Slumberland
- Kategoria:
- literatura piękna
- Tytuł oryginału:
- Slumberland
- Wydawnictwo:
- Sonia Draga
- Data wydania:
- 2020-01-15
- Data 1. wyd. pol.:
- 2020-01-15
- Liczba stron:
- 288
- Czas czytania
- 4 godz. 48 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788381108836
- Tłumacz:
- Witold Kurylak
- Tagi:
- jazz literatura amerykańska pasja podróż poszukiwanie własnej tożsamości relacje międzyludzkie talent
Książka Laureata Nagrody Bookera 2016.
Ostra jak brzytwa i przezabawna powieść o zniechęconym DJ-u z Los Angeles, który wyrusza w podróż do zjednoczonego Berlina w poszukiwaniu swojego transatlantyckiego sobowtóra.
Po stworzeniu idealnego beatu DJ Darky postanawia odszukać niejakiego Charlesa Stone’a, niezbyt popularnego awangardowego jazzmana, i namówić go, by zagrał do jego kawałka. W tym celu udaje się do zjednoczonego właśnie Berlina. Przechadzając się sennymi uliczkami miasta, DJ Darky prowadzi dywagacje na temat kwestii rasowych, seksu, miłości i muzyki Wyntona Marsalisa, próbując spotkać swoją bratnią duszę i artystycznego bliźniaka.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Grzmot i błysk
Już po pierwszej przeczytanej stronie dowolnej książki wiem, czy dany pisarz ma warsztat, czy też jest zwykłym rzemieślnikiem – co wcale nie musi być wadą, odnoszę się jedynie do szeroko rozumianego stylu. Talent w dzisiejszych czasach przestał uchodzić za coś nadzwyczajnego, przez co często go nie dostrzegamy. Brodzimy w przeciętnej literaturze, zachwycając się kontrowersjami i liczeniem, ile razy główny bohater użył brzydkiego słowa. Kiedy książka zmusza nas do myślenia, to z obrzydzeniem rzucamy ją na bok, licząc na to, że nikt tego nie zauważy – w końcu nie chcemy wyjść na ignorantów. Co gorsza, jeśli nie rozumiemy danej pozycji, to wyśmiewamy ją, piszemy, że autor chyba przesadził z dopalaczami, gdyż stworzył nie literaturę, a jakieś popłuczyny. Niestety, ale – zgodnie z prawem Kopernika–Greshama – gorszy pieniądz zawsze wypiera lepszy. Tyczy się to najwyraźniej również książek.
Beatty’ego należy pochwalić za język, można za fabułę – ale nie trzeba, gdyż fabuła jest jakby wciśnięta na siłę – a na pewno za poczynione obserwacje. Czytanie „Slumberlandu” przypomina trochę golenie się brzytwą (i to na sucho). Każda kolejna strona, każde kolejne zdanie sprawiają, że bezkompromisowość autora wywołuje nie tylko coraz większe uczucie dyskomfortu, ale i czujemy się, jakby ktoś wylał na nas wiadro pomyj. To, że głównym bohaterem jest Afroamerykanin, tak naprawdę nic nie zmienia. Liczne obserwacje poczynione na kartach powieści dotyczą każdego z nas i tylko przez własny wstyd nigdy się do tego nie przyznamy. W końcu lepiej być krystalicznie byle jakim („z twarzy był podobny zupełnie do nikogo”, jak mawiali w „Misiu” Barei),niż nabrać jakichkolwiek wyrazistych cech osobowościowych i ryzykować generowanie konfliktów czy powszechnego oburzenia.
DJ Darky, czyli nasz główny bohater, na pewno nie przejmuje się czymś tak prozaicznym, jak opinia na swój temat. Żyje tak, jak chce, i robi to, co chce. A to, że ma pamięć fonograficzną – czyli pamięta każdy zasłyszany w życiu dźwięk – tylko mu ułatwia pracę jako kompozytora, a także wieczorowego odtwarzacza muzyki. Bo Darky się nie łudzi, że jego praca polega na czymś innym. Dopiero jako kompozytor realizuje swoją misję na tym świecie. Tak więc kiedy tworzy idealny, wręcz perfekcyjny beat, postanawia znaleźć legendarnego Szwę i wyrusza do Berlina, gdzie podobno genialny jazzman wegetuje. Przecież ktoś do podkładu muzycznego musi zagrać.
