-
ArtykułyCi bohaterowie nie powinni trafić na ekrany? O nie zawsze udanych wcieleniach postaci z książekAnna Sierant12
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać411
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2011-01-04
2011-04-05
kiedy dostałam tą książkę w swoje ręce (jeden z moich ulubionych, najciekawszych cyklów powieści) od razu wiedziałam, że szybko się z nią uporam. jednak stopień 'wciągnięcia się' w fabułę, a także niemożność przestania o niej myśleć przekroczyło moje oczekiwania. o rany, jakże jestem szczęśliwa! ;) poprzednia część pozostawiła we mnie lekki zawód, ale Plaga zapełniła go po same brzegi! pokuszę się nawet o określenie, iż jest to najlepsza z dotychczasowych 'faz', bo choć każda jest jedyna w swoim rodzaju, nieporównywalna do poprzedniczek, ta wysuwa się na piedestał wszystkim tym, co opiszę poniżej...
śmierć. namiętność. upadek. ambicja. niemoc. Gone wskoczyło na wyższy poziom, obroty się podkręciły i chyba nikt nie ma złudzeń, że poprzednie fazy były jedynie rozgrzewką. jeszcze nigdy nie czytałam książki równie dynamicznej, buchającej akcją, pędzącą bez wytchnienia, od pierwszej strony już wpadamy do tej chorej karuzeli, która z każdym rozdziałem przyspiesza. jest coś okrutnie pasjonującego w śledzeniu staczania się, popełniania błędów przez bohaterów, wpadania w pułapki bez wyjścia, utknięcia w koszmarnej rzeczywistości, w której nie ma prawych rozwiązań. jest tylko ostateczność, przeklęta śmierć, która także nie jest tak pewna, jak dla nas, normalnych ludzi w normalnych warunkach. trudno jest oceniać tamtejsze wydarzenia, bo jaką miarą powinno się je traktować? to ETAP, tylko etap-owe miary mogą pozwolić nam nie załamać rąk nad okrucieństwem państewka pod kopułą. ale choć nie powinno się o tym zapominać, wciąż echem odbija się jeden, najgorszy fakt - bohaterowie mają po 10-15lat! to jeszcze dzieci, nie mają na tyle wykształconego kręgosłupa moralnego i wrażliwości, aby móc sobie z tym wszystkim poradzić...
w Pladze zupełnie zmienia się 'aura', każda z części ma swoją charakterystyczną iskrę. ja wyczułam w tej Fazie sfrustrowanie, szczególnie to odczuwane niższymi partiami naszych ciał ;) od razu uderzeni jesteśmy natłokiem kumulujących się (przez poprzednie części), często ze sobą sprzecznych emocji, które wreszcie wybuchają - stąd coraz gorsza sytuacja, choć czy wcześniej nie była już katastrofalna? kiedy uporano się poniekąd z głodem, nadszedł czas na spragnienie. brakuje wody, a nad całym miasteczkiem unosi się groźba powrotu uwięzionej Drako-Britney, która nie panuje nad swoją drugą twarzą, domagającą się zemsty. nikt nie chce otwarcie rządzić, dojrzalsi wiedzą, iż poświadczenie nowego prawa swoim imieniem może grozić całkowitą utratą godności, a może nawet i życia. organ sprawiedliwości także nie funkcjonuje jak powinien - podszyty jest pieniężnymi i handlowymi koneksjami, a miastem zarządza osoba, która w porę ogarnęła się z paniki i postanowiła wykorzystać to, co dał im ETAP. nie ma już bohaterów - nikt nie chce oglądać już swoich herosów, którzy przyszliby na ratunek w chwili zagrożenia. a zagrożenie czyha nie tylko u bram, ale także wewnątrz. dzieci ETAPU są same dla siebie największym zagrożeniem.
