-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński38
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant6
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na maj 2024Anna Sierant978
Biblioteczka
Bezsprzecznie najmroczniejszą powieścią w dotychczasowej, tegorocznej ofercie Wydawnictwa Fabryka Słów jest książka Andrzeja Pupina pt. „Szepty ciemności”. Najmroczniejszą, pod wieloma względami najodważniejszą i zarazem niezwykle intrygującą w swej fabularnej postaci, która zaskakuje, zachwyca, porywa od pierwszych chwil lektury. Brakowało mi takiej książki i dlatego też bardzo cieszę się, że oto dziś mamy ją w naszych rękach. Zapraszam was do poznania recenzji tej pozycji.
Warszawa, lata 20, alternatywny bieg wydarzeń. Oto wraz z Wielką Wojną nastała kolejna, przerażająca Wojna Ciemności, powodująca szaleństwo, przemoc i śmierć wszystkich tych, którzy znajdą się bez świata w objęciach mroku. Kilka lat po jej wybuchu życie wygląda inaczej, gdyż to właśnie sztuczne światło oznacza szansę na przetrwanie nocy. W tych okolicznościach żyje i pracuje w roli prywatnego detektywa kapitan Jerzy Kowalski - emerytowany oficer wywiadowczej „Dwójki”. Przyjmuje on właśnie zlecenie rozwikłania tajemniczej sprawy zaginięcia młodej dziewczyny z dobrego domu, będącej najbliższą przyjaciółką wysoko postawionej mocodawczyni. Bardzo szybko okaże się, że sprawa ta zmieni życie Jerzego już na zawsze...
Andrzej Pupin - dla którego powieść ta jest pisarskim debiutem, zaoferował nam za jej sprawą znakomite połączenie klasycznego kryminału z mroczną fantastyką spod znaku horroru, którego to mariażu dopełniają także elementy sensacji, dramatu oraz klimatycznego romansu. I z tej gatunkowej mieszanki powstała barwna historia o walce ze złem, które przyjmuje tyleż nadprzyrodzoną, co i również możliwie najbardziej ludzką postać. To książka, która nas fascynuje, niejednokrotnie przeraża, jak i często dogłębnie porusza, co w naturalny przekłada się na to, że pasjonujemy się tą relację od pierwszej, do ostatniej strony.
Konstrukcja powieści nie jest skomplikowaną, co też w przypadku debiutu wydaje się jak najbardziej właściwym krokiem autora. Mamy oto relację o kolejnych losach i przygodach głównego bohatera, który podejmuje się nowej sprawy, który wikła się w kilka pobocznych wątków związanych również z niepokojącymi wydarzeniami o charakterze być może stricte kryminalnym, a być może nadprzyrodzonym, jak i który wreszcie odkrywa przerażające zło, któremu przeciwstawienie się jest wielce ryzykownym, ale też i najzwyczajniej w świecie, ludzkim.
To podróże, ucieczki i pościgi oraz walka, zaś z drugiej strony intelektualna gra pozorów, mozolne łączenie faktów i odkrywanie tajemnic ciemności, która niczym zaraza sieje śmierć i szaleństwo. I dobrym jest to, że mamy tu idealnie zachowane proporcje pomiędzy iście filmową akcją, jak i tą bardziej poruszającą wymową tej historii, która w tym przypadku okazuje się niezwykle ważną.
To znakomity, interesujący i zarazem oparty na prostym pomyśle świat, który zachwyca w każdym względzie. Oto autor wykorzystał tu odwieczny strach człowieka przed ciemnością, tworząc w ten sposób mroczną scenerię rzeczywistości, w której to właśnie ciemność i mrok nocy stanowią śmiertelne niebezpieczeństwo dla wszystkich tych, którzy zostali nią i nim dotknięci. To jedno, gdyż z drugiej strony mamy wszakże pięknie ukazaną codzienność życia w przedwojennej Polsce - owszem, nieco inną od tej znanej nam z podręczników historii z uwagi na wspominany powyżej aspekt, ale jednocześnie ujmująco naszą, warszawską, z życzliwością ludzi z jednej strony, ale też i biedą z drugiej. Wierzymy w ten obraz.
Równie wiele dobrego możemy powiedzieć o bohaterach tej książki - na czele z poczciwym, charakternym, oddanym swojej pracy Jerzym, który wciąż zmaga się z wojennymi traumami..., ale też i postaciami z drugiego planu, by wspomnieć chociażby o pewnym bezwzględnym, ale na swój sposób i honorowym królu warszawskiej przestępczości, czy też o pewnej prostej właścicielce małego lokalu, która w iście ujmujący sposób łączy sobą życzliwość z umiejętnością dbania o własne interesy oraz dobro sąsiadów - włącznie z gotowością do przysłowiowego „skrócenia kogoś o głowę”. To ludzie z tamtych dawnych czasów, którzy są realni, prawdziwi, pełni wad, idealni dla tej opowieści.
I jest w tej literaturze coś z dawnych lat, co jednocześnie łączy się dobrą rozrywką dla miłośnika fantastycznej grozy, ale też i kryminału. Bo mamy tu odpowiedni klimat, jest trochę czarnego, z lekka rubasznego humoru, jak i przede wszystkim jest ta piękna lekkość przechodzenia z pola grozy na grunt stricte ludzkich spraw, która w tym przypadku przybiera niezwykle naturalną formę. Oczywiście to dopiero początek dłuższego spotkania z Jerzym i tym barwnym światem, które na kolejne tomy zapowiada się niezwykle ciekawie - choćby z tego względu, że nawet w tej na swój sposób alternatywnej rzeczywistości czas nie uznaje próżni, zbliżając nas i bohaterów do lat 30-tych, do roku 1939, do kolejnej z wielkich tragedii. I jeśli chodzi o mnie, to nie mogę się już doczekać kolejnej odsłony tego cyklu.
Debiutancka powieść Andrzeja Pupina pt. „Szepty ciemności”, to rzecz ze wszech miar udana, intrygująca, w jakiejś mierze zaskakująca swoją naprawdę mroczną wymową. Jednakże – jak wszyscy wiemy, zaskoczenia w literaturze są ważne, potrzebne, niezwykle oczekiwane. I dlatego też z jak największym przekonaniem polecam i zachęcam was do sięgnięcia po ten tytuł, by za sprawą tej lektury przenieść się do nieco innej, przedwojennej Warszawy światła i ciemności… Zróbcie to, a z pewnością nie będziecie żałować.
Bezsprzecznie najmroczniejszą powieścią w dotychczasowej, tegorocznej ofercie Wydawnictwa Fabryka Słów jest książka Andrzeja Pupina pt. „Szepty ciemności”. Najmroczniejszą, pod wieloma względami najodważniejszą i zarazem niezwykle intrygującą w swej fabularnej postaci, która zaskakuje, zachwyca, porywa od pierwszych chwil lektury. Brakowało mi takiej książki i dlatego też...
więcej mniej Pokaż mimo to
W idealnym świecie powinno wyglądać to tak - objęcie cesarskiej władzy, sprawowanie mądrych rządów, cieszenie się szczęściem i przychylnością poddanych... Jednakże w prawdziwym życiu bywa zgoła inaczej, o czym to przychodzi przekonać się głównej bohaterce powieści Andrei Stewart „Cesarzowa kości”, która stanowi sobą drugą odsłonę znakomitego cyklu fantasy pt. „Tonące cesarstwa”. Zapraszam was do poznania recenzji tej książki, która ukazała się w naszym kraju nakładem Wydawnictwa Fabryka Słów.
Stało się - Lin pokonała własnego ojca i jego magiczne konstrukty, objęła cesarski tron i rozpoczęła sprawowanie władzy. Jej największym wsparciem stał się dawny przemytnik i obecny kapitan gwardii - Jovis, jak i niezwykłe, odnalezione w piwnicach pałacu, mówiące zwierzę o imieniu Thrana. Bardzo szybko okaże się jednak, że dotychczasowe poświęcenie i ofiara Lin to nic względem tego, co będzie ją teraz czekać. Począwszy od ponownego zjednoczenia wysp, poprzez zapobiegnięcie ich katastrofalnemu zatonięciu, jak i kończąc na powstrzymaniu marszu zbuntowanej armii konstruktów pod przewodnictwem tajemniczej Nisong - każda z tych kwestii okazuje się palącą, jak i śmiertelnie niebezpieczną...
Andrea Stewart oddała w nasze ręce znakomitą, intrygującą i niezwykle efektowną kontynuacją swojej opowieści o świecie magii płynącej wprost z ludzkich kości, który staje w przededniu nadciągającej, być może największej w historii, katastrofy. I trzeba przyznać, że dokonała ona tego w naprawdę świetny sposób, kreśląc nie tylko kolejne losy Lin, Jovisa, Nisong i pozostałych bohaterów, ale też i odkrywając więcej z sekretów tej morskiej, wyspiarskiej, jakże dla nas egzotycznej rzeczywistości, które dotyczą wydarzeń sprzed wiele lat i określenia przyczyn konfliktu ludzi z budzącą lęk nacją Alanga.
Przede wszystkim dzieje się tu jeszcze więcej, aniżeli w pierwszej części cyklu. Bo mamy tu liczne podróże do kolejnych z wysp, mamy walkę ludzi z konstruktami, jak i mamy wreszcie niezwykle ciekawie zarysowaną relację pomiędzy Lin i Jovisem, których łączy tajemnica posiadanych mocy oraz rodzące się między nimi uczucie, zaś dzielą skrywane przez każdego z nich, wstydliwe sekrety. Ponadto autorka oddała tu znacznie więcej miejsca i czasu pozostałym ważnym bohaterem tej historii - m.in. kochającym się kobietom w osobach Phalue i Ranami, które odegrają niezwykłą rolę w całej serii dramatycznych wydarzeń, jakie staną się udziałem całego Cesarstwa. Jest klimatycznie, z rozmachem, ale też i wielce poruszająco, gdy oto pojawia się czas płacenia najwyższej ceny za błędy przeszłości.
Kolejny raz zachwyca nas wizja tej całej, powieściowej rzeczywistości, czyli spojrzenie na azjatycką kulturę sprzed wieków, dopełnione absolutnie wyjątkową wizją magii płynącej z kości, która może zamieniać zwierzęta i ludzi w posłusznych, przerażających niewolników. Tym razem mamy tu jeszcze więcej odniesień do przeszłości tego świata, ale też i sposobność odwiedzenia kolejnych z jego wysp, gdzie to w każdym przypadku codzienność życia wygląda nieco inaczej. Oczywiście nie brak tu nawiązań do trudnej polityki, do skomplikowanych wierzeń oraz wojny, który jawi się na horyzoncie z coraz większą mocą.
Równie wiele dobrego możemy powiedzieć o bohaterach tej książki - pragnącej bycia dobrą władczynią, zagubionej w nowej roli i potrzebującej oparcia Lin...; poczciwym, ale też i niezdecydowanym w swoich wyborach Jovisie, czy też tajemniczej, budzącej grozę i przerażającej swoją bezwzględnością Nisong, która z czasem staje się tu coraz ważniejszą postacią. Oczywiście nie możemy zapomnieć o urokliwym Mephim i nieco zlęknionej Thranie - magicznych, mówiących, rozumnych zwierzętach i zarazem najbliższych przyjaciołach Jovisa i Lin, którzy chwilami się przezabawni - zwłaszcza Mephi, który wkraczając niejako w nastoletni wiek, da się Jovisowi naprawdę we znaki...
Wojna, magia, przygoda i polityka - każdy z tych elementów wydaje się być tu niezwykle ważnym, intrygującym, niezbędnym w tym, by oddać pełnię tej opowieści. Jednocześnie pojawia się także i miłość, która oczywiście gościła również na stronach pierwszej części cyklu, ale tym razem przybiera ona inną, bardziej dramatyczną i skomplikowaną postać, gdy oto dotyka Lin i Jovisa. I warto docenić to, że mimo swojej wielkiej wagi przyjmuje tu ona istotną, ale i zarazem bardzo subtelną rolę, która dodaje tej historii pikanterii, ale jednocześnie nie zamienia ją w klimatyczny romans fantasy.
Książka ta zamyka wiele z wątków, ale jednocześnie i otwiera nowe, które znamionują niezwykle interesującą kontynuację serii. Kontynuację o tyleż intrygującą, że w kolejnej części role, znaczenia i cele z pewnością się zmienią - pytanie tylko dla kogo na lepsze, zaś dla kogo na gorsze...? To jest jednak melodią nieodległej przyszłości, gdyż teraz warto docenić tę trzecią odsłonę niniejszego cyklu, która w mej opinii jest jeszcze lepszą, bardziej porywającą i z pewnością dramatyczną, aniżeli poprzedni tom. Doceniam również - zresztą jak zawsze, znakomity przekład Piotra Kucharskiego, który dał nam możliwość poznania tej historii z jak najlepszej strony. Wreszcie mamy tu piękne ilustracje Dominika Bronieka, bez których to z pewnością opowieść ta nie byłaby tak efektowną. I wreszcie na koniec brawa dla Fabryki Słów za piękne wydanie, które swoją okładką oczarowuje nas od pierwszego spojrzenia.
Słowem podsumowania – powieść Andrei Stewart pt. „Cesarzowa kości”, to piękna, poruszająca, ekscytująca baśń fantasy, w której obok przygody, humoru i magii uświadczymy jednak także i wielkich, ludzkich dramatów. I w mej ocenie to właśnie połączenie tego, co dobre i piękne z tym, co smutne i mroczne, czyni tę historię tak niezwykłą, wyjątkową, znakomitą w każdym calu. Sięgnijcie po tę książkę i przekonajcie się o tym sami – gorąco polecam.
W idealnym świecie powinno wyglądać to tak - objęcie cesarskiej władzy, sprawowanie mądrych rządów, cieszenie się szczęściem i przychylnością poddanych... Jednakże w prawdziwym życiu bywa zgoła inaczej, o czym to przychodzi przekonać się głównej bohaterce powieści Andrei Stewart „Cesarzowa kości”, która stanowi sobą drugą odsłonę znakomitego cyklu fantasy pt. „Tonące...
więcej mniej Pokaż mimo to
„MODLITWA ZA NIEŚMIAŁE KORONY DRZEW” - pod tym jakże pięknym, poetyckim i niezwykle intrygującym tytułem kryje się oto druga część znakomitego, powieściowego cyklu science fiction „Mnich i robot”, którego to autorką jest Becky Chambers. I podobnie, jak miało to miejsce w pierwszym tomie, tak i w tym przypadku opowiada ona o niezwykłej przyjaźni mnicha i robota, którzy to wspólnie, w fantastycznym świecie przyszłości poszukują odpowiedzi na najważniejsze, ludzkie pytania. Książka ta ukazała się w naszym kraju nakładem Wydawnictwa Insginis.
I tak nasi główni bohaterowie - mnich Dex i robot Mszaczek, przemierzają kolejne obszary świata Pangi i porzucają leśnie peryferyjne odstępy na rzecz większych miast, gdzie to spotykają zamieszkujących je ludzi. Tam, spotykając na swej drodze kolejnych mieszańców, zadają im pytanie o to - Czego oni pragną? Pytanie proste, ale w świecie, gdzie ludzkość ma wszystko, gdzie zrozumiała rolę natury i gdzie osiągnęła powszechne szczęście..., okazuje się być ono naprawdę skomplikowanym, o czym bardzo szybko przychodzi przekonać się naszej parze bohaterów...