W Republice Federalnej Niemiec sprzed czasów upadku muru berlińskiego widok Afroamerykanina jest czymś naturalnym i jednocześnie egzotycznym. I Beatty właśnie o tym pisze. Konfrontuje Wschód z Zachodem, porównuje amerykańskie pałowania na chodniku z europejskim marzeniem o spędzeniu nocy z czarnoskórym mężczyzną, zestawia kulturę, marzenia, pragnienia, obyczaje, a nawet i podejście do religii czy rasizmu. Nie szczędzi nikogo i niczego, gdyż taki już jako pisarz jest. Ostry, wulgarny, krnąbrny, bezczelny i pewny siebie. I to się udziela czytelnikowi, który albo pokocha ten styl, albo stwierdzi, że to nie dla niego. Tak więc każda negatywna recenzja na temat tej książki tylko potwierdzi tezę, że niektórzy po prostu nie dorośli do dobrej literatury. I w sumie to mi ich nie jest nawet szkoda.
Może powinienem całą recenzję napisać inaczej. Zwrócić większą uwagę na fabułę, skupić się na rasizmie. Tylko że to, co najciekawsze w tej powieści, jest – rzecz jasna – napisane między wierszami. Tak więc nie ma znaczenia, co napiszę, gdyż i tak musicie sięgnąć po „Slumberland”. Żebyśmy się dobrze zrozumieli – musicie, a nie powinniście. Tutaj nie ma wyboru. Co więcej, to na pewno nie jest lektura na jeden raz. Beatty tworzy coś, co chce się wziąć w leniwy niedzielny poranek. A to już prawdziwy wyczyn.
Michał Wnuk
Książka na półkach
- 167
- 61
- 12
- 5
- 4
- 2
- 2
- 1
- 1
- 1
OPINIE i DYSKUSJE
"Slumberland", choć wydany u nas po znakomitym "Sprzedawczyku", jest wcześniejszą powieścią Beatty`ego (pierwsza publikacja w 2008r.). Taka rozgrzewka i wyznaczanie trasy dla późniejszej prozy.
Muszę wspomnieć, że językowa jazda na wysokich obrotach, wsparta karkołomnym ale efektownym pomysłem fabularnym, gdzieś w połowie "Sprzedawczyka" traci rozpęd i grzęźnie na jakichś bocznych torach. Dopiero pod koniec powraca ten ożywczy wigor bezkompromisowego stylu Beatty`ego. Z wywiadu z autorem, dowiedziałem się że początek i koniec napisał najpierw, a potem skleił to środkową częścią.
Podobnie musiało być ze "Slumberlandem", który zachwycił mnie od razu (tego właśnie oczekiwałem) niepowtarzalną, niby chaotyczną, ale przemyślaną narracją, skrzącym się dowcipem i erudycją popkulturową słowotokiem. Uwierzyłem w tę przygodę na początku lat 90tych zeszłego stulecia, pod berlińskim murem. Zestawienie czarnej kultury zachodu z zupełnie inną Europą (w pewnych aspektach dla Afroamerykanina podobną) zagrało. Dosłownie, bo w książce co rusz pada nazwisko jakiegoś wykonawcy czy tytuł utworu z tamtego okresu. Szeroki przekrój od jazzowego undergroundu po Wu-Tang Clan. Do tego Beatty ma rzadko spotykaną lekkość pisania o muzyce. Widać że zna się na tym i umie nadać słowu pisanemu odpowiednią "melodyjnosć" adekwatną do tematu.
