-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński13
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać347
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
Biblioteczka
Jasnowidzenie to zdolność przewidywania przyszłości. Jedni traktują to jako gusła i zabobony inni wierzą że takie zdolności faktycznie występują u ludzi. Jeszcze inni uważają korzystanie w przepowiedni jasnowidzów za grzech i przejaw bezbożnictwa. Powieści grozy o jasnowidzach było kilka, jak nie lubiany przeze mnie cykl Sissy Sawyer Grahama Mastertona który darowałem sobie po pierwszym tomie. Na szczęście Wizja Deana Koontza jest powieścią lepszą.
Mary Bergen jest jasnowidzką, pomagającą policji w łapaniu seryjnych morderców. Kobieta potrafi przewidywać gdzie i kiedy wydarzą się kolejne ataki szaleńców. Wybrzeże Kalifornii nawiedza kolejna seria zabójstw. Tym razem zabójca okazuje się groźniejszy niż kiedykolwiek i zdaje się że wie że bohaterka depcze mu po piętach razem ze swoimi wizjami. Mary musi powstrzymać szaleńca tym razem gra idzie nie tylko o życie kolejnych ofiar, ale i jej samej.
Tak przedstawia się fabuła jednej z najstarszych książek Deana Koontza, która przewinęła się przez polski rynek, wydana w 1977 roku. Najstarszą jest "Ziarno Demona" z 1971 roku Dean Koontz. Osobiście jest on jednym z moich ulubionych pisarzy. I ja mam tak że lubię poznawać początki twórczości ulubionych autorów. Jednak sami autorzy nie zawsze lubią swoją debiutancką twórczość. Często się jej zwyczajnie wstydzą, i nie pozwalają wznawiać, ani wydawać. Tak niestety jest z Deanem Koontzem. Dlatego starszych książek od Ziarna demona, takich jak Star Quest z roku 1968 na polskim rynku nie uświadczycie.
Jak wypada sama książka? Odpowiedź brzmi całkiem nie źle. Nie jest to arcydzieło. Ale kawał przyzwoitego straszaka. Podobały mi się opisy wizji bohaterki. Po za nimi w powieści dzieje się o wiele innych niesamowitych rzeczy. Opisy zjawisk nadprzyrodzonych naprawdę budują napięcie W samej książce dzieje się sporo. Podobał mi się twist pod koniec, i finał powieści.
Ale oczywiście książka ma sporo minusów. Po prostu widać że są to początki kariery autora i że ten, sporo eksperymentuje z rozmaitymi pomysłami. Te nie zawsze się udają. Widać też problemy z narracją, czy budową postaci. Postać zabójcy w finale okazuje się nijaka, a przez całą książkę nie wiele o nim wiemy. Ale nie zaspojleruję. Dialogi są płaskie, i niezbyt błyskotliwe. Widać też rozwiązania które autor stosuje po dziś dzień w swoich powieściach. Dlatego główna bohaterka musi mieć traumatyczne dzieciństwo. Akcja jak mówiliśmy osadzona jest w Kalifornii.
Powieść szczególnie polecam fanom autora, którzy chcieli by zobaczyć, od jakiego rodzaju twórczości ich ulubiony autor zaczynał. Jest to dobra powieść grozy z wartką akcją i zjawiskami nadprzyrodzonymi, rodem z serialu Z archiwum X i prostym wątkiem śledztwa.
Jasnowidzenie to zdolność przewidywania przyszłości. Jedni traktują to jako gusła i zabobony inni wierzą że takie zdolności faktycznie występują u ludzi. Jeszcze inni uważają korzystanie w przepowiedni jasnowidzów za grzech i przejaw bezbożnictwa. Powieści grozy o jasnowidzach było kilka, jak nie lubiany przeze mnie cykl Sissy Sawyer Grahama Mastertona który darowałem...
więcej mniej Pokaż mimo to
Artyści, z Hollywood kto z nas ich nie podziwia. Wszyscy utalentowani ludzie, którzy robią dla nas filmy, muzykę i inne fajne rzeczy. Ale według niektórych Hollywood i środowisko artystów to wylęgarnia satanistów i degeneratów, którzy składają ludzi w ofierze, podczas czarnych mszy, albo tych artystów już nie ma tylko ich awatary, bo prawdziwi zostali aresztowani przez Prezydenta Donalda Trumpa i zgładzeni w komorach gazowych. Nie trudno się nie połapać że do tych teorii spiskowych nawiązuje powieść Noc Skorpiona autorstwa Grahama Mastertona
Margo Shapiro znana aktorka gnie w niewyjaśnionych okolicznościach po tym jak skontaktowała się ze swoją przyjaciółką Trinity Fox. Policja twierdzi że to było samobójstwo. Trinity jednak nie wierzy w samobójstwo Margo. Z pomocą byłego policjanta Nemo Frisby podejmuje się prywatnego śledztwa. Trop prowadzi do willi Johna Dangerfielda w której sławni i wpływowi składają ofiary z ludzi potężnego indiańskiego demona który w zamian za te zapewnia ogromny sukces.
Fabuła od początku nawiązuje do teorii spiskowych o środowisku artystów, ale nie tylko do nich. Pojawiają się też nawiązani do epidemii COVID i innych. Ja należę do osób nie wierzących w takie rzeczy, często się z nich śmiejących, ale przyznam że mnie to ciekawiło. Bohaterowie są ciekawi, a i akcja nie zwalnia. Choć moim zdaniem szkoda że Graham zastąpił satanizm indiańskimi wierzeniami i magią co moim zdaniem jest takie sobie, a na domiar złego z czasem robi się bardzo naciągane gdy bohaterowie posługują się czarami które uniemożliwiają Dangerfieldowi i jego sprzymierzeńcom rozpoznanie ich. Albo moment gdy bohaterka ma wizję po herbatce z bieluniu i szałwi z w której spotyka zmarłą matkę trochę przynudzały. Na plus wypada za to tempo akcji i brutalność. Jest sporo makabry, gwałty, sceny palenia nastoletnich dziewczynek, czy kastrowania kolesia i zmuszenie go by zjadł swoje... Może nie kontynuujmy co. Jest brutalnie i to mi się podobało. Podobało mi się zakończenie, które nie jest typowym dla Mastertona Happy Endu
Podobali mi się też bohaterowie może i ci główni są trochę archetypami, ale mimo wszystko są sympatyczni, ale najbardziej podobały mi się postacie ze środowiska artystów działających Dangerfieldem. Ich podstępność, przewrotność, kiedy pierw wabią młode pragnące sławy dziewczęta, po to by złożyć je zaraz w ofierze indiańskiemu bożkowi. Książka pokazuje też jak zło wrogie może być chorobliwe pragnienie sławy, sukcesu. Które część ludzi potrafi pchnąć do najgorszego.
Choć z motywu teorii spiskowych o amerykańskich artystach da się wyciągnąć więcej to książkę oceniam pozytywnie nie jest to powieść wybitna, ale zapewni godziwą rozrywkę. Jak to Masterton, jest krwawo i wyuzdanie.
