rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Chyba otwieram tą recenzją bramy piekła, ale dawno nie byłam tak zawiedziona. Przed polską premierą, ta książka była WSZĘDZIE na Twitterze. Ciągle słyszałam o tym, że mamy dostać mroczny świat, silną główną bohaterkę i przede wszystkim dobry romans. I no cóż...​​​​​​​​
Naszą główną bohaterką jest Poppy, która od innych dziewczyn z królestwa różni się tym, ze jest Panną. Nie może wychodzić poza pałac królewski, rozmawiać z innymi ludźmi, a wolny czas powinna spędzać na lekturze ksiąg. Sprawy komplikują się, kiedy jej nowym strażnikiem zostaje tajemniczy i przystojny Hawke, a w pałacu zaczynają ginąć kolejne osoby.​​​​​​​​
Tym, co chyba najbardziej mnie w tej książce boli, to jest koszmarnie zbudowany świat. Wszyscy dookoła ciągle powtarzają, że gdy Poppy dostąpi Ascendencji, to uratuje królestwo. Tylko przez całą książkę nikt właściwie nie wyjaśnia czym jest Ascendencja, czy co to znaczy że Poppy jest Panną. Szybko zaczyna to już przeszkadzać. Do tego fabuła jest absolutnie przewidywalna, a rozwiązanie całej "intrygi" napisane po prostu na kolanie. ​​​​​​​​
Czy Poppy mogłaby uratować tę historię? Mogłaby, ale nie ma w niej nic, co sprawiłoby że ją polubię. Jest wścibska, nie ma szacunku do ludzi dookoła, a po tym co się stało na końcu książki uważam że nie ma za grosz szacunku też do siebie.
A jeśli chodzi o romans? Jak można się spodziewać - bierze się znikąd i właśnie tam prowadzi. Poppy o Hawke'u nie wie praktycznie nic poza tym, że jest cholernie przystojnym strażnikiem i to najwyraźniej jej wystarcza. Nie ma tutaj ani chwili na zbudowanie jakiejś relacji czy zaufania, od razu jest przeskok do płomiennego romansu który powinien sprawić że ugną się pode mną kolana. Niestety tu też mamy rozczarowanie. Sceny quasi-erotyczne, jeśli się pojawiają to są zwyczajnie żenujące i trochę za bardzo przypominają Miałam nadzieję że Armentrout rozwinęła trochę swój warsztat od czasu serii Lux którą czytałam w gimnazjum, jednak widzę że jeśli nawet jest tu postęp, to niewielki. Na pewno nie ma go w kreacji bohaterów.

Chyba otwieram tą recenzją bramy piekła, ale dawno nie byłam tak zawiedziona. Przed polską premierą, ta książka była WSZĘDZIE na Twitterze. Ciągle słyszałam o tym, że mamy dostać mroczny świat, silną główną bohaterkę i przede wszystkim dobry romans. I no cóż...​​​​​​​​
Naszą główną bohaterką jest Poppy, która od innych dziewczyn z królestwa różni się tym, ze jest Panną. Nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kiedy skończyłam pierwszą część, "Gołąb i Wąż" nie mogłam się doczekać kolejnej. Kupiłam ją niedługo po premierze, jednak z wielu powodów przeleżała trochę na półce zanim wreszcie po nią sięgnęłam. I wtedy... gorzko się rozczarowałam.
Po pierwszym tomie pełnym humoru, akcji i bohaterów, których da się polubić wróciłam, aby przekonać się, że niewiele z tego zostało. Cała książka jest strasznie przegadana i te same kwestie są powtarzane wiele razy tak jakby czytelnikowi trzeba było co chwilę przypominać jak zła jest sytuacja. Jednocześnie świat powieści prawie wcale nie zostaje nam przedstawiony, nie wiemy gdzie znajdują się bohaterowie, ci drugoplanowi praktycznie nie zostają nam przedstawieni, opisy są krótkie i po łebkach.
Rozczarowuje też to, co podobało mi się najbardziej w pierwszym tomie, czyli relacja Lou i Reida. Byłam święcie przekonana, że po tym co razem przeszli już się nieco "dotarli", ale tutaj Lou jest dla swojego męża najzwyczajniej toksyczna. Nie ma dla niego za grosz zrozumienia, tylko wyrzuca mu że nienawidzi magii, kiedy on całe życie był uczony że magia jest czymś złym. Czegoś wpojonego od dzieciństwa nie da się tak po prostu wyplenić, o czym Lou powinna wiedzieć, biorąc pod uwagę co ona przeszła.
Sama autorka mówiła, że wyjątkowo ciężko pisało jej się tę część i niestety to widać. Pewnie sięgnę po ostatnią część, ale nie mam co do niej wielkich nadziei.