Czemu w takim razie ocena 6/10? Otóż tych fajerwerków starczyło do połowy. Tak jakby Beatty był stand-uperem, któremu skończyły się żarty a wątek wymknął się niepostrzeżenie. Dalsze czytanie zamiast przyjemności okazało się nużącą koniecznością dokończenia perypetii czarnego DJa w, jak się okazało, kartonowych dekoracjach pseudo-historycznego Berlina. Tak, są tu odpowiednie nazwy ulic, trochę języka niemieckiego, jakichś obserwacji społecznych. Jednak zauważalnie staje się to coraz bardziej pretekstowe. Nie wiem na ile był to zabieg zamierzony a na ile zwykłe niedbalstwo i odpuszczenie sobie researchu (a może wina redakcji?) ale kilka razy wyłapałem anachronizmy i błędy rzeczowe. To, wraz z dziwnie przerysowanymi, zupełnie niewiarygodnymi postaciami na jakie trafia DJ Darky, sprawia że czytelnik może w pewnym momencie odkleić się od warstwy fabularnej. Na szczęście końcówka spina klamrą tę chybotliwą konstrukcję. Nie jest tak dobra jak początkowe rozdziały, ale stanowi właściwą kodę dla "Slumberlandu".
Kto czytał już "Sprzedawczyka" niech spróbuje.
"Slumberland", choć wydany u nas po znakomitym "Sprzedawczyku", jest wcześniejszą powieścią Beatty`ego (pierwsza publikacja w 2008r.). Taka rozgrzewka i wyznaczanie trasy dla późniejszej prozy.
więcej Pokaż mimo toMuszę wspomnieć, że językowa jazda na wysokich obrotach, wsparta karkołomnym ale efektownym pomysłem fabularnym, gdzieś w połowie "Sprzedawczyka" traci rozpęd i grzęźnie na jakichś...
Paul Beatty zachwycił mnie swoim zupełnie niepoprawnym "Sprzedawczykiem", w którym opowiadał przezabawną historię Afroamerykanina starającego się doprowadzić do powrotu niewolnictwa w USA. Tamta książka jest dla mnie przykładem tego, jak doskonale napisać zgryźliwą satyrę, w której brak poprawności politycznej służy do wyśmiania i wyeksponowania chyba wszystkich istniejących społecznych stereotypów. Ostra i napisana brawurowym językiem (choć raczej dla fanów literackich zabaw formą) stała się jedną z moich ulubionych pozycji z 2018 roku. Dlatego też z wielką radością sięgnąłem po jego kolejną książkę, wydaną w USA w 2008 roku, która niedawno wyszła na naszym rynku.
"Slumberland" opowiada historię czarnoskórego dj-a z Los Angeles, który trafia do Niemiec na chwilę przed upadkiem Muru Berlińskiego. Jego celem jest odnalezienie niejakiego Szwy - awangardowego jazzmana, którego główny bohater uznaje za największego geniusza współczesnej muzyki. Efektem tych poszukiwań ma stać się powstanie najlepszego beatu, jaki kiedykolwiek słyszał świat. Oczywiście, powyższy opis nie oddaje prawdziwego charakteru tej fabuły, bo ta jest wypełniona absurdami i motywami, które dla wielu mogą wydać się po prostu niesmaczne. Przykładem może być to, że główny bohater jest obdarzony jest pamięcią fonograficzną (pamięta każdy dźwięk usłyszany w życiu),a muzykę swojego idola odkrywa dzięki podrzuconemu przez komunistycznego agenta nagraniu przedstawiającego stosunek człowieka z kurą, do którego Szwa nagrał ścieżkę dźwiękową. A to tylko wątki z samego początku książki, która przepełniona jest postaciami dziwaków, ekscentryków i zwyczajnych zboczenców.
Zresztą, fabuła w "Slumberlandzie" jest sprawą drugorzędna, służącą tylko po to, aby Beatty mógł zalać czytelnika przemyśleniami na temat sztuki, seksu, muzyki, społecznych fobii, religii (oraz wielu innych rzeczy) i ich wzajemnego oddziaływania. Ale przede wszystkim wyśmiać wszystkie głupoty i obsesje związane z tymi tematami. Wydaje mi się, że w tej książce obrywa się wszystkim. Fani muzyki popularnej i alternatywne snoby, nacjonaliści i hipisi, Amerykanie i Europejczycy, rasiści i zbytni miłośnicy swojej rasy, muzycy i ludzie którzy niczym się nie interesują - każdy zostaje tutaj odpowiednio mocno wyszydzony.