Artyści, z Hollywood kto z nas ich nie podziwia. Wszyscy utalentowani ludzie, którzy robią dla nas filmy, muzykę i inne fajne rzeczy. Ale według niektórych Hollywood i środowisko artystów to wylęgarnia satanistów i degeneratów, którzy składają ludzi w ofierze, podczas czarnych mszy, albo tych artystów już nie ma tylko ich awatary, bo prawdziwi zostali aresztowani przez...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Pierwsza część przygód nieetycznego prawnika nie specjalnie mi się podobała. Ot. ślamazarny kryminał sądowy, z kiepsko napisanymi postaciami kobiecymi. Więc do drugiej części zasiadłem z mieszanymi uczuciami. Seria jednak nabrała odpowiednich kształtów. Wiele krytykowanych nie tylko przeze mnie rozwiązań z pierwszego tomu zostało poprawionych. I to widać że autor chciał uczynić kontynuację lepszą.
Już nie żadna mafia a sprawa o zabójstwo, z motywem pedofilii. Już na samym początku bohater podejmuje się obrony mężczyzny podejrzanego o gwałt i brutalne morderstwo na 14 latce. Nie spodziewanie pojawia się świadek kobieta o imieniu Nina Hagen twierdząca że klient głównego bohatera jest niewinny. Dzięki jej zeznaniom udaje się wybronić pedofila. Ten niedługo potem zostaje zamordowany, a oskarżonym zostaje ojciec zamordowanej dziewczynki. Mikael Brenne podejmuje się jego obrony i próbuje dowieść niewinności mężczyzny
W tej części wszystko jest lepsze od jedynki. Została ona skrócona, a tempo akcji przyśpieszone. Jest więcej prowadzenia śledztwa, badania tropów, motywów. Sprawa nie jest też jednoznaczna, a autor chętnie bawi się kwestiami etycznymi i moralnymi. Synne i Kari pojawiają się jak by mniej, i sprawiają mniej durnych i irytujących niż w pierwszej części. Choć nadal nie zawsze grzeszą rozsądkiem i inteligencją. Ale ich obecności jest po prostu mniej. Podobały mi się postacie Niny Hagen i Irene Godvik. Sama sprawa którą prowadzi główny bohater też jest dużo ciekawsza.
Spodobało mi się że jeszcze bardziej podkreślono brak szacunku bohatera dla etyki zawodowej. Tym razem jest on jeszcze bardziej bezkompromisowy. Nie boi się grozić ludziom, włamywać do ich domów, prowadzić na własną rękę śledztw. Ta nieetyczność bohatera i jego rozterki moralne są tu bardzo fajne. Pozwalają porozmyślać nad dylematami bohatera
Druga część jest dużo lepsza i polecam od niej zacząć. Nie ma tu zbytnio nawiązań do poprzedniego tomu i osoby które nie znają pierwszej części powinny się odnaleźć bez trudności. Porządny sądowy kryminał dla fanów gatunku
Pierwsza część przygód nieetycznego prawnika nie specjalnie mi się podobała. Ot. ślamazarny kryminał sądowy, z kiepsko napisanymi postaciami kobiecymi. Więc do drugiej części zasiadłem z mieszanymi uczuciami. Seria jednak nabrała odpowiednich kształtów. Wiele krytykowanych nie tylko przeze mnie rozwiązań z pierwszego tomu zostało poprawionych. I to widać że autor chciał...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-12-04
Ciężko jest stworzyć głównego bohatera, który będzie jednocześnie złą, lub przynajmniej dwuznaczną postacią, a jednocześnie trafi w gusta czytelników. Musi być odpowiednio podłą i jednocześnie posiadać ludzkie i pozytywne cechy tak by czytelnik go polubił i jednocześnie by ta postać była wiarygodna. Niestety Chrisowi Tvedtowi się to nie udało. „Uzasadniona wątpliwość” irytowała mnie niekonsekwencją w przedstawieniu bohatera i głupio napisanymi postaciami kobiecymi, które irytowały zawsze gdy się pojawiały
Mikael Brenne jest adwokatem, broniącym drobnych przestępców. Jego kancelaria zmaga się z problemami finansowymi. Z czasem składają mu ofertę Serbscy gangsterzy. Bohater postanawia wykorzystać okazję i przyjmuje propozycję od mafiozów. Początkowo współpraca idzie dobrze. Bohater pomaga im zakładać kolejne spółki, a mafia odpala setki tysięcy koron. Żyć nie umierać. Z czasem przestępcy zaczynają żądać od bohatera coraz więcej i wciągać go w swoje ciemne interesy. Bohater próbuje się wycofać, ale mafiozi nie przyjmują odejścia.
Historia nieetycznego adwokata, którego mafia chce wciągnąć w swoje lewe interesy początkowo budziła moje zainteresowanie, bo ja lubię gangsterskie klimaty. Ale im dalej w las tym bardziej zaczęło mnie to męczyć. Irytowały mnie postacie kobiet i wątki romansowe. Z czasem zaczęła mnie irytować postać głównego bohater. Pierwszym zgrzytem jest scena seksu z Evą Kaufamann. Kobietą sądzoną za przemyt narkotyków, którą gangsterzy kazali wybronić głównego bohatera. Ta od razu się rzuca na głównego bohatera. Wcześniej zachowuje się jak by sytuacja w, której się znalazła nie robiła na niej żadnego wrażenia. Wszystkie postacie kobiet są tu niemożebnie głupie i gdy tylko się pojawiały sceny z ich udziałem modliłem się by się kończyły. A już gdy bohater zabija Mika jednego z gangsterów a o zabójstwo zostaje posądzony jego wspólnik Slavo to Mikael dostaje moralniaka. Rozumiecie to? Nieetyczny adwokat, który bronienie przestępców traktuje jak zawody sportowe (Książka od początku nam to tłumaczy) dostaje moralniaka po tym jak dowiaduje się że w popełnione przez niego zabójstwo jest posądzony gangster, który wcześniej mu groził zaczyna rozważać przyznanie się do winy. To jest niemożebnie durne i przede wszystkim jest niekonsekwentne. Bohater miał przecież możliwość uwolnienia się od mafii. Gdyby to jeszcze był typ nieskazitelnego bohatera to miało by to ręce i nogi. Ale nie w takiej sytuacji! Jeżeli autor zdecydował się zrobić dwuznacznego głównego bohatera powinien być konsekwentny. Poza tym książka bywa momentami zwyczajnie nudna. Robi się ciekawiej gdy pokazywany jest proces sądowy. Przesłuchiwanie świadków, czy mowy są świetne. Podobały mi się też postacie gangsterów
Książka jest pisana w porządku. Autor pisze lekkim i przyjemnym językiem. Nie mniej ani trochę nie wpływa to na odbiór. Książka jest nijaka i nie wciągnęła Mnie. Zwyczajnie się przy niej męczyłem. Irytował mnie bohater, jego podejście do kobiet. Sama intryga też nie wciąga. Jest w porządku ale tylko tyle. Lepiej poczytać coś innego.
