Liberalizm to nie wolność czyli libertarianizm dla rozsądnych

Okładka książki Liberalizm to nie wolność czyli libertarianizm dla rozsądnych Jakub Wozinski
Okładka książki Liberalizm to nie wolność czyli libertarianizm dla rozsądnych
Jakub Wozinski Wydawnictwo: Prohibita publicystyka literacka, eseje
210 str. 3 godz. 30 min.
Kategoria:
publicystyka literacka, eseje
Wydawnictwo:
Prohibita
Data wydania:
2019-01-01
Data 1. wyd. pol.:
2019-01-01
Liczba stron:
210
Czas czytania
3 godz. 30 min.
Język:
polski
ISBN:
9788365546487
Tagi:
Liberalizm Libertarianizm
Średnia ocen

5,0 5,0 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
5,0 / 10
15 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
336
153

Na półkach:

Pracę tę zacząłem czytać w 2019 roku, ale trudno było mi przez nią przebrnąć. Nie z powodu topornego pióra autora- ponieważ to jest przyzwoite.

Jakub Woziński przyjął dla swojej pracy formę słownikową, czy encyklopedyczną. Fajny pomysł, dzięki któremu informacje stają się bardziej ułożone i przystępne. Co poszło nie tak? Skrajny subiektywizm autora. Trzeciorzędne sprawy przysłaniały mu niekiedy całokształt niektórych zjawisk, czy osób.

Niekiedy popadał w paranoiczne tezy, jak np. nadawanie fladze Gadsdena satanistycznego charakteru, ponieważ wykorzystuje w swojej symbolice motyw węża. Grzechotnika dokładnie, ale to już nieważne. Sam Woziński twierdzi, że "wąż w kulturze zachodu ma pewne precyzyjnie dające się wytłumaczyć znaczenie". Czy aby na pewno? W samej Biblii motyw węża był wykorzystywany wielokrotnie, a nie zawsze negatywnie, jak np. w przypadku miedzianego węża. nie mówiąc już o tym, że grecka kultura wlicza się do cywilizacji zachodniej, a tam wąż miał już pozytywne cechy, które widzimy do dzisiaj na każdym kroku, jak Kaduceusz, czy laska Asklepiosa. Nie wiem, czy Woziński o tym nie wie czy o tym zapomniał i nie wiem co gorsze.

Nie polecam. Książka ma oczywiście swoje dobre strony, ale są one przyćmione przez subiektywizm i ignorancję autora na wielu płaszczyznach.

Pracę tę zacząłem czytać w 2019 roku, ale trudno było mi przez nią przebrnąć. Nie z powodu topornego pióra autora- ponieważ to jest przyzwoite.

Jakub Woziński przyjął dla swojej pracy formę słownikową, czy encyklopedyczną. Fajny pomysł, dzięki któremu informacje stają się bardziej ułożone i przystępne. Co poszło nie tak? Skrajny subiektywizm autora. Trzeciorzędne sprawy...

więcej Pokaż mimo to

avatar
24
22

Na półkach:

Książka nie zachwyca. Odniosłem wrażenie, że autor na jej kartach promuje nie libertarianizm a konserwatyzm, przynajmniej częściowo. Najbardziej niedorzeczny wydał mi się fragment, że adekwatną karą dla zabójcy jest rekompensata finansowa dla rodziny ofiary. A co jeśli zabójca niczego nie ma? A co jeśli ma tyle, że nie powstrzyma go to przed kolejnymi zabójstwami? A jeśli chce zabijać dalej, bo jest psychopatą? Nieprzekonująca praca. To co w tej książce się broni to krytyczna analiza poglądów kilku znanych postaci (Friedman, Smith, Hume).

