Najnowsze artykuły
Artykuły
Film o smoku, kolejny rekord „Chłopów”, ekranizacja dziecięcej klasyki i serial, o który walczą faniLubimyCzytać1Artykuły
„Fałszywe intencje” – weź udział w akcji recenzenckiej i wygraj thriller Mike'a OmeraLubimyCzytać1Artykuły
Świąteczny prezentownik, czyli pomysł na prezent. Literatura młodzieżowa i dziecięcaLubimyCzytać3Artykuły
Rozwiń dziecięcą wyobraźnię dzięki mocy opowiadania historii. Poznaj aplikację ReadmioLubimyCzytać3
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Bartłomiej Dzik

10
6,6/10
Urodzony: 1975 (data przybliżona)
Rocznik 1975. Z wykształcenia ekonomista, autor publikacji popularnonaukowych i felietonów z dziedziny ekonomii i psychologii społecznej. Dwukrotny finalista konkursu Horyzonty Wyobraźni. Regularnie pisuje krótkie formy na Szortal.com.
6,6/10średnia ocena książek autora
265 przeczytało książki autora
344 chce przeczytać książki autora
1fan autora
Zostań fanem autora
Sprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma

2021

2018

2018

2017

2016
Magazyn Silmaris nr 1/2016
Wiesław Gwiazdowski, Bartłomiej Dzik
6,1 z 10 ocen
17 czytelników 2 opinie
2016

2015

2015

2015

2014
Najnowsze opinie o książkach autora
Edmundopeja Dawid Kain 
6,3

Śmiało mogę powiedzieć, że Edmundopeja należy do najbardziej dziwacznych książek jakie przeczytałam w życiu. Czy coś wniosła do mojej egzystencji? Nie. I jedno jest pewne, za cholerę nie wiem o co w niej chodziło 😆Z każdym dniem uświadamiam sobie, że bizarro fiction nie jest dla mnie, ale z uporem maniaka wciąż próbuje. To chyba jakieś spaczenie.
Edmund cierpi na dychotomię twarzy. Każda z półkul żyje własnym życiem. Jest on dorosłym mężczyzną, o bardzo niskim ilorazie inteligencji, co jednak nie przeszkadza mu w byciu bożyszczem osiedla i penetrowaniu szparek wszelkich reprezentantek rodzaju żeńskiego. Od staruszek do młodziutkie dziewczęta. Pamięta on jednak o tym, aby zawsze używać gumek. Jakież zdziwienie go spotyka, kiedy nagle pojawia się jego nieznany do tej pory ojciec. Jest to gnom, którego celem jest uczynienie syna ogierem rozpłodowym ich rasy. Przyznaje, że przedziurawiał wszystkie prezerwatywy Edmunda i za jednym pstryknięciem wszystkie kobiety, z którymi uprawiał seks są w ciąży i wybuchają. Na świat rozprzestrzenia się zmutowane potomstwo łaknące ludzkiego mięsa. Można by pomyśleć, że to jest odjechane, ale to dopiero początek. Tajemniczy jegomość prowadzi naszego bohatera do przybytku o wdzięcznej nazwie: Ośrodek Opieki nad Skrzywdzonymi Psychicznie Nimfomankami im. Św Bonifacego. Tam puszcza on takiego bąka, że przenosi się do kosmosu i spotyka boginię Kali. A później jest jeszcze dziwniej. Pierwszy raz się spotykam w książce, aby w połowie autorzy podsumowali co się do tej pory wydarzyło, aby każdy nadążał 😆Jeżeli chcielibyście poczytać o waginach wielkości tunelu, bankomatach na spermę, gadających penisach, jądrach i pupie to jest pozycja dla was. Książkę tworzyło trzynaście autorów i wygląda to tak jakby każdy miał swój pomysł na dany akapit. Wyszedł z tego zlepek nie wiadomo czego. Nie ma ładu ani składu. Ja jestem trochę rozbawiona, ale bardziej zszokowana i rozczarowana.
Nowa Fantastyka 471 (12/2021) Jacek Sobota 
6,7

