Najnowsze artykuły
- ArtykułyAgnieszka Janiszewska: Relacje między bliskimi potrafią się zapętlić tak, że aż kusi, by je zerwaćBarbaraDorosz2
- ArtykułyPrzemysław Piotrowski odpowiedział na wasze pytania. Co czytelnikom mówi autor „Smolarza“?LubimyCzytać3
- ArtykułyPięć książek na nowy tydzień. Szukajcie na nich oznaczenia patronatu Lubimyczytać!LubimyCzytać2
- Artykuły7 książek o małym wielkim życiuKonrad Wrzesiński39
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Mariusz Wojteczek
Źródło: materiały autora
Znany jako: Orzeł
19
7,1/10
Urodzony: 28.09.1982
Redaktor Grabarza Polskiego od momentu jego powstania (i ma nadzieję, że do końca),także recenzent Działu Literatura w serwisie Paradoks.net. Recenzent, publicysta, promotor literatury i komiksu. Przede wszystkim fan szeroko rozumianej grozy we wszelkich jej artystycznych przejawach. Czasem także pisarz, choć tu nie tylko groza, ale też historie obyczajowe. Pod wielkim wpływem pisarstwa Marka Hłaski - zawsze niedoścignionego mistrza.https://www.facebook.com/Mariusz-Orze%C5%82-Wojteczek-profil-autorski-425605170923613/
7,1/10średnia ocena książek autora
679 przeczytało książki autora
1 429 chce przeczytać książki autora
5fanów autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
OkoLica Strachu 11/12 (3/4) 2018
Cykl: Okolica strachu (tom 11)
7,8 z 18 ocen
56 czytelników 0 opinii
2019
Najnowsze opinie o książkach autora
Słowiańskie strachy. Antologia opowiadań grozy. Część 1 Patrycja Żurek
6,5
"Słowiańskie strachy" Antologia
Dziś wyjątkowo antologia opowiadań i w dodatku w audiobooku. Za opowiadania dość rzadko się zabieram, a to z uwagi na to że to dla mnie zbyt krótkie formy literackie i jak zdołam się wkręcić w fabułę to jest już koniec. Tu zrobiłam wyjątek.
I było to dla mnie ciekawe doświadczenie. Znane mi nazwiska takie jak Piotr Borlik, Grzegorz Kopiec, Anna Musiałowicz czy Patrycja Żurek przyciągały, a było ich znacznie więcej. I każdy wniósł tu coś wyjątkowego.
Z pewnością przeniosłam się w świat słowiańskich demonów i tajemnic. Autorzy i autorki ożywili zapomnianą mitologię, a każde z opowiadań stanowiło unikalną podróż przez prastarą puszczę, dawne osady i współczesne realia, gdzie stworzenia z zamierzchłych czasów budziły się do życia. Zanurzałam się w duszne zakątki opisanych miejsc, doświadczając lekkiej grozy, ale też bogactwa słowiańskiej mitologii. Mity splatały się z historią, a przeszłość z teraźniejszością. W trakcie słuchania czułam nie tylko dreszcz emocji, ale również ciekawość co będzie dalej. Lektor ułatwiał mi wczucie się w przekazywaną treść.
Niektóre historie podobały mi się bardziej, inne mniej, ale ogólnie był to dobrze spędzony czas.
Mimo tego że nie przepadam za opowiadaniami to był to taki wstęp do obszerniejszych książek z gatunku grozy i dzięki opowiadaniom poczułam ten klimat.
Myślę że ta antologia zasługuje na uwagę tych, którzy nie znają tego gatunku i chcą sprawdzić czy to coś dla nich. Polecam zwłaszcza fanom mitologii słowiańskiej oraz miłośnikom opowieści pełnych mroku i tajemnicy.
Tarnowskie Góry niesamowite Paweł Mateja
8,1
Miasteczko-opowieść
Wydawnictwo Almaz z Tarnowskich Gór od kilku lat wydaje publikacje i zbiory opowiadań poświęcone temu miastu, angażując w to autorów z różnych stron Polski. Brano je na warsztat od strony historycznej, powstały książki spod znaku literatury dziecięcej i młodzieżowej, wydano Tarnowskie Góry Kryminalne, Romantyczne i trzy tomy Tarnowskich Gór Fantastycznych, łączących gatunki między innymi science fiction, cyberpunk i urban fantasy. Następnie przyszedł czas na Tarnowskie Góry Niesamowite. Tym jednym słowem, sprytnie oddzielono je od wcześniejszych zbiorów poświęconych szeroko rozumianej fantastyce. Stoi bowiem za nim twarde weird fiction. Jest to jedyna znana mi antologia, poświęcona konkretnemu miastu i utrzymana konsekwentnie w tym gatunku.