Kiedy skończyłam pierwszą część, "Gołąb i Wąż" nie mogłam się doczekać kolejnej. Kupiłam ją niedługo po premierze, jednak z wielu powodów przeleżała trochę na półce zanim wreszcie po nią sięgnęłam. I wtedy... gorzko się rozczarowałam.
Po pierwszym tomie pełnym humoru, akcji i bohaterów, których da się polubić wróciłam, aby przekonać się, że niewiele z tego zostało. Cała...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Stowarzyszenie Srok: Jedna to smutek... Amy McCulloch, Zoe Sugg
Ocena 6,9
Stowarzyszenie... Amy McCulloch, Zoe ...

Na półkach: , , ,

Prestiżowa szkoła z internatem w Anglii, tajemnicza śmierć jednej z uczennic i Stowarzyszenie, które ponoć czuwa nad Illumen Hall... Audrey ucieka przed własnymi demonami, a mroczna atmosfera w nowej szkole w żaden sposób tego nie ułatwia. Wszyscy w Illumen Hall zdają się przeżywać tragiczny wypadek Loli, a zwłaszcza Ivy, dla której Lola była kimś w rodzaju mentorki. Dziewczyny bardzo się od siebie różnią, jednak pewne wydarzenia zmuszają je do przeprowadzenia własnego śledztwa co do tego, czy śmierć Loli naprawdę była samobójstwem
Co fajne i kluczowe dla historii - narracja jest prowadzona z perspektywy dwóch osób z dwóch różnych krańców spektrum - Ivy która zna szkołę od podszewki i Audrey, która jest w niej zupełnie nowa. To fajny zabieg, bo dzięki temu dowiadujemy się o szkole coraz więcej, ale bez poczucia że jest to łopatologiczne. Jeśli chodzi o główne bohaterki, to obie autorki zrobiły świetną robotę, bo to naprawdę dobrze i konsekwentnie napisane postacie. I nawet jeśli Audrey na początku była raczej denerwującą postacią, to zarówno ona jak i Audrey rozwijają się wraz z postępem fabuły i widać że naprawdę nad sobą pracują.
Sam język też jest tu bardzo lekki, nie męczy czytelnika, więc całość można bardzo szybko pochłonąć (tak jak ja to zrobiłam). Dodatkowo akcja też toczy się bardzo szybko, więc nie ma czasu się nudzić. Ta historia po prostu wciąga czytelnika, a zakończenie pozostawia go z krzykiem "Tak się nie robi!" na końcu języka.

Prestiżowa szkoła z internatem w Anglii, tajemnicza śmierć jednej z uczennic i Stowarzyszenie, które ponoć czuwa nad Illumen Hall... Audrey ucieka przed własnymi demonami, a mroczna atmosfera w nowej szkole w żaden sposób tego nie ułatwia. Wszyscy w Illumen Hall zdają się przeżywać tragiczny wypadek Loli, a zwłaszcza Ivy, dla której Lola była kimś w rodzaju mentorki....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie spodziewałam się wiele, ale i tak mnie rozczarowała. Główna bohaterka jest typową badass Mary-Sue, która oczywiście zawsze musi mieć rację, a wszyscy chłopcy muszą się do niej ślinić. Fabuła jest bardzo przewidywalna, tak naprawdę większość wydarzeń można przewidzieć po pierwszych 20% książki. Do tego ekspozycja łopatą i słabo zbudowany świat. Pomysł jest fajny, wykonanie - niestety dość słabe

Nie spodziewałam się wiele, ale i tak mnie rozczarowała. Główna bohaterka jest typową badass Mary-Sue, która oczywiście zawsze musi mieć rację, a wszyscy chłopcy muszą się do niej ślinić. Fabuła jest bardzo przewidywalna, tak naprawdę większość wydarzeń można przewidzieć po pierwszych 20% książki. Do tego ekspozycja łopatą i słabo zbudowany świat. Pomysł jest fajny,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ta opowieść zostawia czytelnika z takim gorzkim uśmiechem. W cudowny sposób opowiada o strasznych rzeczach, jednak pokazując ich prawdziwą postać i rozkochuje nas w Barcelonie, zwłaszcza tej ukrytej w cieniu.

Ta opowieść zostawia czytelnika z takim gorzkim uśmiechem. W cudowny sposób opowiada o strasznych rzeczach, jednak pokazując ich prawdziwą postać i rozkochuje nas w Barcelonie, zwłaszcza tej ukrytej w cieniu.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Addie LaRue to zdecydowanie najgłośniejsza premiera tej wiosny, z resztą bardzo długo wyczekiwana. I moim zdaniem słusznie!
Tytułowa Addie w dniu swojego ślubu podejmuje bardzo złą decyzję, która skutkuje tym, że od teraz ludzie zapominają o niej gdy tylko zniknie im z oczu. Kochankowie po wspólnie spędzonej nocy nie mają pojęcia kto śpi obok nich, sklepikarze nie pamiętają nawet że cokolwiek im ukradła, nie można jej uwiecznić w żaden sposób.
Uwielbiam twórczość Schwab, ma bardzo płynny styl pisania, dzieki czemu tę książkę się praktycznie pochłania. Gdybym mogła, przeczytałabym ją w jeden dzień, bo ta historia cudownie wciąga czytelnika. Mamy tu dwie linie czasowe. W jednej obserwujemy podróż Addie przez kolejne lata, a w drugiej mamy już opis jej przygód w czasach współczesnych. Obie występują mniej więcej równolegle, jednak im dalej tym bardziej interesująca była dla mnie ta druga i czasem aż frustrowało mnie to, że linia z przeszłości tak się ciągnie.
Książkę absolutnie polecam każdemu, myślę że wszyscy znajdą w niej coś, dzieki czemu będą się świetnie bawić 💙