Uff, na szczęście ten fatalny i straszny rok 2021 się kończy.
Na szczęście kończy się całkiem niezłym numerem NF. Szumnie zapowiadanym jako „numer z fantastyką religijną”.
Cóż więc w numerze możemy przeczytać?
„Anioła Niemocy” Jacka Soboty – mniej tu opowiadania, a więcej teologicznych rozważań autora. W sumie nawet ciekawych, ale czyta się ten tekst mozolnie, przedzierając się przez gąszcz potrzebnych i (częściej) niepotrzebnych dygresji, wspomnień, szczegółów.
„Psy wojny” Wojciecha Szydy – osobiście uważam, że „Relacja z pierwszej ręki” Zajdla wyczerpała możliwość opisywania naszej rzeczywistości jako pewnego rodzaju eksperymentu czy gry. Sprawnie napisany tekst, z lektury którego niczego nowego nie wyniosłem.
„Extra Ecclesiam” Bartłomieja Dzika – ciekawy koncept (z którym się oczywiście fundamentalnie nie zgadzam),przekazany w sposób będący krzyżówką quasihistorycznego wykładu i akcji rodem z „Agenta Dołu” Wolskiego. Czytałem z dużym zaciekawieniem, ale czegoś mi w tym tekście zabrakło.
To tyle o prozie polskiej, czas na zagraniczną.
„Adiuva” Arkady Martine – ten tekst chyba najbardziej odpowiada tematowi wiodącemu numeru. O czyśćcu? O piekle? Niejednoznaczne, alegoryczne. Bardzo zajmujące!
„I ci, którzy przychodzą” Sarah Avery – to właściwie tekst oparty „na motywach”. A dokładniej – na wizji świata, którą podzieliła się z nami Ursula LeGuin w opowiadaniu „Ci, którzy odeszli z Omelas”. Znaczy – nienowe, ale zawsze warto przypomnieć.
Tekst właściwie jednoznaczny. Ale jeśli wydaje się nam, że bardzo łatwo ferować wyroki... Każdy porzuciłby Omelas, prawda? Hmmm. Kobalt w baterii Twojego, drogi Czytelniku, smartfona jest prawie na pewno wydobyty rękoma wyzyskiwanych dzieci z Demokratycznej Republiki Konga. Zrobisz pierwszy krok do opuszczenia Omelas? Wyrzucisz komórkę?
„Ostatni Bogowie” Sama J. Millera – czy człowiek zawsze potrzebuje oparcia w czymś, co jest poza nim? I kiedy starzy bogowie zawodzą, tworzy własnych z tego, co ma pod ręką? Też bardzo ciekawe opowiadanie.
I jeszcze publicystyka. W niej – wywiady z dwoma aktorami z serialu „Wiedźmin”, dość suchy artykuł o scjentyzmie i jediiźmie oraz dość nieciekawe opisanie religijnych, duchowych korzeni „Diuny” (samych w sobie bardzo interesujących).
Do tego stałe, o równym poziomie, punkty programu: Orbitowski, Kosik.
A teraz wrócę do tematu numeru. Jak dla mnie zbyt mało w tym numerze cukru w cukrze. O ile opowiadania mniej lub bardziej o religię zahaczają, tak tylko dwa teksty publicystyczne w tym temacie to dla mnie stanowczo za mało. Zabrakło mi np. artykułu o znanych dziełach SF inspirowanych religią: „Ubiku”, „Obcym w obcym kraju”, „Kantyczce dla Leibowitza”, „Łabędzim śpiewie”. O „Mistrzu i Małgorzacie” czy „Gar’Ingawi Wyspie Szczęśliwej” nie wspominając.
Także horrory (w swej wersji papierowej, ale i filmowej) lubiły po motywy religijne sięgać: „Dziecko Rosemary”, „Egzorcysta”, Dziewiąte wrota”, „Omen”.
Szkoda zmarnowanej okazji.