-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik252
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2024-05-01
2024-04-24
Beletrystyczna próba odbrązowienia II RP, co więcej, o tyle rzetelna, że pisana przecież w latach trzydziestych XX wieku.
Lekkie pióro autora, brak zbędnych rozdziałów i nieco humorystyczny ton powieści (w której nie brak jednak mroczniejszych tonów) sprawiają, że Karierę Nikodema Dyzmy czyta się dobrze po dziś dzień. Przeraża jedynie uniwersalność pewnych archetypów postaci, a zwłaszcza głównego bohatera...
Beletrystyczna próba odbrązowienia II RP, co więcej, o tyle rzetelna, że pisana przecież w latach trzydziestych XX wieku.
Lekkie pióro autora, brak zbędnych rozdziałów i nieco humorystyczny ton powieści (w której nie brak jednak mroczniejszych tonów) sprawiają, że Karierę Nikodema Dyzmy czyta się dobrze po dziś dzień. Przeraża jedynie uniwersalność pewnych archetypów...
2024-04-20
Moje pierwsze spotkanie z Pratchettem.
Błyskotliwy język i lekki klimat jak najbardziej na plus. Po jakimś czasie kwiecistość zdań i liczne humorystyczne dygresje zaczynają jednak męczyć.
Doceniam za to zabawę motywem antybohatera zaczynającego z najniższego (moralnie) poziomu, który docelowo ma skończyć jako heros-wybraniec. Czytelnik kibicuje Moistowi do samego końca nie będąc jednak pewnym czy Poczmistrz nie zboczy z nowej ścieżki życia przy pierwszej nadarzającej się okazji.
Może wybrzydzam niczym piękna panna na wydaniu, bo przecież "Pocztowemu piekłu" niczego tak naprawdę nie brakuje, ale przyznaję, że pod koniec musiałem się zmusić żeby dokończyć lekturę. Mam wrażenie, że zarówno w historii jak i w postaciach wykreowanych przez Pratchetta tkwił wielki potencjał, który został wykorzystany jedynie połowicznie. No i to rozczarowujące zakończenie - zamiast wielkiego bum, raczej cieszyłem się, że odklepałem kolejną pozycję w czytelniczym wyzwaniu.
Niemniej, to nadal solidny tytuł, który szczerze polecam, nie tylko fanom fantastyki. Po prostu początkowe rozdziały i poziom warsztatu autora dawały nadzieję na coś dużo lepszego.
P.s. Audiobook w wykonaniu p. Macieja Kowalika to jest naprawdę majstersztyk.
Moje pierwsze spotkanie z Pratchettem.
Błyskotliwy język i lekki klimat jak najbardziej na plus. Po jakimś czasie kwiecistość zdań i liczne humorystyczne dygresje zaczynają jednak męczyć.
Doceniam za to zabawę motywem antybohatera zaczynającego z najniższego (moralnie) poziomu, który docelowo ma skończyć jako heros-wybraniec. Czytelnik kibicuje Moistowi do samego końca nie...
2024-04-08
W liceum nie sprostałem "Lalce". Miałem wtedy ciekawsze rzeczy do roboty, poza tym potężny rozmiar powieści nie zachęcał do lektury, natomiast filmowa adaptacja, choć świetna, nie oddawała w pełni natury książkowego oryginału. Na szczęście w szarej rzeczywistości człowieka już dorosłego zachodzi niekiedy potrzeba okazyjnego umilenia sobie monotonii życia dobrą lekturą, co może stanowić pretekst do nadrobienia literackich braków z czasów szkolnych. Po latach podjąłem się więc wyzwaniu rzuconemu przez Bolesława Prusa swoim opus magnum.
Czy poloniści mieli rację?
Czy "Lalka" jest najwybitniejszą powieścią epoki polskiego pozytywizmu?
Czy Wokulski był bohaterem epoki przejściowej?
I czy zgodnie z tym co maturzyści od lat piszą na maturach, Łęcka w istocie była dziwką? ;)
Fabuły "Lalki" nikomu przedstawiać chyba nie trzeba. Nadprzeciętnie inteligentny właściciel warszawskiego sklepu galanteryjnego -Stanisław Wokulski z pomocą fortuny, której dorobił się na wojnie stara się kupić sobie względy niewzruszonego obiektu swoich westchnień - panny Izabeli Łęckiej. Opowieść czysto obyczajowa, w której nie miejsca na wartką akcję i przygodowe akcenty. Mimo tego - lektura niemalże "czyta się sama".