Autorka raczy nas kolejnymi losami i przygodami mnicha i robota, którzy przemierzając krainy tego niezwykłego świata czerpią wiedzę tak o nim i jego mieszkańcach, co i o sobie. Jak się bowiem okazuje, człowiek i robot uczą się tu wiele o swoim życiu, własnych pragnieniach i tym, co powinno być najważniejsze - przyjaźń, miłość, natura i bycie dobrym dla innych. I naturalną koleją rzeczy lekcja ta udziela się także i nam, czytelnikom - tak tym młodszym, jak i tym starszym, którzy od czasu do czasu również potrzebują sobie o niej przypomnieć.
Podróż, nowe znajomości, obserwowanie mieszkańców miast, pytania o ich zachowania... - to stały motyw tej relacji, który przekłada się na kolejne niezwykłe przygody naszych wędrowców i zdobywaną przez nich wiedzę względem codzienności życia, religii, dbania o naturę, ale też i chociażby ciekawie zarysowanych relacji społecznych, które w tym „idealnym” świecie różnią się od tych znanych nam, w naszym realnym życiu. I jest tu wiele humoru, nie brak pięknych wzruszeń oraz licznych zaskoczeń, które stają się udziałem siostrata Dexa i Mszaczka. Efektem jest wspaniała relacja, wobec której nie można przejść obojętnym.
I kolejny raz autorka łączy tu w wyśmienity sposób lekkość fantastycznej, w jakiejś mierze wręcz baśniowej historii o losach niezwykłych bohaterów z czymś na wzór filozoficznej rozprawy, podanej nam jednak w tak lekki, przystępny i mądry sposób, że zrozumie ją nawet dziecięcy i nastoletni czytelnik. Rozprawy o tym, czym jest życie i co winno być w nim najważniejszym, a tym samym determinującym nas ludzi do działania w najlepszym, możliwym kierunku. I co ciekawe, padają tu odpowiedzi na te kwestie, których to poznanie pozostawiam jednak już wam.
Jak już wspominałam przy recenzji pierwszej części tego cyklu, mamy tu do czynienia z niezwykle urokliwym spojrzeniem na literackie science fiction, któremu nie można odmówić ciekawej wizji fantastycznego świata, technologicznego postępu oraz zmieniania się ludzkich zachowań, myśli i pragnień. Jednocześnie jest to baśniowe science fiction, które bazuje na ciepłych i pięknych emocjach, na poetyckości słowa i lekkości relacji, gdzie nie ma chociażby przemocy, cierpienia, czy też bardzo trudnych, naukowych pojęć. I to też czyni w mej ocenie tę książkę naprawdę wyjątkową.
Powieść ta liczy sobie zaledwie 175 stron - pięknych, mądrych, ubranych w niezwykłe emocje stron, które mówią o naszym życiu więcej, aniżeli cała tomy naukowych i poradnikowych prac. I to jest czymś wspaniałym, że oto ta niepozornych rozmiarów historia potrafi nas poruszyć, zaskoczyć, skłonić do ważnych refleksji, ale jednocześnie i rozbawić do łez, gwarantującym tym samym doskonałą, czytelniczą rozrywkę. I oczywiście wskazaną jest znajomość pierwszej części, gdyż tylko wtedy będziemy mogli czerpać pełnię literackiego dobra z tej powieści.
Rzecz całą reasumując – powieść Becky Chambers pt. „Modlitwa za nieśmiałe korony drzew”, to coś więcej, aniżeli tylko dobra rozrywka w baśniowych klimatach literackiej fantastyki. To mądrość, refleksja i zarazem pocieszenie, że z nami ludźmi nie jest jeszcze wcale tak źle, skoro takie książki powstają i cieszą się one tak wielką popularnością wśród czytelników. Bo w mej opinii po tytuł ten i zarazem całym niniejszy cykl powinien sięgnąć każdy z nas – naprawdę warto to zrobić. Polecam.
„MODLITWA ZA NIEŚMIAŁE KORONY DRZEW” - pod tym jakże pięknym, poetyckim i niezwykle intrygującym tytułem kryje się oto druga część znakomitego, powieściowego cyklu science fiction „Mnich i robot”, którego to autorką jest Becky Chambers. I podobnie, jak miało to miejsce w pierwszym tomie, tak i w tym przypadku opowiada ona o niezwykłej przyjaźni mnicha i robota, którzy to...
więcej mniej Pokaż mimo to
Filozofia, piękne przesłanie o życiu człowieka, proekologiczna wymowa i do tego moc przygody, akcji oraz humoru... - to wszystko i znacznie więcej kryje się na stronach znakomitej powieści dla dzieci i dorosłych pt. „Psalm dla zbudowanych w dziczy”, która po zdobyciu najważniejszych literackich nagród i oczarowaniu tysięcy czytelników na całym świecie, ukazała się teraz również i w naszym kraju - nakładem Wydawnictwa Insignis. Zapraszam was do poznania recenzji tej pięknej książki.
Oto świat Pangi, w którym ludzkość osiągnęła spełnienie, wyleczyła się z chorób, pogodziła z naturą i żyje tak, jak żyć powinna. Jednakże w tej iście baśniowej rzeczywistości z czasem zaczyna czegoś brakować - sensu, pomysłu, motywacji względem tego, co dalej... Ku jej poszukiwaniu wyrusza grupa tzw. Mnichów Herbacianych, którzy oferując spotkanym po drodze - a jakże, herbatę, poszukują sensu istnienia. I gdy jeden z nich dociera do puszczy..., spotyka na swej ścieżce przedstawiciela robotów, które niegdyś opuściły ludzi i odeszły ku lasom. Robot ten - o imieniu Mszaczek, ma do mnicha pewne pytanie...
Becky Chambers - autorka tej powieści, zaoferowała nam coś niezwykle innego, świeżego, wymykającego się łatwym, gatunkowym podziałom. Z jednej strony mamy fantastykę - świat przyszłości, roboty, technologiczny postęp.... Z drugiej zaś coś na kształt bajki i baśni, gdzie nasi uroczy bohaterowie przemierzają wspólnie świat Pangi poznając nawzajem siebie, rzeczywistość, różne rozumienie tego, czym jest życie... I wreszcie jest to piękna, łagodna w zrozumieniu filozofia, która każe zadawać ważne pytania i zarazem pozwala uzyskać na nie równie ważne odpowiedzi. I w tym względzie jest to książka dla absolutnie każdego z nas - dziecka, młodzieży, dorosłej osoby, która ceni sobie literackie piękno i magię przygody.
Autorka pięknie wprowadza nas w tę w jakiejś mierze oniryczną, powieściową rzeczywistość, ukazując najpierw dylematy i codzienność Dex - czyli mnichów, następnie ich wyprawę do lasu, jak i wreszcie spotkanie z ciekawym świata robotem. A potem..., a potem zaczyna się ich wspólna już codzienność, którą znaczą poszukiwania odpowiedzi na jedno, najważniejsze, zadane przez Mszaczka pytanie. To przygoda, humor, piękno najprawdziwszej przyjaźni oraz poznawanie tego książkowego świata, co samo w sobie jest wielką, fascynującą przygodą.
Opowieść ta pięknem stoi... Mamy w niej bowiem piękną parę głównych bohaterów w osobach Mnicha i robota, którzy najpierw nieufnie, ale za chwilę już zupełnie otwarcie stają się sobie prawdziwymi przyjaciółmi i kompanami ich wspólnej drogi. Mamy tu piękny, niezwykły, odkrywany krok po kroku świat, który ma w sobie coś iście magicznego i wyjątkowego. Wreszcie piękne są emocje, jakie wypełniają strony tej książki, które odnoszą się do wspominanej już przyjaźni, ale też i niezwykłej życzliwości względem świata, ludzi, natury. Tak, to piękno w najczystszej postaci.
Jednocześnie autorka dba tu o to, by nie było „nazbyt poważnie i egzystencjalnie”, serwując nam przezabawne dialogi pomiędzy Mnichem i robotem, opisując niezwykłości świata rodem z naprawdę pomysłowego science fiction oraz kierując bohaterów ku miejscom i postaciom, przy których po prostu dzieje się pięknie, przygodowo. Bo choć tempo tej relacji nie jest być może zawrotnym, to nie można powiedzieć, że jest tu nudno, gdyż co chwilę nas coś zaskakuje, raz po raz pojawia się zadziwiająca ze scen oraz czeka na nas finał, który zmienia wiele, a być może i wszystko względem postrzegania tej literackiej rzeczywistości.
To książka idealna na zły dzień, gdyż jej lektura nie tylko porwie nas bez reszty i wielokrotnie zaskoczy..., ale także nastroi optymistycznie na jutro. Pojawiają się tu bowiem tak proste i zarazem mądre treści, że oto nagle zaczynamy dostrzegać dookoła nas wszystko to, co jest wspaniałym, pięknym, wartościowym, a co warto doceniać każdego dnia. Myślę, że można powiedzieć o tej powieści nawet to, że jest idealnym pocieszycielem na gorszy czas, który to wraz z tą lekturą staje się po prostu lepszym, przyjemniejszym, naszym.
Słowem podsumowania – opowieść „Psalm dla zbudowanych w dziczy”, to jedna z tych odsłon współczesnej literatury, która wymyka się gatunkowym ramom, która nas sobą zaskakuje i która zachwyca w każdym calu – pod kątem fabuły, kreacji postaci i miejsca akcji, wymowy emocji. Dlatego też z jak największym przekonaniem polecam i zachęcam was do skorzystania z tej pięknej, literackiej oferty. Naprawdę warto.
Filozofia, piękne przesłanie o życiu człowieka, proekologiczna wymowa i do tego moc przygody, akcji oraz humoru... - to wszystko i znacznie więcej kryje się na stronach znakomitej powieści dla dzieci i dorosłych pt. „Psalm dla zbudowanych w dziczy”, która po zdobyciu najważniejszych literackich nagród i oczarowaniu tysięcy czytelników na całym świecie, ukazała się teraz...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Wsiąść do pociągu byle jakiego...” - śpiewa nam pięknie Maryla Rodowicz, rysując przed nami tę oto życiową prawdę, że czasami trzeba zostawić za sobą przeszłość, by móc dalej żyć... I słowa tej piosenki odnoszą się również znakomicie do losów głównej bohaterki powieści Kasi Jurczyk pt. „Gniazdowanie”, która również zostawia za sobą trudne „wczoraj”, by móc powitać lepsze "jutro". Książka ta ukazała się nakładem Wydawnictwa Na Szczęście.
Alicja żyje od lat u boku męża tyrana i despoty, znosząc z jego strony upokorzenie, nienawiść, przemoc fizyczną i psychiczną. Oto jednak pewnego dnia postanawia powiedzieć „dość”, udając się wraz synkiem na kolejową stację i za chwilę... wsiadając do nie tego pociągu, co trzeba. Los jednak sprawi, że to właśnie docelowa stacja tej podróży i spotkani na niej ludzie dadzą Alicji szansę na szczęśliwe, dobre, spokojne życie. Jednakże na tym pomysłowość losu bynajmniej się nie koczy, gdyż ten szykuje dla niej i jej dziecka jeszcze jedną, wielce przewrotną niespodziankę...
Powieść ta stanowi sobą pisarski debiut Kasi Jurczyk - debiut ze wszech miar udany, niezwykle życiowy i intrygujący w tej swojej pięknej relacji o codzienności wielu z nas, którzy żyją nie szczęśliwie, nie mają odwagi tego zmienić i zdają się na los. W tym przypadku, ów okazał się dobrym doradcą i planistą dla głównej bohaterki tej poruszającej historii, ale niestety nie zawsze tak bywa, co też wybrzmiewa na stronach tej książki, stając się niejako głosem otrzeźwienia i zachęty do tego, by jednak zdecydować się samemu na ten najtrudniejszy i najważniejszy krok, zanim będzie za późno.
Opowieść tę można podzielić na dwie główne części - tę pierwszą, ukazującą przemocową codzienność Alicji i jej synka Jasia w domu alkoholika..., jak i tę drugą, która przedstawia jej ucieczkę na wieś z dzieckiem do lepszego świata, gdzie życzliwi ludzie pomogą się jej pozbierać i uwierzyć w lepszą przyszłość. Oczywiście i tam przyjdzie doświadczyć jej cierpienia - również ze strony męża, ale też i rozczarowania ludźmi, ale wtedy Alicja będzie już inną, silniejszą, pewniejszą siebie kobietą, która może pokonać wszystko. To historia o życiu, związkach, wynikających z nich dramatach i próbach ratowania siebie i swojego dziecka, wobec której nie sposób przejść nie wzruszonym, co też niech najlepiej świadczy i jej wielkości.
Zapewne każdy z was znajdzie w tej książce dla siebie coś szczególnie ważnego, intrygującego, pochłaniającego bez reszty. Dla mnie tym czymś jest realizm tej opowieści, która tak naprawdę mogłaby się wydarzyć gdzieś tuż obok nas. To realizm czasu i miejsca, gdzie tak udanie udało się oddać autorce naszą miejską i prowincjonalną codzienność, która ma wiele blasków, ale też cieniów. To realizm postaci i ich zachowań, gdzie to Alicja, Marek, Marcelina, czy też Sebastian są ludźmi „z krwi i kości”, czyli nieidealni, nie wolni od błędów, nie zawsze odważni i prawi, ale przez to tacy sami, jak my. I wreszcie jest to realizm życia, gdzie zawsze dobre i złe chwile znaczą je niczym pola szachownicy - raz deszczowym, raz słonecznym dniem...
Być może naiwnie, ale wierzę w moc literatury. I dlatego też w przypadku tej powieści wierzę w to, że jej lektura być może pomoże nie jednej z polskich kobiet w tym, by uwierzyć w siebie, we własną wartość i w prawo do tego, by nie musieć cierpieć z ręki męża, konkubenta, partnera. Z łatwością mogę sobie bowiem wyobrazić, że nie jedna z takich osób odnajdzie swoje losy w losach głównej bohaterki tej książki, której udało się wyrwać z piekła przemocy. I wtedy pojawi się pytanie - Skoro jej tak, to dlaczego mnie by się miało nie udać...? Mam nadzieję, że tak właśnie będzie w wielu przypadkach spotkania z tą ważną i potrzebną powieścią.
Lektura tej książki sprawia, że nie tylko pasjonujemy się losami bohaterów, ale też i się wielce w nie angażujemy, trzymając kciuki za Alicję i małego Jasia, dopingując oboje w walce o lepsze życie, mając nadzieję na to, że jej byłego męża spotka to, na co zasłużył. Bo jest z tą historią po prostu tak, że zagłębiając się w nią nie możemy powiedzieć sobie - ot, to tylko kolejna książka obyczajowa, jak jedna z wielu. Nie możemy, gdyż jest ona ważną, wyjątkową, piękną w tym, co sobą niesie. A niesie nadzieję i wiarę w kobiecą siłę...
Powieść Kasi Jurczyk pt. „Gniazdowanie”, to coś więcej, aniżeli obyczajowa literatura z wysokiej półki. To historia o życiu zwykłych ludzi, w której wielu z nas odnajdzie swoje losy i losy swoich bliskich, co nie zawsze będzie pięknym i miłym, ale z pewnością dogłębnie poruszającym. Sięgnijcie po ten tytuł i doceńcie pracę autorki, która ma wielki, pisarski talent. Polecam.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
„Wsiąść do pociągu byle jakiego...” - śpiewa nam pięknie Maryla Rodowicz, rysując przed nami tę oto życiową prawdę, że czasami trzeba zostawić za sobą przeszłość, by móc dalej żyć... I słowa tej piosenki odnoszą się również znakomicie do losów głównej bohaterki powieści Kasi Jurczyk pt. „Gniazdowanie”, która również zostawia za sobą trudne „wczoraj”, by móc powitać lepsze...
więcej mniej Pokaż mimo to
CZAS jest przewodnim motywem najnowszego zbioru opowiadań Andrzeja Pilipiuka, którym możemy cieszyć się od dni kilku za sprawą Wydawnictwa Fabryka Słów. Czas utracony, czas zmanipulowany, czas zmarnowany, jak i wreszcie czas zachowujący swoje odbicie w materialnym pomniku historii oraz losach tych, których dawno już nie ma. Książka ta nosi tytuł „Czasy, które nadejdą” - a oto moja jej recenzja.