Książka nie zachwyca. Odniosłem wrażenie, że autor na jej kartach promuje nie libertarianizm a konserwatyzm, przynajmniej częściowo. Najbardziej niedorzeczny wydał mi się fragment, że adekwatną karą dla zabójcy jest rekompensata finansowa dla rodziny ofiary. A co jeśli zabójca niczego nie ma? A co jeśli ma tyle, że nie powstrzyma go to przed kolejnymi zabójstwami? A jeśli...

więcej Pokaż mimo to

avatar
105
50

Na półkach:

Trzeba czytać, bo książka bez precedensu i pod włos wszystkim głównym graczom scen: politycznej i ideowej.

Trzeba czytać, bo książka bez precedensu i pod włos wszystkim głównym graczom scen: politycznej i ideowej.

Pokaż mimo to

avatar
2121
614

Na półkach: , , , ,

Bardzo dziękuję wydawcy za przekazanie mi książki do recenzji. Podjąłem się tego zadania z radością, bo interesowało mnie czy książka ta będzie tak słaba, jak poprzednia pozycja tego autora, czy też okaże się tak dobra, jak dwa jeszcze wcześniejsze tytuły Wozinskiego, które Prohibita wydała. Nadzieję na wartościową lekturę wzbudził we mnie fakt, że tytuł wskazywał na kontrowersję i na tematykę filozoficzną, w której autor jest bieglejszy, niż w historii gospodarczej, za którą z dość marnym skutkiem brał się w „Dziejach kapitalizmu". I o ile mogę powiedzieć, że książkę czyta się bardzo przyjemnie, pobudza do myślenia i ja miałem wielką frajdę, brnąc przez kolejne strony, tak niestety nie mogę jej z czystym sumieniem nazwać książką dobrą, bo unosi się nad nią duch poprzedniego dzieła, które było całkowitą porażką (porażki tej autor niestety do wiadomości nie przyjął). Z tego powodu najpierw skupię na najważniejszym, czyli na wadach, a potem przejdę do tego, co mi się podobało.

Małym kamyczkiem, rozpoczynającym lawinę mniejszych i większych potknięć autora, jest stwierdzenie, że słowo „arche" jest pochodzenia łacińskiego, podczas gdy jest to słowo z greki, o czym powinien wiedzieć każdy student pierwszego roku filozofii. Na usprawiedliwienia pana doktora możemy powiedzieć, że studia skończył dawno temu, a jego zainteresowania naukowe nie mieszczą się w starożytności, więc mogło mu się coś poplątać. Błądzenie jest rzeczą ludzką, nie myli się tylko ten, co nic nie robi.

Drugim małym kamyczkiem jest zapisywanie słowa „austriacy” w odniesieniu do szkoły ekonomicznej wielką literą. Pisze się „austriacy”, tak samo, jak pisze się „keynesiści”, czy „neoklasycy". To znów można wybaczyć, bo mam wrażenie, że poza mną zasady tej nie ignoruje tylko redaktor naczelny Instytutu Misesa Paweł Kot.

Z drobnostek wymieniłbym jeszcze stwierdzenie, że inflacja powoduje konsumpcjonizm. No jakaś na pewno i ogólnie rzecz biorąc, im wyższa jest inflacja, tym ludzie szybciej wydają pieniądze, ale przy niskiej inflacji na poziomie przeciętnych celów inflacyjnych banków centralnych w cywilizowanych krajach to nie ma to większego znaczenia. Ludzie są dziś konsumpcjonistami z wielu różnych powodów, ale zdecydowanie przeważają czynniki kulturowe, a nie stricte ekonomiczne. Kowalski nie wie w ogóle, co to jest inflacja i nie podejmuje decyzji w stylu „o, inflacja 3%, wezmę jeszcze dwie duże czekolady, bo niedługo ta dycha będzie warta mniej".