Za takowy stan rzeczy odpowiadają głównie dwa atuty. Przede wszystkim język - autor nie szarżuje, nie popisuje się, ani nie wydaje osądów. Wszelki koloryt poglądowy wciska w usta stworzonych postaci. Po drugie - uniwersalność. Prusowi udało się w jednej powieści zawrzeć cały przekrój różnych myśli społecznych swoich czasów. Autor miał zadanie niełatwe, bowiem cywilizacja zachodu stała pod koniec XIX wieku na rozdrożach starego, arystokratycznego porządku świata oraz nowych prospołecznych ruchów, przy jednoczesnej perspektywie majaczącego widma Wielkiej Wojny.
Geniusz "Lalki" polega na tym, że nawet po ponad stu latach od jej napisania, czytelnik jest w stanie sympatyzować, zrozumieć czy nawet utożsamiać się z postaciami będącymi personifikacjami różnorakich przekonań czy też postaw życiowych. Co więcej, Prus prowadzi swoje egzystencjalne dywagacje w sposób nienachalny - narracja, pomimo obecności wielu postaci w utworze, skupia się głównie na Wokulskim, wobec czego czytelnik ma poczucie ciągłej spójności dzieła (tej sztuki nie udało się dokonać np. Reymontowi w "Ziemi obiecanej", gdzie spotykamy się z mnogością wątków, w których dość łatwo się pogubić).
W mojej ocenie, wydźwięk "Lalki" pozostanie nieśmiertelny. Uniwersalność utworu dowodzi, że natura ludzka - zarówno ta męska jak i ta damska - pozostała w dużej mierze niezmienna, natomiast pozorne różnice w otoczeniu, w którym przychodzi nam żyć są w większym lub mniejszym stopniu tylko kosmetyczne.
W liceum nie sprostałem "Lalce". Miałem wtedy ciekawsze rzeczy do roboty, poza tym potężny rozmiar powieści nie zachęcał do lektury, natomiast filmowa adaptacja, choć świetna, nie oddawała w pełni natury książkowego oryginału. Na szczęście w szarej rzeczywistości człowieka już dorosłego zachodzi niekiedy potrzeba okazyjnego umilenia sobie monotonii życia dobrą lekturą, co...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-23
Nadal wybitny warsztat pisarski autora oraz znakomite wykorzystanie komiksowych motywów świata superbohaterów, umieszczonych w realiach naszej kochanej ojczyzny.
Miało być 8, tak więc czemu tym razem tylko 6?
Minus jedna gwiazdka, za brak efektu wow - Dreszcz II nie jest hollywódzkim sequelem - nie jest "więcej, lepiej, ładniej", tylko raczej "tak samo jak ostatnio, więc wiemy, mniej więcej, czego się spodziewać".
Druga gwiazdka poleciała za ten końcowy wątek opowieści, który moim zdaniem jest (za przeproszeniem) z dupy - wiem, że Pana Ćwieka stać na więcej i po tak utalentowanym rzemieślniku spodziewałem się czegoś mniej sztampowego.
Niemniej bawiłem się bardzo dobrze i na pewno sięgnę po część 3.
Nadal wybitny warsztat pisarski autora oraz znakomite wykorzystanie komiksowych motywów świata superbohaterów, umieszczonych w realiach naszej kochanej ojczyzny.
Miało być 8, tak więc czemu tym razem tylko 6?
Minus jedna gwiazdka, za brak efektu wow - Dreszcz II nie jest hollywódzkim sequelem - nie jest "więcej, lepiej, ładniej", tylko raczej "tak samo jak ostatnio, więc...
