-
ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę Julii Biel „Times New Romans”LubimyCzytać1
-
ArtykułySpotkaj Terry’ego Hayesa. Autor kultowego „Pielgrzyma” już w maju odwiedzi PolskęLubimyCzytać2
-
Artykuły[QUIZ] Te fakty o pisarzach znają tylko literaccy eksperciKonrad Wrzesiński16
-
ArtykułyWznowienie, na które warto było czekaćInegrette0
Biblioteczka
2024-04-02
2024-04-02
W zamrażarce schowana tajemnica, trzymająca w napięciu od początku do końca, a jednocześnie konkretny komentarz do współczesnego społeczeństwa czeskiego z niezgrzytającym elementem nadprzyrodzonym, czyli duchem wyrażającym nieprzepracowany temat. Jedyny „zarzucik” tyczy się tytułu i właśnie czynności kolekcjonowania opadu atmosferycznego w postaci stałej. Wydaje się, że to nie w pełni wykorzystany pomysłowy wątek, który wprawdzie, jak wszytko tu, łączy się z całością, a jednak trochę od niej odstaje
W zamrażarce schowana tajemnica, trzymająca w napięciu od początku do końca, a jednocześnie konkretny komentarz do współczesnego społeczeństwa czeskiego z niezgrzytającym elementem nadprzyrodzonym, czyli duchem wyrażającym nieprzepracowany temat. Jedyny „zarzucik” tyczy się tytułu i właśnie czynności kolekcjonowania opadu atmosferycznego w postaci stałej. Wydaje się, że to...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-02
Napisano o tym już tyle w sposób niższy, wyższy i uważany za naj – akademicki, że w kontrze własne parę słówek powinnam sprowadzić do kwestii, czy podobało mi się oraz ogwiazdowania. Mogłabym przyznać nawet 8,5 i pokrótce uzasadnić notę tym, że w trakcie tej gry z czytelnikiem w literaturę bawiłam się pysznie, znajdując w niej mnóstwo niestarzejących się refleksji na temat czytania czy czytelnictwa (chociażby: „[…] świat tych, którzy zajmują się książkami zawodowi, coraz bardziej się zaludnia i zmierza do utożsamienia się ze światem czytelników. Oczywiście, czytelników też przybywa, lecz można powiedzieć, że liczba tych, którzy korzystają z książek po to, aby wyprodukować następne książki, wzrasta szybciej niż liczba tych, którzy książki lubią czytać, i basta”). Półtorej gwiazdy odejmuję jednak za konstrukcję (żadną), przeznaczenie (tj. brak) i zastosowanie (znikome) postaci kobiecej (też w liczbie mnogiej). Teraz pozostaje mi zatem tylko z satysfakcją odłożyć ten opus o w gruncie rzeczy niedosycie czytania na szczyt literackiego Olimpu – regału BILLY.
Napisano o tym już tyle w sposób niższy, wyższy i uważany za naj – akademicki, że w kontrze własne parę słówek powinnam sprowadzić do kwestii, czy podobało mi się oraz ogwiazdowania. Mogłabym przyznać nawet 8,5 i pokrótce uzasadnić notę tym, że w trakcie tej gry z czytelnikiem w literaturę bawiłam się pysznie, znajdując w niej mnóstwo niestarzejących się refleksji na temat...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-18
Znalezione pod: „książki, po które sięgnęłam ze względu na tytuł”.
Nieco bohmanowski wątek „romantyczny” (cudzysłów konieczny) nie wciągnął i wydawał mi się o wiele mniej ważny niż motyw intertekstualności i interdyscyplinarności – wszystkie te przenikające się odosobnienia ukryte pod plakietkami gatunków, ukazujące, jak w rzeczywistości samotność stanowi doświadczenie powszechne i wręcz banalne. Jak konwencjonalny jest cierpiący artysta, nieważne, jak wyjątkowym zdaje mu się własne cierpienie. Trochę dusząca, ale równie intrygująca medytacja nad zastałymi ideami, ujęta w ciekawym eksperymencie formalnym. Brew pracuje.
Znalezione pod: „książki, po które sięgnęłam ze względu na tytuł”.
Nieco bohmanowski wątek „romantyczny” (cudzysłów konieczny) nie wciągnął i wydawał mi się o wiele mniej ważny niż motyw intertekstualności i interdyscyplinarności – wszystkie te przenikające się odosobnienia ukryte pod plakietkami gatunków, ukazujące, jak w rzeczywistości samotność stanowi doświadczenie...
2024-02-18
„Ptaki” idealne do perwersyjnej terapii czytania na głos(y) przy ognisku.
„Ptaki” idealne do perwersyjnej terapii czytania na głos(y) przy ognisku.
Pokaż mimo to2024-02-18
Twór wyjątkowy, trudno klasyfikowalny, gdzie realne w idealnym proporcjach miesza się z fantastycznym. Fikuśnie zajmuje uwagę, zwłaszcza w formie paszczowej podawanej do ucha. Dodatkowe punkty uznania za kaszubszczyznę w polskim przekładzie.
