-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać1
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
2024-05-17
2024-04-19
Nie mam najmniejszych wątpliwości, że jesteśmy szowinistami gatunkowymi i ta teza jest dla mnie zupełnie intuicyjna - nie ma żadnej innej przyczyny dla której tak beztrosko i bez skrupułów traktujemy inne zwierzęta tak, jak traktujemy. Jaka inna przyczyna mogłaby stać za powszechnie przecież przyjętym poglądem, że dowolna ilość cierpienia zwierzęcia jest zawsze mniej ważna, niż najmniejsza ilość cierpienia człowieka? Trudno nam sobie wyobrazić, w jakim stopniu nasza egzystencja jest od nich uzależniona, gdyż cała nasza cywilizacja w zasadzie oparta jest na ich wyzysku. Branż, w których produkuje się coś ze zwierząt, albo wykorzystuje zwierzęta w jakichś sposób jest naprawdę ogrom. Stąd też trudno byłoby wszystko tak od razu odrzucić. Ale nie robienie niczego i argumenty w obronie tego stanu rzeczy to żałosne wymówki po to, byśmy mogli nadal zwierzęta wykorzystywać dla własnej wygody (Nie słyszałam jeszcze żadnego argumentu 'za", który byłby sensowny, no bo jak można sensownie uzasadnić torturowanie i zabijanie innych żywych istot?).
Zgadzam się zatem z poglądami Singera i nie trzeba mnie było do niczego przekonywać, ale chciałam przeczytać tę "biblię obrońców przyrody". I muszę stwierdzić, że ta książka mnie pokonała w kwestii drastyczności i skali okrucieństw, jakich się dopuszczamy. Autor skupia się tylko na dwóch aspektach - eksperymentach na zwierzętach (często zupełnie bezsensownych) i na przemysłowej hodowli - i już samo to jest straszne, a gdzie jeszcze inne rzeczy... Naprawdę trudno było mi przez to przebrnąć i ktoś może powiedzieć nawet, że opis tych wszystkich praktyk jest może niepotrzebny, ale z drugiej strony, czy same rozważania teoretyczne miałyby taką siłę rażenia? Wątpię. Teraz mięso stanie mi w gardle, jeśli kiedykolwiek jeszcze pomyślę, by zjeść choć kawałek. Ale i tak najbardziej chyba jest mi wstyd za psychologów.
Dodam, że poza ww. rozdziałami o "mięsie" nomen omen, autor zamieszcza kilka rozdziałów natury nawet nie filozoficznej (bo wielkiej filozofii w tym nie ma), ile etycznej. Wszystko jest logiczne, argumenty rozsądne, poparte danymi i po prostu nie widzę tam żadnego punktu, z którym można by się nie zgodzić. 50 lat minęło od pierwszego wydania tej pozycji, a jest ona niestety cały czas aktualna, bo tak mało się zmienia w tej kwestii (dobrze jednak sięgnąć po najnowsze, uaktualnione wydanie, ze wstępem m.in. Harariego). Owszem, coś tam się robi, ale przecież fermy przemysłowe mają się dobrze i zapotrzebowanie na mięso wręcz rośnie. Mimo tego, że nie tylko powoduje to cierpienie zwierząt, ale i realnie zagraża naszej planecie, przyczyniając się do katastrofy klimatycznej.
Nie oceniam, bo to nie jest książka do oceniania, tylko do głębokiego wzięcia sobie do serca.
Nie mam najmniejszych wątpliwości, że jesteśmy szowinistami gatunkowymi i ta teza jest dla mnie zupełnie intuicyjna - nie ma żadnej innej przyczyny dla której tak beztrosko i bez skrupułów traktujemy inne zwierzęta tak, jak traktujemy. Jaka inna przyczyna mogłaby stać za powszechnie przecież przyjętym poglądem, że dowolna ilość cierpienia zwierzęcia jest zawsze mniej ważna,...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-28
Tytuł tej książki jest bardzo mylący. I to w zasadzie mogłoby być tyle na ten temat.
Zwłaszcza, że obecnie większość ludzi już wprawdzie nie neguje katastrofy ekologicznej, ale rozpowszechniła się narracja "ja i tak nic nie mogę, bo to bogaci trują". Oczywiście to prawda (ale nie cała), że do zmiany jest system. Jednak władze w Polsce też nadal udają, że tematu nie ma, ekologia to nadal jest temat marginalizowany w polityce. Więc nadal żyjemy tak, jak żyliśmy i dokładamy swoją cegiełkę do zniszczenia planety. I postanawiamy o tym nie myśleć, bo "inaczej byśmy zwariowali". I to też najlepiej uczynić po przeczytaniu tej książki. Dopóki nie dotknie nas to bezpośrednio. Jako człowiek od dawna interesujący się ekologią i promujący wiedzę o katastrofie ekologicznej, czuję cały czas zderzanie się ze ścianą.
Tytuł tej książki jest bardzo mylący. I to w zasadzie mogłoby być tyle na ten temat.