Ciężko jest stworzyć głównego bohatera, który będzie jednocześnie złą, lub przynajmniej dwuznaczną postacią, a jednocześnie trafi w gusta czytelników. Musi być odpowiednio podłą i jednocześnie posiadać ludzkie i pozytywne cechy tak by czytelnik go polubił i jednocześnie by ta postać była wiarygodna. Niestety Chrisowi Tvedtowi się to nie udało. „Uzasadniona wątpliwość”...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Kara śmierci to jeden z tych tematów politycznych, który obok aborcji wzbudza największe emocje w społeczeństwie. Jedni widzą w niej sprawiedliwą odpłatę za zbrodnie i przestępstwa inni niehumanitarny odwet, który zagraża także niewinnym. Problematykę kary śmierci postanowił podjąć Stephen King w Powieści Zielona Mila, która stała się jednym z największych klasyków literatury współczesnej
Paul Edgecombe Jest naczelnikiem więzienia w więzieniu Cold Mountain w którym na wykonanie kary śmierci czekają między innymi 19 letni bezwzględny zabójca William Wharton. Gwłaciciel i morderca Eduard Delacroix który zgwałcił i zamordował młodą dziewczynę i dla zatarcia śladów spalił dodatkowo 6 osób, oraz skazany za morderstwo 2 dziewczynek John Coffey olbrzymi czarnoskóry mężczyzna o załzawionych oczach i obdarzony niezwykłą mocą. Z czasem główny bohater zaczyna wierzyć w niewinność Coffeya
Powieść jest połączeniem paranormalnego thrillera i kryminału. Z początku przedstawianie są bohaterowie oraz realia panujące w więzieniu. Jest też parę egzekucji i przedstawiona odrobina prywatnego życia naczelnika więzienia. Pierwszy motyw paranormalny pojawia się gdy Coffey leczy bohaterowi zapalenie nerek. Z czasem bohater zaczyna mieć wątpliwości czy Coffey rzeczywiście jest mordercą. Akcja powieści ukazana jest pierwszo osobowo a bohater często rozważa temat kary śmierci i jej zasadności. A gdy w winie Coffeya pokazują się kolejne wątpliwości te rozważania są jeszcze mocniejsze i mogą nawet zrewidować nasze przekonania na temat kary śmieci. Ale wątek kary śmierci i winny, lub niewinności Coffeya nie są jedynymi wątkami. Powieści jest ogólnie wielowątkowa i rozbudowana. Historia Eduarda Delacroixa który w więzieniu wytresował mysz. Ciekawie są też przedstawione egzekucje i reakcje ludzi na nie. Szczególnie na egzekucję wspomnianego wcześniej bohatera. Ta się nie udaje i kończy się ze spaleniem zboczeńca żywcem. W późniejszej części książki będzie odrobina prostego śledztwa. Pojawi się też wątek rasizmu. Akcja książki toczy się na długo przed zniesieniem segregacji rasowej w latach 30 Czasach gdy jeszcze w Amerce szalał Ku Klux Klan. Ciekawe są też reakcje ludzi na nie zwykłe zdolności Coffeya
Postacie to ogromny plus książki. Wszystkie są dość ekscentryczne zarówno skazańcy jak i strażnicy. Taki Percy jest typem ważniaka i karierowicza który dostał robotę w więzieniu dzięki znajomościom. Coffey obdarzony nadludzką mocą, boi się ciemności i sprawia wrażenie osoby upośledzonej umysłowo
Zielon mila to powieść która nie ma większych wad. Może jedynie rozczarować ludzi którzy tylko horror uważają za literaturę i którzy mogli by się rozczarować brakiem typowych wątków grozy. Nie są to jednak problemy które przeszkadzają cieszy się lekturą. Bardzo dobra powieść, bezsprzeczny klasyk literatury.
Kara śmierci to jeden z tych tematów politycznych, który obok aborcji wzbudza największe emocje w społeczeństwie. Jedni widzą w niej sprawiedliwą odpłatę za zbrodnie i przestępstwa inni niehumanitarny odwet, który zagraża także niewinnym. Problematykę kary śmierci postanowił podjąć Stephen King w Powieści Zielona Mila, która stała się jednym z największych klasyków...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-09-10
Wziąłem tą książkę z biblioteki. Wydawała mi się nie pozorna po opisie. Ot. Wyglądało to na powieść kręcąca się w wokół poligamii. Przestępstwa owszem, ale, z którego wielu z nas żartuję. No wiecie to jest męczarnia mieć dwie lub kilka teściowych. Ale gdy po przyjściu do domu otworzyłem ją, wiedziałem, że będzie się podobać
Nie daleko Salt Lake City zostaje znalezione ciało Blake. Mężczyzna był członkiem, radykalnego odłamu Mormonów. Tego, którego wyznawcy żyją w poligamicznych, nie rzadko też pedofilskich i kazirodczych związkach. Pierwszymi podejrzanymi są jego żony. Czy to one, lub któraś z nich jest winna? A może sprawa ma drugie dno.
To, co rzuca się w oczy to narracja. W większości powieści mamy przedstawioną historię z perspektywy osób prowadzących śledztwo. Tu autorka postanowiła pójść w odwrotnym kierunku i przedstawić historię z punktu widzenia podejrzanych kobiet. I to jest genialny pomysł Raz, że same postacie są ciekawe. Bo każda z kobiet ma za sobą trudną historię. Rachel była członkini sekty religijnej, Emily, która wychowała się w rygorystycznej, katolickiej rodzinie, w której nie było miłości i Tina była prostytutka i narkomanka. Każda z nich potencjalnie mogła zabić męża. Ponadto w pomyśle tym genialne jest też to, że nie wiemy, co policja ma na nie. Nie wiemy też, jakich dowodów się dokopuje. To sprawia, że intryga jest jeszcze bardziej tajemnicza i ciekawa. Chciałbym takie coś zobaczyć w filmie.
Fajnie też są ukazane relacje w tej rodzinie. Mamy tu wspominki, które pozwalają zrozumieć sytuacje i myślenie bohaterek. Można też sporo dowiedzieć się filozofii radykalnych mormonów. Nie zgadzam się z nią. Jestem przeciwko wszelkim religiom, ale ciekawie było poznać punkt widzenia takich ludzi.
Podobała mi się też atmosfera całej historii. Dużo jest tu szaleństwa, które musi być w książce, która kręcie się wokół fanatyzmu religijnego. Autorka też zahacza o kwestie praw kobiet w religiach. Szczególnie w pamięci została mi debata policjantki i mormońskiego duchownego pod czas jednego z przesłuchań Emily Dużo jest też ciekawostek na temat prawa amerykańskiego. Fajnych momentów zdecydowanie nie brakuje
Postacie są napisane wzorowo ich historie i odmienne charaktery doskonale ze sobą kontrastują. Moją ulubioną postacią była Tina. Jej wygadanie i czasem ogólna wulgarność, połączone z twardym stąpaniem po ziemi jest czymś, co mi się podobało w tej postaci
Bardzo dobry jest też styl autorki. Z początku wydawało mi się, że postacie mają nierówny czas ekranowy ale tak nie jest. Wszystkie postacie są pokazywane po równo w książce I każdą można się nacieszyć
Rewelacyjna, bardzo klimatyczna powieść kryminalna ze świetnym pomysłem na narracje, który powinien pokazywać się częściej w powieściach kryminalnych.
Wziąłem tą książkę z biblioteki. Wydawała mi się nie pozorna po opisie. Ot. Wyglądało to na powieść kręcąca się w wokół poligamii. Przestępstwa owszem, ale, z którego wielu z nas żartuję. No wiecie to jest męczarnia mieć dwie lub kilka teściowych. Ale gdy po przyjściu do domu otworzyłem ją, wiedziałem, że będzie się podobać
Nie daleko Salt Lake City zostaje znalezione...
