-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać1
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
2024-04-22
2024-04-20
2024-04-10
2024-04-07
2024-04-05
Cześć!
[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA]
Trochę mi zeszło z tą recenzją, za co bardzo Was przepraszam, ale ostatnie dwa miesiące nie należały do najłatwiejszych jeśli mam być szczera i ciągle nadrabiam zaległości.
Podobnie jak ”Czwarte skrzydło”, „Iron Flame. Żelazny płomień” pochłonęłam w jednej sekundzie. Może nie dosłownie, ale naprawdę przeczytałam tę pozycję bardzo szybko. Wydarzenia, a raczej końcówka pierwszego tomu sprawiły, że nie miałam innego wyjścia. Sprawy się ostro pokomplikowały, ale przecież zawsze może być gorzej co nie? Albo dobra, ja może już więcej nic nie mówię.
Drugi tom w głównej mierze skupia się na rebelii, na samej akademii już trochę mniej. Nie powiem Wam czy to dobrze, czy źle, ale mi było smutno, że autorka trochę odeszła od akademickiej atmosfery. Plusem jest na pewno to, że przyjaźnie się zacieśniają, szczególnie te Violet. Lubię ekipę, którą udało im się zmontować i przyznam szczerze, że przeżywałam z nimi każdą jedną rzecz.
Po tym, jak Violet poznała sekret Xadena, bardzo ciężko jej mu ponownie zaufać. Bo co jeśli cała reszta wydarzeń, które miały między nimi miejsce też była kłamstwem. Prowadzi to do tego, że przez większą część książki się kłócą i w kółko wałkują ten sam temat. Na pewno nie pomaga im to, że nie mogą się już tak często widywać. Bo jak pamiętacie Xaden skończył już szkołę, a pewien nowy wicekomendant ze wszystkich sił utrudnia im to zadanie. (Jestem pewna, że go nie polubicie, już nawet Dain jest lepszy).
Los rzuca Violet i jej przyjaciołom kłody pod nogi i nie ułatwia im życia. Każdy dzień, to nowa walka o przetrwanie i prawdę, którą znają tylko nieliczni. Dziewczynę nachodzą z tego powodu liczne rozterki, bo chciałaby powiedzieć o wszystkim swojej paczce, ale nie może, bo narazi wszystko.
W tej książce tyle się działo, że do tej pory mam problem, żeby ubrać cały ten natłok wydarzeń w słowa. Miałam ochotę płakać, śmiać się i rwać kartki, od tego ostatniego powstrzymywało mnie to, jak ta pozycja jest pięknie wydana. Pokochałam bohaterów na nowo, każdy z nich pokazał nową stronę, taką którą nie sposób nie lubić. Oczywiście byli też tacy, których spisałam na straty, ale może z czasem się wyrobią. A co do zakończenia… cóż, chyba nadal się nie pozbierałam.
5/5⭐
PS. Myślicie, że w ostatnim tomie Violet, Xaden i cała reszta zginie?
Cześć!
[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA]
Trochę mi zeszło z tą recenzją, za co bardzo Was przepraszam, ale ostatnie dwa miesiące nie należały do najłatwiejszych jeśli mam być szczera i ciągle nadrabiam zaległości.
Podobnie jak ”Czwarte skrzydło”, „Iron Flame. Żelazny płomień” pochłonęłam w jednej sekundzie. Może nie dosłownie, ale naprawdę przeczytałam tę pozycję bardzo szybko....
2024-03-24
[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA]
W którym momencie życia stałam się fanką niemieckich autorek? Mam wrażenie, że ostatnio czytam tylko takie książki, a może nagle rynek literatury niemieckiej zyskał rozgłos. Chociaż muszę przyznać, że moje początki, jeśli chodzi o lektury germańskie, sięgają dawien dawna, jeszcze do Trylogii Czasu. Swoją drogą, jeśli nie czytaliście, to gorąco polecam.
O Monie Kasten było już głośno za sprawą jej innych książek, jednak nie miałam okazji po nie sięgnąć. W przypadku „Fallen Princess” zachwyciła mnie przede wszystkim okładka, przyznaję się bez bicia. A jeśli jeszcze zwróci się uwagę na te cudowne brzegi, to człowiek przepada bez reszty. Książka jest pięknie wydana i wydawnictwo w tym temacie odwaliło kawał dobrej roboty.
Sam środek, czy jak kto woli, treść, również jest niczego sobie. Lektura opowiada o, uwaga, uwaga, życiu codziennym w Akademii. Patrząc na to, co ostatnio czytam, nie mogło to być nic innego. Elitarna uczelnia dla osób z magicznymi zdolnościami. Talentami, które czerpią od swoich przodków i które mogą być różne. Ze względu na nie dzieli się studentów akademii na domy. Każdy się różni i każdy jest specyficzny.