Zwłaszcza, że obecnie większość ludzi już wprawdzie nie neguje katastrofy ekologicznej, ale rozpowszechniła się narracja "ja i tak nic nie mogę, bo to bogaci trują". Oczywiście to prawda (ale nie cała), że do zmiany jest system. Jednak władze w Polsce też nadal udają, że tematu nie ma,...
2024-03-14
Historia wegetarianizmu (i weganizmu) z wieloma ciekawymi spostrzeżeniami (dlaczego ze swoich wyborów żywieniowych mają się tłumaczyć ci, którzy nie jedzą mięsa, a nie ci, którzy je jedzą, przyczyniając się tym samym do cierpienia zwierząt i zabijania planety?), ale przyznaję, że im bliżej końca, tym książka była dla mnie mniej ciekawa.
Historia wegetarianizmu (i weganizmu) z wieloma ciekawymi spostrzeżeniami (dlaczego ze swoich wyborów żywieniowych mają się tłumaczyć ci, którzy nie jedzą mięsa, a nie ci, którzy je jedzą, przyczyniając się tym samym do cierpienia zwierząt i zabijania planety?), ale przyznaję, że im bliżej końca, tym książka była dla mnie mniej ciekawa.
Pokaż mimo to2020-10-26
Bardzo dobra powieść, jednak nie dla fanów kryminałów. To przede wszystkim powieść skupiająca się na przyrodzie i na szukaniu jej związków z człowiekiem. Ukazująca, że człowiek jest też tylko jej częścią. Czarująca unikalnym klimatem wyspy, będącej ostoją dzikiej zwierzyny, rezerwatem przyrody.
Bardzo dobra powieść, jednak nie dla fanów kryminałów. To przede wszystkim powieść skupiająca się na przyrodzie i na szukaniu jej związków z człowiekiem. Ukazująca, że człowiek jest też tylko jej częścią. Czarująca unikalnym klimatem wyspy, będącej ostoją dzikiej zwierzyny, rezerwatem przyrody.
Pokaż mimo to2021-03-10
To nie jest łatwa książka, jak podejrzewałam. To nie jest książka o „zwierzątkach” (wybaczcie, ale to słowo w ustach dorosłej osoby budzi we mnie agresję), ani o topniejących lodowcach (o przyrodzie zawsze miło się czyta, nawet jeśli musimy ocierać łezkę w oku, że to wszystko jest na skraju wyginięcia), ale o człowieku, o polityce i o tym, jak – w skrócie mówiąc – ludzie nie robią nic, by powstrzymać zmiany klimatyczne. Bo ważniejsze są pieniądze i ideologia. Naomi Klein nie owija w bawełnę i nie kryje swojego zaangażowania. Niestety mam wrażenie, że książkę tę niewiele osób czyta, bo jest za trudna… a powinni ją czytać wszyscy, ponieważ dotyczy ona absolutnie wszystkich (zmiany klimatyczne są nazwane wielkim wyrównywaczem) i wszyscy powinniśmy skończyć wreszcie z masowym wypieraniem tego, co dzieje się na naszych oczach z naszą planetą.
To nie jest łatwa książka, jak podejrzewałam. To nie jest książka o „zwierzątkach” (wybaczcie, ale to słowo w ustach dorosłej osoby budzi we mnie agresję), ani o topniejących lodowcach (o przyrodzie zawsze miło się czyta, nawet jeśli musimy ocierać łezkę w oku, że to wszystko jest na skraju wyginięcia), ale o człowieku, o polityce i o tym, jak – w skrócie mówiąc – ludzie...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-08-17
Daję 8 gwiazdek za przesłanie, którego nie da się przecenić - ta książka długo nie wyjdzie mi z głowy, zwłaszcza kiedy kryzys klimatyczny odmienia się już przez wszystkie przypadki. Listowieść to najbardziej ekologiczna powieść, jaką do tej pory czytałam. Oddająca wreszcie sprawiedliwość roślinom – drzewom – którym jest poświęcona, a nie ludziom. Opowiada o wartości przyrody, tak niedocenianej przez ludzi, oraz o bólu tych, którzy starają się chronić to, co jeszcze pozostało. Listowieść skłania ku przemyśleniom i zerwaniu z powszechnie przyjętymi prawdami, że wszystko, co znajduje się na Ziemi jest własnością ludzi i że możemy z niej korzystać bez umiaru, nie dając nic w zamian. Zużywać zasoby na kredyt, którego nie jesteśmy w stanie spłacić. Powers pisze o tym w nienachalny, acz stanowczy sposób. Myśl, że życie roślin i zwierząt może być równie istotne jak życie ludzi, wydaje się nam - ludziom - zbyt radykalna, jednak być może nadchodzą czasy, kiedy przyjdzie nam oddawać życie za przyrodę...
W odbiorze książki przeszkadzał mi jednak specyficzny styl autora, pełen metafor, abstrakcji, poetyckich i filozoficznych wstawek, tak że często treść powieści była dla mnie niejasna. Bohaterów, którzy przewijają się przez Listowieść poznajemy od dzieciństwa, a mimo to miałam poczucie, że ich nie znam, że nie wiem, jacy tak naprawdę są – bo autor pokazuje nam to, co robią, jak postępują, ale nie wyjaśniając głębiej tego, co myślą i co nimi kieruje. Poza tym co najmniej dwa wątki wydają mi się w Listowieści zbędne, bo nic nie wnoszą do całości – to wątek kalekiego twórcy gier komputerowych oraz pary byłych aktorów.