Addie LaRue to zdecydowanie najgłośniejsza premiera tej wiosny, z resztą bardzo długo wyczekiwana. I moim zdaniem słusznie!
Tytułowa Addie w dniu swojego ślubu podejmuje bardzo złą decyzję, która skutkuje tym, że od teraz ludzie zapominają o niej gdy tylko zniknie im z oczu. Kochankowie po wspólnie spędzonej nocy nie mają pojęcia kto śpi obok nich, sklepikarze nie pamiętają...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Dobry Omen Neil Gaiman, Terry Pratchett
Ocena 7,1
Dobry Omen Neil Gaiman, Terry ...

Na półkach: , ,

Moich dwóch ukochanych autorów fantastycznych w jednej książce - jak mogłam się jej oprzeć?
"Dobry omen" opowiada o dwóch istotach - demonie Crowley'u i aniele Azirafalu - którzy postanawiają zatrzymać Apokalipsę, bo w Niebie nie ma dobrej muzyki, a w Piekle panuje... no cóż, piekielna nuda.
Czytając tę książkę, często się śmiałam, naprawdę pasuje mi poczucie humoru, z jakim miałam tu do czynienia. Naprawdę polubiłam postacie Antychrysta, młodej czarownicy, czy pogromcy wiedźm. Już nie mówiąc o Azirafale i Crowley'u - ten duet po prostu musiałam pokochać. Zwłaszcza demona. Cóż mogę powiedzieć, przekonał mnie jego gust muzyczny.
Co warto zaznaczyć, bardzo lubię pióro obu autorów. Uważam, że tworzą świetny duet. I myślę, że ta książka będzie bardzo dobrym wyborem dla fanów high fantasy i podejścia z dystansem do kwestii opisanych w Apokalipsie. Jak pisali autorzy, z Jana był dobry człowiek, jednak ze słabością do grzybów.

Moich dwóch ukochanych autorów fantastycznych w jednej książce - jak mogłam się jej oprzeć?
"Dobry omen" opowiada o dwóch istotach - demonie Crowley'u i aniele Azirafalu - którzy postanawiają zatrzymać Apokalipsę, bo w Niebie nie ma dobrej muzyki, a w Piekle panuje... no cóż, piekielna nuda.
Czytając tę książkę, często się śmiałam, naprawdę pasuje mi poczucie humoru, z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Daphne du Maurier opisuje losy młodej dziewczyny, która w Monte Carlo poznaje dużo starszego od siebie mężczyznę. Po niedługiej znajomości Maxim proponuje jej małżeństwo i zabiera młodą panią de Winter w podróż poślubną, na końcu której czeka na nią wprowadzenie się do wspaniałej posiadłości Maxima - Menderley. Jednak chociaż ich dom jest idealny, to bohaterka widzi, że prawdziwą panią de Winter dalej jest tu poprzednia żona Maxima, Rebeka.
Początek książki szybko zaciekawia czytelnika. Mamy do czynienia z narracją pierwszoosobową, jednak mimo to nie wiemy zbyt wiele o głównej bohaterce. Nigdy nie zostaje wspomniane jej imię, nie wiemy też za bardzo jak wygląda. Na temat Rebeki natomiast powoli dowiadujemy się wszystkiego. Przy niej główna bohaterka wydaje sie postacią bezbarwną i nudną, co widocznie miała na celu autorka. Jednak kiedy już narratorka i Maxim przyjeżdżają do Menderley, kiedy mamy nadzieję na odkrywanie tajemnic z nią związanych... zaczyna się nuda. Kolejne rozdziały ukazują nam sytuację w majątku, jak cała służba i wszyscy znajomi pana de Winter ciągle pamiętają Rebekę. Jednak dla mnie, miłośniczki raczej wartkiej akcji, cały środek książki był potwornie rozwleczony. Ciekawie znowu było pod koniec, kiedy przyszło do rozwiązywania tajemnic związanych ze śmiercią Rebeki. Wtedy faktycznie czytałam jednym tchem.
Mimo wszystko bardzo miło wspominam tę książkę, bo już od dawna miałam ochotę ją przeczytać.