Anna Musiałowicz „Nie zostawisz mnie”
Domyślam się, że wybór tego opowiadania na otwierającego antologię jest nieprzypadkowy; poruszamy się tu bowiem samochodem. Mijając tabliczkę z nazwą miasta, symbolicznie wjeżdżamy do Tarnowskich Gór. Po przekroczeniu tej granicy, zaczyna się trwająca do końca książki gra niesamowitości. Narratorka balansuje tu na krawędzi jawy i snu, nękana pewnym traumatycznym wspomnieniem. Dlaczego się ono pojawia? Oto tajemnica związana z tą okolicą. Reminiscencje mieszają się z teraźniejszością, stawiając pod znakiem zapytania to, co realne, a co nie. Granice administracyjne pełnią miasta tu funkcję soczewki, w której skupią się dalsze historie zawarte w książce. Opowiadanie Musiałowicz jest krótkie, ale stanowi dobry akcent na rozpoczęcie zbioru.
Anna Maria Wybraniec „Rybon”
Anna Wybraniec jest jedną z najbardziej oryginalnych, a zarazem najtrudniejszych w odbiorze autorek weirdu w Polsce. Jej cechą charakterystyczną jest wsobność, polegająca na mówieniu równocześnie na zewnątrz i do siebie. Towarzyszą temu spontaniczne gry słowne i ogromne pokłady zaszyfrowanej tkanki emocjonalnej. Te trzy elementy, łącząc się w całość, płyną gładko na kartach jej opowiadań, tworząc niepowtarzalny, choć trudny styl. Zrozumienie jej zawsze nastręczało mi sporo problemu. Nie inaczej jest tu. Tytułowy Rybon to hostess, pracujący jako żywa atrakcja turystyczna w przebraniu pstrąga (nawiązanie do Sztolni Czarnego Pstrąga),na wzór zakopiańskiego misia. Tarnowskie Góry przedstawione są bez złudzeń, z całą biedą i brudem, maskowanymi przez biznes turystyczny. Krzyżują się dwa światy; realny i sztucznie generowany przez komercyjną turystykę, której absurd opisany jest niezwykle trafnie i bezlitośnie. Główna interpretacja, jaka mi przychodzi do głowy, to krytyka samorządowej polityki i zachłannego lokalnego biznesu. A sam Rybon pozostaje dla mnie zagadką. W prozie Wybraniec jest coś unikalnego, ale nie potrafię tego do końca nazwać, ani zrozumieć.
Agnieszka Biskup, Dagmara Adwentowska „Po nas nic”
Miasto emanuje polem magnetycznym czarnej chujowizny – to zdanie, wyrwane z monologu narratora, najlepiej puentuje opowiadanie duetu Biskup/Adwentowska. Choć jakby odjąć od niego czarną chujowiznę, a zostawić pole magnetyczne i dołożyć odpowiednie epitety, pasowałoby do każdego z opowiadań. Skupmy się jednak na czarnej chujowiźnie. W Tarnowskich Górach dochodzi do niepokojącej liczby zaginięć. Były policjant podejmuje prywatne śledztwo w sprawie zaginięcia siostry znajomej. Zaginięciom towarzyszą coraz częstsze przypadki zapadania się ziemi, które niszczą budynki i nieustanna ulewa, przeradzająca się w powódź. Miasto pogrąża się w chaosie. Całe opowiadanie przenika dogłębna beznadzieja. Jest mokro, ciemno, błotniście i wszystko zmierza ku upadkowi. Jeśli chodzi o styl, to da się tu zauważyć wyraźny przeskok między wrażliwym i mocno introwertycznym głosem Wybraniec, a zblazowanym, niezbyt lotnym narratorem stworzonym przez duet Biskup/Adwentowska. Widzę tu sprzeczność; z jednej strony ma być poważnie, a z drugiej niepohamowana ironia, płynąca od narratora, obraca całą katastrofę w żart. Nadmiar ironii to niestety częsta przypadłość, którą widzę też u innych autorów. Nie znam pozostałych przykładów twórczości pani Biskup ani pani Adwentowskiej, jednak ten raczej do mnie nie trafia.
