rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

kiedy dostałam tą książkę w swoje ręce (jeden z moich ulubionych, najciekawszych cyklów powieści) od razu wiedziałam, że szybko się z nią uporam. jednak stopień 'wciągnięcia się' w fabułę, a także niemożność przestania o niej myśleć przekroczyło moje oczekiwania. o rany, jakże jestem szczęśliwa! ;) poprzednia część pozostawiła we mnie lekki zawód, ale Plaga zapełniła go po same brzegi! pokuszę się nawet o określenie, iż jest to najlepsza z dotychczasowych 'faz', bo choć każda jest jedyna w swoim rodzaju, nieporównywalna do poprzedniczek, ta wysuwa się na piedestał wszystkim tym, co opiszę poniżej...

śmierć. namiętność. upadek. ambicja. niemoc. Gone wskoczyło na wyższy poziom, obroty się podkręciły i chyba nikt nie ma złudzeń, że poprzednie fazy były jedynie rozgrzewką. jeszcze nigdy nie czytałam książki równie dynamicznej, buchającej akcją, pędzącą bez wytchnienia, od pierwszej strony już wpadamy do tej chorej karuzeli, która z każdym rozdziałem przyspiesza. jest coś okrutnie pasjonującego w śledzeniu staczania się, popełniania błędów przez bohaterów, wpadania w pułapki bez wyjścia, utknięcia w koszmarnej rzeczywistości, w której nie ma prawych rozwiązań. jest tylko ostateczność, przeklęta śmierć, która także nie jest tak pewna, jak dla nas, normalnych ludzi w normalnych warunkach. trudno jest oceniać tamtejsze wydarzenia, bo jaką miarą powinno się je traktować? to ETAP, tylko etap-owe miary mogą pozwolić nam nie załamać rąk nad okrucieństwem państewka pod kopułą. ale choć nie powinno się o tym zapominać, wciąż echem odbija się jeden, najgorszy fakt - bohaterowie mają po 10-15lat! to jeszcze dzieci, nie mają na tyle wykształconego kręgosłupa moralnego i wrażliwości, aby móc sobie z tym wszystkim poradzić...

w Pladze zupełnie zmienia się 'aura', każda z części ma swoją charakterystyczną iskrę. ja wyczułam w tej Fazie sfrustrowanie, szczególnie to odczuwane niższymi partiami naszych ciał ;) od razu uderzeni jesteśmy natłokiem kumulujących się (przez poprzednie części), często ze sobą sprzecznych emocji, które wreszcie wybuchają - stąd coraz gorsza sytuacja, choć czy wcześniej nie była już katastrofalna? kiedy uporano się poniekąd z głodem, nadszedł czas na spragnienie. brakuje wody, a nad całym miasteczkiem unosi się groźba powrotu uwięzionej Drako-Britney, która nie panuje nad swoją drugą twarzą, domagającą się zemsty. nikt nie chce otwarcie rządzić, dojrzalsi wiedzą, iż poświadczenie nowego prawa swoim imieniem może grozić całkowitą utratą godności, a może nawet i życia. organ sprawiedliwości także nie funkcjonuje jak powinien - podszyty jest pieniężnymi i handlowymi koneksjami, a miastem zarządza osoba, która w porę ogarnęła się z paniki i postanowiła wykorzystać to, co dał im ETAP. nie ma już bohaterów - nikt nie chce oglądać już swoich herosów, którzy przyszliby na ratunek w chwili zagrożenia. a zagrożenie czyha nie tylko u bram, ale także wewnątrz. dzieci ETAPU są same dla siebie największym zagrożeniem.
tak jak wsześniej Gone opierało się na walce, tak tutaj Plaga jest nią wręcz przesycona. powracają starzy wrogowie, zmieniają się siły w mieście. ambitni, stają się jeszcze ambitniejsi. przeciętni stają się sfrustrowani. najinteligentniejsi stają się bezradni. urodzeni do rządzenia są coraz bardziej chciwi. ale nikogo nie musi spotkać kara za to całe okrucieństwo i bezmyślność - jesteśmy w Perdido Beach. jedyne co mnie dziwi to ich wciąż imponująca populacja jak na ogrom walk, epidemii, nieurodzaju, które ich spotkały. logicznie powinna zostać jedynie garstka osób ;)

fani każdej pary oraz postaci znajdą coś dla siebie. nic pod tym względem się nie zmieniło - wciąż narracja skacze po różnych punktach widzenia, nikt nie wysuwa się na pierwszy, strategiczny plan, bo wszyscy są równie ważni. autor zaimponował mi taką kreacją, wszystko staje się takie... naturalne, rzeczywiste! jakbym była jedną z nich i przyglądała się osuwającemu spod stóp gruntowi, bo tak można nazwać koleje akcji, jaka dzieje się w tej części. także szokuje poziom brutalizacji w powieści dla młodzieży, często sadystycznej i sięgającej możliwego do wytrzymania zenitu. przeraża, to dobre określenie. Gone przeraża, ale przy tym tak fascynuje, iż nie można się oderwać. potrzeba przeżycia kolejnego dnia z bohaterami w Perdido Beach jest najsilniejsza, u mnie w odstawkę poszła nawet nauka, czy sen... ;) co zaskakujące liczne są tutaj także humorystyczne wstawki, które naprawdę mnie rozbawiły - choć sytuacje, w których wystąpiły do żartów średnio się nadawały. wątek fantastyczny niestety wciąż jak był zwiły, tak dalej jest. nie chcę zdradzać zakończenia, lecz powiem krótko: jak niejasna była sytuacja z Gaiaphage i Petem, tak niejasną pozostaje. bo nic się nie wyjaśniło - a może nic, czego bym nie podejrzewała. choć samo zakończenie nie wycisnęło ze mnie łez, wbiło mnie trochę mocniej w fotel, bo wbita w niego byłam od chwili przewrócenia pierwszej strony.
i ostatni plus za okładkę, która według mnie jest najlepszą z dotychczasowych.

jak przeżyję do kolejnej części? ;) idę poszukać spoilerów...

kiedy dostałam tą książkę w swoje ręce (jeden z moich ulubionych, najciekawszych cyklów powieści) od razu wiedziałam, że szybko się z nią uporam. jednak stopień 'wciągnięcia się' w fabułę, a także niemożność przestania o niej myśleć przekroczyło moje oczekiwania. o rany, jakże jestem szczęśliwa! ;) poprzednia część pozostawiła we mnie lekki zawód, ale Plaga zapełniła go po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

nie była to książka, której oczekiwałam. szukałam następcy na miarę Igrzysk śmierci, czegoś co pochłonie mnie do głębi, sprawi, że cały świat przestanie istnieć i zastąpi go ten przeczytany. nie dostałam tego co chciałam, powoli tracę nadzieję, iż kiedykolwiek dostanę coś, co mogłabym porównywać do IŚ. ale dostałam całkiem dobrą, nawet bardzo dobrą książkę w innym, nowym klimacie.
Dobrani reprezentują spokojną, trochę mdłą atmosferę. nie znajdzie się tutaj porywających scen akcji - szczerze mówiąc, nie ma takowych w ogóle, ale braki 'zakrywa' solidna historia, wciągający świat przedstawiony. niby coś nam przypomina, niby wcale nie jest taki innowacyjny... lecz to zupełne novum. alternatywny świat, który interesuje i woła, aby do niego wrócić.
historie bohaterów są nie tylko porywające, ale także wzruszające. choć nie znalazłam w tej pozycji typowego 'boom!', coraz to świeższe fakty zasysały w Dobranych, nie pozwalając się rozstać z nimi przed samym końcem, który trochę mnie rozczarował - spodziewałam się dreszczu emocji, pędzącej akcji i być może już jakiejś walki? ale był spokojny. za spokojny, jak prawie cała książka.
do największych plusów zaliczam ładny język i konstrukcję Dobranych, chyba też wierszowane wstawki i to, co się ich tyczyło (coś nowego, fajnego), a za najsłabszy punkt - centralny punkt, czyli uczucie Cassii i Ky'a, według mnie pospieszone i wyolbrzymione, bo o ile mogę je nazwać fascynacją, rozwijającym się zauroczeniem, to na pewno nie wielką, prawie że epicką miłością. nie czułam jej, zresztą zdecydowanie zbyt wcześnie na takie określenia, autorko! do wszystkiego potrzeba trochę czasu, a nie wmawiania czytelnikowi, jak to oni się niby kochają.

czekam na kontynuację, szczerze - chciałabym ją jak najszybciej, bo lubię takie antyutopijne opowieści ;)

nie była to książka, której oczekiwałam. szukałam następcy na miarę Igrzysk śmierci, czegoś co pochłonie mnie do głębi, sprawi, że cały świat przestanie istnieć i zastąpi go ten przeczytany. nie dostałam tego co chciałam, powoli tracę nadzieję, iż kiedykolwiek dostanę coś, co mogłabym porównywać do IŚ. ale dostałam całkiem dobrą, nawet bardzo dobrą książkę w innym, nowym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest to trzecia książka Sparksa, którą przeczytałam i zdecydowanie z nich najlepsza. widać, że jest to jedna z jego starszych powieści, wydawało mi się, jakby nie był rozpisany i jeszcze tak 'naturalny' w formowaniu świata, jak to było w następnych, ale nie kryję, iż taki Sparks bardziej trafił w mój gust. ta książka dogłębnie mnie wzruszyła i najbardziej zaciekawiła, a także przekonała, że chcę poznać kolejne jego historie.
gdyby można było porównać książkę do materiału, List w butelce nazwałabym aksamitem - jest taka... miękka, płynna, przyjemna. cała akcja płynie zaskakująco spokojnym nurtem, choć książka jest krótka i zdawać by się mogło, iż co stronę będziemy dostawali jakąś 'bombę', tworzącą powoli chaos. nie oglądałam filmu z czego się cieszę, bowiem stworzyłam własny, niejako bardziej prawdziwy i bliższy mi wizerunek tej powieści. zakończenie jest w iście sparksowym stylu - przede wszystkim zaskakujące, ale też smutne, choć dające nadzieję. czytając List... w życiu bym się nie spodziewała, co zastanę na końcu i nie będę oszukiwała, iż wycisnęło kilka moich łez. szkoda, że nie mam okazji poznania, co było dalej, bowiem okrutnie mnie to nurtuje - jak wszystko się potoczyło dalej, co z tą nadzieją i wiarą, czy faktycznie mają aż taką siłę?

książkę polecam nie tylko osobom, które wciąż żyją przeszłością z bliską osobą, której już nie ma na tym świecie, ale także tym, którzy jedną nogą kurczowo trzymają się bezpiecznej próżni, bojąc się zrobić krok na przód. tym, którzy podobnie jak ja pewniej się czują w tym, co już znają i nie mają w sobie tyle odwagi, aby wyrwać się z tej ułudy.

