Żywoty urojone i inne prozy
- Kategoria:
- klasyka
- Seria:
- Proza Światowa
- Tytuł oryginału:
- Vies imaginaires
- Wydawnictwo:
- Państwowy Instytut Wydawniczy
- Data wydania:
- 2016-11-25
- Data 1. wyd. pol.:
- 2016-11-25
- Liczba stron:
- 320
- Czas czytania
- 5 godz. 20 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788364822674
- Tłumacz:
- Bronisława Ostrowska, Zenon Przesmycki, Leon Schiller, Wincenty Korab-Brzozowski
- Tagi:
- Marcel Schwob Wincenty Korab-Brzozowski Bronisława Ostrowska Zenon Przesmycki Leon Schiller Żywoty urojone literatura francuska
Tom gromadzi cztery książki wybitnego prozaika, Marcela Schwoba, z którego garściami czerpał Jorge Luis Borges, którego cytował Jerzy Stempowski, którym karmił się Roberto Bolaño. Przede wszystkim mamy tu Żywoty urojone, wspaniałe krótkie prozy, korowód postaci zawieszonych między istnieniem a nieistnieniem, o których wiadomo niewiele lub zgoła nic, wyrzutków społecznych, morderców i piratów, księżniczkę indiańską Pocahontas, półboga Empedoklesa, podpalacza Herostratesa, poetę Lukrecjusza. Ich widmowe losy ubrane w płaszcz fikcji mówią nam o naturze ludzkiej więcej niż niejedna biografia.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Niech żyje bal
Próbuję sobie przypomnieć, w jakim stanie świadomości byłam, deklarując chęć recenzji „Żywotów urojonych”. Nie przypominam sobie żadnego kaca, żadnego zakładu ani przymusu udowodnienia czegokolwiek komukolwiek. Za to pamiętam, że czytałam, że Borges czerpał garściami ze Schwoba i nie rozumiem tylko dlaczego nie zapaliła mi się wówczas czerwona lampka? Pewnie dlatego, że albo moje ego już bardzo się nadymało albo zawierzyłam doszczętnie tym nielicznym, którzy książkę przeczytali i pozostali w zachwycie. Tak, pewnie im zwyczajnie pozazdrościłam.
Już lektura Gaddy („Poznawanie cierpienia”) postawiła poprzeczkę wysoko. I choć napisałam, że był to ciężki i trudny tekst i że zapewne nie potrafię docenić go w pełni, przyznać muszę, że myślę o nim do dnia dzisiejszego (co daje mi niemal pewność, że do niego wrócę). Relacja matka-syn nieustannie zaprząta moją głowę. O Schwobie jak na razie powiem tyle, że jestem skonfundowana po lekturze, nieco zagubiona i czuję się trochę tak, jakby mnie ktoś wysadził po tej podróży na stacji zero. Jestem mała, nic nie rozumiem a przede mną szmat drogi do przebycia.
Zaczęło się niewinnie, jak wszystkie zgubne przygody: Wiedza historyczna nic nie mówi o jednostkach. W najlepszym razie odsłania nam tylko punkty styczności ze sprawami zbiorowymi.* Potem było już bardziej pod górę.
„Żywoty urojone i inne prozy” to zbiór tekstów Schwoba, który gromadzi cztery książki prozaika: „Żywoty urojone”, „Krucjata dziecięca”, „Księga Monelli” i „Mimy” a każda z nich jest osobliwa.
„Żywoty” są pełne masek, skrzą się aż od ironii, tną jak mieczem, ale nie na oślep lecz precyzyjnie, jakby autor po kilkudniowych skomplikowanych obliczeniach wyznaczył cel i potem trafiał idealnie w punkt. To festiwal erudycji i inteligencji wymagający od czytelnika nie tylko rozumienia przedłożonego przed nim tekstu, ale również pewnego obycia w kulturze i literaturze. I tak jak nieśmiało zapowiedział autor na początku, oddał hołd jednostce. Nie koniecznie zawsze tej wybitnej. To prawdziwy bal maskowy w najwykwintniejszych kostiumach. I nawet kiedy już Ci się wydaje, że wiesz, kto się tam kryje za tym morzem atłasu i koronek, dostajesz prztyczka w nos.
