rozwiń zwiń
utracjusz

Profil użytkownika: utracjusz

Nie podano miasta Mężczyzna
Status Czytelnik
Aktywność 1 rok temu
890
Przeczytanych
książek
892
Książek
w biblioteczce
226
Opinii
48 338
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Mężczyzna
Dodane| 5 książek
Łaydak.

Opinie


Na półkach:

Dwa są wielkie tematy tego dziennika. Pierwszym, niekoniecznie może oryginalnym, jest przemijanie. Bardzo wcześnie zyskuje Szczepański jego świadomość i od tego momentu wszystkie opisywane wydarzenia przesłania jego cień, nienachalny, lecz stale obecny. Drugi z wielkich tematów jest mi zaś szczególnie bliski, podobnie jak i sam autor. Cały tom przeniknięty jest na wskroś nieustannym wątpieniem w wartość własnej pisaniny, które zdaje mi się zresztą jedyną możliwą postawą twórczą. Nie trzeba zbyt intensywnie szukać dokoła dowodów, jak naiwne to przekonanie.

W tle tych wielkich tematów cały czas w pozostaje kwestia wiary. Szczepański sam chciałby wierzyć, nakłaniają go do tego również ludzie z jego otoczenia, przede wszystkim ze środowiska „Tygodnika Powszechnego”, ale mimo najszczerszych wysiłków nie potrafi przezwyciężyć swej racjonalnej natury. Ten wątek czyni „Dziennik” znakomitą ilustracją ogólnoludzkiej tęsknoty za transcendencją i nie mniej znakomitym dowodem, że kompas moralny nie musi być opatrzony logo krzyża.

Przede wszystkim uderza absolutna szczerość Szczepańskiego; szczerość, na którą ja nie zdobyłbym się może nawet wobec siebie. Ogromnej dyscyplinie wewnętrznej, rytualnemu rozliczaniu się przed sobą z każdego postępku towarzyszy niechęć do prostych wytłumaczeń, łatwych rozgrzeszeń. A sama szczerość (ale i epoka) implikuje całkowity brak politycznej poprawności, co skutkuje ciekawą mieszanką trzeźwego osądu i uprzedzeń, między którymi zresztą rzadko robi się już dziś rozróżnienie.

Co trochę smutne, z „Dziennika” wyłania się obraz małżonki pisarza jako istoty dekoracyjnej, nieuczestniczącej (w przeciwieństwie do wielu innych pojawiających się tu małżonek) w istotnej części życia męża. Niewyjaśnione pozostają przyczyny takiego stanu rzeczy, toteż nie odważę się sformułować żadnych oskarżeń. Imponuje natomiast znawstwo, z jakim Szczepański wypowiada się o malarstwie, mniej tajemnicze, gdy uważnie prześledzi się ścieżkę jego edukacji.

Sporą część tego tomu zajmują w końcu relacje z dalekich podróży. Wyprawy bliskowschodnia i afrykańska dają obraz schyłkowych stosunków kolonialnych, powolnego tonięcia zmurszałego giganta, ale i jego nader problematycznego dziedzictwa. Notatki ze Spitsbergenu i Ameryki dają natomiast asumpt do skonfrontowania majestatu natury z ludzkimi, lepkimi sprawkami. I jak oni tęgo pili! Przede wszystkim na morzu, ale i w innych okolicznościach. Same opisy fantazji, jaka nachodziła Herberta po wódce, warte są tych 69,90 zł.

Dwa są wielkie tematy tego dziennika. Pierwszym, niekoniecznie może oryginalnym, jest przemijanie. Bardzo wcześnie zyskuje Szczepański jego świadomość i od tego momentu wszystkie opisywane wydarzenia przesłania jego cień, nienachalny, lecz stale obecny. Drugi z wielkich tematów jest mi zaś szczególnie bliski, podobnie jak i sam autor. Cały tom przeniknięty jest na wskroś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest coś fascynującego w sposobie, w jaki intelektualiści postrzegają zjawiska w innych, dodatkowych kategoriach, dostrzegają między nimi sekretne powiązania, kroją nożem rzeczywistość i ukazują ją warstwa po warstwie. Eseje Zabużko uświadomiły mi moją ślepotę w kwestii Putina, ukazały jego działania wpisane w szerszy kontekst konsekwentnie realizowanego od lat planu. Mojej ślepoty nie sposób usprawiedliwić większym jednak oddaleniem od Rosji i jej spraw, znakomicie można ją za to wytłumaczyć faktem, iż, w przeciwieństwie do Oksany Zabużko, nie jestem intelektualistą.