Daję 8 gwiazdek za przesłanie, którego nie da się przecenić - ta książka długo nie wyjdzie mi z głowy, zwłaszcza kiedy kryzys klimatyczny odmienia się już przez wszystkie przypadki. Listowieść to najbardziej ekologiczna powieść, jaką do tej pory czytałam. Oddająca wreszcie sprawiedliwość roślinom – drzewom – którym jest poświęcona, a nie ludziom. Opowiada o wartości...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-01-21
Spodziewałam się, że w tej książce poczytam o tych aspektach naszego życia, o których nie myślimy, a które też powodują, że nasz ślad węglowy rośnie. Ale mam z nią problem. Bo zdaję sobie sprawę, że na te tematy należy mówić, że świadomość ekologiczna społeczeństwa jest bardzo mała i w związku z tym nieodpowiedzialnie byłoby nisko oceniać jakąkolwiek publikację na ten temat i tym samym zniechęcać do jej przeczytania. Niezależnie od tego, czy jest kiepsko napisana, zawsze można z niej wyciągnąć jakieś informacje. I to jest przypadek Ukrytej konsumpcji. Bo autorka pisze o powyższych kwestiach w taki sposób, że czytelnik – nawet tak żywotnie zainteresowany tematem, jak ja – szybko traci zainteresowanie. Tematyka potraktowana jest w sposób odgórny, to znaczy autorka opisuje dany problem wychodząc od jego źródeł – czy to producentów energii, żywności, czy ubrań. Pozycja jest przeładowana danymi, z których dla pojedynczego człowieka niewiele wynika, bo rzadko schodzimy na poziom konsumencki. Skalę opisywanych zjawisk trudno sobie wyobrazić, bo człowiek ma problem z dużymi liczbami. Wiele do życzenia pozostawia styl: wielokrotnie złożone zdania, niepotrzebne dygresje. Denerwuje też opisywanie wszystko prawie wyłącznie z perspektywy USA, jakby na Ameryce świat się kończył.
Tak naprawdę jest to książka o tym, jak działa współczesny świat i jak bardzo jest zanieczyszczony, a nie o indywidualnej konsumpcji, na którą mamy wpływ. To nie jest poradnik! Brakuje konkluzji, jakichś jasnych wytycznych, wniosków, zarówno dla polityków, jak i pojedynczego człowieka. Tak, wiem, że temat jest skomplikowany, co zresztą widać w tej książce. Tylko zastanawiałam się, w takiej sytuacji, po co ona została napisana. Na pewno podnosi świadomość, ale też w obliczu przytoczonych faktów czujemy się tak bardzo bezradni. Mamy poczucie, że dokumentnie spieprzyliśmy świat i tego się już nie da naprawić. Być może najtrafniejszy jest rozdział ostatni z podsumowaniem, które trochę złagodziło moje rozdrażnienie tą pozycją. W końcu to nie wina autorki, że tak to wszystko wygląda...
Spodziewałam się, że w tej książce poczytam o tych aspektach naszego życia, o których nie myślimy, a które też powodują, że nasz ślad węglowy rośnie. Ale mam z nią problem. Bo zdaję sobie sprawę, że na te tematy należy mówić, że świadomość ekologiczna społeczeństwa jest bardzo mała i w związku z tym nieodpowiedzialnie byłoby nisko oceniać jakąkolwiek publikację na ten temat...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-02-12
Praw natury nie da się przeskoczyć: populacja, która wyczerpie wszystkie zasoby – ginie. Ludzie nie są wyjątkiem od tej reguły, a jako, że jesteśmy istotami myślącymi, powinniśmy mieć tego świadomość. Dlatego przestrogi przed katastrofą demograficzną pojawiały się już kilkaset lat temu, ale - jak wiemy – póki co do niej nie doszło. Ludzie zawsze znajdowali jakieś sposoby, by sobie z tym poradzić i Warner wychodzi z założenia, że i tym razem tak będzie, aczkolwiek prosto nie będzie, dotarliśmy już bowiem w pewnym sensie do ściany. Autor pokazuje wiele problemów, na jakie napotyka współczesny przemysł żywnościowy, nie zapominając o tym, że to właśnie on przyczynia się w dużej mierze do dewastacji naszej planety.
Jeśli interesujecie się ekologią, być może wiele zagadnień poruszanych w "Jak nakarmić świat" wyda się wam znanych. Zaletą Warnera jest ciekawe ujęcie treści, takie, że o dość trudnych przecież tematach czyta się z wypiekami na twarzy. Naświetla on problemy z różnych stron, nie opowiadając się tak naprawdę po żadnej, a więc nie ma się wrażenia, że mamy do czynienia z jakimś nawiedzonym aktywistą, lansującym jedynie słuszne idee. Przy czym nie brakuje tu opinii naukowców, czy powoływania się na dane, ale wszystko w rozsądnych, zrównoważonych dawkach, niczym prawdziwie zbilansowana dieta. Warner obala też popularne mity dot. odżywiania się, np. żywności naturalnej, lokalnej, czy GMO. Na pewno pokazuje to, że cała ta materia jest bardzo złożona i że proste rozwiązania tu nie istnieją.