2024-03-19
Podoba mi się fakt (jakkolwiek lekkiego) nakreślenia, nastrojów panujących w Polsce, z tamtego okresu. Zamiast więc spisu suchych faktów historycznych o Berezie, dostajemy ciekawą lekturę o nadużyciach sanacji, mających przecież miejsce jeszcze nie tak dawno, bo niecałe 100 lat temu. Nie brakuje tu, rzecz jasna, dosadnych opisów sadystycznych praktyk odbywających się w Berezie oraz spisanych wspomnień samych więźniów, skłaniającyh do przemyśleń nad prymitywizmem mrocznych zakamarków ludzkiej natury. Odniosłem jednak wrażenie, że tytułowy obóz zsyłki dla przeciwników zagorzałego w latach trzydziestych XX wieku piłsudczyzmu, staje się jedynie pretekstem wykorzystanym do przedstawienia szerszej panoramy problemów panujących w II RP, co oczywiście jest zaletą.
Zdecydowanie polecam.
Podoba mi się fakt (jakkolwiek lekkiego) nakreślenia, nastrojów panujących w Polsce, z tamtego okresu. Zamiast więc spisu suchych faktów historycznych o Berezie, dostajemy ciekawą lekturę o nadużyciach sanacji, mających przecież miejsce jeszcze nie tak dawno, bo niecałe 100 lat temu. Nie brakuje tu, rzecz jasna, dosadnych opisów sadystycznych praktyk odbywających się w...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-16
Pochłonięta na dwa podejścia, dzień po dniu, choć początkowo wciągnęła mnie bez reszty, to pod koniec liczyłem na jakieś zawiązanie akcji (którego niestety się nie doczekałem).
Niesamowite tempo zdarzeń. Materiału jest tyle, że innym autorom starczyłoby go na całą sagę, jednakże Pan Jakub uczciwie wobec czytelnika podaje wszystko na tacy, bez owijania fabuły w kłębowiska zbędnych rozdziałów. Jakbym czytał streszczenie jakiejś pozytywistycznej powieści.
No i tutaj pojawia się pytanie: czym w zasadzie jest ta książka? Powieść panoramiczna a'la Reymont, a może historia obyczajowa w stylu Lalki? Literatura piękna?
Nie wiem. Wydaje mi się, że Pan Jakub nie zastanawia się nad ramami, w które ubiera słowa własnych dzieł, tylko po prostu sobie pisze i albo się to komuś podoba, albo nie. Lubię styl Pana Małeckiego, ale w Dygocie zabrakło mi jakiegoś głębszego sensu. Przeczytałem powieść i nie wiem po co ją przeczytałem. Nawet rozwikłanie ostatniego pytania pod koniec książki było takie... meh.
Generalnie nie żałuję lektury (szczególnie że długość książki szanuje czas czytelnika), ale z rozczarowaniem przyznaję, że Dygot mnie nie porwał, mimo obiecującego początku.
Pochłonięta na dwa podejścia, dzień po dniu, choć początkowo wciągnęła mnie bez reszty, to pod koniec liczyłem na jakieś zawiązanie akcji (którego niestety się nie doczekałem).
Niesamowite tempo zdarzeń. Materiału jest tyle, że innym autorom starczyłoby go na całą sagę, jednakże Pan Jakub uczciwie wobec czytelnika podaje wszystko na tacy, bez owijania fabuły w kłębowiska...
2024-03-13
Wnioskując po raczej buńczucznym tonie licznych postów Pana Jakuba Ćwieka na fb, nie spodziewałem się niczego dobrego po Dreszczu.
Oj jakże pozory mogą mylić!
Pan Jakub, niczym dr Gregory House, definitywnie ma prawo zachowywać się jak arogancki bubek, w momencie gdy odznacza się tak znakomitym warsztatem pisarskim.
Ex-rockman rażony gromem z jasnego nieba, zyskuje supermoce i z pomocą swojego kumpla - emerytowanego Ślązaka, wyrusza na iście marvelowską misję powstrzymania zła i uratowania świata (albo przynajmniej południowej części Polski).
Zachęcające? Średnio.
Fabuła Dreszcza jest idiotyczna, jednakże po pierwsze - jest to pastisz gatunku superbohaterskiego, a po drugie - literacki kunszt autora, sprawia, że czytelnik po prostu tę infantylną historię kupuje!
