Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

"Przyjaźń all inclusive" Karoliny Wilczyńskiej towarzyszyła mi w drodze do przyjaciółki. Stwierdziłam, że to idealna powieść na tę ośmiogodzinną podróż pociągiem. Trafiłam doskonale!

Barbara namówiła swoje dwie przyjaciółki z dawnych lat, Dorotę i Michalinę, na wspólną zagraniczną wycieczkę all inclusive na Maltę. Życie każdej z nich potoczyło się całkowicie inaczej, ale każda z nich czuje, że potrzebuje takiej odskoczni od codzienności. Na miejscu okaże się czy to był dobry pomysł i czy relacje między nimi w dalszym ciągu można nazwać przyjaźnią.

Po przeczytaniu "Przyjaźń all inclusive" Karoliny Wilczyńskiej sama zapragnęłam polecieć na taką wycieczkę ze swoimi przyjaciółkami. Mam nadzieję, że kiedyś nam się to uda i to szybciej niż bohaterkom tej powieści. Autorka zaintrygowała mnie także samą Maltą, którą opisała dokładnie i w tak ciekawy sposób, że z chęcią kiedyś się tam wybiorę, żeby na własne oczy zobaczyć te wszystkie zakątki.

"Przyjaźń all inclusive" to świetna powieść, która ma wakacyjny vibe, lecz jednocześnie wplata w lekką historie życiowe problemy, z którymi każdy z nas się boryka - nawet na wakacjach. Spędziłam przy niej rewelacyjnie czas i dzięki niej szybciej minęła mi długa podróż pociągiem.

[Współpraca reklamowa z @skarpawarszawska]

"Przyjaźń all inclusive" Karoliny Wilczyńskiej towarzyszyła mi w drodze do przyjaciółki. Stwierdziłam, że to idealna powieść na tę ośmiogodzinną podróż pociągiem. Trafiłam doskonale!

Barbara namówiła swoje dwie przyjaciółki z dawnych lat, Dorotę i Michalinę, na wspólną zagraniczną wycieczkę all inclusive na Maltę. Życie każdej z nich potoczyło się całkowicie inaczej, ale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czy Was też czasami dopada obawa, że nagle dotknie Was jakaś choroba? Może na dodatek taka, która jest rzadka, mało znana, a sami nie mieliście nawet pojęcia o jej istnieniu?

Życie Adama zmieniło się odkąd dowiedział się, że jest chory. Chociaż dobrze się kamufluje i niewiele osób wie o jego stanie zdrowia, to tak naprawdę jego rzeczywistość nie wygląda tak, jakby tego chciał. Codzienność musi dopasować pod swoją chorobę, która jest nieprzewidywalna.

Weronika również żyje w klatce. Tyle, że stworzonej przez własnego ojca. Wszystko musi być mu podporządkowane - to jak się ubiera, gdzie pracuje i jak spędza wolny czas. Wiek dziewczyny nie gra roli. Musi być tak, jak on chce i koniec.

Życie tej dwójki splata się ze sobą, gdy ojciec Weroniki wysyła ją na staż do firmy swojego znajomego, w której zatrudniony jest również Adam. Ich relacja nie zaczyna się zbyt dobrze, ale szybko odkryją, że sporo ich łączy...

Letni klimat, ogromne nadzieje i dużo walki o swoje życie - to pierwsze, co przychodzi mi do głowy, gdy myślę o "This Summer". Chociaż Anna Chaber napisała tę książkę w lekkim stylu, to potrafiła zgrabnie wpleść w nią trudne tematy, które nie tylko skłaniają do refleksji, ale wywołują ogrom emocji - głównie wzburzenia, a także sprzeciwu. To książka o tym, aby się nigdy nie poddawać. Mimo wszelkich przeszkód, warto zawsze dążyć w kierunku realizacji swoich marzeń i poczucia szczęścia oraz spełnienia.

"This Summer" to świetna propozycja na okres wakacyjny, gdy jednocześnie chcemy sięgnąć po coś lżejszego, co szybko się czyta, ale zawiera też wartościowe aspekty. 💙

[Współpraca reklamowa z Wydawnictwo Kobiece]

Czy Was też czasami dopada obawa, że nagle dotknie Was jakaś choroba? Może na dodatek taka, która jest rzadka, mało znana, a sami nie mieliście nawet pojęcia o jej istnieniu?

Życie Adama zmieniło się odkąd dowiedział się, że jest chory. Chociaż dobrze się kamufluje i niewiele osób wie o jego stanie zdrowia, to tak naprawdę jego rzeczywistość nie wygląda tak, jakby tego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Cza­sa­mi nasz spo­sób my­śle­nia to je­dyna rzecz, która stoi na prze­szko­dzie do szczę­ścia."

Monika przeprowadza się do niewielkiego miasteczka, starając się wrócić do życia po śmierci swojej córeczki. Okazuje się, że nawet tam przeszłość szybko do niej wraca. 

Cieszę się, że @sandra_pisze chwyciła za przysłowiowe pióro i zaczęła pisać powieści obyczajowe. Uwielbiam jej dopracowany styl i plastyczny język. Potrafi wywołać w czytelniku wiele emocji. W przypadku "Magnolia pod Altanką" łamie serce, lecz później wlewa w nie mnóstwo nadziei. Będąc mamą, ta historia była dla mnie niezwykle bolesna i poruszająca. To powieść zdecydowanie chwytająca za serce i skłaniająca do refleksji. 

Oprócz kwestii macierzyństwa, utraty dziecka i żałoby, Sandra wplotła w historię takie motywy jak depresja, rozwód, relacje między dzieckiem a rozwiedzonymi rodzicami, przyjaźń, miłość, opieka nad chorą osobą, homosekualizm oraz homofobia. W ciekawy sposób przedstawiła także zawody ilustratorki oraz architekta krajobrazu.

"Altanka pod Magnolią" trafia do mnie bardziej niż poprzednie powieści Sandry Podleskiej, chociaż tamte też były naprawdę dobre. Aż jestem ciekawa czym jeszcze mnie zaskoczy autorka przy kolejnych książkach, bo już teraz widać, że nie spoczywa na laurach, tylko pracuje nad swoim pisarskim kunsztem. Poza tym Sandra sprawiła, że marzę o znalezieniu się w takiej altance pod magnolią… ♡

"Nie chcę, żeby strach po­wstrzy­my­wał mnie od ro­bie­nia rze­czy, które lubię. To bę­dzie stre­su­ją­ce, ale chcę spró­bo­wać."

[Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Filia"]

"Cza­sa­mi nasz spo­sób my­śle­nia to je­dyna rzecz, która stoi na prze­szko­dzie do szczę­ścia."

Monika przeprowadza się do niewielkiego miasteczka, starając się wrócić do życia po śmierci swojej córeczki. Okazuje się, że nawet tam przeszłość szybko do niej wraca. 

Cieszę się, że @sandra_pisze chwyciła za przysłowiowe pióro i zaczęła pisać powieści obyczajowe. Uwielbiam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kto z Was wie, że skończyłam studia prawnicze? Było to moim marzeniem od dzieciństwa i chociaż moja scieżka zawodowa poszła w zupełnie innym kierunku, to cieszę się, że udało mi się je zrealizować. 🥰

Nadal lubię wracać do tematów prawniczych, ale teraz już głównie w postaci powieści obyczajowych. Książka "Paragraf na miłość" @nataliasonska od razu przykuła moją uwagę i wiedziałam, że na pewno po nią sięgnę.