Praw natury nie da się przeskoczyć: populacja, która wyczerpie wszystkie zasoby – ginie. Ludzie nie są wyjątkiem od tej reguły, a jako, że jesteśmy istotami myślącymi, powinniśmy mieć tego świadomość. Dlatego przestrogi przed katastrofą demograficzną pojawiały się już kilkaset lat temu, ale - jak wiemy – póki co do niej nie doszło. Ludzie zawsze znajdowali jakieś sposoby,...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-03-02
Lektura "Betonozy" przyprawia o ból głowy. Dlaczego Polacy tak nienawidzą drzew, można zadać sobie pytanie, czytając tę książkę. Drzewa wycinane są u nas na potęgę, zarówno przez urzędników, jak i osoby prywatne. Każdy pretekst jest dobry. Od wielu lat nurtuje mnie to pytanie, dlaczego??? Dlaczego władze miast (a także politycy na szczeblu krajowym) sankcjonują wycinanie drzew i niszczenie przyrody? I to często POMIMO protestów mieszkańców? Dlaczego nam to robią, głusi i ślepi na oczywiste oczywistości, i to nawet teraz, kiedy zagrożeni jesteśmy katastrofą ekologiczną? A oni zamiast na naturę chuchać i dmuchać, nadal ją demolują. Idealnie to oddaje to dosadna wypowiedź cytowana w książce:
"Nie wiem, co to kurna za pomyślunek... Wyciąć w mieście drzewa, jebnąć kostkę gdzie się da, a potem kurtyny wodne stawiać, bo upał w dupę parzy".
A Jan Mencwel doskonale to wszystko opisuje. Fakt, że taką centralną osią, wokół której toczy się narracja jest wycinanie drzew, ale przeczytamy tu także o historii betonu, o samochodozie, parkach narodowych czy roli hydrologii w mieście. W książce zawarto również sporo ciekawostek z historii współczesnej, czy to koncepcji rozwoju miast, czy powstania polskiej rewolucji antyekologicznej, z którą mieliśmy do czynienia w ostatnich latach (bardzo kiepsko wybrany moment według mnie). Wszystko to oczywiście na konkretnych przykładach z polskich miast (dużo Warszawy – trochę za dużo). Myślę, że każdy Polak, który mieszka w mieście może podać wiele takich z własnego podwórka. Ja od teraz będę miała alergię na słowo „rewitalizacja”, które w nomenklaturze naszych decydentów najczęściej oznacza zalanie betonem.
Szczególnie ciekawy jest rozdział dotyczący inwestycji: drzewa, zieleń, przyroda nigdy nie są traktowane jako inwestycje (a tylko jako coś, co inwestycjom przeszkadza) – a powinny być, zwłaszcza – co znowu należy podkreślić – w erze kryzysu klimatycznego. Skoro nie przemawia nic innego, to niech tu przemówią pieniądze (choć ja jestem przeciwna przeliczaniu przyrody na dolary). Skończy się tak, że za klika-kilkanaście lat będziemy rozbierać te wszystkie betony, na które wydane zostały grube miliony – robią to już miasta w Europie, my póki co powielamy ich błędy, zamiast korzystać z dobrych praktyk.
Bardzo wartościowa pozycja edukacyjna dla wszystkich, ale przede wszystkim powinna być ona lekturą obowiązkową dla włodarzy miast, którzy z takim zapamiętaniem fundują nam betonozę i miasta nienadające się do życia.
Lektura "Betonozy" przyprawia o ból głowy. Dlaczego Polacy tak nienawidzą drzew, można zadać sobie pytanie, czytając tę książkę. Drzewa wycinane są u nas na potęgę, zarówno przez urzędników, jak i osoby prywatne. Każdy pretekst jest dobry. Od wielu lat nurtuje mnie to pytanie, dlaczego??? Dlaczego władze miast (a także politycy na szczeblu krajowym) sankcjonują wycinanie...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-04-18
Jason Hickel opowiada o tym, jak z ludzi zrobiono de facto niewolników, zmuszając nas do pracy w pocie czoła, by żyć i mieć – coraz więcej i więcej. Koszty ponoszą zwykli ludzie i przyroda, zyski idą do kieszeni bogaczy. Dla kapitalizmu naczelną zasadą jest wzrost – dla samego wzrostu – i gromadzenie kapitału. I wzrost ten nie ma nic wspólnego z dobrem ludzi. Czy to jest ten najlepszy z możliwych systemów, którego nie da się zmienić? Lecz to zaledwie wstęp do rozważań dotyczących katastrofy ekologicznej, do której doprowadziła rabunkowa eksploatacja przyrody, idąca za ideami kapitalizmu. W tej chwili na dalszy "wzrost" nas już nie stać, gdyż stawką jest przyszłość naszego gatunku. Odpowiedzią jest postwzrost - Hickel podaje szereg rozwiązań, które należałoby wdrożyć (trudno mi zgodzić się z opiniami, że w tej książce nie ma takowych!). Mogą one wydawać się utopijne w rzeczywistości, w jakiej żyjemy, ale przecież każdy system to umowa społeczna, którą można zmienić. Największym problemem, moim zdaniem, jest to, że ci, którzy o tym decydują są zarazem głównymi beneficjentami wzrostu. Finansują z niego swoje fortuny, władzę i - nie daj boże - wojny.