Mówi się, że nie ma głupich książek. Są nieudane i kiepskie, ale czytanie i tak jest wartością samą w sobie. Ja jednak uważam, że istnieją głupie książki. I nie mam na myśli B klasowej pulpy, bo ta dostarczy zwykle rozrywki. Chodzi mi o książki promowane, jako popularnonaukowe. A, które są niczym innym niż promowaniem nieuctwa , szarlatanerii naukowej i spiskowych dyrdymałów. Bo płaska ziemia, kreacjonizm i zaprzeczanie istnienia dinozaurów i innych zwierząt wymarłych to najgłupsze teorie spiskowe, jakie istnieją. To, że ziemia jest kulista i krąży wokół słońca zostało potwierdzone ponad wszelką wątpliwość. Zdjęcia ziemi z kosmosu, satelity, teleskopy wysyłane na orbity, które można obserwować teleskopem, a większe obiekty jak Sondę ISS można zobaczyć dobrą lornetką. To, że ludzie okrążają statkami Antarktydę, czy latają przez nią samolotami, lub podróżują na biegun przez nią są niezbitymi dowodami na kulistość ziemi. Tak jak kości dinozaurów i innych wymarłych zwierząt są dowodem, że one istniały itp. Nie mniej są ludzie (w większości fundamentaliści religijni) tacy jak autor książki Płaska Ziemia - Ukrywana Prawda, którzy w XXI wieku opowiadają bzdury przeczące nauce oraz ich fani, którzy te bzdury powielane w książkach czy filmach na You Tube pochłaniają i to jest już dramat.
Zacznijmy najpierw od tematu samego autora. Eric Dubey jest to teoretyk spiskowy, You tuber i fundamentalista chrześcijański, który produkuje ściekowe książki i materiały na You Tube o płaskiej ziemi, kreacjonizmie i innych tego typu antynaukowych kocopołach. Konto tego człowieka na You Tube subskrybuje ok. 191 tyś widzów. Jego filmy to w dużej mierze steki bzdur takie same jak niniejsza książka. Wystarczy zupełnie podstawowa wiedza przyrodnicza by zrozumieć, jakie głupoty wygaduje ten człowiek. Nie mniej z jakiegoś powodu są ludzie, które w te brednie wierzą. A tak naprawdę ten człowiek nie ma zielonego pojęcia, ani żadnej wiedzy o absolutnie niczym. Czytanie jego książek i oglądanie jego materiałów You tubowych w innych celach niż żeby się z tego pośmiać to robienie sobie samemu krzywdę.
Twórczość tego człowieka i jemu podobnych nie ma żadnej wartości naukowej, ani nawet takiej by zapoznać się z problemami, które on porusza. Jest to spiskowo, religijny ściek niewarty nawet spiracenia na chomikuj, czy na serwisie torrentowym. Limity torrentów, czy transferu można wykorzystać lepiej pobierając cokolwiek innego. Najlepiej legalne treści na wolnych licencjach. Kupować książki oczywiście się nie opłaca. Kosztuje ona w okolicach 50 zł. Na promocjach jest czasem, za 40 ale za tę cenę kupicie spokojnie ze dwie, trzy lepsze książki. Tak w ogóle ciekawi mnie skąd u tych wszystkich szarlatanów naukowych taka skłonność do zdzierania ze swych wyznawców. Sprawdziłem i inne książki o podobnych tematykach też są bardzo drogie. Choć nie ma ich w sklepach jakoś dużo. Są to w większości anglojęzyczne książki sprzedawane za ok. 100 zł. (Ile fajnych książek można za to mieć ?) Sprowadzanie tego też nie ma sensu, bo te badziewia potrafią kosztować 38€. W przeliczeniu na polski to jest 170,07 Złotych. (Inwestycja życia!)
Książka zaczyna się krótkim słowem wstępnym tłumacza i zaraz lecimy z koksem. W słowie tłumacza nie ma nic wartego uwagi po za może eksperymentami płaskoziemczymi. Te są zwyczajną bzdurą wynikającą z niewiedzy i nie znajomości podstawowych praw fizyki autora i reszty płaskoziemczej zbieraniny. Potem jest pierwszy rozdział, który można potraktować jak coś w rodzaju wstępu autora o kłamstwie o kulistości ziemi. Autor nie podaje żadnego racjonalnego dowodu czy argumentu. Po prostu to, że wierzymy w kulistość ziemi to efekt prania mózgu i o tym jak to jest największe kłamstwo. Potem zaczyna się pierwszy cytat. Tych cytatów jest tu od groma. Są one w zasadzie przez cały czas. Przy czym autor podaje cały czas cytaty z tych samych książek i publikacji tych samych autorów. (o źródłach będzie szerzej potem, bo jest to całkowicie zabawna sprawa) Łatwiej było by skopiować całe książki i artykuły i na koniec walnąć dwa zdania przemyśleń. Ale widać nawet płaskoziemcy mają jakieś (nie wielkie, ale jednak) granice wstydu wiec pan Eric Dubey postanowił pokazać, że się stara. Nie długo po pierwszym cytacie mamy pierwsze dyrdymały o kabalistach, masonach, wyznawcach słońca i tworzeniu kosmologii Książka jest od początku do końca wypełniona takimi głupotami . Jak autor nie pisze nic o masonach, to pokazuje swoją niewiedzę w tematach, za, które się bierze, lub zwyczajnie zmyśla i łże bez podania żadnego racjonalnego dowodu. Autor nie ogarnia podstaw astronomii, fizyki, geografii. Nie wie, czym jest kula, ani grawitacja. Nie stop! Grawitacja według Erica Dubey nie istnieje, tak samo jak biegun południowy. Tak czy inaczej nie wie, dlaczego nie spadamy z ziemi do kosmosu, jak jesteśmy na półkuli południowej, nie wirują nam włosy obrotu ziemi. Albo, czemu ziemia nie kręci się bez nas, gdy podskoczymy. Nie ogarnia jak powstają przy odpowiedniej pogodzie miraże dalekich miejsc, na morzu. Autor twierdzi, że tak jest zawsze. Niczym ludzie żyjący w średniowieczu twierdzi, że księżyc świeci własnym światłem, a nie światłem odbitym. Zastanawia się jak to jest, że budowniczy np. linii kolejowych nie muszą obniżać budowanych przez siebie torów. Twierdzi, że nie można zobaczyć krzywizny ziemi. Dużo też jest tu typowych bzdur, które można posłuchać za darmo na You Tube: Że woda szuka poziomu, że jak by ziemia była kulista to woda wylała by się do kosmosu itp. Możemy też się dowiedzieć z książki że księżycy i słońce są malutkie i latają nisko nad ziemią . Przypomina mi się jak byłem mały i chciałem koparką ściągnąć księżyc z nieba. Ma ktoś koparkę pożyczyć ;) ? Bo za tym autor nie ma pojęcia, czym jest pespektywa ani dlaczego gwiazdy na niebie są mniejsze od słońca czy księżyca. Zaś zakrzywienie ziemi sfilmowane w kosmosie nazywa efektem rybiego oka, Jeśli jakieś zjawisko występuje przy odpowiednich warunkach, autor twierdzi, że tak jest zawsze a dowodami na to są oczywiście cytaty którymi autor zasypuje wręcz czytelnika.
