Pochwała nudy

Okładka książki Pochwała nudy Josif Brodski
Okładka książki Pochwała nudy
Josif Brodski Wydawnictwo: Znak publicystyka literacka, eseje
240 str. 4 godz. 0 min.
Kategoria:
publicystyka literacka, eseje
Tytuł oryginału:
On grief and reason
Wydawnictwo:
Znak
Data wydania:
2016-01-11
Data 1. wyd. pol.:
1996-01-01
Liczba stron:
240
Czas czytania
4 godz. 0 min.
Język:
polski
ISBN:
9788324040926
Tłumacz:
Anna Kołyszko, Michał Kłobukowski
Tagi:
Michał Kłobukowski Anna Kołyszko Nagroda Nobla Leningrad szkice literackie rosyjskie - 20 w.
Średnia ocen

7,4 7,4 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,4 / 10
102 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
220
176

Na półkach:

"Pochwała nudy" to zbiór esejów, ale w swojej opinii, aby nikogo z czytających nie zanudzić, zajmę się jedynie tym tytułowym i może ewentualnie...
Treść eseju to tak naprawdę mowa wygłoszona przez Brodskiego na uroczystej promocji absolwentów jakiejś amerykańskiej szkoły (uniwersytetu).
Bohaterką uczynił Brodski nudę i od razu uzmysłowił słuchającym (i czytającym),że lekko w życiu mieć nie będą.
Jeżeli obiorą młodzi za życiowe motto samorealizację w jakiejś dziedzinie nauki (technicznej, czy humanistycznej) to perspektywy rysują się przed nimi marne. Co prawda cała historia odkryć naukowych, czy koncepcji etycznych powoduje, że jakieś pojęcie zmienności i oryginalności jest obecne, ale ta jednostajność owych innowacji staje się po pewnym czasie nudna. Co więcej aktywność na tym polu spowoduje zapewne przypływ gotówki, ale skoro istnieje zależność, że czas to pieniądz, czyli spora ilość kasy powoduje zwiększenie ilości czasu, czyli nuda jest nieuchronna.
Z kolei można wybrać jakaś formę aktywności ości na polu sztuki, ale tutaj z kolei kasę czeszą jedynie wybrani i kto zgodzi się na malowanie obrazów, czy rzeźbienie jezusków, kiedy wiąże się to z pustą kieszenią.
Czyli, tak źle i tak niedobrze, tym bardziej, że... i tutaj Brodski od razu przestrzega:

"Warto jedynie przypomnieć, żeby państwo bardziej krytycznie patrzyli na pieniądze, albowiem zera na Państwa kontach mogą pociągnąć za sobą ich odpowiedniki w głowach"

Oczywiście - zdaniem Brodskiego - można z nudą walczyć. Na przykład poprzez zmianę pracy, żony, kochanków, tapety w pokoju, kraju, klimatu, można spróbować alkoholu, kursów gotowania, czy psychoanalitycznych terapii, czy nawet pisanie opinii na LC, ale i tak na końcu ostaną się jedynie nerwica i depresja.

Ale Brodski nie byłby Brodskim gdyby nie poszedł po rozum do głowy i czegoś nie wymyślił i ostatecznie nie przytoczył wersu
amerykańskiego poety Roberta Frosta, który napisał:

"Najlepsze wyjście zawsze wiedzie na wskroś",

Czyli nie walczyć z nią, ale wykorzystać jej nieuniknione atrybuty.

Na przykład pierwsze z brzegu skojarzenie: nuda to czas.
I tym samym nudę potraktować jako okno na czas i za jej pośrednictwem "doświadczyć inwazji czasu w Państwa system wartości", co osadza życie we właściwej perspektywie, a to z kolei owocuje precyzją i pokorą.
Właśnie pokora, której istotę najlepiej oddaje...kurz, gdy się go ściera ze stołu:

"Pamiętaj o mnie"
szepcze kurz.

I chyba puenta w kontekście owej przywołanej znikomości:

"To właśnie znaczy być znikomym. Jeśli dopiero paraliżująca wolę nuda pozwala nam to zrozumieć, to cześć niechaj będzie nudzie. Jesteś znikomy, ponieważ jesteś skończony. Im bardziej coś jest skończone, tym bardziej jest przepełnione życiem, uczuciami, radością, obawami, zrozumieniem(...) Gdyż nuda jest nudą nieskończoności."

I na koniec rada Brodskiego, gdyby ktoś chciał w klasyczny sposób walczyć z nudą. Czasy się zmieniły i tym samym konfiguracja technologiczna również, ale istota owej rady chyba uniwersalna:

"Mogą państwo szukać ratunku w powieściach kryminalnych, albo w kinie akcji, w czymś długotrwałym, choćby tylko na kilka godzin. Proszę jednak unikać telewizji, zwłaszcza skakania po kanałach - bo to już jest jałowość wcielona."

I na koniec ciekawy konstatacja zawarta w eseju zatytułowanym "Jak czytać książki?"
.... i jest ona raczej odpowiedzią na pytanie "jakie książki czytać?".
Poezja, przede wszystkim poezja.
I teraz cytat z fragmentu, w którym Brodski wymienia atuty i nazwiska pisarzy z poszczególnych( raczej głównych) obszarów językowych.
Po angielskim, niemieckim, hiszpańskim, a przed francuskim, holenderskim, greckim, rosyjskim, portugalskim jest coś o języku polskim:

"Jeśli natomiast polski - lub jeżeli ktoś zna polski (co przyniesie nieocenione korzyści, gdyż najbardziej niezwykła poezja naszego stulecia powstała w tym języku)- chciałbym wymienić nazwiska Leopolda Staffa, Czesława Miłosza, Zbigniewa Herberta i Wisławy Szymborskiej".