Jest to trzecia książka Sparksa, którą przeczytałam i zdecydowanie z nich najlepsza. widać, że jest to jedna z jego starszych powieści, wydawało mi się, jakby nie był rozpisany i jeszcze tak 'naturalny' w formowaniu świata, jak to było w następnych, ale nie kryję, iż taki Sparks bardziej trafił w mój gust. ta książka dogłębnie mnie wzruszyła i najbardziej zaciekawiła, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

zbyt dużo bezcelowej przemocy, prymitywna brutalizacja (która mogłaby być uzasadniona w warunkach jakim zostali poddani bohaterowie, ale... nie ma w tej książce dla niej wytłumaczenia, chyba że podciąga się pod nią ludzka głupota), zbyt dużo paskudnych dewiacji (i to wszystko w ledwie 3tysięcznym miasteczku na wygwizdowie?) oraz słabe rozwiązanie książki, które mogłoby podnieść jej ocenę. brak głębi, pasjonujących opisów, wciągającej akcji.
nie, nie i nie. żałuję, że ją przeczytałam - męczyłam się chyba z dwa tygodnie, tylko kilka razy wciągając się w akcję, a przez zdecydowaną większość będąc totalnie obojętną na przeboje, które serwowali nam psychiczni bohaterowie. zdecydowanie wolę Gone - pan Grant pobił 'mistrza Kinga' swą serią, choć jest o dzieciakach.

zbyt dużo bezcelowej przemocy, prymitywna brutalizacja (która mogłaby być uzasadniona w warunkach jakim zostali poddani bohaterowie, ale... nie ma w tej książce dla niej wytłumaczenia, chyba że podciąga się pod nią ludzka głupota), zbyt dużo paskudnych dewiacji (i to wszystko w ledwie 3tysięcznym miasteczku na wygwizdowie?) oraz słabe rozwiązanie książki, które mogłoby...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

trudno mi się wystawić ocenę Upadłym, bo były chwile, kiedy książka podobała mi się bardziej i mniej. zauważyłam w niej tendencję spadkową, co jest raczej odmienne w reszcie lektur - początek, środek mnie zafascynowały, wręcz nie mogłam się oderwać i nie wzdychać, jakie to wszystko jest nowe, inne, interesujące. jednak... rozczarował mnie koniec, a raczej od momentu kiedy Luce i Daniel urządzili sobie 'dłuższą pogawędkę'. nastał jakiś chaos, zupełnie zbędne stękania bohaterki, trochę irracjonalne działania, a wszystko to oblane aurą ckliwości i słodyczy. pomimo wszystko książka i tak totalnie nie zgadza się z moimi oczekiwaniami, jest o wiele lepsza niż przypuszczałam, dlatego łaskawie naciągnę ocenę do czterech gwiazdek.

samo miejsce akcji było... wow, chyba najbardziej niespodziewany element historii. do tej pory nie mogę się opędzić od myśli, że autorka trochę za bardzo rozszalała się z wyobraźnią, bo który poprawczak otoczony jest drutem kolczastym, pachnie w nim zgnilizną, ma lasek i jezioro, a do tego jeszcze spory cmentarz? mimo wszystko, nie przeszkadzają mi te wybujałe pejzaże, bo wszytko co dostałam mnie całkowicie zadowoliło. basen? niesamowite! :) ze zniecierpliwieniem czekałam, co wydarzy się w tych murach następne, nie mogłam wręcz przestać czytać.
już wcześniej wspomniałam o tendencji spadkowej Upadłych. tak jak wyżej napisałam, że wręcz ledwo widziałam już na oczy, bo nie mogłam się doczekać aż dowiem się chociaż co będzie kartkę dalej, myślałam że ten poziom utrzyma się do samego końca, w końcu które końcówki są słabe - one zazwyczaj są najbardziej wspaniałe, najciekawsze! tak jak wzdychanie Luce do Daniela mi w ogóle nie przeszkadzało, a ich gra 'odpycham cię-a ty za mną wciąż biegniesz' była frapująca, gdzieś pod sam koniec, kiedy mieli swą 'dłuższą rozmowę' wszystko zaczęło mi się psuć. autorka zamiast skupić się na akcji, istotniejszych rzeczach mieszała mi ciągle jakimiś opisami cieni (po raz setny z kolei, kiedy wcześniej były one raczej mniej wyczerpujące), albo kolejnym westchnięciem nad profilem, torsem, oczami, skrzydłami Daniela. czułam się trochę, jakby ta książka dała mi w twarz - czemu akurat w takich momentach musi pojawić się element ckliwości i melodramatu? czemu Luce musi po raz trylionowy myśleć to samo, do tego w tak... naiwny, jakby zaślepiony sposób. tak, coś poszło nie tak z dojrzałością pod koniec Upadłych, a końcowa akcja prawie w ogóle nie wbiła mnie w fotel, mogę napisać, że średnio ogarniałam, co tam się dzieje...
bohaterowie mi nie przeszkadzali (poza Luce, wyjątkowo smętna, zbyt dużo myśląca i naiwna dziewczyna), zarówno ci bardziej pierwszoplanowi, jak i ci dalsi. panów Daniela i Cama polubiłam mniej więcej tak samo, choć skłaniam się raczej ku temu pierwszemu, bowiem ten drugi ma w sobie coś strasznie fałszywego, obłudnego, co kłóci mi się z jego wizerunkiem. plus dla autorki, że nie bała się uśmiercić kilka postaci, czego także nie spodziewałam się po serii tego typu. sama historia Luce i Daniela jest wręcz niesamowita. jak można nie oprzeć się wizji przeklętych, wiecznych kochanków? było w tym coś tak uroczego, ujmującego... bardzo podoba mi się ta idea i będę się modliła, aby autorka jej nie popsuła, bo jak na razie bardzo była oszczędna w tłumaczeniach - pourywane, przerywane zdania, kiedy już myślałam, iż czegoś ważnego się dowiem, pourywane sceny... mogła by być choć odrobinę bardziej wylewna ;)


książka bardzo mnie zaskoczyła, spodziewałam się czegoś słabszego, bardziej nostalgicznego, czegoś przypominającego bełkot cierpiącej psychicznie osoby. to silny debiut, którego niech nikt nie pozwoli zepsuć pani Kate w dalszych częściach! chociaż i tak sięgnę po wszystkie następne części, bo po prostu muszę wiedzieć wszystko o co chodzi z Luce, Danielem i Camem...

trudno mi się wystawić ocenę Upadłym, bo były chwile, kiedy książka podobała mi się bardziej i mniej. zauważyłam w niej tendencję spadkową, co jest raczej odmienne w reszcie lektur - początek, środek mnie zafascynowały, wręcz nie mogłam się oderwać i nie wzdychać, jakie to wszystko jest nowe, inne, interesujące. jednak... rozczarował mnie koniec, a raczej od momentu kiedy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

nawet nie wiem od czego za bardzo zacząć... może od tego, że miałam zbyt wygórowane oczekiwania do tej książki i jestem strasznie szczęśliwa, że moje skąpstwo nie pozwoliło wydać mi na nią pieniędzy? to byłyby pieniądze wyrzucone w błoto, jak nie gorzej. nie mogłabym sobie wybaczyć, że straciłabym je na TO i zapewne już nigdy nie odważyłabym się kupować niczego na ślepo. chociaż moje plany nie były do końca takie ślepe - zagraniczne opinie były bardzo pozytywne, tylko sporadycznie trafiały się negatywne i tutaj pojawia się moje pytanie: dlaczego? Co takiego jest w tej beznadziejnej książce, że niektórym się spodobała? starałam się spojrzeć bardziej przychylnie na Śmiertelny sekret, ale nie potrafię. zirytowała mnie tylko ta lektura, ot co. postaram się wyjaśnić swoje zdanie...