Andrzej Pilipiuk podarował nam tym razem pięć klimatycznych historii z udziałem dwóch doskonale znanych bohaterów - doktora Pawła Skórzewskiego oraz poszukiwacza skarbów historii - Roberta Storma, ale też i kilku innych, czasami budzących skojarzenia z odrębną twórczością tego autora, czasami zaś zupełnie nieznanych, postaci. Umiejscowił je zaś w różnych historycznych epokach - począwszy od drugiej połowy XIX wieku, poprzez okres Wielkiej Wojny, jak i kończąc na czasach PRL-u oraz współczesnej nam rzeczywistości. Wreszcie tchnął w nie elementy kryminału, fantastyki, komedii oraz grozy, czyniąc każdą z nich intrygującą, piękną, na swój sposób wyjątkową.
„REMEDIUM” - pierwsza z opowieści przedstawia lekarskie losy Pawła Skórzewskiego, który trafia na praktykę do jednego z rosyjskich, zakaźnych szpitali, by zmierzyć się tam z chorobami pacjentów, ale też i trudną przyjaźnią z jednym z nich, który poszukuje ostatniej deski ratunku...
To bardzo klimatyczna, niespieszna w swoim tempie i zarazem poruszająca historia, w której znajdziemy wiele symbolicznych odniesień do tego, czym jest ludzki los, bezsilność wobec choroby oraz nadzieja, która zawsze umiera ostatnia. Myślę, że to bardzo dobre wprowadzenie w ten zbiór opowiadań, które od razu oznajmia nam to, że jest to ambitna literatura spod znaku dramatu, przygody i fantastyki.
„KLEMENTYNKA” - druga z historii zabiera nas do Polski epoki PRL-u, gdzie poznajemy rezolutną dziewczynkę o imieniu Klementynka oraz jej niezwykłą rodzinę. To czas stanu wojennego, który dodatkowo mąci pojawienie się na jednym z warszawskich osiedli śladów dzikiego zwierza, być może wilka. Wkrótce okaże się, że to właśnie Klementynka będzie tą osoba, która rozwikła zagadkę ów śladów...
To doskonała komedia osadzona idealnie w naszej polskiej mentalności, która od razu budzi skojarzenia z filmami Barei, ale w której nie brak też elementów kryminału, sensacji, jak i nawet grozy. Najważniejszy jest jednak humor - cięty, rubaszny, z lekka czarny i idealny dla każdego z nas, aczkolwiek chyba w największym stopniu skorzystają z jego dobrodziejstwa ci, którzy wciąż pamiętają tamte dziwne czasy.
„SIÓDMA ARMATA” - to z kolei pierwsza w tym zbiorze opowieść z udziałem Roberta Storma i jego młodszego przyjaciela - Arka, którzy to wspólnie wyruszają na poszukiwania zaginionej z czasów szwedzkiego potopu, tytułowej armaty. Trop ten zawiedzie ich najpierw na Podlasie, zaś za chwilę i do odległej Szwecji, gdzie dojdzie do pewnego szlachetnego, ale i zarazem nieco niecnego uczynku...
I tu Andrzej Pilipiuk raczy nas znakomitym połączeniem awanturniczej przygody z komedią, choć pojawia się i coś z kryminału, ale takiego w bardziej lekkiej, żartobliwej formie. I również jak zawsze w przypadku opowiadań z udziałem Roberta Storma, mamy tu podaną także pięknie lekcję historii, która intryguje, bawi, ale też i uczy...
„PROFESOR ŚMIERĆ” - wraz z tym tekstem wkraczamy na nieco mroczniejsze, literackie obszary - wprost na front I wojny światowej, gdzie to doktor Skórzewski służy w miejscowym lazarecie. To właśnie tam przyjdzie zetknąć się mu z koszmarem wojny, bezsensownością śmierci oraz mocą przerażającej, chemicznej broni. Przyjdzie mu poznać także zagadki czasu...
To mocna, wypełniona wojennym okrucieństwem i niezwykle zagadkowa do samego końca opowieść, w której pojawiają się jednak i komediowe, niejako łagodzące wymowę całości, akcenty - m.in. z udziałem pewnego krnąbrnego urwisa z pobliskiej wsi. I jest tu klimatycznie, ciekawie i zarazem bardzo dramatycznie, gdy oto przychodzi walczyć naszemu bohaterowi o życie...
„CZASY, KTÓRE NADEJDĄ” - i tak docieramy do tytułowej i zarazem najbardziej wstrząsającej - przynajmniej w pierwszej swej części, opowieści tego zbioru. Oto pewnego wieczoru zgłasza się do Roberta Storma młoda dziewczyna, która resztkami sił prosi go o pomoc w pewnej zagadkowej kwestii. Ten nie odmawia, wikłając się tym samym w dramatyczną, pełną cierpienia, ale też i moralnie słuszną sprawę...
To bez wątpienia najmocniejsza z historii, która epatuje przemocą i cierpieniem - w nieco zaskakującej i tym samym odmiennej formie, ale jednak...., jak i która stanowi dla nas coś na kształt głosu opamiętania wobec tego, dokąd zmierza nasz świat wraz z postępem i upadkiem obyczajów. I zapewniam was, że długo nie zapomnicie o tym opowiadaniu...
Z pewnością każdy z nas sięga po niniejsze zbiory opowiadań Andrzeja Pilipiuka z innych powodów - dla rozrywki, dla emocji, dla podróży w odmęty przeszłości, czy też wreszcie dla korzystania z chyba najlepszego we współczesnej polskiej literaturze połączenia historycznej zagadki z fantastyką. Jeśli chodzi jednak o mnie, to sięgam po nie z racji możliwości cieszenia się pięknem słowa, doznań i niespieszności relacji, gdzie nie liczy się iście filmowa spektakularność, ale właśnie wyciszenie, cieszenie każdą ze scen, czy też nawet niedopowiedzeniem każdej z tych opowieści, które zawsze mogą mieć więcej rozwiązań i zakończeń, aniżeli jedno.
Fabularnej jakości tych tekstów dopełniają znakomite ilustracje Pawła Zaręby, które w iście magiczny sposób oddają względem każdego z nich to, co w nim najważniejsze. I jest to tym samym piękna rozrywka, która relaksuje, ekscytuje, zapewnia przyjemnie spędzony czas oraz skłania do wielu refleksji - choćby nad niesprawiedliwością losu, nad tragizmem naszej przeszłości, ale też i tym, jak bardzo łatwo jest dziś zapomnieć o tym, co w życiu człowieka powinno być najważniejsze. Poza tym powiedzmy sobie szczerze, że po opowiadania te sięga się również ze względu na pisarski kunszt Pilipiuka.
„Czasy, które nadejdą”, to kolejna udana odsłona tej „pozajakubowej serii”, która intryguje, porusza i pozwala zapomnieć o troskach naszej codzienności. I cieszmy się tymi książkami, które w jakiejś mierzą są już niewspółczesne i być może nawet nie modne, ale wciąż pozostają pięknymi, wartościowymi, jedynymi w swoim rodzaju. Polecam.
CZAS jest przewodnim motywem najnowszego zbioru opowiadań Andrzeja Pilipiuka, którym możemy cieszyć się od dni kilku za sprawą Wydawnictwa Fabryka Słów. Czas utracony, czas zmanipulowany, czas zmarnowany, jak i wreszcie czas zachowujący swoje odbicie w materialnym pomniku historii oraz losach tych, których dawno już nie ma. Książka ta nosi tytuł „Czasy, które nadejdą” - a...
więcej mniej Pokaż mimo to
Wszyscy pytają dookoła - koty czy psy, psy czy koty...? A może by tak postawić na kojoty! Oczywiście, nie koniecznie w sensie dzielenia z nimi mieszkania w bloku i wspólnych spacerów, ale już półki z książkami, jak najbardziej tak! Oto bowiem ukazała się w naszym kraju kolejna odsłona powieściowego cyklu o przygodach zmiennokształtnej kojocicy Mercedes Thopmson - książka o tytule „Żniwa dusz”, na której to stronach dzieje się barwnie, intrygująco i niezwykle klimatycznie. Tak, kojoty są ok...;)
Tradycji musi stać się zadość, czyli zacznę od słów: w życiu Mercy znów się dzieje! Oto w jej mieście pojawia się bowiem tajemniczy, przerażający Żniwiarz, co pociąga za sobą śmierć wielu magicznych i nadprzyrodzonych istot - począwszy od wampirów, poprzez Białe Wiedźmy, jak i kończąc nawet na Pradawnych. W tej sytuacji Mercy musi działać, gdyż to jest „jej dom” i nikt inny nie ma prawa w nim rozrabiać. By jednak móc tego dokonać, potrzebuje pomocy ze strony pewnego wampira, którego musi najpierw odnaleźć...
Patricia Briggs jest dobrą autorką! Jest autorką, która trzymając się sprawdzonych schematów potrafi wciąż zaskakiwać czytelnika, jak miało to miejsce przy pierwszych częściach powieściowej serii. Oto mamy tu klasyczny motyw konfrontacji naszej dzielnej kojocicy ze złem, w której wspierają ją wilkołaki i która koniec końców prowadzi do - mówiąc kolokwialnie, „totalnej rozwałki”. Jednocześnie Patricia Briggs potrafi przedstawić to zawsze nieco inaczej, wplatając w to okoliczności z przeszłości, udzielając zaskakujących odpowiedzi i czyniąc całą relację jedyną w swoim rodzaju. I w tym właśnie objawia się pisarski geniusz tej autorki.
Walka z mrocznym Żniwiarzem, poszukiwania wampira, kolejne utarczki w watasze wilków oraz nie mniej trudne relacje Mercy z Adamem... - to tylko preludium do wielu innych wątków i wydarzeń, jakie zostały ukazane na ponad 470 stronach tej książki. By było jeszcze ciekawiej, autorka oddaje tu narrację i głos nie tylko dzielnej kojocicy, ale też i jej partnerowi, co pozwala nam uzyskać nieco inne spojrzenie na rozgrywającą się tu historię. Najważniejsze jest to, że z każdym rozdziałem opowieść ta nabiera jeszcze większego rozmachu, tempa i spektakularności, by na końcu uraczyć nas naprawdę mocnym i w mej ocenie zaskakującym finałem.
Bardzo podoba mi się w tej serii i tej jej niniejszej odsłonie to, że znajdziemy w niej wiele różnych elementów, które z jednej strony mogą zainteresować odmienne grona odbiorców, zaś z drugiej składają się one na spójną, iście filmową całość. Bo mamy tu magię, wampiry, śmierć, walkę o przetrwanie i sceny walki, których nie powstydziliby się najlepsi scenarzyści Hollywood..., ale jest i mocno zarysowany wątek komediowy, jak i również ta bardzo uwielbiana przez czytelniczki sfera o charakterze obyczajowym. I w tym względzie można powiedzieć, że każdy z nas znajdzie tu dla siebie coś szczególnie intrygującego.
Jeśli miałabym wskazać w tej książce coś, co w szczególny sposób mnie zaskoczyło, to chyba opowiedziałabym się za po raz pierwszy tak mocno zaakcentowany wątek wampirów. I mam tu na myśli nie tylko sceny i akcję związaną z tymi istotami i ich krwiożerczą naturą, ale też i ciekawe spojrzenie na przeszłość niektórych z przedstawicieli tej nacji - na czele z Wulfem, którego losy i dzieje mogą nas zaskoczyć. I to też sprawia, że chwilami czujemy się tak, jakbyśmy mieli do czynienia z czymś absolutnie nowym, co bardzo kusi...
Bardzo dobrze czyta się tę powieść, która trzyma w napięciu do samego końca, która rozbawia nas do łez tekstami Mercy i która chwilami przyprawia o ciarki na ciele, gdyż jest tu naprawdę wiele mroku w klimatyce fantasy. Oczywiście tradycyjnie zachwyca nas ten fantastyczny świat ludzi i magicznych istot, zaskakuje kolejnymi ze swych sekretów oraz przekonuje do tego, by weń uwierzyć. Całości dzieła dopełnia zaś znakomity przekład Dominiki Schimscheiner, która w mej ocenie rozumie ten świat i tych bohaterów nie mniej, jak sama Patricia Briggs.
Rzecz całą reasumując – powieść „Żniwa dusz”, to kolejna udana, intrygująca, świetnie napisana odsłona tej serii. To przygoda, akcja, humor i miejska fantastyka z absolutnie najwyższej półki, która bawi, ciekawi i zachwyca w każdym calu. I dlatego też gorąco polecam i zachęcam was do sięgnięcia po ten świetny tytuł.
Wszyscy pytają dookoła - koty czy psy, psy czy koty...? A może by tak postawić na kojoty! Oczywiście, nie koniecznie w sensie dzielenia z nimi mieszkania w bloku i wspólnych spacerów, ale już półki z książkami, jak najbardziej tak! Oto bowiem ukazała się w naszym kraju kolejna odsłona powieściowego cyklu o przygodach zmiennokształtnej kojocicy Mercedes Thopmson - książka o...
więcej mniej Pokaż mimo to
Długo, bardzo długo przyszło nam czekać w naszym kraju na kolejną odsłonę genialnego Uniwersum Dmitrija Głuchowskiego „Metro 2033”. Oto jednak dziś mamy przyjemność cieszyć się wreszcie premierą powieści „Paryż, Lewy Brzeg”, która zgodnie ze swoim tytułem przenosi nas wprost nad Sekwanę, do podziemi francuskiej stolicy czasu post apokalipsy. Książka ta ukazała się nakładem Wydawnictwa Insignis.
Madonna - młoda kobieta, przewodnicząca jednej ze stacji francuskiego metra, niezwykle ambitna polityk wyrusza wraz z grupą wiernych żołnierzy ku pozostałym stacjom lewego brzegu Metra 2033, celem zjednoczenia ich w silną, demokratyczną Federację. Bardzo szybko okaże się, że zamiast przychylności i uznania spotka ją niechęć, zagrożenie życia, moc zasadzek i pułapek. Los sprawi, że w misję tę wplącze się pewna piękna dziewczyna, para dzieciaków oraz tajemniczy powiernik wiedzy sprzed zagłady. Jedno jest pewne - nadchodzi czas wielkich zmian...
Jeśli moglibyście się zastanawiać, czy oto może zaskoczyć nas czymś jeszcze kolejna odsłona tej serii, to powiem wam, że jak najbardziej tak. Przede wszystkim jest to absolutnie najmroczniejsza, najodważniejsza i najmocniejsza na polu fabuły historia, której strony znaczy przemoc, erotyka, ale też i najokrutniejsze z ludzkich żądz. I jeśli chodzi o mnie, to bardzo podoba mi się to podejście autora niniejszej powieści - Pierre'a Bordage, który oddał bardzo realistyczne spojrzenia na to, jak może wyglądać życie kolejnych pokoleń pod ziemią, jak bardzo mogły upaść wszelkie prawa, obyczajowe i moralne zasady oraz jak bardzo chorą mogła stać się wiara i religia. Tu nie ma miejsca na dobro, które jeśli nawet się pojawia, to stanowi jedynie przebłysk skażonego słońca w tej mrocznej, podziemnej rzeczywistości Paryża.
