rozwiń zwiń

Proza z Izraela

Aleksandra Przybylska Aleksandra Przybylska
17.10.2021

Czy można sobie wyobrazić dobrą literaturę powstającą w kraju niemal bez przerwy nękanym konfliktami? W kawałku świata permanentnie skłóconym ze wszystkimi sąsiadami? A jednocześnie w państwie, które samo staje się twierdzą, bo wciąż się zbroi i zbroi, w poczuciu stałego zagrożenia? Jeśli spojrzymy na Izrael, to nie ma co ograniczać naszej wyobraźni.

Proza z Izraela

Kupiec wenecki SzekspirLiteratury traktującej o największej w skali globalnej mniejszości żydowskiej mamy od wieków mnóstwo – wystarczy przytoczyć choćby „Kupca weneckiego” Williama Szekspira, choć naturalnie wyliczać można by niemal bez końca. Sporo jest też dzieł poświęconych niewyobrażalnej zagładzie, która dotknęła Żydów podczas II wojny światowej, przy czym pisząc o dziełach, nie mam na myśli niesłychanie modnych w ostatnich latach pozycji z półki o tatuażystach czy bibliotekarkach z Auschwitz, zwłaszcza że nierzadko są to książki, które pamięci o Shoah wyrządzają wielką krzywdę, sprowadzając koszmarne wydarzenia z przedsionka piekła do pop-opowiastek o życiu i emocjach.

A któż to tam siedzi przy kawie?

Ciekawe – zwłaszcza na tle wysypu tych ostatnich powieści – jest spojrzenie na prozę, która powstaje w Izraelu. Kraju, którego być może by nie było, gdyby nie Shoah. Kraju, który na arenie międzynarodowej z jednej strony jawi się nierzadko jako agresor, z drugiej – świadomie buduje swój obraz oblężonej twierdzy na Bliskim Wschodzie. Kraju, który raz na jakiś czas od chwili powstania w 1948 roku targany jest autentycznymi konfliktami; tutaj naprawdę świszczą pociski i wybuchają bomby, tutaj ludzie zmagają się na co dzień z innego rodzaju napięciami niż np. my w Europie, co nie może pozostać bez wpływu na szeroko rozumianą kulturę.

Wystarczy przywołać choćby film „Liban”, traktujący o wojnie izraelsko-libańskiej z 1982 roku, choć mógłby być o jakimkolwiek konflikcie, bo uwypuklając absurdy wojny, jest jednym wielkim manifestem przeciwko niej, czy serial HBO „Dolina łez”, o wcześniejszej wojnie Jom Kippur (1973 rok), gdy kraje arabskie zaatakowały Izrael w odwecie za agresję z wojny sześciodniowej 1967 roku. To dzieła naprawdę wybitne, warte obejrzenia i pozwalające choć nieco uświadomić sobie, jak wygląda na co dzień życie w Izraelu. Jednym z bohaterów „Doliny łez” jest zresztą pisarz, cieszący się w kraju sławą i prowadzący – jak to w latach 70. - iście hippisowski tryb życia.

Opowieść o miłości i mroku Amos OzO tym m.in., jak rodził się współczesny Izrael, pisze w swojej autobiograficznej książce „Opowieść o miłości i mroku” nieżyjący już i wciąż uważany za najwybitniejszego pisarza izraelskiego Amos Oz. Sam był chłopcem w 1948 roku, więc to, co się działo na Bliskim Wschodzie i w skali globalnej pamięta z przeciekawej dziecięcej jeszcze perspektywy. Dalej znany pisarz – i znany w skali globalnej orędownik pojednania żydowsko-arabskiego – opisuje swoje lata w kibucu, które także są interesujące dla polskiego czytelnika, nieznającego wszak takiej kibucowej rzeczywistości. Choć nie przepadam za biografiami i autobiografiami, to książkę Oza czyta się wyśmienicie, niczym prawdziwą opowieść. Do dziś mam w pamięci i to, jak dzieli się swoimi najpierwszymi próbami pisarskimi i ich źródłami, gdy siadywał w kawiarni w jednym z izraelskich miast i przypatrywał się osobom przy stolikach wokół, by uruchamiać wyobraźnię i wymyślać im życia oraz całe historie.