Twór wyjątkowy, trudno klasyfikowalny, gdzie realne w idealnym proporcjach miesza się z fantastycznym. Fikuśnie zajmuje uwagę, zwłaszcza w formie paszczowej podawanej do ucha. Dodatkowe punkty uznania za kaszubszczyznę w polskim przekładzie.
Pokaż mimo to2024-01-08
Ottessy Moshfegh gabinet obrzydliwości otwierający się na hasło z piosenki Demi Lovato. Uwalone zaproszenie stanowi najwyższą zachętę. Przenosimy się w czasy średniowieczne, ale bez stylizacji językowej. Archaizacją jest tutaj brud – brud sam w sobie oraz brud zachowań i obyczajów. Ohyda, którą Moshfegh z konsekwencją i proktologiczną zawziętością eksploruje w każdym wycinku swojej twórczości. W „Lapvonie” poszukuje sacrum w profanum, medytuje nad deprawacją struktur władzy i stęchlizną systemów wiary. Wprawdzie agnus gubi „g” i staje się anus dei, ale to w nim właśnie kryje się sekret świata, nawet jeśli obraz ten wydaje się obrazoburczy. W kontekście Marka-odmieńca: cierpienie nie uszlachetnia.
Ujmująca czułość do człowieka wyziera z tego łajna.
Ottessy Moshfegh gabinet obrzydliwości otwierający się na hasło z piosenki Demi Lovato. Uwalone zaproszenie stanowi najwyższą zachętę. Przenosimy się w czasy średniowieczne, ale bez stylizacji językowej. Archaizacją jest tutaj brud – brud sam w sobie oraz brud zachowań i obyczajów. Ohyda, którą Moshfegh z konsekwencją i proktologiczną zawziętością eksploruje w każdym...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-08
Mimo całkiem szczerego rozczulenia, które nosiłam w sobie, czytając (dobra – słysząc), jakie znaczenie i wartość Kuang przypisuje profesji tłumacza oraz translatorce w ogóle, nie mogę „Babla” skwitować inaczej niż: ale pompa.
Rozwinąć? Proszę bardzo: dywagacje o „konieczności przemocy” czy też „szkodach” kolonializmu przybijane młotkiem – rozumiemy, Rebeko, nie trzeba w kółko powtarzać; mglista dla mnie, wymęczona cudowność srebra jako element fantastyczny. Do tego papierowe postacie, które służą autorce wyłącznie za tuby do głoszenia oczywistych i podręcznikowych wykładów, i jeden tylko Rami ma odwagę powiedzieć prawdę: „Francuski – najmniej udane dziecko łaciny”.
Mimo całkiem szczerego rozczulenia, które nosiłam w sobie, czytając (dobra – słysząc), jakie znaczenie i wartość Kuang przypisuje profesji tłumacza oraz translatorce w ogóle, nie mogę „Babla” skwitować inaczej niż: ale pompa.
Rozwinąć? Proszę bardzo: dywagacje o „konieczności przemocy” czy też „szkodach” kolonializmu przybijane młotkiem – rozumiemy, Rebeko, nie trzeba w...
2024-01-02
Czytam książki tylko ze względu na tytuł – edycja kolejna. Niezbyt gładko sunie się „Audi”. Powieść albo już u źródła została niedbale napisana, albo kiepsko zredagowana lub/i marnie przetłumaczona (z duńskiego). Na jednej stronie osoba mówiąca pisze (!) o drugim dniu pracy, po czym na kolejnej opisuje swoje dni w pracy asystenta, jakby pracował w tej pracy od lat. A potem znowu przyznaje, że minęły dwa dni. I tak można by wymieniać. Co do treści, głównym tematem ma być tu asystencja osobista, która bardzo nieprofesjonalnie, ale koniecznie dla narracji, przekształca się w komitywę pomiędzy Asgerem (asystentem) a Waldemarem (osobą z niepełnosprawnością).
W tej relacji równości jednak nie ma. Poznajemy ją zresztą tylko z perspektywy tego pierwszego, który jako stojący na wyższej od Waldemara pozycji społecznej opisuje świat „tej gorszej” dzielnicy Kopenhagi z niemal socjologicznym zacięciem. Opakowanego w nieprzekonujące zdziwienie poczucia wyższości także nie zabrakło. Jest to bardziej opowieść o klasie, choć na odczepnego, niż o doświadczeniu niepełnosprawności, aktywnie czy też biernie. Silenie się na groteskę czy amatorskie próby czarnego humoru nie trafiały do mnie, może poza ostatnim zdaniem książki, które przywołało wspomnienie „Tirzy” Arnona Grunberga.
Odjeżdżam bez satysfakcji.