Pozostałe trzy księgi niczym nie ustępują pierwszej jeśli chodzi o poziom i kunszt. Nie mniej to już raczej nie jest zabawa a gorzka pigułka, która nie raz może utknąć w gardle.
Kiedy tak zbiorczo myślę o tych wszystkich księgach zachodzę w głowę, co tam się działo w umyśle autora? W moim pojęciu, na czas lektury przybrał on szaty jakiegoś boga, który stworzył świat, ale nie zamierza w niego zbytnio ingerować, bo wie co się stanie. Siedzi więc sobie na wysokościach i patrzy, co się dzieje z jego zabawkami… czasem tylko dmuchnie albo chrząknie, jak ktoś za bardzo zaczyna kozaczyć…
PIW uraczył nas w zeszłym roku kilkoma pozycjami na najwyższym poziomie. I wielki szacunek za to, że w dobie, gdzie najlepiej sprzedają się pudelkowe powieści wymagające od czytelnika jedynie umiejętności czytania, wydawnictwo oferuje nam zbiór kilku książek, które redefiniują (u mnie na pewno) pojęcie czytelnika o nim samym i o literaturze. I które nade wszystko zawracają go do punktu wyjścia i rozwijają przed nim ten długi dywan, sygnalizując jak wiele jeszcze drogi jest do przebycia. I mimo trudności, które będą się piętrzyć, to jest dobra perspektywa, bo zapewnia przyszłość i przestrzeń.
*cytat pochodzi z recenzowanej książki
Monika Stocka
Książka na półkach
- 233
- 61
- 33
- 4
- 3
- 1
- 1
- 1
- 1
- 1
Opinia
Jest taki projekt, w ramach którego tłumaczone i promowane są perełki literatury europejskiej z jakiegoś powodu leżące na dnie mrocznego oceanu zapomnienia. Takie cuda, które, choć cudami są niewątpliwie, jakoś nie odcisnęły się w publicznej świadomości. Pierwszym ruchem tego projektu miało być przetłumaczenie na niderlandzki „Lalki” Prusa. Piszę - miało być - bo niestety polska strona projektu lewituje sobie w sieci nieaktualizowana od 2014 roku (holenderska ma się dobrze). Ale to, co w tym całym zamieszaniu interesuje nas najbardziej, to sama nazwa - Schwob. Od Marcela Schwoba. Kim do stu diabłów jest Marcel Schwob?
No właśnie, kto to jest? Na okładce piszą coś o piratach i tajemniczych dziewczynkach, brzmi zachęcająco. Zaglądamy, a tam - rzecz niezwykła - literki. Ale my zrobimy tak, żeby było jeszcze mniej zwyczajnie i przeskoczymy od razu na prawie sam koniec, do posłowia Jana Gondowicza (czytajcież wstępy, posłowia, noty edytorskie - zazwyczaj warto). I już mamy gościa jak na dłoni:
"Wie pan, on jest z tych pisarzy, co nie ukazują, tylko ukrywają."
Ukrywają się między innymi, bo na polski zostały przetłumaczone dawno, dawno temu (a przez to dawno mam na myśli około stu lat) aż cztery jego książki. Wszystkie cztery znajdziemy w tym zbiorze, ale spokojnie - nie w wersji sprzedwiecznej dokładnie, a nieco uwspółcześnione i popoprawiane.
Wracając zaś do samego Schwoba, niezły był z niego mól książkowy. Mając niemal nieogarniczony dostęp do zbiorów Bibliothèque Mazarine, grzebał tam, a to, czego się dogrzebał, widzimy między innymi w Żywotach urojonych, oczywiście obficie polane sosem wyobraźni Schwoba.
O daniu, które powstaje w wyniku tego dogrzebywania się powiedzieć, że dobre, to mało. Treść jest w stu procentach zgodna z tytułem - tak, to faktycznie są żywoty. I to jakie! Nie brak tu ani osobistości skądinąd znanych - za przykład niech posłuży Kapitan Kidd, korsarz i okrutnik znany niekoniecznie powszechnie, ale kojarzący się co bardziej zainteresowanym piracką profesją, Równie jednak uważnie, jak nad brytyjskim piratem, pochyla się Schwob nad Koronkarką Kasią. Prezentuje gamę fantastycznych postaci - jest tam podpalacz świątyni Artemidy w Efezie, indiańska księżniczka Pocahontas (tak, ta od Disneya) i wiele, wiele innych w tekstach króciutkich, ale barwnych i fascynujących. Aż ma się ochotę wzorem autora zagłębić w labirynt archiwów i szukać kolejnych przykładów ludzkiej różnorodności.