Życie Zoey zmienia się o 180 stopni, kiedy przewiduje śmierć kolegi. Pomyślicie co w tym strasznego, no cóż… dziewczyna cały czas była przeświadczona, że posiada dar uzdrawiania. A tu klops. Jeszcze jej mentorem zostaje Dylan, który dosłownie potrafi wyciągnąć duszę z człowieka. Ja bym go niepotrzebnie nie denerwowała, ale to tylko takie moje skromne zdanie. Głównie z tego powodu wszyscy trzymają się od niego z daleka. Jest mroczny, gburowaty i na dodatek niebezpiecznie przystojny.
Zoey musi zmienić akademiki, co wiąże się z tym, że będzie daleko od swoich przyjaciół i chłopaka. Ja bym powiedziała, że wyjdzie jej to na dobre, ale cóż, ona uważa inaczej. W dodatku ta śmierć kolegi jest na tyle dziwna, że nie daje jej ona spokoju, więc razem ze współlokatorką postanawiają odkryć tajemnice. Wyczuwam kłopoty.
Naprawdę dobrze się bawiłam.
4,5/5⭐
PS. Uważajcie na wszystkie podejrzane rośliny. A, no i powodzenia ze znoszeniem jej głupiego chłopaka.
[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA]
W którym momencie życia stałam się fanką niemieckich autorek? Mam wrażenie, że ostatnio czytam tylko takie książki, a może nagle rynek literatury niemieckiej zyskał rozgłos. Chociaż muszę przyznać, że moje początki, jeśli chodzi o lektury germańskie, sięgają dawien dawna, jeszcze do Trylogii Czasu. Swoją drogą, jeśli nie czytaliście, to gorąco...
2024-03-20
Cześć!
[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA]
Nie wiem jak to się wydarzyło, ale ostatnio połowa książek, które czytam, ma motyw szkoły, uniwersytetu lub akademii w tle. Dobra, może z jednej strony tendencyjnie sięgam po takie historie, chociaż może aktualnie więcej jest ich też wydawanych. Z czego bardzo się cieszę, bo przypominają mi się czasy kiedy byłam nastolatką zakochaną w takim klimacie. Wtedy były pisane trochę na jedno kopyto, teraz może też są, ale przynajmniej tematyka jest szersza.
„Black Bird Academy. Zabij Mrok”, to książka, o której na starcie nie wiedziałam nic, oczywiście oprócz tego, że muszę ją przeczytać. Zobaczyłam słowa takie jak: akademia, egzorcystka i demony i byłam jak, tak, to jest to bierzemy. Żeby było śmieszniej, to ja boję się horrorów i ich nie oglądam, ale książki, to osobna kwestia. Najwyżej padnę na zawał w trakcie czytania.
Sam zamysł na tę książkę i fabułę jest genialny. Akademia dla egzorcystów, którzy mają zwalczać różne demony. Czujecie to? Nie mogę być jedyną osobą, która od razu kupiła ten pomysł. Szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że do szacownej akademii, trafia dziewczyna, którą opętał demon. Ogólnie śmieszna sprawa, Leaf chciała tylko trochę zaszaleć i cóż… fabuła zafabułowała za bardzo. No bo kurde, wychodzisz sobie z przystojnym kolesiem do baru, masz już wizję na ten wieczór i wszystko szlak trafia. Musisz żyć od teraz z jakimś irytującym typem w głowie, a jakiś Dimitr 2.0 za tobą lata i cię ściga. W dodatku masz na karku zgraję podstarzałych samców alfa z przerośniętym ego, którzy stawiają ci jakieś ultimatum… Czyli jak zepsuć sobie życie, poradnik Leaf Young.
Jeszcze, o zgrozo, Falco, który zdaje się jej nienawidzić ma być jej partnerem. Reszta życia zapowiada się wręcz cudownie.
Sama książka dosyć długo się rozkręca, dlatego zalecam uzbroić się w cierpliwość. Wiem, że wstęp jest dosyć długi, mnie też trochę zmęczył, ale warto go przeczekać. Reszta oddaje, szczególnie pewien sarkastyczny demon. Historia mogłaby być poprowadzona bardziej dynamicznie, na pewno by to nie zaszkodziło, ale nie ma tragedii. Jestem ciekawa co będzie dalej, skoro tajemnice wyszły już na jaw.
4,25/5
PS. Czy można być team demon? Tak tylko pytam, dla psa koleżanki kolegi kuzyna oczywiście.
Cześć!
