Magazyn Silmaris nr 3/2017 (6) Grzegorz Patroń 7,4

ocenił(a) na 66 lata temu Cieszę się, że Jacek Łukawski zapowiada kolejną część gawędy, będzie na co czekać. Podoba mi się zarówno styl opowieści, jak i przedstawiane ciekawostki. Przyznaję, że z tych morskich nie znałam wcześniej żadnej.
Dla mnie główna zawartość, czyli opowiadania (jakby ktoś marudził, że może piszę zbyt enigmatycznie, nie odnosząc się do konkretów – nie chcę spoilerować):
Puste metafory – szalenie satysfakcjonująca lektura zaraz na początku magazynu. W pierwszej chwili latające wokół ludzi kolorowe kule mnie zdziwiły, ale szybko do nich przywykłam, a “postać” Łukasza to wisienka na torcie. Przewrotna końcówka idealnie zamyka całą historię.
Jedlova – sympatyczna opowiastka, ale nie budząca jakichś większych emocji. Największy zarzut mam do reakcji Milana na sytuację, w jakiej się znalazł – jest jakoś zbyt opanowany, mało zdziwiony i bez mrugnięcia okiem akceptuje to, co się dzieje (no może z wyjątkiem samej próby zabrania go w drogę).
Droga przez mękę – z jednej strony ucieszyłam się na myśl o ponownym spotkaniu z fantastyczną parą, ale ostatecznie jakoś było mniej zabawnie niż poprzednio. Nadal lekko, nadal z humorem, ale boków już nie zrywałam. Może po prostu mój apetyt urósł za bardzo? ;)
Jesienne czereśnie – ten tekst miałam okazję czytać już wcześniej i cieszę się, że Kotik przypomniał o swoim istnieniu. Szkoda tylko, że ponownie rozbudził tęsknotę za dalszymi dziejami chłopaka, a o tych jakoś cicho... Wracając do opka – zazdroszczę Autorce pomysłów i wyobraźni na ciekawe splatanie pomysłów, intryg i wątków.
Joie de vivre noire – zaczyna się bardzo klasycznym motywem i dlatego nie umiem się zdecydować, czy mi to się podobało, czy nie. Z jednej strony ma to swój urok (przed oczami stawały mi od razu sceny ze starych filmów),z drugiej już od początku w pewnej części wiadomo jaki będzie dalszy schemat opowieści. Ostatnie zdania jak dla mnie są zbyteczne – wyłożonej tam łopatologicznie kwestii bardzo łatwo można się domyślić.
Za to przepiękna ilustracja – mój faworyt tego numeru :)
Sprawa Dariusza G. – to opowieść z rodzaju tych, które wzbudzają u mnie niepokój i dreszcze. Niby nic kosmicznie niezwykłego, a nie można się oderwać i cały czas człowiek myśli “Czy Darek z całą pewnością robi dobrze? A może źle coś interpretuje i fatalnie wpływa na przyszłość?” Zakończenie zaskakuje i niejako potwierdza moje obawy, że nie da się w żadną stronę przewidzieć, jak może skończyć się zabawa z przeznaczeniem.
Napad – czegoś mi tu zabrakło. Wiem, że szort, że limit znaków, ale pozostaję po lekturze z uczuciem pewnego niedosytu. Przez większość tekstu dwie laski rozmawiają o napadzie na jedną z nich. A z tej rozmowy jak dla mnie nic nie wynika, a z pewnością nie odpowiedź na pytania – czy istnienie wampirów w tym świecie jest normalne? Czy zwykli ludzie o nich wiedzą? Brak tej wiedzy uwiera mnie, bo nie umiem się zdecydować, czy uznać rozmowę i postawy obu dziewczyn za wiarygodne, czy nie.
Życie pod psem – ten tekst mnie nie poruszył, przeszłam obok niego obojętnie. W trakcie czytania czekałam, aż zacznie się dziać coś specjalnego, coś, co przyciągnie uwagę, rozbije bank, powali w jakiś sposób. A tu nic. Zwykłe i bardzo wprost odwrócenie ról opiekunów i podopiecznych, które do mnie nie przemówiło.
Jak na sznurku – zbyt zaplątane jak na mój gust. Dało się śledzić fabułę, ale moim zdaniem za bardzo to wszystko było rozmyte w słowotoku, który do niczego nie prowadził, ani niczego nie ukazywał, a wręcz motał. A może ja w nim nie dostrzegłam tego, co powinnam?