tak jak wsześniej Gone opierało się na walce, tak tutaj Plaga jest nią wręcz przesycona. powracają starzy wrogowie, zmieniają się siły w mieście. ambitni, stają się jeszcze ambitniejsi. przeciętni stają się sfrustrowani. najinteligentniejsi stają się bezradni. urodzeni do rządzenia są coraz bardziej chciwi. ale nikogo nie musi spotkać kara za to całe okrucieństwo i bezmyślność - jesteśmy w Perdido Beach. jedyne co mnie dziwi to ich wciąż imponująca populacja jak na ogrom walk, epidemii, nieurodzaju, które ich spotkały. logicznie powinna zostać jedynie garstka osób ;)
fani każdej pary oraz postaci znajdą coś dla siebie. nic pod tym względem się nie zmieniło - wciąż narracja skacze po różnych punktach widzenia, nikt nie wysuwa się na pierwszy, strategiczny plan, bo wszyscy są równie ważni. autor zaimponował mi taką kreacją, wszystko staje się takie... naturalne, rzeczywiste! jakbym była jedną z nich i przyglądała się osuwającemu spod stóp gruntowi, bo tak można nazwać koleje akcji, jaka dzieje się w tej części. także szokuje poziom brutalizacji w powieści dla młodzieży, często sadystycznej i sięgającej możliwego do wytrzymania zenitu. przeraża, to dobre określenie. Gone przeraża, ale przy tym tak fascynuje, iż nie można się oderwać. potrzeba przeżycia kolejnego dnia z bohaterami w Perdido Beach jest najsilniejsza, u mnie w odstawkę poszła nawet nauka, czy sen... ;) co zaskakujące liczne są tutaj także humorystyczne wstawki, które naprawdę mnie rozbawiły - choć sytuacje, w których wystąpiły do żartów średnio się nadawały. wątek fantastyczny niestety wciąż jak był zwiły, tak dalej jest. nie chcę zdradzać zakończenia, lecz powiem krótko: jak niejasna była sytuacja z Gaiaphage i Petem, tak niejasną pozostaje. bo nic się nie wyjaśniło - a może nic, czego bym nie podejrzewała. choć samo zakończenie nie wycisnęło ze mnie łez, wbiło mnie trochę mocniej w fotel, bo wbita w niego byłam od chwili przewrócenia pierwszej strony.
i ostatni plus za okładkę, która według mnie jest najlepszą z dotychczasowych.
jak przeżyję do kolejnej części? ;) idę poszukać spoilerów...
kiedy dostałam tą książkę w swoje ręce (jeden z moich ulubionych, najciekawszych cyklów powieści) od razu wiedziałam, że szybko się z nią uporam. jednak stopień 'wciągnięcia się' w fabułę, a także niemożność przestania o niej myśleć przekroczyło moje oczekiwania. o rany, jakże jestem szczęśliwa! ;) poprzednia część pozostawiła we mnie lekki zawód, ale Plaga zapełniła go po...
więcej mniej Pokaż mimo to2010-11-11
Nawet nie wiem, jak powinnam zacząć, bo to święta chwila. Nareszcie, po tylu miesiącach oczekiwania Kosogłos pojawił się w księgarniach. Jestem świeżo po przeczytaniu, wciąż ledwo widząc na oczy od łez, lecz wciąż w pamięci mam wyraźny każdy szczegół, zatem nie powinnam niczego pominąć…
Płakałam prawie przez każdą stronę tej części. Żadna inna książka/seria nie miała tego zaszczytu. Na żadnej innej nie stawało mi z bólu serce, kiedy moje oczy dostrzegły coś, czego w życiu bym się nie spodziewała. Nie potrafię słowami oddać, jak wspaniała jest to książka, bo nie istnieje na świecie przymiotnik, którym można by było oddać to, co dzieje się w moim środku na myśl, że wreszcie poznałam zakończenie tej niezwykłej historii. To jest arcydzieło, choćbym nie do końca była zadowolona ze wszystkiego co przeczytałam, inaczej IŚ nie potrafię określić. Jest to arcydzieło, któremu inne serie nie sięgają nawet do rogu okładki. Żadna książka nie jest tak prawdziwa, tak bolesna i tragiczna, tak wzruszająca oraz doprowadzająca do białej gorączki, jak ta. Po prostu… majstersztykt, któremu nie potrafię przyznać innej oceny, niż ta najwyższa, pomimo faktu, iż wszystko wyobrażałam sobie zupełnie inaczej i wciąż po zakończeniu czuję kłujący niedosyt, pragnący odpowiedzi na pytanie: no, i co będzie dalej?