Źródłami, tymi nie są żadni naukowcy, fizycy, astro fizycy czy inni ludzie zajmujący się naukami przyrodniczymi. Autor stawia na bardziej „wiarygodne źródła” a nie jakieś tam wypociny współczesnych amerykańskich naukowców, którzy jak powszechnie wiadomo (przynajmniej według autora) są Żydami, masonami i satanistami zwłaszcza ci z NASA. Autor sam czasem tak nazywa współczesnych naukowców. Źródłami zatem są różnej maści szarlatani pokroju Williamam Carpentera, czy Gabrielle Henriet, Milton William Cooper, Bill Kaysing (koleś któremu sąd odrzucił pozew przeciwko Jimowi Lovellowi za to że ten nazwał go wariatem), płaskoziemcy You Tuberzy np. Jarrah White, celebryci np. Dave Allen irlandzki komik i satyryk (na pewno zna się na astronomii lepiej niż jakiś tam jajogłowy mason z NASA i wcale nie opowiadał głupot o płaskiej ziemi by być bardziej popularny. PS. to był sarkazm, nie mogłem się powstrzymać) , dziennikarze np. Thomas Winship, Bart Sibrel (Tak ten pseudo dziennikarz i teoretyk spiskowy co twierdził że go astronauci z NASA pobili i grozili mu bronią, bo chciał by ci przysięgali mu na Biblię, jak się potem okazało sam sprowokował bójkę z Aldrinem) XIX wieczna pisarka fantasy Lady Blunt są też ludzie zasłużeni w „walce z Żydostwem” jak ekstremista religijny i antysemita Texe Marrs, który twierdził że „ Judaizm jest najgorszą sektą szatańską , jaka kiedykolwiek istniała, a Żydzi spiskują, aby zawładnąć całym światem poprzez oszustwo i kult.” Jest tu nawet cytat z Adolfa Hitlera. Naprawdę on w tej książce jest, nie zmyślam. Są też cytaty Biblii a jakże: np. z księgi rodzaju 1:16 w rozdziale o księżycu świecącym własnym światłem. Bo pan Eric Dubey nie wie jak działa światło odbite. Cytowanie Biblii w książce mającej uchodzić za popularno naukową jest dla tej książki dyskwalifikujące. Biblia jest tekstem sakralnym, a nie książką naukową z dziedziny nauk przyrodniczych, astronomii itp. Została napisana ponad 2000 lat temu. W tamtych czasach ludzie mieli znikomą wiedzę przyrodniczą i w Biblii nie ma nic, co wykracza ponad ten stan wiedzy. Nie może, więc być ona traktowana, jako źródło w książce o astronomii, biologii itp. Nie na żadnego znaczenia w dyskusji naukowej, że jest tam napisane „Bóg stworzył dwa wielkie świecące ciała niebieskie, większe by rządziło dniem i mniejsze by rządziło nocą” Nie ma znaczenia, że jest napisane, że księżyc świeci, czy że ziemia jest płaska. Liczą się fakty i dowody, a te jednoznacznie wskazują na kulistość ziemi.
Kiedy już autor książki decyduje się podać jakieś bardziej naukowe źródło są to książki uczonych z XVI – XIX wieku. Choć nie specjalnie często są to astronomowie. Zwykle lekarze podróżnicy itp.Z czasów, kiedy ta cała dyskusja miedzy płaskoziemcami i heliocentrystami miała jakiś tam sens, bo wielu rzeczy jeszcze zupełnie nie było wiadome. Przez długi czas nie udawało się np. opłynąć Antarktydy, bo ówczesne statki nie radziły sobie na wodach antarktycznych. Ale dziś w dobie, gdy firmy wycieczkowe organizują wyjazdy na biegun południowy, mamy zięcia ziemi z kosmosu, mamy satelity, które nie mogły by działać na płaskiej ziemi, ta cała dyskusja jest zamknięta. Uczeni, którzy żyli przed XX wiekiem i którzy byli zwolennikami geocentryzmu i płaskiej ziemi mylili się a heliocentryści mieli po prostu rację. Autor zarzuca współczesnej nauce, że ta deprecjonuje ludzi, którzy żyli w dawnych czasach. W nauce jest tak, że nowe badania i odkrycia podważają, stare. Przykładowo dziś uważa się że, nie da rady przekroczyć prędkości światła. (Takie twierdzenie stworzył, jeśli się nie mylę Einstein). Gdyby ktoś wynalazł, jako silnik mający wystarczającą moc lub stworzył pojazd mogący przekroczyć taką prędkość, to by znaczyło, że Einstein się mylił a ów konstruktor miał rację no, bo stworzył pojazd mogący się poruszać z taką prędkością. Czy to by deprecjonowało Einsteina? Ten człowiek stworzył podwaliny dzisiejszej nauki. Pomyłka w jednej czy kilku rzeczach nic tu nie zmieni. Tak samo jest z XIX wiecznymi uczonymi. Na pewno mają wiele zasług, ale w kwestii kształtu ziemi mylili się. Autor jeszcze buńczucznie twierdzi, że jakby Stephen Hawking czy inni współcześni astrofizycy widzieli doświadczenia płaskoziemców to by przyznali im rację. No śmiech na Sali. Wyśmialiby ich i pogonili do nauki.
To i to ciągłe epatowanie religią, i spiskami. Jest po prostu śmieszne. Wszystkim według pana Erica Dubey rządzą Żydzi, masoni, sataniści chcący odciągnąć ludzi od boga. Pod koniec jest przydługi tekst tłumacza podsumowujący to wszystko w takim samym tonie. Żydzi, masoni, kult słońca, satanizm. Chcą odciągnąć ludzi od Boga i sprawić by czuli się mali. Bo przecież bycie nie czytatym, nie pisatym, nieznającym kształtu Ziemi, modlącym się i czekającym na padnięcie trupem, wybrańcem wszechmogącego Boga to o wiele większe osiągniecie niż lądowanie na księżycu i zdobywanie kosmosu. Co kto lubi, ja wolę zdobywanie kosmosu.
Jeśli chodzi o język książki to ten jest żaden. Gdy autor decyduje się coś sam, napisać to po prostu jest to pisane prostackim i zupełnie byle, jakim językiem. Twierdzenia często pisane na zasadzie „bo tak” Nawet te cytaty są czasami wrzucone od rzeczy. Nie są często żadnym dowodem, ani nawet cieniem argumentu.
Mówiąc na koniec po prostu nie warto. To książka tylko dla ekstremistów religijnych i wyznawców teorii spiskowych. Nie jest to książka, z której można się cokolwiek sensownego dowiedzieć. A pośmiać się z nieuctwa i nawiedzenia religijnego można za darmo na You Tube. Nie ma sensu tracić czasu na książkę, której nie warto nawet użyć w charakterze rozpałki
Mówi się, że nie ma głupich książek. Są nieudane i kiepskie, ale czytanie i tak jest wartością samą w sobie. Ja jednak uważam, że istnieją głupie książki. I nie mam na myśli B klasowej pulpy, bo ta dostarczy zwykle rozrywki. Chodzi mi o książki promowane, jako popularnonaukowe. A, które są niczym innym niż promowaniem nieuctwa , szarlatanerii naukowej i spiskowych...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-08-15
Matka to osoba, które większość z nas ufa najbardziej. W końcu to ona nas urodziła i wychowała. Myśl, że mogłaby zrobić złego jest czymś, co nie mieści się w głowie. Kobieta widząc, że jej dziecko jest zagrożone jest w stanie poświecić życie by je ratować Z kolei dla wielu kobiet macierzyństwo to szczyt marzeń. Kobiety, które dowiadują się, że są bezpłodne doświadczają tragedii na całe życie. I kryminał Mirandy Smith Nie moja matka traktuje właśnie o kwestiach związanych z macierzyństwem i strasznymi rzeczami, jakie mogą się z tym wiązać, które mogą okazać się udręką dla samych dzieci.
