-
ArtykułyKsiążki o przyrodzie: daj się ponieść pięknu i sile natury podczas lektury!Anna Sierant4
-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński34
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać409
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz2
Biblioteczka
2024-05-12
2024-05-08
2024-04-16
2024-04-08
Książka na jeden wieczór, choć emocje w niej zawarte pozostają na zdecydowanie dłużej. Obraz pracy w pogotowiu bez lukru oraz bez tabu.
Odnosiłam wrażenie, że książka ta powstała z potrzeby wykrzyczenia, wyrzucenia z siebie wszystkiego tego, czego nie dało się przepracować na bieżąco. Nie ma co się oszukiwać, system nie dba o psychikę tych, którzy niosąc pomoc widzą tak wiele, że często sami takiej pomocy potrzebują.
Książka na jeden wieczór, choć emocje w niej zawarte pozostają na zdecydowanie dłużej. Obraz pracy w pogotowiu bez lukru oraz bez tabu.
Odnosiłam wrażenie, że książka ta powstała z potrzeby wykrzyczenia, wyrzucenia z siebie wszystkiego tego, czego nie dało się przepracować na bieżąco. Nie ma co się oszukiwać, system nie dba o psychikę tych, którzy niosąc pomoc widzą tak...
2024-04-02
Postał sobie Denis na mojej półce dobrych kilka lat, zanim przyszła jego kolej, nie będę ukrywać. Ale się chłopina doczekał... Przyznam, że forma książki trochę mnie zaskoczyła. Nie spodziewałam się oczywiście literatury piękniej, wiadomo, ale nawet jak na moje niewielkie wymagania było po prostu słabo. Odnosiłam wrażenie, że książce zabrakło myśli przewodniej, a Denis zwyczajnie podrzucił do redakcji losowo wyciągnięte z szuflady pamiętnikarskie notatki... Zabrakło mi w nich większego skupienia na akcji górskiej. Odnosiłam wrażenie, że opisy dojazdów, marszy do bazy i powrotów z wypraw zajmują więcej miejsca niż wspinaczka, a to po nią właśnie "przyszłam". Nie żałuję poświęconego na czytanie czasu, poznałam przynajmniej kazachskie spojrzenie na góry, ale nie będę Was specjalnie zachęcać do lektury tej książki, sorry 💛
Postał sobie Denis na mojej półce dobrych kilka lat, zanim przyszła jego kolej, nie będę ukrywać. Ale się chłopina doczekał... Przyznam, że forma książki trochę mnie zaskoczyła. Nie spodziewałam się oczywiście literatury piękniej, wiadomo, ale nawet jak na moje niewielkie wymagania było po prostu słabo. Odnosiłam wrażenie, że książce zabrakło myśli przewodniej, a Denis...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-06
2024-03-06
Powiem szczerze, że byłam kompletnie nieświadoma istnienia tego procederu... Hiszpania pod płaszczykiem wakacyjnego raju kryje sporo brudów... I o ile jeszcze przypadki wykradania matkom dzieci za czasów frankistowskich są bulwersujące, ale "wytłumaczalne ustrojem", tak te z lat choćby 80-tych zszokowały mnie najbardziej...
A poza tym wszystkim zupełnie nie potrafię zrozumieć jak dzisiejsze sądy i parlament mogą zamiatać sprawę pod dywan ...
Powiem szczerze, że byłam kompletnie nieświadoma istnienia tego procederu... Hiszpania pod płaszczykiem wakacyjnego raju kryje sporo brudów... I o ile jeszcze przypadki wykradania matkom dzieci za czasów frankistowskich są bulwersujące, ale "wytłumaczalne ustrojem", tak te z lat choćby 80-tych zszokowały mnie najbardziej...
A poza tym wszystkim zupełnie nie potrafię...
2024-03-06
Głośne hasła na okładce w przypadku tej książki były mocno przesadzone, historia ta nie ma w sobie nic z thrillera, jednak warto poznać losy pierwszej wyprawy, która zimowała na Antarktydzie, wiele miesięcy spędziła w lodowej pułapce, a uwolniła się tylko dzięki sprytowi... pokładowego lekarza. Na pokładzie znalazł się także nikomu jeszcze wówczas nieznany Amundsen. Opowieść warta polecenia.