Drogi dwójki prawników przecinają się. Judyta i Piotr wspólnie mają stanąć w obronie pewnego mężczyzny. Sprawa z każdą chwilą budzi w nich nie tylko coraz więcej obaw…

Świetnie się przy tej książce bawiłam. Jak na razie to chyba najlepsza książka Natalii Sońskiej sposród przeczytanych przeze mnie. Nie trafiła na listę ulubieńców, ale autorka pozytywnie mnie zaskoczyła, szczególnie tym, jak świetnie poprowadziła i opisała pikantniejsze momenty. Aspekty prawnicze również mocno mnie wciągnęły i chociaż obecnie nie wyobrażam sobie być na miejscu bohaterów, to z ciekawością śledziłam przebieg sprawy. Zdecydowanie na plus zasługuje plastyczny styl i rewelacyjnie wykreowane postacie - zarówno główne, jak i poboczne. Powieść może spodobać się osobom, które lubią bohaterów z silnymi osobowościami, pewnych siebie i potrafiących się odgryźć.

Natalia Sońska tak dobrze napisała "Paragraf na miłość", że z ogromną chęcią sięgnę po kontynuację historii Judyty i Piotra. 💙

[Współpraca reklamowa z @czwartastrona]

Kto z Was wie, że skończyłam studia prawnicze? Było to moim marzeniem od dzieciństwa i chociaż moja scieżka zawodowa poszła w zupełnie innym kierunku, to cieszę się, że udało mi się je zrealizować. 🥰

Nadal lubię wracać do tematów prawniczych, ale teraz już głównie w postaci powieści obyczajowych. Książka "Paragraf na miłość" @nataliasonska od razu przykuła moją uwagę i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dotychczas żadną książką @agata_przybylek nie oczarowała mnie tak bardzo jak powieścią "Nic piękniejszego od miłości". Jeszcze trochę ich mam przed sobą, ale coś czuję, że autorce trudno już będzie ją przebić. 💙

Lena marzy tylko o jednym - czym prędzej wyrwać się z domu pełnego przemocy, alkoholu i innych dysfunkcji. Pragnie zabrać ze sobą młodszego brata i wyjechać jak najdalej. Musi tylko dotrwać do matury...

Można powiedzieć, że Emilia ma wszystko - rodzinę, piękny dom, pieniądze i satysfakcjonującą pracę. Mimo wszystko czuje się coraz bardziej samotna i tak jakby... niewidzalna.

Orest odciął się od swojego wcześniejszego życia praktycznie całkowicie izolując się od świata. Dobrze mu tak jak jest. Teoretycznie.

Niespodziewnie ścieżki tej trójki się łączą zmieniając ich życie na dobre.

Chociaż początkowo miałam do niej bardzo neutralny stosunek, to z każdą kolejną stroną zachwycałam się nią coraz bardziej, aby na koniec nie móc się otrząsnąć ani opanować napływających do oczu łez.

Podobno ma ukazać się kontynuacja tej książki - ja już nie mogę się jej doczekać! A Wam polecam czym prędzej sięgnąć po "Nic piękniejszego od miłości". Wspaniała, choć niezwykle bolesna historia, mnóstwo emocji, różnorodni i świetnie wykreowani bohaterowie. To bez dwóch zdań moja ulubiona książka Agaty Przybyłek. Czytajcie koniecznie! 😍

[Współpraca reklamowa z @czwartastrona]

Dotychczas żadną książką @agata_przybylek nie oczarowała mnie tak bardzo jak powieścią "Nic piękniejszego od miłości". Jeszcze trochę ich mam przed sobą, ale coś czuję, że autorce trudno już będzie ją przebić. 💙

Lena marzy tylko o jednym - czym prędzej wyrwać się z domu pełnego przemocy, alkoholu i innych dysfunkcji. Pragnie zabrać ze sobą młodszego brata i wyjechać jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przyjaciółka powiedziała mi, że jeszcze nie widziała, aby jakakolwiek inna książka wywołała we mnie takie emocje, jak "Tamtego lata". Ma rację. Chociaż skończyłam czytać ją przedwczoraj w nocy, to wciąż nie mogę się po niej pozbierać.

Moje odczucia są mocno subiektywne, ponieważ ta książka jest dla mnie mocno osobista. Wywołała we mnie masę wspomnień i to nie zawsze tych dobrych. Pozwoliła mi odkryć siebie na nowo. Rozgrzebać, ale i rozpracować wiele kwestii z przeszłości.

Nie sądziłam, że po trzydziestce odkryję kolejną swoją książkę życia wśród powieści młodzieżowych, ale właśnie tak się stało. "Tamtego lata" znalazło w moim sercu wyjątkowe miejsce.

Laura Savaes tą książką trafiła do mnie całkowicie. Między innymi niesamowitą kreacją bohaterów, w szczególności głównch - Lei i Flynna. Potrafią wywołać takie emocje, że aż nie sposób ich opisać - trzeba samemu je poczuć.

Fabuła także jest porywająca i sprawia, że ciężko się oderwać od tej książki. Szczególnie, że styl autorki jest naprawdę świetny. Dopóki @laurasavaes nie odpisała na moją relację na IG, to myślałam, że czytam książkę zagraniczej autorki. 🙈🙊 "Tamtego lata" tak mnie wciągała, że zarwałam dla niej dwie noce, w tym podczas pierwszej wręcz musiałam się zmusić do jej odłożenia, aby złapać kilka godzin snu.

To książka dla Was, jeśli lubicie wątki dotyczące przyjaźni, życia licealnego i na początku studiów, relacji z rodziną w tym wieku, a także problemów związanych z psychiką. Jeśli lubicie także wątek enemies to lovers, to na pewno pokochacie tę książkę. Iskry lecą w niej jak szalone!

"Tamtego lata" to powieść, do której na pewno będę wracać, chociaż raczej mi się to nie zdarza. Co więcej, chociaż byłam pewna, że nigdy nie zajrzę na Wattpada, to właśnie od wczoraj tam jestem, żeby tylko już czytać drugi tom (i zarwałam kolejną noc!). @moondrive.books musicie go wydać, błagam! 💙

[Współpraca reklamowa z @moondrive.books]

Przyjaciółka powiedziała mi, że jeszcze nie widziała, aby jakakolwiek inna książka wywołała we mnie takie emocje, jak "Tamtego lata". Ma rację. Chociaż skończyłam czytać ją przedwczoraj w nocy, to wciąż nie mogę się po niej pozbierać.

Moje odczucia są mocno subiektywne, ponieważ ta książka jest dla mnie mocno osobista. Wywołała we mnie masę wspomnień i to nie zawsze tych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

bezcenna. Nigdy nie pozwól, aby uczucie miłości zostało zdeptane oczekiwaniami, że ktoś, z kim jesteś, koniecznie musi coś dla ciebie robić. My, kobiety, jesteśmy tak wspaniale zorganizowane, że jak nikt inny potrafimy łączyć macierzyństwo z dbaniem o rodzinę i pracę. Bądź niezależna, słyszysz? Wiadomo, że mogą zdarzyć się momenty, kiedy będziesz musiała się na kimś oprzeć. Ale nigdy, przenigdy świadomie nie rezygnuj z niezależności.”

[Współpraca ambasadorska z Wydawnictwem Luna]

bezcenna. Nigdy nie pozwól, aby uczucie miłości zostało zdeptane oczekiwaniami, że ktoś, z kim jesteś, koniecznie musi coś dla ciebie robić. My, kobiety, jesteśmy tak wspaniale zorganizowane, że jak nikt inny potrafimy łączyć macierzyństwo z dbaniem o rodzinę i pracę. Bądź niezależna, słyszysz? Wiadomo, że mogą zdarzyć się momenty, kiedy będziesz musiała się na kimś oprzeć....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niestety "Materiał na męża" spodobał mi się jeszcze mniej niż "Materiał na chłopaka", który oceniłam 6/10. Tu przez większość książki sytuację ratował Olivier, którego bardzo polubiłam. Niestety na koniec nawet on mnie rozczarował Za to Luc… dawno nikt mnie tak nie drażnił jak on. W obu częściach. Niby twierdził, że się zmienia na lepsze, ale ciężko było to dotrzec. Zdarzały mu się jakieś przebłyski, ale zdecydowanie bardzo rzadko.