Przeszkadza mi jedna cecha tego pisarstwa – Zabużko postuluje, że wiedzieć bez dyskusji jest lepiej niż nie wiedzieć i w myśl tego postulatu wygłasza sądy apodyktyczne; wie zawsze, a czasem nawet wie lepiej, na przykład wie lepiej, co chciał wyrazić Josif Brodski w pewnym dramacie i wie lepiej od autora, jakie środki trzeba było zastosować, by cel ten osiągnąć. Ja tymczasem najwyżej cenię myślicieli, którzy wśród swych technik poznawczych niebanalne miejsce przyznają wątpieniu; albo, by posłużyć się, o ironio, słowami Josifa Brodskiego, palcem wskazującym posługują się rzadko i z dalece posuniętą ostrożnością.

Za pośrednictwem autorki poznawałem dopiero historię Ukrainy; i choć w tym świetle jej ukrainocentryzm wydawał mi się zrozumiały, to potrafił być jednocześnie zaślepiający: Zabużko pisze, że w antologii stu najlepszych poetów XX wieku umieściłaby trzech rodaków, co jest jawnym zaburzeniem światowych proporcji. Co więcej, do tej trójki dorzuciłaby siedmioro Rosjan, co nie tylko dowodzi jej zafiksowania na własnym kręgu kulturowym (i podważa nieco jej własną tezę, iż poeci rosyjscy bez rosyjskich czołgów tracą wiele na sile wyrazu), ale przede wszystkim unieważnia jej własne postulaty z poprzedniego eseju, w którym ubolewa nad nieobecnością na światowym rynku kultur pomniejszych, regionalnych, i dopomina się o więcej uwagi dla twórców z peryferii wielkiego świata.

Zabużko dobrze diagnozuje paradoksalną, zdawałoby się, populistyczną zarazę toczącą społeczeństwa rozwinięte. Sprawnie wychwytuje też duże mechanizmy historyczne. Jednocześnie wprowadza człowieka z zewnątrz w wielką tajemnicę ZSRR i dokładnie ją wyjaśnia – przynajmniej do momentu, do którego wyjaśnienie tej, a w ogóle może każdej tajemnicy, jest możliwe. Żałuję, że nie dane mi było czytać tych tekstów tuż po tym, jak powstały, bo znacznie wcześniej otworzyłyby mi oczy na sytuację w byłym imperium. Jednak, jak pisze Zabużko, ukraińskie narracje nie mają dostępu do głównego nurtu światowego strumienia informacji i skoro w Polsce wiedzieliśmy niewiele, to jak mało wiedziano gdzie indziej? Obecna sytuacja znacząco tę niewiedzę skoryguje – ale za jaką cenę?

Ostatni esej najpierw zaskoczył mnie trafnym i bezkompromisowym wyliczeniem hańb państw europejskich z historii najnowszej, a później jeszcze bardziej zaskoczył mitotwórczą opowieścią ku pokrzepieniu serc o nieskalanej Ukrainie, jej wyższości moralnej itd., podtrzymywaną sformułowaniami „od wieków”, „od stuleci”, choć Ukraina jest państwem stosunkowo młodym, a jej spadkobierstwo po Rusi Kijowskiej jest dyskusyjne. Poniekąd rozumiem taką potrzebę kreacji w celu budowania tożsamości i dumy narodowej, przeciwstawienia się, wewnętrznie, a przede wszystkim zewnętrznie, potężnej machinie putinowskiej propagandy, ale muszę tu poczynić małe zastrzeżenie. Granica między patriotyzmem a nacjonalizmem potrafi być bardzo cienka. To zrozumiałe, a wręcz konieczne, że Ukraińcy kultywują postawy narodowe, skoro ktoś systemowo usiłuje ich naród zniszczyć; ale trzeba jednocześnie pamiętać, że to zawsze jest zabawa zapałkami.

Jest coś fascynującego w sposobie, w jaki intelektualiści postrzegają zjawiska w innych, dodatkowych kategoriach, dostrzegają między nimi sekretne powiązania, kroją nożem rzeczywistość i ukazują ją warstwa po warstwie. Eseje Zabużko uświadomiły mi moją ślepotę w kwestii Putina, ukazały jego działania wpisane w szerszy kontekst konsekwentnie realizowanego od lat planu. Mojej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kto normalny rozpoczyna zbiór sześćdziesięciu opowiadań arcydziełem?