Na opowieść tę składa się wielowątkowa relacja, która z jednej strony ukazuje losy Madonny i jej orszaku w podróży przez kolejne lewobrzeżne stacje Metra 2033, z drugiej dramatyczne chwile pięknej dziewczyny o imieniu Zorza, zaś z jeszcze innej przygody Jussa i obdarzonej darem widzenia w ciemności Plaisannce - młodego chłopaka i będącej pod jego opieką dziewczynki, którzy mają tylko siebie i którzy muszą walczyć o przetrwanie. Każdy z tych wątków jest ciekawym, klimatycznym i trzymającym w napięciu do samego końca, który zresztą znamionuje kontynuację tej opowieści.
To również jedna z najciekawszych wizji post apokaliptycznego świata w całym Uniwersum, gdzie to mamy naprawdę ciekawe smaczki, jak chociażby chorą wiarę wyniesienia, zabawne spojrzenie na przeznaczenie samochodów, zegarków, książek..., czy też cos na kształt powszechnego przyzwolenia na pedofilię - przynajmniej w niektórych kręgach. To mroczny, duszny, ale też i piekielnie interesujący świat - nawet choćby w spojrzeniu na inną, nieznaną nam dotąd rolę stalkerów. Do tego dochodzi perfekcyjnie oddana polityka, epickie sceny walki oraz zaskakująca obecność mutacji wśród ludzi, których dotąd nie spotkaliśmy w żadnej z książek serii.
Czytając tę powieść czujemy podświadomie to, że stanowi one sobą jedynie wstęp i początek większej całości, która poprowadzi nas do wojny w Metrze, do odkrycia tajemnic prawego brzegu Paryża, jak i wreszcie rozstrzygnięcia się losów bohaterów, którzy kochają, marzą o lepszym jutru, walczą o każdy kolejny dzień. Jednakże już teraz możemy być pewni tego, że mamy do czynienia z jedną z najlepszych odsłon tego kultowego już Uniwersum - pod względem złożoności fabuły, pod kątem kreacji niezwykle barwnych postaci i codzienności Metra oraz mrocznej atmosfery, która w mej ocenie jest dla tej serii tym, czym dla nas powietrze. I tak - warto było czekać tych kilka lat na premierę tej książki.
Nie jest rzeczą prostą dać temu Uniwersum coś nowego, innego i zaskakującego, gdy mamy już za sobą tak wiele jego odsłon autorstwa pisarzy z całego świata. Jednak Pierreowi Bordage udało się tego dokonać, oferując nam pasjonującą, klimatyczną, spowitą mrokiem i przemocą opowieść, której poznawanie jest jednym, ale drugim jest to, co zostaje z nami po dobrnięciu do ostatniej strony lektury - przemyślenia, pytania, niemożność doczekania się ciągu dalszego. I tak właśnie powinno być z każdą książką.
Słowem podsumowania - powieść „Paryż, Lewy Brzeg. Metro 2033” – to rzecz wielka, intrygująca, zaskakująca wymową i porywająca od pierwszych stron. I dlatego też z jak największym przekonaniem polecam i zachęcam was do sięgnięcia po ten tytuł – naprawdę warto to zrobić.
Długo, bardzo długo przyszło nam czekać w naszym kraju na kolejną odsłonę genialnego Uniwersum Dmitrija Głuchowskiego „Metro 2033”. Oto jednak dziś mamy przyjemność cieszyć się wreszcie premierą powieści „Paryż, Lewy Brzeg”, która zgodnie ze swoim tytułem przenosi nas wprost nad Sekwanę, do podziemi francuskiej stolicy czasu post apokalipsy. Książka ta ukazała się nakładem...
więcej mniej Pokaż mimo to
Piekło na ziemi, to pojęcie istniejące niemalże od zawsze, odnoszące się do ludzkiej krzywdy, bólu i cierpienia. Jednakże w ostatnim czasie pojęcie to znajduje coraz bardziej realną postać, gdy spojrzymy na toczące się wojny, na globalne ocieplenie, głód. I to właśnie o tym piekle, które tu jest i które nie zniknie, opowiada mocna powieść Roberta Forysia pt. „Bramy Sodomy”, którą możemy cieszyć się od dni kilku za sprawą Wydawnictwa Warbook.
Świat nieodległej przeszłości, Bałkany, obóz dla emigrantów z Azji i Afryki. To właśnie w tym miejscu, które stanowi niejako ostatni bastion ochrony Zachodniego Świata przed falą islamskiej emigracji, dochodzi do zaginięcia syna jednego z ważnych watażków, zaś misję jego odnalezienia podejmuje polski porucznik, stanowiący prawą rękę komendanta obozu. Tym samym przyjdzie mu dotrzeć do najniebezpieczniejszych zaułków „Nowej Sodomy”, zetknąć się z niewyobrażalnym okrucieństwem oraz narazić życie własne i najbliższych, gdyż nie każdy chce, by jego śledztwo zakończyło się sukcesem...
Robert Foryś zabiera nas tą opowieścią do piekła, które jest usłane islamskim fanatyzmem, surowymi zasadami szariatu, wszech obecną przemocą, seksualnym wyzyskiem oraz strachem. To istna beczka prochu, gdzie nienawidzące się wzajemnie etniczne grupy szukają tylko pretekstu, by rozpocząć kolejne z krwawych starć. W tej scenerii rozgrywa się ta historia spod znaku akcji, sensacji i kryminału, w której to na próżno szukać happy endu, gdyż szczęśliwe zakończenia są tu czymś nieznanym, niemożliwym, nie pasującym do tego świata.
Opowieść ta przyjmuje postać pierwszoosobowej narracji głównego bohatera - polskiego oficera, którego imię poznajemy dopiero w końcowych fragmentach książki. To właśnie na jego barkach spoczywa konieczność odnalezienia żywego syna watażki - ewentualnie jego ciała, ale wtedy również i wskazania winnych śmierci chłopca. To u jego boku poznajemy codzienność życia w obozie, odkrywamy panujące tam prawa - tak te pisane, jak i te naprawdę funkcjonujące, jak i wreszcie dowiadujemy się tego, jak wygląda cały ten świat, który jawnie chyli się ku upadkowi. To walka, pościgi, polityczne zagrywki oraz wielkie emocje, które nie opuszczają nas do samego końca tej historii.
Książkę tę można podzielić nie tyleż na dwie główne części, ile na dwa główne wątki. Pierwszy z nich skupia się na śledztwie polskiego porucznika, jego osobistych losach i wszystkim tym, co ma z nim bezpośredni związek. Na drugi składają się zaś refleksje - jego, innych bohaterów oraz samego Roberta Forysia nad tym, czym jest dziejąca się na naszych oczach fala emigracji do bogatej Europy, porównywana wielokrotnie do początków upadków Rzymskiego Imperium. I są to mocne słowa i oceny, które mają wiele racji i z którymi można się zgodzić, aczkolwiek też nie zawsze i nie w każdym przypadku, co jest oczywiście przywilejem każdego z nas, czytelników. Faktem jest jednak to, że opowieść ta ma swój duży, polityczno-filozoficzny ciężar.
Mogę za to uspokoić wszystkich wiernych czytelników Roberta Forysia i Wydawnictwa Warbook, że nie zabraknie tu efektownej akcji z walką na czele, która przybierze postać licznych wymian ognia, ucieczek i pościgów, ciekawego spojrzenia na konkretne rodzaje broni i jej możliwości. Oczywiście nie jest to wojna w pełnej skali, ale i tak jest się czym pasjonować i intrygować. I tu warto docenić realizm tej relacji, w której nie ma twardych, niezniszczalnych i wychodzących cało z największych kłopotów super bohaterów, są zaś ludzie, którzy czują strach, którzy odnoszą rany, którzy umierają.
Mamy tu naturalnie wiele innych dobrych elementów tej powieści - charakternych bohaterów, gdzie na pierwszy plan wysuwa się oczywiście polski oficer, który jest twardym, w jakiejś mierze honorowym, ale też i realistycznie patrzącym na otaczającą go rzeczywistość mężczyzną, kolejno naprawdę mocny obraz brudnego, obdartego z godności, mającego za nic krzywdę niewinnych, świata, czy też wreszcie perfekcyjnie budowane napięcie, które z rozdziału na rozdział tylko i wyłącznie się potęguje i gęstnieje. Do tego dochodzi jak zawsze dobry, pisarski warsztat autora, który wie jak zaciekawić czytelnika.
To rozrywka - mocna, odważna, spowitą aurą przemocy rozrywka, która jednocześnie stanowi - przynajmniej w mej ocenie, swego rodzaju manifest autora względem tego, jak oto na naszych oczach powtarzają się dzieje świata, gdy starożytna, zachodnia cywilizacja musiała ustąpić pola barbarzyństwu. Oczywiście mamy prawo zgodzić się z nim lub nie, ale z pewnością warto poznać tę tezę. Można też cieszyć się tu po prostu dobrą lekturą spod znaku widowiskowej sensacji, która intryguje, zaskakuje, czasami porusza i pozostaje na długo w pamięci. Tak na marginesie warto docenić wiedzę historyczną Roberta Forysia, która jest niezwykle rozległą.
Pozostaje mi zatem polecić i zachęcić was do sięgnięcia po ten tytuł – tym bardziej, że z pewnością ukaże się kontynuacja tej barwnej, dobrze napisanej, ekscytującej opowieści. Polecam - naprawdę warto.
Piekło na ziemi, to pojęcie istniejące niemalże od zawsze, odnoszące się do ludzkiej krzywdy, bólu i cierpienia. Jednakże w ostatnim czasie pojęcie to znajduje coraz bardziej realną postać, gdy spojrzymy na toczące się wojny, na globalne ocieplenie, głód. I to właśnie o tym piekle, które tu jest i które nie zniknie, opowiada mocna powieść Roberta Forysia pt. „Bramy Sodomy”,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Być bohaterem... - to pragnienie wielu, ale nie zawsze kryją się za nim te same intencje, gdy niektórzy chcą być nim dla sławy, inni dla bogactwa, zaś jeszcze niektórzy dla udowodnienia samemu sobie, że znaczą więcej. O tym opowiada właśnie piękna, komiksowa baśń fantasy pt. „Przesilenie”, której to autorką jest Joanna Sępek. Zapraszam was do poznania recenzji tej pozycji, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Kultura Gniewu.
Koza i Lis wyruszają w świat celem pokonania potworów, zdobycia skarbów, stania się jednymi z największych bohaterów. Bardziej zdeterminowaną w tym celu jest Koza, której to Lis towarzyszy z pałającej do niej miłości i troski. Jednakże oto los sprawi, że oboje rozstaną się w tej podróży, osiągając wielkie cele, ale też płacąc za to ogromną cenę. Bo gdy nawet już powrócą do swego domu, to nic nie będzie już jakim, jak przedtem.., a każdy kolejny dzień będzie niósł ból, lęk i cierpienie, czyniąc ich czas najtrudniejszą z walk...
Joanna Sępek dała nam w swoim debiucie piękną, poruszającą i wielowymiarową opowieść fantasy, która w mej ocenie zaciekawi tak młodszego odbiorcę, jak i oczaruje sobą również starszego czytelnika. Otóż jej strony wypełnia barwna przygoda, magia, walka z mieczem, ale jednocześnie też i uniwersalna prawda o tym, że największe potwory nie kryją się w odległych krainach i najciemniejszych jaskiniach, ale w naszych umysłach. I możemy pokusić się w tym względzie o stwierdzenie, że komiks ten przyjmuje postać mądrej, ważnej, terapeutycznej baśni, w której to wielu z nas odnajdzie coś z naszego realnego życia.
Autorka nie wprowadza nas szczegółowo w realia tej opowieści, fundując od razu historię z życia pary głównych bohaterów, których to poznajemy wraz postępem lektury i tym samym odkrywamy przyświecającą im motywację wyruszenia w świat za bohaterską przygodą. To ich kolejne losy, konfrontacje ze złem, spotkania z innymi postaciami oraz zmieniająca wszystko chwila rozstania, po której każde z nich zmierzy się w swojej własnej walce. I gdy wydaje się, że już wszystko będzie pięknym, dobrym, szczęśliwym, to okazuje się być to dopiero początek najważniejszej części opowieści, jaką mamy przyjemność tu odkryć. Efektem jest fascynująca, nie zawsze najprostsza w odbiorze, ale przy tym wypełniona wielkimi emocjami relacja, która ma w sobie tak wiele symboliki i znaczeń, że nie sposób zapomnieć o niej przez długi czas.
Za miejsce tej historii mamy fantastyczny świat magii, quasi średniowiecznej scenerii oraz zamieszkujących go zwierząt, które niczym ludzie pragną szczęścia, sławy, miłości. I dlatego też niezwykle łatwo jest nam odnaleźć w nim nasze ludzkie sprawy, zaś w osobach Kozy i Lisa dwoje zakochanych osób, z których jedna potrzebuje wielkiej pomocy nie zdając sobie do końca z tego sprawy, zaś druga robi wszystko, bo to czynić i w ten sposób ją chronić. I oczywiście mamy tu wiele z fantastycznego, chwilami wręcz onirycznego snu, ale też i nie mniej z najbardziej realistycznej rzeczywistości nas samych, ubranej na potrzebę tej konwencji w szaty komiksowej baśni.
Dla mnie jest to również opowieść o miłości - tej najprawdziwszej, najpiękniejszej, absolutnie bezinteresownej, gdy oto mimo złych chwil, pojawiających się demonów i dramatów na ciele i umyśle, wciąż kochamy najbliższą nam osobę, będąc gotowym do uczynienia dla niej absolutnie wszystkiego. I być może taka miłość pojawia się tylko w bajkach, ale nie zmienia to w niczym tego, że chcemy widzieć i poznawać ją z jak największą chęcią, gdyż w ten sposób spełniamy również nasze własne o niej marzenia.
Ilustracje w tym komiksie są ładne dla oka, niezwykle klimatyczne, poprowadzone lekką i płynną kreską, w której to być może nie ma przesadnej dbałości o szczegóły, ale jest absolutnie wszystko to, co powinniśmy zobaczyć. To również dobre kadrowanie, efektowność dynamiki scen akcji oraz przekonujące oddawanie emocji na zwierzęcych obliczach bohaterów, co zawsze jest trudniejszym, aniżeli w przypadku ludzkich postaci. Do tego dochodzą dobrze dobrane, lekko stonowane i bardzo klimatyczne dla tej opowieści kolory, które nie rażą nas po oczach swoją intensywnością, ale raczej uspokajają subtelnością barw.
Być może nie wiemy do końca tego, co chciała nam przekazać tą opowieścią Joanna Sępek, co też jest rzeczą piękną, gdyż każdy z nas może odnaleźć w tej historii coś innego, wyjątkowego, wspaniałego. Dla mnie tym czymś jest opowieść o miłości, która pomaga pokonać drzemiące w każdym z nas demony - nie od razu, nie w najprostszy sposób i nie zawsze do końca, ale pomaga. I ten aspekt niniejszej historii wzruszył mnie w bardzo dużym stopniu, za co chcę podziękować autorce. Oczywiście jest to również ciekawa fabularnie historia spod znaku fantastyki i przygody, co także warto docenić.