Daphne du Maurier opisuje losy młodej dziewczyny, która w Monte Carlo poznaje dużo starszego od siebie mężczyznę. Po niedługiej znajomości Maxim proponuje jej małżeństwo i zabiera młodą panią de Winter w podróż poślubną, na końcu której czeka na nią wprowadzenie się do wspaniałej posiadłości Maxima - Menderley. Jednak chociaż ich dom jest idealny, to bohaterka widzi, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Są książki, przy których się wzruszałam. Są takie, przy których się śmiałam. A „Bezgwiezdne Morze” to książka, która pochłonęła mnie tak bardzo, że czytając ją czułam tak dużo, że żadne z uczuć nie dominowało, jednak kiedy ją odkładałam czułam pustkę i tęskniłam za tamtym pięknym światem.
Mam wrażenie że Morgenstern miała bardzo wysoką poprzeczkę po "Cyrku Nocy" i trochę się bałam czy na pewno utrzyma poziom.
Ale tutaj moge powiedzieć, że jak najbardziej jej się to udało.
Ktoś określił tę książkę jako list miłosny do bibliofilów. I myślę że to wspaniałe oddaje czym jest. To skomplikowana powieść szkatułkowa, w której najważniejsze są opowieści i myślę że to mnie urzekło. Wątki przeplatają się, łączą i rozbiegają, tworząc na pozór trudny ale piękny wzór, w którym czytelnik aż chce się zagubić. Morgenstern ma też styl, który sprawia, że cała historia ma baśniowy, nieco oniryczny wymiar. Kreuje cudowne miejsce o jakim mógłby marzyć każdy zakochany w książkach i opowieściach. Jeśli ktoś jeszcze nie czytał - sięgnijcie po to, bo naprawdę warto.
Do zobaczenia w Przystani pod Bezgwiezdnym Morzem 🌙

Są książki, przy których się wzruszałam. Są takie, przy których się śmiałam. A „Bezgwiezdne Morze” to książka, która pochłonęła mnie tak bardzo, że czytając ją czułam tak dużo, że żadne z uczuć nie dominowało, jednak kiedy ją odkładałam czułam pustkę i tęskniłam za tamtym pięknym światem.
Mam wrażenie że Morgenstern miała bardzo wysoką poprzeczkę po "Cyrku Nocy" i trochę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Flint&Marlow" to moje rozczarowanie tego roku. Niestety, bo naprawdę liczyłam na lekki i przyjemny romans, przy którym się "odmóżdżę". A czemu nie wyszło?

Mamy tu historię małżeństwa kontrowersyjnego muzyka i sławnego aktora. Obaj nie rozmawiają ze sobą od lat, aż w końcu uznają, że pora wziąć rozwód. Dlatego właśnie wyjeżdżają we dwójkę żeby... porozmawiać o warunkach rozwodu? Ostatni raz poudawać małżeństwo? Ciężko stwierdzić.

Tak naprawdę ciężko stwierdzić CZEMU i PO CO cokolwiek się w tej książce dzieje. Jasper, piosenkarz, ma już ułożone życie i partnera, ale tak naprawdę przez większość czasu nawet o tym nie pamięta. On i tak naprawdę każda inna postać homoseksualna tutaj jest przedstawiona tak, jakby cały czas myślał tylko o tematach około-erotycznych. I dosłownie tylko to opisuje ich wszystkich - są gejami. Tyle. To główna cecha ich osobowości, nie zdążyłam zauważyć innych.

Do tego obaj mężczyźni są już dorośli - mają po 40 lat - a zachowują się jak niezbyt ogarnięci dwudziestolatkowie. O ile bluzgi w wypadku Flinta jeszcze zrozumiem, w końcu ma być kontrowersyjną postacią, to nijak nie pasuje mi to do Marlowa, który jest opisywany jako ten elegancki i dojrzały gentelman.

Mimo wszystko czyta się bardzo szybko, autorka ma bardzo lekkie pióro i fajny styl. Nie czytałam jej pozostałych książek, może one zrobiłyby na mnie lepsze wrażenie, póki co jednak nie zamierzam się za nie zabierać.

Może jestem zbyt surowa, bo nie czytam zbyt wiele romansów, jednak te historia mnie rozczarowała, nawet jeśli bardzo chciałam, żeby okazała się fajna.

"Flint&Marlow" to moje rozczarowanie tego roku. Niestety, bo naprawdę liczyłam na lekki i przyjemny romans, przy którym się "odmóżdżę". A czemu nie wyszło?