Tak jak w pierwszej powieści, tak i tutaj nie do końca przypadło mi do gustu poczucie humoru autora. Czasami faktycznie potrafił mnie rozśmieszyć, lecz były to pojedyncze przypadki. 


Na plus zasługują okładki obu książek - są wyraziste, przyciągające uwagę i pasujące do treści. A sama treść mogłaby zostać solidnie skrócona. Czytanie tej książki momentami mocno mi się dłużylo, na dodatek chwilami miałam wrażenie, że czytam w kółko o tym samym


Wątkiem, który najbardziej mi się spodobał, to rozwinięcie tematu z pierwszej części, czyli różnorodności wśród osób innej orientacji. Autor pokazał jak bardzo dwóch gejów może się różnić między sobą, jak w odmienny sposób mogą odbierać LGBTQ+. Nie każdy z nich koniecznie potrzebuje do szczęścia tęczowej flagi czy imprez wyłącznie dla osób z tego środowiska. Ukazuje, co niestety nie dla każdego jest oczywiste, że np. nie każdy gej czuje potrzebę przebierania się w sukienki albo zakładania skórzanych spodni z dziurami na tyłku.


Ciekawą kwestią poruszoną przez autora było ukazanie jak czasami jeden człowiek potrafi mieć tak potężny wpływ na drugiego człowieka, że ten traci poczucie własnej wartości, a bywa, że również własnego "ja". 


Początkowo mówiłam, że obie książki warto przeczytać nawet ze względu na samego Oliviera, ale teraz dodałabym, że może lepiej sobie darować zakończenie "Materiał na męża", podczas którego sama nie wierzyłam w to, co czytam.

[Współpraca reklamowa z Wydawnictwo Otwarte]

Niestety "Materiał na męża" spodobał mi się jeszcze mniej niż "Materiał na chłopaka", który oceniłam 6/10. Tu przez większość książki sytuację ratował Olivier, którego bardzo polubiłam. Niestety na koniec nawet on mnie rozczarował Za to Luc… dawno nikt mnie tak nie drażnił jak on. W obu częściach. Niby twierdził, że się zmienia na lepsze, ale ciężko było to dotrzec....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Pamiętaj, Fasolko, żeby wybrać chłopca, który zasadzi dla ciebie ogród, a nie tylko przyniesie kwiaty"

Ta powieść jest C U D O W N A. ♡ Zabawna, otulająca, chwytająca za serce, otwierająca oczy, inspirująca - rewelacyjna w każdym calu.

"The American Roommate Experiment" Eleny Armas spodobała mi się już od pierwszych stron, ale z każdą kolejną byłam nią zachwycona coraz bardziej. Nie sądziłam, że aż tak mnie oczaruje.

"The American Roommate Experiment" to tego typu książka, którą chce się szybko skończyć, ale jednocześnie odwleka się ten momemt ile tylko się da, bo tak trudno rozstać się z głównymi bohaterami. Pokochałam Rosie i Lukasa, a ich historia całkowicie mnie porwała.

Pod względem stylu również jest znakomita. Cieszę się, że Elena Armas zaczęła swoją przygodę z pisaniem. Sceny, w których pojawia się napięcie seksualne napisała tak dobrze, że aż brak mi słów! W kilku momentach az kipi od pikatności, więc to raczej nie pozycja dla młodszych czytelników. W każdym razie, gdyby autorka napisała erotyk, to sięgnęłabym po niego bez chwili zastanowienia. Koniecznie muszę też przeczytać jej poprzednią książkę. Nie ma innej opcji.

"The American Roommate Experiment" trafiła na moją listę comfort reading books. Zaznaczyłan w niej sporo fragmentów, do których na pewno niejednokrotnie będę wracać.

Jeśli kochasz twórczość Abby Jimenez albo "Współlokatorzy" trafili na Twoją listę ulubieńców, to myślę, że i ta książka zdobędzie Twoje serce. Polecam ♡

"Życie jest zbyt krótkie, zbyt kruche, by mieć tajemnice i zadowalać się półprawdami. Nawet jeśli wydaje nam się, że w ten sposób chronimy tych, których kochamy. Albo że chronimy siebie. Własne serca. Ponieważ bez szczerości, bez prawdy tak naprawdę nie żyjemy pełnią życia"

"Pamiętaj, Fasolko, żeby wybrać chłopca, który zasadzi dla ciebie ogród, a nie tylko przyniesie kwiaty"

Ta powieść jest C U D O W N A. ♡ Zabawna, otulająca, chwytająca za serce, otwierająca oczy, inspirująca - rewelacyjna w każdym calu.

"The American Roommate Experiment" Eleny Armas spodobała mi się już od pierwszych stron, ale z każdą kolejną byłam nią zachwycona coraz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie przychodzi mi łatwo opisanie swoich wrażeń po lekturze „Zostaliśmy na lodzie” autorstwa Klaudii Bianek. To moja druga książka tej autorki i jak „Życie po tobie” całkiem mi się podobało, tak tu byłam bardzo zawiedziona.

Zuza od najmłodszych lat trenuje łyżwiarstwo figurowe. Przed samymi świętami czekają ją kolejne zawody. Nie podoba jej się nagła zmiana trenera, ale mimo wszystko postanawia skupić się wyłącznie na doskonaleniu swojego warsztatu. Na Słowacji, gdzie mają odbyć się zawody, czeka ją cudowna zimowa sceneria i wspaniały hotel. Po wylądowaniu w tym rajskim miejscu zupełnie nie spodziewa się, że spędzi w nim dużo więcej czasu, niż było to w planie, a zawody zostaną odwołane.

Powieść „Zostaliśmy na lodzie” miała potencjał. Podobał mi się motyw odcięcia od świata z powodu srogiej zimy podczas pobytu w słowackim hotelu. Aż przez chwilę zatęskniłam za podróżą w tamtejsze góry. Ogromnie pokochałam to miejsce i z chęcią tam jeszcze wrócę. Tylko szkoda, że w książce „Zostaliśmy na lodzie” jedynie w niewielkim stopniu mogłam poczuć klimat tego miejsca. Przypadły mi do gustu również aspekty świąteczne, przede wszystkim rozmowy na temat polskich i słowackich tradycji w tym okresie. Z przyjemnością czytałam fragmenty dotyczące dekorowania hotelu. Ucieszył mnie też motyw łyżwiarstwa figurowego, który w moim odczuciu niestety został potraktowany po macoszemu. Szkoda, naprawdę mocno nad tym ubolewam. Sama nie potrafię jeździć na łyżwach, ale podziwiam osoby, które potrafią czynić cuda na lodzie i z chęcią bardziej zagłębiłabym się w ten temat.

Kolejnych plusów w tej powieści już nie dostrzegam. Nie podobali mi się wykreowani przez autorkę bohaterzy. Zuza od początku niesamowicie mnie irytowała, zachowanie Franka czy Maksymiliana pozostawię bez komentarza. Przemilczenie pewnej ważnej sprawy także było słabe. Część pozostałych wątków mnie zwyczajnie nudziła, a styl autorki w moim odczuciu był płaski, nie wywołujący głębszych emocji. Dodatkowo temat pewnej kwestii w rodzinie Zuzanny został nagle urwany, tak naprawdę w kluczowym momencie. „Wisienką na torcie” był epilog, który po części składał się ze streszczenia całej książki. Już wolałabym część epilogu zamienić w prolog, tak aby nic nie było powtarzane.