Jak to ładnie ujął Wesley Snipes w filmie Blade: "Some motherfuckers are always trying to ice-skate uphill". Panu Ćwiekowi zdaje się kompletnie nie przeszkadzać fakt, że utrudnia sobie zadanie sporą ilością postaci, niepoważnym tonem opowieści oraz rubasznym głównym bohaterem, którego ustami ciężko jest przemawiać w taki sposób, aby wzbudzić sympatię u czytelnika. Autor sam kopie sobie dołki i... Sam je przeskakuje. Ba! Robi to nie w byle jakim stylu.
Chapeau bas Panie Jakubie, na pewno skuszę się sięgnąć po pozostałe części tej serii.
Wnioskując po raczej buńczucznym tonie licznych postów Pana Jakuba Ćwieka na fb, nie spodziewałem się niczego dobrego po Dreszczu.
Oj jakże pozory mogą mylić!
Pan Jakub, niczym dr Gregory House, definitywnie ma prawo zachowywać się jak arogancki bubek, w momencie gdy odznacza się tak znakomitym warsztatem pisarskim.
Ex-rockman rażony gromem z jasnego nieba, zyskuje...
2024-03-10
W pierwszej kolejności, Orwell kojarzony jest raczej z "1984", ale moim zdaniem "Folwark Zwierzęcy" jest dużo lepszy - głównie dlatego, że jest mniej dosłowny. Pod osłoną bajki/przypowieści, wspaniale demaskuje proces degeneracji systemu (w tym wypadku akurat socjalizmu, ale chyba coraz bardziej zaczyna również odnosić się do późnego kapitalizmu, czego w epoce wszechobecnego korporacjonizmu jesteśmy obecnie świadkami).
Uniwersalny klasyk, który - co stwierdzam ze smutkiem - będzie pewnie aktualny po wsze czasy.
W pierwszej kolejności, Orwell kojarzony jest raczej z "1984", ale moim zdaniem "Folwark Zwierzęcy" jest dużo lepszy - głównie dlatego, że jest mniej dosłowny. Pod osłoną bajki/przypowieści, wspaniale demaskuje proces degeneracji systemu (w tym wypadku akurat socjalizmu, ale chyba coraz bardziej zaczyna również odnosić się do późnego kapitalizmu, czego w epoce...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-09
Powieść sprawia wrażenie patchworka, poskładanego z różnych, wyświechtanych już w popkulturze kawałków. Mamy główną bohaterkę - geniuszkę z autyzmem (Sherlock BBC? The Good Doctor?), niezbyt rozgarniętego, lecz pociesznego towarzysza w śledztwie oraz szefa-fiutka, za którego motywami być może kryje się coś więcej. Główna bohaterka i jej specjalne moce są jedynym sposobem na pokonanie głównego złola grasującego w mieście. Antonia jest geniuszem, ale ma też swoje ułomności, wobec czego nie poradziłaby sobie z narzuconym jej heroicznym zadaniem, gdyby nie jej misio-pomagier... itd. itp.
Jak to kiedyś ładnie ujął Chuck Palahniuk w swoim opus magnum zatytułowanym "Podziemny krąg": Everything is a copy of a copy of a copy. Tak więc przymykam oko na szablonowość ogólnych założeń historii, traktując je bardziej jako cechę tego gatunku, niż jako brak oryginalności. Poza tym, taki Quentin Tarantino zgrabnie potrafi bawić się "pożyczonymi" motywami z innych mediów, więc może i Juan Gómez-Jurado dał radę?
Moim zdaniem - nie. W historii zbyt wielką rolę odgrywa przypadek, cała intryga głównego złola jest grubymi nićmi szyta, a rzekomego geniuszu głównej bohaterki zwyczajnie nie czuć. Randomowe ciekawostki rodem ze "Świata Wiedzy", wygodnie pasujące akurat do rozwiązywanych przypadków, to nie jest żaden geniusz - to jest po prostu leniwe scenopisarstwo. Nawet plot twisty, które z założenia mają wgniatać w fotel, są zwyczajnie tanie i wywołują u czytelnika raczej przewrócenie oczami niż efekt "wow".
To nie koniec wad - forma. Nie wiem czy to kwestia koślawego tłumaczenia, czy kulawego poczucia humoru autora, ale drętwe żarciki i liczne powtórzenia przyprawiały mnie pod koniec lektury o mdłości. I to "Nie żeby był gruby"... Uhhhhhhhhh.