Słowem podsumowania – komiksowa opowieść pt. „Przesilenie”, to rzecz intrygująca, z pewnością zaskakującą swoją fabularną postacią i symboliczną wymową, jak i wreszcie pięknie wzruszająca odbiorcę, niezależnie od tego, ile ma on lat. I tym samym jest to również bardzo udany, pełnowymiarowy debiut Joanny Sępek, na której to kolejne prace będę oczekiwać z wielką ciekawością. Polecam.
Być bohaterem... - to pragnienie wielu, ale nie zawsze kryją się za nim te same intencje, gdy niektórzy chcą być nim dla sławy, inni dla bogactwa, zaś jeszcze niektórzy dla udowodnienia samemu sobie, że znaczą więcej. O tym opowiada właśnie piękna, komiksowa baśń fantasy pt. „Przesilenie”, której to autorką jest Joanna Sępek. Zapraszam was do poznania recenzji tej pozycji,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Góry... - niektórzy z nas je podziwiają, kochają, przemierzają bezpiecznymi szlakami. Inni zaś je zdobywają, ryzykując zdrowie i życie dla tej jedynej cennej chwili, gdy stoi się na upragnionym, poskromionym, wywalczonym szczycie. I to właśnie o tej grupie ludzi i ich niezwykłej pasji opowiada komiksowy album Anny Zalewskiej pt. „Wyżej niż kondory”, który to ukazał się nakładem Wydawnictwa Kultura Gniewu.
Polska, Warszawa, rok 1932. Kilku młodych pasjonatów górskiej wspinaczki marzy o kolejnej wyprawie, która tym razem będzie stanowić dla nich naprawdę wielkie wyzwanie. Wybór pada na drugi najwyższy szczyt Ameryki Południowej - znajdującą się w Argentynie górę Mercedario. Tym samym nastaje czas przygotowań, zdobywania funduszy, sprzętu oraz długiej, morskiej podróż do Buenos Aires. Na miejscu rozpocznie się właściwa wyprawa, która przyniesie im wiele wyzwań, niebezpiecznych chwil oraz niespodzianek, z których to największą okaże się kolejny z celów wspinaczki...
Komiks ten stanowi sobą graficzną adaptację wspomnień autentycznego uczestnika wyżej wspomnianej wyprawy - Wiktora Ostrowskiego. To właśnie jego zapiski służą za niniejszą relację, która z jednej strony stanowi sobą coś na wzór historycznego, fabularyzowanego reportażu, zaś z drugiej naprawdę intrygującą, trzymającą w napięciu i nierzadko wzruszającą historią o pasji, przygodzie, przyjaźni i spełnianiu marzeń o dotknięciu nieba, na którym latają tytułowe kondory. I pięknym jest to, że taka opowieść powstała i że możemy ją dziś poznać, odkrywając tym samym nieznanym wielu z nas historię młodych Polaków sprzed ponad 90 lat.
Autorce udało się dokonać tu rzeczy naprawdę wielkiej - wywołać u czytelnika poczucie, że oto bierze on udział w tej górskiej wyprawie sprzed lat. Odkrywając tę opowieść naprawdę czujemy się tak, jakbyśmy towarzyszyli Wiktorowi, Adamowi, Jankowi, Konstantemu i dwóm Stefanom w ich codzienności wspinaczki, pokonywaniu własnych ograniczeń, doświadczaniu chwil porażek, ale też i triumfów. I jest to zasługą narracji, ilustracji oraz przemawiających przez te słowa i przez te obrazy emocji, że oto odbywamy swoistą podróż w czasie, czując i przeżywając dokładnie to sami, co ci odważni, młodzi ludzie.
Warto docenić również to, że historia ta trzyma się możliwie najbliżej faktów, bazując na wspomnieniach Wiktora Ostrowskiego, niosąc sobą lekcję o tym, czym są wysokogórskie wspinaczki oraz ukazując piękno natury, gór, tamtego dawnego świata – mamy tu m.in. autentyczne zdjęcia z tamtej ekspedycji, zawarte na końcowych stronach komiksu. I to jest jedno z obliczy tej opowieści, gdyż jest i drugie, stricte rozrywkowe, które zachwyca nas swoją przygodową postacią, umiejętnym potęgowaniem napięcia i oczekiwania na to, jak potoczą się losy wyprawy oraz równie udanym zaprzyjaźnianiem nas z tymi młodymi wówczas ludźmi, którzy na swój sposób, właśnie poprzez udział w tej wielkiej i ważnej wyprawie, pozostali nieśmiertelni.
Ilustracje są ciekawe, klimatyczne, ładne dla oka, choć też i trzeba przyznać, że przyjmują one bardzo prostą postać pod względem kreski, czy też skupiania się na na tym, co najważniejsze i najistotniejsze, niekoniecznie zaś na szczegółach. Jednakże w tym przypadku ów prostota ma swój sens, logikę i niewątpliwy urok, którego w dużej mierze dopełnia także łagodna, lekko pastelowa kolorystyka, która również sprawdza się tu bardzo dobrze. Mnie osobiście rysunki te kojarzą się z ofertą komiksu Herzyk pt. „Wolność albo śmierć”, co oczywiście jest komplementem dla Pani Anny.
Dużą wartością tego tytułu jest również to, że może sięgnąć po niego bardzo szerokie grono odbiorców - począwszy od miłośników gór, poprzez sympatyków historycznych reportaży, jak i kończąc na wszystkich tych, którzy cenią sobie dobrą, podszytą humorem, piękną przygodę. Innymi słowy rzecz ujmując, mamy przed sobą uniwersalną i do tego intrygującą opowieść dla młodych i starszych czytelników, którzy cenią sobie ciekawie opowiedziane i poszerzające naszą wiedzę o świecie, historie.
Słowem podsumowania - „Wyżej niż kondory” to pozycja udana, ważna i oddająca w piękny sposób hołd bohaterom wyprawy w Andy z 1933 roku. I dlatego też warto sięgnąć po ten tytuł, poznać jego ofertę oraz docenić pracę Anny Zalewskiej, która opowiedziała i przypomniała nam o tamtych dawnych wydarzeniach w tak barwny, intrygujący i wspaniały sposób. Polecam.
Góry... - niektórzy z nas je podziwiają, kochają, przemierzają bezpiecznymi szlakami. Inni zaś je zdobywają, ryzykując zdrowie i życie dla tej jedynej cennej chwili, gdy stoi się na upragnionym, poskromionym, wywalczonym szczycie. I to właśnie o tej grupie ludzi i ich niezwykłej pasji opowiada komiksowy album Anny Zalewskiej pt. „Wyżej niż kondory”, który to ukazał się...
więcej mniej Pokaż mimo to
„TYMEK I MISTRZ” - ta już kultowa, znana i uwielbiana komiksowa seria Tomasza Leśniaka i Rafała Skarżyckiego powraca w nowej, niezwykle efektownej odsłonie w postaci albumu „Tomek i Mistrz. Uczeń czarnoksiężnika”. Ba! - powraca z nowymi historiami o przygodach tytułowej pary bohaterów, którzy za pomocą magii, ujmującej naiwności i humoru są w stanie pokonać wszelkie kłopoty i problemy. Album ten ukazał się oczywiście za sprawą Wydawnictwa Kultura Gniewu.
Jak doskonale wiemy, mały chłopiec o imieniu Tymek przybywa do wielkiego czarnoksiężnika celem pobierania u niego nauki. I oto po początkowych nieporozumieniach - m.in. z imieniem chłopca, owa edukacja nabiera kształtów i konkretów. Ot, wystarczy wspomnieć chociażby o uczynieniu szpetnej królewny piękną w bardzo zaskakujący i zarazem baśniowy sposób...; dalej o konfrontacji z egipską mumią, gdzie główną rolę odegra stopa Tymka...; kolejno spotkaniu ze złym czarodziejem Psujem i jego uczniem, która zawiedzie wyżej wymienionych hen ku górze...; czy też chociażby o powierzonej Mistrzowi i Tymkowi misji przepędzenia wiedźmy z nawiedzonego zamku, co okaże się mieć wielkie konsekwencje dla przyszłości Królestwa Polskiego...
I mamy tu ciekawe, zabawne, nieco zmienione względem oryginału historie o przygodach Mistrza i Tymka..., jak i również jedną zupełnie nową opowieść, która w mej ocenie przypadnie do gustów wiernym czytelnikom tej świetnej serii - z uwagi na swoją dość rozbudowaną fabułę, komediowe akcenty i wspaniały klimat. Niezmiennym pozostaje zaś kwintesencja tego komiksowego cyklu, czyli połączenie przygodowej fantastyki z humorem spod znaku inteligentnego pastiszu konwencji fantasy. Oczywiście do tego dochodzą znakomite, charakterystyczne, ładne dla oka rysunki Tomasza Leśniaka.
Świetnym rozwiązaniem wydaje się to, że mamy tu do czynienia z tak naprawdę zamkniętą opowieścią, po którą mogą sięgnąć również i te osoby, które dotąd nie miały okazji poznać tej serii i jej bohaterów. Mamy tu bowiem początek przygód Mistrza i Tymka, ich pierwsze spotkanie oraz rozpoczęcie nauki przez chłopca, która przybiera postać niezwykłych wypraw w czasie i przestrzeni, spotkań z przedziwnymi postaciami oraz zabawnej akcji, gdzie prym wiedzie magia, ale też i spryt Tymka, który nie raz ratuje skórę swojemu mistrzowi.
Mumia, dżin z butelki, kosmici, czy też jednorożec - to tylko niektórzy z bohaterów z drugiego planu, którzy wniosą w życie Mistrza i Tomka wiele zamętu, zaskoczeń i śmiechu, z czego my zresztą chętnie korzystamy. Bo też i za każdym razem mamy tu coś nowego, innego, opowiadającego o magii, walce ze złem oraz opacznie rozumianą pomocą, w czym nasza tytułowa para bohaterów osiągnęła najprawdziwsze mistrzostwo.
Ilustracje Tomka są malownicze, niezwykle szczegółowe, poprowadzone lekką i łagodną kreską. Do tego charakteryzuje je komediowy i lekko karykaturalny charakter, dość klasyczne spojrzenie na cartoonową postać komiksu oraz piękna, przebogata i idealnie dobrana do każdej ze scen, kolorystyka. I można pokusić się o stwierdzenie, że tradycyjnie już dla tej serii mamy przyjemność cieszyć się tu wspaniałą szatą ilustracyjną, która ma swój wielki, niepowtarzalny urok.
Nie sposób nie polubić tej opowieści i tej całej serii - chociażby ze względu na sympatycznych bohaterów w osobach nieco nazbyt zadufanego w sobie Mistrza oraz lubiącego sen i nudzącego się podczas nauki Tymka...; dalej z powodu pięknie ukazanego tu świata baśniowej magii i zarazem elementów wziętych wprost z naszej współczesnej codzienności...; czy też choćby z racji familijnego charakteru tych historii, gdzie oprócz przygody i humoru jest zawsze coś w rodzaju cennego morału. I wcale też nie jest to komiks tylko i wyłącznie dla dzieci, gdyż równie dobrze będą bawić się przy nim i dorośli.
Dobrze się dzieje, że taka seria wciąż żyje, że pojawiają się jej nowe odsłony i że jest ona przypominana czytelnikom w tak efektownej wizualnie odsłonie. Jak bowiem długo świat będzie istniał, tak będą wciąż bawić nas tego typu opowieści spod znaku komediowego fantasy, które mają w sobie coś naprawdę wyjątkowego. Bo i też prawdą jest, że niezależnie od pory dnia, naszego samopoczucia i natężenia kłopotów codzienności, lektura tego albumu zawsze nas rozśmieszy, odpręży i wprawi w lepszy nastrój. I to jest czymś wspaniałym.
Rzecz całą podsumowując – niniejsza komiksowa opowieść Tomasza Leśniaka i Rafała Skarżyckiego pt. „Tomek i Mistrz. Uczeń czarnoksiężnika”, to pozycja interesująca, zabawna, niezwykle klimatyczna i piękna w swej graficznej postaci. Jeśli zatem macie ochotę na spotkanie ze świetną, śmieszną i potrafiącą mile zaskoczyć bajką fantasy w postaci komiksu, to bez najmniejszego wahania sięgajcie po ten tytuł. Polecam.
„TYMEK I MISTRZ” - ta już kultowa, znana i uwielbiana komiksowa seria Tomasza Leśniaka i Rafała Skarżyckiego powraca w nowej, niezwykle efektownej odsłonie w postaci albumu „Tomek i Mistrz. Uczeń czarnoksiężnika”. Ba! - powraca z nowymi historiami o przygodach tytułowej pary bohaterów, którzy za pomocą magii, ujmującej naiwności i humoru są w stanie pokonać wszelkie kłopoty...
więcej mniej Pokaż mimo to
Wszyscy znamy legendę o królu Arturze, jego niezwykłym mieczu oraz bohaterskich czynach, które rozbudzały i wciąż rozbudzają wyobraźnię całego świata... Jednak niewielu z nas zastanawiało się nad tym, co wydarzało się potem z królem, mieczem i jego magiczną mocą... I tu z pomocą przychodzi nam znakomita, odważna, klimatyczna opowieść fantasy w komiksowej postaci – „Furia”, którą to możemy cieszyć się od kilku tygodni za sprawą Wydawnictwa Kultura Gniewu. Zapraszam was do poznania recenzji tego albumu.
Król Artur jest pijakiem, jego córka Ysabelle nieszczęśliwa zaś magiczny miecz..., potwornie znudzony. Ten trudny układ wzajemnych relacji komplikuje jeszcze bardziej decyzja króla o wydaniu córki za mąż za starego, niezbyt urodziwego, odpychającego barona. Wtedy też Ysabelle postanawia uciec z zamku, pragnąc dla siebie wolności, możliwości decydowania o własnym życiu, szczęścia. Na wskutek pewnych okoliczności towarzyszy jej w tej podróży magiczny miecz Artura, który okaże się całkiem przyjemnym kompanem ucieczki. I tak też młoda dziewczyna i mówiący miecz rozpoczną swoją wielką, zaskakującą, czasami niebezpieczną, ale też i piękną przygodę, która zmieni wszystko...
Geoffroy Monde dał nam historię fantasy - trochę baśń, trochę przygodową powieść drogi, trochę też i dramat. I wykorzystał on w tym celu legendy arturiańskie, które stanowią jednak jedynie punkt wyjścia, gdyż potem wszystko jest już zupełnie innym, zaskakującym, niezwykle frywolnym, ale też i pięknym. Bo w komiksie tym znajdziemy akcję, przygodę, magię i humor - czasami rubaszny, czasami wręcz czarny, ale jednocześnie znajdziemy też życiową prawdę o tym, że świat nie zawsze jest gotowym na nasze plany i zamiary, gdy oto marzenia i pragnienia zderzają się z gorzką, nierzadko brutalną i smutną, rzeczywistością.
Główną oś wydarzeń wypełniają kolejny losy Ysabelle, która po ucieczce z zamku przymierza wsie i miasta, zmierzając do miejsca pobytu swojej starszej siostry, która również uciekła przed laty. Po drodze spotka ją walka, niechęć ze strony autochtonów i pech..., ale jednocześnie też i z każdym kolejnym krokiem przyjdzie odkrywać jej prawdę o sobie i magicznym mieczu. By było jeszcze ciekawiej, pojawią się tu potwory, demony, a i nawet sam czarodziej Merlin. Całościowo mamy do czynienia z ciekawą, klimatyczną, umiejętnie poprowadzoną i trzymającą w napięciu relacją, którą wieńczy coś na kształt szczęśliwego „inaczej”, finału.