Głośne hasła na okładce w przypadku tej książki były mocno przesadzone, historia ta nie ma w sobie nic z thrillera, jednak warto poznać losy pierwszej wyprawy, która zimowała na Antarktydzie, wiele miesięcy spędziła w lodowej pułapce, a uwolniła się tylko dzięki sprytowi... pokładowego lekarza. Na pokładzie znalazł się także nikomu jeszcze wówczas nieznany Amundsen....
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-25
Ostatnie tygodnie spędziłam w towarzystwie bardzo zacnym - z Zygmuntem Klukowskim oraz pokaźną "Zamojszczyzną". Nie są to zupełnie "moje" tereny, ale skusiłam się, ponieważ autor był lekarzem, jego opowieść ciągnie się od międzywojnia po lata 50-te, a były to burzliwe lata. Lubię czytać o medycynie (zważywszy na to, że mdleję na widok krwi jest to jednak dość dziwne upodobanie), lecz okazało się, że Klukowski w ogóle nie skupiał się w dziennikach na tym aspekcie swojego życia. Był za to bibliofilem, zapalonym czytelnikiem, kolekcjonerem książek, których bardzo nie lubił pożyczać i myślę, że w dzisiejszym świecie odnalazłby się na bookstagramie. Mimo "zesłania" do pracy w prowincjonalnym miasteczku bez żadnego zaplecza kulturalnego, nie dał się wciągnąć do miejscowych "kółek wzajemnej adoracji". Mimo łatki dziwaka, który śmie posiadać pasje oraz zainteresowania poza pracą zawodową (nie wspominając już o odmiennych od ogółu poglądach politycznych) z zapałem udzielał się społecznie starając się rozruszać życie kulturalne okolicy, a także wpłynąć na poprawę jakości bytowania mieszkańców.
Poza tak licznymi zajęciami Zygmunt Klukowski był także dokumentalistą Szczebrzeszyna oraz całego regionu. Nie ograniczał się tylko do spisywania własnych wspomnień, ale nagabywał, namawiał każdego do spisywania własnych wspomnień oraz relacji z najważniejszych wydarzeń, szczególnie z okresu wojennej okupacji. A musicie wiedzieć, że gromadzenie takich materiałów, opisów zbrodni, eksterminacji ludności żydowskiej, działalności podziemia, do tego wręcz "na żywo"-co tylko dodaje wartości tym zapisom- robienie tego wszystkiego będąc wciąż na cenzurowanym, będąc kilkukrotnie aresztowanym, mając świadomość, że ściąga się śmiertelne niebezpieczeństwo na siebie oraz rodzinę jest wyczynem nie do przecenienia.
Mogłabym opowiadać bardzo długo o tym niesamowitym człowieku, który wyprzedał swoje czasy, mądrym, odważnym, wrażliwym, ale też szczerym do bólu w swych przemyśleniach i zapisach. Dzięki niemu dziś możemy odnaleźć miniony czas oraz zrozumieć emocje żyjących w nim ludzi.
"Zamojszczyzna" jest wznowieniem, Klukowski pierwsze zeszyty wydawał już krótko po wojnie. Ze względu na ustrój musiał oczywiście liczyć się z cenzurą , a także uważać na poruszane tematy. Ośrodek Karta opracował i złożył w jedną całość pokaźne zbiory jakie zostawił po sobie Pan Zygmunt Klukowski, byśmy mogli docenić na nowo tę niezwykłą pracę, której autor poświęcił całe swoje życie.
