spider- Manie i poszczególnych grupach herosów ( niegdyś prym wiodła F4, dziś panuje trójpodział- Avengers/ Inhumans/ X- Men ), a Prachett miesza w tyglu Świata Dysku trójkę czarownic, Śmierć i straż nocną. Uniwersum wydawnictwa DC Comics ma wiele postaci, jednak istnieje...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Był to pamiętny który jako pierwszy kosztował 40 zł co wówczas mnie zaniepokoiło, lecz teraz stało się normalką .
Historia opowiada i słabości Starka. Tym razem nie tej butelkowanej ani w innej zbroi lecz tkwiącej w człowieczeństwie Antosia. I o ile Bruce Wayne zna kilka ciekawych sposobów na obicie mordy, o tyle Iron Man bez zbroi wygrałby tylko ze swoim kamerdynerem Jarvisem.
Pojawia się bowiem przeciwnik któremu udaje się pokonać Żelaznego mimo jego ekwipunku. Reakcje Starka są zbyt wolne i w ten sposób otrzymuje łupnia które należy mu się za późniejsze wyczyny w Civil War.
Na uwagę zasługują tutaj realistyczne rysunki Granova. Swoją drogą człowiek ten to projektant filmowej wersji zbroi Starka, a więc i komiksowa prezentuje się nieźle.
Scenariusz nie powala, ale pokazuje kolejny raz, że być bogatym, przystojnym, mieć ultranowoczesną zbroję, piękne kobiety, sławę, należeć do supergrupy herosów ratujących świat średnio co miesiąc i przyjaźnić się z bogiem, żywa patriotyczna legendą i człowiekiem zamieniającym sie w zielona bestie to nie wszystko... ( oh really... )
Był to pamiętny który jako pierwszy kosztował 40 zł co wówczas mnie zaniepokoiło, lecz teraz stało się normalką .
Historia opowiada i słabości Starka. Tym razem nie tej butelkowanej ani w innej zbroi lecz tkwiącej w człowieczeństwie Antosia. I o ile Bruce Wayne zna kilka ciekawych sposobów na obicie mordy, o tyle Iron Man bez zbroi wygrałby tylko ze swoim kamerdynerem...
Historia Starej Republiki uniwersum Gwiezdnych Wojen zawsze mnie ciekawiła. Stanowiła ciekawy mariaż antycznych inspiracji z futurystycznymi wizjami. Tak i jest w tym przypadku. Rodzeństwo Daragonach jest swoistym początkiem nieszczęść królestwa. Oto bowiem na arenie pokazują się Sithowie. Z najnowocześniejszą flotyllą i innym ciekawymi gadżetami. Jednak jak to zawsze było w dziejach SR na pierwszej linii obrony stają waleczni Jedi. Ciekawostką są tu miecze świetlne z kabelkiem co było jednak ciekawym zabiegiem, ukazującym ewolucję technologiczną w i tak zaawansowanym pod tym względem świecie. Autor umiejętnie łączy inspiracje starożytnym Egiptem ( choć moim zdaniem i Mezopotamia ma tu swoje przedstawicielstwo ) z space operowym wątkiem galaktycznych bitew. Mistrz Ooroo o którym na początku tylko czytałem i który w owym tekście był siłaczem nad siłacze okazał się mózgo-macko-czymś w krzyształowopodobnym wehikule. Mówiąc wprost - jedyna postać która pasuje do uniwersum GW mniej niż Jar Jar Binks który mimo wszystko taki zły nie był.
Przepiękna okładka i rysunki. Komiks mimo, że nie był rozległą historią nie pozostawiał uczucia niedosytu i udowodnił po raz kolejny, że Gwizdne Wojny na papierze są dużo dojrzalsze niż te na taśmie filmowej.
Historia Starej Republiki uniwersum Gwiezdnych Wojen zawsze mnie ciekawiła. Stanowiła ciekawy mariaż antycznych inspiracji z futurystycznymi wizjami. Tak i jest w tym przypadku. Rodzeństwo Daragonach jest swoistym początkiem nieszczęść królestwa. Oto bowiem na arenie pokazują się Sithowie. Z najnowocześniejszą flotyllą i innym ciekawymi gadżetami. Jednak jak to zawsze było...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Kolejny tom "Szubienicznika" przyniósł mi miłe zaskoczenie. Po recenzjach na wielu, wielu portalach bałem się, pan Piekara stworzył sequel na siłę. Jakby ktoś tym razem zmusił go do skończenia serii a nie porzucenia jej na czas bliżej nieokreślony ( Necrosis, Płomien i krzyż... ).
I jak zwykle ucieszyłem się, że mam odmienne, lepsze gusta od innych :) Głównym grzechem jakim zarzucano tejże książce jest odbieganie od głównych wątków. Ot panowie bracie dyskutują o czymś niezmiernie ważkim, aż tu nagle jednemu z nich wspomni się jakowaś krotochwilka i pięć następnych stron jest właśnie o oweym zdarzeniu.
I ?
I to jest właśnie najlepsze ! Piekara nie pędzi na siłę z akcją. Przeciwnie- buduje szlachecki świat realistycznie, ukazując naszych dumnych sarmackich przodków z krwi i kości. Z wadami, z niedyspozycjami ( pan Komarnicki...). Podobnie jak w pierwszym tomie mamy mnogość akcji która jednocześnie podkręca napięcie, ale też pozwala zatopić się w dawnej minionej Rzeczypospolitej.
Zagadka jednak idzie cały czas do przodu, nieco się komplikując. Mamy nawiązania do historii i pochwały na cześć Lwa Lechistanu. Piekara pozwolił sobie na prztyczek w nos w stronę pewnego redaktora znanej G-g-gazety. I nie sposób się nie zgodzić po przeczytaniu książki, że zarówno w powieści jak i w naszych realiach rodzina Szechterów to banda plugawców !