od początku nie było dobrze, ale starałam się nie zrażać, lecz im dalej brnęłam, tym moja złość się pogłębiała. od wytrzeszczania oczu z niedowierzania, że ta historia jest tak płytka i potraktowana po macoszemu, po wzdychanie kiedy wreszcie dobrnę do końca i będę mogła przestrzec innych przed kupnem. czytałam ebooka, który nie zawierał zakończenia - urwał się w połowie jednej ze scen, więc myślałam, że to wyjątkowo żałosny cliffhanger mający na celu wyłudzenie pieniędzy, aby dowiedzieć się w następnej części, co się stanie z naszą szanowną bohaterką, lecz aby rzetelniej podejść do wystawienia oceny postarałam się poszukać prawdziwej końcówki. może dobrze, że jej nie dostałam, bo chyba bym parsknęła śmiechem... nie będę jej głębiej oceniała, bo owszem, nie przeczytałam jej, ale także wolę się skupić na ogólnym zarysie Śmiertelnego sekretu.
wszystko rozpoczyna się uratowaniem Camelii przez nieznajomego, tajemniczego chłopaka przed rozpędzonym samochodem na parkingu szkolnym. oczywiście, ona nie może o nim zapomnieć, ale jej pragnienia zostają zaspokojone - dołącza na jej lekcje chemii, a co gorsze... zostaje jej partnerem i muszą razem pracować nad miksturami! myślę, że będziecie zaskoczeni tym, że on się do niej w ogóle nie odzywa, tylko ją obserwuje, sprawia wrażenie jakby jej nie lubił, widują się czasem na stołówce.... koniec żartów, bo nie śmieszy mnie to zupełnie. tak, historia jest zerżnięta żywcem ze Zmierzchu i nie wychodzę z podziwu dla autorek, które albo są nieświadome 'powtarzalności swego genialnego pomysłu', albo z premedytacją chcą się przyssać do maszyny pieniędzy, jaką jest owa saga. niestety, nie mam zbyt dużego szacunku do takich autorów - bo ile razy można czytać TO SAMO, naprawdę są tak głupi, czy raczej perfidni?
nie polubiłam w danej lekturze niczego poza samym niezłym, świeżym pomysłem na 'specjalne zdolności' Bena. nie wiążą się z jego paranormalną naturą, ale także nie są do końca czymś powszechnym - podobało mi się, ale niestety forma przekazu daje wiele do życzenia. główni bohaterowie nie mają między sobą ani krzty chemii, prawie w ogóle się nie widują, nie rozmawiają ze sobą i nagle mają wspaniałą więź. ich osoby także nie są zbyt głębokie, wielowymiarowe - bardziej płaskich manekinów chyba nie doświadczyłam nawet w Wampirach z Morganville. po prostu... trudno mi nawet nazwać, jak ja to odebrałam, ale byli dla mnie płascy jak kartki książki. zero rozwoju, zero wzbudzenia ciekawości, wszyscy byli dziwni oraz mało elokwentni. tutaj pojawia się kolejny problem - zapomnijcie o opisach, nie dowiecie się nawet jaki kolor włosów ma Ben, ale za to poczytacie o markach jakiś nieznanych w Polsce napojów, które wypływają w trakcie porównań wysnuwanych przez któregoś z bohaterów. irytuje mnie ta maniera niesamowicie, bowiem na co nam sypanie markami, jak nie ma ani słowa o wyglądzie np. sali od chemii, lodziarni, domu Camelii? nie ma nic, pustka.
dialogi rodem z gimnazjum. zdesperowani, silący się na zabawność, czy cokolwiek autorka sobie myślała pisząc dialogi. ciągłe nawiązania do bielizny, seksu, czy innych głupkowatych 'żartów'. czytając je ściskało mnie w środku, może jedynie na danym etapie szkolnego rozwoju bym uznała je za... bardziej normalne.
w Śmiertelnym sekrecie nie ma żadnej głębi, wszystko potraktowane jest, jakby sunąć palcami po tafli wody. relacjonowanie zdarzeń, krótko na dodatek, oszczędnie w słowach i metaforach, bardzo ubogo i niezadowalająco, choć muszę zaznaczyć, iż nie jestem szczególnie wymagającym czytelnikiem, nie wymagam nie wiadomo jakiego poziomu ambicji w czytanych książkach - ale cofnięcia się w rozwoju po ich przeczytaniu także nie ;) autorka ratowała się rozpaczliwie wysnuwaniem podejrzeń wobec KAŻDEGO bohatera, jakoby to on mógł być dręczycielem biednej Camelii. jej ekschłopak, nowy tajemniczy nieznajomy, pracodawca (ale czemu właściwie ona tam pracuje? pokrywa się to z jej zainteresowaniami? nie wiadomo...), jakiś sąsiad który dziwnie się na nią patrzył, a nawet najbliżsi znajomi, nie wyłączając przyjaciółki, która gdzieś pod koniec kręci i zaprzecza sama sobie. nie wprowadziło to grozy, która powinna się wiązać z literaturą tego typu (narracja jest prowadzona z punktu ofiary oraz prześladowcy, który zalewa dziewczynę wyzwiskami, a jego myślenie... przeraża, dosłownie, ale nie w pozytywnym senie, zachęcającym do dalszego czytania). dla mnie to było trochę... jak łapanie się wszystkich możliwości, aby tylko wywołać większe wrażenie na czytelniku.
no i na końcu pragnę także wspomnieć o braku sensu w niektórych faktach przewijających się, praktycznie połowa książki była zupełnie bez większego sensu. pojawia się jakaś informacja, ale nic nie wprowadza do fabuły - może miała tylko zapchać miejsce, aby lektura była obszerniejsza? wszystko zostało maksymalnie spłycone, można jedynie pomarzyć o choć jednej, bardziej rozważającej, czy analizującej sytuację myśli. główna bohaterka także jest strasznie... głupia i naiwna, nie mogę tego inaczej określić, kiedy zamiast zrobić coś, aby złapano prześladowcę, ta zaciera wszystkie jego ślady. tragedia.

zdecydowanie nie polecam, a wręcz przestrzegam. jak już pisałam - nie jestem okrutnie wymagającym czytelnikiem, ale chciałabym, aby książka którą czytam miała jakikolwiek poziom. Śmiertelny sekret to papka Zmierchu, fotostory z BravoGirl i wywiadu z gimnazjalistami. nic wartego poświęcenia tych kilku godzin, jakie trzeba zmarnować, aby go przeczytać.

nawet nie wiem od czego za bardzo zacząć... może od tego, że miałam zbyt wygórowane oczekiwania do tej książki i jestem strasznie szczęśliwa, że moje skąpstwo nie pozwoliło wydać mi na nią pieniędzy? to byłyby pieniądze wyrzucone w błoto, jak nie gorzej. nie mogłabym sobie wybaczyć, że straciłabym je na TO i zapewne już nigdy nie odważyłabym się kupować niczego na ślepo....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

na wstępie chciałabym napisać trochę o samej autorce. zaprezentowała ona tą książką swą nieograniczoną wyobraźnię, jej wielokierunkowość i bogactwo. nie mogę wyjść z podziwu, jak szeroki zakres tworzenia historii ma, bo choć Mechaniczny Anioł wypływa z trylogii Darów Anioła, niby jest do 'Miast' bardzo podobny, ale... przy tym jest zupełnie inny. obawiałam się powtarzalności, wręcz doszukiwałam się jej, ale poza jakimiś powierzchownymi podobieństwami, potraktowanymi na bardzo płytkim poziomie, nie ma nic co mogłoby budzić myśli: 'ale ja to już czytałam!'. świat, który wykreowała Clare jest jeden, ale historie dwie i równie niepowtarzalne, wyjątkowe, piękne. winszuję autorce, świetna z niej pisarka.

jedyne co nie pozwoliło mi w pełni zostać porwaną dziejami w Mechanicznym to moja miłość do Darów Anioła. one pierwsze zagarnęły miejsce w moim sercu, dlatego chyba tak po macoszemu traktuję ich prequela - który sam pod względem treściowym nie odbiega poziomem pod żadnym względem, pokusiłabym się o stwierdzenie, iż gdyby to Clare zaserwowała nam pierwszą trylogię Piekielnych Maszyn, to ona miałaby obecne miejsce Miast, a one musiałyby zadowolić się z góry narzuconym drugim miejscem :)
przyznam szczerze, że spodziewałam się drugich Miast... w wersji light. dlatego już od samego początku (pobytu Tessy u Mrocznych Sióstr) moje oczy rozszerzały się coraz bardziej. ta seria jest bardziej brutalna! więcej w niej krwi! więcej sadyzmu i przemocy! musiałam się do tego trochę przyzwyczaić, bo to co czytałam odbiegało od mojego wyobrażenia o owej książce. oczywiście, wszystko wyszło na duży plus, bo coraz wyraźniej czuć odrębność historii Instytutu londyńskiego. postacie są jeszcze bardziej wielowymiarowe, niż w Darach, przykładem może być chamski Will, który jak idealnie określił go Jem: 'próbuje wszystkim wmówić, że jest taki zły i gniewny'. epilog pozostawił we mnie chęć na więcej, mogłabym teraz sięgnąć po kolejną część, aby czytać dalej i dalej... no, ale pozostaje nam blisko rok czekania! okrutna Cassie! :)
podoba mi się także bardzo pomysł ze zmechanizowaniem stworów, świata. bardzo innowacyjny, ciekawy pomysł,mogący poprowadzić do interesujących akcji, wzbogacenia całego świata postrzeganego poprzez obydwie serie.
kolejnym plusem, o którym pragnę wspomnieć są łączniki z drugą serią - m.in. sensor, Church, Magnus. naprawdę niesamowitym uczuciem było czytać o tych fragmentach świata Miast... w zupełnie innej powieści, osadzonej ponad sto lat wcześniej. dzięki Mechanicznemu wszystko nabrało jeszcze większej głębi, znaczenia. uważam, iż to obowiązkowa lektura.
ale przy tym, jak przyjemna :)