[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA]
Nie wiem jak to się wydarzyło, ale ostatnio połowa książek, które czytam, ma motyw szkoły, uniwersytetu lub akademii w tle. Dobra, może z jednej strony tendencyjnie sięgam po takie historie, chociaż może aktualnie więcej jest ich też wydawanych. Z czego bardzo się cieszę, bo przypominają mi się czasy kiedy byłam nastolatką zakochaną w takim...
2024-03-16
[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA]
Potrzebowałam tej książki. Czekałam na tę książkę. Historię lekką i przyjemną, taką przy której nie muszę myśleć, a mój mózg odpoczywa. Opowieści banalnej i stereotypowej, ale dzięki której miło spędzę czas. „Desire or Defense” jest książką na jeden dzień, a wręcz powiedziałabym na jeden wieczór. Ze mną tak było, pochłonęłam ją na raz, nawet nie musiałam używać zakładek, bo nie byłam w stanie jej odłożyć.
Styl autorki jest bardzo przyjemny w odbiorze, czuć tą łatwość w formowaniu zdań i kreowaniu wydarzeń. Nic nie jest pisane na siłę, przez co czytelnik płynie przez lekturę, dobrze się bawi i może się zrelaksować. Cieszę się, że powstaje coraz więcej książek ze sportem w tle, a może nawet nie tyle tle, co w roli głównej. Tym razem skupiamy się na hokeju, czyli dyscyplinie, której kompletnie nie rozumiem, ale o której lubię czytać. Za to, jakby mnie zapytać o taką F1, to buzia chyba nigdy by mi się nie zamknęła, ale to już opowieść na inny raz.
„Desire or Defense” opowiada o losach Mitcha, czyli świetnego hokeisty drużyny D.C. Eagles, jednak mającego mały problem z agresją, a raczej panowaniem nad swoimi emocjami. Jest to o tyle problematyczne, że zbyt często wdaje się w bójki w trakcie meczu i nie tylko. W pewnym momencie tama puszcza, czara się przerywa i mężczyzna zostaje oddelegowany na zesłanie. Ma trenować młodzieżową drużynę hokeja, ponieważ powinno to odbudować jego wizerunek. A przynajmniej wszyscy, nie Mitch, mają taką nadzieję.
Na jego drodze staje jednak jedna bardzo uparta i żywiołowa pielęgniarka. A może to on stanął na jej drodze…, szczególnie patrząc na to, że został zmuszony do trenowania drużyny jej młodszego brata. W trakcie ich pierwszego spotkania wywiązuje się wielka kłótnia. Lecą iskry, ludzie w butach wchodzą na lód, jednym słowem prawdziwy chaos. Oczywiście nie jest to ich ostania interakcja, a muszę Was zapewnić, że im dalej, tym goręcej.
Hokejowy romans z prawdziwego zdarzenia.
4,25/5
[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA]
Potrzebowałam tej książki. Czekałam na tę książkę. Historię lekką i przyjemną, taką przy której nie muszę myśleć, a mój mózg odpoczywa. Opowieści banalnej i stereotypowej, ale dzięki której miło spędzę czas. „Desire or Defense” jest książką na jeden dzień, a wręcz powiedziałabym na jeden wieczór. Ze mną tak było, pochłonęłam ją na raz, nawet nie...
2024-03-15
2024-01-10
2024-02-19
Cześć!
Nie mam nic na swoją obronę w kwestii tej książki, oprócz tego, że zdecydowanie zbyt długo zbierałam się, żeby ją przeczytać. Kilka miesięcy stała sobie na regale, w honorowym miejscu, żeby nie było, i codziennie patrzyła na mnie oceniająco i z pogardą… ale ja naprawdę nie miałam czasu, żeby się za nią wcześniej zabrać. Czekałam na TEN moment, który na szczęście w końcu nadszedł. Jakoś pomiędzy zrobieniem tatuażu ze smokiem na pół ramienia, a premierą drugiego tomu. W każdym razie, lepiej późno niż później. Jedyne o co mam żal, to moja droga przyjaciółko, Ty wiesz, że to do Ciebie, dlaczego nie zmusiłaś mnie wcześniej do przeczytania tego cuda.
Mam wrażenie, że moja opinia i recenzja będą bardzo niemerytoryczne, ale chyba nie mogłabym się przejmować mniej tym faktem. TAM SĄ SMOKI, KOCHAM SMOKI. Już sam ten fakt zasługuje na 5 gwiazdek. Poza tym przeczytałam tę książkę w 1,5 dnia, co uważam za sukces, bo strony są duże, literki małe, a mój wzrok wątpliwy. Na czas wolny też nie mogę narzekać, ale jak zaczęłam, tak musiałam skończyć.
