Kwaśne jabłko Jerzy Szyłak 6,7
ocenił(a) na 64 lata temu Ona pracuje w szkole, on w korporacji. Wykształceni, uśmiechnięci i nieźle sytuowani - są zgraną parą. Jest idealnie. Poza tymi krótkimi momentami, kiedy nikt nie patrzy.
Nie wyobrażam sobie lepszej okazji, by przypomnieć KWAŚNE JABŁKO od Timofa, niż właśnie teraz, przy okazji afery z poradnikiem "Pasterz serca dziecka".
Komiks Jerzego Szyłaka i Joanny Karpowicz to krótka opowieść o przemocy w rodzinie, w której i agresor, i poszkodowana domowy terror usprawiedliwiają frazesami z Biblii. Historia to gorzka, niemożliwe smutna, ale też - niestety - pełna prawy psychologicznej. Bo bohaterka, jak wiele ofiar tkwiących w takich toksycznych relacjach, za wszystko obwinia siebie i ciągle swojemu mężowi wybacza; ciągle liczy na to, że będzie lepiej, że on się zmieni, i znowu będą szczęśliwi. Niestety, modlitwy nie pomagają, a nagromadzone przez lata żal i frustracja nieuchronnie prowadzą do druzgocącego finału.
Dziś, kiedy mamy głośne "Wielkie Kłamstewka" od HBO, a podobne tematy podejmowane są przez mainstreamowe media - opowiedziana tu historia już raczej nikogo nie zdziwi. A jednak u nas, w Polsce, mam wrażenie, przemoc w rodzinie to kwestia wciąż bardzo delikatna, na granicy tabu. W końcu z jakiegoś powodu nikt przez lata nie chciał Kwaśnego jabłka wydać, a sama rysowniczka miała ponoć opory przed zilustrowaniem tego scenariusza.
I w sumie nie ma w tym nic dziwnego, że nikt nie chce takich historii opowiadać, bo przecież - na dobrą sprawę - nikt tak naprawdę nie chce takich historii czytać. Ale to nie zmienia faktu, że są one bardzo potrzebne. Bo przecież świat jest pełen takich stłamszonych nauczycielek i takich brutalnych gnojków, a wiele z pozoru pięknych, czerwonych jabłuszek w rzeczywistości toczonych jest przez obrzydliwe robaki.
Dlatego, skoro już rodzimy głos się w tej dyskusji pojawił, tym bardziej warto o tym komiksie jak najwięcej mówić, warto go systematycznie przypominać, warto go kupować i pożyczać. Ku przestrodze.