Podczas przyjęcia urodzinowego maleńkiej córeczki Marion Sams pojawia się policja, i aresztuje jej matkę Eileen pod zarzutem porwania, zabójstwa i ingerencji powierniczej. Okazuje się, że kobieta nie na nazywa się Eileen Sams, Sarah Paxton. Marion nie może uwierzyć, że jej matka dopuściła się tak straszliwych czynów Z czasem na Marion spada kolejny cios. Policja podejrzewa, że matka kobiety porwała ją od biologicznej rodziny niejakich Parkerów i zamordowała jej ojca. Zrozpaczona Marion postanawia dowiedzieć się prawdy. Czy naprawdę jest porwaną przed laty Caroline Parker? Dlaczego kobieta, którą ją wychowywała przez te wszystkie lata zrobią coś takiego? Jaka jest prawda?
Powieść jest połączeniem kryminału i powieści obyczajowej. Powieść w Polsce jest reklamowana, jako thriller psychologiczny. Ale fani trzymania w napięciu trochę się rozczarują. W zasadzie wątek kryminalny jest tu raczej na uboczu. Od na bohaterkę spada seria tragedii i okropnych podejrzeń, że została uprowadzona przez kobietę, którą uważała za matkę, ta próbuje to poskładać. Sporo dużo wspominków, przemyśleń. Nie ma tu badania zwłok itp. Większości rzeczy bohaterka dowiaduje się rozmawiając z innymi postaciami. Niemniej książka jest powieścią jak najbardziej udana. Wątek obyczajowy jest tu zdecydowanie na pierwszym miejscu. Ale nie jest on zły, mimo iż za wątkami obyczajowymi w kryminałach nie przepadam. Cała intryga wciąga i jest dość zagadkowa. Mimo iż z początku ma się wrażenie, że autorka podała wszystko na tacy. Powiem akcja powieści z perspektywy Marion przeplata się z listem pisanym do niej przez Eileen. Z czasem pojawiają się też fragmenty z perspektywy Amelii . Kobiety, która według podejrzeń policji jest jej matką. Cała fabuła kręci się wokół zagadnień macierzyństwa, adopcji itp. Ciosy, które spadają na bohaterkę są mocne, a ponieważ jest ona dobrze napisana łatwo się z nią zżyć
Skoro jesteśmy przy postaciach. Te napisane są w porządku. Ma się do nich sympatie i są takie jak mają być. Nie podobała mi się jedynie przemiana Amelii w psychopatkę. Nie chcę zdradzać szczegółów. Ale obrzydliwie bogata kobieta powinna być bardziej przebiegła. Moim zdaniem fajniej było by pociągnąć fabułę w kierunku kryminału sądowego, ala Grisham. Moim zdaniem było by ciekawiej.
Powieść napisana jest lekko, przyjemnym dla oka językiem. Akcja toczy się szybko, mimo iż niektóre dłuższe przemyślenia, bohaterów potrafią trochę przynudzić. Niemniej, gdy historia nabiera rozpędu jest naprawdę ciekawie. Szybko pojawiają się kolejne intrygujące wątki i motywy.
Autorka sprawnie połączyła kryminał z powieścią obyczajową. Mimo iż wolę klasyczne kryminały to wciągnąłem się bez reszty. Jest to ciekawa i warta przeczytania powieść, która umili czas. Fani obyczajowych kryminałów mogą czytać w ciemno
Matka to osoba, które większość z nas ufa najbardziej. W końcu to ona nas urodziła i wychowała. Myśl, że mogłaby zrobić złego jest czymś, co nie mieści się w głowie. Kobieta widząc, że jej dziecko jest zagrożone jest w stanie poświecić życie by je ratować Z kolei dla wielu kobiet macierzyństwo to szczyt marzeń. Kobiety, które dowiadują się, że są bezpłodne doświadczają...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-07-29
Każdy gatunek literacki ma w swoich kanonach utwory dobre i bardzo dobre, takie, które można polecić każdemu. Ma też arcydzieła, które warto znać nawet, jeśli gatunek literacki nas nie interesuje. Tak samo jest z Thillerami, w których Cormac McCartchy jest absolutnym mistrzem i z których robi dzieła sztuki
Droga jest Thillerem, Thrillera SF pod wieloma względami innym niż większość takich powieści. Nie ma tu szalonych naukowców. Głównych złych, bohaterowie nie są obdarzeni mocami nadprzyrodzonymi. Mamy tu świat zrujnowany przez bliżej nieokreślony kataklizm. W zasadzie nigdzie nie jest napisane, co się stało, Bohaterowie też nie mają żadnego pojęcia o katastrofie, która nawiedziła Ziemię. Mamy tu historię ojca i jego małego synka, którzy wędrują przez zniszczone post apokaliptyczne Stany Zjednoczone na południe gdzie mogą żyć jeszcze enklawy ocalałych ludzi. i w zasadzie jest to cała fabuła. Ale to wystarczy, bo ten minimalizm fabularny nadaje opowieści niezwykłego klimatu.
Nie jestem fanem post apo ale w tego typu uniwersach najbardziej lubię szabrowanie ruin i motyw wędrowania przez pustkowia. I to jest taka powieść, która opiera się tylko i wyłącznie na tym. Każde odwiedzane przez nich miejsce jest ciekawe, ma własne tajemnice. Za każdym razem bohaterowie natrafiają na coś innego. Aż zamarzyła mi się dobra gra video w takich klimatach. Gdzie fabuła była by zepchnięta na daleki plan, a gracz oddał by się szabrowaniu i poznawaniu historii szabrowanych miejsc, dla samej tego przyjemności. Cóż książka na razie wystarczy.
Podobał mi się też język autora, wszytko jest opisane bardzo pieknie. Autor nie szczędzi czytelnikowi emocji czy to opisując zgliszcza, czy bohaterów którzy je przeczesują w szukaniu jedzenia. Nawet ich zachowanie w stosunku do spotykanych okazjonalnie postaci. Ojciec jest osobą bardziej twardo stąpającą po ziemi, robiąc wszystko by oboje przeżyli. Chłopiec zaś jest bardziej niewinny i emocjonalny, często naciska ojca by komuś pomógł. Można powiedzieć że robi czasem za jego sumienie. Zadając pytania, lub buntując się "Bo powinniśmy mu pomóc. Przecież jesteśmy dobrymi ludźmi" I takich przemyśleń na temat dobra i zła, egoizmu i altruizmu jest tu sporo. Nie są one podane łopatologicznie. "Bo tak jest dobrze, jam autor tak mówiem słuchaj się" Autor pozwala na przemyślenia czytelnikowi i to czytelnik ma się zastanowić. Taki podejście zawsze bardzo cenię w thrillerach, kryminałach, czy horrorach.