To wszystko napisane w bardzo intensywny sposób, tak że czasami trudno się połapać, o czym dokładnie teraz mowa. Pełno tu wolt stylistycznych, słownych gierek i innych eksperymentów. Można odnieść wrażenie, że na każdej stronie czeka znalazło się miejsce dla takiej atrakcji. Bywa to męczące, bo czuć, że autor jeszcze nie do końca opanował (w "Sprzedawczyku" już nie było tego problemu),jak kierować swój słowotok tak, by nie zamęczyć czytelnika. Chaos w czasie lektury bywa spory, ale po jej zakończeniu wysuwa się jednak pewna klarowna myśl, w której znaleźć można zaskakująco dużo (jak na jej cyniczny klimat) czułości skierowanej do samego aktu tworzenia i odbierania dzieła.
"Slumberland" nie jest książką, którą poleciłbym na pierwszy kontakt z twórczością tego pisarza. Będę zachęcał, aby najpierw sięgnąć po fenomenalnego "Sprzedawczyka". I jeśli podobnie jak ja zakochacie się w niesfornym stylu Beatty'ego to ta książka także Was zadowoli. Po prostu wydaje się trochę zbyt niedoszlifowana, przez co (zwłaszcza na samym początku) czytelnik nie znający stylu tego pisarza może się od niej odbić. A byłaby to wielka strata, bo to jeden z bardziej frapujących autorów, którzy są u nas obecnie wydawani.
Paul Beatty zachwycił mnie swoim zupełnie niepoprawnym "Sprzedawczykiem", w którym opowiadał przezabawną historię Afroamerykanina starającego się doprowadzić do powrotu niewolnictwa w USA. Tamta książka jest dla mnie przykładem tego, jak doskonale napisać zgryźliwą satyrę, w której brak poprawności politycznej służy do wyśmiania i wyeksponowania chyba wszystkich...
więcej Pokaż mimo toTo chyba nie dla mnie książka! Doceniam warsztat, pomysł, ale jako całość dla mnie mega średnio....
To chyba nie dla mnie książka! Doceniam warsztat, pomysł, ale jako całość dla mnie mega średnio....
Pokaż mimo to„Slumberland” autorstwa Paula Beatty, to historia Fergusona Sowell’a czyli pewnego DJ-a , który ma obsesję na punkcie dźwięków, rytmów i muzyki. Mężczyzna dążąc do stworzenia idealnego rytmu, postanawia wyruszyć w podróż do Berlina w poszukiwaniu nieuchwytnego, wirtuozowskiego jazzmana Charlesa Stone'a.
Muszę przyznać, że książka mnie totalnie pozytywnie zaskoczyła. To moje pierwsze spotkanie z tym autorem, ale już wiem, że niebawem sięgnę po jego kolejną książkę. W mojej ocenie, to styl pisarki Paula Beatty jest największym atutem tej książki. To jak autor umiejętnie i mądrze wplatał swoje żarty w zdania, to jest coś niesamowitego. Ja podczas czytania uśmiałam się wielokrotnie. A to u mnie rzadkość! Ponadto Beatty potrafi znakomicie wyrażać dźwięki i rytmy, dzięki czemu czytając dosłownie słyszy się muzykę. Kolejnym atutem książki jest sama fabuła, gdyż „Slumberland” to opowieść o poszukiwaniu tożsamości i walce o znalezienie sensu życia w świecie tak złożonym i brutalnym, a więc temat bardzo ciekawy i intrygujący. Co do głównego bohatera, to jest to postać bardzo dobrze i skonstruowana i niezwykle oryginalna. Jedynym dla mnie minusem było zakończenie. „Slumberland” nieco traci na sile pod koniec powieści, lecz styl jest na tyle imponujący, że nie byłam w stanie oderwać się od książki.
Kończąc już, muszę zaznaczyć, że książka nie jest dla każdego, ponieważ autor ma ostre podejście do relacji rasowych i jest to wyraźnie widoczne na każdej stronie. Jednych ta książka wielokrotnie rozbawi, innych zaś dotknie za zuchwałość Paula Beatty. Jeśli więc lubisz dobrą satyrę, z mnóstwem odniesień związanych z muzyką, zwłaszcza z epoki jazzu to książka jest dla ciebie.