Książka „Zostaliśmy na lodzie” autorstwa Klaudii Bianek to niestety najsłabsza świąteczna powieść spośród tych, które przeczytałam na przełomie 2022/2023 roku. Mam nadzieję, że kolejne książki autorki, po które będę sięgała, spodobają mi się o wiele bardziej. Słyszałam o nich sporo dobrego, więc mam nadzieję, że się nie zawiodę.

[Recenzja pochodzi z bloga natblue.eu]

Nie przychodzi mi łatwo opisanie swoich wrażeń po lekturze „Zostaliśmy na lodzie” autorstwa Klaudii Bianek. To moja druga książka tej autorki i jak „Życie po tobie” całkiem mi się podobało, tak tu byłam bardzo zawiedziona.

Zuza od najmłodszych lat trenuje łyżwiarstwo figurowe. Przed samymi świętami czekają ją kolejne zawody. Nie podoba jej się nagła zmiana trenera, ale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po świąteczną książkę „Bez ciebie nie ma świąt” Natalii Sońskiej sięgnęłam z nadzieją, że w końcu jakaś powieść tej autorki porządnie mnie zachwyci. Do tej pory każda, po którą sięgałam, była po prostu dobra. Szukam takiej, którą mogłabym nazwać swoim ulubieńcem. Taką spod jej pióra, którą mogłabym polecić w szczególności. Sporo pozytywnych wrażeń dotarło do mnie właśnie na temat „Bez ciebie nie ma świąt” i mocno wierzyłam, że także ja je podzielę.

Maria samotnie wychowuje swojego syna. W opiece nad nim pomaga jej ojciec i czasami przyjaciółka. Franek jest mądrym, rezolutnym, a do tego bardzo wrażliwym siedmiolatkiem. Przed Świętami Bożego Narodzenia napisał list do Świętego Mikołaja, który trafił w ręce jego mamy. Miał on ułatwić jej w zorganizowaniu wymarzonego prezentu dla swojego ukochanego dziecka. Kompletnie nie spodziewała się, że zadziała zupełnie odwrotnie – wszystko skomplikował. Jednak dziadek Antoni postanowił podjąć się tego wyzwania i postarać się o realizację pragnienia swojego wnuka. W konsekwencji wywrócił życie całej rodziny do góry nogami, lecz czuł, że w ich sytuacji to najlepsze rozwiązanie.

Dobrze zapowiadająca się fabuła „Bez ciebie nie ma świąt”
Kiedy opisuję fabułę, starając się zasiać ziarenko ciekawości, myślę sobie, że to mogła być naprawdę interesująca i intrygująca pozycja. Niestety w praktyce znowu było po prostu dobrze. Po pierwsze czuję, że nie do końca mi po drodze ze stylem pisania Natalii Sońskiej. Nie jest on zły, tak naprawdę nie ma się do czego przyczepić, ale ja go po prostu nie czuję. To sprawiło, że nie mogłam się wgryźć w tę książkę. Nie pochłonęła mnie tak, jak innych czytelników, wręcz często czułam się znudzona i co chwilę ją odkładam.

Po drugie niesamowicie irytowała mnie główna bohaterka i ciągłe podkreślanie, że dziecko to nie zabawka. Oczywiście to prawda, lecz jeśli druga osoba nie daje powodów, aby stwierdzić, że tak ich traktuje, to naprawdę staje się męczące powtarzanie tego za każdym razem. Maria niby wie czego chce od życia, ale gdy przychodzi co do czego, to okazuje się, że jest odwrotnie. Wodzi innych za nos, daje nadzieje, okłamuje samą siebie i wszystkich wokół, a na koniec, w istotnych życiowych kwestiach, tak naprawdę to inni podejmują za nią decyzję albo chociaż wykonują za nią pierwszy krok do jej powzięcia.

O wiele większą sympatią zapałałam do Franka i dziadka Antoniego. Z ogromną przyjemnością zagłębiałam się w ich cudowną relację. Polubiłam także Konrada oraz Wojtka. Tych czterech bohaterów autorka świetnie wykreowała i w szczególności dla nich warto sięgnąć po tę książkę. Natomiast ja wierzę, że jeszcze trafię na taką powieść Natalii, która mnie zauroczy całkowicie. Żywię także nadzieję, że również i w jej stylu w końcu odnajdę coś dla siebie.

[Recenzja pochodzi z bloga natblue.eu]

Po świąteczną książkę „Bez ciebie nie ma świąt” Natalii Sońskiej sięgnęłam z nadzieją, że w końcu jakaś powieść tej autorki porządnie mnie zachwyci. Do tej pory każda, po którą sięgałam, była po prostu dobra. Szukam takiej, którą mogłabym nazwać swoim ulubieńcem. Taką spod jej pióra, którą mogłabym polecić w szczególności. Sporo pozytywnych wrażeń dotarło do mnie właśnie na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Dziś zanucę ci kolędę” Joanny Szarańskiej to kolejna świąteczna powieść, o której słyszałam wiele dobrego. To sprawiło, że z wielką ochotą zabrałam się za jej czytanie. Szczególnie, że już miałam okazję poznać trochę twórczości tej autorki, więc mniej więcej wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Jednak tym razem jeszcze bardziej mnie zaskoczyła. I to bardzo pozytywnie.

Hania Pawlicka została wplątana w kolędowanie. Zupełnie jej się ten pomysł nie podoba. W jej głowie pojawia się milion wymówek, lecz ostatnie postanawia podjąć się tego wyzwania. Jeden raz. Potem powie, że więcej nie może i wróci do swoich niekończących się domowych obowiązków. Ma naprawdę solidne podstawy, żeby zrezygnować. Na pewno poradzą sobie bez niej. Plan niby doskonały, więc jakim cudem kolejnego dnia ponownie zakłada dosyć nietypowy strój kolędnika?

Podczas swoich wizyt kolędnicy poznają historie mnóstwa osób. To niby tylko krótka wizyta, a okazuje się, że może bardzo wiele zmienić. Zarówno odwiedzający, jak i domownicy mają okazję spojrzeć na pewne sprawy z innej perspektywy. Wsłuchując się w piękne kolędy mogą przemyśleć pewne sprawy i podjąć trudne decyzje. Podczas kolędowania zimno panujące na zewnątrz często miesza się się z ciepłem w sercu. Chociaż czasami jednak go brakuje, ale wówczas pojawia się coś innego…

Niesamowity klimat, pełne emocji wspólne kolędowanie

Historia spisana na kartach powieści „Dziś zanucę ci kolędę” niesamowicie porusza, wzbudza ogromne wzruszenie i skłania do refleksji. Sprawia, że ma się chęć wybrać na kolędowanie bądź nadzieję na wizytę tak wspaniałych kolędników. Tak działa styl pisania Joanny Szarańskiej i stworzona przez nią fabuła, która dostarcza czytelnikowi szeroką gamę emocji. Dodatkowo autorka wprowadza niesamowity klimat przypominając piękne fragmenty polskich kolęd. Kilku z nich nawet nie znałam bądź nie pamiętałam. Jestem tą powieścią naprawdę całkowicie oczarowana. To kolejna świąteczna książka, którę będę wszystkim polecać bez mrugnięcia okiem. Spodoba się ona wszystkim – kobietom i mężczyznom, rodzicom, dziadkom, a także miłośnikom zwierząt, Joanna Szarańska również o ich obecności nie zapomniała w swojej książce.