Potem zaczynają się już trochę większe kamulce. Wozinski twierdzi, że libertarianin nie może uniknąć chodzenia po państwowych chodnikach, ale pracy na państwowej posadzie już tak, więc powinien to robić, żeby nie wspierać systemu, nie okradać podatników etc. Jednakże w sytuacji aktualnego monopolu nie możemy przecież uniknąć korzystania z usług policji, straży pożarnej, czy wojska, więc nie widzę powodu, dla którego libertarianin nie mógłby pracować w tej części budżetówki. Powiem nawet więcej – przy aktualnym spętaniu szkolnictwa wyższego libertarianin ma prawo nawet pracować na uniwersytecie, o ile nie wykłada jakichś przeideologizowanych głupot, za które nikt by na wolnym rynku nie zapłacił. Jeśli zaś chodzi o pobieranie różnych świadczeń, socjalu, stypendiów etc. to dopóki ktoś płaci podatki, krytykuje rozdawnictwo i nie głosuje na partie to rozdawnictwo praktykujące, to ma prawo pobierać te pieniądze, bo po prostu odzyskuje to, co mu zagrabiono.

Dalej stwierdza, że „W religii barbarzyńców nie było pojęcia indywidualnej duszy" i takowe przyniosło dopiero chrześcijaństwo. Jest to zupełna bzdura, bo indywidualna dusza była zarówno u Greków, jak i Rzymian, German, Słowian, Egipcjan czy Celtów.

Gdzie indziej wspomina, że flaga Gadsdena nie powinna być symbolem libertarianizmu, bo wąż to symbol satanistyczny. Ale przecież tu nie chodzi o żadnego węża, a o grzechotnika, który dobrze oddaje naturę libertarian, komunikujących światu, że chcą być zostawieni w spokoju, a nie gryzących z zaskoczenia oraz z którego gatunkiem Amerykanie z racji położenia geograficznego mieli po prostu dużo do czynienia. Pobożność to cnota godna chwały, ale dewocja, a być może nawet cyniczne powoływanie się na wiarę, w celu wzbudzenia taniej sensacji, przekładającej się na lajki i sprzedaż, są już mało chwalebne, więc autor powinien zbadać swoje sumienie czy aby przypadkiem nie przesadza.

To teraz główny kamulec: ahistoryczna wizja rewolucji przemysłowej, opisana w „Dziejach kapitalizmu" i którą autor wpycha tu wielokrotnie do różnych tematów. Otóż Wozinski twierdzi, że „Rewolucja przemysłowa dokonała się wszak właśnie dlatego, że Anglicy stali się w ciągu XVIII i XIX w. zwycięzcami globalnego wyścigu o dominację polityczną, militarną, finansową, handlową i gospodarczą, i to właśnie oni pierwsi wprowadzili mechanizm kreacji pustego pieniądza (…)". Pomijając już fakt, że ta kreacja pustego pieniądza przez połowę rewolucji przemysłowej nie odbywała się w żadnym znaczącym stopniu, co Mateusz Benedyk tłumaczył autorowi bezskutecznie na debacie w ramach Weekendu Kapitalizmu w 2018 roku (inwestycje realizowano bez pożyczek bankowych, mamy obfite źródła na ten temat, bo w Anglii nie było tyle działań wojennych co u nas),to teoria ta jest zamaskowanym twierdzeniem, że ekonomia to gra o sumie zerowej i że Zachód jest bogaty dzięki transferowi dóbr z kolonii. Ale przecież kolonie bogaciły się równolegle z Zachodem, a ekonomiści szeroko opisali, jak kreacja pustego pieniądza zaburza system cen, wysyłając do przedsiębiorców fałszywe informacje i motywując ich do podejmowania błędnych decyzji inwestycyjnych.