„Slumberland” autorstwa Paula Beatty, to historia Fergusona Sowell’a czyli pewnego DJ-a , który ma obsesję na punkcie dźwięków, rytmów i muzyki. Mężczyzna dążąc do stworzenia idealnego rytmu, postanawia wyruszyć w podróż do Berlina w poszukiwaniu nieuchwytnego, wirtuozowskiego jazzmana Charlesa Stone'a.
więcej Pokaż mimo toMuszę przyznać, że książka mnie totalnie pozytywnie zaskoczyła. To...
Paul Beatty - „Slumberland”
W stylu Nabokova. Paul Beatty jest dość wygadanym Murzynem, więc bez słownika wyrazów obcych się nie obejdzie. Jeśli komukolwiek przyszłoby do głowy rozumieć wszystko co napisał. Tego – moim skromnym zdaniem – nie trzeba rozumieć – to jest free jazz. To jest literacka jazzowa improwizacja, przetykana wspaniałymi ironicznymi zdaniami, od których skręcałem się ze śmiechu.
To dobra historia. Jak odbudować mur dzielący Berlin? Może zbudować mur z dźwięków? Dj Darky wyrusza z L.A. na poszukiwanie Charlesa Stone’a vel Szwa, muzycznego geniusza i outsaidera, którego ponadczasowy beat znalazł się na ścieżce dźwiękowej niemieckiego filmu pornograficznego.
Darky również zasłynął jako twórca muzyki do kina porno i jest temu zadaniu naprawdę oddany: „Wyjaśniłem mu w jaki sposób nakładanie się progresji i rozbudowanego glissando pasuje do naturalnej melodyki aktu płciowego. Rytmiczne klaskanie jąder ogiera o pośladki gwiazdy podkreślało pasaże puzonu”. Wysyła CV do leżącej po zachodniej stronie Szprewy części Berlina, i zatrudnia się w knajpie „Slumberland” jako – uwaga – sommelier grających szaf.
Myślę, że najbardziej spodoba się dla tych, dla których konikiem jest muzyka.
PS. Na koniec ulubione:
„Napiłem się piwa i zadałem pytanie, jakie moim zdaniem stawiają sobie wszyscy wielcy artyści, zanim zaangażują się w proces twórczy: „Czy istnieje Bóg?” Rozważałem argumenty za (fale na Hawajach, sok winogronowy, misie koala, znoszone lewisy, zorza polarna, kanadyjskie góry skaliste … i Woody Allen) i przeciw (muchy, Alabama, religia, chihuahua, właściciele chihuahua, kuchnia mojej matki… Woody Allen).
„bo nie ma czegoś takiego jak konwersacyjny niemiecki, niemiecki może być tylko polemiczny”
„podczas trwającego godzinę i trzy kwadranse koncertu zespół gra w sumie cztery nuty, raz zmienia akord, do tego przypadkowy kaszel i refren w postaci nicości dźwięku pomieszczenia (…) Stone siedzi obrażony w kącie, cicho przeklinając siebie i swój instrument – Trochę za dużo rock’n’rolla – mówi – za dużo rock’n’rolla”
Paul Beatty - „Slumberland”
więcej Pokaż mimo toW stylu Nabokova. Paul Beatty jest dość wygadanym Murzynem, więc bez słownika wyrazów obcych się nie obejdzie. Jeśli komukolwiek przyszłoby do głowy rozumieć wszystko co napisał. Tego – moim skromnym zdaniem – nie trzeba rozumieć – to jest free jazz. To jest literacka jazzowa improwizacja, przetykana wspaniałymi ironicznymi zdaniami, od których...
Po książkę sięgnęłam skuszona bardzo dobrymi zapowiedziami i dobrą sławą autora, zyskaną dzięki wcześniej wydanym w Polsce powieściom. Motyw podróży w sensie dosłownym i w wymiarze mentalnym, a do tego środowisko muzyczne na pierwszym planie - wszystko to brzmiało niezwykle zachęcająco. Jednak spotkał mnie zawód - styl Beatty'ego mnie pokonał i zamiast wciągającej podróży z głównym bohaterem, na którą miałam nadzieję, spotkało mnie raczej uporczywe brnięcie przez kolejne strony powieści.