To, co szczególnie mnie tu zaskoczyło, to bardzo mocne uwspółcześnienie tej osadzonej w quasi średniowiecznej i fantastycznej scenerii, historii. Z jednej strony są królowe, jest magia i nie brak walki z mieczem w dłoni..., ale z drugiej pojawia się tu tak wiele współczesnych nam tekstów i odniesień, że z czasem traktujemy tę opowieść jako bardzo aktualną, dzisiejszą, niezwykle naszą. Druga kwestią jest też odwaga tej historii, która za sprawą słów i obrazów raczej nie jest przeznaczoną dla dziecięcego czytelnika, gdy pojawiają się tu chociażby odniesienia do erotyki.
Można też pokusić się o tezę, że za tą bajkową oprawą kryje się naprawdę dramatyczna opowieść o kobiecym losie, który nie zmienił się aż tak wiele od stuleci - decydowanie o przyszłości dziewczyny, brak perspektyw na lepsze jutro, powszechne wykorzystywanie przez mężczyzn itd... Owszem, to bajka fantasy, ale przynajmniej w mej ocenie niosącą sobą ważne, feministyczne przesłanie, że niezależnie od okoliczności, miejsca i czasu, każda kobieta ma prawo być tym kim chce i żyć tak, jak tego pragnie. I żaden król, żaden czarodziej i nawet żaden magiczny miecz, nie mają nic do tego...
Bardzo ciekawie przedstawia się ilustracyjna postać tego komiksu, gdzie czasami mamy bardzo lekką, płynną i zamierzenie niezbyt ładną kreskę..., ale za chwilę najprawdziwszą maestrię rysunku, co wspólnie tworzy udaną, interesującą, znakomitą całość. Przewodnim motywem tych ilustracji jest zaś żart, karykatura i pastisz baśniowej fantastyki, zaś całości efektu dopełniają ładne dla oka, zróżnicowane względem danej sekwencji scen, dobrze dobrane kolory. Mathieu Burniat - twórca tych ilustracji, wykonał tu tym samym naprawdę świetną pracę.
Najważniejszą rzeczą jest to, że tę liczącą sobie blisko 230 stron opowieść poznajemy z wielką przyjemnością i zaciekawieniem tego, jak potoczą się dalsze losy Ysabelle, magicznego miecza, jej bliskich. I uwierzcie mi na słowo, że wcale nie łatwym jest przewidzenie finału, choć kto wie, być może komuś się uda. Przede wszystkim możemy się tu pośmiać, nacieszyć oczy dobrymi ilustracjami, zatopić w tę dziwną, baśniową rzeczywistość. Możemy również zastanowić się nad tym, jak wciąż nie końca dobrze poukładanym jest świat, w którym bycie kobietą oznacza bycie zależną od mężczyzn.
„Furia” Geoffroy’a Monde, to rzecz dobra, intrygująca, świetnie wykonana i przede wszystkim zaskakująca swoim oparciem w legendach arturiańskich. To również barwna fabuła, znakomity humor i emocje, które czasami są tymi dobrymi i ciepłymi, ale też i nie zawsze. Ze swej strony gorąco polecam i zachęcam was do sięgnięcia po ten komiks – naprawdę warto.
Wszyscy znamy legendę o królu Arturze, jego niezwykłym mieczu oraz bohaterskich czynach, które rozbudzały i wciąż rozbudzają wyobraźnię całego świata... Jednak niewielu z nas zastanawiało się nad tym, co wydarzało się potem z królem, mieczem i jego magiczną mocą... I tu z pomocą przychodzi nam znakomita, odważna, klimatyczna opowieść fantasy w komiksowej postaci – „Furia”,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kości zostały rzucone, ale wciąż nieznanym jest wynik... - słowa te idealnie oddają położenie głównej bohaterki znakomitej powieści fantasy „Ten, który zatopił świat”, czyli Zhu Yuanzhan. To właśnie ta dziewczyna, odgrywająca rolę mężczyzny, podpaliła świat średniowiecznych Chin w dobie mongolskiej inwazji, pragnąc wielkości, sławy i wolności. To, czym się ów czyn zakończy, ukaże nam właśnie ta niniejsza opowieść, będąca piękną kontynuacji pierwszej części cyklu Shelley Parker-Chan, pt. „Świetlisty Cesarz”. Zapraszam was do poznania recenzji tej książki.
Zhu podąża wraz ze swą armią buntowników, mając u boku ukochaną Ma, władając magią oraz posiadając przychylność Bogów. Jednakże to wciąż za mało, by zwyciężyć i obalić mongolskiego władcę. By tak się stało, potrzebuje ona drugiej armii - armii Ouyanga. I gdy już się wydaje, że wszystko pójdzie zgodnie z marzeniami i planami Zhu - czyli Świetlistego Króla, to wówczas los daje ponownie znać o tym, że za każdą chwilę triumfu trzeba zapłacić najwyższą cenę. Cenę życia tych, na których najbardziej nam zależy...
Niniejsza powieść Shelley Parker-Chan jest z pewnością zupełnie inną, aniżeli pierwsza odsłona tej barwnej serii fantasy. Tam mieliśmy przyjemność śledzić w głównie mierze losy dzielnej i marzącej o wielkich rzeczach dziewczyny, która pragnęła przetrwać w świecie mężczyzn. W tym przypadku mamy historię o wojnie, polityce, wielkich czynach i dopiero potem o Zhu i jej życiu, które z pewnością stało się innym, barwniejszym i bardziej ekscytującym, ale już pytając o to, czy lepszym, można by się zastanowić. Pewnym jest to, że mamy przed sobą wspaniałą, klimatyczną, wielowymiarową książkę fantasy, której odkrywanie zachwyca nas z każdą chwilą bardziej i bardziej.
Fabułę opowieści znaczą de facto trzy główne wątki - pierwszy z nich ukazuje losy Zhu, drugi skupia się na wydarzeniach z udziałem generała Ouyanga, zaś w trzecim odkrywamy trudne położenie Trzeciego Księcia Henanu - Baoxianga, który musi odnaleźć się na nowo w Cesarskiej stolicy. Z czasem owe watki łączą się ze sobą w barwną całość, ukazując z jednej strony walkę, z drugiej polityczne i pałacowe intrygi, zaś z jeszcze innej miłosne rozterki bohaterów, gdzie to pojawia się namiętność, zazdrość, ale też i pogarda. Każdy rozdział prowadzi nas ku najważniejszym chwilom, które zadecydują nie tylko o życiu Zhu i innych bohaterów, ale też i o losach Chin.
Tak, jak zachwyca nas swoim pięknem okładka tej książki - złoto, czerń i niebieski kolor..., tak też oczarowuje nas świat tej powieści, gdzie mamy chińską kulturę, wierzenia, pomysłowo ukazaną magię wprost od bogów oraz rozmach w absolutnie każdym względzie, gdy poznajemy codzienność życia władców, ale też i chociażby codzienność życia żołnierzy, która jest okrutną, niewdzięczną, trudną, ale też i na swój sposób piękną. To w jakiejś mierze połączenie baśni z okrucieństwem, które finalnie daje iście zjawiskowy efekt.
Nie sposób nie wyrazić uznania również pod względem kreacji bohaterów tej książki, gdzie mamy przede wszystkim już zupełnie inną osobę Zhu, która doświadczyła tak wiele cierpień, która poświeciła wszystko dla swej misji i która osiągnęła coś na wzór nieśmiertelności, gdyż jej losy i czyny zapiszą się już na zawsze w dziejach tego azjatyckiego świata. Oczywiście są i inni barwni bohaterowie - Ouyang, Baoxiang, Ma, czy też sam Cesarz, którzy są pięknie nieidealni w swym człowieczeństwie, nie wolni od wad, ale też i pragnący tego, czego pragnie każdy człowiek - miłości.
I to właśnie miłość wydaje się być trzecią z najważniejszych kwestii tej opowieści - zaraz po wojnie i magii. I mam tu na myśli miłość trudną, homoseksualną, nierzadko upokarzającą, ale też i najprawdziwszą w tym, co może nieść człowiekowi - z jednej strony szczęście i spełnienie, zaś z drugiej rozpacz i rozczarowanie. Z pewnością też wątek ten jest ważniejszym w tej książce, aniżeli w pierwszej części cyklu, co w mej ocenie wpływa tylko i wyłącznie pozytywnie na jej jakość i nasz odbiór.
Wojny, polityczne knowania i namiętności, niezależnie od czasu i miejsca, były, są i będą zawsze takie same. Zmieniają się tylko scenerie, okoliczności i świadomość tych, którzy są w nie uwikłani, wobec czego rozsądnym wydaje się stwierdzenie, że powieść ta opowiada również i o nas samych, którzy każdego dnia odgrywamy swoje własne role, którzy udajemy kogoś przed innymi i którzy płacimy za to wysoką cenę. Zmierzam do tego, że w historii Zhu znajdziemy wiele uniwersalnych prawd o życiu, które mogą zaintrygować nie tylko wiernych miłośników literackiego fantasy, ale też i sympatyków dobrej książki, opowiadającej o ludzkich sprawach.
O książce tej można powiedzieć również to, że stanowi ona sobą ponad 650 stron czytelniczej przyjemności, niezwykłych doznań i emocji, które czasami nas rozbawią, innym razem wzruszą, zaś jeszcze niekiedy skłonią do ważnych refleksji nad tym, czy dążenie do doskonałości i do wielkości jest wartym utraty tych wszystkich małych, zwykłych chwil z naszego życia, których nikt nam nie zwróci. I oczywiście mamy tu przygodę, akcję, walkę, pięknie ukazaną magię i nawet wiele akcentów komediowych, ale w książce tej jest również wiele życiowej mądrości, która w mej ocenie czyni ją odsłoną jak najbardziej ambitnego fantasy.
Barwna fabuła, znakomity przekład Grzegorza Komerskiego i piękne ilustracje Przemysława Truścińskiego – to wszystko i znacznie więcej przemawia za tym, by sięgnąć po powieść Shelley Parker-Chan pt. „Ten, który zatopił świat”. Sięgnąć i zachwycić się jej klimatem, mądrością i znaczeniem, którego odkrywanie stanowi dla nas również wspaniałą, czytelniczą przygodę. Polecam.
Kości zostały rzucone, ale wciąż nieznanym jest wynik... - słowa te idealnie oddają położenie głównej bohaterki znakomitej powieści fantasy „Ten, który zatopił świat”, czyli Zhu Yuanzhan. To właśnie ta dziewczyna, odgrywająca rolę mężczyzny, podpaliła świat średniowiecznych Chin w dobie mongolskiej inwazji, pragnąc wielkości, sławy i wolności. To, czym się ów czyn zakończy,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Magia, przygoda, polityka i walka... - to wszystko wypełnia sobą strony znakomitej powieści Vaishnavi Patel pt. „Kajkeji”, która to ukazała się kilka dni temu w naszym kraju nakładem Wydawnictwa Fabryka Słów. Wypełnia, ale jednocześnie też i schodzi na drugi plan wobec najważniejszej rzeczy, jaką to jest ukazanie życia niezwykłej kobiety, która poświęciła wszystko dla bliskich, bogów i swojego kraju, otrzymując w zamian ból i cierpienie. I już sam ten fakt mówi wiele o tym, jak wyjątkową jest ta opowieść.
Oto Kajkeji - młoda dziewczyna, córka radźy, siostra wielu braci, opuszczona przez matkę nastolatka, która bardzo szybko musi dojrzeć i dorosnąć. Otóż jej ojciec i najstarszy z braci podejmują za nią decyzję o poślubieniu władcy wielkiego państwa, z którym sojusz byłby wielce wskazanym. Tym samym Kajkeji wychodzi za mąż za radźe Daśarathę, udaje się wraz z nim do Ajodhji i rozpoczyna nowe życie trzeciej żony władcy tej krainy. Jednakże Kajkeji skrywa pewien sekret, który bardzo pomoże jej odnaleźć się w nowej sytuacji i który wiąże się z magią... Bo też szybko okaże się, że los i bogowie mają względem niej wielkie plany...
Książka Vaishnavi Patel porusza serca, ekscytuje umysł i pobudza krew, gdy oto zagłębiamy się w tę piękną, spowitą indyjską kulturą, niezwykle emocjonującą opowieść o losach tytułowej bohaterki. Opowieść, która - choć nie lubię takich podziałów, wydaje się być przeznaczoną przede wszystkim dla kobiet, które w losach Kajkeji odnajdą podobieństwa do własnych losów córek, sióstr, żon i matek. Otóż czymś naprawdę wyjątkowym jest to, że bohaterka ta staje się tu dla nas kimś znacznie ważniejszym, bliższym i prawdziwszym, aniżeli tylko literacką postacią. Tak po prostu się dzieje, o czym sami się przekonacie podczas lektury tej powieści.
Mnie najbardziej zachwyciła w tej opowieści lekcja życia, jaką odbywamy u boku Kajkeji. Lekcja, którą znaczą nadzieje, za chwilę zastępujące je rozczarowania, ale też i bolesne doświadczenia, które przychodzi jej zyskiwać za sprawą sprawowanej władzy, opieki nad dziećmi, odkrywania prawdy o przeszłości. I najciekawsze jest to, że owa lekcja uczy również wiele i nas czytelników, którzy w dużej mierze mierzyliśmy się i wciąż mierzymy z podobnymi rzeczami, jak tytułowa bohaterka. I to jest czymś niezwykłym, bardzo rzadko spotykanym na polu literatury, a już zwłaszcza fantasy.
Zachwyca nas tu oczywiście znacznie więcej kwestii, by wspomnieć o pięknym, jakże orientalnym, spowitym niezwykłymi kolorami, aromatami i symbolami świecie indyjskiej kultury, wiary i obyczajów..., kolejno o niezwykle barwnych postaciach, gdzie obok samej Kajkeji mamy całą rzeszę silnych kobiet, charakternych i nierzadko bezlitosnych mężczyzn, ale też i niewinnych dzieci, które również nazbyt szybko uczą się dorosłego życia..., czy też wreszcie o fascynującym spojrzeniu na magię, która wiąże się z mocą, wolą i przychylnością bogów względem ludzi. To wszystko składa się na wspaniałą, literacką, iście baśniową rzeczywistość tej książki, której po prostu nie można nie docenić.
Powieść ta, mimo wielu barwnych wątków, humoru, ale też i ukazanego tu wspaniale piękna prawdziwej miłości..., przyjmuje jednak niezwykle gorzką wymowę, gdy oto po wielu latach życia tytułowej bohaterki okazuje się, że triumf dobra nade złem przybiera bardzo wysoką cenę dla niej i dla jej najbliższych. I to też jest czym wyjątkowym dla literackiego fantasy, gdzie to zazwyczaj mamy do czynienia ze szczęśliwym, często nieco naiwnym i podpartym morałem, finałem. Tu jest inaczej, bardziej życiowo i prawdziwie, co mnie osobiście zaskoczyło, wzruszyło i skłoniło do uznania tej powieści za jeszcze lepszą i ważniejszą, aniżeli po pierwszych kilkuset stronach.
Sięgając po tę książkę spodziewamy się dobrej rozrywki i niezwykłych wrażeń - i dostajemy to. Jednocześnie jednak opowieść wydaje się być czymś znaczne większym, wymykającym się ramom klasycznego fantasy i poruszającym sobą uniwersalne kwestie dla życia każdego z nas - tu i teraz, w naszej Polsce. Bo też za przygodą, magią, wierzeniami i emocjami kryje się tu prawda o ludzkim życiu, poświęceniu dla innych i gorzkim smaku rozczarowania, który jest wpisanym w nasze bycie. I dlatego też jestem przekonana o tym, że po tytuł ten mogą sięgnąć śmiało także miłośnicy literatury pięknej i obyczajowej, którzy odnajdą w tej historii również dla siebie wiele czytelniczego dobra.
