mówię to, co naprawdę myślę, i że jestem tym, kim jestem. Właśnie dlatego nie mam milionów przyjaciół.
Najnowsze artykuły
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Kathe Koja

10
6,5/10
Pisze książki: fantasy, science fiction, horror, literatura piękna, literatura dziecięca, czasopisma
Urodzona: 01.01.1960
Zaczęła pisać praktycznie w tym samym czasie kiedy nauczyła się czytać.
W 2000 roku napisała opowiadanie o nazwie "Stray Dog" dla Cicada Magazine. Ta historia stała się jej pierwszą powieścią, opublikowana została w 2002 roku przez Frances Foster / Farrar, Straus & Giroux. Jej najnowsza powieść dla dorosłych, "Under the Poppy", zostanie opublikowana w 2010 przez Small Beer Press. Jest to powieść historyczna o miłości, wojnie i teatrze. Książka ta posiada własnego bloga: http://underthepoppy.com.http://www.kathekoja.com
W 2000 roku napisała opowiadanie o nazwie "Stray Dog" dla Cicada Magazine. Ta historia stała się jej pierwszą powieścią, opublikowana została w 2002 roku przez Frances Foster / Farrar, Straus & Giroux. Jej najnowsza powieść dla dorosłych, "Under the Poppy", zostanie opublikowana w 2010 przez Small Beer Press. Jest to powieść historyczna o miłości, wojnie i teatrze. Książka ta posiada własnego bloga: http://underthepoppy.com.http://www.kathekoja.com
6,5/10średnia ocena książek autora
570 przeczytało książki autora
911 chce przeczytać książki autora
26fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma

2019
Sny umarłych. Polski rocznik weird fiction 2019
Kathe Koja, Lech Baczyński
7,7 z 28 ocen
121 czytelników 7 opinii
2019

2018
Clarkesworld Magazine, Issue 139, April 2018
Kathe Koja, Alethea Kontis
0,0 z ocen
1 czytelnik 0 opinii
2018

1989
Popularne cytaty autora
Cytat dnia
do psów mam szczególną słabość. Jest w nich coś, czego nie umiem opisać. Ich miłość do człowieka, ich wiara, że masz słuszność we wszystkim,...
do psów mam szczególną słabość. Jest w nich coś, czego nie umiem opisać. Ich miłość do człowieka, ich wiara, że masz słuszność we wszystkim, co czynisz, jest niewiarygodnie czysta, wręcz nieskazitelna. Z psami można rozmawiać, mogę opowiedzieć im o wszystkim, co mnie boli, o wszystkim, czego nigdy nie powiedziałabym innemu człowiekowi. Być może mnie nie zrozumieją, ale zawsze wysłuchają. Kocham psy.
5 osób to lubiprzyjaciel to ktoś, z kim można podzielić się swym wnętrzem, swym prawdziwym wnętrzem.
4 osoby to lubią
Najnowsze opinie o książkach autora
Zero Kathe Koja 
6,3

Nie wiem, jakie grzyby jadła Kathe Koja podczas pisania „Zero”, ale musiały być one naprawdę mocne. To jedna z najbardziej formatywnych dla nowoczesnego weird fiction pozycji, symbol zmian, jakim ulegał literacki horror na początku lat dziewięćdziesiątych. Wejście smoka na scenę literackiej grozy, nie ma co...
+
Młody poeta, zatrudniony na co dzień w wypożyczalni filmów video (z pisania kiepskich wierszy się nie wyżyje) wraz ze swą znajomą, okazjonalnie dziewczyną, badają tajemnicze zjawisko, jakie ma miejsce w kamienicy, w której zamieszkuje.
To dziwna czarna przestrzeń - nazwana przez nich Nibydziurą (oryg. „funhole”). Żywe organizmy wrzucone do dziury ulegają przedziwnym mutacjom. Tak dzieje się z zanurzanymi w niej owadami i żywą myszą. Z kolei obcięta, martwa dłoń ludzka ożywa.
Dziwne zjawisko fascynuje zwłaszcza dziewczynę. Nagrywa ona, za pomocą wpuszczonej w dziurę kamery, niepokojący film, który następnie bezustannie obsesyjnie ogląda.