Mam wrażenie, że autor chce pokazać przeciętnemu czytelnikowi "gdzie jego miejsce", nadużywając wręcz wtrąceń obcojęzycznych, słów zrozumiałych wyłącznie w slangu DJ-ów, a także chwaląc się potężną erudycją. Wskazanych elementów jest w książce tak wiele, że trudno skupić się na fabule i doszukać jakiegoś przekazu. Mowa o podróży bohatera w głąb siebie również wydaje mi się dużym nadużyciem, ponieważ postać jest skonstruowana dosyć płasko, a nieliczne autorefleksje, jakie snuje, związane są głównie z kolorem skóry. Niestety nie są też, delikatnie mówiąc, pozbawione stereotypów.
Ciekawym zabiegiem jest serwowanie czytelnikowi swoistej playlisty, soundtracku towarzyszącego narracji - lista utworów/zespołów wymienionych w książce, to faktycznie fascynująca podróż dla fanów muzyki - to dla mnie najprzyjemniejsza warstwa powieści.
Sądzę, że wąskie grono czytelników, dość mocno związane z muzyką, szczególnie klubową, ze środowiskiem DJ-ów, znajdzie tę książkę niezwykle interesującą - dla osób "z zewnątrz" przygoda ze Slumberlandem może stanowić duże wyzwanie.
Po książkę sięgnęłam skuszona bardzo dobrymi zapowiedziami i dobrą sławą autora, zyskaną dzięki wcześniej wydanym w Polsce powieściom. Motyw podróży w sensie dosłownym i w wymiarze mentalnym, a do tego środowisko muzyczne na pierwszym planie - wszystko to brzmiało niezwykle zachęcająco. Jednak spotkał mnie zawód - styl Beatty'ego mnie pokonał i zamiast wciągającej podróży z...
więcej Pokaż mimo toRzecz nie do przecenienia.
Paul Beatty zniszczył mnie niemal całkowicie swoim „Sprzedawczykiem”, więc tym większa była moja radość, kiedy zobaczyłem, że Sonia Draga ma zamiar wydać „Slumberland”, czyli jego powieść wcześniejszą, ale usytuowaną głównie w Berlinie. Zastanawiałem się gorączkowo co też Amerykanin powie nam o Europie? Niedługo trwało nim położyłem swoje ręce na tej książce.
Sama powieść powstała w trakcie pobytu pisarza w stolicy Niemiec. Jako człowiek z kręgu akademickiego obdarzony jest zarówno błyskotliwością językową oraz spostrzegawczością, która pozwala mu dokonywać niezbędnej selekcji myśli oraz konkluzji. „Slumberland” jawi się w całości jako międzyrasowa podróż. Sądzę, że dla prawicy będzie to podróż przez kręgi piekielne, ale spryt autora pozwala mu uniknąć mielizn publicystycznych, gdyż ostrość krytycznego myślenia zostaje zachowana.
Pomińmy proszę tanie stwierdzenie, że oto mamy do czynienia z prozą w stylu hip hopu. To, że Beatty jest czarnoskóry i znakomicie, pod względem rytmiki i tempa, układa monologi, nie oznacza automatycznie, że musi być wrzucany w stereotyp, który pewnie by mu nie wadził jakoś szczególnie. Bohater – DJ Darky (po niemiecku Schallplattenunterhalter Dunkelmann) – wyrusza na poszukiwania tajemniczego jazzmana Szwy, gdyż dociera do niego, że jego muzyka może wpływać na ludzi w sposób dosłowny. W ten sposób wpada w sam środek białego Berlina po to, aby z jednej strony poznać samego siebie, jak również przekroczyć kilka granic w celu ukonstytuowania ostatecznej wersji samego siebie. Brzmi nieco filozoficznie? I tak ma być.