Przepadłam dla tego świata, dosłownie wpadłam jak Alicja do króliczej dziury. Czy jest to najlepiej wykreowany świat i historia, o jakich czytałam? Pewnie nie, ale do tego stopnia trzyma w napięciu, że nie sposób się oderwać. Sam fakt, że opowiada o elitarnej wojskowej uczelni mnie kupił, jeśli mnie znacie, to wiecie, że uwielbiam wszelkie klimaty akademii. A akademia w świecie fantasy, gdzie mamy smoki, magiczne moce, a śmierć czeka na każdym kroku. No cóż… nie musicie mi mówić więcej, wchodzę w ciemno.
Mamy Violet, ogólnie you go girl, pokaż im wszystkim, ale czasami miałam ochotę nią potrząsnąć. Dziewczyna jest jednocześnie inteligentna w opór i głupia, jak mało kto. Ale trzeba jej wybaczyć, nigdy nie miała zostać jeźdźcem smoków i każdego dnia walczyć o przetrwanie. Na jej miejscu, to pewnie zginęłabym już pierwszego dnia, nawet nie przeszłabym przez ten głupi most.
A jeśli szukacie nowego książkowego męża, to właśnie go znaleźliście. Xaden Riorson, dowódca czwartego skrzydła, jeden z najpotężniejszych jeźdźców tamtego świata władający cieniami i na nieszczęście Violet syn zdrajcy.
Brutalna opowieść o potędze przyjaźni, zakazanej miłości, a przede wszystkim o tym, że nie wszystko jest czarne i białe. Ograniczenia fizyczne i ból nie mogą stanąć ci na drodze w walce o przetrwanie, czasami spryt to jedyne co cię uratuje. Tajemnice i kłamstwa w pewnym momencie stają się jedynym ratunkiem.
Taka mała rada, nie przywiązujcie się za bardzo do bohaterów, wyjdzie Wam to na dobre.
5/5
PS. Obiecuję, że pokochacie Tairina i jego gburowatość. A jeśli myśleliście, że „Tampon” w Dworach był zły… taaaaa, to powodzenia z Dainem.
Cześć!
Nie mam nic na swoją obronę w kwestii tej książki, oprócz tego, że zdecydowanie zbyt długo zbierałam się, żeby ją przeczytać. Kilka miesięcy stała sobie na regale, w honorowym miejscu, żeby nie było, i codziennie patrzyła na mnie oceniająco i z pogardą… ale ja naprawdę nie miałam czasu, żeby się za nią wcześniej zabrać. Czekałam na TEN moment, który na szczęście w...
2024-03-01
2024-03-09
[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA]
Macie czasami tak, że boicie się sięgać po jakąś książkę, bo opinie na jej temat są bardzo rozbieżne? Ja tak, z tego powodu jedna książka leży na kupce wstydu od listopada…, ale dzisiaj nie o tym. Pewne obawy miałam także przed sięgnięciem po „Nightbane”, czyli tytułu, na który ogromnie czekałam.
Czemu? Nie wiem, może dlatego, że część opinii, na które trafiłam nie była pochlebna. A może dlatego, że nie chciałam się zawieźć. Szczególnie, że pierwszy tom bardzo przypadł mi do gustu. A wszyscy doskonale wiemy, jak to jest z kontynuacjami, nie zawsze trzymają poziom. W tym wypadku… okej nie było wybitnie, ale nie było też źle. Możliwe też, że odbieram tak tą część, bo byłam gotowa na najgorsze.
Ten tom bezpośrednio kontynuuje wydarzenia z poprzedniego, można powiedzieć, że ponownie spotykamy się w momencie zakończenia pierwszej części. Isla dalej przeżywa rozterki związane z nową rzeczywistością, w której się znalazła. Nie jest jednak w tym osamotniona, Oro naprawdę stara się jej w tym pomóc. Czym nie ukrywam, bardzo mnie irytował, bo obchodził się z nią, jak z jajkiem. Także bez przesady, wiadomo że jest jej ciężko, ale z cukru nie jest, nie rozpuści się. Poza tym mam wrażenie, że Islę też to w pewnym momencie zaczęło denerwować, mimo tego, że pałała, w sumie nadal pała, do niego uczuciem. Ironią jest, że byłam team Oro…, już nie jestem.
Książka jest podzielona na różne ramy czasowe, a konkretnie dwie, teraźniejszość i wspomnienia Isly. Wspomnienia, które odebrał jej Grim, czyli słynny Mroczny. Dowiadujemy się wszystkiego razem z nią. I jeśli mam być szczera, to dużo bardziej podobała mi się ta część, niż ta z teraźniejszością. Wzbudzała we mnie więcej emocji i była po prostu ciekawsza.