Buzzati to niewątpliwie autor z wyższej półki. Jego wyobraźnia jest nieograniczona; światy, jakie buduje – zniewalające. Tworzy fantastyczne fabuły i nie zawsze potrzebuje do tego fantastycznych rekwizytów. Nastrój jest często baśniowy; rzeczywistość pozornie zwyczajna nagle zyskuje dodatkowy wymiar, zdradza swą inność jakimś obcym elementem, nową regułą.

Poraża wręcz mnogość poetyk, po które sięga autor. Przy tej różnorodności nie sposób uniknąć pokrewieństwa, choćby ze słynnymi rodakami – jakiś tekst przywiedzie na myśl Calvina, inny Moravię. Tych powinowactw jest więcej i niemal wszystkie w dobrym smaku. Na szczęście jego orężem znacznie częściej jest metafora niż symbol. Metafora pobłogosławiona jest darem wieloznaczności i u Buzzatiego często wiedzie węszącego czytelnika na manowce.

Włoskiego pisarza pasjonuje zagadka ludzkiej duchowości, co rusz ją bada, szturcha, prowokuje. Próbuje wywołać niepokój aksjologiczny poprzez natarczywe i pomysłowe kontestowanie wartości, którym zwykle hołdujemy, niezupełnie skrycie, ale i nie do końca oficjalnie, honorując rozmaite niepisane, lecz haniebne pakty, utrwalając semantyczny rozdźwięk między znakiem a desygnatem.

Sięga do samego sedna człowieka, do jego egzystencjalnego jądra; stawia go w obliczu tajemnic, które go przerastają, które muszą pozostać nierozwiązane, ale wcale nie mniej przez to nurtujące, wręcz bardziej: odwodzą od rutynowych zajęć, które zwykliśmy uważać za treść życia. Tymczasem Buzzati sugeruje, że treścią życia są właśnie te niepojęte tajemnice, skarby czekające za rogiem, do którego nie zdołamy się doczołgać, ale do którego musimy się czołgać: być może poprzez pył, w którym się czołgamy, zdołamy w końcu dojrzeć jakiś cień, jakieś odbicie, jakiś zarys albo tylko złudzenie czegoś większego od nas samych.

Niestety, opowiadania są nierówne; to znaczy styl i smak pozostają na niezmiennie wysokim poziomie, ale niektóre spośród historii na nieszczęście zawierają morał i wówczas Buzzati czuje potrzebę wyrażenia go wprost, dopowiedzenia tam, gdzie czytelnik powinien mieć przestrzeń na własną intelektualną przygodę. Świetnym przykładem jest opowiadanie „Spotkanie z Einsteinem”, które powinno się było zakończyć na przedostatniej stronie.

Bo mniej więcej w dwóch trzecich tomu opowiadania tracą impet, od kwestii egzystencjalnych dryfują ku sprawom bardziej przyziemnym, za czym idzie zamiana środków wyrazu na mniej wyrafinowane; momentami niebezpiecznie ociera się Buzzati o publicystykę, z okazjonalnymi wypadami na terytorium groteski. Choć elementy fantastyczne nie znikają całkowicie, dominuje ton jakiejś złośliwej prozaiczności, z coraz surowszymi wyrokami ferowanymi przez autora. I mimo że kilka tekstów z ostatniej części wyłamuje się z tej formuły, prawdopodobnie lepiej by było, gdyby ten zbiór nosił adekwatny tytuł „Czterdzieści opowiadań”.

Kto normalny rozpoczyna zbiór sześćdziesięciu opowiadań arcydziełem?

Buzzati to niewątpliwie autor z wyższej półki. Jego wyobraźnia jest nieograniczona; światy, jakie buduje – zniewalające. Tworzy fantastyczne fabuły i nie zawsze potrzebuje do tego fantastycznych rekwizytów. Nastrój jest często baśniowy; rzeczywistość pozornie zwyczajna nagle zyskuje dodatkowy wymiar,...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika utracjusz

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [28]

Marcel Schwob
Ocena książek:
8,3 / 10
5 książek
0 cykli
Pisze książki z:
3 fanów
Primo Levi
Ocena książek:
7,5 / 10
10 książek
1 cykl
25 fanów
Jonathan Swift
Ocena książek:
7,3 / 10
17 książek
3 cykle
Pisze książki z:
16 fanów

statystyki

W sumie
przeczytano
890
książek
Średnio w roku
przeczytane
81
książek
Opinie były
pomocne
48 338
razy
W sumie
wystawione
884
oceny ze średnią 7,5

Spędzone
na czytaniu
4 486
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
1
godzina
16
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
5
książek [+ Dodaj]