Kolejny tom "Szubienicznika" przyniósł mi miłe zaskoczenie. Po recenzjach na wielu, wielu portalach bałem się, pan Piekara stworzył sequel na siłę. Jakby ktoś tym razem zmusił go do skończenia serii a nie porzucenia jej na czas bliżej nieokreślony ( Necrosis, Płomien i krzyż... ).
I jak zwykle ucieszyłem się, że mam odmienne, lepsze gusta od innych :) Głównym grzechem...
Jako, że zaczynam drugi tom wypadałoby napisać opinię do pierwszego.
Pierwsza część autorstwa pana Piekary opowiada o tym jak kolejno na dwór pana Ligęzy przybywają dość zagadkowi goście których łączą niezwykłe zaproszenia na włości owego szlachcica. Jednak szkopuł w tym, że sam Ligęza nie ma o niczym pojęcia. Jednak na jego korzyść przemawia fakt, że gościem jest też pan Jacek Zaremba - można rzec, że sarmacki detektyw co i myśleć potrafi i szablą błysnąć.
Całość jest napisana w bardzo swobodny sposób, wątek fabularny jest przeplatany szlacheckimi gawędami, toastami i drobnymi wydarzeniami nieistotnymi z pozoru głównego wątku. Dla kogoś kto nie czuje klimatów RON i szlachecka fantazja jest mu daleka ta cecha może go denerwować i nużyć. Dla mnie jednak jest to ogromna zaleta doskonale przenosząca nas w czasy gdy na tronie zasiadał Sobieski. Ponadto postaci są barwne i niejednoznaczne ( pułkownik Sperling, Rokicki ).
Nasuwa mi się też porównanie z działami pana Komudy. I tutaj dochodzę do wniosku, że zarówno autor cyklu o Mordimerze jak i autor cyklu o Samozwańcu są równie znakomici opisując świat dawnej Rzeczypospolitej, wplatając w to swe historie ( i nie tracąc autentyczności opisywanych czasów ).
Podsumowując. Wielu jest krytykantów tej książki zarzucając jej i jej kontynuacji ( której opis napiszę wkrótce ) zbytnią rozciągłość , bądź po prostu nudę ( bo znacznie łatwiej czyta się o zwadach niźli o ucztach i toastach ), lecz książka ta powinna zagościć na półkach wszystkich miłośników sarmackiego ducha.
Jako, że zaczynam drugi tom wypadałoby napisać opinię do pierwszego.
Pierwsza część autorstwa pana Piekary opowiada o tym jak kolejno na dwór pana Ligęzy przybywają dość zagadkowi goście których łączą niezwykłe zaproszenia na włości owego szlachcica. Jednak szkopuł w tym, że sam Ligęza nie ma o niczym pojęcia. Jednak na jego korzyść przemawia fakt, że gościem jest też pan...
"Spider man: Niebieski" to jeden z komiksów które poczatkowo planowałem pominąć. Myślełem, że to jakaś ckliwa historyjka. Jednak wraz z każdą stroną pojąłem że "Niebieski" ma w sobie to co najlepsze w Pajęczku.
Na początek - narratorem jest Parker który nagrywa taśmę dla swej dawnej miłości - Gwen Stacy. Powraca w niej do lat już po dziabnięciu przez radioaktywnego pająka, ale już spory czas po śmierci wujka Bena. Właśnie w tym czasie poznaje Gwen i MJ. Dwie z trzech dam jego serca ( Ciocia May... ? ). Peter powoli przestaje być ślamazarą a zaczyna być "popularny". Do tego dochodzi stary dobry Jameson i zwierzaczkowaci przeciwnicy typu Rhino czy Vulture. Piekny hołd w stronę Stana Lee i Jacka Kirby'ego. Historia jest bardzo emocjonalna - dla kogoś kto lubi gdy Spidey buja się na pajęczynie i leje po gębie swój własny kostium lub klona może wydawać się nudna, lecz jest to miły przerywnik pomiędzy klasycznymi przygodami Spider-mana ( tym bardziej ze dzieje się przed właśnie sagą klonów... ).
Rysunki są nostalgiczne i bardzo oryginalne. I też niestety nie zawsze na tym samym poziomie. O ile ujęcia z MJ i Gwen odwiedzjących obolalego Petera są miłe dla oka o tyle ujęcie panny Watson z jej ciotką Anna jest... . Perełkami są tu niewątliwie okładki. Szczególnie ta z dwiema adoratorkami Petera w tle.
Tak więc od strony graficznej jak i od strony scenariusza powieść graficzna jest doskonała. Dla fanów Maryli Rodowicz znajdzie się pewien smaczek który moim zdaniem jest wprost genialny i chwałą za niego tłumaczom.
"Spider man: Niebieski" to jeden z komiksów które poczatkowo planowałem pominąć. Myślełem, że to jakaś ckliwa historyjka. Jednak wraz z każdą stroną pojąłem że "Niebieski" ma w sobie to co najlepsze w Pajęczku.
Na początek - narratorem jest Parker który nagrywa taśmę dla swej dawnej miłości - Gwen Stacy. Powraca w niej do lat już po dziabnięciu przez radioaktywnego pająka,...
Trzeci tom serii prequeli "Strażników" Moore'a i Gibbonsa.
Otrzymujemy historie drugiego Nocnego Puchacza i Dr Manhattana. A na deser nieco krótsza opowieść o Molochu.