Wszystkie królestwa Lightlarku zmagają się z widmem nadchodzącej wojny i ogólnego zniszczenia. Ich głównym wrogiem wydaje się znienawidzone i przerażające królestwo Mrocznych, ale czy aby na pewno? Czy Grim naprawdę jest taki straszny, na jakiego kreują? Wspomnienia Isly wszystko wyjaśnią i wydaje mi się, że sporo osób będzie zaskoczonych.
4/5
PS. Aha, i zmieniam team na team Grim. A, i wszystkie podobieństwa do Dworów postanowiłam zignorować.
[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA]
Macie czasami tak, że boicie się sięgać po jakąś książkę, bo opinie na jej temat są bardzo rozbieżne? Ja tak, z tego powodu jedna książka leży na kupce wstydu od listopada…, ale dzisiaj nie o tym. Pewne obawy miałam także przed sięgnięciem po „Nightbane”, czyli tytułu, na który ogromnie czekałam.
Czemu? Nie wiem, może dlatego, że część opinii, na...
2024-03-03
[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA]
Są takie książki, w przypadku których, nie zawsze mamy pewność, czy nam się spodobają. Niby klimat wydaje się nasz, motyw podobnie, a nasze serce mimo wszystko nie zaczyna szybciej bić. Jednak nie tym razem. Jeśli mowa o „The Paper Dolls”, to od początku do końca wiedziała, że to coś dla mnie. Idealnie wpasowało się w moje gusta, a moja czytelnicza dusza została zaspokojona. Podobnie stało się z moim mózgiem. W pewnych momentach, miałam wręcz wrażenie, że zaraz eksploduje z nadmiaru bodźców i wrażeń. Historia była do tego stopnia zawiła, że sama się w pewnym momencie zgubiłam. Już nie wiedziałam kto jest dobry, a kto zły i komu ufać. Nawet wydawało mi się, że rozpracowałam wielką tajemnicę, ale niespodzianka, wcale mi się nie udało.
Szkoła pośród niczego, prestiżowy internat w środku lasu. Akademia, do której niekoniecznie chciała trafić nasza bohaterka. Charmaine wbrew własnej woli zostaje jej uczennicą, jednak ma nadzieję, że to szybko się zmieni. W głowie tli się plan ucieczki, niestety może to się okazać trudniejsze, niż z pozoru wygląda. Ciężko jej znaleźć sobie miejsce i odnaleźć się w nowej rzeczywistości.
Tajemnica goni tajemnicę, a dziewczyna próbuje je rozwikłać na własną rękę. Niekoniecznie jest to mądre posunięcie, ale może to przemilczymy. Na jej drodze staje jednak pewien chłopak. Chłopak, którego każdy zna, jednak nikt, oprócz jego małej grupki, nie chce się z nim zadawać. Właśnie to przyciąga i fascynuje Charmaine. Jego mrok jest przyciągający, wręcz pociągający. A dziewczyna, po tym, jak odkrywa co skrywa jego wnętrze, tym bardziej chce go uratować.
W momencie, w którym szkołą wstrząsa tragedia, wszystko zaczyna się sypać. Jedno zdarzenie prowadzi do kolejnego, wywołując tym efekt domina. Samo zakończenie wbiło mnie w fotel. Nie przewidziałam takiego toku wydarzeń. A bohaterowie są do tego stopnia psychotyczni, że mój mózg był szczęśliwy analizując ich zachowania.
Według mnie jest to znakomity debiut literacki i z ręką na sercu mogę polecić tę książkę. Mnie pochłonęła całkowicie.
4,5/5
PS. W kolejnym tomie poproszę więcej Chadwicka.
[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA]
Są takie książki, w przypadku których, nie zawsze mamy pewność, czy nam się spodobają. Niby klimat wydaje się nasz, motyw podobnie, a nasze serce mimo wszystko nie zaczyna szybciej bić. Jednak nie tym razem. Jeśli mowa o „The Paper Dolls”, to od początku do końca wiedziała, że to coś dla mnie. Idealnie wpasowało się w moje gusta, a moja czytelnicza...
2024-02-29
Cześć!
[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA]
Są takie historie, z którymi nie chcemy się rozstawać, ale nie mamy wyboru. Szczególnie kiedy kolejny tom nie istnieje. Cała trylogia „Dunbridge Academy” była w pewien sposób komfortowa i zawierała wszystko co lubię. Szkocję, motyw dark academia i ciekawą historię. Jest to bardzo przyjemna młodzieżówka, jednak zwróćcie proszę uwagę, że jest to seria przeznaczona dla osób 16+.