Podsumowując, Reina Roja to nie moja bajka. Co więcej, obejrzałem także serial na podstawie książki i lepiej było tylko do połowy - potem scenarzyści odlecieli jeszcze mocniej. Nie polecam.
Powieść sprawia wrażenie patchworka, poskładanego z różnych, wyświechtanych już w popkulturze kawałków. Mamy główną bohaterkę - geniuszkę z autyzmem (Sherlock BBC? The Good Doctor?), niezbyt rozgarniętego, lecz pociesznego towarzysza w śledztwie oraz szefa-fiutka, za którego motywami być może kryje się coś więcej. Główna bohaterka i jej specjalne moce są jedynym sposobem na...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-03
(Na wstępie chciałbym zauważyć, że Pan Marian Opania jako lektor audiobooka, to wybór dość osobliwy, w szczególności jeżeli chodzi o beletrystykę sensacyjną.)
Z Reacherem jest jak z Supermanem. Ciężko stworzyć dobrą, emocjonalnie angażującą czytelnika, historię o nadczłowieku, który z założenia jest ponad wszelkimi ograniczeniami fizycznymi, psychologicznymi i materialnymi, dlatego uważam, że o sile danego tomu Reachera stanowi to co dzieje się wokół głównego bohatera.
W tej części Lee Child poszedł w sensację i powolne odkrywanie kart, wpuszczając owczarka przebranego z owcę do jaskini wilków - koncept zmyślny, z założenia samograj, generujący kolejne konflikty do rozwiązania przez tych dobrych.
W praktyce jednak jest to typowy Reacher, po raz siódmy. Trochę strzelania, trochę romansu... I tyle. Ot, solidny akcyjniak do odmóżdżenia. Nie polecam, nie odradzam.
(Na wstępie chciałbym zauważyć, że Pan Marian Opania jako lektor audiobooka, to wybór dość osobliwy, w szczególności jeżeli chodzi o beletrystykę sensacyjną.)
Z Reacherem jest jak z Supermanem. Ciężko stworzyć dobrą, emocjonalnie angażującą czytelnika, historię o nadczłowieku, który z założenia jest ponad wszelkimi ograniczeniami fizycznymi, psychologicznymi i materialnymi,...
2024-02-25
Czwarty tom to już właściwie kluczenie przed ostatnią bitwą, finał i epilog. Ciężko wyjawić cokolwiek bez spojlerowania, więc napiszę tylko, że opus magnum Jarosława Grzędowicza, można z czystym sumieniem postawić na półce przeznaczonej dla największych klasyków polskiego fantasy. Zdecydowanie polecam całą serię Pana Lodowego Ogrodu!
Czwarty tom to już właściwie kluczenie przed ostatnią bitwą, finał i epilog. Ciężko wyjawić cokolwiek bez spojlerowania, więc napiszę tylko, że opus magnum Jarosława Grzędowicza, można z czystym sumieniem postawić na półce przeznaczonej dla największych klasyków polskiego fantasy. Zdecydowanie polecam całą serię Pana Lodowego Ogrodu!
Pokaż mimo to2024-02-11
Nareszcie zrozumiałem fenomen PLO. Wątki zaczynają się zazębiać, a czytelnik w końcu ma poczucie, że to co czyta ma sens. Okazuje się, że poprzednie tomy były jedynie ustawianiem pionków na bardzo pokrętnej planszy, a rozgrywka wkracza w ostatnią fazę.
Ciężko napisać cokolwiek, aby nie zaspojlerować fabuły, więc napiszę tylko, że naprawdę warto przemęczyć "tylko" przyzwoite dwa pierwsze tomy, aby zrozumieć wagę wydarzeń mających miejsce w tomie trzecim. Cieszę się, że nie porzuciłem przygody z serią, a jeszcze bardziej cieszę się z faktu, że serio warto było z lektury serii nie rezygnować.
P.S. Pan Grzędowicz ma naprawdę ZNAKOMITY warsztat pisarski.
