Wydział 7. Kły i pazury Marek Turek 7,1
ocenił(a) na 818 tyg. temu Pod koniec „Martwej wody” naprawdę intrygowały mnie dalsze losy „jedynych ocalałych” z epidemii zombie. Bardzo ucieszył mnie powrót do tego wątku w ósmym zeszycie serii pod tytułem „Kły i Pazury” – nawet jeśli przygnębił mnie on bardziej niż mogłam przypuszczać. Scenariusz napisany został przez Tomasza Kontnego, a w charakterze autora rysunków ponownie można podziwiać Krzysztofa Budziejewskiego, którego styl na tym etapie przygody z „Wydziałem 7.” można kojarzyć z „Larinae”.
ZSRR wysłało w kosmos dwa psy. Doktor Fiszer zastanawia się nad tym, co zrobić z uratowaną w „Martwej Wodzie” Zuzą, która nie jest w stanie wrócić do normalności. W końcu wydziałowe pomieszczenia pełne osobliwości muszą zostać oczyszczone… a dziewczynka nie potrafi funkcjonować bez cudzej pomocy. W środku nocy do ziemi zbliża się kapsuła satelity z psimi kosmonautami. Rozbija się na terenach Kampinoskiego Parku Narodowego i musi zostać zabezpieczona. Nie może mieć to miejsca bez udziału Bogumiły Fiszer. Kupa złomu jedzie do Moskwy, z kolei biedne zwierzęta trafiają do gabinetu lekarki, gdy nikogo z radzieckich władz nie interesuje ich los. Jednak… psy wcale nie są normalne. Z kosmosu coś wróciło razem z nimi i nie ma przyjaznych ludziom zamiarów.
Opowieść, choć prosta, tak mrozi krew w żyłach z wielu powodów. Dostrzec można tu z pewnością pewną analogię do kultowego filmu „Coś” spod ręki Johna Carpentera, lecz mi potwór z tej części bardziej przypominał o zupełnie prawdziwym /Ophiocordyceps unilateralis/ (przy czym fakt jego istnienia przeraża bardziej niż jakakolwiek grozowa interpretacja). Sam kosmiczny wyścig i zacieranie niepowodzeń również stanowi pewien udany motyw, który spaja tę historię. Tym, co jednak najbardziej porusza, jest postać Fiszer, jej rozważania, więź stworzona z niezwykłą dziewczynką. Wszystkie te elementy składowe sprawiają, że zakończenie wywiera na czytelniku jeszcze większy efekt, nie pozostawiając go obojętnym.
Styl rysunków niemal wcale nie odbiega od tego, który można było zobaczyć w „Larinae”. Nie każdemu będzie on odpowiadał – mi jednak naprawdę przypada do gustu swą nietypowością. Jest tutaj szaro, ponuro, wszystko dzieje się w pomieszczeniach, w których po prostu odczuwa się ciasnotę, gdy akcja nabiera tempa. Fiszer zajmuje się tym, co robi najlepiej, a podczas odkrywania sekretów z kosmosu czuć narastające napięcie. Elementy grozy przerażają tak, jak powinny i z pewnością nie należą do przyjemnych. Końcowe dodatki wypadają udanie, stanowią pewnego rodzaju domknięcie niektórych kwestii. W przypadku tego zeszytu bardzo atrakcyjnie wypada również okładka specjalna, której autorem jest Robert Adler – rysownik ten pracował wcześniej przy wydziałowej „Martwej Wodzie”.
„Kły i Pazury” stanowią kolejną udaną kontynuację serii. Wątki z poprzednich części wracają, wyjaśniają się – nic nie zostaje zapomniane. Całe uniwersum powoli składa się w jedną całość, co naprawdę cieszy. Ode mnie ósma odsłona „Wydziału 7.” zyskuje zasłużone 8/10.