Bo według mnie jej nie dostaliśmy. Dalsza część będzie jednym wielkim S P O I L E R E M, zatem ten kto nie chce poznać treści Kosogłosa, proszony jest o przewinięcie mojej opinii ^^
Działo się dużo, czasami aż za dużo. Przemoc i śmierć wkroczyła na wyższy poziom, karty powieści były zroszone krwią oraz ostatnim oddechem cudownych postaci, które czasami ginęły zupełnie niezasłużenie. Od samego początku atmosfera w Kosogłosie zagęściła się w porównianiu do innych części - była pełna pustki, której wyjaśnienie znalazłam dopiero po przeczytaniu epilogu. Ową pustką były zupełnie zdezelowane wnętrza postaci, z którymi walczyłam na śmierć i życie przez poprzednie części. Ich rozsypana psychika (tutaj według mnie najbardziej mimo wszystko ucierpiała Katniss, widać to szczególnie po śmierci Prim (która nie zrobiła na mnie wrażenia, dopóki Peeta nie posadził w ogrodzie prymulek, bo po prostu to było ZA DUŻO). Jej uzależnienie, totalnie pokiereszowane myśli oraz próby samobójcze. Nie pasowało mi to do tej silnej dziewczyny, którą zawsze podziwiałam, lecz zrozumiałam, że ona jest zupełnym wrakiem, pustostanem oplecionym połataną skórą). Ich zniszczone doszczętnie ciała. Ich przerażenie nawet przed własnym cieniem i zapachem. To było dobijające, bo choć podziwiam poprowadzenie danej części, która w równym stopniu zaskakiwała jak poprzednie (np. to co się stało z Peetą! Moje serce dosłownie rozrywało się na strzępy), uważam iż autorka jednak przedobrzyła z tragizmem. Po tym co ci ludzie przeżyli, powinni otrzymać choćby częściowe ukojenie, mały happy end, który pozwoliłby mi się na końcu uśmiechnąć a potem spokojnie rozpłakać. Nie było uśmiechu, a jedynie moje łzy - bo zakończenie w tym epilog nie były według mnie szczęśliwe. Nie dostaliśmy odpowiedzi na wiele pytań (jak teraz wygląda Panem? Czy ludzie powrócili do względnej normy, mieli wreszcie co jeść i nie bali się o swoje życie? Czy władze powoli znów zaczynają przypominać Kapitol? Jak mają się teraz dystrykty, czy dalej jest tak silny podział i restrykcyjne prawa? Czy Peeta odnalazł wreszcie prawdę w swojej głowie?), a emocje jakie w nim się pojawiały nie różniły się od tych w poprzednich rozdziałach. Był znów strach, nienazwana pustka, jakieś dziwne napięcie oraz totalne zagubienie Katniss.
Jej decyzja (a raczej jej brak, w końcu Gale za nią ją podjął) nie zaskoczyła mnie, bowiem przez całą część widoczna była różnica pomiędzy jej uczuciem do Gale’a, a Peety. O tym pierwszym nie myślała tak często i na pewno nie w ten specyficzny, delikatny oraz uczuciowy sposób. Nie martwiła się tak o niego, nie pragnęła tak mocno jego obecności, jak tego drugiego. Nie zaskoczyło mnie to, lecz zdziwiło mnie dziwne milczenie Katniss, która tak naprawdę przestała już żyć. Obecność Peety u boku przez następne lata wydawała mi się dla niej niejako koleją losu, z którą nie powinna się kłócić. Jakby po prostu pogodziła się z tym z obojętnością. Nie podobało mi się to, bo jeszcze do czasu w Kosogłosie tak o niego walczyła, a kiedy wreszcie mogli być razem - brakowało im szczęścia, które powinni otrzymać. Tak jak już mówiłam, według mnie najgorszą przemianę przeszła Katniss, na której trochę się zawiodłam, bo tęsknię za tamą waleczną, silną dziewczyną i wizja jej totalnej rozsypki mnie dobija.
To co przytrafiło się Peecie było koszmarne. Na każde wspomnienie o nim od razu zalewałam się łzami. Nikt nie dostał tak w tyłek, jak on, ale pomimo tego, czułam dalszą obecność jego tożsamości, której chcieli go pozbawić. Odczuwalne było jego ciepło, a walka z samym sobą, doprowadzała mnie na skraj załamania nerwowego. Jak oni mogli mu to zrobić… Dlaczego on zawsze najmocniej obrywał? Ale mimo wszystko podniósł się, czym jeszcze bardziej urósł w moich oczach, choć gdy próbował udusić Katniss, miałam w nich wyłącznie śmierć…
Ogólnie cały świat przedstawiony był jednym wielkim bałaganem, który szokował mnie, zabijał kiedy ginęły kolejne świetne postacie (przede wszystkim Finnick). Obraz nędzy i rozpaczy, który myślałam, iż doprowadzi nas do innego miejsca - do Katniss, która wkrada się do rezydencji Snowa, zabija go z zimną krwią, wcześniej mówiąc mu to co dawno chciała mu powiedzieć, wylewając swój cały ból, a następnie przewrót w państwie oraz ogólną radość, pomimo strat, które ponieśli. A dostaliśmy coś innego, co w sumie napełniło mnie nie tylko zaskoczeniem, ale jakimś dziwnym niepokojem - czy nie powinniśmy dostać pokrzepiającej wizji, ukazującej iż dobro zawsze zwycięży zło? Świat po obaleniu Snowa był jeszcze gorszy, niż za jego rządów, bo pomimo tego, iż każdy był już wolny, tak naprawdę takowy nie był. Fatum igrzysk wisiało nad nimi, a ich życia wciąż były areną, która powinna się skończyć wraz ze zniszczeniem Kapitolu. Według mnie autorka jednak przesłała nam zbyt ciemną i przygnębiającą wizję, bo po tylu cierpieniach powinno zaświecić światełko nadziei. A ono się nie pojawiło i to mnie tak dobija, szczególnie, iż wiem, że kontynuacji nie będzie, a Katniss skończy jako wrak samej siebie, Peeta wciąż będzie walczył ze swoimi wspomnieniami, Gale będzie uciekinierem oraz niejako tchórzem, a cała reszta wciąż będzie żyła w koszmarze.