Następca Hollisa Masona w roli Puchacza wydawał mi się mydłkiem i ciapą z fajnym gadżetami. Jednak komiks pokazuje, że tak nie jest. Dan to nie tylko heros broniący ludzi w swym wypasionym "Archimedesie" ale też wytrwały detektyw. Widać tu doskonale różnicę pomiędzy dwoma Puchaczami. O ile Hollis był ikonicznym superhiroł z bielutkim usmiechem lejącym zbirów po gebach, o tyle Dan to bardziej wyrafinowany superbohater wykorzystujący swą pomysłowość i inteligencję obok mięśni i sprzętu. Nie ukrwyam że postać Nocnego Puchacza II skojarzyła mi się z Batmanem. Nie chodzi tylko o strój ale również kilka wspólnych cech - wyże wymieniona umiejętność dedukcji i intelekt oraz fakt że zarówno Wayne jak i Puchacz nie musieli martwić się o to czy starczy do pierwszego. Podoba mi sie też specyficzna relacja z Rorschachiem ( z Kleksikiem jest tak, że każda relacja z nim jest specyficzna... ) oraz uroczą Liz - pierwszą miłościa Dana. Rysunki wpasowują się w miejsko-slumsowe warunki w jakich odbywają się wydarzenia. Druga część opowiada o Dr Manhattanie. Dotąd myślałem, że Superman i Sentry to największe zabijaki wśród komiksowej menażerii ( pomijam rózne Galactusy i Watchery bo to to nie wiadomo co było , jakieś byty intergalaktyczne... ). Nasz niebieski koleżka jednak pokazuje, że jest inaczej. Pierwsze skojarzenie ? Bóg. Nie taki jak Thor ale posiadający prawdziwie boską moc krecji życia. Manhattan rozważa różne linie rzeczywiostści, szczególnie te w których nie doznał "wypadku". Każdy bowiem najmniejszy wybór tworzy nową gałąź realności. Niebieski sam okresla się mianem Kwantowego Obserwatora. I Pierwszy raz pojąłem że fizyka ma wiele wspólnego z filozofią. Manhattan jest ukazany jako człowiek a jednocześnie nie-człowiek. Jego potęga odbiera mu ograniczenia człowiecze lecz jednocześnie wtrąca go w świat który jest zarezerwowany dla istot zdecydowanie bardziej skomplikowanych niż homo sapiens.
Trzecia część- Moloch. Złoczyńca który był wrzodem na wiadomej części pleców dla Gwardzistów. Typek bystry i inteligentny ale na tyle sponiewierany psychicznie że wszystkie swe atuty potrafi sprowadzić jedynie do napadów na banki i rabunków. Bardzo ciekawa narracja, szczególnie okreslenie Mahattana. Warto też wspomnieć o roli Ozymandiasza który był swoistym Mefistofelesem dla Molocha. Jedynie co nieco mierzi to średnio udane rysunki. W porównaniu z poprzedzjącymi częściami wydają się być niestaranne choć niektóre kadry są warte uwagi.
"Before Watchmen" wciąż trzyma wysoki poziom, choć to znów historie znacznie inne niz oryginał. Pojawia się też kilka drobnych nieścisłości lecz możliwych do wyjaśnienia m in opuszczenie przez Dr Manhattana i jego ówczesną żonę zebrania Strażników - teleportował się z sali czy z dachu, czy z sali na dach a potem... Scenarzyści powinni niekiedy trzymać się jednej ścieżki. Równiez poznanie jedwabnej Zjawy z teamem Puchacz/Rorschach jest niejasne...
Trzeci tom serii prequeli "Strażników" Moore'a i Gibbonsa.
Otrzymujemy historie drugiego Nocnego Puchacza i Dr Manhattana. A na deser nieco krótsza opowieść o Molochu.
Następca Hollisa Masona w roli Puchacza wydawał mi się mydłkiem i ciapą z fajnym gadżetami. Jednak komiks pokazuje, że tak nie jest. Dan to nie tylko heros broniący ludzi w swym wypasionym...
Jeden dzień...
Tyle dzieli Jokera od innych ludzi. Jeden zły dzień... Ale czy na pewno ? Moore ukazuje nam kolejna potyczkę pomiędzy Batmanem a bodaj jego największym adwersarzem. Ale jak to na naszego brodatego okultyste przystało robi to w znakomity sposób. Nie ma tu wiele akcji. Jest za to wiele nawiązań do historii samego Jokera. Komika który wraz z ciężarną żoną ledwo wiąże koniec z końcem. Który czuje sie niedoceniony, zaszczuty. Co doprowadza go do fatalnych w skutkach decyzji. Narodziny moim zdaniem największego obok Luthora, a zdecydowanie najlepszego superłotra DC wskazują na ludzką twarz Jokera. Zielonowłosy psychopata nie jest owładniętym żądzą władzy geniuszem zła. Jest człowiekiem który popadł w obłęd. Porywa on Gordona, postrzela jego córkę i upokarza stróża prawa w wykupionym przez siebie zrujnowanym parku rozrywki. Wraz ze swoją cudaczną świtą próbują doprowadza Gordona na skraj przepaści do której sam spadł lata temu. Niepohamowanego szaleństwa. Nawet potyczka z Wayne'm nie jest taka sama jak zwykle. Moore ukazał Jokera takim jakiego powinno się ukazywać od lat. Nie jako postać stojącą w szeregu z Grundy'm czy Bane'm lecz jako postać tragiczną.
Od strony graficznej komiks jest znakomity. Retrospekcje są utrzymane w posepnym klimacie który przeplatany jest intensywną czerwienią.
Podchodząc do tego komiksu myślałem, że będzie to klasyczne pranie się po gębach Batman vs Joker. Jednak jak pierwszy z nich zauważa tutaj - prędzej czy później którys z nich zabije drugiego ciagnąc za sobą kolejne ofiary.
Czytając dzieła tego formatu wciąż nie mogę pojąć jak komiks może być odczytywany jako kolorowe pisemko dla młokosów. Opinia ta powoli ginie, ale dostęp do tak dojrzałych dzieł powinien być szerszy a same medium komiksowe bardziej rozpowszechnione.