Nareszcie zrozumiałem fenomen PLO. Wątki zaczynają się zazębiać, a czytelnik w końcu ma poczucie, że to co czyta ma sens. Okazuje się, że poprzednie tomy były jedynie ustawianiem pionków na bardzo pokrętnej planszy, a rozgrywka wkracza w ostatnią fazę.
Ciężko napisać cokolwiek, aby nie zaspojlerować fabuły, więc napiszę tylko, że naprawdę warto przemęczyć "tylko" przyzwoite...
2024-02-24
Na pytanie "Orwell czy Huxley?", mogę z pełnym przekonaniem odpowiedzieć "Lem".
Autor serwuje bowiem nie jedną, ale kilka różnych wizji utopii (czy też antyutopii, zależy jak na to spojrzeć) okraszonych pięknym językiem oraz w tym przypadku jeszcze nierzadko humorem. U Lema jak to u Lema, podczas lektury czytelnik ma nieodparte poczucie, że pisarz wcale tych światów sobie nie wymyślił, tylko naprawdę je zwiedził i teraz łaskawie próbuje opisać swoje przygody, w sposób na tyle przystępny, aby zwyczajny śmiertelnik mógł objąć to wszystko swoim umysłem. Czasami interpretacja uniwersów odwiedzanych przez Ijona Tichego to zadanie wymagające, ale za to jakże satysfakcjonujące.
Absolutna klasyka.
Na pytanie "Orwell czy Huxley?", mogę z pełnym przekonaniem odpowiedzieć "Lem".
Autor serwuje bowiem nie jedną, ale kilka różnych wizji utopii (czy też antyutopii, zależy jak na to spojrzeć) okraszonych pięknym językiem oraz w tym przypadku jeszcze nierzadko humorem. U Lema jak to u Lema, podczas lektury czytelnik ma nieodparte poczucie, że pisarz wcale tych światów sobie...
2024-02-24
Na pytanie "Orwell czy Huxley?", mogę z pełnym przekonaniem odpowiedzieć "Lem".
Autor serwuje bowiem nie jedną, ale kilka różnych wizji utopii (czy też antyutopii, zależy jak na to spojrzeć) okraszonych pięknym językiem oraz w tym przypadku jeszcze nierzadko humorem. U Lema jak to u Lema, podczas lektury czytelnik ma nieodparte poczucie, że pisarz wcale tych światów sobie nie wymyślił, tylko naprawdę je zwiedził i teraz łaskawie próbuje opisać swoje przygody, w sposób na tyle przystępny, aby zwyczajny śmiertelnik mógł objąć to wszystko swoim umysłem. Czasami interpetacja uniwersów odwiedzanych przez Ijona Tichego to zadanie wymagające, ale za to jakże satysfakcjonujące.
Absolutna klasyka.
Na pytanie "Orwell czy Huxley?", mogę z pełnym przekonaniem odpowiedzieć "Lem".
Autor serwuje bowiem nie jedną, ale kilka różnych wizji utopii (czy też antyutopii, zależy jak na to spojrzeć) okraszonych pięknym językiem oraz w tym przypadku jeszcze nierzadko humorem. U Lema jak to u Lema, podczas lektury czytelnik ma nieodparte poczucie, że pisarz wcale tych światów sobie...
2024-02-05
Największą zaletą, a zarazem największą wadą prozy Stanisława Lema jest naukowy bełkot. Z jednej strony, interdyscyplinarny poziom wiedzy autora pozwala zanurzyć się w uniwersum podróży międzygwiezdnych bez krzty zwątpienia w autentyczność opowiadanej historii, lecz z drugiej strony, natłok specjalistycznych terminów nierzadko przysłania sens całej fabuły. W "Niezwyciężonym", mamy jeszcze jeden, dodatkowy element uatrakcyjniający odbiór powieści - budowany od pierwszych stron niepokój, który nadaje książce klimat thrillera, tudzież nawet techno-horroru. Space-opera rodem z najlepszych lat oryginalnego Star Treka.
Warsztowo - wiadomo, jak tu zawsze u Lema - poziom arcymistrzowski. Kwieciety język, nienaganna forma, a przy tym realistyczne, lekkie, a przede wszystkim niepopadające w niepotrzebny patos dialogi, umacniające immersję w przedstawiany świat.