"Pochwała nudy" to zbiór esejów, ale w swojej opinii, aby nikogo z czytających nie zanudzić, zajmę się jedynie tym tytułowym i może ewentualnie...
Treść eseju to tak naprawdę mowa wygłoszona przez Brodskiego na uroczystej promocji absolwentów jakiejś amerykańskiej szkoły (uniwersytetu).
Bohaterką uczynił Brodski nudę i od razu uzmysłowił słuchającym (i czytającym),że...

więcej Pokaż mimo to

avatar
482
437

Na półkach: , , , ,

Josif Brodski ,jak przystało na noblistę nie zawodzi.Mistrz pióra,niezrównany poeta,filozof,esteta,myśliciel,mędrzec,geniusz.Czytanie
dzieł Brodskiego to zaszczyt i wyróżnienie,to esencja wszystkiego co w literaturze najpiękniejsze. "Pochwała nudy" to zbiór szkiców i esejów literackich ,napisanych w sposób urzekająco mistrzowski ,głębia myśli pisarza,spektrum jego zainteresowań,jasność i trafność spostrzeżeń tyczących się otaczającego go świata ,a w szczególności literatury jest wprost powalająca.Dla mnie osobiście geniusz,jeden z największych ostatnich 3 tysięcy lat,począwszy od Mojżesza,poprzez Homera,Platona,Szekspira,Prousta,
Gogola,Dostojewskiego,L.Tołstoja,Płatonowa do dnia dzisiejszego.Czytajcie Brodskiego,a nie odejdziecie znudzeni,zniesmaczeni,zawiedzeni.Odejdziecie uszczęśliwieni że są wśród nas tacy jak Josif Brodski, pomimo że nie ma go wśród nas od ponad 20 lat.Zapytacie od czego odejdziemy...?. Od przeciętności,miernoty,lichości,bylejakości,od tego odejdziecie czytając Brodskiego.

Josif Brodski ,jak przystało na noblistę nie zawodzi.Mistrz pióra,niezrównany poeta,filozof,esteta,myśliciel,mędrzec,geniusz.Czytanie
dzieł Brodskiego to zaszczyt i wyróżnienie,to esencja wszystkiego co w literaturze najpiękniejsze. "Pochwała nudy" to zbiór szkiców i esejów literackich ,napisanych w sposób urzekająco mistrzowski ,głębia myśli pisarza,spektrum jego...

więcej Pokaż mimo to

avatar
272
271

Na półkach:

Zbiór esejów Josifa Brodskiego z pewnością nie należy do rzeczy, które czyta się łatwo i szybko, ale w zamian oferuje niezwykłe bogactwo myśli tak dalekich od szablonowości, że naprawdę warto po niego sięgnąć. Lektura „Pochwały nudy” to nie tylko doznanie intelektualne, ale również estetyczne. To popis umiejętności literackich autora, albowiem aby tak pisać, trzeba mieć wrodzony talent. I odwagę. A oprócz tego trzeba jeszcze mieć coś ciekawego do powiedzenia. Tak się szczęśliwie złożyło, że Josif Brodski wszystkie te elementy posiadał. Z pożytkiem dla nas, jego odbiorców.

Zebrane w książce teksty w liczbie piętnastu wydano z okazji 20 lecia śmierci autora. Wielka szkoda, że tak wybitne umysły odchodzą od nas tak wcześnie. Świat ich potrzebuje. My ich potrzebujemy, aby wzbogacali nas swoim życiowym doświadczeniem i unikalnym punktem widzenia. Josif Brodski udowadnia w swoich tekstach, że stać go było na pójście własną drogą, na wytworzenie własnego, bezkompromisowego stylu. Dla przykładu, nie bał się on przypominać kończącym właśnie studia młodym ludziom, żeby pamiętali, iż wedle wszystkich przesłanek są jedynie „tańczącym pyłem” („A czy wiedzą Państwo, co kurz mówi, gdy się go ściera ze stołu? Pamiętaj o mnie. Szepcze kurz.”). Można się obruszać, czy aby na pewno było to stosowne. Jasne, że można. Tylko czy zmienia to powagę przekazu autora, który nawet tych młodych ludzi potraktował jak osoby godne podzielenia się z nimi swoimi najskrytszymi przemyśleniami o życiu?

Wydaje się, że dla Brodskiego myśl była najważniejsza, nawet jeśli była ona kontrowersyjna lub sprzeczna z tym, co akurat wypada (tym chyba nie przejmował się nigdy),a jej najdoskonalszym wyrażeniem była poezja. Jego myśli zdają się nieustannie krążyć wokół kwestii tego, czym tak naprawdę jest człowiek i jaki jest sens jego życia. Kwestia ta przebija z kart „Pochwały nudy” bardzo często. Jednostka zagubiona w zbiorowości, odwieczny cykl przemian naszego świata (zmiana formy dziewczyny z eseju o Horacym),poszukiwanie własnej tożsamości oraz walka o jej unieśmiertelnienie w śmiertelnym świecie – to tylko najbardziej charakterystyczne motywy, które możemy odnaleźć w „Pochwale nudy”. Ale uważny czytelnik znajdzie tam o wiele, wiele więcej.