„Dunbridge Academy. Na zawsze twoja” w pewnym sensie chyba było moim ulubionym tomem. Imię głównej bohaterki nie ma z tym nic wspólnego! (Dla niezorientowanych główna bohaterka to Olive). Mimo że uwielbiam Charlesa i naprawdę myślałam, że poprzednia część
to będzie mój faworyt, to jednak Colin ma coś w sobie. Coś mrocznego i wszyscy się ze mą zgodzą, że takich „ktosiów” poszukujemy w książkach.
Jak pamiętacie Olive jest wyśmienitą pływaczką, a ten sport, to całe jej życie. Niestety jedna noc, jedno tragiczne zdarzenie zmienia wszystko. Rujnuje marzenia i doprowadza dziewczynę
do rozpaczy. Nie jest to jednak jedyna rzecz, która jej ciąży, zdrada matki dokłada swoje do traumy, z którą zmaga się nastolatka. Wydaje się, że kiedy wszyscy ruszyli do przodu ona dalej stoi w miejscu. Najpierw musi się uporać z demonami, które siedzą głęboko w jej umyśle, żeby coś zmienić, a to wcale nie jest proste.
Colin trafia do Dunbridge prosto z Nowego Jorku i jak możecie się domyślać wcale nie jest zachwycony tym pomysłem. Wręcz próbuje zrobić wszystko, tylko po to, aby wrócić do domu. Niespodzianka…, może się rozczarować. Jednak chłopak również skrywa pewien sekret, zdarzenie, przez które znalazł się w Szkocji. Nikt nie może się o tym dowiedzieć, bo będzie skończony, a już na pewno nie Olive.
Powyższa dwójka bardzo się zbliża do siebie, ponieważ mają wiele wspólnego. Na ich drodze stoją niestety tajemnice, tajemnice, które mogą pokrzyżować wszystko.
Książka o tym, jak zachowania rodziców wpływają na ich własne dzieci. Czym to się kończy i jakie destrukcyjne zachowania może wywoływać. W pewien sposób potrafiłam się zidentyfikować z obojgiem i poczuć ich emocje. Doskonale rozumiem, jak ciężko uciszyć swój własny umysł.
To była piękna przygoda i cieszę się, że mogłam w niej uczestniczyć.
4,25/5 ⭐️
PS. Zawsze chciałam chodzić do takiej szkoły, tylko może bez tylu dramatów wokół.
Cześć!
[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA]
Są takie historie, z którymi nie chcemy się rozstawać, ale nie mamy wyboru. Szczególnie kiedy kolejny tom nie istnieje. Cała trylogia „Dunbridge Academy” była w pewien sposób komfortowa i zawierała wszystko co lubię. Szkocję, motyw dark academia i ciekawą historię. Jest to bardzo przyjemna młodzieżówka, jednak zwróćcie proszę uwagę, że jest...
2024-02-26
[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA]
Są takie historie, które towarzyszą nam od lat, były, są i będą. Trylogia, lub może już seria „Dreadful” jest cząstką mnie i już zawsze będzie. Upływ lat i to, że już dorosłam wcale nie zmienia mojego odbioru wydarzeń, które dzieją się w książce. Chociaż może nie, zmienia je. Wzmacnia i zdecydowanie bardziej to wszystko przeżywam, głównie z tego względu, że wiem co się później wydarzy. Dorastałam z Lukiem i Affie, mówię poważnie, bo po pierwszy tom sięgnęłam, jak na Wattapadzie było opublikowanych tylko kilka pierwszych rozdziałów. Jako świeżak w liceum znalazłam tą opowieść, żeby jako „poważny” dorosły wracać do niej na papierze.
To, że jestem dumna z Darii, to mało powiedziane. Jestem jej przede wszystkim wdzięczna. Wdzięczna za to, że stworzyła te wszystkie momenty i wspomnienia. Inside joke o melisce, herbatki z szatanem i słynne twitterowe poniedziałki. Wszystkim tym, którzy byli wtedy jeszcze za młodzi na takie rozrywki, bardzo współczuję. Nawet nie wiecie ile straciliście. Te wszystkie potyczki między shiperami Affie i Luffie, groźby, prośby i błagania skierowane w stronę autorki, a przede wszystkim wspólne czytanie i zarywanie nocek. (Nie, żebym chciała wywoływać wojnę, ale Affie to jedyny słuszny team).
Trzeci tom „Zemsta jest najważniejsza” zawsze był wyjątkowy, wszystko wyjaśniał i wywoływał wiele emocji. A teraz zyskał jeszcze bardziej. Osobiście się cieszę, że został podzielony na dwie części, przynajmniej mogę odwlec w czasie ból i agonię. Dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą, to chusteczki i wiadro melisy, tyle mogę Wam zdradzić. Wprowadzenie perspektywy innych bohaterów, a także dodanie nowych rozdziałów było strzałem w dziesiątkę. Mogliśmy ich bardziej zrozumieć, dostrzec i poczuć ich emocję.