Jestem świadomy, że nie każdemu może przypaść do gustu taki gatunek, ale hard sci-fi wykonaniu Stanisława Lema to jest po prostu majstersztyk.
P.S. Jestem pod wrażeniem, że pierwsze wydanie pochodzi z roku 1964.
Największą zaletą, a zarazem największą wadą prozy Stanisława Lema jest naukowy bełkot. Z jednej strony, interdyscyplinarny poziom wiedzy autora pozwala zanurzyć się w uniwersum podróży międzygwiezdnych bez krzty zwątpienia w autentyczność opowiadanej historii, lecz z drugiej strony, natłok specjalistycznych terminów nierzadko przysłania sens całej fabuły. W...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-02
Raczej solidny sensacyjniak, który ze względu na lekkie pióro autora czyta się nad wyraz sprawnie. Przynajmniej jeżeli chodzi o pierwsze kilkadziesiąt stron. Potem jest coraz gorzej.
Spora objętość powieści nie działa na korzyść opowiadanej historii - po dynamicznym wstępie, akcja nieco siada i czytelnik zmuszony jest przedzierać się przez (proporcjonalne do dużej ilości stron) długie rozdziały skupione głównie na fabularnej ekspozycji. Kiedy akcja wraca do wątku głównego bohatera, to niestety okazuje się, że autor zamierza kluczyć wokół osi akcji, próbując bardzo oszczędnie odkrywać kolejne karty, zamiast przywrócić tempo z początku książki.
Co prawda nie skuszę się raczej na kolejne części, ale jeśli ktoś lubi szpiegowskie klimaty bez kreskówkowego zadęcia w stylu Iana Fleminga to polecam.
Raczej solidny sensacyjniak, który ze względu na lekkie pióro autora czyta się nad wyraz sprawnie. Przynajmniej jeżeli chodzi o pierwsze kilkadziesiąt stron. Potem jest coraz gorzej.
Spora objętość powieści nie działa na korzyść opowiadanej historii - po dynamicznym wstępie, akcja nieco siada i czytelnik zmuszony jest przedzierać się przez (proporcjonalne do dużej ilości...
2024-02-01
Bardziej sprawia wrażenie spisanych w formie luźnych notatek pomysłów na powieść niż koherentnej opowieści z początkiem, rozwinięciem i końcem.
Chaotyczna narracja jest mieczem obusiecznym, bowiem z jednej strony jest to element wyróżniający ten tytuł na tle reszty książek tego typu, a z drugiej ciężko się niekiedy połapać co jest co, jeżeli autorka w jednym akapicie potrafi pomieszać przeszłość, teraźniejszość i domysły bohaterki.
Wizja świata przedstawionego zdecydowanie na plus. Może nie jest zbyt szczegółowa, ale przecież nie o to w tym chodzi. Liczą się bohaterowie oraz ich konflikty, zarówno te wewnętrzne jak i zewnętrzne, a w tej kwestii autorka wybrnęła.
Mimo wszystko, raczej polecam.
Bardziej sprawia wrażenie spisanych w formie luźnych notatek pomysłów na powieść niż koherentnej opowieści z początkiem, rozwinięciem i końcem.
Chaotyczna narracja jest mieczem obusiecznym, bowiem z jednej strony jest to element wyróżniający ten tytuł na tle reszty książek tego typu, a z drugiej ciężko się niekiedy połapać co jest co, jeżeli autorka w jednym akapicie...
2024-01-20
Mam problem z jednoznaczną oceną tej powieści, bowiem na jednej szali znajduje się znakomity warsztat pisarski autora i poczucie odwalonej porządnej roboty przy researchu, a na drugiej typowe bolączki wyróżniające większość kryminałów rodzimego rynku tj. fabuła ciągnąca się jak flaki z olejem (w szczególności w drugim akcie - początek i końcówka trzymają tempo), plastikowi bohaterowie niczym w polskim kinie akcji z późnych lat 90 i żenujące wątki obyczajowe/seksualne. No i ten twist z końcówki zalatujący kliszą niczym z dawnych filmów o Bondzie (jeszcze tym z Seanem Connerym)...