Josif Brodski należy do tego wąskiego grona twórców, którzy po prostu zachwycają logiką rozumowania oraz oryginalnością poglądów. Czytelnik utrzymywany jest zatem niejako w stanie permanentnego zwieszenia – jeszcze nie przeminął podziw i zaskoczenie po tym, co przeczytał przed chwilą, a już można się spodziewać następnej perełki. Oczywiście, im bardziej oczytany i obeznany ze światem odbiorca, tym ten efekt słabszy, ale zdolność zaskoczenia mistrza również świadczy o mistrzostwie. Niezależnie od tego, czy autor przemawia do studentów, snuje rozważania o historii czy poezji, czy wreszcie zajmuje się kwestią znaczka pocztowego, z pewnością robi to w błyskotliwy sposób – zarówno pod względem stylu, jak i treści.

Jak to zwykle z wyborami tekstów bywa, nie wszystkie zamieszczone w książce eseje w równym stopniu zainteresują czytelnika. To zrozumiałe, ale o ogólnej ocenie zawsze świadczy to, ile z tego typu lektury wyniesiemy dla siebie. „Przecież nie czytamy dla samego czytania, lecz po to, by się uczyć”. Oto słowa autora, które chyba można uznać za credo tej książki. A z „Pochwały nudy” można wynieść całkiem sporo. Eseje Brodskiego oddziałują bowiem odświeżająco i inspirująco na naszą inteligencję. Nie oznacza to oczywiście, że czytelnik powinien popadać w zachwyt nad wszystkim, co właśnie przeczytał. Konia z rzędem temu, kto w pełni zrozumie esej o Horacym i poezji rzymskiej. Albo czy mamy rzeczywiście uwierzyć w prezentowany przez Brodskiego program masowej dystrybucji poezji dla ogólnego podźwignięcia poziomu kulturalnego społeczeństwa? Ciekawe, na ile sam Brodski traktował te sprawy poważnie, a na ile puszczał do czytelnika „literackie oczko” i bawił się z nim w kotka i myszkę. Kwestia do oceny podczas lektury.

I jeszcze odnośnie polskiego wydania książki. Rzuciło mi się w oczy podczas lektury kilka niedoróbek edytorskich. Gdzieniegdzie też mam wrażenie, że pewne zdania dało się lepiej „wypieścić” pod względem stylistycznym i składniowym. Zakładam jednak, że wybitemu pisarzowi nawet nie do końca udane tłumaczenie nie może zaszkodzić. Dlatego też z czystym sercem polecam lekturę esejów Brodskiego, a w szczególności tytułową „Pochwałę nudy”. Wymagająca, ale bardzo pożyteczna książka.

Zbiór esejów Josifa Brodskiego z pewnością nie należy do rzeczy, które czyta się łatwo i szybko, ale w zamian oferuje niezwykłe bogactwo myśli tak dalekich od szablonowości, że naprawdę warto po niego sięgnąć. Lektura „Pochwały nudy” to nie tylko doznanie intelektualne, ale również estetyczne. To popis umiejętności literackich autora, albowiem aby tak pisać, trzeba mieć...

więcej Pokaż mimo to

avatar
383
211

Na półkach:

Ta książka prowokuje do pięknych kłótni. Szczególnie z samym sobą.

Ta książka prowokuje do pięknych kłótni. Szczególnie z samym sobą.

Pokaż mimo to

avatar
890
226

Na półkach:

„Uwaga! Mówi mędrzec!” – takim tytułem mógłby być opatrzony ten zbiór.

Brodski to niespokojny duch, prowokator. Operuje paradoksami, by pobudzić czytelnika do świeżego spojrzenia, zmusić do niekonwencjonalnego myślenia. Uważa za stosowne podkreślać, że człowieka nie sposób pojąć, odwołując się do kategorii rozumu; stąd potrzeba i rola poezji. Więcej tu jednak błyskotek niż mądrości, a nawracającemu przykazaniu skromności towarzyszy nieskromne przekonanie o wyjątkowej trafności własnych recept.

Choćby takie ustępy, w których Brodski krytykuje antropocentryzm i mocno podważa możliwości poznawcze człowieka, byłyby świetne jako ćwiczenie umysłowe, gdyby autor nie dążył do rozstrzygających konkluzji. W tym jednak właśnie tkwi problem rosyjskiego poety, że nie umie się zatrzymać na postawieniu pytań, że jako mędrzec musi jeszcze dać odpowiedzi, pobrzmiewające pogardą dla durniów, który wierzą, że świat zewnętrzny jest oraz, co więcej, jest takim, jakim go postrzegają.

I te jego cholernie autorytatywne sądy! Zwątpienie jest przywilejem, z którego Brodski nie życzy sobie korzystać, a raczej, by wyrazić się precyzyjnie, może i sobie życzy, o ile wektor zwątpienia zwraca się zawsze na zewnątrz niego. Tymczasem reklamowana na obwolucie arogancja, istotnie tu obecna, trochę się kłóci z (auto)kreowanym wizerunkiem mędrca.

I jakże mają nie śmieszyć jego mesjanistyczne zapędy, oderwane od życia postulaty, by uczynić poezję Chrystusem narodów? O ich nierealności przekonały się już przecież całe zastępy ludzi pióra, z naszymi rodakami na niepoślednim miejscu. Utopijne projekty narzuconego administracyjnie zbawiania świata poprzez literaturę, z wiodącą rolą poezji, musiałyby się skończyć tak, jak kończą się wszystkie utopie.