Mamy tu historię małżeństwa kontrowersyjnego muzyka i sławnego aktora. Obaj nie rozmawiają ze sobą od lat, aż w końcu uznają, że pora wziąć rozwód. Dlatego właśnie wyjeżdżają we dwójkę żeby... porozmawiać o warunkach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie do końca wiedziałam, jak podchodzić do tej książki. Skusiła mnie okładka i obietnice steampunkowego klimatu, który wręcz uwielbiam. Sam pomysł też bardzo mi się podoba - mamy tu magię w oryginalnym wydaniu, gdzie każdy mag musi wybrać materiał, jakim będzie się posługiwał. Więc mamy fajny pomysł, ciekawą kreację świata... ciągle brakuje paru rzeczy.
Jedną z nich są bohaterowie. Bardzo się starałam, jednak ani w Ceony, ani w Emerym nie ma dla mnie nic do polubienia. Nie mogłam znaleźć żadnych cech charakterystycznych, oboje po prostu przepłynęli przez moją głowę i nic nie zostawili. Tak samo z resztą jak cała historia, której największą częścią jest wędrówka Ceony przez wspomnienia maga. I to tyle. Zupełnie nie czułam tutaj postępu fabuły.
Podsumowując ta książka nie zostawiła we mnie nic. Nie wywołała żadnych większych uczuć i myślę, że to jej najsłabszy punkt.

Nie do końca wiedziałam, jak podchodzić do tej książki. Skusiła mnie okładka i obietnice steampunkowego klimatu, który wręcz uwielbiam. Sam pomysł też bardzo mi się podoba - mamy tu magię w oryginalnym wydaniu, gdzie każdy mag musi wybrać materiał, jakim będzie się posługiwał. Więc mamy fajny pomysł, ciekawą kreację świata... ciągle brakuje paru rzeczy.
Jedną z nich są...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

To zdecydowanie jedna z tych książek, w których zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Było o niej bardzo głośno, nie sposób było nie przegapić zapowiedzi o jej wyjściu w Polsce i byłam jedną z tych, którzy nie mogli się tego doczekać. Ale ja jestem łasa na wszystko, co ma w fabule wiedźmy, więc to było do przewidzenia.
Już na pierwszych stronach zostałam wrzucona w sam środek akcji. Pani Mahurin kieruje się zasadą "show not tell" i świat, który stworzyła, poznajemy stopniowo, wraz z postępem fabuły. Przez to czytelnik może się pogubić na samym początku, ale nie warto się zniechęcać, bo naprawdę warto. Choćby dla samych bohaterów. A właściwie bohaterki.
Uwielbiam Lou. Kocham ją całym sercem, jej pewność siebie, poczucie humoru i bezczelność. Uwielbiałam czytać, jak zawstydza świętoszkowatych chasserów, zwłaszcza swojego męża. A jej przyjaźń z Anselem to złoto. A jej małżeństwo z Reidem to najlepiej opisana relacja "Haters to lovers" z jaką się spotkałam. Tu od samego początku lecą iskry i tylko czekałam, aż jedna z nich podpali stos.

To zdecydowanie jedna z tych książek, w których zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Było o niej bardzo głośno, nie sposób było nie przegapić zapowiedzi o jej wyjściu w Polsce i byłam jedną z tych, którzy nie mogli się tego doczekać. Ale ja jestem łasa na wszystko, co ma w fabule wiedźmy, więc to było do przewidzenia.
Już na pierwszych stronach zostałam wrzucona w sam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytając tę książkę zrozumiałam, że Marzyciele to najlepsi z ludzi 💙
"Marzyciel" jest książka piękną. Nie tylko pod względem wydania (chociaż nad tym też się rozpływam), ale też historii w nim opisanej, oraz tego jak zostało to zrobione.
Zauroczył mnie styl, pełen wspaniale barwnych opisów, które sprawiły, że zakochałam się w Szlochu tak samo jak Lazlo. Było tu wiele scen i cytatów, które mnie urzekły i wiem, że specjalnie dla nich będę do tej książki wracać.
Wzruszałam się, rumieniłam, czułam zimne dreszcze przechodzące po plecach, a także zakochiwałam razem z postaciami i zostałam porwana w ten wspaniały świat.
Zakończenie złamało mi serduszko i z niecierpliwością czekam, aż przyjdzie do mnie paczka z drugim tomem.
Niewiele jest książek, o których mogę mówić bez przerwy, ale ta zdecydowanie zasługuje na miejsce wśród nich. Polecam ją absolutnie każdemu, bo mam wrażenie, że każdy znajdzie tu coś dla siebie 💙