„Kajkeji” to piękna, mądra, zaskakująca swoją wymową i trzymająca nas do samego końca w wielkim napięciu, opowieść. Opowieść, którą wspaniale przełożył na nasz język Piotr Kucharski, zachowując jej literacką magię i jednocześnie pozwalając nam ją zrozumieć w taki sposób, w jaki życzyłaby tego sobie Vaishnavi Patel. Wreszcie jest to opowieść o kobiecym losie, który został tu ukazanym w tak mądry i prawdziwy sposób, że nie sposób w nią nie uwierzyć. I z tych wszystkich względów gorąco polecam i zachęcam was do sięgnięcia po ten tytuł.
Magia, przygoda, polityka i walka... - to wszystko wypełnia sobą strony znakomitej powieści Vaishnavi Patel pt. „Kajkeji”, która to ukazała się kilka dni temu w naszym kraju nakładem Wydawnictwa Fabryka Słów. Wypełnia, ale jednocześnie też i schodzi na drugi plan wobec najważniejszej rzeczy, jaką to jest ukazanie życia niezwykłej kobiety, która poświęciła wszystko dla...
więcej mniej Pokaż mimo to
Przeszłość nie zawsze stanowi jedynie coś, co odeszło i nigdy nie już powróci. Czasami bywa bowiem tak, że przeszłość odzywa się do nas „tu i teraz”, wprowadzając zamieszanie w naszą codzienność, zmieniając nasze życie i sprawiając, że wszystko będzie już innym, włącznie z nami. O takim przypadku opowiada poruszająca powieść obyczajowa Kristin Harmel pt. „A gdy znów się spotkamy”, która ukazała się w naszym kraju nakładem Wydawnictwa Świat Książki.
Emily Emerson nigdy nie miało lekko w życiu, gdy oto została porzucona przez ojca będąc jeszcze dzieckiem, gdy wkrótce potem zmarła jej matka i gdy niedawno odeszła również ukochana babcia. Dopełnieniem tego gorzkiego losu staje się dla niej utrata pracy, a co za tym pytanie o to, co dalej? Wtedy jednak los szykuje dla niej niespodziankę w postaci przesyłki z pięknym portretem młodej kobiety i równie tajemniczym dopiskiem. Chcąc rozwikłać zagadkę obrazu, udaje się ona na Florydę - do miejsca, w którym niemieccy jeńcy pracowali dla amerykańskich farmerów podczas II wojny światowej. To właśnie tam odkryje prawdę o swojej rodzinie...
Kristin Harmel oddała w nasze ręce piękną, wzruszającą, niezwykle klimatyczną powieść obyczajową o miłości, zakazanym uczuciu oraz potrzebie odkrycia własnych korzeni. To książka, która w niezwykle mądry, subtelny, ale przy tym i bardzo widowiskowy sposób kreśli losy bohaterów z teraźniejszości i przeszłości, którzy nie z własnych wyborów nie mogli cieszyć się pełnią szczęścia, na jakie z pewnością zasługiwali. I to też sprawia, że powieść ta jest idealną dla każdego miłośnika dobrej, wartościowej literatury obyczajowej z absolutnie najwyższej półki.
Opowieść ta prowadzi nas przez współczesne wydarzenia z udziałem Emily, która udając się do słonecznej Florydy podąża śladami swoich przodków, ale też i stara się ustalić nadawcę tajemniczej przesyłki z obrazem. Jednocześnie autorka zabiera nas tu w podróż w czasie, która sięga lat II wojny światowej i kolejnych dziesięcioleci. I te dwie czasowe perspektywy łączą się tu płynnie w fascynującą relację, która czasami ma w sobie coś z kryminału, jak i która wielokrotnie nas zaskakuje, trzyma w napięciu do samego końca i pozostawia z wieloma myślami w głowie.
Tę literacką podróż znaczy piękno prawdy. Prawdy bohaterów, miejsca akcji i życia, gdy oto z jednej strony mamy przed sobą niezwykle interesującą, budzącą nasze zrozumienie i tym samym przekonującą do uwierzenia weń osobę Emily..., z drugiej jakże realistyczny obraz współczesnej i dawnej Ameryki, gdzie los niemieckiego żołnierza wyglądała zgoła inaczej, aniżeli losy jeńców w Europie w okresie II wojny światowej..., zaś z jeszcze innej bardzo życiowe spojrzenie na miłość, która nie uznaje narodowości i politycznych uwarunkowań, gdy się rodzi i po prostu jest. I oczywiście jest tu literacka kreacja i niezbędne w tym względzie pewne przypadkowe zrządzenia losu, ale i tak wierzymy w tę piękną historię.
Nie sposób nie docenić również pięknego języka tej książki, jakim to posługuje się Kristin Harmel. To współczesne nam sformułowania i wypowiedzi, w których jednak kryje się niezwykła gracja posługiwania słowem, wyrażanie jednym zdaniem tak wielu emocji, czy też wreszcie rzadka umiejętnością czarowania znaczeniem i wymową kilku słów, które mają na nas wielką moc oddziaływania. I choć nie jest to moje pierwsze spotkanie z tą autorką, to ta niniejsza książka wywarła na mnie największe wrażenie właśnie pod względem literackiego kunsztu słowa i wyrażania emocji.
Sięgając po tę powieść spodziewamy się pięknej, klimatycznej, poruszającej historii obyczajowej – i dokładnie taką ją tu otrzymujemy. I dlatego też jestem przekonana o tym, że każdy miłośnik literatury pięknej będzie w pełni usatysfakcjonowanym spotkaniem z tym tytułem, który mimo osadzenia fabuły w dalekiej Ameryce ma wiele wspólnego także i z naszą, polską historią, gdy to wojna niszczyła miłość młodych ludzi, decydując o ich dalszym, nieszczęśliwym losie.
Książka „A gdy znów się spotkamy”, to kolejna znakomita odsłona twórczości Kristin Harmel, która potwierdza jej wielki, pisarski talent. I dlatego też z jak największym przekonaniem polecam i zachęcam was do sięgnięcia po ten tytułu i poznania niezwykłych losów Emily i jej bliskich. Zróbcie to, naprawdę warto.
* Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl
Przeszłość nie zawsze stanowi jedynie coś, co odeszło i nigdy nie już powróci. Czasami bywa bowiem tak, że przeszłość odzywa się do nas „tu i teraz”, wprowadzając zamieszanie w naszą codzienność, zmieniając nasze życie i sprawiając, że wszystko będzie już innym, włącznie z nami. O takim przypadku opowiada poruszająca powieść obyczajowa Kristin Harmel pt. „A gdy znów się...
więcej mniej Pokaż mimo to
Literatura się zmienia, ewoluuje, dostraja do współczesnych, coraz większych wymagań czytelnika. Jednakże pocieszającym jest to, że wciąż najważniejszym pozostaje dobry pomysł autora na opowieść, która zaciekawi, zaintryguje, zachwyci odbiorcę. I takim pomysłem wykazał się niewątpliwie Jakub Pawełek, oddając w nasze ręce swoją najnowszą powieść pt. „Wieczne Igrzysko. Imię duszy”, która ukazała się właśnie nakładem Wydawnictwa Skarpa Warszawska. Zapraszam was do poznania recenzji tej książki.
Współczesny nam świat. Świat, w którym toczy się ukryta dla zwykłego człowieka wojna z piekłem, przybierająca postać niespodziewanych manifestacji w różnych jego zakątkach, podczas których wprost z piekielnych czeluści wyłaniają się upiorni wojownicy z rozmaitych okresów dziejów świata z jednym tylko zamiarem - zabić wszystko, co żywe. Naprzeciw nim stają specjalne, kościelne, wojskowe siły - Kanonicy, którzy w imię wiary walczą z bestiami i zamykają drogę do piekła. Wśród nich jest młoda Polka - Roksana, która podczas kolejnej z misji na terenie Czech doświadczy czegoś, co nigdy nie powinno się wydarzyć...
Jakub Pawełek dał nam znakomitą historię o walce dobra ze złem, która z jednej strony przybiera postać barwnej, iście wojennej relacji..., zaś z drugiej nie mniej interesującego thrillera i kryminału. I to połączenie działa tu w naprawdę świetny sposób, gdyż zarówno te bardziej spektakularne sceny akcji, jak i te nieco spokojniejsze wątki z walką o prawdę i władzę na czele, porywają nas tutaj bez reszty, niosąc wielkie emocje, liczne zaskoczenia i autentyczną, czytelniczą przyjemność. Ważnym wydaje się także to, że mamy oto przed sobą cos innego, nieznanego, niezwykle kuszącego.
Początek przypomina mi sekwencję pierwszych scen filmu „Szeregowiec Rayan”, gdzie to również i tutaj zostajemy wrzucenie w sam środek walki, nie mogąc odetchnąć choćby na chwilę od strzałów, walki o przetrwanie, naprawdę dramatycznych chwil. Potem tempo relacji nieco zwalnia, pozwalając nam bliżej poznać ten świat, jego bohaterów i obowiązujące w nim prawa. Jednakże końcowe rozdziały nabierają ponownie iście filmowego rozmachu, fundując nam niezwykłe doznania i wrażenia z „tu i teraz”, jak i zapowiadając bardzo interesujący ciąg dalszy, który z pewnością nastąpi. To dobra, umiejętnie poprowadzona i wielowątkowa historia, którą najzwyczajniej chce się odkrywać bardziej i bardziej.
Nie sposób nie zatrzymać się na chwilę przy kreacji świata tej powieści, który z jednej strony jest tak bardzo nam współczesny, ale z drugiej zaskakujący toczącą się, ukrytą od wieków wojną Kościołów całego świata z piekłem. Już samo to, że wyłaniają się z niego demony żołnierzy ze starożytności, średniowiecza, czy też epoki napoleońskiej jest czymś pięknym i niezwykle intrygującym, ale do tego dochodzi jeszcze polityka, rywalizacja wyznań, wpływ mroku na codzienność życia zwykłych ludzi. Tak... - to jedna z najciekawszych literackich scenerii, która w mej ocenie nabierze jeszcze większego rozmachu i kolorytu w kontynuacji tej historii.
Podobnie warto docenić całą gamę barwnych postaci, jakie pojawiają się na kartach tej powieści - na czele ze zmagającą się z największym koszmarem swojego życia Roksaną, poprzez tajemniczą watykańską wysłanniczkę Oradeę, jak i kończąc na szarej eminencji polskiego Kościoła w osobie biskupa Augustyniaka. To bohaterowie, którzy są charakterni, z pewnością nie idealni i przez to bardzo ludzcy, w których można i chce się uwierzyć. Oczywiście największe emocje budzi w nas Roksana, która z pewnością jeszcze nie raz zaskoczy nas tym, co wiąże się z jej przeszłością.
Powieść tę należy traktować jako wstęp do większej całości, który daje nam odpowiedzi na ważne pytania, ale który jednocześnie skrywa przed nami wiele ważnych kwestii, które przyjdzie nam zapewne odkryć z czasem. Jednakże już ta pierwsza część cyklu przekonuje nas o tym, że jest to coś wielkiego, interesującego i bardzo nieszablonowego w swoim koncepcie na ukazanie walki Kościoła i ludzkości z piekłem. Coś, co intryguje, zachwyca i zapewnia naprawdę wielkie emocje, podsycając naszą ciekawość bardziej i bardziej z każdą kolejną stroną.
Słowem podsumowania – książka Jakuba Pawełka „Wieczne Igrzysko. Imię duszy”, to rzecz więcej niż dobra, nietuzinkowa i przystępna dla bardzo szerokiego grona czytelników – począwszy od miłośników horroru, poprzez fanów fantastyki, jak i kończąc na sympatykach dobrej, wojennej literatury. I dlatego też gorąco polecam i zachęcam was do sięgnięcia po ten tytuł, który zapowiada sobą znakomitą, rozpisaną na wiele tomów, porywającą opowieść.
Literatura się zmienia, ewoluuje, dostraja do współczesnych, coraz większych wymagań czytelnika. Jednakże pocieszającym jest to, że wciąż najważniejszym pozostaje dobry pomysł autora na opowieść, która zaciekawi, zaintryguje, zachwyci odbiorcę. I takim pomysłem wykazał się niewątpliwie Jakub Pawełek, oddając w nasze ręce swoją najnowszą powieść pt. „Wieczne Igrzysko. Imię...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kilkanaście dni temu obchodziliśmy druga rocznicę pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę, rozpoczynającej krwawą, wyniszczającą, straszliwą wojnę, jakiej Europa nie doświadczyła od 1945 roku. Znakomitym podsumowaniem tego czasu jest premiera książki Marcina Ogdowskiego pt. „Zabić Ukrainę. Alfabet rosyjskiej agresji”, która ukazała się właśnie nakładem Wydawnictwa Warbook. Znakomitym, gdyż w rzetelny, przystępny i niezwykle analityczny sposób wyjaśnia nam ona to, czym jest ten konflikt.
Kolejne litery alfabetu i kolejne hasła związane z wojną na Ukrainie, m.in. takie jak Bestialstwo, Front, Język, Okupacja, Rasizm, Uchodźcy, czy też Wojownicy... To tytuły kolejnych rozdziałów, za którymi kryją się fakty, analizy, wspomnienia autora oraz rozmowy z ludźmi, którzy walczą na tej wojnie, którzy wiedzą o niej najwięcej, których dotknął jej koszmar. I każdy z nich wydaje się niezwykle ważnym, niezbędnym na stronach tej książki i kluczowym ku temu, by zrozumieć tę wojnę, jej przyczyny, przebieg i wagę nie tylko dla samej Ukrainy, ale też i dla całej Europy oraz świata.
Marcin Ogdowski wykorzystał na potrzebę tej książki doskonale sprawdzony pomysł, jakim to posłużył się w 2011 roku tworząc równie interesującą publikację pt. „Z Afganistanu.pl. Alfabet polskiej misji”. Otóż tak tam, jak i w tym przypadku mamy krótkie, zazwyczaj kilkustronicowe teksty poświęcone rozmaitym aspektom wojny, które obejmują tło chronologicznych wydarzeń, działania i postępy na froncie, ludzkie dramaty, czy też wreszcie jej wpływ na ogólnoświatową sytuację. Efektem jest znakomita pozycja spod znaku literatury faktu, która z jednej strony odkrywa przed nami wiele nieznanych aspektów tego trwającego tak naprawdę nie dwa, a już 10 lat konfliktu, zaś z drugiej przypomina nam o jego wadze również i dla nas, o czym wielu ludzi zapomniało za sprawą spowszednienia tego, czym jest wojna na Ukrainie.
Liczby, nazwy miejscowości, nazwiska żołnierzy, polityków i cywilów, słynne potyczki z walkami o Wyspę Węży na czele... - to ważne elementy tej książki, które służą przedstawieniu faktów i kolejnych elementów opisywanego tu konfliktu, skupiając naszą uwagę m.in. na bestialstwie Rosjan w Buczy, na totalnym chaosie rosyjskiej armii na froncie, na politycznych reakcjach zachodniego świata, czy też wreszcie na skuteczności broni przekazanej Ukrainie przez Europę, Polskę, Stany Zjednoczone. Jednocześnie jest tu coś jeszcze - przemyślenia, wnioski i analizy doświadczonego dziennikarza w osobie Marcina Ogdowskiego, który od lat bywał i wciąż bywa na frontach świata i który czerpie ze zdobytej w ten sposób wiedzy na kartach tej książki. I to jest tu dla mnie rzeczą absolutnie najważniejszą, niemożliwą do odnalezienia w informacyjnych przekazach i tym samym kluczową w tym, by zrozumieć tę wojnę.