Zwróćcie uwagę, że Beatty komplikuje tę opowieść przez to, że nie trzyma się jednej idei bądź przesłania. W kilku miejscach sam unicestwia poglądy swojego bohatera, aby na tych zgliszczach wybudować nowe. Można się zastanawiać czy autor zwyczajnie z nas kpi, co nie jest wykluczone, gdyż mamy do czynienia z wytrawnym ironistą. Zresztą ta jego ironia rozbraja każdą (tak, tak nawet lewicową) nadętą ideę. Nie boi się nawet brać na warsztat seksualnych wyobrażeń o czarnoskórych mężczyznach. Zgadza się, „Slumberland” jest prozą odważną, która mierzy się z wszystkim w sposób niebanalny.
Ze swojej strony chciałbym podkreślić warstwę muzyczną książki, a szczególnie mięsiste i pełne emocji opisy utworów jazzowych. Uważam, że Beatty zostawia sobie muzykę jako azyl na rzeczywistość złudną, podszytą fałszem czy zwyczajnie głupią. Wszakże zbawczą moc, w jego powieści, reprezentuje właśnie dźwięk. Znamienna jest scena kiedy czarnoskóry DJ występuje na imprezie zorganizowanej przez neonazistowskich skinheadów. Rzecz nie do przecenienia.
Inne: http://www.nowamuzyka.pl/author/jaroslawszczesny/
Rzecz nie do przecenienia.
więcej Pokaż mimo toPaul Beatty zniszczył mnie niemal całkowicie swoim „Sprzedawczykiem”, więc tym większa była moja radość, kiedy zobaczyłem, że Sonia Draga ma zamiar wydać „Slumberland”, czyli jego powieść wcześniejszą, ale usytuowaną głównie w Berlinie. Zastanawiałem się gorączkowo co też Amerykanin powie nam o Europie? Niedługo trwało nim położyłem swoje ręce na...
Wyjątkowy język, który skrzy się od niecodziennych porównań i ironii. Język chce być plastrem na chwilami dość przykre zdarzenia. Może mu się udaje, może tylko to jak zdarzenie zostanie opisane jest ważne.
Wyjątkowy język, który skrzy się od niecodziennych porównań i ironii. Język chce być plastrem na chwilami dość przykre zdarzenia. Może mu się udaje, może tylko to jak zdarzenie zostanie opisane jest ważne.
Pokaż mimo toŻartowniś się pogubił. Po brawurowym „Sprzedawczyku” Paul Beatty odjechał w zaskakującą stronę. W poszukiwaniu prawdy o czarnej Ameryce i jej ludziach, teleportował się do Berlina czasów upadku Muru. Jego bohater, aspirujący DJ – Darky, szuka tu legendarnego jazzmana, natomiast Beatty – korzeni, zbudowanej na hipokryzji, poprawności politycznej oraz, opartej na fałszu lub mającej podłoże erotycznej fascynacji, relacji „liberalni biali”/czarni.
Pisarz bawi się tym fałszem i hipokryzją, zaludniając powieść ekscentrycznymi, na granicy dziwactwa, bohaterami. Jednak tym razem nie po to, by obnażyć nasz fałsz codzienny. „Slumberland” to po prostu wizyta w ludzkim zoologu. Wycieczka oparta na dowcipasach i prztyczkach. Dowcipasach i przytyczkach podawanych długimi seriami. Jednak Beatty-AK47 nie jest tu bronią skuteczną. Wali po stereotypach, chyba ani razu nie trafiając w sedno. Owszem, czasami można się podczas lektury „Slumberland” pośmiać, bardzo często bardzo mile zaskoczyć erudycją autora, jednak to pusty śmiech i chwilowe zaskoczenie. Dowcipasy i erudycja są tu teraz celem a nie – jak to było w „Białoczarnym” i „Sprzedawczyku” – środkiem, do powiedzenia czegoś ważnego lub choćby ciekawego.