Z tą nowo-starą teorią autora wiąże się jego wrogość do pracy znacznie lepszego od niego historyka gospodarczego, którym jest Deirdre McCloskey. Wykazała ona (może on, bo to osoba transseksualna, ale nie mnie oceniać czy to osoba mająca autentyczne problemy z budową mózgu i hormonami, czy jakiś oszołom podążający za głupimi modami, więc jednak grzeczność nakazywałaby nie pisać o nim per „Donald", a niestety Wozinski się na tę grzeczność nie zdobył),że wielki rozwój gospodarczy XIX wieku i przezwyciężenie wreszcie pułapki maltuzjańskiej wzięło się z tego, że zmienił się język. Wreszcie praca przedsiębiorcy czy kupca, przestała być czymś wstydliwym i haniebnym i stała się tak ważna, jak praca kapłana, czy wojownika. McCloskey jest niestety z racji swoich problemów powiązana z marksistami kulturowymi, ale ciekawe jest to, że wprost porównuje strategię LGBT do tego, co zaszło w XIX wieku. Jakub Wozinski jest przeciwny LGBT i chwała mu za to, ale jego niechęć przysłania mu trzeźwy osąd, bo jednocześnie zakłada, że współczesne zawłaszczanie języka przez LGBT jest złe, czyli, że działa, bo może faktycznie wywołać jakieś skutki oraz to, że w XIX wieku język nie miał żadnego znaczenia i nie wpłynął na nic. No autor musi się zdecydować. Rozumiem, że jest mu trudno odrzucić swoją teorię, zwłaszcza jak opisał ją na kilkaset stron i wielokrotnie wygłaszał publicznie, ale jeśli tego nie zrobi, będzie skazany na popadanie w sprzeczność i pobłażliwe uśmieszki tych słuchaczy, którzy akurat nie uciekną z sali podczas jego występów.

Błędna wizja historii wyskakuje w wielu miejscach książki i rodzi liczne pomniejsze błędy, będące dziećmi tego jednego wielkiego np. to, że Szwecja bogaciła się na handlu z tą złą imperialistyczną Anglią, a nie dzięki wolnemu rynkowi. Ale przecież są statystki pokazujące jasno wzrost gospodarczy Szwecji i jej wolność gospodarczą…

Niestety nie tylko małe błędy rodzi ten obraz historii, bo doprowadził on autora do tytułowego twierdzenia, że liberalizm to nie wolność. Skoro Anglia jest zła, to Anglicy są źli, a klasyczny liberalizm to jednak głównie Anglia. No i liberałowie to nie libertarianie (a więc podli socjaliści!),więc ci drudzy nie powinni się powoływać na tych pierwszych i tak robił Rothbard. Z tym że to wszystko nieprawda. Nie, klasyczni liberałowie nie głosili tylko tyle wolności, ile było potrzebne imperium brytyjskiemu, głosili dużo więcej, a że imperium nie wszystko spełniało, to już wina imperium, a nie liberałów; nie, wolny rynek nie był tylko korzystny dla Anglików, jak powtarza często Wozinski i nie, Rothbard nie odcina się od klasycznych liberałów, wręcz przeciwnie, o czym świadczy poświęcenie im całego pierwszego rozdziału „Manifestu libertariańskiego", gdzie dość jasno jest napisane, że uważa się za ich spadkobierców.

Jak już jesteśmy w temacie nieznajomości klasycznych wolnościowych dzieł, to oberwało się też Hayekowi za to, że w młodości interesował się naukami szczegółowymi. Miało to sprawić, że chciał przenosić metody tych nauk do nauk społecznych i dlatego nie był hardcorowym libertarianinem, jakby sobie życzył Wozinski, a paskudnym socjaldemokratą. Ale przecież Hayek jak mało kto zaznaczał konieczność rozdziału tych nauk i rozwijał w tym zakresie myśl Misesa. Doktor Wozinski zdecydowanie powinien przeczytać „Nadużycie rozumu", wydane przez Prohibitę tak samo, jak jego książka.