W tej części poznacie też pewnego psychopatę albo go pokochacie, albo znienawidzicie, obawiam się, że innego wyjścia nie ma. Rozwiąże się też wiele zagadek, ale postanie na ich miejsce jeszcze więcej niewiadomych. Jedno jest pewne, tam gdzie Effie, tam są kłopoty. Anthony już skacze ze szczęścia. Dosłownie nie może się doczekać kolejnych atrakcji, a ich będzie niemało. Tylko niech nam chłop nie zejdzie na zawał, bo zniszczy tym wiele marzeń.
Całkowicie nieobiektywne i jedyne co mogę wystawić 5/5
PS. Uważajcie komu ufacie, bo możecie tego żałować.
[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA]
Są takie historie, które towarzyszą nam od lat, były, są i będą. Trylogia, lub może już seria „Dreadful” jest cząstką mnie i już zawsze będzie. Upływ lat i to, że już dorosłam wcale nie zmienia mojego odbioru wydarzeń, które dzieją się w książce. Chociaż może nie, zmienia je. Wzmacnia i zdecydowanie bardziej to wszystko przeżywam, głównie z tego...
2024-02-24
[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA]
Pióro Neala Shustermana polubiłam za sprawą jego genialnej serii o Kosiarzach, jeśli jeszcze jej nie czytaliście, to zdecydowanie powinniście to zmienić. Na pewno się nie zawiedziecie. W związku z tym, z ogromną ciekawością sięgnęłam po książkę "Podzieleni. Unwind" i oczywistym jest, że się nie zawiodłam.
Historia ta jest niby zupełnie inna niż Kosiarze, jednak czuć w niej ich powiew. Jak dla mnie, jest to wielki plus. Autor ma swoją manierę i jest ona wyczuwalna w każdej z jego książek. Idealny znak rozpoznawczy i chyba coś, do czego każdy z pisarzy dąży.
Wszystkie wydarzenia opisywane są z perspektywy trzech różnych osób. Różnią się oni nie tylko przekonaniami, ale i wychowaniem, łączy ich jednak jedno, wszyscy zostali przeznaczeni do "rozszczepienia". Straszne prawda? Kiedy twoje życie wydaje się znaczyć tak niewiele, że ktoś inny postanawia zniszczyć twoje istnienie. Przeznaczyć cię do "wyższych" celów. Części twego ciała mają być przekazane innym, bardziej potrzebującym.
Connor, Lev i Risa, dwoje z nich próbuje przetrwać i uciec, a jedno jest "złotym dzieckiem", wychowanym zgodnie z ideą rozszczepienia. Kiedy ich drogi się krzyżują, życie każdego z nich znacząco się zmienia. Niektórzy otwierają oczy, a inni zaczynają wierzyć, że sprawa nie jest jeszcze stracona. Muszą tylko wytrzymać do osiemnastych urodzin, nie wychylać się, ukrywać i nie dać się odnaleźć.
Ale może buntowników jest więcej, niż mogło się wydawać. Trzeba się tylko dobrze rozglądać, żeby nie przeoczyć najważniejszego.
Kolejny popis pióra autora, bawiłam się super.
4,25/5
[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA]
Pióro Neala Shustermana polubiłam za sprawą jego genialnej serii o Kosiarzach, jeśli jeszcze jej nie czytaliście, to zdecydowanie powinniście to zmienić. Na pewno się nie zawiedziecie. W związku z tym, z ogromną ciekawością sięgnęłam po książkę "Podzieleni. Unwind" i oczywistym jest, że się nie zawiodłam.
Historia ta jest niby zupełnie inna niż...
2024-02-17
[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA]
Chińska kultura ostatnio przebojem wdarła się do grona literatury rozrywkowej. Pojawia się coraz więcej książek nią inspirowanych, co uważam za duży plus. Ogólnie kultura wschodnia stała się częstym tematem różnych powieści. Moim zdaniem fenomen „Wojny Makowej”
bardzo się do tego przyczynił. I dobrze. Wszakże ważna i ceniona jest różnorodność.
Dlatego kiedy otrzymałam propozycję współpracy przy książce „Czyste serce”, długo się nie wahałam. Nie ukrywam, pierwszym co mnie przyciągnęło była okładka, a raczej jej połączenie kolorystyczne. Wszystko do siebie pasuje i współgra, a złote elementy tylko dodają charakteru. Kiedy los ci daje drugą szanse na życie, to ją wykorzystujesz i wyciągasz wnioski z dawnych blędów.