Co dziwi u wierszoklety, w przeciwieństwie do Arthura Schnitzlera pisze Brodski słowa i ustępy niekonieczne, jakby nie potrafił postawić tamy samouwielbieniu. Przypomina mi w tym trochę Wiesława Myśliwskiego. Oczywiście, nie można odmówić mu błyskotliwej (oraz w przypadku listu do Horacego śmiałej i nieortodoksyjnej) metaforyki, ale czego się w końcu spodziewać po nagrodzonym Noblem poecie?

Tenże poeta nadużywa terminu „metafizyka”, odnosząc do niego jakąś własną, nieostrą i nader pojemną definicję. Z kolei termin „solipsyzm” wybrzmiewa jak refren jego stanowiska epistemologicznego, a jego stanowisko epistemologiczne jak rdzeń jego filozofii. Jest z tym zresztą komplementarny kolejny refren – „Większe cuda już się zdarzały”. Trudno sobie zatem pomyśleć coś, co byłoby niemożliwe.

W dwóch tekstach chwali wielkich stoików, tyle że Marka Aureliusza głównie za jego rządy, a Horacego przede wszystkim za poezję, w filozofii, a szczególnie w teorii poznania, skłaniając się ku poglądom sceptyków. Generalnie jego rozważania filozoficzne to mielenie na nowo sporów dawno już przebrzmiałych, mające chyba służyć dowiedzeniu erudycji Brodskiego. Choć na pewno pożyteczniej jest zwracać się ku starożytnym niż ku filozofom ponowoczesnym. Ku tym ostatnim zwrócić się jednak Brodski, ze względu na swą wiarę w zbawczą rolę sztuki, nieszczególnie mógł.

Tekst na okładce mówi o legendarnym zbiorze, ale ta legendarność musi się chyba zasadzać na czymś więcej niż na bardziej dosłownej niż można by się spodziewać pochwale nudy. Choć prawdopodobnie jestem niesprawiedliwy. Osobowość Brodskiego działa mi na nerwy i niepotrzebnie skupiam się na szczegółach jego myśli, która w całościowym oglądzie ujawniłaby może zalety godne nie tylko szwedzkich nagród, ale i najświetniejszych pucharów, a może i legendarnych (nomen omen) kielichów.

„Uwaga! Mówi mędrzec!” – takim tytułem mógłby być opatrzony ten zbiór.

Brodski to niespokojny duch, prowokator. Operuje paradoksami, by pobudzić czytelnika do świeżego spojrzenia, zmusić do niekonwencjonalnego myślenia. Uważa za stosowne podkreślać, że człowieka nie sposób pojąć, odwołując się do kategorii rozumu; stąd potrzeba i rola poezji. Więcej tu jednak błyskotek niż...

więcej Pokaż mimo to

avatar
107
55

Na półkach: ,

Natomiast niedawno skończyłem Pochwałę Nudy - Josifa Brodskiego, po poleceniu mi jej przez Mariusza Szczygła. Nie osobiście, przez fanpage, ale też poczułem się zobowiązany.
Czytałem eseje wcześniej, ale tylko Milana Kundery i to były eseje pisarza o pisarzach.
Tutaj mamy eseje poety o życiu i też trochę o poezji. Są momenty świetne i bardzo błyskotliwe (tytułowy esej, pierwszy esej, esej z podróżą do Brazylii),jednocześnie są eseje dość bełkotliwe, gdzie wydaje się, że autor chce na siłę wysnuć jakiś zaskakujący wniosek, bawi się pojęciami, a na koniec wychodzi pomieszanie z poplątaniem. Wiele tych, moim zdaniem, gorszych momentów wymaga wielkiego skupienia i chyba jeszcze większych chęci docenienia głoszonych tam prawd (bo mimo wielkiego skupienia rzadko kiedy doceniałem). Chętnie sprawdzę tą książkę po 50 i jestem ciekaw czy moja opinia się zmieni.

Autor w większości momentów kreuję się na raczej proste i przyziemnego człowieka, jednocześnie odpływając w tak patetyczne loty jak list do Horacego (w którym swoją znaną techniką odwracania znaczeń aż zielone będzie czerwone wychodzi, że on też jest takim Horacym).

Innym słabym momentem jest esej "Nieskromna propozycja" z którego dowiadujemy się, że lekiem na całe zło społeczeństwa może być drukowanie poezji w takiej ilości i tak niskiej cenie, żeby każdy miał do niej dostęp. Jak na moje brzmi to raczej bardzo nieskromnie :D

Dawno nie czytałem książki, którą zachwycałbym się, żeby na następnej stronie się zażenować. Jaki z tego wniosek? Nie brać tak dosłownie propozycji pana Mariusza Szczygła, przynajmniej gdy nie wychodzi z helikoptera, który przed chwilą wylądował na dachu wieżowca.

Natomiast niedawno skończyłem Pochwałę Nudy - Josifa Brodskiego, po poleceniu mi jej przez Mariusza Szczygła. Nie osobiście, przez fanpage, ale też poczułem się zobowiązany.
Czytałem eseje wcześniej, ale tylko Milana Kundery i to były eseje pisarza o pisarzach.
Tutaj mamy eseje poety o życiu i też trochę o poezji. Są momenty świetne i bardzo błyskotliwe (tytułowy esej,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
404
282