Cieszę się, że sięgnęłam po nią już w styczniu kończąc jej czytanie dokładnie w Święto Trzech Króli. Gdybym miała wyznaczyć idealny czas na jej czytanie, to właśnie wybrałabym ten dzień. Dlaczego? Sięgnijcie po tę powieść i przekonajcie się sami. Na pewno nie pożałujecie, to naprawdę cudowna powieść, którą warto poznać. Za to ja w końcu muszę zabrać się za inne książki tej autorki. Oprócz tej przeczytałam „Poranki na Miodowej 1”, „Wyszczekana miłość” oraz opowiadania z antologii „Przytulajka” i „Lato w Pensjonacie pod Bukami”. Jednak czuję w środku, że najlepsze jeszcze przede mną. Myślę, że moja intuicja się nie myli. Czas się przekonać!

[Recenzja pochodzi z bloga natblue.eu]

„Dziś zanucę ci kolędę” Joanny Szarańskiej to kolejna świąteczna powieść, o której słyszałam wiele dobrego. To sprawiło, że z wielką ochotą zabrałam się za jej czytanie. Szczególnie, że już miałam okazję poznać trochę twórczości tej autorki, więc mniej więcej wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Jednak tym razem jeszcze bardziej mnie zaskoczyła. I to bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przed sięgnięciem powieść „Zdążyć do domu na święta” Anny Chaber starałam się nie czytać opinii na jej temat. Mimo to docierały do mnie o niej same pozytywne słowa. Czytelnicy wspominali o ogromnych emocjach, łzach w oczach i trudności w odłożeniu tej książki, aż do przeczytania ostatniego zdania. Rozpoczynając lekturę starałam się nie mieć wygórowanych oczekiwań, jednak towarzyszyło mi uczucie, że się nie zawiodę. Czułam, że to będzie dobre rozpoczęcie znajomości z twórczością Anny Chaber.

Lekturę zaczęłam tuż przed snem i gdyby nie to, że nie mogłam sobie pozwolić na zarwanie nocki, to faktycznie najchętniej nie odrywałabym się od niej. Byłam nią zachwycona już od pierwszej strony, a główny bohater w mgnieniu oka zdobył moją sympatię. Być może to kwestia tego, że naprawdę wiele nas łączy pod względem charakteru i osobowości. Nie wszystko, ale wystarczająco, abym doskonale rozumiała sposób jego bycia czy podejmowane decyzje. Filip zdecydowanie został jednym z moich ulubionych bohaterów literackich.

„Ana­li­za jest tak dobra, jak dane, które są do niej do­star­cza­ne. Iden­ty­fi­ko­wa­nie luk było naj­trud­niej­sze.”

Polubiłam także Kaję, której historia potrafi naprawdę chwycić za serce. Chociaż i w życiu Filipa pewne wydarzenia sprawiły, że ma sporo do przepracowania. To z tego powodu dzień przed Wigilią trafia na lotnisko. Kiedy wreszcie decyduje się na podróż, nagle odwołują lot, na który kupił bilet. Mimo wszystko spokój go nie opuszcza, w przeciwieństwie do dziewczyny, którą zauważył już wcześniej. Trudno, żeby było inaczej – wyróżnia ją przeraźliwy kaszel.

Ciekawa i nieoklepana fabuła o słodko-gorzkim posmaku, wspaniale wykreowani bohaterowie, spore emocje, a do tego odpowiednia dawka świątecznego klimatu. W pewnych momentach aż nabrałam ochoty na wigilijne potrawy i słuchanie koncertów kolędowych. Natomiast w innych żołądek zaciskał się z nerwów, w gardle tkwiła uporczywa gula, a w głowie tworzył się okropny mętlik stworzony przez milion myśli.

“(…) gdy była obok, czu­łem się spo­koj­niej­szym .”

Nie płakałam na tej książce tak jak niektórzy czytelnicy, ale dwa razy faktycznie autorka sprawiła, że w moich oczach zakręciły się łzy. Jednak zaznaczałam już niejednokrotnie, że nie oceniam książek przez ten pryzmat, ponieważ nawet, gdy dana pozycja nie wywołuje we mnie strumieni łez, to i tak potrafi mnie zachwycić. „Zdążyć do domu na święta” Anny Chaber również trafiła do moich świątecznych ulubieńców. Nie była idealna, ale naprawdę rewelacyjna i warta przeczytania.

[Recenzja pochodzi z bloga natblue.eu]

Przed sięgnięciem powieść „Zdążyć do domu na święta” Anny Chaber starałam się nie czytać opinii na jej temat. Mimo to docierały do mnie o niej same pozytywne słowa. Czytelnicy wspominali o ogromnych emocjach, łzach w oczach i trudności w odłożeniu tej książki, aż do przeczytania ostatniego zdania. Rozpoczynając lekturę starałam się nie mieć wygórowanych oczekiwań, jednak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wśród tegorocznych świątecznych powieści moją uwagę zwróciła książka „Święta do wynajęcia” Karoliny Wilczyńskiej. Radosne uśmiechy starszego mężczyzny i małej dziewczynki widoczne na okładce od początku budziły we mnie pozytywne wibracje. Czułam, że ta pozycja stanie się bliska mojemu sercu. Intuicja mi podpowiadała, że Karolina Wilczyńska po powieści „Świąteczne życzenia” ponownie mnie zachwyci swoją twórczością. I tak właśnie się stało.



Przed lekturą tej książki dowiedziałam się, że to kontynuacja historii zawartej na kartach powieści „Lato do wynajęcia”. Kiedy w grudniu dopadła mnie bezsenność spowodowana uporczywym kaszlem odpaliłam ją na swoim czytniku i przepadłam. Wciągnęła mnie całkowicie, niejednokrotnie rozśmieszyła i dostarczyła ogromną porcję znakomitej rozrywki. Spodobała mi się tak bardzo, że od razu po jej skończeniu sięgnęłam po „Święta do wynajęcia”.



Cudownie było ponownie spędzić czas w towarzystwie niesamowitych seniorów, którym można pozazdrościć energii, chęci do życia i działania, rewelacyjnych pomysłów, a także odwagi. Chociaż los ich nie oszczędza, to wciąż stawiają mu czoło. Nie poddają się, wciąż trwając przy swoich zasadach i funkcjonowaniu w zgodzie z samym sobą. Swoim postępowaniem dają do myślenia innym, pokazują co jest najważniejsze nie tylko w święta, ale również w całym życiu. Ich dobre uczynki wracają do nich z podwójną mocą, gdy to sami potrzebują wsparcia i pomocy w rozjaśnieniu swoich dni.

„Święta do wynajęcia” to kolejna cudowna powieść świąteczna spod pióra Karoliny Wilczyńskiej

Karolina Wilczyńska po raz kolejny stworzyła niezwykle wzruszającą powieść, która skłania do refleksji. W książce „Święta do wynajęcia” nie brakuje także solidnej dawki świetnego humoru, a wszystko to autorka okrasiła nutą świątecznego klimatu w różnorakich odsłonach. Gdy myślę o lekturze tej pozycji czuję w sercu ciepło, a w duszy spokój, nadzieję i… chęć do realizacji własnych marzeń. Bohaterowie tej książki pokazują, że na to nigdy nie jest za późno. Nawet będąc w podeszłym wieku można zostać kim tylko się chce – aktorem, pisarką, opiekunką zwierząt, a nawet dyrektorem. Można też po prostu pozostać sobą i pokazać, że w pewien sposób da się zatrzymać czas chociaż na moment.

Czuję, że Karolina Wilczyńska trafi do grona moich ulubionych autorek, a „Święta do wynajęcia” z całą pewnością na listę najlepszych świątecznych powieści. Jeśli przed kolejnymi świętami będziecie zastanawiać się jaką książkę przeczytać, to sięgnijcie właśnie po tę, a wcześniej zabierzcie się za „Lato do wynajęcia”. Obie gorąco polecam!