Jeden dzień...
Tyle dzieli Jokera od innych ludzi. Jeden zły dzień... Ale czy na pewno ? Moore ukazuje nam kolejna potyczkę pomiędzy Batmanem a bodaj jego największym adwersarzem. Ale jak to na naszego brodatego okultyste przystało robi to w znakomity sposób. Nie ma tu wiele akcji. Jest za to wiele nawiązań do historii samego Jokera. Komika który wraz z ciężarną żoną ledwo...
Pierwszy tom serii prequeli "Strażników" duetu Moore i Gibbons.
Tom podzielony jest na dwie części. Pierwsza z nich opowiada historię Gwardzistów- grupy herosów działających przed Strażnikami. Druga zaś mówi o losach Laurie Jusperczyk czyli drugiej Jedwabnej Zjawy.
Darwyn Cooke podobnie jak Moore zastosował w przypadku Gwardzistów podobny schemat. Odziera ich z etosu superbohatera. Wręcz wdeptuje w ziemie mit herosa stojącego na straży ludzkości. Oto bowiem Dolarówka ( czy tylko jak kojarze go z Capem ... ) jest jakby markowym herosem sieci banków, Kapitan Metropolis cierpi na megalomanię ( warto wspomnieć o jego... przyjaźni z Zamaskowanym Sędzią ), zaś pierwsza Jedwabna Zjawa jest ładną lalką do lubiącą podkreślać swą urodę...
historia jest osadzona w latach 50 w USA. Klimat ery sprzed rewolucji seksualnej jest odczuwalny a stylizowana kreska dodaje smaczku. Calość jest opowiedziana z punktu widzenia Hollisa Masona- pierwszego Nocnego Puchacza. I człowieka który chyba jako jedyny nadawał się na herosa.
Historia Jedwabnej Zjawy II opowiada o jej losach w wieku nastoletnim. Ciągle kontrolowana przez matkę, osaczana z każdej strony ucieka ze swoim chłopakiem na drygi koniec Ameryki. A fakt, że właśnie mamy kwieciste lata 60... Piękna kreska, szczegolnie tom z psychodelicznymi wizjami oraz sympatyczność głównej bohaterki sprawiają, że hostoria dorównuje nieco ambitniejszej pierwszej.
"Strażnicy Początek" ma wielu, wielu krytykantów. Jednak nie rozumieją oni jednej rzeczy - jest to prequel dotyczący działa Moore'a i Gibbonsa jednak nie jego wierna kopia. Dla mnie seria ta jest czymś świeżym - a do tego utrzymanym na wysokim poziomie.
Pierwszy tom serii prequeli "Strażników" duetu Moore i Gibbons.
Tom podzielony jest na dwie części. Pierwsza z nich opowiada historię Gwardzistów- grupy herosów działających przed Strażnikami. Druga zaś mówi o losach Laurie Jusperczyk czyli drugiej Jedwabnej Zjawy.
Darwyn Cooke podobnie jak Moore zastosował w przypadku Gwardzistów podobny schemat. Odziera ich z etosu...
Te nadrabiane zaległości w opiniach o komiksach z serii WKKM mnie wykończy... I dam głowę, że ktoś mnie oskarży o kryptoreklamę gdyż znowu pojawia sie swietny komiks.
Historia ma właściwie dwa wątki. Ten zwiazany z Thorem i ten zwiazany z Jackiem Hartem.
Obaj sa czlonkami Avengers. Jeden z nich to stary wyga , bedacy w skladzie od poczatku, drugi to przypadkowy przylepiec , do tego nie lubiany przez polowe grupy.
Bog Piorunow odziedzicza po swym ojcu jego potege. Nie jest juz narwanym blondaskiem wymachujacym mloteczkiem tylko czlowiekiem mogacym w koncu zloic zielony zadek Hulka. I w koncu ma brodke i nie wyglada jak starszy brat Asterixa. Jednak jak to mowia - wladza zmienia czlowieka. Jak widac nawet boga. Thor nagle przypomina sobie o swoich wyznawcach ( na szczescie nie ma ich zbyt wielu ) i postanawia pomoc im w wyzwoleniu sie spod twardej reki lokalnego wierchuszki.
Niestety mimo nowego designu i sily Thor ma nadal prosty, mlotkowy wrecz tryb myslenia. Zamiast pertraktacji dyplomatycznymi i okazaniu nieco sily dla zmiekczenia przeciwnika ten uzywa tylko sily co konfliktuje go m in z Iron Manem.
Walet Kier to ciekawa postac. Syn czlowieka i kosmitki polowe zycia spedzil poza Ziemia. Na dodatek tatus wylal na niego Plyn Zero ktory nadal mu potezne moce . Jak mozna sie domyslic zgodnie z doktryna wujka Bena - wielka moc to wielka odpowiedzialnosc cos musialo pojsc nie tak. Bo aby moc brac odpowiedzialnosc trzeba umiec to kontrolowac a nasz bohater przez jej brak byl zmuszony przesiadywac po czternascie godzin w specjalnym pokoju bez zadnych sprzetow gdyz jego moc miala sile malej atomowki. Rowniez jego konflikt z drugim Ant-manem jest waznym watkiem w tej historii, szczegolnie w kwestii jej zakonczenia.\
"Impas" jest znakomitym uzupelnienie "Upadku Avengers". Czytajac drugi z nich zadawalem sobie pytania - gdzie jest Thor ? O co chodzi w watku Ant-man- Walet Kier ? ( samo fakt ze Mrowkowym nie byl Pym ktory od teraz byl Pszczolkopodobnym boahterem o podobnych mocach swoja droga troszke mnie zdziwil gdyz w tamtym czasie mialem nikle pojecie o wydarzeniach w komiksach Marvela ). Podba mi sie tez trzyczesciowa okladka w histriach powiazanych z Thorem jak i kreska ukazujaca lepszego nieco Thora ( i tak jak z Loganem w New X-men zmiany okazaly sie chwilowe... ech ).