Amos Oz jest fantastycznym opowiadaczem historii, twórcą, który sprowadza na świat bohaterów z krwi i kości – z ich dylematami, rozterkami, bogatym wnętrzem i wrażliwością. Wystarczy przeczytać choćby „Judasza” czy „Mojego Michaela”, by się o tym przekonać. Dla wielu innych pisarzy z Izraela Amos Oz do dziś jest swego rodzaju niedoścignionym wzorcem, choć to nie znaczy, że biegną za nim krok w krok, by go dogonić czy przegonić. To wzór raczej niczym inspiracja do tego, by ruszyć w swoją stronę i podążać swoimi ścieżkami.

Mistrz krótkiej formy

Siedem dobrych latGdyby nie konflikty targające Izraelem raz na kilka lat, gdyby nie permanentna atmosfera zagrożenia i mobilizacji, najpewniej i proza Etgara Kereta wyglądałaby inaczej. Uwielbiany w Polsce, znany w świecie, pisarz potrafi do tego stałego izraelskiego napięcia podejść z ironią, rozładować je groteską czy innego rodzaju przerysowaniem, co naturalnie wcale nie oznacza kpiny z codzienności. Keret traktuje ją śmiertelnie poważnie, ale – by jakoś żyć w tym dziwnie innym kawałku świata – oswaja różne izraelskie i arabskie dziwactwa, jak potrafi najlepiej. Wystarczy przywołać opowiadania ze zbiorów „Rury”, „8% z niczego” czy „Siedem dobrych lat”, by zobaczyć, jakim mistrzem jest Etgar Keret.

Choć ten ostatni tytuł przez krytyków przyjęty był mało entuzjastycznie, dziś, gdy Keret tworzy także dla dzieci, zdaje się przybierać postać pomostu między dojrzewającym kpiarzem a młodym ojcem. Dla wielu czytelników taka perspektywa może być ciekawa – sama przy jednej z opowiastek zaśmiewałam się do łez, by przy innej, o pastrami, do łez się wzruszyć. Bo jak wytłumaczyć kilkulatkowi, że właśnie zawyły syreny, więc spodziewamy się ataku, trzeba szybko wysiąść z samochodu i schować się w najbliższym rowie? Najpierw mama, potem dziecko, wreszcie tato; takie oto pastrami. Kto chciałby dziś żyć w takiej rzeczywistości? Żaden Żyd, żaden Syryjczyk, żaden Arab, żaden Europejczyk, żaden człowiek. To jest do bólu ludzkie: nie chcemy żyć w świecie, w którym cokolwiek grozi naszym dzieciom.

Rury Etgar KEretEtgar Keret jest nie tylko mistrzem treści, ale i formy – ma tę niesłychaną zdolność, by w tekstach objętościowo mikrych pomieścić wszystko, co ważne. Czy będzie to absurd wojny we współczesnym świecie, o którym można by pisać opasłe elaboraty, czy obraz zderzenia pokoleń na przykładzie gier „Monopoly” i „Angry Birds”, o jakim niejeden socjolog też pewnie z chęcią napisałby więcej na podstawie rozbudowanych badań. Etgar Keret umie to wszystko zawrzeć w krótkim opowiadaniu. I w tym tkwi jego mistrzostwo, za które ponoć uwielbiają go osadzeni w izraelskich więzieniach. Opowiadania Kereta idealnie nadają się na spacerniak.

Fundamentalny „Neuland”

Ehkol Nevo NeulandEshkol Nevo z kolei podłożył bombę pod izraelską literaturę swoją powieścią „Neuland”. Jakby stawiał wielkie pytania. O to, czy naprawdę trzeba się godzić na życie na skrawku ziemi targanym ciągłymi konfliktami. O to, czy Żydom wolno nawet nie uciec na inny kontynent, lecz po prostu żyć w innym miejscu. O to, co wolno Żydom po Shoah – już nawet nie tym, którzy cudem przeżyli zagładę (ich wszak jest coraz mniej), lecz ich dzieciom, często urodzonym w Izraelu już po wojnie. Tzw. drugim pokoleniem bardzo poważnie zajmują się też humanistyczni badacze w Izraelu. Bo to dzieci, które – choć przyszły na świat w wolnym kraju – wciąż naznaczone są cieniem Shoah, często niezależnie od tego, czy żyją w rodzinach ortodoksyjnych, czy też takich, które z judaizmem wzięły rozbrat. Choć piszę o dzieciach, chodzi naturalnie o całkiem dorosłych już ludzi, jak choćby jedna z bohaterek „Neuland”, która jako świadoma kobieta jedzie do Niemiec, by tam żyć i pracować. Dla jej matki to niepojęte. Wszystkie te pytania, które Eshkol Nevo nie wprost zadaje w swojej powieści, wszystkie te pytania o samą istotę Izraela, zdają się wciąż od nowa i każdego dnia drążyć społeczeństwo tego młodego wciąż kraju, rozdzieranego konfliktami.