Tezy Hickela są racjonalnie uargumentowane, a książka przystępnie napisana, zrozumiała nawet dla laików, którzy nic nie wiedzą o ekonomii. Poleciłabym ją bezwzględnie każdemu, kto interesuje się realiami współczesnego świata.
Jason Hickel opowiada o tym, jak z ludzi zrobiono de facto niewolników, zmuszając nas do pracy w pocie czoła, by żyć i mieć – coraz więcej i więcej. Koszty ponoszą zwykli ludzie i przyroda, zyski idą do kieszeni bogaczy. Dla kapitalizmu naczelną zasadą jest wzrost – dla samego wzrostu – i gromadzenie kapitału. I wzrost ten nie ma nic wspólnego z dobrem ludzi. Czy to jest...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-06-02
Jest to chyba jedna z najgorszych książek, jakie przeczytałam w temacie katastrofy klimatycznej - "najgorszych" w sensie najbardziej przygnębiających. Autor nie snuje bowiem oderwanych od rzeczywistości wizji, jak niektórzy, ale rozmawia z naukowcami i przyrodnikami, żyjącymi blisko natury, którzy jasno wskazują, że lód się topi, oceany gotują, a lasy giną. I że co się stało, to się już nie odstanie. Dahr Jamail nie pozostawia złudzeń, ani nadziei. To taki kubeł zimnej wody dla tych, którzy uważają, że uratują nas technologie, tudzież tych, którzy żyją w zaprzeczeniu, uważając, że nic strasznego się nie dzieje.
Jest to chyba jedna z najgorszych książek, jakie przeczytałam w temacie katastrofy klimatycznej - "najgorszych" w sensie najbardziej przygnębiających. Autor nie snuje bowiem oderwanych od rzeczywistości wizji, jak niektórzy, ale rozmawia z naukowcami i przyrodnikami, żyjącymi blisko natury, którzy jasno wskazują, że lód się topi, oceany gotują, a lasy giną. I że co się...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-07-16
Odpowiadając na klasyczne pytanie, które padło w jednej z opinii: to jest książka dla każdego. Dla każdego zainteresowanego tematyką i kto zechce ją przeczytać. Nie ma sensu zastanawiania się nad tym, bo nie wiemy po prostu jaki poziom wiedzy/świadomości ma dany czytelnik i jakie motywacje mu przyświecały, kiedy sięga po daną pozycję. Zatem zasadne jest jedynie pytanie: czy ta książka jest dla mnie, a nie czy jest dla innych.
Jeśli zatem ktoś jeszcze nie czytał żadnej z licznych publikacji na temat współczesnego kryzysu klimatycznego, to znajdzie tu skrót wiedzy jak to wygląda, dotyczących - co ważne - naszego własnego podwórka. Czyli Polski. Tak się składa, że nie jesteśmy w czołówce krajów, przejmujących się tym zjawiskiem, a problemów jest u nas od groma. Betonoza, zalewająca - wbrew logice - polskie miasta, niszczenie przyrody właściwie wszędzie, chaos przestrzenny, autoholizm, zanieczyszczenie powietrza (tu cytowane statystyki poraziły nawet mnie, a wiem sporo w temacie). To jest wszystko, co zrobiliśmy sobie sami bezmyślnym budowaniem i dewastowaniem bezcennych zasobów przyrodniczych. Tak się składa, że piszę to w ponad 30-topniowym upale, będącym symbolem tego, co się dzieje z naszym klimatem. Upale, który szczególnie dokuczliwy, a wręcz niebezpieczny dla zdrowia i życia jest w miastach, przypomnijmy, zalanych betonem i asfaltem.
Dla niektórych to wszystko to będą faktycznie oczywistości, dla innych nie... Ale nie ma recepty bez diagnozy.
Jeszcze raz podkreślam, jak ważne, że autor pisze o Polsce i w ten sposób pokazuje czytelnikowi, że nie chodzi o jakieś globalne liczby, czy o coś co dzieje się gdzieś tam (i w związku z tym nie musimy się tym przejmować), tylko o to, z czym mamy do czynienia na co dzień, co uprzykrza nam życie i co wymaga działań. Druga kluczowa zaleta tej książki, to opisanie konkretnych działań, które jednak już w Polsce się dzieją, wbrew tradycyjnemu polskiemu niedasizmowi, bierności i licznym wymówkom, aby nie robić nic. Coś się i w Polsce ruszyło okazuje się, szczególnie po pandemii - bo książka jest nowa, pisana w 2022 roku. Są tu pokazane i działania na poziomie decydentów (samorządy), jak i ludzi, aktywistów, biorących sprawy we własne ręce. Było to dla mnie bardzo budujące, wlało trochę optymizmu w pesymistyczne postrzeganie obecnych realiów. Bo to znaczy, że jednak są i w Polsce ludzie, którym ochrona klimatu i przyrody (a co za tym idzie każdego z nas) leży na sercu i chyba jest tych ludzi coraz więcej. Co też widać na instagramowym profilu autora. Myślę, że to wytrąca sceptykom argumenty, że nie ma sensu nic robić. Zauważyłam że w miarę jak rośnie świadomość, coraz bardziej popularną wymówką staje się: bo korporacje, bo Chiny... więc co ja mogę. Z kolei jak się pokazuje działania na poziomie rządowym, globalnym, instytucjonalnym, to pretensje są: tak, ale to nie dotyczy mnie, to nie jest skierowane do indywidualnych ludzi. Cóż, jak ktoś nie chce nic robić, wytłumaczenie zawsze się znajdzie. Tymczasem, jak pisze Szymon Bujalski:
Jeśli większość wybierze bierność, z góry zgodzimy się na to, by świat upadał.
