Najnowsze artykuły
- ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
- ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
- ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant10
- ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Łukasz Godlewski
18
6,4/10
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
6,4/10średnia ocena książek autora
155 przeczytało książki autora
74 chce przeczytać książki autora
2fanów autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Wydział 7. Sztorm (zeszyt specjalny 3)
Marek Turek, Łukasz Godlewski
Cykl: Wydział 7 (tom 10.6)
6,8 z 36 ocen
48 czytelników 7 opinii
2023
Warchlaki #4.1 Spirits and Silent Sisters
Cykl: Warchlaki (tom 4.1)
7,2 z 5 ocen
12 czytelników 0 opinii
2018
Warchlaki #2,5 Korporacje nie są tak fajne jak myśleliśmy.
Cykl: Warchlaki (tom 2.5)
0,0 z ocen
4 czytelników 0 opinii
2017
Benia Dampc i pewien ambitny prokurator
Jerzy Szyłak, Łukasz Godlewski
5,7 z 6 ocen
7 czytelników 1 opinia
2017
Niesamowite opowieści Josepha Conrada
Maciej Jasiński, Łukasz Godlewski
6,6 z 9 ocen
12 czytelników 2 opinie
2015
Spełniony sen. Rzecz o hrabim Witoldzie Skórzewskim i powstaniu Konstancina
Bartek Biedrzycki, Łukasz Godlewski
6,0 z 1 ocen
2 czytelników 0 opinii
2012
Najnowsze opinie o książkach autora
Wydział 7. Sztorm (zeszyt specjalny 3) Marek Turek
6,8
Zeszyt serii, którym o ironio najbardziej się zawiodłem, mimo że to najdłuższa historia, autorzy mieli najwięcej stron, żeby rozwinąć pomysły i pobawić się klimatem serii.
Cóż, rysunki są niestety słabsze niż w dotychczasowych częściach. Łukasz Godlewski ma wciąż jeszcze problemy z rysowaniem ruchu, postaci podejmujących działania, wychodzi mu to chwilami pokracznie, niezręcznie, a nie sięga po kreskę umowną, bardziej statyczną, tylko szuka realistycznego oddania ruchu, a tego nie potrafi.
A scenariusz pomimo pewnych elementów dobrze wpasowujących się w stylistykę serii sięga jednak po bardzo oklepany i męczący pomysł wampira na statku. I nie daje niż odkrywczego czy mocno grającego motywami cyklu. Zdecydowanie wolę te rejony, które w poprzednich zeszytach odwiedzali pomysłodawcy i scenarzyści "Wydziału 7".
Malarz Unka Odya
6,8
Trochę mam problem z oceną tego komiksu, więc może rozbiję ją na dwie:
WIZUALNIE jest bardzo dobrze. Wprawna narracja (przez ten komiks się płynie),fajny wybór artystyczny jeśli chodzi o kolorystykę. No i ta okładka - trudno oderwać od niej wzrok!
FABULARNIE - jest już nieco gorzej. Nie zrozumcie mnie źle: zdecydowanie czuć, że Godlewski czuje komiks jak mało kto w Polsce i bardzo zręcznie opowiada obrazem. Tylko że historia, którą opowiada, to takie proste opowiadanko przygodowo-fantastyczne a'la Lovecraft, które jednak szwankuje nieco na poziomie dramaturgii. I w sumie żal trochę tak niezłego opanowania materii komiksowej na tak prostą opowieść.
To, co szczególnie rozwala tutaj strukturę dramaturgiczną, to coś, co nazywam sobie czasem w głowie "pułapką wspomnień". Wpadają w nią bardzo często początkujący scenarzyści - ja swego czasu też. Jest to sytuacja, w której twórca pisze retrospekcję tak rozbudowaną i ciekawą, że odbiorca fiksuje się na niej, a wtedy główna linia narracyjna właściwie przestaje mieć rację bytu - bo po co opowiadać o czymś, co jest potencjalnie znacznie mniej interesujące?
I właśnie to się tu zadziało: mamy potężny fleszbek na pół albumu, chyba równie długi co główny wątek, znacznie bardziej zajmujący i ze znacznie bardziej intrygującym, niejednoznacznym bohaterem. Wręcz czuć, że autorowi więcej frajdy sprawiało przedstawienie historii na wyspie, a przez to wszystko, co dzieje się pomiędzy (tj. w teraźniejszości) wydaje się wręcz przyspieszone, jakby nie wystarczyło autorowi miejsca na wiarygodny rozwój i akcji, i postaci.
No i wiecie, jak jest: w sumie po co przejmować się wątkiem w teraźniejszości, skoro to, co najciekawsze, już dawno się wydarzyło, w przeszłości? Jak tu się bać, skoro peak grozy został już osiągnięty - tylko we wcześniejszej linii czasowej? A z drugiej strony też trudno do końca przejąć się losem ojca - bo przecież to tylko retrospekcja, my wiemy, że to się JUŻ WYDARZYŁO; ten bohater nie ma na dobrą sprawę żadnej siły sprawczej.
W podobnych opowieściach najciekawsze musi być to, co tu i teraz. Jako masowi odbiorcy kultury jesteśmy przecież przyzwyczajeni, że fleszbek powinien stanowić tylko dopełnienie głównego wątku, a nie przebić go atrakcyjnością i zdominować. Takie odwrócenie akcentów niemal zawsze - zwłaszcza w historiach grozy, w których napięcie powinno ciągle rosnąć! - zabija rytm i suspens, i rozwadnia to, co twórca próbuje przekazać.