[Recenzja pochodzi z bloga natblue.eu]

Wśród tegorocznych świątecznych powieści moją uwagę zwróciła książka „Święta do wynajęcia” Karoliny Wilczyńskiej. Radosne uśmiechy starszego mężczyzny i małej dziewczynki widoczne na okładce od początku budziły we mnie pozytywne wibracje. Czułam, że ta pozycja stanie się bliska mojemu sercu. Intuicja mi podpowiadała, że Karolina Wilczyńska po powieści „Świąteczne życzenia”...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dobrze skończyć rok taką książką jak „Stokrotki w śniegu” Richarda Paula Evansa. Uwielbiam powieści tego autora, a tę chciałam przeczytać już od bardzo dawna. Cieszę się, że wreszcie miałam taką możliwość. W moich rękach jest te piękne niebieskie wydanie, które cały czas mnie zachwyca. Dobrze jest mieć ją w swojej domowej biblioteczce.

„Stokrotki w śniegu” to kolejna książka o odkupieniu win w dorobku Richarda Paula Evansa. Głównym bohaterem powieści jest bogaty i bezwzględny biznesmen James Kier, który nie przejmuje się nikim oprócz siebie. Nie znosi też świąt. Jednak tym razem mają one wyglądać zupełnie inaczej niż zawsze, chociaż zupełnie się tego nie spodziewa. Wszystko za sprawą informacji z gazety o tym, że James nie żyje, chociaż on ma się bardzo dobrze. Niedługo potem trafiają do niego szczere komentarze na temat jego osoby. Początkowo nie robią na nim większego wrażenia, poniewax zdawał sobie sprawę z tego, co ludzie o nim myślą. Jednak w pewnym momencie natrafia na słowa, które trafiają centralnie w jego czuły punkt…

Piękna, wzruszająca, skłaniająca do refleksji

„Stokrotki w śniegu” to pełna emocji powieść napisana w przyjemnym stylu, za sprawą którego bardzo szybko się ją czyta. Richard Paul Evans po raz kolejny porusza, skłania do refleksji, daje nadzieję, wywołuje łzy w oczach i budzi odwagę w walce o lepsze jutro. Ukazuje, że naprawianie własnych błędów nie jest proste. Trzeba naprawdę postarać się, aby zadośćuczynić swoje przewinienia, a czasami, nawet mimo najszczerszych chęci, nie jest to możliwe. Każda podjęta decyzja ma swoje konsekwencje i zbiera swoje plony w przyszłości – niekoniecznie dobre. Jednak mimo wszystko warto się starać, aby być lepszym człowiekiem. W moim odczuciu to idealna pozycja nie tylko na święta, ale właśnie również w okolicach nowego roku, gdy podsumowujemy ten poprzedni i zastanawiamy się, co chcielibyśmy zmienić w kolejnym.

W powieści „Stokrotki w śniegu” Richard Paul Evans kładzie duży nacisk na motyw rodziny, miłości oraz przyjaźni. Zwraca uwagę na to, co najważniejsze w życiu i udowadnia, że nigdy nie jest za późno na zmianę. W moim odczuciu to niezwykle wartościowa pozycja, którą zdecydowanie warto przeczytać. Trochę racji jest w opiniach innych osób, że jest to pozycja przewidywalna i delikatnie przerysowana i lekko infantylna, ale mi zupełnie to nie przeszkadza. Kocham ten bajkowy styl Richarda Paula Evansa. Może powieść „Stokrotki w śniegu” nie jest tak rewelacyjna jak inne książki tego autora, jak chociażby „Papierowe marzenia”, „Sprzedawca marzeń” czy „Listy Noel”, ale w dalszym ciągu oceniam ją bardzo wysoko. Myślę, że nie bez powodu Richard Paul Evans uważany jest za Lekarza Dusz. Przekonajcie się sami.

[Recenzja pochodzi z bloga natblue.eu]

Dobrze skończyć rok taką książką jak „Stokrotki w śniegu” Richarda Paula Evansa. Uwielbiam powieści tego autora, a tę chciałam przeczytać już od bardzo dawna. Cieszę się, że wreszcie miałam taką możliwość. W moich rękach jest te piękne niebieskie wydanie, które cały czas mnie zachwyca. Dobrze jest mieć ją w swojej domowej biblioteczce.

„Stokrotki w śniegu” to kolejna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Chcę, byś była w moim życiu”, to pierwsza książka Klaudii Muniak, jaką miałam okazję przeczytać. Byłam ogromnie ciekawa, czy polubię się z twórczością tej autorki.

Zuza jest dziennikarką mieszkającą w Londynie. Z pewnych powodów od lat nie obchodzi Świąt Bożego Narodzenia. W końcu postanawia to zmienić i na nowo poczuć ducha świąt ze swoich wspomnień. Przygotowania rozpoczyna od próby pieczenia pierników, która kończy się postawieniem na nogi mieszkańców bloku. Przy okazji poznaje nowych sąsiadów zza ściany. Od razu nawiązuje z nimi nić porozumienia, lecz okazuje się być bardzo cienka…

„Chcia­ła­bym jed­nak stwo­rzyć at­mos­fe­rę, która, odkąd się­gam pa­mię­cią, to­wa­rzy­szy­ła Bo­że­mu Na­ro­dze­niu w moim ro­dzin­nym domu. Pra­gnę od­two­rzyć to wra­że­nie, że czas pły­nie wol­niej, uchwy­cić po­czu­cie fi­zycz­ne­go cie­pła po­mi­mo za­mie­ci za oknem, za­trzy­mać żar w sercu, choć uwie­ra­ją nas bo­lącz­ki dnia co­dzien­ne­go.”

Początkowo świąteczna powieść „Chcę, byś była w moim życiu” podobała mi się, chociaż nie wywołała mnie zachwytu. Niestety im dalej, tym moje odczucia były coraz bardziej negatywne. Główna bohaterka potrafiła mnie naprawdę zirytować swoimi dywagacjami i przypuszczeniami. Szczególnie, że często się powtarzały albo były wyłącznie wytworem jej dziwacznej wyobraźni. Denerwowała mnie również swoim zachowaniem, gdy zamiast wyjaśnić swoje wątpliwości, to wolała uciekać. Z podejmowaniem ostatecznej decyzji również miała naprawdę spory problem. Praktycznie cały czas odnosiłam wrażenie, że nie mam styczności z dorosłą kobietą. Miała szansę zdobyć moją sympatię, ale przez swoje postępowanie coraz bardziej mi to utrudniała. Dodatkowo w tej książce tak często wałkowany był temat pierników, że miałam już ich dosyć, a raczej sięgając po książkę świąteczną efekt powinien być odwrotny.

„W całym tym na­tło­ku zadań nie po­win­nam za­po­mi­nać o tym, co naj­waż­niej­sze – o lu­dziach. To oni tak na­praw­dę pozwa­la­ją nam cie­szyć się świą­tecz­nym cza­sem. Bez nich cała ta bo­żo­na­ro­dzenio­wa otocz­ka jest ni­ja­ka i po­zba­wio­na głębi. Brak jej tego, co może spra­wić nam praw­dzi­wą ra­dość.”

Przykro mi, że w ostatecznym rozrachunku powieść „Chcę, byś była w moim życiu” wywołała we mnie takie emocje, ponieważ sama historia miała potencjał. Autorka miała naprawdę ciekawy pomysł na fabułę, lecz zdecydowanie zmniejszyłabym w niej udział pierników. Za to Zuzie dodała dużą dawkę dojrzałości. Styl pisania Klaudii Muniak także przypadł mi do gustu, więc na pewno jeszcze sięgnę po inne jej książki. Liczę, że w większym stopniu przypadną mi do gustu. Natomiast lektury książki „Chcę, byś była w moim życiu” nie odradzam, bo nie była to kiepska powieść, lecz osobiście liczyłam zdecydowanie na coś lepszego.