Ta książka zatem motywuje i daje nadzieję. Najbardziej podobał mi się wywiad z Tomaszem Toszą z Jaworzna, jedynego miasta w Polsce, które gruntownie przebudowało system drogowy, stawiając na transport zbiorowy i wizję zero. Udało się, mimo tego, że się przecież "nie da". Tylko, że w Jaworznie "nie wiedzieli, że się nie da". Klasyka :D
Sporo otuchy wlał we mnie z kolei wywiad z Marcinem Popkiewiczem, dotyczący transformacji energetycznej. Popkiewicz przyznaje, że kiedy lat temu kilkanaście pisał książkę "Świat na rozdrożu" przyszłość rysowała się w bardzo ponurych barwach. tymczasem w ciągu kilkunastu lat okazało się, że sektor energetyczny tak bardzo poszedł do przodu w kwestii odchodzenia od paliw kopalnych ( dodatkowym impulsem była wojna w Ukrainie), że wygląda na to, że jest jednak dla nas jakaś nadzieja... Cały rozdział o energii jest zresztą bardzo merytoryczny, a trzeba pamiętać, że transformacja jest nieuchronna, w przeciwny razie za kilka lat możemy znaleźć się w sytuacji, że nie stać nas będzie na prąd...
Być może opór przeciwko działaniom proklimatycznym wynika z tego, że kojarzą się one z wyrzeczeniami, czymś nieprzyjemnym. A ludzie przecież chcą żyć wygodnie i nie musieć z niczego rezygnować. Szymon Bujalski pokazuje, że wcale nie musi tak być, a owe zmiany wyjdą nam tylko na dobre. Jak na przykład więcej zieleni w mieście. Sęk w tym, że zmiany do naszego życia, związane ze zmianą klimatu i tak będziemy musieli wprowadzić, czy nam się to podoba, czy nie. Nie tylko takie, które nie kolidują z naszym stylem życia - to jest myślenie prowadzące donikąd. Zmiany klimatyczne nie znikną tylko dlatego, że będziemy udawać, że ich nie ma lub, że nas nie dotyczą. I niestety ich konsekwencji już nie unikniemy, jednak jest szansa, że będą one mniej poważne, niż prognozowano jeszcze kilkanaście lat temu. Ale to zależy od każdego z nas.
Odpowiadając na klasyczne pytanie, które padło w jednej z opinii: to jest książka dla każdego. Dla każdego zainteresowanego tematyką i kto zechce ją przeczytać. Nie ma sensu zastanawiania się nad tym, bo nie wiemy po prostu jaki poziom wiedzy/świadomości ma dany czytelnik i jakie motywacje mu przyświecały, kiedy sięga po daną pozycję. Zatem zasadne jest jedynie pytanie: czy...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-08-13
Hydrozagadka to świetny tytuł dla tej książki. Odzwierciedla to, że choć woda jest nam niezbędna, to jej nie rozumiemy i w związku z czym popełniamy kardynalne błędy wpływające na jej obieg. A potem zastanawiamy się, czemu wody nie ma i „jak to się stało”. Przy czym Mencwel jasno oskarża rządzące elity i konkretnych ludzi, bogacących się kosztem środowiska. Może trochę brakło mi w tej książce podjęcia kwestii dystrybucji, a także wody w miastach, ale styl i argumenty Jana Mencwela po prostu do mnie trafiają. To rzeczowość, a zarazem zaangażowanie; widać, że autorowi naprawdę to wszystko leży na sercu. Podobnie jak Betonoza to jest książka, którą powinien przeczytać każdy, by uświadomić sobie, w jakiej rzeczywistości żyje i co się dzieje wokół nas. Ale niestety wiem, że przeczyta ją tylko garstka zapaleńców…
Hydrozagadka to świetny tytuł dla tej książki. Odzwierciedla to, że choć woda jest nam niezbędna, to jej nie rozumiemy i w związku z czym popełniamy kardynalne błędy wpływające na jej obieg. A potem zastanawiamy się, czemu wody nie ma i „jak to się stało”. Przy czym Mencwel jasno oskarża rządzące elity i konkretnych ludzi, bogacących się kosztem środowiska. Może trochę...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-08-15
Wyśmienity reportaż historyczny. W zasadzie wszystko na jego temat zawarli już w swoich opiniach moi poprzednicy.