Sylwester Gdela „Argyropoeia”
Po burzy wychodzi słońce. Opowiadanie o drastycznej zmianie w życiu, spowodowanej spotkaniem z nieziemską istotą. Najjaśniejszy punkt antologii i dowód na to, że WF nie musi być zawsze straszne i przytłaczające. Argyropoeia oznacza w alchemii transformację w srebro. Jest to nawiązanie do roli, jaką w historii Tarnowskich Gór pełniło wydobywanie srebronośnych rud. Potencjał ten zostaje użyty do przemiany wewnętrznej bohatera. Mamy tu srebro, które uzdrawia i przynosi wyzwolenie.
Izabela Grabda „Wszystko, czego nie zabrała”
Przejmujący i drastyczny opis dysfunkcyjnego dzieciństwa u boku matki alkoholiczki. Po jasnej, dającej nadzieję „Argyropoei” wracamy znów do brutalnej rzeczywistości. Jest to jedno z opowiadań WF, stawiających za główny temat powrót. Powroty te nigdy nie są miłe. Zawsze oznaczają konieczność zmierzenia się z jakąś traumą. Tak, jak w poprzednim opowiadaniu, spotykamy tu postać wyciągającą pomocną dłoń, ale o ile ta pierwsza jest przykładem magicznego, nieskrępowanego optymizmu, tak druga ma za zadanie skonfrontować bohaterkę z nią samą. Nie daje nic za darmo, pozwala tylko zaciągnąć kredyt i wziąć odpowiedzialność za swoje przeznaczenie, będące cieniem przeszłości. Podoba mi się optymizm zawarty w „Argyropoei”, ale pesymistyczny zastrzyk, następujący po niej, jest bardziej ożywczy. Lubię takie opowiadania. Minimalistyczne, szczere, nie bojące się tematów tabu. Brawo dla autorki za odwagę i dojrzałość.
Szymon Majcherowicz „Hosanna”
Mój faworyt z całego zbioru. Znów mam wrażenie nieprzypadkowej kolejności. Od opowiadania Izabeli Grabdy, skoncentrowanego na traumie, przechodzimy do autora, który jest w tym temacie specjalistą. Jego styl, jego przesłanie, jego „smak” opowiadań są zawsze ostre jak brzytwa. Zawsze w swoich opowiadaniach Majecherowicz dociera do najgłębszych lęków i słabości swoich postaci, bezlitośnie odziera ich ze wszelkich mechanizmów obronnych i zabezpieczeń. Tym razem pastwi się nad nieśmiałym, szarym obywatelem z Tarnowskich Gór, którego los wystawia na próbę, żeby sprawdzić jego charakter. Bezlitosna, bezwzględna historia, która wprawiła mnie w osłupienie. Z postaciami Majcherowicza łatwo mi się utożsamić, są mi bliskie. Sam autor też wie, jak pisać, żeby wywołać szok. Ze wszystkich autorów WF ma, według mnie, najlepszy zmysł obserwatora rzeczywistości, co przekłada się na niezwykle wiarygodne przedstawianie ludzi, bez cienia sztuczności czy przesady. „Hosanna” jest opowieścią o człowieku przypartym brutalnie do ściany, której istnienia nigdy nie podejrzewał. Co z nim zrobi to zderzenie, niech czytelnik sam odkryje.
Łukasz Krukowski „Dzień dobry”
Łukasza Krukowskiego cenię za szybkie tempo narracji i genialne wyczucie absurdu, które daje niezwykle pokręcone, a nieraz wręcz zabawne sytuacje. Tym razem lawina absurdu następuje po tym, jak czternastoletni chłopak, kierowany ambicją, postanawia opuścić strefę komfortu i powiedzieć nieznajomym ludziom na przystanku zwykłe „dzień dobry”. Te dwa, niefortunne słowa przesądzają o wszystkim. Ile to razy można usłyszeć o kimś milkliwym, że jest „dziki”. No to mamy tu prawdziwą dzicz, nad którą mógłby objąć patronat tarnogórski Zakład Zieleni Miejskiej. W gąszczu krukowskich zagadek i absurdów daleko mi do złożenia całościowej interpretacji, choć nasuwa się między innymi pytanie o rolę środowiska naturalnego w mieście i jego znaczenie dla pokoleń mieszkańców.