Pomimo tego wszystkiego, ta część jest przepiękna, bo żadna inna książka nie była w stanie przekazać tyle bólu, a w tym jego piękna oraz tragizmu, wywołując w czytelniku istne katharsis. Ja nigdy nie będę taka sama, jak przed przeczytaniem serii Igrzysk Śmierci. I wątpię, iż kiedykolwiek coś je przebije, bo magia w tych książkach podszyta pod cierpienie ludzkie oraz dążenie do zwycięstwa w walce o swoją godność i wolność, po prostu poraża.
Nawet nie wiem, jak powinnam zacząć, bo to święta chwila. Nareszcie, po tylu miesiącach oczekiwania Kosogłos pojawił się w księgarniach. Jestem świeżo po przeczytaniu, wciąż ledwo widząc na oczy od łez, lecz wciąż w pamięci mam wyraźny każdy szczegół, zatem nie powinnam niczego pominąć…
Płakałam prawie przez każdą stronę tej części. Żadna inna książka/seria nie miała tego...
2011-03-25
Jest to trzecia książka Sparksa, którą przeczytałam i zdecydowanie z nich najlepsza. widać, że jest to jedna z jego starszych powieści, wydawało mi się, jakby nie był rozpisany i jeszcze tak 'naturalny' w formowaniu świata, jak to było w następnych, ale nie kryję, iż taki Sparks bardziej trafił w mój gust. ta książka dogłębnie mnie wzruszyła i najbardziej zaciekawiła, a także przekonała, że chcę poznać kolejne jego historie.
gdyby można było porównać książkę do materiału, List w butelce nazwałabym aksamitem - jest taka... miękka, płynna, przyjemna. cała akcja płynie zaskakująco spokojnym nurtem, choć książka jest krótka i zdawać by się mogło, iż co stronę będziemy dostawali jakąś 'bombę', tworzącą powoli chaos. nie oglądałam filmu z czego się cieszę, bowiem stworzyłam własny, niejako bardziej prawdziwy i bliższy mi wizerunek tej powieści. zakończenie jest w iście sparksowym stylu - przede wszystkim zaskakujące, ale też smutne, choć dające nadzieję. czytając List... w życiu bym się nie spodziewała, co zastanę na końcu i nie będę oszukiwała, iż wycisnęło kilka moich łez. szkoda, że nie mam okazji poznania, co było dalej, bowiem okrutnie mnie to nurtuje - jak wszystko się potoczyło dalej, co z tą nadzieją i wiarą, czy faktycznie mają aż taką siłę?
książkę polecam nie tylko osobom, które wciąż żyją przeszłością z bliską osobą, której już nie ma na tym świecie, ale także tym, którzy jedną nogą kurczowo trzymają się bezpiecznej próżni, bojąc się zrobić krok na przód. tym, którzy podobnie jak ja pewniej się czują w tym, co już znają i nie mają w sobie tyle odwagi, aby wyrwać się z tej ułudy.