Na półkach: , , , ,

O SMUTKU I ROZUMIE

Lektura esejów Josifa Brodskiego (1940-1996),laureata literackiego Nobla w 1987 roku, wzbudziła we mnie sprzeczne odczucia. Bowiem z jednej strony nie podlega dyskusji, że są to zapisy niezwykle erudycyjne, pełne błyskotliwych myśli i zaskakujących skojarzeń, że – jednym słowem – jest to eseistyka wybitnego intelektualisty. Z drugiej jednak strony jest to, czemu w znakomitej przedmowie, zatytułowanej „Poeta Wielkiej Odmowy”, wyraz dała Irena Grudzińska-Gross, pisząc, że Brodski miał w Nowym Jorku „opinię wielkiego aroganta”. Kiedy w 1964 roku w Leningradzie Josif Brodski był sądzony za pasożytnictwo (skazany na przymusowe roboty, a osiem lat później pozbawiony obywatelstwa i wydalony z ZSRR),zapytany, czy posiada jakikolwiek dokument poświadczający fakt bycia poetą, odpowiedział: „myślę… że to od Boga”. Moim zdaniem owa replika, która była niczym innym, jak wynikiem ironii połączonej z zażenowaniem absurdem całego procesu, w późniejszych latach nabrała wymiarów mimowolnie spełniającej się przepowiedni. Brodski nie chciał zostać wieszczem, a jednak w pewnym wymiarze stało się odwrotnie. Eseje, zamieszczone w „Pochwale nudy”, są znakomite w swoim gatunku, jednak większość z nich jest nieznośnie solipsystyczna. Myślę, że poecie, wbrew jego własnym słowom, wyrażonym w jednym z esejów, zdarzało się „pomylić własny głos z jego echem”. By raz jeszcze zacytować autorkę przedmowy: „Jego oryginalność daje się jednak łatwo zauważyć w połączeniu eseistycznej formy z poetycko-erudycyjnym stylem. Przyprawionym solą arogancji”.

Owszem, Brodski w kilku miejscach jawi się jako wielki ironista – choćby wtedy, gdy swoje wspomnienia lat wojennych, które, jak by się mogło zdawać, powinny narzucać patetyczny ton narracji, zaczyna zdaniem: „Na początku była wołowina w puszkach”. Lub wtedy, gdy z pikantnymi szczegółami relacjonuje swój pobyt w Brazylii w latach siedemdziesiątych na międzynarodowym literackim kongresie. Tyle, że tym próbom nabrania dystansu wobec samego siebie stopniowo coraz trudniej jest uwierzyć. Ponieważ po przeciwnej stronie barykady mamy eseje, w których Brodski wchodzi w dialog z Markiem Aureliuszem, czy uznaje się za równego Horacemu. Poeta przemawia z wysokości swojego Parnasu, ex cathedra i lubi to robić – duża część tekstów zawartych w omawianym tomie, to coś, co pozwalam sobie nazwać „eseistyką epistolarną”. Oprócz wspomnianego listu do Horacego, Brodski stale się do kogoś zwraca – a to do Václava Havla, a to do absolwentów Darmouth College, których straszy, mówiąc: „istotną częścią tego, co Państwa czeka w przyszłości, zawładnie nuda, nerwica i depresja”, a to w jeszcze innym przemówieniu do absolwentów Uniwersytetu Michigan, gdy jego przemowa przybiera formę współczesnych przykazań.

W eseju „Stan zwany wygnaniem” dokonuje również i dziś ważnego rozróżnienia między emigrantem, a uchodźcą, wygnańcem, odmawiając samemu sobie określenia tym mianem. Choć sam zasłużył na miano dysydenta, kwestionuje konieczność istnienia narodu. Choć doświadczony przez historię, twierdzi, że „powszechna zgoda co do definicji tego, czym jest historia, nie jest możliwa, a nawet konieczna”. Choć był antysowiecki, był proimperialny – jak przypomina w przedmowie Grudzińska-Gross „był za wolnością Polski czy Litwy, ale nie Ukrainy”, co zresztą było przedmiotem jego polemiki z Czesławem Miłoszem. Nie jest, trzeba przyznać najlepszym futurologiem. W refleksji nad kwestią, jak rozwiązać problem braku zainteresowania poezją, noblista postuluje, by tomiki poetyckie wydawać w nakładzie 2,5 miliona egzemplarzy, chce budować księgarnie u bram fabryk, sprzedawać klasykę w supermarketach i aptekach, uważa, że tomiki poetyckie powinny się znajdować w każdej hotelowej szufladzie, obok Biblii. Urocze, ale bardzo idealistyczne są marzenia poety o przekształceniu narodu w „demokrację oświeconą”.

Wątki polskie? W pamięci utkwił mi zwłaszcza jeden – w eseju „Jak czytać książki”, będącym odczytem wygłoszonym z okazji otwarcia targów książki w Turynie w 1988 roku – Brodski stawia tam tezę, że aby wyrobić sobie gust w literaturze, należy czytać poezję. Wygłasza następnie swoją subiektywną listę najlepszych poetów każdego z najważniejszych europejskich języków. Gdy przychodzi kolej polszczyzny, Brodski nie ogranicza się do wymienienia nazwisk – Staffa, Miłosza, Herberta i Szymborskiej, ale również dodaje, że „najbardziej niezwykła poezja naszego stulecia powstała w języku polskim”. Oczywiście, miło jest czytać taką apologię naszego języka, ale znów trudno jest oprzeć się wrażeniu, że sądy wygłaszane przez poetę są zanadto akademickie i kategoryczne, by nie rzec - autorytatywne.