[Recenzja pochodzi z bloga natblue.eu]

„Chcę, byś była w moim życiu”, to pierwsza książka Klaudii Muniak, jaką miałam okazję przeczytać. Byłam ogromnie ciekawa, czy polubię się z twórczością tej autorki.

Zuza jest dziennikarką mieszkającą w Londynie. Z pewnych powodów od lat nie obchodzi Świąt Bożego Narodzenia. W końcu postanawia to zmienić i na nowo poczuć ducha świąt ze swoich wspomnień. Przygotowania...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Wypożyczalnia Świętych Mikołajów” Agaty Przybyłek, to pierwsza tegoroczna świąteczna powieść od wydawnictwa Czwarta Strona, po którą sięgnęłam. Również po raz pierwszy przeczytałam świąteczną książkę napisaną przez tę autorkę. Dotychczas czytałam jedynie „Bądź przy mnie zawsze” oraz opowiadanie z antologii „Przytulajka”.

Głównym motywem powieści jest tytułowa Wypożyczalnia Świętych Mikołajów. To wokół niej toczą się stworzone przez autorkę historie Grzegorza, Magdy, Justyny, Mikołaja, Amandy i kilku innych bohaterów. Każda z nich tak naprawdę jest odrębna, lecz w pewnych kwestiach i momentach splatają się ze sobą. Mnogość postaci nie przeszkadza w odbiorze książki. Każda z nich jest tak charakterystyczna i znakomicie wykreowana, że nie sposób ich pomylić.

„Wypożyczalnia Świętych Mikołajów” to dające do myślenia historie o tym, jak w jednym momencie jesteśmy w stanie przewartościować swoje życie i zawalczyć o lepsze jutro. Autorka udowadnia, że nigdy nie jest na to za późno. Ukazuje również jak wiele jest w nas odwagi, gdy kierujemy się miłością i staraniem się o wszystko, co najlepsze dla naszych bliskich. To także opowieść o tym, jak życie potrafi w najmniej oczekiwanym momencie nas doświadczyć, a człowiek zranić…

„Wypożyczalnia Świętych Mikołajów” to dobra książka, którą przyjemnie się czytało, jednak bez większych zachwytów. Zdecydowanym jej plusem jest to, że nie ma w niej mnóstwa lukru. Chociaż zdarzenia mają miejsce w okresie świątecznym, to nie wszystko układa się w życiu bohaterów tak, jakby tego chcieli. Wręcz momentami czują się jeszcze bardziej rozczarowani tym, co przynosi im los. Jednak mimo tego w książce zabrakło mi emocji, a z bohaterami nie poczułam większej więzi. Niby wszystko było ok, ale za mało, żeby mnie oczarować. Może z drugą częścią będzie inaczej, mam nadzieję.

Nawet zakończenie nie zirytowało mnie tak, jak niektórych czytelników. Owszem, autorka w dosyć słabym momencie urwała tę książkę, ale nawet to nie wywołało we mnie większych emocji. Być może wynika to z tego, jak odebrałam całą powieść. Z chęcią poznam jej kontynuację, lecz bez niecierpliwego wyczekiwania na nią.

Jeśli macie ochotę na ciepłą, wciągającą i lekko napisaną świąteczną powieść, przy której możecie się zrelaksować, to myślę, że nie zawiedziecie się sięgając po książkę „Wypożyczalnia Świętych Mikołajków” Agaty Przybyłek. Może nie zaliczam jej do grona najlepszych pozycji na święta, lecz mimo to spędziłam naprawdę dobry czas w jej towarzystwie. Na koniec zwrócę jeszcze uwagę na okładkę, która nie tylko wizualnie wygląda świetnie, ale dodatkowo ma rewelacyjną, jakby chropowatą, fakturę! Koniecznie sprawdźcie, gdy będziecie w księgarni.

[Recenzja pochodzi z bloga natblue.eu]

„Wypożyczalnia Świętych Mikołajów” Agaty Przybyłek, to pierwsza tegoroczna świąteczna powieść od wydawnictwa Czwarta Strona, po którą sięgnęłam. Również po raz pierwszy przeczytałam świąteczną książkę napisaną przez tę autorkę. Dotychczas czytałam jedynie „Bądź przy mnie zawsze” oraz opowiadanie z antologii „Przytulajka”.

Głównym motywem powieści jest tytułowa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka pod tytułem „Śnieg otulił cię bielą” autorstwa Katarzyny Misiołek, to zimowa powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym. Przeczytałam ją rok temu i pamiętam, że bardzo mi się spodobała. Nie trafiła do grona moich ulubieńców, ale cieszyłam się, że po nią sięgnęłam. To była dobra odskocznia od powieści świątecznych, bez konieczności rezygnowania z zimowego klimatu.

Dwudziestosześcioletnia Martyna Kalinowska wraca w swoje rodzinne strony, do zaśnieżonej bieszczadzkiej wsi, gdzie zmarła jej siostra. Dziewczyna przez wiele lat była pewna, że przyczyną śmierci było pęknięcie tętniaka. O tym, że przez cały czas była okłamywana dowiaduje się, gdy umiera jej mama. Jednak w dalszym ciągu komuś bardzo zależy, aby ukryć prawdziwy powód utraty życia przez Ewelinę. Mimo wszystko Martyna nie poddaje się póki nie uda jej się odkryć prawdy.

„…życie jest naj­pięk­niej­sze z po­wo­du swo­jej nie­prze­wi­dy­wal­no­ści. (…) Świat ma nam tyle do zaofe­ro­wa­nia. Mu­si­my tylko na­uczyć się brać.”

Katarzyna Misiołek w powieści „Śnieg otulił cię bielą” przeprowadziła fabułę dwutorowo. Część akcji dzieje się w 2019 roku, w momencie poszukiwania przez Martynę informacji o faktycznych losach swojej siostry (narracja pierwszoosobowa). Pozostałe rozdziały są retrospekcją z 2004 roku, czyli czasów młodzieńczego życia Eweliny i jej ostatnich chwil (narracja trzecioosobowa).

Chociaż głównym tematem książki jest świetne skonstruowany wątek kryminalny, to wciąż przeważają w niej elementy powieści obyczajowej. W “Śnieg otulił cię bielą” nie brakuje chociażby motywu miłości. Pojawia się także aspekt przyjaźni oraz relacji między członkami rodziny. Istotną kwestią jest zazdrość, dorastanie, młodzieńczy bunt, marzenia i złudne wyobrażenie dorosłego życia przez młodą osobę.

Nie wliczając opowiadania z antologii „Zima w Pensjonacie pod Bukami”, było to dla mnie pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki, ale na pewno nie ostatnie. Polubiłam styl pisania autorki, który sprawia, że treść książki wręcz się pochłania. Widać również, że potrafi stworzyć emocjonalną oraz intrygującą historię, znakomicie wykreować bohaterów i uraczyć czytelnika trudną do rozwiązania zagadkę.

Jeśli potrzebujesz odskoczni od świątecznych powieści, ale nadal masz ochotę na zimową aurę i lubisz wątki kryminalne, to konieczne sięgnij po „Śnieg otulił cię bielą” Katarzyny Misiołek. I niech nie zmyli Cię okładka, która chociaż jest piękna, to nie do końca oddaje tego, co znajduje się wewnątrz tej książki.