Łukasz Kucharczyk „Chłopiec zwany Żukiem”
Opowiadanie podejmujące temat życia pozagrobowego i odpowiedzialności żywych za nie. Obok „Argyropoei” najspokojniejszy punkt antologii. Śmierć jest tu pociągająca i otacza ją aura spokoju. Pociągające wizyty na cmentarzu… czy skądś to znamy? Jako pierwsze skojarzenie przychodzi do mnie „Grobowiec” Lovecrafta.
Marcin Majchrzak „Maszynka”
In your dreams show no mercy… - śpiewał Wayne Coyne z Flaming Lips, co kojarzy mi się nieco z opowiadaniem Marcina Majchrzaka. Jednak nie o śnie tu mowa. Bohater, typowo majchrzakowski, czyli pełen goryczy i nienawiści do siebie oraz świata, dostaje możliwość by okazać brak litości w inny, dużo skuteczniejszy sposób. Smutek i pogardę do siebie zamienić w siłę twórczą, puszczając wewnętrzny hamulec autocenzury, który blokuje wolność myśli i kreowania swojego życia. Zejście z tego hamulca ma zaskakująco daleko idące skutki. Na uwagę zasługuje tu zabawna satyra na jedną ze znanych postaci polskiego showbiznesu. Pewnie rwałby ów osobnik włosy z głosy, czytając to, gdyby je miał.
Mariusz Wojteczek „Grzybnia”
Nazwisko Wojteczek znane mi było wcześniej, ale nie czytałem żadnego jego utworu. Po przeczytaniu „Grzybni” jestem pewien, że sięgnę po więcej jego opowiadań, ponieważ jako jedno z kilku zauroczyło mnie najmocniej. Przede wszystkim, na uwagę zasługuje przepiękny, dojrzały język. Mamy tu bardzo plastyczne i gęste opisy, z których bije rzetelność i powaga. Opisywana rzeczywistość jest tak namacalna, że można w nią głęboko wniknąć, doświadczając wszystkimi zmysłami. Na początku opowiadania widzimy dedykację poświęconą Lovecraftowi, co ma swoje uzasadnienie, lecz kiedy patrzę na szorstkie, bezwzględne opisy surowej rzeczywistości, w której dominuje starość, choroba, kurz, zimno i wzajemna nieufność ludzi, przywodzi mi to skojarzenie z prozą Thomasa Bernharda. Narracja odbywa się w formie wspomnienia. Narrator zna odpowiedzi na pytania, na które nie zna odpowiedzi czytelnik. Autor bardzo umiejętnie odkrywa tutaj karty. Akcja toczy się płynnie i naturalnie, bez pompy, bez sztuczności. Pisze to szczery człowiek, nie posługujący się kiepskim sarkazmem, za co ma u mnie ogromny plus. Po „Hossannie” Majcherowicza, „Grzybnia” jest drugim opowiadaniem z antologii, które najmocniej trzyma w napięciu, przy okazji oplatając czytelnika, jak nici pleśni z tytułowej grzybni. Osoby z wrażliwą skórą, mogą to szczególnie dotkliwie odczuć.