na wstępie chciałabym napisać trochę o samej autorce. zaprezentowała ona tą książką swą nieograniczoną wyobraźnię, jej wielokierunkowość i bogactwo. nie mogę wyjść z podziwu, jak szeroki zakres tworzenia historii ma, bo choć Mechaniczny Anioł wypływa z trylogii Darów Anioła, niby jest do 'Miast' bardzo podobny, ale... przy tym jest zupełnie inny. obawiałam się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pocałunek cienia jest jedną z książek, którym bez wahania przyznaję pięć gwiazdek od dłuższego okresu maksymalnie czterogwiazdkowego oceniania. w skali 10punktowej dostałaby 9.9, bowiem tylko Igrzyska śmierci zasługują na pełną dziesiątkę... :) mimo wszystko jest to jedna z lepszych pozycji, z którymi się kiedykolwiek spotkałam! brakuje mi słów, aby opisać to, co się w niej dzieje, bo to paleta różnobarwnych emocji - od śmiechu, po łzy, od radości, po rozpacz, od obłędu po niesamowitą odwagę. miała w sobie absolutnie wszystko i nawet znajomość najważniejszego faktu nie zaburzyła mojej fascynacji w trakcie przewracania kolejnych kartek (na marginesie, pozdrawiam 'uprzejmą' osobę, która uraczyła mnie spoilerem! może dzięki tobie zaoszczędziłam na chusteczkach, ale straciłam tą iskrę, którą chciałam tak bardzo poczuć przy tej scenie). Pocałunek cienia jest zdecydowanie najlepszą jak do tej pory częścią, bez wątpienia. warto przeczytać poprzednie choćby po to, aby sięgnąć po to cudo. idealnym przymiotnikiem, które ją określa jest FENOMENALNA. tak, z dużych liter moi drodzy :)

nie chcę się długo rozpisywać, bo trzeba przeczytać tą lekturę, ja dziękuję sobie, że nie odłożyłam serii po średniej Akademii Wampirów, pierwszej części, bo teraz urosła ona do grona moich faworytów. w Pocałunku cienia podobało mi się absolutnie wszystko, pani Mead przeszła samą siebie - nie spodziewałam się, że otrzymam coś równie pięknego, przejmującego. już sam początek zapowiadał niesamowitą, pełną wrażeń podróż. dodatkowo zauroczył mnie humor, który chyba występował najgęściej własnie w tej części. zmieniło się także moje podejście do niektórych bohaterów - Rose zaimponowała mi swoją odwagą, śmiałością, ciągłym wtrącaniem się w sam środek przerażającej akcji i ani trochę nie przeszkadza mi jej narwanie :) Dimitri także zyskał w moich oczach, choć zawsze był jedną z lepszych postaci w serii - w Pocałunku cienia... nareszcie nawiązałam z nim jakąś więź, przestał być tak mdły, neutralny. Lissa - do niej jedynej straciłam szacunek, choć do tej pory mogłam jej bronić. Nigdy więcej, nie wierzę, że nie chciała pomóc Rose, jej egoizm sięgnął szczytu. Adrian - mój ulubiony fragment świata wykreowanego przez autorkę :) nie stracił w moich oczach, ani także nie zyskał, bo od samego początku go uwielbiałam, trzymał swą formę, urozmaicając serię. Bez niego najprawdopodobnie nie patrzyłabym tak przychylnie na Akademię Wampirów, bo wprowadził do niej coś, co kocham w książkach. I muszę szczerze przyznać, że nie oczekuję jego związku z Rose, ale nie martwi mnie to o dziwo ani trochę :)

Pocałunek cienia - pogłębienie wiedzy o istniejących już 'zjawiskach', podróż pełna niespodzianek, zmiennych nastrojów (od smutku, po szczęście, od łez, po uśmiech...), walka na śmierć i życie (dosłownie!). coś niesamowitego, nie wierzę, że ktoś mnie na tyle kocha, że miałam okazję zapoznać się z tą książką! :)
powtórzę jeszcze raz: FENOMENALNA. nie mogę wytrzymać w oczekiwaniu na 4część...

Pocałunek cienia jest jedną z książek, którym bez wahania przyznaję pięć gwiazdek od dłuższego okresu maksymalnie czterogwiazdkowego oceniania. w skali 10punktowej dostałaby 9.9, bowiem tylko Igrzyska śmierci zasługują na pełną dziesiątkę... :) mimo wszystko jest to jedna z lepszych pozycji, z którymi się kiedykolwiek spotkałam! brakuje mi słów, aby opisać to, co się w niej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta część jest zdecydowanie lepsza od poprzedniej! Jest więcej napięcia, stresu, niewyjaśnionych sytuacji… No i pojawia się wreszcie bohater, którego brakowało od samego początku Akademii Wampirów – taki, który podnosi ciśnienie, wywołuje mimowolnie uśmiech, nie można doczekać się, aż znów się pojawi :) (ale o tym później) Opinie, iż w tej serii następuje wraz z kolejną kontynuacją tendencja zwyżkowa są jak najbardziej prawdziwe. Czytając ‘W szponach mrozu’ na początku znów miałam mieszane uczucia, bo niby mi się podobały, ale wciąż to nie było TO, czego oczekiwałam. Do czasu moi drodzy, pierwsze sto stron, choć także wprowadzają w klimat i wieją atmosferą grozy, były ciszą przed burzą. Im dalej ze stronami, tym lepiej. Na końcu tradycyjnie – jak przy dobrej lekturze – po prostu nie mogłam się oderwać. Autorka zapewniła przerażający, łzawy koniec. Nie mogę kłamać, iż się nie wzruszyłam. Choć można go uznać za widowiskowy, ale jest także zręcznym pozbyciem się jednej z ‘niewygodnych’ postaci w bieżącej emocjonalnej sytuacji. Autorka zapewne z zamysłem dokonała takiego rozwiązania akcji, lecz… nie mogę mieć w tych okolicznościach żadnych pretensji. Zrobiła to brawurowo, w piękny sposób. Wyciskający kilka łez, a także dający tą ulgę, którą się odczuwa na końcu tylko najlepszych lektur.
Cała część jest logiczną, świetnie zaplanowaną kontynuacją. Nie odczuwa się ani jakiś luk w fabule, ani niekonsekwencji w prowadzeniu postaci. Wszystko jest takie, jakie być powinno, a wręcz można rzec – iż jeszcze lepsze. Autorka miała dobre, zgrabnie poprowadzone pomysły. Nic nie irytuje, ani nie zniechęca. Przeciwnie – zasysa do dalszego czytania :)
Co do postaci: Rose choć wciąż ma w sobie coś, co przyprawia mnie o ból głowy, jednak pod koniec ‘W szponach mrozu’ nabrałam do niej trochę sympatii. Ta dziewczyna nie tyle, że nie ma ogłady, ona jest… po prostu strasznie infantylna i zadufana w sobie. Nie są to pożądane przeze mnie cechy charakteru, lecz nie przeszkadzałyby mi, gdyby nie ujawniałyby się w sposób taki, jaki ona prezentuje. Nie jest nareszcie nieśmiałą, zakompleksioną bohaterką charakterystyczną dla tego gatunku? Owszem, ale ona przegina w drugą stronę i to także nie działa na korzyść. Zgadzam się w tej jednej kwestii z Dymitrem – jest wciąż dzieckiem. Lecz czuję, iż końcowe wydarzenia zmienią ją na lepsze i dlatego nie mogę doczekać się trzeciej części. Mam nadzieję, że zostawi w sobie trochę tej iskry, ale także przestanie być taka bezczelna i egocentryczna :) Co do Dymitra nie zmieniłam zdania od pierwszej części, dalej je podtrzymuję. Jest dojrzały, spokojny, silny psychicznie, cierpliwy itd., ale w tym wszystkim… jest po prostu mdły i nużący. Całkowicie mi obojętny, choć muszę przyznać, iż ostatnia scena, kończąca tą książkę była ujmująca i trochę przychylniej spojrzałam na związek Rose z Dymitrim.
Jakiego zaskoczenia doznałam, kiedy wreszcie na arenę wskoczył nowy bohater! Kiedy tylko wypowiedział pierwsze słowo – od razu poczułam do niego tą silną więź, jaką się ma z ulubionymi bohaterami. Adrian Iwaszkow. Słodki drań, tak różny od Dymitra – i to właśnie w nim uwielbiam. Ale pomimo tej swojej specyficznej aury, nie wydaje się być niebezpiecznym bohaterem, nie wydaje mi się, aby mógł kogokolwiek z premedytacją zranić, a przede wszystkim mam tu na myśli Rose. Ich chemia była odczuwalna, i to bardzo :)
Muszę przyznać, że dopiero kiedy Adrian się pojawił, od razu odkryłam czego tak notorycznie brakowało mi w Akademii Wampirów, a także w początku W szponach mrozu – postaci takiej jak on, która by sprawiała, że nie mogę się doczekać, kiedy przeczytam o nim coś więcej… Sprawił tą serię magiczną i automatycznie odrzuciłam myśli, aby porzucić dalszą lekturę kolejnych części. Nie wycofam się w tej chwili, kiedy się pojawił!