[Recenzja pochodzi z bloga natblue.eu]

Książka pod tytułem „Śnieg otulił cię bielą” autorstwa Katarzyny Misiołek, to zimowa powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym. Przeczytałam ją rok temu i pamiętam, że bardzo mi się spodobała. Nie trafiła do grona moich ulubieńców, ale cieszyłam się, że po nią sięgnęłam. To była dobra odskocznia od powieści świątecznych, bez konieczności rezygnowania z zimowego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Gdybym miała wybrać jedną świąteczną książkę do przeczytania w tym roku, byłaby to „Listy Noel” Richarda Paula Evansa. Uwielbiam twórczość tego autora i już nie wyobrażam sobie świąt bez przeczytania jego kolejnej powieści utrzymanej w tym klimacie. Spod pióra Richarda Paula Evansa w ręce czytelników trafiają wartościowe dzieła pełne niesamowitej magii, mądrości i refleksji. Nie brak w nich całej gamy emocji – od radości i wybuchów śmiechu, aż po łzy smutku bądź wzruszenia.

„Nigdy nie rezygnuj z realizacji swoich marzeń. Zbyt wielu zatrzymuje się przed drobnymi przeszkodami, biorąc je mylnie za mury. Większość przeszkód to po prostu kamienie na drodze do sukcesu, a porażka to jedynie chwilowy przestój w grze w oczekiwaniu na kolejny rzut kostka.”

Powieść „Listy Noel” rozpoczyna się od podróży tytułowej Noel Book, która leci w rodzinne strony do umierającego ojca. Targają nią sprzeczne uczucia, a nawet nie zdaje sobie sprawy, że to dopiero początek tego, co przygotował dla niej los…

W powieści „Listy Noel” pojawiają się takie aspekty jak relacja ojca z córką, podejmowania decyzji kształtujących życie oraz ich konsekwencjach. Autor porusza także kwestię poszukiwania prawdy, rozliczania się z przeszłością oraz wybaczania. Oczywiście pojawia się także miłość, która jak zawsze ma różnorakie oblicza.

„Miłość to decyzja, która należy uprawiać, podobnie jak młody pęd, cierpliwie pielęgnować, czasami przycinać i odżywiać. Jeśli się o nią właściwie zadba, pewnego dnia wyrośnie na dobrze ukorzenione drzewo, którego nic nie zdoła powalić – będzie zapewniać cień i warunki do życia, rosnąć, rozrastając się i dając schronienie innym.”

Richard Paul Evans stworzył piękną, otulającą historię z przesłaniem, ciepłą choć utrzymaną w świątecznym i zimowym klimacie. „Listy Noel”, tak jak pozostałe książki autora, napisana jest tak, że nie sposób oderwać się od niej aż do ostatniej strony.

W moim odczuciu „Listy Noel” jest idealną pozycja dla książkoholików – zarówno tych czytających, piszących czy pracujących w tej branży. Poleciłabym ją wszystkim kochającym książki, ponieważ jest w niej mnóstwo motywów odnoszących się do literatury. W „Listy Noel” Richard Paul Evans przenosi czytelnika w świat pełen książek. Zabiera wszystkich chętnych w cudowne miejsce, do którego – tak myślę – chciałby zajrzeć każdy miłośnik słowa pisanego. Ja z chęcią jeszcze tam powrócę i ponownie zatopię się w lekturę „Listy Noel”. Ta powieść zdecydowanie trafiła do grona moich ukochanych książek Richarda Paula Evansa. Polecam z całego serca.

[Recenzja pochodzi z bloga Natblue.eu]

Gdybym miała wybrać jedną świąteczną książkę do przeczytania w tym roku, byłaby to „Listy Noel” Richarda Paula Evansa. Uwielbiam twórczość tego autora i już nie wyobrażam sobie świąt bez przeczytania jego kolejnej powieści utrzymanej w tym klimacie. Spod pióra Richarda Paula Evansa w ręce czytelników trafiają wartościowe dzieła pełne niesamowitej magii, mądrości i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Uśpione namiętności” Anny H. Niemczynow to zdecydowanie jedna z moich ulubionych książek przeczytanych w tym roku. Przyznam, że z powodu tytułu i imion głównych bohaterów sięgałam po nią trochę z obawą, czego mogę się spodziewać. Edward i Bella od razu kojarzą mi się ze „Zmierzchem”, a pojęcie „uśpione namiętności” z romansem rodem z harlequinów. Jednak czułam, że w tym przypadku pozory mnie mylą. W końcu znam już twórczość Anny H. Niemczynow i wiem, że nie napisałaby byle czego. I tak właśnie było. Przekonałam się o tym już po pierwszych kilku stronach.

W tym akapicie napiszę dwa zdania opisujących fabułę, ale zachęcam Was, abyście jednak odkryli wszystko samemu sięgając po tę pozycję. Jeśli jednak chcecie się czegoś o niej dowiedzieć, to zdradzę jedynie, że to opowieść o Izabelle Walter, która całe życie spędziła w cieniu swojego męża Edwarda, aż do jego śmierci. Wówczas postanawia wreszcie wziąć swoje życie we własne ręce, ku rozczarowaniu swoich dzieci.

Uśpione namiętności – nigdy nie jest za późno, aby je obudzić

Anna H. Niemczynow ponownie czaruje słowem tworząc inspirującą i pełną mądrości historię. Autorka pokazuje, że nigdy nie jest za późno, aby obudzić drzemiące w nas uśpione namiętności. W każdym momencie naszego życia warto realizować własne pasje i spełniać marzenia, choćby te najbardziej szalone. Niesamowicie ważne jest, aby znaleźć chwile dla siebie. Warto też pamiętać, że nigdy nie jest za późno, aby zacząć wszystko od nowa. „Uśpione namiętności” to opowieść o odwadze, szczęściu, wdzięczności, a przede wszystkim autorefleksji nad własnym życiem. Istotne jest, aby skupić się na przemyśleniu własnych zachowań, a nie ocenianiu postępowania innych.

Anna H. Niemczynow w powieści „Uśpione namiętności” porusza motyw relacji rodzinnych, w tym tych międzypokoleniowych. Wątek więzi pewnych bohaterów, których dzieliła spora różnica wieku, był jednym z moich ulubionych. W książce pojawia się także aspekt przyjaźni oraz miłości – również tej do siebie i swojego życia. Istotną kwestią, na którą zwróciła uwagę autorka jest poczucie obowiązku zachowania etykiety. Anna H. Niemczynow wspomina również o błędnej ocenie sytuacji przez pryzmat dzieciństwa i o tym jak wybiórczo pamiętamy swoje młodzieńcze lata. Często mamy w głowach tylko pozytywne emocje, co ma swoje plusy.

Jestem zachwycona okładką książki „Uśpione namiętności” zachowanej w niebieskiej tonacji, którą tak bardzo kocham. Skradła moje serce bez dwóch zdań, tak samo jak treść tej powieści. „Uśpione namiętności” Anny H. Niemczynow trafia do moich TOP 3 ulubionych książek tej autorki – zaraz po „Jeszcze w zielone gramy” oraz „Bluszcz”. Zdecydowanie ją polecam!

[Recenzja pochodzi z bloga natblue.eu]

„Uśpione namiętności” Anny H. Niemczynow to zdecydowanie jedna z moich ulubionych książek przeczytanych w tym roku. Przyznam, że z powodu tytułu i imion głównych bohaterów sięgałam po nią trochę z obawą, czego mogę się spodziewać. Edward i Bella od razu kojarzą mi się ze „Zmierzchem”, a pojęcie „uśpione namiętności” z romansem rodem z harlequinów. Jednak czułam, że w tym...

więcej Pokaż mimo to