Te nadrabiane zaległości w opiniach o komiksach z serii WKKM mnie wykończy... I dam głowę, że ktoś mnie oskarży o kryptoreklamę gdyż znowu pojawia sie swietny komiks.
Historia ma właściwie dwa wątki. Ten zwiazany z Thorem i ten zwiazany z Jackiem Hartem.
Obaj sa czlonkami Avengers. Jeden z nich to stary wyga , bedacy w skladzie od poczatku, drugi to przypadkowy przylepiec...
Moje pierwsze wrażenie było nieco negatywne. Oto znowu mikroskopijny skład grupy , znowu problemy społeczno-polityczne zamiast porządnego przeciwnika typu Magneto .
Jednak po ponownym przeczytaniu komiksu fabuła przypadła mi do gustu. Po czasie rozłąki ze szkołą Xaviera powraca do niej Kitty Pride. Nie ma w niej jednak samego profesora a jej najblizsza osoba nie zyje. Do tego dochodzą problemy związane z "lekiem" na mutację który cieszy się dość sporym powodzeniem ,oraz ( to nieco mniejszy problem ) kolejna edycja strojow projektu Scotta Summersa ... Mamy tu i wewnetrzne tarcia i nowego oponenta . Sporo jest nawiązań do wydanych przez WKKM "New X-Men". Szczegolnie cieszy mnie fakt wlasnie powrotu jednego z czlonkow X-men ,doslownie, zza grobu.
Rysunki Cassadaya trzymaja wysoki poziom ( jak zawsze ). Emma Frost jest, jak samo nazwosko wskazuje - zimna baba. Wolverine powrocil do swej bajecznej fryzurki a Beast wyglada o wiele lepiej w swej kociej formie niz w "New X-men". Ciekawie wygladaja tez mutanci nie obdarzeni mocami , wygladajacy raczej dosc dziwnie 9 polecam scene z naglego wpadniecia tychze do laboratorium ).
Czekam wiec z niecierpliwoscia na nastepny tom , a pewnie zakupie i dalsze czesci , ktore sa bodajze wydane na polskim rynku. Miedzy innymi dzieki temu dzielu w mutanci przezyli swoistego rodzaju resurekcje w moim rankingu komiksow.
Moje pierwsze wrażenie było nieco negatywne. Oto znowu mikroskopijny skład grupy , znowu problemy społeczno-polityczne zamiast porządnego przeciwnika typu Magneto .
Jednak po ponownym przeczytaniu komiksu fabuła przypadła mi do gustu. Po czasie rozłąki ze szkołą Xaviera powraca do niej Kitty Pride. Nie ma w niej jednak samego profesora a jej najblizsza osoba nie zyje. Do...
Druga część runu Whedona i Cassadaya.
Po "Obdarowanych" do X-Men wraca Colossus. Jednak sielanka nie trwa długo. Atak uderza z najmniej spodziewanego miejsca. Z samego serca szkoły Xaviera. Oto bowiem Danger room czyli mówiąc pokrótce - pokój treningowy mutantów, okazuje się być SI na wysokim poziomie. SI która nienawidzi swych ciemiężycieli - X-Men.
Historia jest głębsza niż poprzedni tom. Mamy bowiem realne emocje i pytanie o człowieczeństwo. Bo czy dla dobra mutantów można poświęcić żywą istotę ? Czu może wtedy stajemy się jak nasi oprawcy ?
Przeczytawszy ten tom zauważyłem jeden szczegół - Karolek Ksawery jest kompletnie inną postacią w komiksie niż np w filmach.
Na kartach historii obrazkowych bywa, że potrafi być oportunistą , zaś w filmie sprawia wrażenie dobrotliwego pacyfisty .
Znów brakuje mi kilku postaci - między innymi Nightcrawlera i Rogue ale tak bywa z mutantami. Rownolegle dzialaja w innych grupach i co za tym idzie innych komiksach.
Kreska jest znakomita. Wiadomo - Cassaday. Tom zacheca do zakupu nastepnych czesci bedac juz wydanymi w Polsce :) Szkoda tylko ze drozej :(
Druga część runu Whedona i Cassadaya.
Po "Obdarowanych" do X-Men wraca Colossus. Jednak sielanka nie trwa długo. Atak uderza z najmniej spodziewanego miejsca. Z samego serca szkoły Xaviera. Oto bowiem Danger room czyli mówiąc pokrótce - pokój treningowy mutantów, okazuje się być SI na wysokim poziomie. SI która nienawidzi swych ciemiężycieli - X-Men.
Historia jest głębsza...
Bendis namieszał nieco rozbijając w drobny mak grupę, Avengers, jednak po sześciu miesiącach od tych wydarzeń seria zdarzeń sprawiłą, że Kapitan Ameryka znów może krzyknąć sobie "Avengers Assamble !!! "
Oto na Ryker's Island, czyli więzieniu dla superłotrów dochodzi do masowej ucieczki, za którą stoi Electro wykonujacy polecenia Tajemniczego Ktosia. Na szczęście na miejscu są Daredevil, Luke Cage i jedyna słuszna Spider-Woman. Po chwili dostaje się na nią też Spider-man i ni z gruszki ni z pietruszki Kapitan Ameryka ( może coś przeoczyłem ale odniosłem idiotyczne wrażenie, że autor ukazał to tak : Cap tam był bo był ! ). Dodać należy Iron mana i epizodyczny pokaz siły Sentry'ego. I pozamiatane.