Tom zawiera piętnaście tekstów z lat 1978-1995, spośród których większość, bo aż dwanaście powstała już po przyznaniu Brodskiemu literackiego Nobla, stąd być może bierze się wrażenie, że przemawia do nas poeta laureatus. Wypada jednak zauważyć, że „Pochwała nudy” w takim wydaniu, w jakim proponuje nam ją Wydawnictwo Znak, niewiele ma wspólnego z oryginalnym, opublikowanym na rok przed śmiercią Brodskiego, tomem „On Grief and Reason”, a na pewno z kompozycyjnym zamysłem samego autora. Z niejasnych powodów, w polskim wydaniu zdecydowano się pominąć aż sześć esejów, które były integralną częścią wersji oryginalnej. Wątpliwości budzi nawet tytuł – w polskim przekładzie wykorzystano tytuł jednego z esejów, o ileż lepsze byłoby tłumaczenie dosłowne – „O smutku i rozumie”.

Wydanie ostatniego zbioru esejów rosyjskiego noblisty, w dwudziestą rocznicę jego śmierci, z pewnością jest wyłomem w luce, która powstała na rynku wydawniczym. Od wielu lat, twórczość Brodskiego jest nieobecna w księgarniach, a jego książki nierzadko osiągają zaporowe ceny na różnych internetowych aukcjach. Sam od wielu lat, bezskutecznie poszukuję „Wierszy bożonarodzeniowych” Brodskiego, skromnego tomiku, wydanego przez „Znak” w 2006 roku. Z uwagą przeczytałem list otwarty do wydawców Josifa Brodskiego „Reszty nie trzeba?” autorstwa Michała Stańka, w którym apeluje on o wydanie dzieł zebranych rosyjskiego noblisty. W tekście tym możemy przeczytać również, że tłumaczka wielu utworów Brodskiego, Katarzyna Krzyżewska, trzyma w szufladzie przekład ostatnich wierszy poety, roboczy zatytułowany „Wyspa przeznaczenia”. Nie wiem, czy to bezmyślna rusofobia, czy też usankcjonowana propagandą obecnej władzy niechęć do tzw. „elit”, ale podobno brak w naszym kraju wydawców zainteresowanych późnymi książkami Brodskiego. Podobnie, jak żadnego odzewu nie wywołała publikacja wspomnianego listu otwartego na łamach portalu LC.

Zdaję sobie sprawę z faktu, że krytykowanie tak wielkiego intelektualisty jest aktem niebezpiecznie bliskim samobójstwu, ale być może taki właśnie był zamysł Brodskiego, co znajduje odzwierciedlenie w słowach Grudzińskiej-Gross: „[Brodski] Walczył, byśmy my, jego czytelnicy, nie wygładzili go, nie zapeklowali. Dlatego stara się nas drażnić. Ale my się tak łatwo nie poddajemy”. Otóż stwierdzam ponad wszelką wątpliwość, że w „Pochwale nudy” Josif Brodski drażnił mnie wielokrotnie, ale się nie poddałem. Z drugiej jednak strony, gdzieś tam w głębi serca Brodskiego rozumiem – żył krótko, ciężko chory na serce, był świadom faktu, że ma mało czasu. I gdy pisze list do Horacego, zastanawiając się, czy rzymski poeta go w zaświatach rozpozna, to tak, jakby Brodski pośpiesznie budował sobie pomnik. Niekoniecznie trwalszy niż ze spiżu, ale może trwalszy niż ze… słowa? By, jak sam pisze, „nawet umierając, nie składać broni”? Pomimo wszelkich zastrzeżeń i niezależnie od opinii o samym Josifie Brodskim stwierdzam, że „Pochwała nudy” to bardzo wartościowa lektura, która prowokuje do myślenia, a nierzadko wywraca do góry nogami utarte poglądy, obnażając ich prostotę. Jednym słowem: Brodskiego warto czytać – temu właśnie powinno służyć wznowienie dzieł zebranych poety – choćby po to, by nas drażnił, i byśmy my, czytelnicy jeszcze bardziej się nie poddawali.

O SMUTKU I ROZUMIE

Lektura esejów Josifa Brodskiego (1940-1996),laureata literackiego Nobla w 1987 roku, wzbudziła we mnie sprzeczne odczucia. Bowiem z jednej strony nie podlega dyskusji, że są to zapisy niezwykle erudycyjne, pełne błyskotliwych myśli i zaskakujących skojarzeń, że – jednym słowem – jest to eseistyka wybitnego intelektualisty. Z drugiej jednak strony jest...

więcej Pokaż mimo to

avatar
520
346

Na półkach:

Eseje w zbiorze ułożone są w zasadzie chronologicznie, pierwszy pochodzi z roku 1978, najpóźniejszy z 1995. Josif Brodski zmarł w 1996 w wieku 56 lat. To, że te fakto-daty chodzą mi po głowie, to zasługa poety, który w jednym z esejów ironicznie konstatuje, że wiek to jedyne, co warto wiedzieć o pisarzu, i niejeden raz uniknęlibyśmy pomyłek, gdybyśmy zauważyli we właściwym czasie, że wszystkie mądrości w czytanej książce powstały w głowie, dajmy na to, trzydziestolatka. A już bardziej serio, jest oczywiście Brodski zdecydowanym orędownikiem idei uniwersalności sztuki, przecież "życie i pisanie to dwa różne zajęcia (stąd dwa różne określenia) a stawiania między nimi znaku równości jest niedorzeczne", tak jak całe "założenie, że sztukę można wytłumaczyć życiem ". O tym właśnie jest jeden z esejów: "Altra Ego", tekst o muzie (czy może raczej Muzie) i wierszach o miłości.