Czytam książki tylko ze względu na tytuł – edycja kolejna. Niezbyt gładko sunie się „Audi”. Powieść albo już u źródła została niedbale napisana, albo kiepsko zredagowana lub/i marnie przetłumaczona (z duńskiego). Na jednej stronie osoba mówiąca pisze (!) o drugim dniu pracy, po czym na kolejnej opisuje swoje dni w pracy asystenta, jakby pracował w tej pracy od lat. A potem...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-02
Rozebrać się ze wszelkiej metafory, spruć ozdobniki, zwinąć sentymentalizm. Przejść do kolejnej sali i pod mikroskopem spojrzeć na relacje rodzinne chłodnym okiem analityka laboratoryjnego. W raporcie przekazać c a ł o ś ć za pomocą minimum środków. Louise Glück pisząc nic, mówi wszystko.
Rozebrać się ze wszelkiej metafory, spruć ozdobniki, zwinąć sentymentalizm. Przejść do kolejnej sali i pod mikroskopem spojrzeć na relacje rodzinne chłodnym okiem analityka laboratoryjnego. W raporcie przekazać c a ł o ś ć za pomocą minimum środków. Louise Glück pisząc nic, mówi wszystko.
Pokaż mimo to2023-12-29
Pasywny opór brudem kontra aktywna niezgoda na to, jak postrzega nas świat bardzo daleki od miejsca znanego w języku Szekspira, Williama jako „heaven”. Mieko Kawakami rozważania o moralności rozpisuje na głosy nękanych, doświadczających przemocy nastolatków. Brzmią oni nadzwyczaj dojrzale, przez co odrobinę nieautentycznie. Pomimo z empatią i zrozumieniem odtwarzanego małoletniego bólu oraz intrygujących refleksji, a może z powodu własnej „geriatryczności”, była to dla mnie do tej pory najmniej angażująca powieść autorki.
Pasywny opór brudem kontra aktywna niezgoda na to, jak postrzega nas świat bardzo daleki od miejsca znanego w języku Szekspira, Williama jako „heaven”. Mieko Kawakami rozważania o moralności rozpisuje na głosy nękanych, doświadczających przemocy nastolatków. Brzmią oni nadzwyczaj dojrzale, przez co odrobinę nieautentycznie. Pomimo z empatią i zrozumieniem odtwarzanego...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-29
W ogóle:
„Yellowface” w swojej budowie czerpie garściami z innych gatunków; to trochę real crime bez oczywistej crime i thriller literacki, który czyni świat wydawniczy równie ekscytującym (nareszcie!) co opowieści o introwertycznych detektywach, genialnych hakerach czy teraz nieobliczalnej AI (tu z koniecznym – 😜). Od pierwszej strony jest „klimacik” i aura tajemnicy, nawet jeśli rozwiązanie zagadki było dość oczywiste. A to wszystko w kontekście rasy, literatury (tu zwłaszcza pytanie: co tworzy autora? Pomysł czy wykonanie?), galopującego rynku, social mediów i można by wymieniać dalej. Sprawnie napisane, nie do końca przekonujące i głębokie, odrobinę sztampowe, ale zajmujące.
W szczególe:
Tło rodzinne June, choć zostało niezbyt udanie zarysowane, jest dla mnie wystarczające, nie potrzebuję więcej. Jednak nie przestaje mnie zastanawiać, dlaczego nie pociągnięto bardziej „backstory” Atheny. Nie chodzi o to, że przywłaszczała sobie cudze historie (co z kolei mogłoby być przyczynkiem do dyskusji, czemu przechodzi to w fiction, a już nie non–), jest tylko wspomniane, że była Chinką, a jej pogrzeb odbył się w koreańskiej świątyni? Czy nie doszło do jakiegoś podrasowania życiorysu, czy to kolejny kamyk do ogródka z tabliczką: biali ludzie nie potrafią odróżnić jednej osoby pochodzenia „azjatyckiego” (🥴) od drugiej? I jeszcze taka frapująca kwestia – to wydawca zadecydował, że książkę June wyda pod jej hippisowskim drugim imieniem o także „azjatyckich” konotacjach, jednocześnie podając tym jej głowę na przysłowiowej tacy. Gdyby zostało to wydane pod jej prawdziwym nazwiskiem, jak jej debiut, inny byłby wydźwięk, jak i pewnie całe „Yellowface”, odejmując już nawet kwestię kradzieży własności intelektualnej. Dzięki iskrzącemu cynizmowi wydawcy oraz samej June mamy za to materiał do niewymagającej rozrywki.
W ogóle:
„Yellowface” w swojej budowie czerpie garściami z innych gatunków; to trochę real crime bez oczywistej crime i thriller literacki, który czyni świat wydawniczy równie ekscytującym (nareszcie!) co opowieści o introwertycznych detektywach, genialnych hakerach czy teraz nieobliczalnej AI (tu z koniecznym – 😜). Od pierwszej strony jest „klimacik” i aura tajemnicy,...
Rzeczywiście – przyjemności.
Przeciwnie – niezbyt proste.
Niemniej „staropanieństwo” nigdy nie było tak neurotycznie urocze!
Rzeczywiście – przyjemności.
Pokaż mimo toPrzeciwnie – niezbyt proste.
Niemniej „staropanieństwo” nigdy nie było tak neurotycznie urocze!