Podczas jednej z wizyt w składziku, ręka poety przypadkowo wpada do środka Nibydziury, w konsekwencji na dłoni pojawia się u niego miniaturowa wersja dziwnego zjawiska. Rana boli i spływa obrzydliwym lśniącym śluzem, pojawia się jednak swoista interakcja pomiędzy Nibydziurą a mężczyzną - staje się on czymś w rodzaju „katalizatora” dziwnych wydarzeń - tylko przy nim Nibydziurą ożywa i zaskakuje kolejnymi fenomenami.
Niebawem do pary dołączają kolejne zakręcone osoby, grono wannabe-artystów i wszelkich dziwaczności otaczającego świata. W tym kulcie bohater staje się czymś w rodzaju „mesjasza” dziury, a jego dziewczyna arcykapłanką rodzącej się religii.
Wraz z powiększaniem się dziury na dłoni, mężczyzna zaczyna się przemieniać i nabierać niezwykłych i przerażających mocy. Zaczyna być niebezpieczny dla otaczających go wyznawców.
Pewnego dnia zamyka się sam w składziku z zamiarem „doprowadzenia sprawy do końca”...
+
Strach jest jednym z najbardziej pierwotnych instynktów ludzkich i ludzie zawsze będą chcieli się bać i czytać straszne historie. Jednak narastający wraz z końcem lat 80tych XX wieku zanik wiary w nadprzyrodzone spowodował kryzys tradycyjnie rozumianego horroru. Wampiry i wilkołaki stały się postaciami z kreskówek i przygodówek, sataniści byli mniej straszni od tajnych agencji rządowych, a klauni i zmutowane dzieci również wyszli z mody, a horror coraz częściej kojarzył się z niepoważnymi historyjkami spod znaku Scooby Doo. Tzw. Złota Era Horroru dobiegła końca.
I w takim klimacie literacka groza zaczęła, niczym postaci z prozy Koja, mutować. Jedną odnogą, do dziś hiper popularną, okazały się „mroczne thrillery”, których nieprzerwany pochód ku sławie symbolizował Thomas Harris i jego Hannibal Lecter (świetnie też odnalazł się w nowej rzeczywistości Stephen King, z serią thrillerów zapoczątkowaną przez „Misery”).
Drugim nurtem okazało się Nowe Weird Fiction. Odłam artystyczny, literacki, w którym oczywiste jump scary i obyczajowe fabuły zastąpione zostały dziwacznością, niepokojem, narastającym klimatem Nieznanego. Obok Thomasa Ligottiego i jego „Pieśni Martwego Śniącego” (Wojtek Gunia - trzymamy kciuki),jedną z najważniejszych postaci jest tutaj amerykańska pisarka Kathe Koja. „Zero” to jej debiut, laureatka wielu nagród, w tym najważniejszej w świecie literackiej grozy Bram Stoker Award dla debiutującego autora. W tej dziwaczno-groteskowej mrocznej fantazji klimat „Po Godzinach” Martina Scorsese spotyka się z body horrorem spod znaku filmów Dawida Cronenberga, z naprawdę piorunującym efektem.
Weird oznacza „dziwny” i taka właśnie, dziwna jest to powieść. Na początku fascynująca świeżym pomysłem, energią, mieszanką niepokoju i „bizarności” klimatu. W środku momentami bawiąca galerią groteskowych postaci, ale też chwilaminużąca, przegadana i przekombinowana. Pod koniec zaś z każdą stroną coraz bardziej uwodząca i zaskakująca czytelnika, wiodąca do naprawdę przerażającego finału.
Tutaj wszystko jest inne, dziwaczne, odrażające a jednocześnie przyciągające uwagę. Opis rzeczywistości ? Nawet nie bardzo wiadomo, gdzie toczy się akcja powieści (zdaje się, że w Chicago),ale to nie ma znaczenia, bo jej akcja skupia się w mikrokosmosie „nawiedzonej” kamienicy. Bohaterowie ? Na miarę gatunku - to nie są „pełnokrwiste” postaci z powieści obyczajowych, to barwna, groteskowa galeria różnego rodzaju freaków, poszukiwaczy wszelkiej bizarności. Fabuła ? Dziwaczna, pokręcona, to zabawna, to mętnie grzęznąca w odmętach umysłu mutującego bohatera, to w końcu budząca grozę w nagłych wybuchach makabry.