Jest to trzecia książka Sparksa, którą przeczytałam i zdecydowanie z nich najlepsza. widać, że jest to jedna z jego starszych powieści, wydawało mi się, jakby nie był rozpisany i jeszcze tak 'naturalny' w formowaniu świata, jak to było w następnych, ale nie kryję, iż taki Sparks bardziej trafił w mój gust. ta książka dogłębnie mnie wzruszyła i najbardziej zaciekawiła, a...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-05-28
książka, która ma w sobie pełno sprzeczności. to przy niej dopiero zaczęłam dostrzegać schematyczność paranormalnych romansów o nastolatkach i ich boskich ukochanych, co trochę działało na jej niekorzyść. ale przy tym to książka z tak swoistym i charakterystycznym klimatem, jakiego nie doszukałam się nigdy wcześniej. każdy element fabuły wpływa na jej korzyść i w sumie widoczne jest odbieganie autorki od książek 'na fali' - czasem udane, czasem mniej. mimo wszystko wciąga, wręcz zasysa, nie istnieje takie słowo jak nuda podczas jej czytania. końcówka (która jest istną jazdą bez trzymanki) i kilka szczegółów, wątków wpływa na jej końcową ocenę, a zatem maksymalną ilość gwiazdek.
nie mamy tutaj sierotki zagubionej w swej rzeczywistości, wzdychającej do swojego ideału, który oczywiście ją pokochał (choć nie można powiedzieć, iż Grace nie wzdychała do Daniela :)). przedstawiona nam została tłumiona dziewczynka z protestanckiej, konserwatywnej rodziny, która raczej chyba gra świętą, niż nią jest. można dostrzec w niej iskrę, którą kolejna część dopiero wyciągnie na powierzchnię - przez to jeszcze bardziej uwielbiam tą książkę, bo nie mogę się doczekać kolejnej części! nie było cudownego olśnienia i nagle wiecznej, nieskończonej miłości - główni bohaterowie mieli swoją pasjonującą historię powiązaną także z bratem dziewczyny, której rozwiązanie wprawiło mnie w zachwyt, czy może być jeszcze lepiej? owszem może, zaczekajcie na końcową akcję. usiądźcie wygodnie w krześle i pilnujcie swojej szczęki, aby zbyt nisko nie opadła ;) czegoś takiego zupełnie się nie spodziewałam(no może troszeczkę jakiś mniej ważnych rozwiązań). ostatnie kilka stron jest esencją Dziedzictwa mroku, poprowadzone w tym świetnym klimacie, urocze ale przy tym i smutne. moje ulubione zakończenie, które zadowoliło mnie w pełni-nie było cukru (jak przez całą książkę, na marginesie), było w miarę pozytywnie, ale też nie do końca. poza tym zakończenie książki uważam za jedno z najlepszych jakie kiedykolwiek czytałam.
owszem, były i irytujące momenty, oraz takie które pozostawiły we mnie ślad niewiedzy (jedna rzecz jest według mnie zupełnie niejasna, ale może się czepiam?). kiedy nie byłam jeszcze tak wciągnięta w całą historię chciało mi się trochę śmiać, iż Grace dołączyła do zacnego grona bohaterek googlujących swoje obiekty uczuć, czy wybierających się pod koniec książki na bal. utarty schemat, który już wcale nie dziwi, a wręcz przeciwnie - może trochę zażenować czytelnika. ale te szczegóły w całokształcie absolutnie nie wpłynęły na moje odbieranie Dziedzictwa mroku. Autorka wprowadziła 'nowy-stary' typ 'groźnego bohatera', a mianowicie to kim jest - nazwałabym to dziwnym dziwadłem, bo nie chcę spoilerować, ale nie rozumiem jak można 'to' połączyć z wiarą :) pani Despain to zrobiła, a ja potzrebowałam trochę czasu aby się przyzwyczaić.
postacie są dobrze skonstruowane, żadne nie 'przesadza' w którąś ze stron, nikt mnie nie irytował. język autorki także jest bez zarzutu, wręcz powiedziałabym, iż jest strasznie klimatyczny i czymś się wyróżnia. czy książka ta jest perełką wśród potoku paranormal romance dla nastolatek? nie pokusiłabym się o to określenie, czuję, iż zasłuży na nie dopiero kontynuacja - ci, którzy przeczytalni niech sięgną po zapowiedź następnej części i sami się przekonają :)
na pewno jedna z lepszych premier ostatniego czasu, absolutnie polecam.
książka, która ma w sobie pełno sprzeczności. to przy niej dopiero zaczęłam dostrzegać schematyczność paranormalnych romansów o nastolatkach i ich boskich ukochanych, co trochę działało na jej niekorzyść. ale przy tym to książka z tak swoistym i charakterystycznym klimatem, jakiego nie doszukałam się nigdy wcześniej. każdy element fabuły wpływa na jej korzyść i w sumie...
więcej Pokaż mimo to