Podsumowując. W szponach mrozu jest zdecydowanie lepsze od poprzedniczki, wciąga w serię w taki sposób, że nie można sobie wyobrazić, aby nie sięgnąć po kontynuację – a czytając opinie, iż jest jeszcze lepsza… Oszaleję, jeśli w niedługim czasie jej nie przeczytam :)

Ta część jest zdecydowanie lepsza od poprzedniej! Jest więcej napięcia, stresu, niewyjaśnionych sytuacji… No i pojawia się wreszcie bohater, którego brakowało od samego początku Akademii Wampirów – taki, który podnosi ciśnienie, wywołuje mimowolnie uśmiech, nie można doczekać się, aż znów się pojawi :) (ale o tym później) Opinie, iż w tej serii następuje wraz z kolejną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

krótki rys fabuły: seksowna Raven (opis jej seksowności)-> seksowny Michaił (opis jego seksowności) -> seks -> rozmowa prowadząca do seksu -> seks (ze szczegółowymi, wręcz anatomicznymi opisami czynności) -> seks (czemu nie dwa razy?) -> coś się paliło, chyba czyjś dom -> seks, a jakże inaczej -> no i na koniec znów seks.

żałosna książka, na początku pomysł był niezły, ale nie rozumiem celu (specjalnie liczyłam!) szczegółowych opisów aktów płciowych czasami mnogich w trakcie jednej nocy, których było około 10 na ledwo ponad 300stron książki. nic sobą nie wniosła poza może nowymi pozycjami z kamasutry... co swoją drogą nawet nie podciąga się pod romans fantastyczny, ale chyba już raczej na lekturę dla impotentów.
zdecydowane i głośne NIE!

krótki rys fabuły: seksowna Raven (opis jej seksowności)- seksowny Michaił (opis jego seksowności) - seks - rozmowa prowadząca do seksu - seks (ze szczegółowymi, wręcz anatomicznymi opisami czynności) - seks (czemu nie dwa razy?) - coś się paliło, chyba czyjś dom - seks, a jakże inaczej - no i na koniec znów seks.

żałosna książka, na początku pomysł był niezły, ale nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

opinia pisana jest na świeżo po skończeniu książki :) z Crescendo wiążą się u mnie kontrastujące uczucia - niby było ciekawe i nieźle napisane, ale nie wiem, czy nie spodziewałam się czegoś więcej, a wręcz nie zawiodłam się, w szczególności na kreacji bohaterów, którzy swoim działaniem mnie zaskakiwali (w negatywnym sensie). przed ostatnimi 100stronami chciałam wystawić jeszcze niższą ocenę i zbyt pochopnie oceniłam całą książkę. kiedy dotarłam do ostatniej strony ilość gwiazdek się powiększyła, bo treść była zdecydowanie bardziej interesująca, wciągająca, nieprzewidywalna (a nie spodziewałam się, że to powiem).
na początku miałam Crescendo za przewidywalne, cóż, póki nie dotarłam do 'ostatecznej akcji' :) muszę przyznać, iż większość rzeczy przewidziałam, ale tak się pokomplikowały i wydawały się na tyle nieprawdopodobne, że nie przypuszczałam podobnego zakończenia. ogólnie książka ma swoje wzloty i upadki, prolog i pierwsze kilka rozdziałów wprowadziły w idealnie mroczny klimat, który sprawił, że opiewałam zachwytem nad dalszą lekturą. lecz dalsze rozdziały choć były... niemniej ciekawe, a wręcz bardzo fajne - bo opisywały bohaterów w odmiennych niż dotychczasowe rolach - uważam je za słabszą część kontynuacji. ostatnie kilka rozdziałów - ciśnienie się podniosło i przychylniej spojrzałam na Crescendo.
cóż, nie ukrywam, że jestem trochę zawiedziona jednym faktem, a mianowicie kreacją bohaterów. zdawała mi się zupełnie poza charakterem, w szczególności mam na myśli Norę i Patcha. to co wyprawiali sprawiało, że czasem miałam ochotę rzucić książką o ścianę. Patch stał się totalnym dupkiem, z którym nie chciałabym mieć nic doczynienia. Owszem, od początku był arogancki, 'mroczny' i niebezpieczny, ale w tej części przeginał na każdej linii, straciłam do niego część swojej sympatii. Nora z kolei robiła z igły widły - ostro przesadzała, wręcz histeryzowała, czego nie pamiętałam z Szeptem. Zmieniła się i to na niekorzyść. Miała kilka 'genialnych' momentów, kiedy zastanawiałam się, kim ona w ogóle jest, przykład: jak zastanawiała się, czy Patch ją chce zabić, albo jak na siłę zupełnie niespodziewanie chciała wzbudzić zazdrość, czy cokolwiek w 'tamtych' momentach sobie myślała. jej zachowanie było tragicznie naiwne, zgłupiała do reszty, przykro mi było czasem czytać jej myśli.
ta część wydaje mi się mimo wszystko bardziej dynamiczna i jakby lepiej przez autorkę napisana. możliwe, że becca się rozpisała i otrzymaliśmy tego efekty. Crescendo jest jeszcze bardziej 'rzeczywiste', a do tego przyczyniały się sytuacje życia codziennego, jakie zostały wplecione w zupełnie nienormalne wydarzenia :) ogólnie nie potrafię wyjaśnić co dokładnie podobało mi się w całym zarysie drugiej części - miała świetne, pokryte grozą, ale i bardzo prawdziwe tło. już sam prolog wprowadził odpowiedni klimat, który utrzymywał się do samego końca - jakaś ciemna, niepokojąca cisza, owa groza i niebezpieczeństwo. autentycznie to czułam, nawet w chwilach bardziej zabawnych, trywialnych.
za słabą stronę uważam często pojawiające się znikąd (dosłownie) pewne rzeczy, fakty, czy rozważania Nory, która nagle zaczyna myśleć o czymś zupełnie irracjonalnym, tudzież mota się już we własnych rozważaniach. zauważyłam to kilka razy, pojawił się na kartach lekki chaos, którego becca do końca nie zdołała opanować :)
nie zabrakło humoru - Vee odpracowała swoją komediową rolę, bo to znów ona głównie wprowadzała na kartki książki uśmiech. mocną stroną tej książki są 'gorętsze' sceny pomiędzy Norą i Patchem, ciśnienie się niebezpiecznie podnosiło, a napięcie i podniecenie można było pociąć nożem, tak było gęste :) szczerze - nie spotkałam się chyba nigdy wcześniej z tak niby zwyczajnymi, ale zarazem niezwykle gorącymi scenami.
zakończenie... kto pozwala na przerywanie autorom w takich momentach?! to powinno być prawnie zakazane! :)

gdy zamknęłam lekturę mogłam z ulgą przyznać, że nie naciągnęłam jej oceny. zasłużone cztery gwiazdki, dlaczego nie więcej? bo mimo wszystko nie czułam ekscytacji przez całą długość książki, były momenty kiedy w ogóle w nią zwątpiłam, były rzeczy (np. kreacja bohaterów), które mnie zaskoczyły na niekorzyść. i nie wciągnęłam się w nią tak szybko, jak w poprzednią. a pomimo tego, pomimo ogólnej opinii o 'lekkości i niedojrzałości' podobnych pozycji, nie potrafię racjonalnie wytłumaczyć, co sprawia, że tak uwielbiam tą historię. myślałam, że uznam Crescendo za niegodną kontynuację Szeptem, lecz po dokończeniu jej, nie mogę jej odebrać tytułu naprawdę dobrej kolejnej części :)

opinia pisana jest na świeżo po skończeniu książki :) z Crescendo wiążą się u mnie kontrastujące uczucia - niby było ciekawe i nieźle napisane, ale nie wiem, czy nie spodziewałam się czegoś więcej, a wręcz nie zawiodłam się, w szczególności na kreacji bohaterów, którzy swoim działaniem mnie zaskakiwali (w negatywnym sensie). przed ostatnimi 100stronami chciałam wystawić...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