Powieść jest mistrzostwem świata i arcydziełem swojego gatunku. Co tu dużo mówić. Warto poznać i przeczytać. Wykreowana przez autora wizja zniszczonego świata jest kompletnie porywająca, a czytelnik jest ciekawy, co będzie w kolejnym miasteczku, budynku, czy uda się bohaterom dojść na południe. Jeden z lepszych dreszczowców fantastycznych, jakie powstały
Każdy gatunek literacki ma w swoich kanonach utwory dobre i bardzo dobre, takie, które można polecić każdemu. Ma też arcydzieła, które warto znać nawet, jeśli gatunek literacki nas nie interesuje. Tak samo jest z Thillerami, w których Cormac McCartchy jest absolutnym mistrzem i z których robi dzieła sztuki
Droga jest Thillerem, Thrillera SF pod wieloma względami innym niż...
2023-07-09
Jeśli spodziewaliście się po opisie na okładce, kolejnej historii o skruszonym mafiozie, którego odnaleźli dawni kompani i chcę go uciszyć, lub jeszcze wykorzystać do jakiegoś szwindla to nie. To nie jest taka książka, choć z początku może się tak wydawać. Nie mniej jest to książka całkiem dobra
Bohaterem powieści jest Stanisław Stadnicki gangster i oligarcha powiązany z polityką. Po śmierci córki postanawia zerwać z dotychczasowym życiem. Wyprowadza się w Bieszczady do tytułowej małej miejscowości Pomruk by tam zacząć życie na nowo. Pewnego dnia znajduje w leśnym potoku zwłoki młodej dziewczyny, która okazuje się ukochaną jego córki. Czy byli kompani z mafii odnaleźli go, a może to przypadkowa zbrodnia. Jaki udział w sprawie ma miejscowy cudem uratowany od linczu miejscowy morderca, w tle będą historie o biesie pradawnym demonie karmiącym się śmiercią i cierpieniem. Jednak nasz bohater wie że potworem jest zawsze człowiek
Książka jest klasycznym thrillerem kryminalnym osadzonym w niewielkiej prowincjonalnej wiosce. Mamy przedstawienie mieszkańców i ich relacja ze Stanisławem. Gangsterski początek może sugerować że będzie to historia w mafijnych klimatach, ale nie. Gdy tylko pojawiają się kolejne trupy a sprawą zaczyna interesować się policja z Ustrzyków szybko przekonujemy się że nie będzie to gangsterski kryminał. Książko ma dość niespieszne tempo i nieco przydługawy wątek obyczajowy. Autor dość sporo miejsca poświęca obserwacji mieszkańców wsi. Pod koniec mamy kilka twistów fabularnych, które są naprawdę dobre. Wolał bym jednak by więcej miejsca było poświęcone samemu śledztwu. Nie miej książkę czyta się dobrze
Podobają mi się postacie. Stanisław Stadnicki to postać którą lubi się od początku. Kochająca się w nim weterynarz Monika jest interesującą postacią, Nowacki policjant z Ustrzyków jest dociekliwy i charyzmatyczny, Darek dawny goryl bohatera to typowy gangus, twardziel ale wzbudzający sympatię inne postacie także są napisane dobrze. Wszyscy są tacy jak mają być.
Rasowy kryminalny dreszczowiec na nudne popołudnie. Dobra powieść, ale bez fajerwerków. Czyta się przyjemnie i z zaciekawieniem. A twisty w finale są poprowadzone ciekawie. Nie nastawiajcie się jednak na gangsterską historię. To nie jest powieść o mafii
Jeśli spodziewaliście się po opisie na okładce, kolejnej historii o skruszonym mafiozie, którego odnaleźli dawni kompani i chcę go uciszyć, lub jeszcze wykorzystać do jakiegoś szwindla to nie. To nie jest taka książka, choć z początku może się tak wydawać. Nie mniej jest to książka całkiem dobra
Bohaterem powieści jest Stanisław Stadnicki gangster i oligarcha powiązany z...
2023-06-11
Pedofilia i zabijanie dzieci to jedne z bardziej odrażających i przerażających zbrodni. Jest to czyn tak odrażający, że władze państw separują tego typy przestępców od reszty osadzonych w więzieniach, by ci ich nie zlinczowali. Jon Athan jeden z mistrzów prozy ekstremalnej postanowił napisać powieść dotykającą tematyki związanej z seksualnymi drapieżnikami polującymi na dzieci. Przygotujcie się na coś a klimatach "Dziewczyny z sąsiedztwa" tylko, że o problemie pedofilii. Zdecydowanie nie jest to proza dla wszystkich i poziom przemocy przytłoczy nawet twardzieli. Nie mniej sama powieść jest rewelacyjna
Andrew McCarthy przyłapuje w parku młodego mężczyznę Zachary'ego Dentona na tym jak ten robi zdjęcie jego 5letniej córce Grace. Po konfrontacji z policją Zacharemu udaje się uniknąć konsekwencji karnych. Zachary nie daje za wygraną i śledzi rodzinę w różnych miejscach: Restauracji, sklepie. Z czasem Grace znika. Poszukiwania policji nie dają rezultatów. Andrew postanawia na własną rękę znaleźć porywacza. W wyniku przeczesywania policyjnych stron z wizerunkami przestępców seksualnych, trafia na trop siatki pedofilskiej. Zrozpaczony ojciec nie cofnie się przed torturami i morderstwami byle uratować dziecko.
Tak prezentuje się fabuła. W książce mamy też krótkie wprowadzenie. Jak pedofile nagabują dzieci, porywają je i co z nimi robią. Od drastycznych, naprawdę drastycznych scen z udziałem dzieci włos jeży się na głowie. Są to, bowiem bestialskie sceny tortur, o jakich można dowiedzieć się oglądając filmy o Guantanamo, czy Północnokoreańskich obozach koncentracyjnych. Pedofile traktują dzieci jak mięso i to czasem nawet dosłownie. Ojciec Grace, gdy zaczyna tropić zboczeńców na własną rękę też zaczyna dopuszczać się brutalnych czasem, bestialskich czynów nie mniej robią one nieco mniejsze wrażenie. Pedofilom ciężko jest współczuć, nawet jak jest się zadeklarowanym przeciwnikiem kary śmierci jak ja. Oczywiście nie popieram samosądów by było jasne. Nie mniej (zabrzmi to trochę okropnie) życie pedofila i życie dziecka, dla mnie się nie równoważą. Więc tortury stosowane przez Andrew jedynie obrzydzają, zdecydowanie mocniejszy wymiar ma tu to zwyrodnialcy robią dzieciom. Wiecie trochę też ma tu moje osobiste podejście do tematu. Prywatnie nie lubię/nienawidzę przemocy wobec dzieci Nawet nie popieram karania (zwłaszcza surowego) nieletnich przestępców. Gdy widzę dziecko skute kajdankami, mam ochotę pójść i zrobić krzywdę policjantom. Więc może dla tego też te motywy wzbudzały we mnie zdecydowanie większe emocje. Dlatego troszkę szkoda, że autor nie poświęcił więcej miejsca pedofilom właśnie. Bo to oni są tu najbardziej przerażający. Są w pewnym sensie jak szaleni naukowcy z Parku jurajskiego ożywiający bezrefleksyjnie w imię nauki dinozaury. Mocne jest też zakończenie, choć tu będzie zgrzyt i mała sugestia dla autorów chcących poruszać taką tematykę. W powieści wszystkie media i wszyscy potępiają działania Andrew reakcja społeczeństwa została uchwycona zbyt czarnobiało. Zawsze, gdy ma miejsce samosąd na pedofilu, czy mordercy dziecka oprócz głosów "nie wolno robić samosądów", "samosądy są złe" zawsze pojawiają się głosy "dobrze zrobił", "zrobiłbym to samo" skrajna prawica, grupy neonazistowskie wykorzystują takie sytuacja do debaty na rzecz zaostrzania prawa i kary śmierci, lub robienia z ludzi dopuszczających się takich czynów bohaterów. Pod newsami na feacebooku o samosądach zawsze ktoś rzuci jakąś swastykę i tekst o Hitlerze, który w ich mniemaniu "widziałby, co robić z pedofilami" itp. Tu taki motyw praktycznie się nie przewija. A szkoda by był by ciekawy kontrast z tego urozmaiciłby opowieść. Jest za to motyw organizacji opowiadających się za normalizacji i legalizacja pedofilii i traktowaniem jej jak orientacji seksualnej i ich podpinania się pod osoby i aktywistów LGBT i to jest u bardzo dobre.
