rozwińzwiń

Bruce Lee i inni. Leksykon filmów wschodnich sztuk walki

Średnia ocen

6,1 6,1 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,1 / 10
8 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
544
540

Na półkach: ,

Co uczyniło ,,małego smoka” nieśmiertelnym? Co sprawiło, że ów smok, legendarny Bruce Lee, w którym ogień rozpalał wewnętrzną moc, a woda gasiła gniew, który zatruwał i blokował organizm, gdzie wszystko to trwało w absolutnej równowadze i harmonii, stał się postacią absolutną – jednostką wśród osobowości kultury masowej, o której pamięta się i będzie pamiętać się po jej śmierci po wsze czasy? Mało jest aktorów, ba!, mało jest tak ciepłych i szczerych ludzi, których tylko ,,ten jeden”, jedyny film, ten jeden akt, ta poza, ten okrzyk, po prostu ,,to coś”, uczyniły niezniszczalnym, nieśmiertelnym czymś mitycznym i przedwiecznym w naszej świadomości. Tym kim właśnie, będącym ponad Bogiem filmów akcji i sztuk walki na wieki wieków i po kres czasu, okazał się być nieodżałowany wszechwieczny Bruce Lee.

Będący za pan brat, z swym wewnętrznym pragnieniem ciągłej samorealizacji, spokojny, zrównoważony dzięki zmodyfikowanej na swój osobisty sposób taoistycznej filozofii perfekcjonista, Bruce Lee w "Wejściu Smoka", który to film nie tak dawno zresztą w lipcu 2023 roku obchodził 50-lecie światowej premiery, zszokował całe zachodnie, to ,,najlepsze, bo hollywoodzkie!” kino. Niestety wielki mistrz Jeet kune do, rewolucjonista w podejściu do tego, co znaczy system w kung-fu i innych sztukach walki, nie dożył oficjalnej premiery swojego ,,opus magnum” – gdyby Bruce nie odszedł z tego świata tak kontrowersyjną śmiercią, która nastąpiła 20 lipca 1973 roku i premiera tak ikonicznego dla szerokiego w gatunkach kina rozrywkowego obrazu odbyła się, gdyby żył, i tak byłby on Legendą, Królem, wielkim Imperatorem kina akcji w Imperium, którym sądzę sam by pokierował. Istniała by szansa, aby ,,mały chiński smok” stał się GOATem (Greatest Of All Time) – najlepszym w historii kina akcji. Co istotne, gdy "Wejście Smoka" wtargnęło szturmem do kin, od razu przesunęło wizerunek i znaczenie imienia i nazwiska Lee, oraz wszystko to co reprezentował swoją osobą w wielu aspektach, na inny poziom szacunku, zasług, także uwielbienia wśród widza, ale i poniekąd zazdrości wśród aktorów. Nasz mistrz to człowiek, który zredefiniował pojęcie idola dynamicznego kina akcji i, jak wspominałem wyżej, sztuk walki – uważa się, a to stanowisko popieram również i ja, że dzięki jego postaci filmy akcji rozwinęły się do tej formy w której są obecne ówcześnie.

Na pewno istnieje jakaś nienazwana, wręcz potężna doza prawdy, której nie da się nie akceptować, że: gdyby nie Bruce, obecny segment filmów sensacyjnych, akcji i seriali z tego nurtu, w których to produkcjach obecne są sceny czy całe sekwencje walk, nie miałby tej formy, którą na dzień dzisiejszy jest, którą tak szeroko prezentuje. Wpływy Lee sięgają, co zabrzmi kontrowersyjnie, daleko poza jego grób – coś w tym jest, że jego śmierć uczyniła go jeszcze bardziej tajemniczym, jeszcze potężniejszym, jeszcze bardziej wpływowym niż było to za jego życia. Jego duch jest wszędzie, obserwuje, czuwa. Bo co byśmy o nim nie powiedzieli, Bruce Lee był zjednoczonym ze swoją osobowością i celami człowiekiem, i to tak że głowa mała! Próżno kogoś takiego szukać obecnie. Był kimś kogo świat do tej pory nie widział, a którego jak poznał, to od razu zapłakał, bo tak prędko od nas odszedł. Osiągnął w życiu prywatnym i zawodowym niewyobrażalny sukces. Był autorem słynnego powiedzenia: ,,Be water, my friend!", co oznacza mniej więcej tyle, o czym wspominałem we wstępie dzisiejszych deliberacji poświęconych pewnej publikacji dotyczącej ,,małego smoka”, aby energię, która w nas tkwi umieć wykorzystać, umieć ją równoważyć: być niczym mocarny smok i szalejący ogień, które są równoważone są przez ,,wodę", która gasi, uspokaja i uelastycznia nasze wewnętrzne Ja, nie zmieniając jednak życiowej mocy, która w nas tkwi.