Paweł Mateja „Jaśniej”
To, że Tarnowskie Góry Romantyczne nie przyjęłyby tego opowiadania ze względu jego przynależność gatunkową do WF, to oczywiste. Ja natomiast uważam, że dodatkowym powodem jest to, iż jego romantyczność jest blefem. Żeby nie zdradzać zbyt wiele, skrócę to w ten sposób: Bohater zostaje zmuszony do rozłąki z ukochaną, z powodu pewnej decyzji, jaką podjął na własną rękę. Pozostają w kontakcie, lecz tymczasowo nie mogą mieszkać razem. Kiedy wszystko wskazuje na to, że czas separacji może dobiec końca, jego ukochaną zaczyna nawiedzać nocami nieprzyjemne widziadło. Powody są nieznane. Na pozór ich relacja trwa w najlepsze, jednak widziadło się nasila. Całe opowiadanie jest jednym wielkim oczekiwaniem. Czekamy na możliwość ponownego złączenia się z drugą połową. Wisi nad nami ta obietnica i kibicujemy parze, by mogła na nowo ułożyć sobie życie, lecz od samego początku towarzyszy jej wkradające się poczucie niepewności. Trzeba wobec tego zadać pytanie: czy aby na pewno jest do czego wracać? Albo: czym będzie to, do czego wrócą? Niektóre opowiadania zachwycają przez większość fabuły, a rozczarowują zakończeniem. W „Jaśniej” napotkało mnie coś przeciwnego. W zakończeniu od razu zobaczyłem znakomitą w swojej symbolice, zapadającą w pamięć puentę, jednak w trakcie dochodzenia do niej męczyły mnie do bólu ckliwe wymiany zdań między parą zakochanych i ich infantylnie brzmiące imiona. Potem zmieniłem zdanie, kiedy wpadłem na pewien trop. Nie wiem, jaka była intencja autora, ale ja skłaniam się do interpretacji, że cały ten pokaz przesadnej czułości jest tylko fasadą, za którą dzieje się prawdziwa akcja. Niepewność wkradająca się w ich czułostkowe dialogi od razu sugeruje, że coś jest nie tak. Coś się stało, choć nie wiadomo co. Czytelnik sam to rozszyfruje. „Jaśniej” dotyka problemu, jakim jest cena trwania w związku na dobre i na złe. Indywidualność jednej osoby nie może pozostać bez wpływu na drugą i każde poświęcenie wspólnej energii, upomni się, w ten czy inny sposób, o zapłatę. To, co stłumione lub wyparte, musi powrócić, by wyrównać rachunki. W związkach udajemy, staramy się być doskonali, a im bardziej gramy w tę grę, nieświadomi tego, co nas nami naprawdę kieruje, tym częstszym gościem będzie widziadło. Czy można to wytłumaczyć jaśniej? Można, ale będzie to jasność z gatunku ciemnych.
Magdalena Świerczek-Gryboś „A dom cieknie”
Mocne uderzenie. Magdalena Świerczek-Gryboś ustawiła tu wysoko poprzeczkę, biorąc tarnogórski region od najbardziej gruntownej strony. Kto inny wpadłby na pomysł żeby całkiem serio doszukiwać się powiązań między Tarnowskimi Górami, a starożytnym Egiptem? Mamy tu opowiadanie o mierzącej tysiące lat, mistycznej sile, tkwiącej w ziemi. Uważam to za piękną i najbardziej poszanowania godną koncepcję w przypadku takiej antologii. Jest to też najbardziej poetyckie ze wszystkich opowiadań. Poetycko-magiczne. Styl Świerczek-Gryboś jest skierowany do wewnątrz. Widać w nim ogromną wiedzę, wyrafinowanie i kunszt. Autorka wciąga w głębokie rewiry wyobraźni, przez co musiałem przeczytać tekst dwa razy, żeby dopiero za drugim złapać sens. Przenosimy się tu do wczesnych lat 90. ubiegłego wieku. Korzystając z przemiany ustrojowej, bohater wykupuje na licytacji kamienicę, która należała wcześniej do znanego seryjnego mordercy i… urządza w niej gabinet terapeutyczny. Pomysł kapitalny. Jaki jest jednak w tym cel? Terapeuta zapisuje w swoim pamiętniku zdanie: Włóczyłem się po Tarnowskich Górach w poszukiwaniu potencjału. Potencjał – to słowo klucz. Dom, owszem, cieknie w sposób dosłowny, ale spadające krople i wilgoć pojawiają się marginalnie. To, co cieknie, ma tysiące lat, a zostało nieświadomie rozruszane przez mordercę. Krew ofiar, którą nasiąkły ściany, pozostawiła po sobie energię, którą terapeuta świadomie używa do rozbudzania energii seksualnej swoich pacjentek. Ciekawa jest relacja morderca-terapeuta, w której ten drugi, zmierzając ku innym celom, posiłkuje się tą samą energią. Gdy mowa o ukrytej sile w ziemi, nie zostają oczywiście też pominięci górnicy, istotni w historii Tarnowskich Gór. Piękne, wieloznaczne, głębokie opowiadanie, w którym czuć wielkie pokłady magii. Choć może nie wejść za pierwszym razem.
Paulina Rezanowicz „Porzucony bus na polu nawłoci”
Pierwsze skojarzenie – Mariana Enriquez. Rezanowicz pisze w podobnym stylu i tworzy podobny klimat, co argentyńska pisarka. Bardzo przypadło mi to opowiadanie do gustu. Jest krótkie i zwięzłe, a jednocześnie wybrzmiewa głęboko, a obraz zawarty w tytule mocno przemawia do wyobraźni. Po skomplikowanej prozie Świerczek-Gryboś, można doświadczyć magii i dreszczu emocji na prostszym poziomie.