książka, która ma w sobie pełno sprzeczności. to przy niej dopiero zaczęłam dostrzegać schematyczność paranormalnych romansów o nastolatkach i ich boskich ukochanych, co trochę działało na jej niekorzyść. ale przy tym to książka z tak swoistym i charakterystycznym klimatem, jakiego nie doszukałam się nigdy wcześniej. każdy element fabuły wpływa na jej korzyść i w sumie widoczne jest odbieganie autorki od książek 'na fali' - czasem udane, czasem mniej. mimo wszystko wciąga, wręcz zasysa, nie istnieje takie słowo jak nuda podczas jej czytania. końcówka (która jest istną jazdą bez trzymanki) i kilka szczegółów, wątków wpływa na jej końcową ocenę, a zatem maksymalną ilość gwiazdek.
nie mamy tutaj sierotki zagubionej w swej rzeczywistości, wzdychającej do swojego ideału, który oczywiście ją pokochał (choć nie można powiedzieć, iż Grace nie wzdychała do Daniela :)). przedstawiona nam została tłumiona dziewczynka z protestanckiej, konserwatywnej rodziny, która raczej chyba gra świętą, niż nią jest. można dostrzec w niej iskrę, którą kolejna część dopiero wyciągnie na powierzchnię - przez to jeszcze bardziej uwielbiam tą książkę, bo nie mogę się doczekać kolejnej części! nie było cudownego olśnienia i nagle wiecznej, nieskończonej miłości - główni bohaterowie mieli swoją pasjonującą historię powiązaną także z bratem dziewczyny, której rozwiązanie wprawiło mnie w zachwyt, czy może być jeszcze lepiej? owszem może, zaczekajcie na końcową akcję. usiądźcie wygodnie w krześle i pilnujcie swojej szczęki, aby zbyt nisko nie opadła ;) czegoś takiego zupełnie się nie spodziewałam(no może troszeczkę jakiś mniej ważnych rozwiązań). ostatnie kilka stron jest esencją Dziedzictwa mroku, poprowadzone w tym świetnym klimacie, urocze ale przy tym i smutne. moje ulubione zakończenie, które zadowoliło mnie w pełni-nie było cukru (jak przez całą książkę, na marginesie), było w miarę pozytywnie, ale też nie do końca. poza tym zakończenie książki uważam za jedno z najlepszych jakie kiedykolwiek czytałam.
owszem, były i irytujące momenty, oraz takie które pozostawiły we mnie ślad niewiedzy (jedna rzecz jest według mnie zupełnie niejasna, ale może się czepiam?). kiedy nie byłam jeszcze tak wciągnięta w całą historię chciało mi się trochę śmiać, iż Grace dołączyła do zacnego grona bohaterek googlujących swoje obiekty uczuć, czy wybierających się pod koniec książki na bal. utarty schemat, który już wcale nie dziwi, a wręcz przeciwnie - może trochę zażenować czytelnika. ale te szczegóły w całokształcie absolutnie nie wpłynęły na moje odbieranie Dziedzictwa mroku. Autorka wprowadziła 'nowy-stary' typ 'groźnego bohatera', a mianowicie to kim jest - nazwałabym to dziwnym dziwadłem, bo nie chcę spoilerować, ale nie rozumiem jak można 'to' połączyć z wiarą :) pani Despain to zrobiła, a ja potzrebowałam trochę czasu aby się przyzwyczaić.

postacie są dobrze skonstruowane, żadne nie 'przesadza' w którąś ze stron, nikt mnie nie irytował. język autorki także jest bez zarzutu, wręcz powiedziałabym, iż jest strasznie klimatyczny i czymś się wyróżnia. czy książka ta jest perełką wśród potoku paranormal romance dla nastolatek? nie pokusiłabym się o to określenie, czuję, iż zasłuży na nie dopiero kontynuacja - ci, którzy przeczytalni niech sięgną po zapowiedź następnej części i sami się przekonają :)
na pewno jedna z lepszych premier ostatniego czasu, absolutnie polecam.

książka, która ma w sobie pełno sprzeczności. to przy niej dopiero zaczęłam dostrzegać schematyczność paranormalnych romansów o nastolatkach i ich boskich ukochanych, co trochę działało na jej niekorzyść. ale przy tym to książka z tak swoistym i charakterystycznym klimatem, jakiego nie doszukałam się nigdy wcześniej. każdy element fabuły wpływa na jej korzyść i w sumie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

nie jest to mój ulubiony styl i gatunek książek, dlatego miałam zaprzestać jej czytania na rzecz innej pozycji. jakżebym tego żałowała, całe szczęście, że ją dokończyłam po blisko stu stronach zwątpienia. zapewne będą i tacy, którzy 'wciągną' się już od pierwszej strony, ja potrzebowałam czasu, aby zaprzyjaźnić się z tą ciekawą, niebanalną książką.
jej dużym plusem jest realizm, bo choć główny wątek jest z założenia fantastyczny, cała historia nie wydaje się być oderwaną od prawdziwego świata. początkowo pomysł z 'magicznymi pigułkami' zdawał się być trochę naciągany, czy nawet infantylny, lecz wykonanie oraz poprowadzenia całej akcji obracają opinie o Będziesz tam? w stu procentach. postacie choć nie są szczególnie wyraziste (poza Mattem, którego uwielbiałam, wspaniały przyjaciel i przezabawny facet), tutaj nie ma czasu na podkreślanie ich odrębności, ważniejsze są inne kwestie, które porusza autor (trochę przypominający mi Sparksa tak na marginesie). choć nie mogę powiedzieć, że zadowoliło mnie wszystko, co się znalazło w książce, a sam koniec jednak wyobrażałam sobie inaczej - jakby mniej optymistycznie? - warto było poświęcić trochę czasu, aby dokończyć lekturę.
zazwyczaj krókie, powierzchowne opisy wywołują mój zawód, lecz tutaj nie przeszkadzało mi to zupełnie, gdyż chciałam dowiedzieć się co będzie dalej (szczególnie od czasu jednej z podróży dawnego Elliota, tej w której po raz pierwszy mówi, co 'przytrafiło' się Ilenie). sam styl pisania jest równie lekki, czytelnik pędzi przez kolejne strony, nie spodziewając się, jaki obrót przybierze zaraz akcja. niebanalny układ tekstu - na myśli mam teraz np. podwójną relację w tym samym czasie, każdą na inną postać - pozwala pomyśleć, że mamy do czynienia z czymś nowym, świeżym. sama historia mnie urzekła, w szczególności jej początek... wszystko jest zarazem takie rzeczywiste, a przy tym magiczne i jakby wyjatkowe.

bardzo ciekawa książka, powinna spodobać się fanom Sparksa i lekkich wtrąceń fantastyki w literaturze. ale reszcie także :) nie daję pięciu gwiazdek jedynie przez własne widzimisię, bowiem nie mogę powiedzieć, że zachwyciło mnie absolutnie wszystko.

nie jest to mój ulubiony styl i gatunek książek, dlatego miałam zaprzestać jej czytania na rzecz innej pozycji. jakżebym tego żałowała, całe szczęście, że ją dokończyłam po blisko stu stronach zwątpienia. zapewne będą i tacy, którzy 'wciągną' się już od pierwszej strony, ja potrzebowałam czasu, aby zaprzyjaźnić się z tą ciekawą, niebanalną książką.

jej dużym plusem jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

tą książkę się wchłania, zapewne nie tyle przez ilość stron (zaledwie 190), co przez treść. gdy się zapozna z historią, koniecznie trzeba się dowiedzieć, jak to wszystko dalej się potoczy. jaki ta tragiczna sytuacja będzie miała finał. w dalszej części mogą znajdować się małe spoilery, bo po prostu nie da się opowiedzieć/zrecenzować tej książki bez lekkiego wprowadzenia w jej akcję.
narracja i przeżycia głównej bohaterki są tak niespotykanie szczere, czułam się jakbym czytała czyjś pamiętnik, jakby to wszystko przydarzyło się autorce naprawdę (i nie wiem czy tak nie było, bo o Cassidy nie wiem nic, lecz jej prowadzenie historii jest bardzo prawdziwe, przejmuje do głębi). ostatnio mam 'szczęście' trafiać na przygnębiające pozycje bez happy endu. a tak bardzo chciałam, aby właśnie w tej książce on się pojawił! mała ilość stron nie rozczarowuje, wydaje mi się idealną objętością - wszystko co musiało być powiedziane, zostało powiedziane. koniec jest po części nieprzewidywalny (a ja choć już gdzieś w połowie podejrzewałam 'tego kogoś', mimo wszystko pomyliłam się z jego 'motywem'), człowiek czytając Z tęsknoty... wciąż ma nadzieję. że ta mała, kochana dziewczynka ma już swoje życie, ale przez zły los jej droga nie pokryła się z drogą jej prawdziwej rodziny (liczyłam na to, że Judy będzie tamtą Judy, bardzo tego chciałam...). ma się tą nadzieję identycznie jak Kim oraz rodzice. od początku czuć, że coś nie gra, że coś wisi w powietrzu - może utknęło między gałęziami jak ten balonik i nie może wydostać się, uwalniając prawdę. dostajemy ją na samym końcu, rozczarowuje i boli, ale także przynosi ulgę.
w końcu tak jak myślała Kim - mogło być zdecydowanie gorzej.

nie potrafię się zdecydować, jaką ocenę powinnam przyznać tej książce. według mnie zawiera w sobie wszystko (pod względem strukturalnym itp.), co powinna mieć książka o danej tematyce. jest tak prawdziwa, że aż wywołuje strach i budzi w czytelniku ostrożność. ale jedyne, co nie pozwala mi dać jej pięciu gwiazdek to właśnie zakończenie - choć było dobre i nie mogę mu niczego zarzucić, wydaje mi się, iż pozycje o tej tematyce powinny jednak być bardziej... pokrzepiające? niby nie lubię happy endów, ale kiedy ich nawet w małej dawce nie ma, czegoś mi brakuje ^^ gdybym była taką Kim i czytała Z tęsknoty..., chyba bym się totalnie załamała.
pozycja godna czasu poświęconego na jej przeczytanie (raptem parę godzin), wchłania się ją i uczy uwagi, delikatności. niby nie ma dosadnego przesłania, ale jednak w czytelniku zostaje coś, co pozwoli w przyszłości zachować ostrożność.