Bruce Lee to idol wielu ludzi – nie ukrywam, że również jest to mój, jeden z wielu, osobisty wyznacznik doskonałości w rozwoju fizyczności i odpowiednio silnej osobowości, mój idol; ktoś kogo, gdybym miał możliwość użyć takiego życzenia, przywróciłbym do życia jako jednego z pierwszych szeroko rozumianych ,,wzorców”, chociażby na godzinę, dwie, aby usiąść, porozmawiać, nabyć odpowiednie nauki, wręcz doświadczyć tego jak być i kim być w dzisiejszym świecie. Ale, co by nie było, na tym najbardziej ,,materialnym” poziomie Bruce to mistrz sztuk walki, pionier ich eksploracji do poziomu światowego kina w swoim gatunku. Z pomocą w poznaniu i ich omówieniu multum filmów w tematyce ,,kopanej”, także z uwzględnieniem not biograficznych i faktów z życia Bruce’a i wielu osób związanych z sztukami walki, przychodzi – i to bardzo pozytywnie ,,o dziwo!” – książka autorstwa Sławomira Zygmunta. W opracowaniu "Bruce Lee i inni. Leksykon filmów wschodnich sztuk walki", autor prezentuje coś unikatowego – pisana trudnym językiem, z zacięciem akademickim publikacja to prawdziwy skarb dla fana tego, co Bruce Lee robił zawodowo, rzecz naprawdę bardzo dobra, w sam raz dla entuzjasty obrazów kina azjatyckiego, które jako pierwsze stosowało sztuki walki do celów rozrywkowych, np. w kinie, gdzie początkowo filmy te przypominały raczej… operę z elementami stylów kung-fu, karate, tai – chi i innych. W swoim leksykonie, twardym do analizy dziele – co istotne, nie jest to lektura do przeczytania na jeden wieczór, a raczej na krótkie posiedzenia, stosowane przez długi, długi czas – Zygmunt zawarł tak dużą ilość danych o, mówiąc w skrócie, ,,kinie kopanym” i jego kulturze, dorobku i całym kalejdoskopie przemian, powiązań, ludzi i zjawisk z tym związanych, że aż głowa puchnie, wywalając mózgowie do poziomu solidnego ,,mindfucka”. Przed dorwaniem się do tej lektury – znalazłem ją przypadkiem, podczas porządków w piwnicy; leżała gdzieś, ot tak luzem, za stertą jakichś książek – nie miałem pojęcia że kinematografia globalna w gałęzi sztuk walki ma tak ogromny, tak rozgałęziony na inne nurty dorobek, tak solidne doświadczania, taką ewolucję swych form na karku. I nie, to nie Hollywood a Daleki Wschód, a ściślej m.in. Shaw Brothers i inne wytwórnie stworzyły pierwociny ,,kina kopanego” – to Azja wprowadziła ten gatunek na poziom światowy, Lee tak naprawdę to tylko przypieczętował, przedłużył i zapisał w świadomości cywilizacji na wieki wieków amen.