Istvan Vizvary „Bytomska 12a”
Tu muszę uczciwie przyznać, że poległem. Najbardziej hermetyczne i niezrozumiałe opowiadanie ze zbioru. Pojawia się tu postać agenta nieruchomości, próbującego sprzedać mieszkanie i jego rozmowy z klientami, jednak całość napisana jest w tak niedostępny sposób (np. urywające się nagle zdania, brak jakichkolwiek wyjaśnień),że nie potrafię prawie nic więcej powiedzieć.
Wojciech Gunia „O snach, zbawieniu i krwi”
Uważam, że Gunia to ktoś w rodzaju mistyka. Ktoś w rodzaju, ponieważ nie wiem jakie określenie byłoby tu najstosowniejsze. Jego opowiadania przeistaczają literaturę w rytuał. Czerpie w nich z tego, co najdalsze, najbardziej ostateczne, najbardziej tajemnicze i zdumiewające. Mistyczne przeznaczenie, śmierć, życie i los - odarte ze złudzeń. Tylko on potrafi tak o tym pisać. Od wszystkich innych autorów WF różni się tym, że nie wymyśla, a po prostu wie. Tak, jak przy okazji opowiadania Łukasza Krukowskiego wspomniałem o jego oryginalnym wyczuciu absurdu, tak uważam, że Wojtek ma niepowtarzalne wyczucie teatralności. Cokolwiek by się nie działo na kartach jego opowiadań, zawsze w którymś momencie się uśmiecham, kiedy dociera do mnie, że czytam tak naprawdę opis przedstawienia ze szczegółowo rozpisanymi didaskaliami dla aktorów. Określenie „teatralny” przyjęło się rozumieć pejoratywnie. Przywodzi skojarzenie z kiczem, tandetą. Teatr Guni to jednak teatr najwyższego rzędu, z gatunku najbardziej poruszających, pokroju Jerzego Grotowskiego czy Antonin Artaud. Chciałbym zobaczyć kiedyś spektakl napisany przez Wojtka, a może nawet, gdyby gotów był podjąć się takiego zadania, również wyreżyserowany. Nie będę tu streszczać o czym są sny, kto ma być zbawiony i o czyją chodzi krew, bowiem świat Guni to jedno wielkie, senno-teatralne uniwersum, w które radzę się zanurzyć. Dla mnie każde takie zanurzenie to jakbym odwiedzał własne sny. Powiem krótko: Zajrzyjcie na ulicę Legionów i spotkajcie się z mieszkańcami jednej z kamienic.
15 opowiadań, 15 autorów, różniących się wizją, koncepcją, stylem i osobowością. Wszystkich połączyło jedno zadanie: wziąć pod lupę pewne konkretne powiatowe miasto z południa Polski i wokół niego osnuć swoje opowieści. Sam już taki pomysł uważam za kapitalny. Więcej regionów w Polsce powinno podejmować takie przedsięwzięcia literackie. Piszę to z jednej strony z powodu osobistego zamiłowania do patriotyzmu lokalnego w różnych formach, ale z drugiej, uważam też, że my, Polacy, mamy ogromny potencjał do tworzenia lokalnie osadzonego weird fiction. Jesteśmy krajem przesiąkniętym mrokiem i dziwnością, co odzwierciedla nasz krajobraz, historia, polityka, wzajemne stosunki między ludźmi. Warto ten potencjał wykorzystywać. Tak, jak w każdym zbiorze różnych osobowości, tak i tutaj część opowiadań przemówiła do mnie bardziej, a część mniej. Jest to jednak pozycja silna, w której każdy miłośnik WF może znaleźć coś dla siebie. Niewiele znam antologii poświęconych konkretnym miastom, zwłaszcza jeśli są to miasta niewielkie, jeszcze mniej takowych utrzymanych w nurcie fantastycznym, a jeśli chodzi o weird fiction, to myśl, żeby wydać taki zbiór, zakrawa na szaleństwo. Tarnowskie Góry Niesamowite są właśnie takim szaleństwem. Każdy następny owoc tego szaleństwa przyjmę z otwartymi ramionami.
Recenzja z blogu Stromy Ogród
https://stromyogrod.blogspot.com/2024/01/miasteczko-opowiesc.html