Być może łatwo postrzegać eseje Brodskiego jako nazbyt hermetyczne, ale chyba w takim razie cała sztuka eseju ma tę cechę. Dobry esej to zawsze tekst osobisty i zaangażowany, i w skutek tego intymny, a intymność z definicji zawiera w sobie granice. Z pewnością "Altra Ego" będzie najciekawsza dla piszących i czytających poezję, łatwiej dobrze się bawić znajdując w tekstach siebie, ale na przykład tekst ostatni "List do Horacego", osiąga już taki poziom swoistości, że gdybyśmy, my czytelnicy, całe to szukanie siebie potraktowali zbyt serio, nie istniałby żaden czytelnik dla tego eseju. Ale przecież sztuka to niekoniecznie lustro, i ten hermetyczny esej, w którym ja na przykład potykałam się o całą masę słów zrozumiałych jedynie dla filologów i poetów (poliptotony i chiazmy, jamby i trocheje, logaedy, tetrametry i daktyle) zachwycił mnie właśnie intymnością, tajemnicą jaką jest drugi człowiek, cieniem Owidiusza zasłaniającym Horacego, poetą Brodskim opowiadającym o słowach.

Więc to, na co zwróciłabym uwagę czytelnikom sięgającym po prozę Brodskiego, to nie jej hermetyczność, lecz pewne rozdarcie, którego od nas wymaga. Można je również, trochę ładniej, nazwać umysłową ekwilibrystyką i jest ona niezbędna, by się w tych tekstach dobrze poczuć. Bo z jednej strony jest Brodski intelektualistą, umysłem giętkim, ostrym i precyzyjnym, i nie tłumaczy nam dwa razy rzeczy, które wyklarował raz, więc zwyczajnie musimy nadążyć. W moim przypadku oznaczało to na przykład konieczność powtórzenia rano tekstu, który czytałam zbyt zmęczona wieczorem. Z drugiej: jest Brodski poetą, i jest nim zawsze, także pisząc prozę i czasem nasz intelekt musi szybko zejść z pierwszego planu, poddać się nieracjonalnej przyjemności, lekkomyślnej błogości serca, którą mogą wzbudzić choćby niezrozumiałe słowa, ich przebiegłe zestawienia, albo cała, szalona pogoń myśli poety.

Jest w tych esejach sporo powracających motywów: że podstawową cechą życia jest powtarzalność - "wszystko, co układa się we wzór jest brzemienne nudą", że banał to największy wróg sztuki, że "im więcej czyta się poezji, tym gorzej znosi się wszelkie wielosłowie" (dlatego powinna być obowiązkowo czytana w sejmach i parlamentach tego świata),że "człowiek wcale nie jest z natury taki dobry", że historia ma charakter "ponadczasowy, arytmiczny i irracjonalny". Jednocześnie są to teksty bardzo zróżnicowane: krótkie uniwersyteckie wykłady, prozatorska oda do pomnika, listy otwarte, długi, gorzki tekst o pewnym szpiegu (czyli o znaczku pocztowym),wspomnienia z różnych momentów życia: o codzienności w Związku Radzieckim, ale i o podróży do Brazylii. Do tego, jak już wspominałam, teksty w zbiorze obejmują naprawdę długi wycinek (z) czasu.

Ja zatrzymam się jeszcze na chwilę przy tym, co Brodski pisze o historii. Esej "Profil Klio" jest fenomenalny. I jest to kolejna lektura obowiązkowa, w tej utopii, którą tworzę za Brodskim (po poezji dla polityków),tym razem dla wszystkich tych, którzy choćby w ograniczonym zakresie parają się historią. Nawet jeśli nie zgodzą się z poetą (który pisze o uprawianiu historii jako o działalności mającej pretensje do bycia nauką) warto przemyśleć jego tezy. Ja tam zgadzam się całkowicie, że historia w zasadzie "nie wykazuje różnic między faktem i interpretacją", i że "racjonalność dyskusji zakłada racjonalność jej przedmiotu. I chociaż pierwsza może być możliwa, druga możliwa nie jest", bo z badania przeszłości wyłania się jedynie prawda o nas samych.
Zatem: "wszelkie próby zgłębienia prawdy (historycznej) zakrawają na ćwiczenia solipsystyczne, różniące się jedynie natężeniem i pomysłowością. (...) Bez tej świadomości historia pozostanie błahym safari historyków o skłonnościach teologicznych lub teologów z zacięciem historycznym, którzy przypisują swoim trofeom ludzkie oblicze i boski zamysł." A najgorsze w tym wszystkim jest, że: "Powyższe uchybienie każe nam wierzyć, że od historii można sie uczyć oraz że ma ona jakiś cel, najlepiej nas samych. Przy całym naszym zamiłowaniu do przyczynowości i oglądania się za siebie jest to potworne założenie, gdyż usprawiedliwia wiele nieobecności tym, że wybrukowały jakoby drogę dla naszej obecności". Sprawia, że zapominamy, że "historia jako proces jest nie tyle przyrostem co stratą".

całość na statekglupcow.wordpress.com

Eseje w zbiorze ułożone są w zasadzie chronologicznie, pierwszy pochodzi z roku 1978, najpóźniejszy z 1995. Josif Brodski zmarł w 1996 w wieku 56 lat. To, że te fakto-daty chodzą mi po głowie, to zasługa poety, który w jednym z esejów ironicznie konstatuje, że wiek to jedyne, co warto wiedzieć o pisarzu, i niejeden raz uniknęlibyśmy pomyłek, gdybyśmy zauważyli we właściwym...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1534
236

Na półkach: , , ,

Ostatnio rozmiłowałam się w publicystyce i eseistyce starszych panów. Nie znaczy to oczywiście, że nie napisali oni niczego będąc jeszcze młodym, ale w moje ręce trafiają już podsumowania, zbiory ułożone pośmiertnie, nazbyt często ze zdjęciem człowieka w sile wieku na okładce (felietony Kisielewskiego w szczerym uśmiechu, artykuły Czapskiego w modnych, szylkretowych oprawkach, pisma Żeleńskiego-Boya, co prawda bez zdjęcia, ale wydanie zawiera przedruki karykatur Boya, z których wynika, że Boy był albo elegancko ubrany albo biegał w negliżu).