tą książkę się wchłania, zapewne nie tyle przez ilość stron (zaledwie 190), co przez treść. gdy się zapozna z historią, koniecznie trzeba się dowiedzieć, jak to wszystko dalej się potoczy. jaki ta tragiczna sytuacja będzie miała finał. w dalszej części mogą znajdować się małe spoilery, bo po prostu nie da się opowiedzieć/zrecenzować tej książki bez lekkiego wprowadzenia w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

książkę tą męczyłam blisko dwa tygodnie (albo i dłużej, straciłam rachubę czasu). uważam ją za słabszą od poprzedniej części, bo straciła wszystko to, co jeszcze mnie trzymało w zaciekawieniu w Proroctwie Sióstr. jedyne, co mnie zachęci do sięgnięcia po następną to finał i ostateczna odpowiedź, jak się potoczy proroctwo.
nie mam pojęcia, co jest nie tak z ową pozycją. niby zachęcający temat, bohaterowie nie są szczególnie irytujący, akcja nie wlecze się w nieskończoność, a na jakieś pytania otrzymujemy na bieżąco odpowiedź. ale pomimo tego, Strażniczka Bramy nie wzbudza we mnie żadnych emocji. czytam ją, będąc zupełnie obojętną dalszych wydarzeń, czasami wręcz znużoną ową książką. czyta się ją łatwo, może i nawet przyjemnie, lecz... wydaje mi się, iż autorka po posotu nie wykorzystała swojego dobrego pomysłu. nie czuję żadnych więzi z historią, ani bohaterami - gdyby wszyscy umarli przyjęłabym to tak samo, jakby Zink opisywała kolor łąki, czy jakiejś posiadłości.
jestem trochę rozgoryczona, bo spodziewałam się zdecydowanie więcej po tej serii. pomysł był ciekawy, dość świeży, ale poprowadzenie go nie wywołuje we mnie żadnych uczuć. czytam, bo czytam. czytam, aby tylko dowiedzieć się, co stanie się z proroctwem, które jako jedyne trzyma mnie przy dalszej lekturze cyklu.
najbardziej drażniła mnie sytuacja głównej bohaterki i nowego obiektu jej uczuć. jedynym pytaniem, jakie krążyło w mojej głowie, kiedy o nich czytałam, był: 'po co?'. sama sytuacja zdaje mi się trochę wymuszona, zbyt pospieszona. a cała rzeczywistość Strażniczki Bramy jest jakby jedynie wstępem, przed czymś większym, co i tak nie wzbudza we mnie niecierpliwości oraz chęci poznania. ta część upływa na wędrówce przez lasy, równiny, morze. bohaterowie do czegoś dążą, a gdy to odnajdą, nie odczuwa się jakiejś ulgi z poznanej prawdy. zwyczajnie przyjmuje się tą wiadomość do świadomości i 'leci się dalej'.

pomysł Zink na książkę dobry, ale wykonanie marne. nie wiem, czy tylko ja odczuwam jakąś ospałość w stosunku do danej historii, lecz według mnie autorka mogła się zdecydowanie bardziej postarać, aby wzbudzić choć jedną, silniejszą emocję w czytelniku. książka średnia, ale nie żałuję czasu, który jej poświęciłam. skończyłam ją, ale nie będę o niej chyba w ogóle rozmyślała, bo nie przekonała mnie.

książkę tą męczyłam blisko dwa tygodnie (albo i dłużej, straciłam rachubę czasu). uważam ją za słabszą od poprzedniej części, bo straciła wszystko to, co jeszcze mnie trzymało w zaciekawieniu w Proroctwie Sióstr. jedyne, co mnie zachęci do sięgnięcia po następną to finał i ostateczna odpowiedź, jak się potoczy proroctwo.
nie mam pojęcia, co jest nie tak z ową pozycją. niby...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

jak na staropolską literaturę dało się przeczytać :) nie umiera się gdzieś w trakcie - może to dlatego, bo widać niedaleki koniec?
ale język... cóż, to chyba nie te czasy aby zachwycać się kunsztem Kochanowskiego.

jak na staropolską literaturę dało się przeczytać :) nie umiera się gdzieś w trakcie - może to dlatego, bo widać niedaleki koniec?

ale język... cóż, to chyba nie te czasy aby zachwycać się kunsztem Kochanowskiego.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

kiedy pierwszy raz miałam ją w ręce zupełnie nie wiedziałam, czego powinnam się spodziewać. Autorka była mi nieznana, tytuł - intrygujący, niemówiący zbyt wiele, okładka - klimatyczna i idealnie pasująca do wnętrza. Poza tym to co przed wypożyczeniem o niej czytałam, jakoś nie zapadło mi w pamięci, poza tym, że była dobra. i nie zawiodłam się zupełnie, nie żałuję żadnej minuty poświęconej na przeczytanie tego ogromnego tomiska (prawie 700str, byłam zaskoczona, kiedy ją dostałam!).
historia jest niebanalna, pozorny nastrój normalności i codzienności zostaje przerwany w tak brutalny sposób, że odczuwa się każdą emocję przelewaną na strony książki, jakby się było bezpośrednim uczestnikiem masakry w Sterling High. w kolejne osłupienie i karuzelę uczuć, ścierających się ze sobą myśli wprawiły mnie retrospekcje - świetny dodatek do bieżących wydarzeń, który przedstawił genezę tragedii. do tej pory nie mogę się otrząsnąć, jak bardzo KAŻDE słowo może mieć wpływ na choćby ułamek przyszłości. każde banalne, rzucone ot tak zdanie, każdy gest czy sytuacja, która nam może się wydawać błaha, zupełnie nieistotna. zadziwiające jest to jak podświadomie kodujemy w sobie cały ten 'arsenał' doświadczeń, jaki kiedyś może pchnąć nas do rzeczy, o które być może sami byśmy siebie nie podejrzewali.
historia jest tragiczna i to w najwyższym stadium tego słowa. nie ma nadziei, radości, nie ma ani odrobiny słońca w tej książce, co pozwala wczuć się idealnie w jej klimat. jest w niej śmierć i zniszczenie - zdewastowane życia, charaktery, ciała, które niczym sobie na to nie zasłużyły. Dziewiętnaście minut wydaje mi się także powieścią o prawdziwym życiu, bo postacie są tak realne, a sytuacje tak rzeczywiste, że szczerze mówiąc obawiam się, że to może przydarzyć się dosłownie każdemu - także mi, choć do tej pory wydawało się, iż chroni mnie przed złem jakaś niewidzialna, nienaruszalna bariera. ale ludzie w Sterling byli tacy jak ja, jak my wszyscy - a jednak nic ich nie uchroniło przed końcem ich życia (które, co pokazuje powieść, nie zawsze musi być śmiercią, ale traumą która odbiera nam cząstkę nas, nie pozwala powrócić do świata). im bliżej jesteśmy końca opowieści, tym bardziej nie możemy doczekać się odpowiedzi na pytania - jak to naprawdę było? kto jest winny? jak to się skończy?! Autorka wg mnie w idealny sposób zarysowała sylwetkę mordercy, ale zarazem i ofiary - z jednej strony okazuje okrucieństwo i totalną bezwzględność (gra?!), ale przez większą część to jemu bardziej współczujemy, niż ludziom których zabił. Bo gdyby oni nie zapoczątkowali tej tragedii przed kilkunastoma laty, zapewne do niczego by nigdy nie doszło. trudno jest ocenić Petera, lecz dla mnie jest on wyłącznie ofiarą, owszem, ofiarą która musi ponieść karę za swoje czyny, ale współczułam mu bardziej, niż np. Mattowi, Johnowi, Courtney itd...
sama końcówka - w pewnym momencie łatwo dało się jej domyślić, wydaje mi się, że Josie zawsze kłamała, także pod koniec, bo nie raz wydawało mi się, iż o wszystkim pamiętała, lecz zwyczajnie wypierała to ze świadomości (lub jak to sama określiła 'przybierała maski, aby nie być ocenianą, niepopularną'). zakończenie jest równie przygnębiające i smutne, jak początek, lecz jak inaczej miałaby skończyć się ta historia, zaczęta od poniżania oraz mordu?

trudno mi jest cokolwiek więcej napisać o Dziewiętnastu minutach, bo to po prostu trzeba przeczytać, aby poczuć ogrom konsekwencji każdej, najmiejszej podjętej w życiu decyzji. emocje nie chcą przelać się na klawiaturę, nie potrafię ubrać w słowa reszty przemyśleń.
niektóre wątki wg mnie były nazbyt przeciągnięte lub zbędne, a autorka wiele razy pisała o tym samym i przeżywałam niejako deja vu. ponad to trochę zniesmaczył mnie obraz związku Josie i Matta, ale to już moje bóle, które być może dla innych okażą się plusem. czysto subietkywna ocena poszczególnych płaszczyzn fabuły, ot co. podejrzewam, że tą książkę będzie się wspominało do końca życia, bo nigdy nie odczułam tak dogłębnie odbieranego komuś życia - jakby to działo się tuż obok mnie. wspaniała wędrówka od zarania tragedii, po jej niespodziewany, przerażający finisz.
gdyby nie drobne minusy oceniłabym ją maksymalnie.

kiedy pierwszy raz miałam ją w ręce zupełnie nie wiedziałam, czego powinnam się spodziewać. Autorka była mi nieznana, tytuł - intrygujący, niemówiący zbyt wiele, okładka - klimatyczna i idealnie pasująca do wnętrza. Poza tym to co przed wypożyczeniem o niej czytałam, jakoś nie zapadło mi w pamięci, poza tym, że była dobra. i nie zawiodłam się zupełnie, nie żałuję żadnej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

spodziewałam się więcej po tej książce. miała swoje wzloty i upadki, raz wciągała mnie, że aż nie mogłam przestać czytać (szczególnie, gdy najciekawsze rzeczy były przerywane i przenoszone do następnego rozdziału, taki trochę irytujacy ale podsycający zainteresowanie zabieg), a innym razem czytało mi się ją dobrze, ale tylko dobrze - bez fajerwerków. tematyka jest świeta, ale myślałam że ta rywalizcja pomiędzy siostrami będzie bardziej widoczna - co trochę mnie rozczarowało, bo praktycznie akcja się skupiała wyłącznie na odkrywaniu kolejnych zdań znaczenia proroctwa (i których można było się domyśleć już wcześniej, jeśli się jest trochę obytym z podobną literaturą).
zakończenie nie było dla mnie zakończeniem. śmierć jednego z bohaterów przeszła bez echa, wciąż czekałam na coś, z czym wiązałam nadzieję wobec tej lektury. ale nie nazwę jej czasem straconym, bo jest przyjemna, bardzo lekka w odbiorze, a także trochę inna i bardziej magiczna przy innych pozycjach Paranormal. podobał mi się język, jakiego używała autorka - bardzo delikatny, czasami wręcz śpiewny, ale także niezbyt wylewny, co wyszło na plus.

