Kolorysta uhonorowany nagrodą Eisnera, który zaczynał swoją komiksową karierę od stażu w Dark Horse Comics. Jego kolory można podziwiać w komiksach NOWA GRANICA i CATWOMAN: RZYMSKIE WAKACJE. Zasłynął ze współpracy z Mikiem Mignolą, autorem serii "Hellboy".
Bardzo lubiłem twórczość Marka Millara z czasów kiedy pisał dla Marvela i DC. Jednakże od pewnego czasu czuję pewne rozczarowanie – takie tytuły jak „Starlight” czy „Huck” miały świetny pomysł wyjściowy, ale rozwinięcie było rozczarowujące. Czy podobnie jest z „Bractwem magów” biorącym na warsztat popularny motyw czarodziejów we współczesnym świecie?
Głównymi bohaterami komiksu są członkowie rodziny z Moonstone, jednego z rodów wchodzących w skład Bractwa Magów, tajnego stowarzyszenia chroniącego świat przed magicznymi zagrożeniami. Akcja tomu rozpoczyna się, kiedy jeden z członków Bractwa zostaje zamordowany. Szybko okazuje się, że na cel brani są kolejni magowie.
Podobało mi się jak przedstawiono tu postacie. Każda ma swój charakter i inne podejście do magii. Pokazana jest ich przeszłość, co pozwala czytelnikom zżyć się z nimi Nie są pozbawieni wad i targają nimi bardzo ludzkie emocje, które łatwo mogą doprowadzić do tragedii. Trochę gorzej na tym tle wypada główny antagonista, który jest do szpiku kości zły i ma bardzo typową motywację; chociaż przy tym jego ostateczny cel jest dosyć nieoczywisty.
Mam mieszane uczucia co do wykorzystania magii w tym tomie. Jest tu parę naprawdę pomysłowych czarów, które pokazują potencjał tkwiący w świecie przedstawionym. Niestety trochę za dużo jest starć polegających głównie na strzelaniu promieniami z różdżek.
Przy okazji czarów niestety trzeba wspomnieć o największym mankamencie tej historii czyli o zakończeniu. Scenarzysta chyba nie miał zupełnego pomysłu jak wybrnąć z sytuacji, do której doprowadził, więc zaserwował nieoczekiwany zwrot akcji. Niestety jest to jeden z tego typu zwrotów akcji, który nie pasuje do wcześniejszych wydarzeń i czyni część wcześniejszych działań bohaterów bezsensownymi.
Rysunki Olivera Coipella znanego z „Avengers: Krucjata dziecięca” są w porządku. Widać, że jego kreska się trochę rozwinęła – jego postaci nie mają już wszystkie tej samej twarzy tak jak kiedyś i mają różną budowę ciała. Odnosiłem wrażenie jednak, że parę w zamierzeniu dynamicznych scen wyszło mu dosyć sztywno.
Komiks jest bardzo nierówny. Do pewnego momentu czyta się go całkiem przyjemnie, ale zakończenie niestety psuje pozytywne wrażenie. Wiem, że ten tytuł doczekał się kontynuacji. Mam nadzieję, że nie popełniają błędów pierwszej części.
"Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę". Lord Baltimore powraca by w decydującym starciu zmierzyć się z pradawnym złem w osobie mitycznego Czerwonego Króla. Tym razem nie jest sam i do pomocy ma grupę wiernych kompanów, którzy wspomagają go w walce z rozmaitym plugastwem; od północnych rubieży Europy wschodniej aż po dawne imperium osmańskie. Pomimo wsparcia przyjaciół, wróg coraz bardziej rośnie w siłę i zbiera swą armię by zniewolić ludzkość i zadać jej ostateczny cios...
Ostatni tom sagi jest nieco bardziej stonowany względem swego poprzednika. Uświadczymy tu znacznie mniej gore i "mignolowych dziwactw"; wszystko jest bardziej proste i bez przesadnych fajerwerków (choć kolonialno-imperialny styl armii Czerwonego Króla jest naprawdę świetnym pomysłem). Całość wyraźnie skupia się na jednej historii bez nadmiernego eksponowania wątków pobocznych. Pomimo nieco lżejszej atmosfery w dalszym ciągu jest to rozrywka na najwyższym poziomie w którą wsiąka się tak samo jak w tom pierwszy. Czyta się to naprawdę przyjemnie.