Oryginalnie powieść miała nosić tytuł po prostu „Funhole”, ale wydawca stanowczo zaprotestował (dziwnym nie jest...),Koja zmieniła go na „Cipher”, akcentując wątek tajemniczych runów pojawiających się na zmienianych w Nibydziurze organizmach, polski autor zdecydował się zaś na „Zero”, akcentujące zanikającą w procesie fizycznej deformacji bohatera świadomość.
Na pewno nie jest to proza łatwa, wymaga nieco zaangażowania i cierpliwości. Przegadany i chaotyczny środek trochę potrafi zniechęcić, ale warto przetrwać. Finis coronat opus. KANON współczesnej grozy - must read.
PS.
Wątek osobisty. Kiedyś kontakt z inną powieścią Kathe Koja, „Urazami Umysłu” zniechęcił mnie do całego nowoczesnego horroru. Przyzwyczajony do prostszych, siekierą w głowę rąbanych patentów Złotej Ery na nawiedzony bełkot weird zareagowałem odrzuceniem. Lata minęły, człowiek dorósł, a, jak mawiał mój Tata, tylko krowa nie zmienia poglądów. Naprawdę duża literatura, nawet jeśli niełatwa w kontakcie.
Urazy mózgu Kathe Koja 
5,9

Nie zawsze jest wiosna, nie zawsze jest maj…Po znakomitym debiutanckim “Zero” oczekiwania wobec kolejnej powieści Kathe Koja były duże, niestety, “Urazy Mózgu”, mimo tkwiącego w nich potencjału, mimo intrygującego pomysłu wyjściowego, zawodzą, i to zawodzą mocno…
+
Austen Bandy artysta malarz zarabiający na życie w sprzedawaniem t-shirtów ze śmiesznymi napisami nie może się ostrząsnąć po tym, jak rzuciła go jego żona. Utracił motywację do tworzenia, wegetuje z dnia na dzień i sprzedaje koszulki.
Pewnego dnia, wychodząc ze sklepu z 12-pakiem browara upada tak nieszczęśliwie, że rozwala sobie czaszkę. Długo dochodzi do siebie w szpitalu, cierpi na zaburzenia świadomości, zaniki pamięci, ma dziwne, przerażające wizje, w których pojawia się dziwaczny, rtęciopodobny srebrzysty glut.
Niby nic więcej złego się nie dzieje, ponawiające się jednak ataki budzą coraz większy niepokój w Austenie, obawę przed chorobą psychiczną, której zwiastunem miałyby być wizje srebrzystej plamy. Lekarze nie pomagają - każdy kolejny twierdzi, że wszystko się dobrze goi, że nie ma powodów do obaw a “ataki” to tak naprawdę psychosomatyczne urojenia użalającego się nad sobą hipochondryka (tak, Austen mimo choroby wciąż jest przygnębiony rozstaniem z żoną).
A akcie desperacji Bandy rzuca wszystko i wyjeżdża do swej od lat niewidzianej matki. Nic to nie zmienia, rodzinny dom nie przynosi żadnego ukojenia, jedyne, co zostaje Austenowi to codzienne pijaństwo w okolicznych klubach. A ataki ponawiają się z coraz większą częstotliwością….
W końcu jednak pojawia się światełko w tunelu - poznany podczas jednej z imprez znajomy traktuje opowieści o srebrnym glucie poważnie. Uważa on, że niektórzy ludzie mają dar “spojrzenia za zasłonę” - wspomina w tym aspekcie własnego ojca, epileptyka, którego wizje podobnie jak w przypadku Austena, lekceważyła oficjalna medycyna. Decyduje się zabrać Bandy’ego do szczególnego specjalisty. Zawiadamia również o pogarszającej się kondycji byłą żonę…
+
Będzie wątek osobisty :
Ćwierć wieku temu złota era horroru w Polsce była już martwa i pogrzebana. Dla fanów gatunku zamiast krzykliwych ejtisowych okładek i prostych, drapieżnych historii pozostały Artystyczne Poszukiwania - “literatura niepokoju” balansująca na granicy pomiędzy niesamowitością a literaturą głównego nurtu (dzisiaj to się nazywa weird fiction, wtedy nie miało to swojej nazwy, przynajmniej w Polsce). Prym wiodły dwa wydawnictwa i ich bliźniacze (do granicy plagiatu) serie - Rebis z Salamandrą i Zysk z Kameleonem.