Do panów w sile wieku dołącza Josif Brodski z „Pochwałą nudy” i w związku z tym muszę się zapytać, czy gorszego zdjęcia nie było w dyspozycji wydawnictwa? Doprawdy po co się tak ograniczać, czy nie lepiej iść na całość, przecież starość musi być brzydka. A przecież, to samo wydawnictwo, opublikowało ostatnio wywiad rzekę z Zofią Posmysz, zilustrowane zdjęciem prześlicznej, 90-letniej Posmysz, która stanowi dowód, że na starość można wyglądać znacznie lepiej niż za młodu. No dobra, pewnie się czepiam.

Jeśli chodzi o eseje Brodskiego (uważanego, jak twierdzi autorka przedmowy, za wielkiego aroganta, a ja dodam od siebie, że Brodski miał obsesją na punkcie demografii, co przypadło mi wyjątkowo do gustu, bo sama takową posiadam),to jest różnie. Ostatni esej ze zbiorku „List do Horacego” przeznaczony jest chyba dla wyjątkowych maniaków twórczości starożytnych Greków, co to każdy wers rozkładają na czynniki pierwsze w stanie upojenia graniczącym z katatonią. Dosyć intrygująca jest tytułowa „Pochwała nudy” – mowa wygłoszona na uroczystej promocji absolwentów Dartmouth College w lipcu 1989. Popadłam po lekturze w zadumę, wizualizując sobie te wszystkie choroby psychiczne, lęki i depresje, których ziarno zasiał Brodski w duszach młodych ludzi. Bardzo to było nieamerykańskie, ciekawe, czy były skargi rodziców.

Moim najulubieńszym natomiast esejem jest chyba „Rzadki okaz”, w którym reprodukcja znaczka pocztowego w przypadkowo natkniętym się angielskim czasopiśmie, uruchamia w autorze nieprzepartą potrzebę opowiedzenia, w stylu proustowskim, arcyciekawej historii szpiegowskiej z jej smętnym i niesprawiedliwym dziejowo końcem w postaci tego oto znaczka. Całość rozpoczyna się cytatem, chińskim przysłowiem: „Jeżeli będziesz długo siedział na brzegu rzeki, możesz zobaczyć, jak przepływa ciało twojego wroga”. Jest to, w obecnej chwili, moje ulubione przysłowie, choć nie bardzo orientuję się o co w nim chodzi. Czy chodzi o apoteozę cierpliwości wraz z nagrodą w postaci zwłok adwersarza, a może to przestroga, żeby nie tkwić zbyt natarczywie w jednym miejscu, bo się napatoczą jakieś okropności. Nie mam pojęcia, ale jakby ktoś dysponował jakimiś sensownym rozwiązaniem, proszę o info na priva.

Ku pokrzepieniu serc, bo najwyraźniej w Polsce literacki (i historyczny) krzepiący cukier jest towarem wiecznie deficytowym, oto fragment „Jak czytać książki”: „Jeżeli Państwa językiem ojczystym jest (…) polski – lub jeżeli ktoś zna polski (co przyniesie nieocenione korzyści, gdyż najbardziej niezwykła poezja naszego stulecia powstałą w tym języku) – chciałbym tu wymienić nazwiska Leopolda Staffa, Czesława Miłosza, Zbigniewa Herberta i Wisławy Szymborskiej.” Ja z kolei chciałabym w tym miejscu wyjaśnić, że słowa te nie zostały wygłoszone bezpośrednio do Polaków na jakiejś podlizującej się akademii, tylko jest to fragment odczytu wygłoszonego z okazji otwarcia pierwszych targów książki w Turynie w maju 1988.

Ostatnio rozmiłowałam się w publicystyce i eseistyce starszych panów. Nie znaczy to oczywiście, że nie napisali oni niczego będąc jeszcze młodym, ale w moje ręce trafiają już podsumowania, zbiory ułożone pośmiertnie, nazbyt często ze zdjęciem człowieka w sile wieku na okładce (felietony Kisielewskiego w szczerym uśmiechu, artykuły Czapskiego w modnych, szylkretowych...

więcej Pokaż mimo to

avatar
107
44

Na półkach: ,

Wymagająca skupienia, momentami trudna w odbiorze. Inteligentna polemika, faktycznie czasem jakby z przekory, czasem kontrowersyjnie. Tytułowy esej to majstersztyk.

Wymagająca skupienia, momentami trudna w odbiorze. Inteligentna polemika, faktycznie czasem jakby z przekory, czasem kontrowersyjnie. Tytułowy esej to majstersztyk.

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    362
  • Przeczytane
    140
  • Posiadam
    47
  • Teraz czytam
    10
  • Nobliści
    7
  • Chcę w prezencie
    6
  • 2020
    6
  • Literatura rosyjska
    5
  • Esej
    4
  • Literatura rosyjska
    4

Cytaty

Więcej
Josif Brodski Pochwała nudy Zobacz więcej
Josif Brodski Pochwała nudy Zobacz więcej
Josif Brodski Pochwała nudy Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także