Ostatnie tygodnie spędziłam w towarzystwie bardzo zacnym - z Zygmuntem Klukowskim oraz pokaźną "Zamojszczyzną". Nie są to zupełnie "moje" tereny, ale skusiłam się, ponieważ autor był lekarzem, jego opowieść ciągnie się od międzywojnia po lata 50-te, a były to burzliwe lata. Lubię czytać o medycynie (zważywszy na to, że mdleję na widok krwi jest to jednak dość dziwne...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-21
Czasem zgarniam z bookcrossingu książkę praktycznie w ciemno. Sięgając po tę cienką książeczkę spodziewałam się reportażu o życiu w otoczenie przyrody, z dala od zgiełku. Dostałam opowieść o rodzinie z patriotycznymi korzeniami, o partyzantce, byciu innym niż sąsiedzi, o ekologii w czasach, gdy nikt o tym nie mówił, na koniec przewinął się nawet Czesław Miłosz:) warto czasem sięgnąć po nieoczywiste lektury, nawet jeśli lekko trącą minioną epoką;)
Czasem zgarniam z bookcrossingu książkę praktycznie w ciemno. Sięgając po tę cienką książeczkę spodziewałam się reportażu o życiu w otoczenie przyrody, z dala od zgiełku. Dostałam opowieść o rodzinie z patriotycznymi korzeniami, o partyzantce, byciu innym niż sąsiedzi, o ekologii w czasach, gdy nikt o tym nie mówił, na koniec przewinął się nawet Czesław Miłosz:) warto...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-04
2024-02-04
2024-02-01
2024-01-31
2024-01-31
Gdyby miasto pisało pamiętnik, myślę, że właśnie tak mógłby on wyglądać.
Rok 1915,I wojna światowa- rok przełomowy dla Wilna, miasta, które wielu uważało za swoją własność: Polacy, Litwini czy też Rosjanie. Wilno znajdowało się od lat pod carskim panowaniem, wielokulturowa miejscowa ludność czuła się uciskana. Front wojenny, a z nim nowe panowanie- tym razem niemieckie zdawało się zbliżać nieuchronnie.
Ten pięknie wydany, wielkoformatowy album to zbiór dzienników pisanych na gorąco od maja do grudnia 1915. Nie brakuje w nim wachlarza emocji- strachu przed wojenną pożogą, wyczekiwania najgorszego, oburzenia na działania cofających się Rosjan, ogromnego zmęczenia niepewnym jutrem, rekwizycje i głód, ulga, gdy nowa władza nadeszła, nadzieja na spokojniejsze bytowanie i wreszcie zderzenie z nową, trudną rzeczywistością. Prawdziwy kalejdoskop myśli i zdarzeń ukazany nie tylko ze strony Polaków (spis autorów dzienników zamieściłam na ostatnim zdjęciu w poście), co poszerza horyzont zdarzeń. A wszystko to zilustrowane ogromną ilością archiwalnych fotografii!
Myślę, że ta pozycja zadowoli niejedne gusta, dlatego też serdecznie ją Wam polecam 💛
Gdyby miasto pisało pamiętnik, myślę, że właśnie tak mógłby on wyglądać.
Rok 1915,I wojna światowa- rok przełomowy dla Wilna, miasta, które wielu uważało za swoją własność: Polacy, Litwini czy też Rosjanie. Wilno znajdowało się od lat pod carskim panowaniem, wielokulturowa miejscowa ludność czuła się uciskana. Front wojenny, a z nim nowe panowanie- tym razem niemieckie...
2024-01-16
2024-01-11
2024-01-04
Z Anną Bikont pierwszy raz zetknęłam się trafiając przypadkiem na reportaż "My z Jedwabnego". To był bardzo ciężki kaliber, muszę przyznać. Tym razem i objętościowo i emocjonalnie było lżej, co nie znaczy, że opisane historie nie wywołują żadnych emocji.
Nie będę się dziś za bardzo rozpisywać, wszyscy wiemy jak wyglądało ukrywanie się podczas wojny, jak było trudne pod względem psychicznym zarówno dla ukrywanych jak i ukrywających się. Ukrywanie swojej tożsamości w przypadku małych dzieci, których wczesne wspomnienia mogą łatwo ulec zatarciu w dorosłym, powojennym życiu powoduje wiele konsekwencji, które autorka próbowała zrozumieć oraz przekazać. Każda z przytoczonych historii jest inna, radzenie sobie z traumą oraz utratą korzeni także nie każdej z dziewcząt przychodziło "łatwo". Czasem przywiązanie dziecka do ukrywającej je rodziny skutkowało kolejnym emocjonalnym dramatem, gdy po wojnie odnajdywała się rodzina biologiczna... Bardzo polecam Wam ten reportaż.