Czytając tę książkę zrozumiałam, że Marzyciele to najlepsi z ludzi 💙
"Marzyciel" jest książka piękną. Nie tylko pod względem wydania (chociaż nad tym też się rozpływam), ale też historii w nim opisanej, oraz tego jak zostało to zrobione.
Zauroczył mnie styl, pełen wspaniale barwnych opisów, które sprawiły, że zakochałam się w Szlochu tak samo jak Lazlo. Było tu wiele scen i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zazwyczaj nie mam problemów z opiniami o książkach. Z tą jednak musiałam chwilę poczekać, aż ułożę sobie wszystko w głowie.
Książka opowiada o Turtle - dziewczynie wychowywanej przez ojca, Martina w bardzo specyficzny sposób. Mała bezbłędnie obchodzi się z bronią, potrafi przetrwać w praktycznie każdych warunkach i ma niezwykle trudny charakter.
Wiele osób miało uwagi co do sposobu pisania, jednak mnie się on podobał. Pasował do opowieści, miło czytało się opisy. Wiem, że pada dużo przekleństw, jednak w moim odczuciu pasuje to do Turtle, która była przyzwyczajona do faktu, że Martin używa ich nagminnie i to od niego przejęła. Dziewczynkę łatwo było polubić, nie była denerwującą główną bohaterką.
Jednak to, co wybija się na pierwszy plan to ilość szokujących tematów, poruszanych w powieści. Już od pierwszego rozdziału nie mamy złudzeń, że autor pokazuje nam patologię, w której dziewczynka, bardzo przecież kochająca ojca, nie widzi nic złego. Im dalej w to brniemy, tym więcej jest nam tego serwowane.
Zdecydowanie nie jest to książka dla każdego, a raczej dla osób o mocnych nerwach.

Zazwyczaj nie mam problemów z opiniami o książkach. Z tą jednak musiałam chwilę poczekać, aż ułożę sobie wszystko w głowie.
Książka opowiada o Turtle - dziewczynie wychowywanej przez ojca, Martina w bardzo specyficzny sposób. Mała bezbłędnie obchodzi się z bronią, potrafi przetrwać w praktycznie każdych warunkach i ma niezwykle trudny charakter.
Wiele osób miało uwagi co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jako mały książkoholik, zakochałam się w tym, jak wielką wartość dla głównej bohaterki mają książki i grymuary. Mogłam w stu procentach utożsamić się z nią i z jej miłością do Wielkich Bibliotek. Wiedzę z nich płynącą przedstawia się tutaj jako potęgę, a same księgi jako największy skarb, co mnie urzeka.
A skoro już przy urokach jesteśmy - Nathaniel Thorn. Fenomenalna postać, cudownie napisana, z ironicznym poczuciem humoru. Zakochałam się z marszu. On i Silas to bromance jakiego potrzebowałam ❤️
Poczucie humoru w książce idealnie pasuje do jej stylu - jest nienachalne, żarty nie wydają się wciskane na siłę i pasują do postaci, które je wypowiadają.
Podsumowując - mamy książki na głównym planie, wspaniałych bohaterów, wciągającą fabułę i dopinające wszystko zakończenie. Czego chcieć więcej? 🖤

Jako mały książkoholik, zakochałam się w tym, jak wielką wartość dla głównej bohaterki mają książki i grymuary. Mogłam w stu procentach utożsamić się z nią i z jej miłością do Wielkich Bibliotek. Wiedzę z nich płynącą przedstawia się tutaj jako potęgę, a same księgi jako największy skarb, co mnie urzeka.
A skoro już przy urokach jesteśmy - Nathaniel Thorn. Fenomenalna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książkę przesłała d mnie sama autorka, jednakże nie wpływa to wcale na moją opinię. Słaba książka jest po prostu słabą książką.

Zaczynając od początku, to styl pisania tutaj kojarzy mi się z opkami na wattpadzie. Takimi ze średniej półki. Dużo czasowników, opisów praktycznie brak, chyba że chodziło o ubrania. Wszystko jest bardzo suche i nie wywołuje w czytelniku żadnych emocji. Do tego "ekspozycja łopatą" czyli wszystkie motywy czy background bohaterów podane jak na tacy, wyłożone kiedy tylko zachodzi taka potrzeba. Styl od samego początku mnie męczył i sprawiał, że bardzo ciężko było mi brnąć dalej.

No właśnie, dalej. Nie pomogły też główne bohaterki. Jennifer — młoda policjantka, lesbijka. Skrzywdzona Mary Sue. Oczywiście, że jest idealna, oczywiście, że wszyscy ją albo kochają, albo nienawidzą. Nikki — podobno dorosła kobieta z długim stażem w policji i tragiczną przeszłością. Wiem, że miała być postacią z załamaniem nerwowym, czy inną traumą, ale niestety wyszła po prostu dorosła kobieta strzelająca fochy jak rozwydrzona gimnazjalistka. W jednym momencie drze się na wszystkich, jest sarkastyczna, upija się, albo zachowuje jak wzorowy policjant. Nic pomiędzy.

Jeśli chodzi o fabułę — wątek poszukiwań przez całą książkę gdzieś jest, jednak zostaje przykryty przez wątki poboczne, takie jak wątek pani Marii, czy romansu Nikki. W pewnym momencie robi się tego po prostu za dużo.