warto ją przeczytać, aby samemu się do niej ustosunkować :)

spodziewałam się więcej po tej książce. miała swoje wzloty i upadki, raz wciągała mnie, że aż nie mogłam przestać czytać (szczególnie, gdy najciekawsze rzeczy były przerywane i przenoszone do następnego rozdziału, taki trochę irytujacy ale podsycający zainteresowanie zabieg), a innym razem czytało mi się ją dobrze, ale tylko dobrze - bez fajerwerków. tematyka jest świeta,...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Piękne istoty Kami Garcia, Margaret Stohl
Ocena 6,7
Piękne istoty Kami Garcia, Margar...

Na półkach:

ciekawa pozycja, bo choć łączy w sobie stereotypy panujące obecnie w literaturze młodzieżowej, jest inna. Ma specyficzny, dobrze wykreowany klimat i parę naprawdę dobrych pomysłów, które wciągają w lekturę. w szczególności na mój aplauz zasłużyły retrospekcje - świetne powiązanie ze współczesnością, rzecz na którą czekałam z każdym rozdziałem i jak dla mnie mogłoby być ich jeszcze więcej, bo to głównie one przyczyniły się interesującej fabule. książka jest trochę przegadana, niektóre rzeczy (i wątki ciągnięte po raz kolejny..) były rozbijane na zbędne dialogi, które wywoływały we mnie przewracaniem oczami. czasami miałam ochotę, aby autorki skupiły się na innych rzeczach (im bliżej było końca), niż na wewnętrznych dyskusjach głównych bohaterów. powiewało czasem patosem, ale mniej więcej wszystko było wypośrodkowane.
Pięknym Istotom przyznałabym więcej gwiazdek gdyby nie zakończenie, które mnie zupełnie rozczarowało, a czasem wręcz bawiło (w ten sarkastyczny sposób). kiedy napięcie oraz zaciekawienie niepozwalające zakończyć czytania książki przybrało punkt kulminacyjny, nagle jakby coś pękło. Spodziewałam się podobnego obrotu sprawy (kilka wątków było przewidywalnych), ale autorki się nie popisały. Wszystko przybrało motto przewodnie - 'za dużo'. Przesada (bo choć wiem, iż Garcia i Stohl miały prawo wykreować swój własny świat, w którym mogło dziać się wszystko bez racjonalnego wytłumaczenia, ja czułam się rozczarowana tym, jak potoczyły się urodziny Leny. w trochę śmieszny, jakby wyrwany z rzeczywistości (nawet tej wykreowanej) sposób, czasem przekraczający moje zdolności logicznego rozumowania), choć wiedziałam, że Lena 'musi być potężna i ogólnie super', przez jej 'zdolności' pod sam koniec byłam trochę zdegustowana. nie podobało mi się to, czułam się trochę oszukana, że tak dobra z początku książka dostała tak rozczarowujące zakończenie. Nie było utworzonego napięcia, niekonsekwencja w prowadzeniu postaci aż biła po oczach (np. Ridley, Lena), myślałam że będzie coś zdecydowanie lepszego.

ale pomimo mojego rozczarowania końcówką (na którą tak czekałam z niecierpliwością!), ogólnie uważam Piękne Istoty za dobrą pozycję i mam nadzieję, że następna część nadrobi to, co mi się nie podobało w tej, bo kontynuację z chęcią przeczytam.
ale coś czuję, że mogę jeszcze bardziej się rozczarować...

ciekawa pozycja, bo choć łączy w sobie stereotypy panujące obecnie w literaturze młodzieżowej, jest inna. Ma specyficzny, dobrze wykreowany klimat i parę naprawdę dobrych pomysłów, które wciągają w lekturę. w szczególności na mój aplauz zasłużyły retrospekcje - świetne powiązanie ze współczesnością, rzecz na którą czekałam z każdym rozdziałem i jak dla mnie mogłoby być ich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

przeczytałam, bo byłam już głodna nowych książek, a ta wzbudziła duże emocje wśród czytelników. w większości pozytywne, co według mnie jest trochę przesadzone, bo aż takiego wrażenia na mnie AW nie wywarła. w ogólnej ocenie dałabym jej z 6.5-7/10. a teraz postaram się uzasadnić moją opinię, choć bardzo bym chciała, aby była lepsza:

przede wszystkim najbardziej irytowała mnie dziwna pustka na kartach tej książki. pustka - w rozumieniu jakiś nieścisłości, szybkiego przebiegania przez dziejące się wydarzenia, często znikąd pojawiające się fakty o których nagle wiedzieli inni bohaterowie (wg mnie trochę zbyt naciąganie, mówię tu o sytuacji panny Karp i wiedzy Rose na jej temat). po prostu... czasami nie wiedziałam co tam się dzieje, bo nie było zupelnie wytłumaczone, albo wtrącone w jednym krótkim zdaniu, kiedy powinno być trochę szerzej potraktowane. to mnie wkurzało i nie pozwoliło w pełni zachwycić się AW. doprowadziło to do tego, że do tej pory niezbyt orientuję się w różnicy pomiędzy wampirami, dampirami, strzygami, bo te fakty (zupełny ewenement, który zasługiwałby na jakieś wytłumaczenie! -.-') zostały zwyczajnie tylko wspomniane ot tak nagle w pewnych momentach. i co jakiś rozdział dodawane po zdanie więcej, które czasem kłóciło mi się z poprzednimi.
myślę, że to albo wina tłumaczenia (czytałam mbooka i albo nie była to oficjalna wersja, albo pisarka po prostu nie rozpisała się z pomysłem i nie miała jeszcze doświadczenia), albo moich zbyt wysokich oczekiwań, po wątpliwych przygodach z podobnymi pozycjami, które były złe albo jeszcze gorsze od poprzedników.
także nie znalazłam tam choćby jednego bohatera, którego polubiłabym w 100%. którego bym uwielbiała i nie mogła się go doczekać, kiedy wreszcie się pojawi. Rose - irytowała mnie, szczególnie jej wygórowane ego i powierzchowność, głupota ('jestem taka seksowna', 'tak lubię flirtować', 'jest taki przystojny, zabawię się'), durnowata i niewyjaśniona porywczość, choć pod koniec zyskałam do niej śladowe ilości sympatii. Dimitri - jest mi tak jakby obojętny. nic zachwycającego w nim nie było, może tylko to że był mądrzejszy i dojrzalszy niż inni bohaterowie, co w sumie pozwoliło bardziej się nim zaiteresować. Nie rozumiem tych ciągłych porównań do boga, było to takie trochę... wymuszone, jakbym musiała go pokochać/polubić/sikać na jego widok. Lissa - była ciekawa, lecz przy tym trochę infantylna, wkurzająca. Ale jej wątek w pełni nie pozwolił mi oderwać się od książki, bo po prostu chciałam się dowiedzieć wszystkiego, co wydarzyło się między nią i Rose (i co mnie zadowoliło, podobało mi się rozwiązanie, prowadzi do ciekawych dalszych wątków). Jedyną postacią, którą lubiłam trochę ponad resztę był Christian. zaskoczeni? :hyhy: nie potrafię tego wytłumaczyć, ale od początku miał w sobie coś, wobec czego czułam słabość.

ogólnie przedstawiony świat został słabo opisany, bo mało było szczegółów i zbyt trącało czasami HP. brakowało mi czegoś, ale pomimo tych wad, które czasem mnie wręcz wkurzały (szczególnie płytkie uwagi Rose i jej poczucie boskości), nie umiałam zakończyć czytania książki, bo zwyczajnie chciałam się dowiedzieć, jak to wszystko się skończy. Bardzo chciałam poznać wszystkie fakty odnośnie Lissy (jezu, co za imię ), jej zaskakującej i intrygującej mocy, sytuacji z panną Karp, a nawet nawiązań do św. Władimira oraz Anny Pocałunki Cienia. Podobało mi się to i nie pogardzę kontynuacją, lecz nie czuję totalnego parcia na jak najszybsze pochłonięcie kontynuacji ;)
poza tym ponoć im dalej, tym jest lepiej więc... nie skończę czytania na tej cześci, spróbuję z następną i potem zastanowię się czy warto kontynuować :D

przeczytałam, bo byłam już głodna nowych książek, a ta wzbudziła duże emocje wśród czytelników. w większości pozytywne, co według mnie jest trochę przesadzone, bo aż takiego wrażenia na mnie AW nie wywarła. w ogólnej ocenie dałabym jej z 6.5-7/10. a teraz postaram się uzasadnić moją opinię, choć bardzo bym chciała, aby była lepsza:



przede wszystkim najbardziej irytowała...

więcej Pokaż mimo to