Jeśli chodzi o styl pisania to jest on bardzo dobry. Wszystkie opisy przemocy, mimo że obrzydliwe i powodujące oczopląs od czytania o tym są poprowadzone bezbłędnie, bez przeciągania. Styl Lee czy Ketchuma przyzwyczaił nas, że w horrorze ekstremalnym musi być mnóstwo przekleństw nie tylko w dialogach, ale i opisach. Że styl musi być odrobinę siermiężny. Jeśli komuś to przeszkadzało to tu tego nie ma. Stylowi pisania Johna Athana bliżej do lekkości pióra brytyjskich pisarzy jak Campbell, Masterton, czy Herbert i to jest jak najbardziej spoko.
Rasowa ekstremalna powieść grozy, napisana według najlepszych Ketchumowskich wzorców. John Athan to prawdziwy trzaskasz książek, wydający rocznie nawet kilkanaście pozycji. Jeśli one wszystkie są na takim poziomie jak Uwodziciel to może nimi do woli zasypywać czytelnika. Chcą tego więcej
Pedofilia i zabijanie dzieci to jedne z bardziej odrażających i przerażających zbrodni. Jest to czyn tak odrażający, że władze państw separują tego typy przestępców od reszty osadzonych w więzieniach, by ci ich nie zlinczowali. Jon Athan jeden z mistrzów prozy ekstremalnej postanowił napisać powieść dotykającą tematyki związanej z seksualnymi drapieżnikami polującymi na...
więcej mniej Pokaż mimo to
Edward Lee to jeden z bardziej kontrowersyjnych autorów horrorów którego książki są dostępne na polskim rynku. Brutalne, wypełnione po brzegi zwyrodniałą przemocą, pornografią i scenami wykorzystywania seksualnego szturmem zdobyły serca Polskich czytelników. Bighead to jedna z najbrutalniejszych i najbardziej kontrowersyjnych powieści autora. Przygotujcie się na ostrą jazdę bez trzymanki
Jerrica i Charity udają się to prowincjonalnej, zabitej dechami wioski w Wirginii. Jerrica jest dziennikarką i chce napisać serię artykułów o życiu na prowincji. Charity udaje się w rodzinne strony by odwiedzić ciotkę, od której została odebrana przez opiekę społeczną i zabrana do domu dziecka. Tam młode trafiają na legendę o tytułowym Bigheadzie. Zdeformowanym dziecku/potworze który gwałci i pożera kobiety. Po za nimi bohaterami są psychiczni i zdegenerowani przemytnicy alkoholu Balls i Dicky, którzy dla zabawy porywają, gwałcą i mordują kobiety, oraz ksiądz imieniem Alexander weteran wojny w Wietnamie obecnie kapelan i psycholog księży który ma odbudować opactwo i dawne hospicjum dla ubierających duchownych w wiosce i oczywiście tytułowy Bighead. Robi oczywiście to o co jest posądzany w lokalnych legendach. Z czasem drogi tych postaci się przetną. Poleje się mnóstwo krwi, flaków, będzie masę nagich scen
Bo w zasadzie do tego sprowadza się cała fabuła książki. Do kolejnych coraz bardziej drastycznych, lub wyuzdanych scen. Miłośnicy stylistyki gore i książek z pod znaku przemocy i seksu będą skakać z radości inni dla których horror zaczyna się i kończy na Kingu, Koontzu i Mastertonie wysiądą i będą się pukać w głowy "Jak komuś może się to podobać" . A książka jedzie po bandzie i to ostro. Od wykorzystania seksualnego upośledzonego faceta takie IQ 60, po gwałcenie w ranę po obcięciu głowy. To nie jest utwór family friendly i przedsmak tego mamy od samego początku gdzie mamy scenę mordowania niemowlęcia. Ponad to jest tu mnóstwo wulgarności, szydzenie w religii Jezus z palący papierosy i przeklinający.
Ale po za tym duże wrażenie robi styl autora. A szczególnie to jak przełącza się między różnymi stylami. Gdy opisuje działania Ballsa i Dickiego i Bigheada książka jest pisana prymitywnym i ordynarnym językiem, z niewielką ilością odmieniania przez przypadki, osoby itp. Podczas gdy sceny w, których obserwujemy działania Jerricki i Charity, czy Alexandra są pisane schludnym i ładnym językiem, choć w scenach z Axandrem pada zwykle trochę przekleństw. Bohaterowie również wypowiadają się na różnym poziomie poprawności językowej odpowiednim do nich. I to jest genialne
Postacie są napisane bardzo dobrze. Każda ma swoją przeszłość i dylematy moralne Jerrica jest uzależniona od seksu. Alexander jest po przejściach związany z wojną i cierpi na nadmierną skłonność do przemocy i agresji, oraz regularni śni koszmary z o gwałcących go wyuzdanych zakonnicach i przyglądającym się temu Jezusie. Nawet w jednym z momentów Bighead okazuje się bardziej ludzki, ratując dzieci przed krzywdzącym ich ojcem pedofilem. Historia nie jest jednoznaczna, choć też nie ma tu nad czym dumać zbytnio. To nie jest King, czy Campbell u których nawet gdy nie ma przemocy napięcie potrafi sięgnąć zenitu
Bighead to jedna wielka rzeźnia, prawdziwa uczta dla fanów Splatterpunku. Jest krwawo i obrzydliwie, nie jest to jednak książka dla wszystkich. To nie jest Graham Masterton, Guy N' Smith, Shaun Houtson czy nawet Richard Laymont, który używali splatterpunku i gore jako dodatku, do fajnie skrojonych historii. Tu przemoc i seks są głównym daniem, a fabuła jest po to by pokazać tego jak najwięcej się da. Oceniam książkę bardzo wysoko, 8/10 ale zaznaczam że część czytelników może się od Bigheada skutecznie odbić.
Edward Lee to jeden z bardziej kontrowersyjnych autorów horrorów którego książki są dostępne na polskim rynku. Brutalne, wypełnione po brzegi zwyrodniałą przemocą, pornografią i scenami wykorzystywania seksualnego szturmem zdobyły serca Polskich czytelników. Bighead to jedna z najbrutalniejszych i najbardziej kontrowersyjnych powieści autora. Przygotujcie się na ostrą jazdę...
więcej Pokaż mimo to