Książek podobnych do tematyki i przeznaczenia, które to prezentuje praca Polaka, na rodzimym polskim rynku, czy nawet europejskim, naprawdę jest mało, ba!, zbyt mało – jest to tematyka niszowa, jakby ,,dla wybranych”, więc nakład w stosunku dla skąpego zapotrzebowania elity jest taki, jaki jest. Nawet jeśli książka ta ma wady, jeśli jest zbyt stłoczona (publikacja Zygmunta powinna mieć większe gabaryty, więcej stron, większa czcionka, odpowiednio duża ilość ilustracji, które tu autor wrzucił na sam koniec, jakby to był suplement, a nie konieczność w książce o takim przeznaczeniu),to i tak sądzę powinniśmy ją akceptować w ujęciu pozytywnym, głównie za ilość treści i konkretną dokładną analizę, z lekkim subiektywnym niekiedy zacięciem. Jest na tyle bardzo dobrze, że po lekturze, a nawet w jej trakcie!, wiem, jakie filmy, z którym aktorem, dzieło jakiego reżysera o jakim czasie trwania, od której Wytwórni i Dystrybutora mogę teraz obejrzeć – piękna charakterystyka, w miarę dokładnie opracowane opisy wybranych dzieł, z tym że, i tu mała uwaga: czasami są one aż nadto dokładne, zbyt schematyczne, jakby tekstom Zygmunta brakowało gracji i dopracowania. Autor stosuje sporo archaizmów, wdraża się w jego pisanie ciężka monotonia; niepotrzebnie przypodobał sobie stosowanie określeń: ,,murzyn”, ,,biały” – w tak poważnej publikacji, która ma trafiać do wyspecjalizowanego, określonego w swoich zainteresowaniach czytelnika, nie powinno się to zdarzać; autor powinien stosować inne słowa w zastępstwie: ,,afroamerykanin", ,,człowiek rasy białej," ,,człowiek narodowości chińskiej" etc.. Jednakże, jeśli te mankamenty stylistyczno-twórcze, wynikające ze sposobu pisania tej osoby, a nie z jej wiedzy i obycia ze środowiskiem sztuk walki, nam nie przeszkadzają, to leksykon ten jest wręcz skarbem, ot ponad wszystko koniecznością dla zainteresowanych! Wszystko to aż zachęca do aktywności filmowej i osobistego zaangażowania w historię całej kinematografii Dalekiego Wschodu. Jeśli tak też my, czytelnicy, się czujemy, to sięgnięcie po tą pozycję będzie tylko formalnością. Dlatego szacunek nasz wędruje teraz nie do samego autora, ale również do ,,kina kopanego”. To tak bogaty gatunek, tak rozpowszechniony, przeważnie jako jeden z najbardziej widowiskowych w historii, z tak pełną i bogatą ilością tytułów, że aż nie wypada mówić o nim ,,kino kopane” – za dużo niszowości i porównania do produkcji dedykowanych na kasety VHS, do tych czarnych owieczek, które kochamy, a które są normą dla obrazów Klasy B. Bo w ,,kopaninie” sztuk walki kryje się coś więcej niż tylko rozrywka i mordobicie. Jest ona formą wyrażania emocji; to tego rodzaju rozrywka, która może być prawdziwym przedstawieniem angażującym widza; to wyraz perfekcji i doskonałości fizjonomii ludzkiego organizmu; to forma rywalizacji równie widowiskowej jak najlepsze dyscypliny sportu. Wszystko to zapisane na 90 lub 120 minutowej albo i dłuższej bądź krótszej formie audiowizualnej, jako opowieści o wykolejeńcach losu, o renegatach, którzy się mszczą, ale i udowadniają innym ,,na co mnie stać!”.