Jednak wydarzenia te skłoniły Rogersa do stworzenia Avengers na nowo. W nowym składzie, z dużą dawką humoru supergrupa prezentuje się bardzo korzystnie. W tym tomie skład jest dosyć okrojony, warto dodać, że pod koniec tej historii dołącza Wolverine, zaś w nastepnych doczepia się jeszcze kilku herosów, m in wspomniany wcześniej Sentry.
Rysunki są z jednej strony genialne ( i znowu ten Sentry ! - tym razem na tle transkoptera pokazuje się w świetnym kadrze zapadającym w pamięć ), a z drugiej fatalne ( tutaj pecha miał Kapitan Ameryka... ten uśmiech pełen radości po rozmowie ze Spider-Woman... ).
Podsumowując. Tom kończy sie tak, że aż kusi aby kupić pozostałe części od Muchy. Szczególnie , że w nastepnym tomie pojawia się... Sentry !
ps: może Sentry to moja mała obsesja ale wreszcie w Marvelu pojawia się ktoś zdolny skopać zadek pewnego Kryptończyka...
Bendis namieszał nieco rozbijając w drobny mak grupę, Avengers, jednak po sześciu miesiącach od tych wydarzeń seria zdarzeń sprawiłą, że Kapitan Ameryka znów może krzyknąć sobie "Avengers Assamble !!! "
Oto na Ryker's Island, czyli więzieniu dla superłotrów dochodzi do masowej ucieczki, za którą stoi Electro wykonujacy polecenia Tajemniczego Ktosia. Na szczęście na miejscu...
W formie wstępu kilka wyjaśnień. Dzieło to miało byc częścia serii Marvela "The End" która była odrębna i niezależna od głównego Uniwersum. Sam miałem styczność tylko z "Wolverine: The End", choć seria ta przekonała mnie, że to ciekawy pomysł. Jednak stało się inaczej i "Kapitan Ameryka: Wybraniec" jest dziełem spoza tego projektu.
Fabuła opowiada o losach amerykańskiego żołnierza w Afganistanie. Kapral James Newman jest zmęczony wojną i rozłąką z rodziną. Na każdym rogu czai się niebezpieczeństwo, a w każda sekunda może przynieść śmierć. Myślicie, że to typowa soldżiersko-hamerykańska opowiastka ? Otóż nie. Za scenariusz odpowiada David Morelli - twórca scenariusza pierwszego Rambo. Doskonale przedstawił warunki panujące nad wzgórzami Hindukuszu i emocje stacjonujących tam żołnierzy. Oto głównemu bohaterowi ( Newmanowi ) ukazuje się drugi główny bohater ( Cap ). I to w chwili w której potrzebuje pomocy właśnie herosa. Kapitan pomaga mu, lecz okazuje się, że nie jest on do końca realny. Fizycznie Cap leży w agonii w tajnym ośrodku w Waszyngtonie. Jego stan pogarsza się z każdą minutą, a każdorazowy wypad za miasto kosztuje go ogromne siły. Mimo to czuwa nad Newmanem, który zaczyna mieć wątpliwości co do swej poczytalności. Do momentu gdy wraz ze swym oddziałem zostaje uwięziony w jaskini. Zaczyna brakować tlenu, a ranni wymagają natychmiastowej pomocy.
Mówiąc w skrócie. Kapitan Ameryka z innej strony. Nie jest tu rzucającym swą gwieździstą tarczą herosem ( choć w retrospekcjach to robi... ) ani człowiekiem zdolnym skopać zadem połowie panteonu postaci Marvela. Jest dogorywającym człowiekiem chcącym w ostatnich chwilach pomóc najzwyklejszym ludziom odkryć to fakt, że żeby być superbohaterem nie trzeba mieć magicznego młota, ultranowoczesnej zbroi czy adamantowego szkieletu. Wystarczy honor, poświęcenie, lojalność, odwaga... Te wartości które sprawiły, że chudzielec Steve Rogers stał się flagowym herosem Ameryki. Pięknie oddaje treść komiksu okładka z 6 zeszytu tomu:
http://galaxiesandcomics.com/marvel/comics/images/chosen6.jpg
Jak się później okazuje kapral Newman nie jest jedynym którego odwiedza Cap.
Kreska Breitweisera wpisała się idealnie do scenariusza. Realistyczne kadry doskonale oddają trud wojny, jak i samego Kapitana, również w retrospekcjach.
"Zimowy żołnierz" był opowieścią zupełnie inną, o innej treści i stylu. "Nowy Porządek" był już bliższy, gdyż pokazywał Kapitana jako ikonę patriotyzmu. Tu zaś ta sama ikona gaśnie.
Dla kogoś kto jest fanatykiem Capa zakończenie nie będzie wesołe, lecz pamiętajmy, że w 616 nadal możemy śledzić jak rozdaję ciosy swą tarczą :)
PS : Nawet nie będąc Amerykaninem można zrozumieć ich sposób pojmowania patriotyzmu, właśnie poprzez takie popkulturowe dzieła. Polski patriotyzm odnosi sie bardziej do czasów przeszłych, chwały dawnych bohaterów, jest ściśle związany z religią, dlatego też niektóre ŚRODOwiska mianują go bogoojczyźnianym.
Amerykański zaś może wydawać nam się patetyczny, zbyt wystudiowany. Salut 21 guns czy hymn o gwieździstym, sztandarze nasuwają nam na myśl stadion Amerykanów z rękami na sercach i ustami pełnymi burgerów, lecz podobnie jak z naszym patriotyzmem to kłamstwo.
Amerykański patriotyzm jest bardzo symboliczny i widowiskowy, lecz prawdziwy i niekiedy wzruszający. Polski jest nieco melancholijny jak romantyk na emigracji, lecz butny i hardy jak Sarmata z husarką w dłoni. Salutujmy więc tym którzy kochają swój kraj, bo miłość do własnej ojczyzny tworzy podwaliny braterstwa z innymi narodami.