Wyśmienity reportaż historyczny. W zasadzie wszystko na jego temat zawarli już w swoich opiniach moi poprzednicy.
Pokaż mimo to2024-02-12
Wszystko co musicie wiedzieć o tej książce ( o oczywiście bardzo słusznych założeniach), to to, że ludzie (tzn. naukowcy i politycy) wiedzieli o katastrofalnych dla klimatu skutkach zużywania paliw kopalnych od dawna, od lat 70-tych XX wieku, a nawet dłużej. Zmiany klimatu były zauważalne "gołym okiem" już 40 lat temu. "Niemal każda rozmowa nt zmian klimatycznych w 2019 roku już się odbyła w roku 1979." Mimo tego problem zamieciono pod dywan. Dlaczego? Bo "jeśli zmiany nie nastąpią w ciągu kolejnej dekady, to obecni w pomieszczeniu nie będą mogli być obarczeni winą za ich niepowstrzymanie. W czym więc problem?". W myśl tej zasady decydenci kolejne lata debatowali, kłócili się o detale i bili pianę na kolejnych konferencjach i bezowocnych szczytach klimatycznych (w przeciwieństwie do koncernów paliwowych i popierających ich polityków, bardzo aktywnie działających na poletku denializmu klimatycznego), gdy jednocześnie prowadzony był "bussiness as usual". Można to porównać do sytuacji, kiedy masz pożar w domu i zastanawiasz się, czy gasić, czy może jeszcze poczekać. A czy aby na pewno się pali? Pracowite mróweczki zasiewały wątpliwości. Pieniędzy na walkę ze zmianami klimatycznymi nigdy nie było, za to na antyklimatyczną propagandę - zawsze się znalazły. A największym hamulcowym zawsze były Stany Zjednoczone. I tak jest do dziś. Efekt? 13 stopni w lutym. I dziś kłócą się już wszyscy. Sprawa, która kiedyś była oczywista w świetle doniesień naukowców, dziś jest "kontrowersyjna" i nacechowana ideologicznie. Cała reszta treści tej książki, do której pasowałby tytuł "wszyscy jesteśmy złoczyńcami", to zbędne i nudne szczegóły. A książka ta naprawdę nie jest zbyt obszerna. Nazwiska, nazwy instytucji i komisji, w których nie idzie się połapać, oczywiście tradycyjnie, jak w hollywoodzkich filmach, wszystko ograniczające się do USA. Można to było napisać lepiej, można było z tego zrobić thriller polityczny, ale autor nie poszedł tą drogą. Moim zdaniem wystarczy ograniczyć się w czytaniu tej pozycji do epilogu, który - dla odmiany - wybrzmiewa bardzo wyraziście. Bardzo chętnie poczytałabym reportaż (Seria amerykańska) dot. działań lobbystycznych Exxon Mobile.
Wszystko co musicie wiedzieć o tej książce ( o oczywiście bardzo słusznych założeniach), to to, że ludzie (tzn. naukowcy i politycy) wiedzieli o katastrofalnych dla klimatu skutkach zużywania paliw kopalnych od dawna, od lat 70-tych XX wieku, a nawet dłużej. Zmiany klimatu były zauważalne "gołym okiem" już 40 lat temu. "Niemal każda rozmowa nt zmian klimatycznych w 2019...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-30
2023-09-03
Nie zdawałam sobie do końca sprawy, że ta książka ma tak bardzo ekologiczny wydźwięk. Jared Diamond analizuje upadek ludzkich społeczności - na kilku wybranych przykładach - ich przyczyn upatrując głównie w wyeksploatowaniu środowiska naturalnego. Diamond omawia historyczne już ludy, które upadły/wymarły, takie jak mieszkańców Wyspy Wielkanocnej, Majów czy kolonię Wikingów na Grenlandii. Następnie zwraca się ku współczesności i tu na celownik bierze Dominikanę, Chiny oraz Australię. Rzecz jasna wszystko to zmierza ku zbadaniu w jakim stopniu obecnie jesteśmy narażeni na podzielenie losów owych ludów, które upadły w przeszłości. A dziś świat jest “połączony”, zmiany klimatyczne są globalne, więc grozi to całej naszej cywilizacji, nie tylko pojedynczym krajom.