Na błędy logiczne czy brak researchu też nie zabrakło miejsca. Nikki przynajmniej kilka razy w powieści wypija BUTELKĘ wódki/whisky i jak gdyby nigdy nic jedzie sobie do pracy. Co tam, przecież wypadki po pijaku się nie zdarzają. Już pomijam fakt tego, że jej kapitan to ignoruje, kiedy większość, jeśli nie wszyscy, po prostu zastosowaliby kary dyscyplinarne i się nie cackali. Tym bardziej w Stanach, gdzie przecież dzieje się akcja.
Sami bohaterowie też są zupełnie nierealistyczni. Relacja Jennifer i jej żony polega głównie na tym, że Jenn jest święta, a Sasha wymyśla jej problemy, żeby tylko pojawiła się jakaś kłótnia, która przecież zostaje zażegnana w ciągu minut. Do tego bohaterki wydają się mieć czyszczony mózg w momencie, w którym wychodzą z posterunku, w domu nie ma mowy o sprawach. Autorka przypomina sobie o tym dopiero pod koniec. Mogłabym wymieniać dalej, ale będę litościwa.

Podsumowując, nawet jeśli nie spodziewałam się cudów i tak się zawiodłam. Wybacz autorko, ale proponowałabym poczytać najpierw nieco więcej, poszerzyć warsztat i dalej pracować.

Książkę przesłała d mnie sama autorka, jednakże nie wpływa to wcale na moją opinię. Słaba książka jest po prostu słabą książką.

Zaczynając od początku, to styl pisania tutaj kojarzy mi się z opkami na wattpadzie. Takimi ze średniej półki. Dużo czasowników, opisów praktycznie brak, chyba że chodziło o ubrania. Wszystko jest bardzo suche i nie wywołuje w czytelniku żadnych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Do stylu pisania Samanthy Shannon trzeba się przyzwyczaić — ma specyficzny styl pisania, który przynajmniej mnie na początku zawsze usypia, nieważne czy jest to „Czas Żniw” czy „Zakon Drzewa Pomarańczy”.
W tej książce mamy przestawiony Londyn w roku 2059. Miasto jest Cytadelą, w której jasnowidze są prześladowani. Główna bohaterka, Paige Mahoney, działa w organizacji przestępczej zrzeszającej jasnowidzów — Syndykacie.
Pierwszym problemem, jaki zauważyłam w tej książce, to praktyczny brak przedstawienia nam świata, w jakim wszystko się rozgrywa. Zostajemy tam wrzuceni i nie mamy ani chwili na poznanie świata.
Mimo to historia wciągnęła mnie. Może dopiero w połowie, ale jednak. Musiałam po prostu przyzwyczaić się do tego języka. Nie ma tu chwili wytchnienia, cały czas coś się dzieje, tak jak najbardziej lubię. Autorka skupia się na tym, co się dzieje, a nie na opisach, co jestem w stanie zrozumieć, patrząc na to, że pisze z perspektywy Paige. Niedługo zabieram się za kolejną część — obym się nie zawiodła.

Do stylu pisania Samanthy Shannon trzeba się przyzwyczaić — ma specyficzny styl pisania, który przynajmniej mnie na początku zawsze usypia, nieważne czy jest to „Czas Żniw” czy „Zakon Drzewa Pomarańczy”.
W tej książce mamy przestawiony Londyn w roku 2059. Miasto jest Cytadelą, w której jasnowidze są prześladowani. Główna bohaterka, Paige Mahoney, działa w organizacji...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Każda księżniczka musi mieć swojego księcia”
Tylko że ta księżniczka chce księcia... zabić.

„Pieśń syreny” to retelling historii Małej Syrenki w nieco bardziej mrocznej odsłonie. Lyra to córka Królowej Mórz, nie bez powodu nazywana Postrachem Książąt. Jednak kiedy łamie ustanowione przez matkę zasady, ta pozbawia ją ogona, aby nauczyć córkę pokory. Księżniczka musi zdobyć serce księcia Eliana bez pomocy syreniej pieśni, dopiero wtedy będzie mogła wrócić do morskiego królestwa. Jednak książę jest zabójcą syren i bynajmniej nie ma zamiaru umierać.

W tej książce zakochałam się w opisach. Były piękne, pełne porównań i bardzo poetyckie, jednak świetnie pasowały do reszty historii. Tam morze nie było po prostu niebieskie, ono skrzyło się milionem różnych barw, od nocnego nieba, do błękitu oczu księżniczki. Wielki ukłon dla autorki, że te opisy nie wydawały się zbyt pompatyczne, tylko wpasowywały się w jej styl.
Postaci były naprawdę dobrze wykreowane, nie wydawały się papierowe i miały w sobie głębię. Przynajmniej jeśli mowa o głównych bohaterach, bo ci drugoplanowi gdzieś się w tym wszystkim gubili. Podobało mi się to, jak widoczna była zmiana w myśleniu Lyry, kiedy stała się człowiekiem i jej serce zaczęło bić.
Mimo wszystko nie podobało mi się to niemal łopatologiczne nakreślanie nam reguł rządzących tym światem. Wolałabym odkrywać je powoli, ale autorka wykłada je nam jak na tacy, gdy tylko jest to potrzebne. Nie mówię, że jest to złe, ale stopniowe poznawanie świata byłoby o wiele ciekawsze, przynajmniej dla mnie.