To również opowieść o Ukrainie i Rosji, czyli dwóch sąsiednich krajach, które niegdyś tworzyły de facto całość pod panowaniem sowieckiej władzy. Opowieść o różnicach, zrodzonych konfliktach i dziś nie możliwej do zakopania nienawiści po tym, co wydarzyło się na przestrzeni ostatnich lat. I co ciekawe, autor poświęca tu tyleż samo miejsca Ukrainie i Rosji, gdyż tylko w ten sposób możemy zrozumieć okoliczności inwazji w 2022 roku, społeczne nastawienie w obu krajach, heroiczną postawę zwykłych Ukraińców i bierność rosyjskich ulic, które godzą się na to szaleństwo. Zrozumieć Ukrainę i Rosję, co jest rzeczą fundamentalną.
Z pewnością jest to również książka na „tu i teraz”, gdy oto z jednej strony mamy za sobą już dwa lata pełnoskalowego konfliktu, które pozwalają nam wiedzieć o tej wojnie naprawdę wiele... zaś z drugiej strony mamy do czynienia z najtrudniejszą od wielu miesięcy sytuacją na froncie, gdzie Ukraina zmaga się z niedoborem amunicji. Bo też prawdą jest, że nikt z nas nie wie tego, jak potoczy się ten konflikt i czy za pół roku, rok bądź też dwa lata będziemy w tym samym jego miejscu, czy też będzie to czas triumfu jednej ze stron, a być może los pisze jeszcze inny scenariusz. Faktem jest, że dobrze się stało, iż taka książka powstała właśnie teraz.
Tej ważnej, mądrej, niejednokrotnie zaskakującej i równie często poruszającej treści, gdy oto poznajemy ludzkie dramaty i żal za utraconymi przyjaciółmi autora..., dopełnia bogata porcja ilustracji. To zdjęcia z wypraw Marcina Ogdowskiego do Ukrainy - tych sprzed lat, ale też i tych sprzed miesięcy, które przedstawiają zniszczone domy, porzucone wraki czołgów, groby i ludzi, którzy przeżyli to piekło i którzy wciąż w nim są. To również fotografie dzielnych żołnierzy, z których nie każdy miał szczęście przeżyć do dnia dzisiejszego, stając się tym samym nieśmiertelnym bohaterem Ukrainy. I zapewniam was, że nie można przejść wobec tych obrazów obojętnym...
„Zabić Ukrainę. Alfabet rosyjskiej agresji”, to książka o wojnie tuż za naszą granicą, o w mej ocenie wciąż za mało docenianym poświęceniu Ukraińców, którzy walczą tyleż za siebie, co i za nas, jak i wreszcie o współczesnym nam świecie i jego słabości, gdy oto w XXI stuleciu jeden zakompleksiony szaleniec jest w stanie wzburzyć naszą rzeczywistość, grożąc nuklearnym Armagedonem. Jednocześnie jest to również książka o nadziei, że jak nas tego nauczyła historia, zło zazwyczaj przegrywa. I oby tym razem było podobnie. Polecam.
Kilkanaście dni temu obchodziliśmy druga rocznicę pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę, rozpoczynającej krwawą, wyniszczającą, straszliwą wojnę, jakiej Europa nie doświadczyła od 1945 roku. Znakomitym podsumowaniem tego czasu jest premiera książki Marcina Ogdowskiego pt. „Zabić Ukrainę. Alfabet rosyjskiej agresji”, która ukazała się właśnie nakładem Wydawnictwa Warbook....
więcej mniej Pokaż mimo to
Jeśli mowa o dobrym, historycznym komiksie w naszym kraju, to możemy założyć z góry, iż ukaże się on nakładem Wydawnictwa Scream Comics. Od lat wydawca ten raczy nas bowiem znakomitymi, klimatycznymi, pięknie wydanymi albumami o ważnych wydarzeniach i postaciach z dziejów naszego świata. I tak też ma się rzecz z komiksem „Wielkie bitwy morskie - Stamford Bridge”, który właśnie się ukazał i który zachwyca sobą w każdym calu. Zapraszam was do poznania recenzji tej pozycji.
Anglia, rok 1066. Po śmierci Edwarda Wyznawcy władzę w kraju obejmuje Harold II Godwinson. Sytuację tę pragnie wykorzystać norweski król Harald III Srogi, przybywając na wyspę w sile blisko 10 tysięcy zbrojnych. Do decydującej, morskiej bitwy dojdzie pod słynnym Stamford Bridge, która stanie się jednym z dwóch wielkich starć Haralda, jakie zadecydują o przyszłości całej Europy. W pierwszym z nich wielką role odegra pewien odważny angielski wojownik oraz równie odważna młoda kobieta - Beomia...
Jean-Yves Delittie i Roger Seiter - to właśnie ci dwaj autorzy odpowiadają za scenariusz tego komiksu, który w bardzo przystępny fabularnie sposób, ale i zarazem rzetelnie na polu historycznej prawdy, przedstawia nam jedną z najważniejszych bitew w dziejach Anglii i Europy. Bitwę określaną mianem morskiej, chociaż jej znaczna część rozegrała się na lądzie, o czym przekonuje nas ta graficzna opowieść. I mamy tu akcję, przygodę, rozmach oraz wielkie emocje, których dopełnia porcja pięknych, klimatycznych ilustracji.
Fabułę komiksu tworzy relacja po postępach armii Harolda II Godwinsona i Haralda III Srogiego, w którą to zostały wplecione losy dwojga barwnych postaci - angielskiego wojownika Trymiana oraz uratowanej z wikińskiej niewoli, Beomii. To ich życiowe ścieżki i bitewne przygody będą znaczyć czas przygotowań do decydującego starcia pod Stamford Bridge, jak i sam jego przebieg. Efektem jest interesująca, wielokrotnie zaskakująca i trzymająca w napięciu opowieść, która w rzetelny i zarazem niezwykle przystępny sposób ukazuje przebieg tamtych dramatycznych wydarzeń.
Tradycyjnie muszę docenić tu ważne, znakomicie ukazane, literackie elementy tej opowieści, by wspomnieć o kreacji całej grupy barwnych postaci - na czele z zadufanymi w sobie władcami, jak i zwykłym żołnierzami, którzy umierają na ich rozkaz...; kolejno o bardzo szczegółowym, realistycznym i pięknie przedstawionym obrazie tamtego dawnego świata...; czy też wreszcie o wielkich emocjach, które wiążą się z bohaterstwem, poświęceniem dla kraju, ale też i rodzącym uczuciem. To wszystko - mówiąc kolokwialnie, ma tu „ręce i nogi”, dzięki czemu cała ta opowieść przedstawia się tak barwnie i udanie.
Również i na polu ilustracji jest dobrze, co jest zasługą ich twórcy - Christiana Gine. To bardzo klasyczna, lekko surowa i niezwykle drobiazgowa kreska, co objawia się tyleż w szczegółowości każdej z ukazywanych scen, ale też i dbałości o detale na pierwszym i drugim planie. To także bardzo dobre i zróżnicowane kadrowanie, przekonujące oddawanie dynamiki scen walki oraz ładne, lekko stonowane, idealnie dobrane kolory. Oczywiście puentą tej szaty jest jakość wydania albumu, do czego w przypadku Scream Comics jesteśmy już przyzwyczajeni.
Ta komiksowa opowieść jest dla nas nie tylko przyjemną rozrywką, ale też i piękną lekcją historii. Lekcją, którą niesie nam tyleż szczegółowy przedstawiony tu przebieg wydarzeń sprzed wieków, ale też i solidna porcja materiałów zawartych na końcu tego albumu, gdzie znajdziemy historyczny rys bitwy pod Stamford Bridge, znaczenie i rozumienie bitew morskich oraz obraz ówczesnego świata. To moc wiedzy i zarazem wspaniałe podsumowanie tej porywającej lektury, która w fascynujący sposób ukazuje nam znaczenie tej tytułowej bitwy.
Jeśli zatem tylko lubimy i cenimy sobie dobrze wydane komiksy historyczne, które opierają się na autentycznych i rzetelnie przedstawionych wydarzeniach z dziejów świata, to bez najmniejszego wahania powinniśmy sięgnąć po ten tytuł. Cechuje go bowiem fabularna jakość, ilustracyjne piękno, naukowa autentyczność i zarazem łatwa przystępność, co zawsze ma duże znaczenie. Otóż lektura tego komiksu niesie nam wiedzę, ale jednocześnie i zapewnia wspaniałą rozrywkę.
Słowem podsumowania – komiksowy album „Wielkie bitwy morskie - Stamford Bridge”, to solidna porcja dobrej rozrywki, cennej wiedzy i wielkich emocji. To również niezwykły klimat relacji, piękny obraz średniowiecznej Europy oraz ilustracyjna jakość z najwyższej półki. I to wszystko sprawia, że naprawdę warto poznać ten tytuł, do czego to gorąco was namawiam.
Jeśli mowa o dobrym, historycznym komiksie w naszym kraju, to możemy założyć z góry, iż ukaże się on nakładem Wydawnictwa Scream Comics. Od lat wydawca ten raczy nas bowiem znakomitymi, klimatycznymi, pięknie wydanymi albumami o ważnych wydarzeniach i postaciach z dziejów naszego świata. I tak też ma się rzecz z komiksem „Wielkie bitwy morskie - Stamford Bridge”, który...
więcej mniej Pokaż mimo to
Zapewne znacie to uczucie, gdy sięgając po nową powieść fantasy spodziewamy się czego dobrego, ale też już doskonale nam znanego, powtarzalnego, obecnego w mniejszej lub większej postaci na kartach setek książek tego nurtu... I zapewne znacie również to jeszcze lepsze z uczuć, gdy oto po rozpoczęciu lektury okazuje się, że jest zupełnie inaczej... Tak właśnie miała się ze mną rzecz w przypadku spotkania z powieścią Kel Kade pt. „Los pokonanych” - rzeczą znakomitą, bez dwóch zdań!
Asslo jest leśnikiem, który kocha drzewa, naturę, ciszę lasu..., zaś nie koniecznie przepada za ludźmi. Tu wyjątkiem jest jego najbliższy przyjaciel - Mathias, który jest mu drogim, niczym brat. Los sprawi, że wkrótce tych oboje wyruszy w podróż celem ratowania świata przed nadciągającym złem, ale już na samym początku ich drogi wszystko pójdzie nie tak, jak powinno. Pojawi się śmierć, zaś Asslo okaże się jedyną osobą, która będzie mogła ponieść ciężar tej beznadziejnej misji, w której powodzenie zdaje się nikt już nie wierzyć, poza nim. I tak rozpocznie się czas w życiu leśnika, który odmieni go na zawsze...
Kel Kade - autorka znana nam doskonale za sprawą serii fantasy „Kroniki mroku” (z którą to zresztą niniejsza opowieść łączy się w pewnym stopniu), zaoferowała nam na samym początku fabularne trzęsienie, zmieniając całkowicie układ na tej literackiej scenie, czyniąc najważniejszymi nie tych, którzy winni nimi być, jak i wreszcie ukazując na tę historię z kilku bardzo zaskakujących perspektyw. To na początek, gdyż potem są swego rodzaju wstrząsy wtórne, które wielokrotnie nas szokują, ale znacznie częściej zachwycają swoją inteligencją relacji, emocjonalną głębią, pisarską jakością.
Losy Asslo - to właśnie one kreślą fabułę powieści, ukazując jego podróż do wielu niezwykłych miejsc, spotkania z dobrymi i złymi ludźmi, jak i też walkę o przetrwanie, która znów będzie dotyczyć ludzi, ale też i potwornych demonów. Jednocześnie jest i drugie spojrzenie na losy leśnika - oczymy zmarłej dawno temu dziewczyny, która będąc teraz z woli bogów Żniwiarką, przeprowadza dusze zmarłych do swoistego morza śmierci. I te dwie perspektywy pięknie się tu ze sobą przeplatają, wzajemnie uzupełniają, łączą w poruszającą, czasami zabawną, ale niekiedy też i bardzo mroczną, literacką całość.
Asslo, jego przyjaciel Mathias, pewna niedoszła adeptka magii, czy też urocza para dziecięcych złodziejaszków - to tylko niektórzy z intrygujących, przekonujących w swych kreacjach, ważnych postaci tej baśniowej opowieści. Oczywiście najwięcej miejsca i uwagi poświęcono tu osobie poczciwego, rozumiejącego świat w prostu sposób, odważnego leśnika, który z miejsca staje się nam bliską osobą. Nie jest to typowy bohater książki fantasy - przynajmniej nie od razu, co też sprawia, że darzymy go jeszcze większą ciekawością, ale też i zrozumieniem w tej jego nie łatwej, nowej, życiowej roli.
Równie wiele emocji budzi nas obraz świata tej książki - quasi średniowiecznego, wypełnionego magią, ale też i zwykła codziennością życia świata ludzi zwanego Aldreą.., ale też i świata bogów, którzy kierują ludzkimi losami, kreują życie, rządzą prawami wojny i śmierci, który poznajemy tu także w dość istotnym stopniu za sprawą wspominanej już, Żniwiarki dusz. I w obu przypadkach jest pięknie, niezwykle epicko, pomysłowo i bardzo klimatycznie. To literacka rzeczywistość, w którą nie można nie uwierzyć i wobec której nie można przejść obojętnym.
I są tu oczywiście wielkie emocje - czasami związane z przygodą, walką z potworami, ciężarem utraty tych, na których zależy bohaterom najbardziej..., ale czasami też i z magią pierwszej miłości, wiarą w dobro ludzi, czy też docenianiem piękna natury. Nie brak tu rzeczy mrocznych - to fakt, ale jest też i naprawdę dobry humor, który idealnie łagodzi te bardziej smutne i gorzkie wątki, czyniąc całość opowieści nieco pogodniejszą, niosącą w sobie pierwiastek optymizmu na to, co będzie czekać nas na kartach kolejnych części cyklu. Bo o tym, że te będą ekscytujące, jestem absolutnie przekonaną.
Musimy docenić tu także znakomity przekład Dominiki Schimscheiner, która pięknie przełożyła ten baśniowy tekst na nasz język, jak i również klimatycznie, subtelne, idealnie oddająca naturę tej książki, ilustracje Szymona Wójciaka. To, w połączeniu z fabularną wielkością tej powieści składa się na jedną z najciekawszych książek klasycznego nurtu fantasy, jakie mogłam poznać nie tylko na przestrzeni ostatnich miesięcy, ale myślę że i nawet lat.
„Los pokonanych” to powieść mądra, ekscytująca, zaskakująca od pierwszych stron. Sięgnijcie po nią, dajcie się jej oczarować i doceńcie ją tak, jak ona na to zasługuje. Polecam.
Zapewne znacie to uczucie, gdy sięgając po nową powieść fantasy spodziewamy się czego dobrego, ale też już doskonale nam znanego, powtarzalnego, obecnego w mniejszej lub większej postaci na kartach setek książek tego nurtu... I zapewne znacie również to jeszcze lepsze z uczuć, gdy oto po rozpoczęciu lektury okazuje się, że jest zupełnie inaczej... Tak właśnie miała się ze...
więcej Pokaż mimo to