Właśnie w ten sposób postąpiła Mingshin, wszystko robiła inaczej. Wyciągnęła lekcję i starała się zmienić bieg zdarzeń i zapobiec katastrofie. Żeby tylko zły książę, który oszukał wszystkich, nie doszedł do władzy.
Historia o tym, żeby uważać komu się ufa, a także za szybko kogoś nie osądzać. Lektura przepełniona dworskimi intrygami, zdradą, a czasami walką na śmierć i życie. Opowieść nasycona magią i walką. Wędrówka w czasie, dzięki której można ocalić nie tylko swoje życie, ale też najbliższych.
Czterech przyrodnich braci, który rywalizują o tron. Kai, Jieh, Ren i Wen. Kto okaże się godny i komu tym razem pomoże Mingshin? I czy mury, które zbudowała wokół własnego serca, w końcu opadną? A może jakiś szalony mag zaplanuje tajemnicze porwanie.
Autorka ma bardzo przyjemne w odbiorze pióro, a książkę czytało się szybko. O tym, że mi się podobała najlepiej świadczy fakt, że zaraz po skończeniu sprawdzałam, czy istnieje już drugi tom w oryginale. NIE ISTNIEJE.
4,25/5⭐️
PS. Czy można usunąć Rena?
[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA]
Chińska kultura ostatnio przebojem wdarła się do grona literatury rozrywkowej. Pojawia się coraz więcej książek nią inspirowanych, co uważam za duży plus. Ogólnie kultura wschodnia stała się częstym tematem różnych powieści. Moim zdaniem fenomen „Wojny Makowej”
bardzo się do tego przyczynił. I dobrze. Wszakże ważna i ceniona jest różnorodność....
2023-11-27
[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA]
To była wspaniała przygoda i cieszę się, że mogłam być jej częścią. Całą sobą gratuluję Darii, że wydała tę serię, bo doskonale pamiętam początki i pierwsze próby. Nie jestem też w stanie spojrzeć na tę historię obiektywnie, gdyż zajmuje ona dużą część mojego serca. Związane z nią są wspomnienia i wiele smutnych i szczęśliwych chwil. A ile ja łez wylałam… cóż, było ich dużo. Zarówno za pierwszym razem, lata temu, jak i teraz.
Mam wrażenie, że czytanie tej historii, mając wiedzę jak się kończy, jest dużo boleśniejsze niż wtedy. Nikogo nie straszę, żeby nie było. I chociaż dalej przeżywam zakończenie, i będę przeżywać już zawsze, to było ono epickie. Dopełniło tę historię i pokazało ją jako całość. Cieszę się też bardzo, że powstał ten czwarty tom, „Niebo pełne gwiazd”, bo dzięki temu mogliśmy bardziej poznać bohaterów. Spojrzeć na niektóre wydarzenia ich oczyma. Dowiedzieć się co wtedy czuli i co nimi kierowało.
Jeden z moich ulubionych bohaterów, czyli Curtis dostał w końcu więcej scen i miał pole do popisu. Nie bierzcie jednak z niego przykładu, tak tylko Wam radzę. Mój ship miał w końcu prawo bytu, dużo stron musiałam na to czekać. Dzięki Daria. Affie dostała swoje pięć minut, więc ogólnie nie powinnam narzekać. Szczególnie na żadne autorki, które piją herbatę z szatanem, a później traumatyzują swoich czytelników. Radzę zrobić sobie kubek meliski przed lekturą, no może dwa… Albo najlepiej całe wiadro. Max aprobuje ten pomysł, w końcu meliska jest dobra na wszystko.
Uwierzcie mi na słowo, nie przewidzicie niektórych wydarzeń. Ba, nawet nie przyjdą Wam takie rozwiązania do głowy. Ale dla Effie nie ma rzeczy niemożliwych, każdą beznadziejną sytuację da się jakoś naprawić. Sztylet w serce i wiśta wio. (Tylko żartowałam). Przyszykujcie się na nieoczywiste rozwiązania i dużą ilość tajemnic, które wreszcie wyjdą na jaw.
Precyzując team Affie zawsze i wszędzie, Tony ma całe moje serce, Max śmiech, a do Luke,a ciągle mam żal. Rozumiem, przez te wszystkie lata także rozumiałam, ale żal pozostał.
5/5
PS. Do tej meliski, to naszykujcie sobie chusteczki.
[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA]
więcej Pokaż mimo toTo była wspaniała przygoda i cieszę się, że mogłam być jej częścią. Całą sobą gratuluję Darii, że wydała tę serię, bo doskonale pamiętam początki i pierwsze próby. Nie jestem też w stanie spojrzeć na tę historię obiektywnie, gdyż zajmuje ona dużą część mojego serca. Związane z nią są wspomnienia i wiele smutnych i szczęśliwych chwil. A ile ja łez...