Poza tym wszystkim przez całą pracę używa definicji kapitalizmu i socjalizmu na poziomie korwinisty i jeszcze śmie swoje błędne wyobrażania na temat tych terminów projektować np. na Misesa, gdzie Mises mówi wprost: kapitalizm to prywatna własność środków produkcji, a nie to ile jest regulacji. To, że można wprowadzić socjalizm typu niemieckiego z nominalnym prawem własności i centralnym planowaniem to osobna sprawa i nie usprawiedliwia to zachowywania się przez doktora filozofii jak nawiedzonego ideologa, dzielącego ludzkość na dwa całkowicie rozłączne i wrogie sobie obozy. Ta maniera wyniesiona z prasy zakrawającej o bulwarową, nie powinna być przenoszona do książki, nawet tak lekkiej w odbiorze, bo jest po prostu dezinformacją i ogłupianiem niewykształconego czytelnika.
Żeby było zabawniej, libertarianie mają określenie na wszystkich, którzy nie są libertarianami i jest to słowo „etatysta", które pojawia się w książce i które według autora należy rozszerzyć do tego sposobu, w jaki jest używane teraz, bo słownikowo to oznacza dużą ingerencję, a dla libertarian każda ingerencja powinna być za duża. No i tak jest i dokładnie tak tego słowa ludzie używają. Pokazuje to zupełne oderwanie autora od środowiska libertariańskiego i brak orientacji jak przebiega jego rozwój i bynajmniej nie mam tu na myśli jakiejś dziecinnej subkultury lewicowych libertarian, której brzydzę się tak samo, jak autor, a mówię o normalnych, dorosłych libertarianach, z którymi nawet czasem mija się na jakichś konferencjach.

To teraz jakieś pozytywy, a jest ich mimo wszystko sporo. Bardzo mnie cieszy, że Wozinski jest paleolibertarianinem, świadomym, że tzw. etyka libertariańska nie wystarczy do układania życia społecznego. Co prawda zabrakło mu odwagi do zrobienia jednego kroku dalej i stwierdzenia, że etyka libertariańska to nie jest żadna etyka, a filozofia prawa, ale już jest blisko. Dzięki swojemu katolicyzmowi nie jest naiwnym samobójcą, chcącym otwierać granice przed elementem wrogim cywilizacyjnie, czy też nie wyznaje durnego kultu oświecenia, które to miało rzekomo dopiero przynieść ludzkości wolność. Oczywiście nie były to szczyty tego, co można osiągnąć, ale pierwszymi wolnościowcami byli chrześcijanie, którzy wystąpili przeciwko plemiennemu i rodowemu kolektywizmowi, niewolnictwu i instrumentalizacji kobiet.

Pozytywne wrażenie zrobiła na mnie krytyka filozofii obiektywizmu. Faktycznie Rand wprowadziła błędne rozumienie altruizmu, bo żadna doktryna etyczna nie zabroniła nigdy realizacji swojego dobra, nawet pozytywizm jej nemezis Comte'a. Słusznie Wozinski zwraca uwagę, że każda dobrowolna interakcja, nienaruszająca czyjeś własności, jest realizacją dobra wspólnego i że egoistą jest państwo, a nie przedsiębiorca, który służy innym ludziom na rynku, a który jest motywowany zyskiem, a nie tą służbą. Bycie motywowanym zyskiem to jeszcze nie egoizm, a sam egoizm nie jest po prostu „dbaniem o swoje dobro". Analiza prakseologiczna mówi jasno: każde działanie ma na celu zastąpienie stanu mniej pożądanego stanem bardziej pożądanym. Jest to pewien fakt na temat struktury ludzkiego działania, a nie opis postawy moralnej. Nie da się postępować inaczej, więc nie należy faktu prakseologicznego nazywać egoizmem, który jest pojęciem psychologicznym i etycznym, a które oznacza coś więcej, niż dbanie o własny interes.
Trochę szkoda, że w trakcie tych mądrych spostrzeżeń Wozinski stosuje sofizmat rozszerzenia, bo Rand nigdy nie mówiła, że dwie strony nie mogą skorzystać na czymś jednocześnie, a tak nasz autor pisze. Uprzedzić jednak muszę ewentualne ataki na niego z innej strony. Opisywanie Rand rozpoczął od jej dość krytycznej notki biograficznej, co na pewno zmotywuje kogoś do stwierdzenia, że Wozinski był tu pozamerytoryczny. Ja nie wierzę w odseparowanie filozofii od filozofii, zawsze są wzajemne wpływy tych bytów i w przypadku Rand widać bardzo wyraźnie, że jej filozofia jest owocem jej niedojrzałej, a może nawet lekko zaburzonej osobowości. I mówię to jako osoba, która mimo wszystko czerpała przyjemność z lektury jej książek, napisanych według określonych kryteriów estetycznych (estetyka Rand jest najmocniejszym elementem jej filozofii, czego Wozinski niestety nie rozumie.