W formie wstępu kilka wyjaśnień. Dzieło to miało byc częścia serii Marvela "The End" która była odrębna i niezależna od głównego Uniwersum. Sam miałem styczność tylko z "Wolverine: The End", choć seria ta przekonała mnie, że to ciekawy pomysł. Jednak stało się inaczej i "Kapitan Ameryka: Wybraniec" jest dziełem spoza tego projektu.
Fabuła opowiada o losach amerykańskiego...
Pierwsza poza-rosyjska książka z "uniwersum Metro 2033".
I jakże odmienna od wschodnich wzorców... Nie ma tu akcji w podzimiach ( jeśli już to są to epizody ). Dostajemy za to potężną dawkę metafizyki, mroku nieco innego niż u Diakowa czy Wroczka. Postaci jak David Gottschalk czy Bune są dziekie, lecz ludzkie. Bestie które tu wystepują są bardziej podobne do Czarnych z "Metro 2033" niż np Blokadnika... Są istotami rozumnymi i świadomymi swej rozumności. Gotowymi na poświęcenie i zdolnymi odczuwać ból. I zarazem nasuwa się pytanie. Kto jest prawdziwym potworem ? Czy karaluchowaty Gregor Samsa, czy David Gootschalk ze swoją ciężarówką ?
Ten kto woli klasyczne metrowkie klimaty spod Moskwy badź Pitera początkowo nie będzie zadowolony z akcji, lecz musi spojrzeć na całość "Uniwersum... " nie na jako opowieść o losach Rosjan tylko całego świata. A ten ma wiele barw , mimo, że w większośći są to ledwie odcienie popromiennej szarzyzny...
Pierwsza poza-rosyjska książka z "uniwersum Metro 2033".
I jakże odmienna od wschodnich wzorców... Nie ma tu akcji w podzimiach ( jeśli już to są to epizody ). Dostajemy za to potężną dawkę metafizyki, mroku nieco innego niż u Diakowa czy Wroczka. Postaci jak David Gottschalk czy Bune są dziekie, lecz ludzkie. Bestie które tu wystepują są bardziej podobne do Czarnych z...
Drugi tom "Planety Hulka" jest smutniejszy, ale ma pewną zaletę. Tych którzy uważali Sałatę za prymitywa bijącego kolegów utwierdzi on w przekonaniu, że jest on takim samym herosem jak resztą bandy Marvela.
Oto Hulk i Przymierze idą zrobić kuku Czerwonemu Królowi. Ten z pomocą swych wojsk kieruję na buntowników kolce ( takie pasożytnicze byty przejmujące kontrolę nad umysłem. Coś jak media ). Tu jednak dochodzi do ciekawej sytuacji. Każdy kto zna alter ego Bannera wie, że potrafi on być wygadany, pomysłowy ( Professor ) ale na pewno z łagodnością i dyplomacją u niego ciężej. Jednak okazuje się,że to kłamstwo. Że nasz Zielony Goliat jest ludzki i potrafi się dogadać. Z każdym.
Historia jednak konczy się tragicznie. I tu dochodzę do pewnego wniosku. Hulk ma siłę, inteligencję ( nawet jeśli nie on to Banner ... :p ), fajny odcień skóry i ma powodzenie wśród kobiet ( polecam dodatki z tegoż tomu :) ). Ale ma wielkieeego pecha.
"Planeta Hulka" jest droga i przyczyną zarazem do "Wielkiej Wojny Hulka". Tam z kolei nasz Zielony powróci na Ziemię i zrobi porządek z Iluminati. I akurat wtedy będzie wielkim, zielonym i bardzo złym terminatorem.
Drugi tom "Planety Hulka" jest smutniejszy, ale ma pewną zaletę. Tych którzy uważali Sałatę za prymitywa bijącego kolegów utwierdzi on w przekonaniu, że jest on takim samym herosem jak resztą bandy Marvela.
Oto Hulk i Przymierze idą zrobić kuku Czerwonemu Królowi. Ten z pomocą swych wojsk kieruję na buntowników kolce ( takie pasożytnicze byty przejmujące kontrolę nad...
Bałem się kupić ten komiks. Ze względu na to, że obaj bohaterowie są moimi ulubionymi Strażnikami, oraz dlatego, że nie każdy prequel, szczególnie historii takiego gracza jak Alan Moore, jest dobry.
Jednak okazało się, że moja literacko-konsumpcyjna intuicja mnie nie zawiodła :)
Otrzymujemy bowiem komiks równy oryginalnym "Strażnikom", który nie niszczy legendy Komedianta i Rorschacha.
Za scenariusz odpowiada Brian Azzarello, za rysunki J.G. Jones ( komediant) i Lee Barjemo ( Rorschach).
Pierw kilka słów o posiadaczu legendarnej pinki z buźką. Edward Blake to bardzo nieszablonowy superbohater ( tak jakby któryś z Moore'owskich był...). Ma nieco dziwne poczucie patriotyzmu, przyjaźni się z braćmi Kennedy i jego metody działania sprawiają, że byłby najlepszym przyjaciel Punishera i murowanym kandydatem to najnowszego składu grupy Thunderbolts ( dla nieznających :Red Hulk, Agent Venom, Deadpool , Punisher właśnie i Elektra ). Lecz poprzez ten wizerunek oszołoma z wąsem przedziera się widok człowieka któremu zależy na dobru kraju i który nie ma złudzeń co do superbochaterstwa . Pięknie wstawione są tu teksty niektórych piosenek, m in : "Wanderer" Diona i czytającemu radziłbym przesłuchać tę utwór śledząc kadry komiksu.