Właśnie w ramach zyskowej serii Kameleon wydane zostały “Urazy Mózgu”. Miały być “świeżym głosem i “nową ścieżką” w literackim horrorze. Bram Stoker Award, Lotus Award, w ogóle hiper super. Kupiłem pełen nadziei, no ale na tej nadziei się skończyło… Zmęczyłem, roniąc krwawe łzy, te “Urazy” po to tylko, by z całym przekonaniem ocenić je na 1/10. To było tak męczące w lekturze, tak - IMO - nieudane, tak “misfired”, że aż mnie mdliło, a jako że jestem naiwny i wierzę blurbom i komentarzom to, uznając, że faktycznie “taki będzie horror XXI wieku” na długie lata wypisałem się z gatunku, a w zamian za to, wymachując mieczem/toporem i ciskając na prawo i lewo fireballe, zanurzyłem się w światach fantasy.
Ponowna lektura “Urazów”, po upływie dobrych 20 lat, była, mimo wszelkich zastrzeżeń znacznie lepszą przygodą. W powieści są zalążki fascynujących pomysłów, coś, co dobrze napisane, zmieniłoby “Urazy Mózgu” w hit podobny do debiutanckiego “Zero”. Bo też w sumie “Urazy” leżą tuż obok tematyki tam obecnej - ponownie mamy fizyczne deformacje, ponownie psychiczne tripy, ponownie coś na kształt kultu “drugiej strony”. Odrobina fabularnego zdecydowania, nieco więcej wydarzeń i powieść mogłaby gdzieś dotrzeć.
No niestety, tutaj NIC SIĘ NIE DZIEJE! Bohater obawia się, czy nie popada w chorobę psychiczną, polegającą na chwilowych utratach świadomości i postrzeganiu srebrnego gluta, i tą swą obawą dzieli się z całym światem - z kolejnymi lekarzami, różnej maści “uzdrowicielami”, mamą, przygodnie poznanym facetem….i to tyle. Ta historia zmierza donikąd, choć tak naprawdę niewiele jej byłoby potrzeba, żeby dotarła blisko fascynujących terytoriów.
Na minus też postaci - mało nieciekawe i nie przyciągające uwagi czytelnika. Austen użala się nad sobą z intensywnością Thomasa Covenanta (z legendarnej sagi fantasy autorstwa Stephena Donaldsona),ale nie budzi większego współczucia. Relacja bohatera z byłą żoną też w sumie zostawia czytelnika obojętnym, motywacje przypadkowo poznanego kumpla nie bardzo przekonują (żeby jeszcze miał na Austena crusha…),żona i matka niczym wycięte z czytanki o poisonous relatives…
Mały plus za styl - on jest rozdygotany, neurotyczny, ale ma w sobie szczególny drive, który przyciąga uwagę.
Podsumowując, pomysł wyjściowy z potencjałem, intrygujący, ale niewykorzystany, fabuła i postaci nieciekawe i momentami nużące, żywy, niespokojny styl - “Urazy Mózgu” to intrygująca przygoda literacka, która jednak większość czytelników raczej zmęczy niż zachwyci. Owszem, ona potwierdza możliwości tkwiące w prozie Koja, (mimo narzekania już nie mogę się doczekać spotkania ze kolejną jej powieścią, “Skóra”) ale tym razem przytrafił się raczej zakalec. Wiem, bo dwa razy, w dwu etapach mojego życia, czytałem, i za każdym razem szału, oględnie pisząc, nie było. Raczej nie polecam, chyba że die-hard fanom weirdu (najlepiej takim, których “My Work Is Not Yet Done” Ligottiego zniechęca “nadmiarem horroru”. W “Urazach” będzie weirdowo, jak znalazł).