Dawniejsi naukowcy, np. archeolodzy, odrzucali ekologiczne powody upadku cywilizacji, gdyż: "tego typu rozumowanie opiera się na błędnym (sic!) przekonaniu, że te społeczeństwa spokojnie obserwują postępującą degradację środowiska i nic nie robią, by temu przeciwdziałać". Czyli ludzie są "zbyt mądrzy" i na pewno "coś by zrobili". Aha. Dziś, czytając te słowa można się tylko zaśmiać, choć jest to śmiech przez łzy. Można nasze postępowanie nazwać "głupotą", ale i ono ma racjonalne wyjaśnienie, które przedstawia Diamond - i tę część książki uznaję za najbardziej wartościową. Plus odpowiedź autora na argumenty sceptyków, ignorantów, wszelakiego rodzaju denialistów, kwestionujących potrzebę działań, do której nawołują ekolodzy, a nawet wielu specjalistów, naukowców o hurraoptymistycznym nastawieniu. Owe radosne: “technologia rozwiąże nasze problemy”, “przeludnienie nie jest problemem”, “Ziemia jest w stanie wyżywić dwa razy tyle ludzi”, no i moje “ulubione”: “troska o środowisko to luksus, nas na to nie stać” oraz “my tego nie dożyjemy”. Jak widać owe poglądy sprzed lat nadal pokutują i dobrze się mają, bo słyszymy je nagminnie na co dzień. Trzeba jednak zauważyć, że autor w ogóle nie kwestionuje kapitalizmu oraz wzrościzmu, jako systemu, który jest przecież obecnie źródłem naszych współczesnych problemów (jakkolwiek raczej nie występował w dawnych społecznościach).
Upadek jest książką bardziej “naukową”, niż “pop” - zawiera dużo twardych danych, a momentami wywód jest dość suchy i nużący, więc osoby niewprawione w tematyce mogą mieć kłopot z jej przyswojeniem. Nie jest to książka dla osób liczących na sensacyjną zawartość, jaką sugeruje tytuł. Wziąć też poprawkę trzeba na to, iż książka ta została napisana prawie 20 lat temu. No i w pewnych fragmentach się zdezaktualizowała, ale w niektórych (większości chyba), zupełnie nie, bo problem bynajmniej nie zniknął, a jest coraz bardziej palący. Nasza świadomość ekologiczna wzrosła, działania na rzecz ochrony środowiska weszły do mainstreamu (w rozsądnie myślących państwach...), ale z drugiej strony nadal chyba więcej się mówi, niż robi i ciągle jest wiele osób, które te działania negują i im szkodzą.
Moim zdaniem z uwagi na aktualność tematyki przydałoby się jakieś wznowienie, bo obecnie książka jest trudno dostępna, ale koniecznie w zaktualizowanej wersji (lub chociażby z jakimś posłowiem dotyczącym bieżącej sytuacji).
Nie zdawałam sobie do końca sprawy, że ta książka ma tak bardzo ekologiczny wydźwięk. Jared Diamond analizuje upadek ludzkich społeczności - na kilku wybranych przykładach - ich przyczyn upatrując głównie w wyeksploatowaniu środowiska naturalnego. Diamond omawia historyczne już ludy, które upadły/wymarły, takie jak mieszkańców Wyspy Wielkanocnej, Majów czy kolonię Wikingów...
więcej mniej Pokaż mimo to
Benjamin von Brackel przedstawia rozmaite przykłady wędrówki gatunków w niezwykle przystępny, można by powiedzieć, że anegdotyczny sposób - autor jest dziennikarzem, a nie naukowcem. Dlatego jest to raczej reportaż, niż książka popularnonaukowa, co nie zmienia faktu, że to, o czym pisze autor jest bardzo istotne. Praktycznie każdy rozdział jest interesujący - także z czysto praktycznego (dla ludzi) punktu widzenia! Niezwykle ciekawa jest część o rybołówstwie, migracjach ryb i…. konfliktach na scenie międzynarodowej, jakie to rodzi. Japończycy mają problem ze znikającymi algami, które są kluczowym składnikiem ich diety - oraz diety stworzeń morskich tak istotnych w menu Japończyków. Zarazem pojawiają się u nich koralowce… Cała jedna cześć książki poświęcona jest temu, co dzieje się w Europie i Niemczech - a jak w Niemczech, to i u nas, prawda? Autor pisze również o działaniach UE na rzecz klimatu: "Bruksela chce, aby miasta były usiane lasami, parkami i ogrodami, gospodarstwami rolnymi, zielonymi dachami" (ta “zła Unia”, która wszystkiego chce nam zakazać).
Warto odnotować:
"(...) rośnie pokolenie, które nie zdaje sobie już sprawy z tego, jak bardzo jesteśmy zależni od natury i dlaczego powinniśmy ją chronić. Eksperci nazywają to syndromem przesuwającego się punktu odniesienia. Polega on na tym, że ludzie coraz bardziej obniżają swoje oczekiwania wobec zdrowego środowiska, ponieważ mierzą stan przyrody na podstawie swoich najlepszych doświadczeń z dzieciństwa. (...) upadek natury jest czymś, do czego można się przyzwyczaić. "
Całość to taka katastrofa klimatyczna z punktu widzenia flory i fauny - podana w pigułce, dla małozaawansowych w temacie. Bardzo chętnie poczytałabym na ten temat coś więcej, gdyż właściwie każdy rozdział zasługuje tu na rozwinięcie.
Benjamin von Brackel przedstawia rozmaite przykłady wędrówki gatunków w niezwykle przystępny, można by powiedzieć, że anegdotyczny sposób - autor jest dziennikarzem, a nie naukowcem. Dlatego jest to raczej reportaż, niż książka popularnonaukowa, co nie zmienia faktu, że to, o czym pisze autor jest bardzo istotne. Praktycznie każdy rozdział jest interesujący - także z czysto...
więcej Pokaż mimo to