Mimo że zakończenie było dość stereotypowe, to bardzo przyjemnie mi się czytało i myślę, że jeszcze kiedyś do niej wrócę.

„Każda księżniczka musi mieć swojego księcia”
Tylko że ta księżniczka chce księcia... zabić.

„Pieśń syreny” to retelling historii Małej Syrenki w nieco bardziej mrocznej odsłonie. Lyra to córka Królowej Mórz, nie bez powodu nazywana Postrachem Książąt. Jednak kiedy łamie ustanowione przez matkę zasady, ta pozbawia ją ogona, aby nauczyć córkę pokory. Księżniczka musi zdobyć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Tytułowa Maresi jest jedną z nowicjuszek w Czerwonym Klasztorze. To ona jest narratorką, opowiada czytelnikowi, co zdarzyło się na ich wyspie, kiedy przypłynęła Jai.

Książka jest krótka, ma bardzo prosty język, dzięki czemu bardzo szybko się ją czyta. Od razu widać, że narratorką jest dziewczynka, niemal dziecko. Bardzo podoba mi się opisanie tego świata, tego, jak żyją siostry w Czerwonym Klasztorze. Dzięki temu było widać, że Maresi zna ten klasztor, żyje w nim, a nie jest oderwaną od niego bohaterką. Świetne było przedstawienie tutaj społeczności złożonej z samych kobiet, zupełnego braku mężczyzn. Na początku może się przez to wydawać, że książka będzie takim typowym manifestem feminizmu, ale tak nie jest. Same siostry mówią, że mężczyźni nie są wrogami z założenia i że nie należy ich nienawidzić.

Reasumując, z chęcią przeczytam kolejne tomy i uważam, że to świetna książka, godna polecenia każdej kobiecie i nie tylko.

Tytułowa Maresi jest jedną z nowicjuszek w Czerwonym Klasztorze. To ona jest narratorką, opowiada czytelnikowi, co zdarzyło się na ich wyspie, kiedy przypłynęła Jai.

Książka jest krótka, ma bardzo prosty język, dzięki czemu bardzo szybko się ją czyta. Od razu widać, że narratorką jest dziewczynka, niemal dziecko. Bardzo podoba mi się opisanie tego świata, tego, jak żyją...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„To walc — powiedział. - Walc dla konających”.

Julia Ansdell, skrzypaczka, kupuje w rzymskim antykwariacie książkę z nutami, gdzie znajduje też tajemniczy walc. Piękna, niepokojąca melodia najwyraźniej ma wpływ na córkę Julii, bo z trzylatką dzieją się wtedy niepokojące rzeczy.

Tess Gerritsen jest jedną z moich ulubionych autorek thrillerów. Zawsze ciężko mi oderwać się od jej książek, a wiele razy naprawdę zdejmuje mnie groza. „Igrając z ogniem” może mnie nie przeraziło, ale mimo to jest to bardzo wciągająca książka. Najlepiej potwierdza to fakt, że przeczytanie jej zajęło mi jeden dzień. Ale po skończeniu musiałam się na chwilę zatrzymać, żeby poukładać sobie to wszystko w głowie, jak często mam po dziełach tej autorki. Jeśli miałabym wybrać, co w pracach Gerritsen podoba mi się najbardziej, to jest to sposób, w jaki potrafi ona wejrzeć do głów szaleńców, psychopatów i osób chorych psychicznie. W tej książce nie spuszcza z tonu i uważam, że wyszło jej to naprawdę wspaniale.

Książka jest podzielona na dwie linie czasowe. Bardziej współczesna opisuje historię Julii od momentu kupienia tajemniczego walca, druga natomiast ma miejsce w czasach rządów Mussoliniego i skupia się na Lorenzo Todesco, młodym żydowskim skrzypku z Wenecji. Autorka bardzo dobrze oddaje tutaj realia tamtych czasów, opisując najpierw zmieniającą się pod wpływem wojny Wenecję, a potem obóz San Sabba. Myślę, że podział jest wyważony i żadna z tych perspektyw nie nudzi zbytnio czytelnika. Od pierwszej strony jesteśmy wrzuceni w wartką akcję i nie sposób się z niej wyrwać.

„To walc — powiedział. - Walc dla konających”.

Julia Ansdell, skrzypaczka, kupuje w rzymskim antykwariacie książkę z nutami, gdzie znajduje też tajemniczy walc. Piękna, niepokojąca melodia najwyraźniej ma wpływ na córkę Julii, bo z trzylatką dzieją się wtedy niepokojące rzeczy.

Tess Gerritsen jest jedną z moich ulubionych autorek thrillerów. Zawsze ciężko mi oderwać się...

więcej Pokaż mimo to