Jednak jest grupa zawodowa, dla której „Slumberland” powinien być lekturą obowiązkową. Na nieszczęście dla Paula Beatty’ego, grupa wymierająca – dziennikarze i publicyści parający się popkulturą, zwłaszcza ci, specjalizujący się w pisaniu o muzyce. Nie było w ostatnich latach prozaika, który z taką maestrią – precyzją i lekkością jednocześnie - pisałby o muzyce. Widać, że Beatty jest obsłuchany. Widać, że ma zdanie oraz potrafi wyczuć fałsz i to nie tylko ten, wynikający ze zgubienia tonacji. W odróżnieniu od 99 procent piszących o muzyce nie bawi się w szufladkowanie. Gra tylko na czterech klawiszach – muzyka dobra i zła, szczera i fałszywa. Ale ta wielka czwórka wystarczy. Wielka czwórka i niezwykły język Beatty’ego, który doskonale opisuje melodię i rytm, puls i napięcie utworu muzycznego. Czytając „Slumberland” słychać opisywane przez autora kawałki, czuć energię ich wykonawców, nawet, jeżeli to, co robią opisywane jest – podobnie jak i oni – z przymrużeniem oka.
Jednak sprawność językowa oraz biegłość w opisywaniu dźwięków, rytmów i wykonań to jedyne zalety tej książki. Beatty pogubił się w swoich zabawach językowych, żonglerce stereotypami i prztyczkach. Pogubił się tak, że momentami trudno zrozumieć, po co „Slumberland” napisał. I nie ratuje go nawet doskonała puenta.
Nowa powieść Paula Beatty’ego rozczarowuje. Być może to „klątwa Bookera”, którego dostał za „Sprzedawczyka”. Może sława dosadnego, ironicznego obrazoburcy sparaliżowała jego kreatywność. Oczywiście, wciąż jest bardzo dobrym pisarzem, ale był już dużo lepszym.
Żartowniś się pogubił. Po brawurowym „Sprzedawczyku” Paul Beatty odjechał w zaskakującą stronę. W poszukiwaniu prawdy o czarnej Ameryce i jej ludziach, teleportował się do Berlina czasów upadku Muru. Jego bohater, aspirujący DJ – Darky, szuka tu legendarnego jazzmana, natomiast Beatty – korzeni, zbudowanej na hipokryzji, poprawności politycznej oraz, opartej na fałszu lub...
więcej Pokaż mimo toAmbitna, niejednoznaczna, łamiąca schematy. Ta książka przypomina trochę niektóre piosenki z inteligentnymi tekstami - po jednym przesłuchaniu stwierdzisz, że to nie to, ale przesłuchaj raz jeszcze, a może się okazać, że pomyślisz "byłem głupi! to arcydzieło!"...
Slumberland jest inny, bardziej wymagających, bardziej skory do refleksji, bardziej z wyższej półki. Momentami płynęłam przez kolejne linijki, pełna podziwu, ale nie zabrakło też chwil, gdy znużona odpływałam myślami daleko. W stylu autora jest coś takiego... uwierającego... że z jednej strony czyta się dobrze, a z drugiej człowiek jest tym wybitnie zmęczony. Historia sama w sobie intrygująca i świeża, lecz brak jej lekkości, co jedni odczują jako wadę, a dla innych może stanowić dużą zaletę. Bohaterowie nie są papierowymi kukiełkami, ale skłamałabym mówiąc, że któryś szczególnie zapadł mi w pamięci.
Niełatwo ocenić ten tytuł.
Mam raczej mieszane uczucia, ale na pytanie "czytać czy nie czytać?" odpowiadam CZYTAĆ. Slumberland to ambitniejsza lektura, coś nad czym trzeba się zastanowić, coś w czym należy grzebać, by znaleźć prawdziwy sens. Obawiam się, że nie do końca udało mi się odczytać międzywierszowe przesłanie, przez co oceniam tę książkę tylko jako dobrą. Być może kiedyś do niej wrócę? Być może za drugim razem posmakuje już inaczej...
Ambitna, niejednoznaczna, łamiąca schematy. Ta książka przypomina trochę niektóre piosenki z inteligentnymi tekstami - po jednym przesłuchaniu stwierdzisz, że to nie to, ale przesłuchaj raz jeszcze, a może się okazać, że pomyślisz "byłem głupi! to arcydzieło!"...
więcej Pokaż mimo toSlumberland jest inny, bardziej wymagających, bardziej skory do refleksji, bardziej z wyższej półki. Momentami...