Inne godne pochwały uwagi i stwierdzenia: czarny rynek dotyczy przedmiotów łatwych do ukrycia. Przewozów kolejowych albo elektrowni się nie da ukryć, czego Konkin nie zauważył, opisując teorię agoryzmu; Hoppe błędnie uważa, że można połączyć ekonomię polityczną i filozofię polityczną w jedną całość, bo tak naprawdę łączy filozofię z prakseologią, która dostarcza ram ekonomii, stąd jego mylne wrażenie – sama ekonomia musi być i jest wolna od wartościowania, stąd też nie ma czegoś takiego jak „ekonomia wolnorynkowa", jest tylko „ekonomia"; kosmopolityczną masą bez tożsamości łatwiej kierować, niż narodem, stąd libertarianie nie powinni być wrogami koncepcji narodu i nawet w anarchokapitalizmie będą narody, bo ludzie zawsze czują potrzebę przynależności i autoidentyfikacji; libertarianie muszą prowadzić walkę polityczną, jeśli ma dojść do decentralizacji. To, że wymaga ona przygotowań w trzecim sektorze, to zupełnie oddzielna sprawa. Nie można jednak dziecinnie negować polityki jako takiej i uważać, że klikanie lajków pod memami i sporadyczne „zaoranie lewaka" cokolwiek zmieni. Ostatnią rzeczą, która jest warta wyróżnienia to nawoływanie do porzucenia słowa „anarchokapitalizm", bo przecież libertarianie nie chcą braku porządku, a tylko braku porządku państwowego. Innych struktur hierarchicznych libertarianie znosić nie chcą: zawsze będzie Kościół, zawsze będą rodzice i dzieci, szefowie i pracownicy. Tannehilowie w swojej książce „Rynek i wolność" również o tym mówili i proponowali sformułowanie „system własności totalnej", ale kojarzy się to zbytnio z prymitywnym propertarianizmem. Najlepiej chyba mówić po prostu o systemie prawa prywatnego.

Podsumowując, książka ma sporo wad, ale nie brak w niej również ciekawych, pobudzających do myślenia i przede wszystkim wartościowych myśli. Nie jest to książka na tak wysokim poziomie, co „To nie musi być państwowe", ale mogłaby być, gdyby autor porzucił swoją błędną wizję historii. Pozostaje trzymać kciuki, że następnym razem bardziej przemyśli swoje dzieło i dostaniemy coś dojrzalszego. Nie polecam jakoś szczególnie, ale też nie zniechęcam.

Bardzo dziękuję wydawcy za przekazanie mi książki do recenzji. Podjąłem się tego zadania z radością, bo interesowało mnie czy książka ta będzie tak słaba, jak poprzednia pozycja tego autora, czy też okaże się tak dobra, jak dwa jeszcze wcześniejsze tytuły Wozinskiego, które Prohibita wydała. Nadzieję na wartościową lekturę wzbudził we mnie fakt, że tytuł wskazywał na...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    41
  • Przeczytane
    17
  • Posiadam
    6
  • Do kupienia
    1
  • // polityka //
    1
  • Chcę kupić
    1
  • Liberalizm, libertarianizm
    1
  • Audiobook
    1
  • 6 Posiadam
    1
  • Ekonomia, finanse, polityka
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Liberalizm to nie wolność czyli libertarianizm dla rozsądnych


Podobne książki

Przeczytaj także