Kolejny znajdujący się w zbiorze utwór - Krucjata dziecięca - jest w pewien sposób z tą życiorysową formą związana, tym razem jednak wszystkie z przedstawionych króciutkich tekstów to opowieści postaci związanych w jakiś sposób z tytułowym wydarzeniem. Nie trzeba chyba podkreślać, że klimat jest tu dużo bardziej ponury, niż w na poły zabawnych, na poły tragicznych Żywotach - w końcu tragiczna jest osnowa. Krucjaty dziecięce były dwie, obydwie w 1212 roku i pochłonęły tysiące żyć. Cel? Wyzwolenie Ziemi Świętej, Środki? Czystość serca. Co zaskakujące, żadna z nich nie zakończyła się sukcesem.
Następnie jest Księga Monelli, prześliczna, lirycznie smutna opowieść realizująca znany literaturze motyw pisarza i ulicznicy, który zresztą jest Schwobowi znany podobno z autonomii - pierwowzorem Monelli ma być Louise, gruźliczka, którą, jak czytamy w posłowiu wziął [...] do siebie i umilał jej umieranie baśniami. Po dziewczynie pozostał jeden list i Księga z jej dziwaczną, niesamowitą Monellą, której duch przeniknął do wielu innych dzieł, raz niemal doprowadzając tym przenikaniem do sprawy w sądzie.
No i Mimy - inspirowane herondasowymi mimami krótkie scenki przesiąknięte antyczną Grecją w tej jej odsłonie, która najmniej pokrywa się z majestatem marmurowych posągów. Bohaterami tych krótkich obrazków są bowiem nie bogowie czy herosi, a postacie takie, jak pogryziony przez pluskwy poeta czy chłopak w przebraniu handlarki rybami. Wątki okołomitologiczne też się wprawdzie pojawiają - głównie w epilogu, ale główna radość płynąca z czytania tego tekstu to właśnie możliwość "pooglądania sobie" starożytnej Grecji z innej, niepodręcznikowej strony.
Trudno w to uwierzyć, ale wszystkie te cuda zajmują łącznie około 300 stron całkiem sporej czcionki. W tak niewielkiej objętości zmieścić taką rozmaitość - ot sztuka, a to chyba rozmaitość właśnie najbardziej mnie w prozie Schwoba urzekła. Tak, jestem urzeczona całkowicie i nieodwołalnie. Nie czyta się tego szczególnie łatwo, w końcu mamy do czynienia z tekstem niezbyt nowym w niezbyt nowym przekładzie, choć nie traktowałabym tego jako wadę - archaiczność ta jest dodaje lekturze sporo uroku i specyficznego klimatu. Ekscentryczne toto, nihilistyczne i chwilami ponure bardzo, ale przepiękne i zasługujące na uwagę bardziej, niż niejedno szeroko zachwalane tomiszcze. Brawo PIW - i za odkopanie tej perełki i za jej wydanie w tak śliczny sposób (za to ostatnie odpowiedzialny jest team grafików występujących jako Fajne Chłopaki). To cudeńko ustawiam między moimi lekturami najulubieńszymi i żałuję, że więcej Schwoba po polsku na razie nie ma... A może ktoś postanowi ten karygodny błąd naprawić?
Inne cuda niewidy na czymkolwiek.blogspot.com
Jest taki projekt, w ramach którego tłumaczone i promowane są perełki literatury europejskiej z jakiegoś powodu leżące na dnie mrocznego oceanu zapomnienia. Takie cuda, które, choć cudami są niewątpliwie, jakoś nie odcisnęły się w publicznej świadomości. Pierwszym ruchem tego projektu miało być przetłumaczenie na niderlandzki „Lalki” Prusa. Piszę - miało być - bo niestety...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to