Sztuki walki na dużym i małym ekranie – choć wciąż seriale tego rodzaju gatunku nie są aż tak chętnie adaptowane, wyjątek to produkcja HBO Max: "Wojownik” – miały, mają i będą mieć swoich ,,prywatnych” wielbicieli. Owszem oglądają je prawie wszyscy, ale ich fani tworzą bardzo zjednoczoną i silną rodzinę, ot fandom gatunku, moim zdaniem jeden z najsilniejszych fandomów pośród wszystkiego, co filmowe, serialowe, co związane z różnymi Uniwersami etc. Nie mają one swoich Comic-Conów, ale zawsze trwają przy swojej ukochanej ,,kopaninie”. I tak, to we wstępie leksykonu Zygmunt zawarł właśnie tego typu esencję: szereg informacji, które uwydatniają to jak bardzo rozbudowany i niezwykły jest świat sztuk walki i jego rozmaite popkulturowe formy. To początkowe kilkadziesiąt stron pracy wywiera większe wrażenie na czytającym, i jest po prostu lepsze, niżeli mechaniczny, ale z drugiej strony bardzo dokładny segment streszczeń i omówień dokładnie 156 filmów. Mimo iż jest to książka sprzed 20 lat, zawiera jedną z najlepszych wśród najkrótszych biografii Bruce’a Lee, także najlepsze możliwe wyjaśnienie jego śmierci, oraz skondensowane i rzetelne omówienie kształtowania się i stopniowej ewolucji kina akcji z elementami sztuk walki do 2003 roku włącznie, gdzie potrafiło się znaleźć nawet miejsce na kilka słów o tuzach kina kopanego – aktorach i jednocześnie mistrzach ,,kopaniny" i ich stylach walki, specyfice realizowania filmu i całej specyfiki z której słyną takie produkcje, w której dane tuzy sztuk walki występują, np. sylwetka Jackiego Chana i delikatny wgląd autora w jego inspiracje komikami ery kina niemego.

Swoją pracą pan Zygmunt wykłada jedną bardzo ważną cechę: owszem sztuki walki w kinie to obecnie w dużej mierze Bruce Lee, ale to nie Bruce ukształtował ten gatunek od podstaw. ,,Mały smok" wypromował i umocnił na arenie światowej tego rodzaju film czy serial, dlatego ,,kino kopane” to nie tylko legenda Bruce'a Lee. Warto nie zapomnieć o podaniu jednej istotnej kwestii, którą autor zawarł w opracowaniu: Zygmunt wskazuje, i to z dużą odwagą i energią, na to czym różnią się Karate, Judo, Ju-jitsu oraz inne dyscypliny sztuk walki od Kung - fu. Dzięki publikacji Polaka można uświadomić sobie jak bardzo rozgałęzia się ten gatunek w popkulturze: setki filmów i seriali, z różnymi podgatunkami, gdzie sztuki walki zawsze znajdą swoje miejsce. Tak, sztuki walki to nie tylko ,, jakieś tam kung-fu”, ale na wielkim i małym ekranie dominują również: wspomniane karate, Kick-boxing, Judo, Muay – Thai i cała gama innych kombinacji ,,kopaniny”.

Każdy czytający leksykon powinien zwrócić uwagę na te ostatnie kilkadziesiąt stron, które nazwałem ,,Indeksem” – końcowy etap pracy, w którym znajdują się życiorysy aktorów i reżyserów, gdzie w kwestii aktorskiej nie zabrakło CV tuz gatunku (o których istnieniu nie miałem nawet pojęcia! Ogromna ilość postaci!) odgrywających role w danych, opisywanych wcześniej z uwzględnieniem obsady filmach. W Indeksie tym wymieniono również osiągnięcia aktorów tudzież mistrzów swoich dyscyplin: biografię związaną z sztukami walki, jakie dyscypliny, sukcesy oni odnosili oraz towarzyszącą ich pracy filmografię. Znalazło się i miejsce na słowniczek: wiele cennych pojęć z omawianego zakresu. W ten sposób powstała książka, tak ona wygląda, taka jest specyficzna!, której nie da się omijać nawet ,,wąskim łukiem", jeśli szanuje się sztuki walki na małym i dużym ekranie.

Co uczyniło ,,małego smoka” nieśmiertelnym? Co sprawiło, że ów smok, legendarny Bruce Lee, w którym ogień rozpalał wewnętrzną moc, a woda gasiła gniew, który zatruwał i blokował organizm, gdzie wszystko to trwało w absolutnej równowadze i harmonii, stał się postacią absolutną – jednostką wśród osobowości kultury masowej, o której pamięta się i będzie pamiętać się po jej...

więcej Pokaż mimo to

avatar
170
170

Na półkach:

Ciekawa pozycja, przybliżająca (nie tylko) fanom kina sylwetki filmowych wojowników. A któż z widzów, oglądając popisy mistrzów walki wręcz w przeróżnych tego typu produkcjach, choć raz nie pomyślał :"- o, to prawdziwy, niepokonany bohater "...?
W Polsce "wielki bum" na filmy o tej tematyce zapoczątkował pamiętny obraz "Wejście smoka". Bruce Lee zaprezentował w nim pełen wachlarz swych umiejętności i możliwości fizycznych. Sposób poruszania się, a także samej walki azjatyckiego mistrza dla wielu widzów był prawdziwym zaskoczeniem. Lecz nie dla wszystkich - bo najbardziej zainteresowani "tematem" - znali już wcześniejsze, choć z pewnością mniej kasowe - produkcje wojownika z Hongkongu...
Jak na przykład "Droga smoka", gdzie najgroźniejszym rywalem głównego bohatera był sam Chuck Norris.
Lecz wtedy jeszcze Amerykanin nie był zbyt znaną personą w świecie filmu. Owszem, miał niemałą praktykę i umiejętności w różnych tzw.kopanych sportach walki, ale na ekranie tak naprawdę dopiero debiutował.
Jednak finałowy pojedynek Bruce Lee kontra Chuck Norris na stałe wszedł do historii kinematografii. Nie tylko jako widowiskowy pokaz bezpardonowej potyczki aż do "śmierci" jednego z jej uczestników. Lecz także jako jedyna filmowa porażka drugiego z nich. Zaś Bruce Lee, oprócz "specjalności zakładu" w postaci błyskotliwych i skutecznych kopnięć - zaprezentował także , w końcowej fazie - niemałe umiejętności rodem z dzisiejszego MMA...
Niezrażony "porażką" w "Drodze smoka" Chuck Norris był później przez lata wielką gwiazdą światowego kina akcji. Filmy z jego udziałem biły rekordy popularności, a on sam stał się symbolem samotnego twardziela, który jest w stanie rozwiązać wszelkie możliwe problemy. Najczęściej za pomocą potężnego kopniaka, torującego mu drogę w nieprzyjaznym, pełnym różnego rodzaju łotrów, świecie...
"Ekranowym następcą" Norrisa został Jean- Claude van Damme. Belg trenował karate, brał nawet udział w zawodach sportowych, ale prawdziwą sławę przyniosło mu kino. Mocno zbudowany, efektownie walczący, lecz w przeciwieństwie do Norrisa - pokazujący czasem zwykłe, ludzkie emocje - na długie lata zagościł na samym szczycie rankingu "filmowych wojowników".
Na początku kariery miewał propozycje, by sprawdzić się w realnej, ringowej potyczce - lecz były one na tyle słabe finansowo (w porównaniu z kontraktami filmowymi),że nigdy nie zostały sfinalizowane...
Cóż, dziś "prawdziwy wojownik" nie musi już weryfikować swych umiejętności. Wystarczy, że stan bankowego konta się zgadza😉...

Ciekawa pozycja, przybliżająca (nie tylko) fanom kina sylwetki filmowych wojowników. A któż z widzów, oglądając popisy mistrzów walki wręcz w przeróżnych tego typu produkcjach, choć raz nie pomyślał :"- o, to prawdziwy, niepokonany bohater "...?
W Polsce "wielki bum" na filmy o tej tematyce zapoczątkował pamiętny obraz "Wejście smoka". Bruce Lee zaprezentował w nim pełen...

więcej Pokaż mimo to

avatar
497
84

Na półkach:

Sporą lista filmów, sporo ciekawostek. Dobre opracowanie.

Sporą lista filmów, sporo ciekawostek. Dobre opracowanie.

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    11
  • Posiadam
    7
  • Chcę przeczytać
    6
  • Teraz czytam
    4
  • DlaM
    1
  • Ulubione
    1
  • ĆWICZENIE I SZTUKI WALKI
    1
  • Książki dla dorosłych
    1
  • SłownikLeksykon
    1
  • Wschodnie sztuki walki
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Bruce Lee i inni. Leksykon filmów wschodnich sztuk walki


Podobne książki

Przeczytaj także