Z Anną Bikont pierwszy raz zetknęłam się trafiając przypadkiem na reportaż "My z Jedwabnego". To był bardzo ciężki kaliber, muszę przyznać. Tym razem i objętościowo i emocjonalnie było lżej, co nie znaczy, że opisane historie nie wywołują żadnych emocji.
Nie będę się dziś za bardzo rozpisywać, wszyscy wiemy jak wyglądało ukrywanie się podczas wojny, jak było trudne pod...
2023-12-23
2023-12-31
Trochę zeszło mi się z przeczytaniem tej cegiełki, i to nie tylko ze względu na gabaryty książki. Tym razem oprócz czytania buszowałam po stronie www.polacynawschodzie.pl, by posłuchać nagrań oraz pooglądać zdjęcia z rodzinnych albumów naszych rodaków z poza obecnych granic ojczyzny. Dopiero wtedy w pełni można docenić pracę włożoną w uratowanie tak wielu historii.
Książka "Polacy na Wschodzie" jest ukoronowaniem długiego procesu. Wiele osób związanych z Ośrodkiem Karta przez 5 lat (od 2006) wyjeżdżało na tzw Kresy i nie mówię tu tylko o terenach przygranicznych w dzisiejszej Litwie, Białorusi czy Ukrainie, mowa tu także o Kazachstanie, Rosji czy choćby Rumunii i Łotwie, która nie jest już tak oczywistym terenem "kresowym". Głównie na obszarach wiejskich, których mieszkańcy nigdy nie myśleliby, że ich opowieści warte są spisania, wyszukiwano najstarszych z najstarszych, ludzi którzy czuli sie Polakami, mimo iż m.in. ich ojczyzna przesunęła sie na mapach. Transkrypcje zachowują oryginalną składnię i wymowę, daje nam to posmak przedwojennej polszczyzny, którą już się nie posługujemy, a która przetrwała w odizolowanych od kraju społecznościach.
Dzięki rozmowom z ludźmi urodzonymi np w roku 1910(!) możemy nie tylko usłyszeć o życiu codziennym w II RP, dostajemy relacje z doświadczeń wojennych świadomych, dorosłych ludzi. Oczywiście nie umniejsza to wspomnieniom osób urodzonych krótko przed wojną, jednak te opowieści często różnią się od siebie choćby życiową perspektywą, musicie to przyznać.
Czymś, co najbardziej mnie ciekawiło, gdy otwierałam książkę były powody, dla których nasi rodacy nie skorzystali z akcji repatriacyjnych i moja ciekawość została w zaspokojona w pełni. Nie powiem Wam jednak wiele, poza tym, że żałowali pozostania "na swoim", choć przecież w ZSRR nie żyło się łatwo. Jak to jednak było musicie przekonać się sami czytając lub przeglądając nagrania.
W jednej z relacji pojawia się nawet Dołęga-Mostowicz (tak, ten Dołęga), muszę przyznać, że nie znałam jego biografii, ani okoliczności śmierci. Opowieść naocznego świadka poszukiwań grobu autora warta jest poznania. Mogłabym namawiać Was długo do sięgnięcia po ten tytuł, którego powstanie kosztowało ogromną ilość zaangażowania i pracy wielu osób, ale myślę, że ta pozycja broni się sama, więc po prostu serdecznie ją Wam polecam 💛
Trochę zeszło mi się z przeczytaniem tej cegiełki, i to nie tylko ze względu na gabaryty książki. Tym razem oprócz czytania buszowałam po stronie www.polacynawschodzie.pl, by posłuchać nagrań oraz pooglądać zdjęcia z rodzinnych albumów naszych rodaków z poza obecnych granic ojczyzny. Dopiero wtedy w pełni można docenić pracę włożoną w uratowanie tak wielu historii.
więcej Pokaż mimo toKsiążka...