Komediant to postać która zapada w pamięć. Często amoralny, mało komiksowy i będący kompletnym przeciwieństwem klasycznych trykociarzy.
Kolej na wściekłego pana Kleksa. Zawsze zastanawiały mnie dwie rzeczy. Jakim cudem plamy na masce Rorschacha ulegają zmianie co kilka sekund i jak on przez tą, bądź co bądź szmatę widzi. Mniejsza... Historia jaką otrzymujemy jest nieco słabsza od komediantowej, ale kreska... Gra świateł, realizm i uliczno-kanałowy klimat. Sama postać Kleksika jest nieco podobna do Blake'a. Obaj stuknięci. Obaj mają swój własny kodeks (a)moralny , lecz różnią się pod wieloma względami.
O ile Rorschach jest mroczniejsza wersją Batmana ( bez kilku milardów na koncie... ) ze szczpytą Punishera ( bez całej masy karabinów) to Komediant jest czymś zupełnie nowym. Postacią odpychającą i przyciagającą zarazem. Podoba mi się też dziennik Rorschacha i realistyczne wpisy z przekreślonymi błedami...
Zestawienie dwóch najciekawszych członków Watchmen. Czekam na trzeci tom z Dr Manhattanem i Night Owlem choć wiem, że tego zestawienia nie przebiją.
Bałem się kupić ten komiks. Ze względu na to, że obaj bohaterowie są moimi ulubionymi Strażnikami, oraz dlatego, że nie każdy prequel, szczególnie historii takiego gracza jak Alan Moore, jest dobry.
Jednak okazało się, że moja literacko-konsumpcyjna intuicja mnie nie zawiodła :)
Otrzymujemy bowiem komiks równy oryginalnym "Strażnikom", który nie niszczy legendy Komedianta i...
http://superbook.blog.pl/2016/03/28/215-wladimir-wasiliew-wiedzmin-z-wielkiego-kijowa/
Naszą cechą narodową jest poczucie niższości. Aktorzy są często określani polską wersją jakiegoś zaoceanicznego gwiazdora. Nie mieści się nam w głowach, że wiele wynalazków wynaleźli i opatentowali Polacy. Nawet własne kulinaria nazywamy z zagranicy- barszcz ukraiński, pierogi ruskie, sałatka grecka… Mamy postkolonialne przekonanie o swojej mniejszości. Chwalimy Simmonsa, Wellsa czy Gibsona zapominając, że mamy Lema, Zajdla czy Sapkowskiego. Na podstawie prozy tego ostatniego została stworzona gra która bije rekordy popularności na całym świecie. Zanim jednak „Wiedźmin: Dziki Gon” święcił triumfy seria związana z Geraltem z Rivii stanowiła już inspiracje literacką. I to dla nie byle kogo, bo współtwórcy „Dziennego Patrolu” Władimira Wasiliewa.
Wizja Wasiliewa jest jednak zupełnie inna niż świat przedstawiony w sadze Sapkowskiego. Wiedźmin ma na imię Geralt, lecz to wszystko co łączy go z białowłosym pogromcą potworów. Tutejszy Geralt również walczy z bestiami. Mają one nieco inny rodowód. Nie są to gryfy, mantikory czy wiwerny, a zbuntowane, oszalałe, zepsute machiny wszelkiej maści i gabarytów. Brzmi idiotycznie ? A jest wprost odwrotnie. Cyberpunkowy świat, przebrzmiały w swoim pędzie porzuca swoje twory jak rozwiązał dama kochanków. Całe połacie zabudowanego terenu stoją odłogiem, gdyż ludzkość przeniosła się do wielkich miast. Wielkiej Moskwy, Wielkiej Warszawy, Wielkiego Kijowa i wszystkich tych miejsc, które ze zwykłych miast stały się gargantuicznymi molochami. Pustaci te są pełne różnorakiego mechanicznego barachła które postanowiło zabawić się w Skynet i pożyć troszkę samowolnie. Ale rdza dała się we znaki i nie wszystko funkcjonuje jak należy.
I na takie problemy są właśnie wiedźmini. Geralt wygląda skrajnie inaczej. Łysa czacha z tatuażem wściekłej kopary i sprzęt przy którym dwa miecze na potwory to liche brzytwy. Ale nadal jest ponurakiem który wesołością dorównuje londyńskiej pogodzie. Tam gdzie Geralt tam i Ciri. Tutaj dziewczę też nieco inne, ale relacja obojga działa na podobnej zasadzie. Czyli przyszywany tatuś czasem zbierze cięgi za gówniarę. Warte uwagi są też dość mroczne i egzotyczne industrialne społeczności zamieszkujące świat Wasiliewa. Łączą w sobie cechy ludów pierwotnych z ich systemami wierzeń i magią z technologią i zmechanizowaniem. Cudowne dzieci ery cyberpunku.
Podsumowanie: Czy można powiedzieć, że to marna, przeinaczona kopia ? Nieudolna inspiracja ? Dla mnie to pomysłowa i ciekawa wariacja na temat oryginalnej sagi Andrzeja Sapkowskiego. I dowód na to, że polska fantastyka nie jest kołem wzajemnej adoracji, a materiałem który ma coś do powiedzenia i przekazania do ogólnoświatowego nurtu. No i sam tytuł- WIEDŹMIN Z WIELKIEGO KIJOWA ! Jest moc. :)
http://superbook.blog.pl/2016/03/28/215-wladimir-wasiliew-wiedzmin-z-wielkiego-kijowa/
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toNaszą cechą narodową jest poczucie niższości. Aktorzy są często określani polską wersją jakiegoś zaoceanicznego gwiazdora. Nie mieści się nam w głowach, że wiele wynalazków wynaleźli i opatentowali Polacy. Nawet własne kulinaria nazywamy z zagranicy- barszcz ukraiński, pierogi ruskie,...