Samotne miłości Eshkol NevoPodobnie zresztą, jak historie, które przydarzają się bohaterom innej książki pisarza - „Samotne miłości”. Oto dostajemy Izrael na początku lat 90., z rozpadającego się b. Związku Radzieckiego wyruszają w stronę Bliskiego Wschodu tysiące Żydów, by wreszcie odnaleźć się w ojczyźnie. Jak się na to szykuje nieduże miasto w Izraelu? Na co liczą jego władze? O czym marzą? Jak z tym napływem ludzi innych od nas poradzą sobie mieszkańcy? Choć „Samotne miłości” są powieścią nieco żartobliwą i lekką, chwilami sentymentalną (w pozytywnym znaczeniu), to jednak autor stawia w książce ważne pytania, niemal do bólu aktualne w obliczu trwającego kryzysu uchodźczego.

To nie jest proza jedynie dla kobiet

Last but not least: Zeruya Shalev. Powieści tej izraelskiej pisarki właściwie zdają się być oderwane od miejsca, w którym tworzy, od historii, która związana jest z powstaniem państwa Izrael, od stuleci żydowskich historii w różnych punktach na mapach. A jednak to, co daje nam Zeruya Shalev, ma inną bezcenną perspektywę – głęboko humanistyczną, do bólu wręcz emocjonalną. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że – bez względu na to, czy autorka pisze o pierwszych młodzieńczych miłościach, czy o rozpadzie związku, czy o tym, co po rozpadzie, czy będą to miłości w sformalizowanych relacjach, czy zakazane pokątne przyjemności, czy dylematy kochanków lub rodziców na chwilę przed porzuceniem rodziny – nie sposób oprzeć się wrażeniu, że proza Zeruyi Shalev jest niczym wiwisekcja.

Życie miłosne Zeruya ShalevJednocześnie, mimo zdecydowanie feministycznej perspektywy, książki Shalev powinny być interesujące także dla mężczyzn. Choć „Życie miłosne”, „Mąż i żona”, „Po rozstaniu”, „Co nam zostało” - każdą z tych powieści czytać można samodzielnie, to zebrane razem zdają się tworzyć przemyślaną tetralogię, która ukazuje nam związek między kobietą i mężczyzną na każdym niemal etapie. Ukazuje od środka i z bezlitosną szczerością. Podobnie zresztą jak „Ból”, w której to powieści bohaterka wpisuje w komórkę numer do swojej starej miłości, spotkanej po latach i pokochanej na nowo z wielką siłą, nadając mu pseudonim jak w tytule książki. Jakby już wiedziała, jak ta historia się skończy, a jednak pędziła w nią niczym ćma do świecy.

I choć nie wiem jeszcze, jak skończy się znakomity serial „Sceny z życia małżeńskiego”, który emituje właśnie HBO, to pisanie Zeruyi Shalev można porównać właśnie do tego, co na ekranie grają Jessica Chastain i Oscar Isaac. Takich daje nam izraelska pisarka bohaterów: pełnokrwistych, do bólu emocjonalnych, rozdartych, których historia, choćby tylko wymieniali się słowami, wciąga nas bez końca.

Dokładnie tak, jak historia czy dobra izraelska proza.


komentarze [6]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Bartosz 22.10.2021 13:22
Czytelnik

Ja tam polecam "Siódmy milion" ;) 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Marta94 21.10.2021 00:31
Czytelniczka

Mówię nie ! #FreePalestine.
 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
L_Settembrini 18.10.2021 08:15
Bibliotekarz

Dodałbym do takiego zestawienia jednego noblistę ;) Przypowieść o skrybie i inne opowiadania

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
 Przypowieść o skrybie i inne opowiadania
almos 17.10.2021 17:55
Bibliotekarz

Warto jeszcze wymienić Dawida Grosmana. Na przykład  Wchodzi koń do baru jest świetny.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
 Wchodzi koń do baru
Remigiusz Koziński 18.10.2021 00:27
Redaktor

Grosman - wszystkie praktycznie książki.  Zerui Shalev kompletnie  nie znałem i wpisuję  na (coraz dłuższą :) ) listę: must-read 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Aleksandra Przybylska 17.10.2021 10:01
Redaktorka

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post