Niemniej jest to debiut autora, w związku z czym sumienie obliguje mnie do wystawienia nieco bardziej wyrozumiałej oceny. Seria o Teodorze Ruckim raczej mnie nie porwie, ale gdyby Pan Grzegorz Dziedzic spróbował jeszcze kiedyś swoich sił w powieściopisarstwie to chętnie sięgnę po jego dzieło.
Mam problem z jednoznaczną oceną tej powieści, bowiem na jednej szali znajduje się znakomity warsztat pisarski autora i poczucie odwalonej porządnej roboty przy researchu, a na drugiej typowe bolączki wyróżniające większość kryminałów rodzimego rynku tj. fabuła ciągnąca się jak flaki z olejem (w szczególności w drugim akcie - początek i końcówka trzymają tempo), plastikowi...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-21
Styl hrabiego Fredry jest uniwersalny.
Po niemal dwustu latach od powstania, "Zemsta" nadal bawi i bawić zapewne będzie przez następne stulecia.
Styl hrabiego Fredry jest uniwersalny.
Po niemal dwustu latach od powstania, "Zemsta" nadal bawi i bawić zapewne będzie przez następne stulecia.
Słuchając audiobooka naszła mnie następująca myśl: jeżeli chodzi o sensacyjne historie, to można powiedzieć, że Mróz to taki lepszy Vega, a Chmielarz to taki lepszy Mróz.
(Mam nadzieję, że fani któregokolwiek z powyższych twórców wybaczą mi to infantylne porównanie, ale po prostu nie mogłem się oprzeć.)
Jest to dopiero moje drugie spotkanie z twórczością p. Wojciecha Chmielarza. Podczas lektury utwierdziłem się jednak w przekonaniu, że ww. jest w większym stopniu solidnym rzemieślnikiem niż natchnionym wieszczem, którego twórczość składa się z przeplatanki ponadczasowych arcydzieł i niezrozumiałej awangardy.
Czy to źle? Moim zdaniem - nie. Każdy orze jak może, a skoro pan Wojciech wypracował sobie umiejętność tworzenia historii nastawionych konkretnie na sprzedaż i oczekiwania rynkowe to czemu miałby z nich nie korzystać skoro z zawodu jest przecież pisarzem.
Głównym bohaterem jest Bezimienny, nasze polskie skrzyżowanie Jasona Bourne'a i Jacka Reachera, który po latach przyjeżdża do Jeleniej Góry spłacić dług swojemu znajomemu, niejakiemu Prostemu. Na miejscu zastaje mieszkanie w ruinie i dwóch zbirów gotowych do obicia mu łba. Nasz Commando nie jest jednak człowiekiem, który daje sobie w kaszę dmuchać - łatwo radzi sobie z atakiem, po czym wplątuje się w dużo wiekszą intrygę, w skład której wchodzą: komiksowi gansterzy, dragi, broń oraz szybkie samochody i niemniej szybkie dziewczyny. No i obowiązkowo w polskich serialach/książkach sensacyjnych - zorganizowana przestępczość romska.
Brzmi sztampowo? Bo takie jest.
Niemniej bawiłem się nieźle i ekranizację pewnie obejrzę, choćby i po to żeby zobaczyć Adamczyka i Damięckiego w akcji, ale również po to, żeby zobaczyć jak (chyba po raz setny) grający drugoplanową rolę Musiał obskakuje wpier*ol. Nie żebym miał coś do p.Maćka Musiała, po prostu śmieszy mnie, że zazwyczaj jest obsadzany właśnie w takich rolach. Przez lata stał się takim naszym polskim Seanem Beanem.
P.S. Miało być 6/10, ale fakt, że p. Wojciech, możnaby rzec improwizował tę powieść rozdział po rozdziale jest naprawdę imponujący.
Słuchając audiobooka naszła mnie następująca myśl: jeżeli chodzi o sensacyjne historie, to można powiedzieć, że Mróz to taki lepszy Vega, a Chmielarz to taki lepszy Mróz.
więcej Pokaż mimo to(Mam nadzieję, że fani któregokolwiek z powyższych twórców wybaczą mi to infantylne porównanie, ale po prostu nie mogłem się oprzeć.)
Jest to dopiero moje drugie spotkanie z twórczością p. Wojciecha...