Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Książka nie dla wszystkich. Dostrzegam negatywy, które zostały wymienione przez innych czytelników, ale ten pamiętnik jest pod wieloma względami tak bardzo podobny, do moich osobistych doświadczeń, że naprawdę całą sobą czułam to, co przechodziła autorka. Jest ode mnie zaledwie o rok starsza i czytając tę książkę czułam się tak, jakbym przeniosła się w czasie. Rozpamiętywałam co działo się w moim życiu, kiedy Justyna przeżywała swoje końce świata, a to otworzyło drzwi do moich własnych nieprzepracowanych końców. Nostalgia i refleksja, jaka mnie ogarnęła w czasie czytania, sprawiła, że po części stała się moim osobistym pamiętnikiem. Dla mnie jest jedną z ważniejszych książek na mojej półce.

Książka nie dla wszystkich. Dostrzegam negatywy, które zostały wymienione przez innych czytelników, ale ten pamiętnik jest pod wieloma względami tak bardzo podobny, do moich osobistych doświadczeń, że naprawdę całą sobą czułam to, co przechodziła autorka. Jest ode mnie zaledwie o rok starsza i czytając tę książkę czułam się tak, jakbym przeniosła się w czasie....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Więzień z Bastoy” jako druga z kolei powieść Krzysztofa Spadło kompletnie nie związana z jego kultową serią „Skazaniec”, wypada w moich oczach troszkę słabiej niż „Dotyk Wieczności”. Mówi się - nie oceniaj książki po okładce - jednak gdyby to było takie nieistotne, to czy te wszystkie książki obecnie wydawane miałyby tak pięknie zaprojektowane grafiki na swoich obwolutach? Ta powieść jest dla mnie swojego rodzaju koniem trojańskim - na pierwszy rzut oka widzimy co widzimy, ale w środku znajduje się nie to czego oczekiwaliśmy. Nie zdarza mi się czytać opisu z tyłu książek, a przy wyborze lektur często zdaję się na autora, ocenę innych czytelników, a także na gatunek książki. Moje oczekiwania były takie, że Pan Krzysztof porwie mnie w więzienie klimaty po raz kolejny i będę mogła zapoznać się z historią bogatą w zwroty akcji, intensywną i w pewnym sensie mroczną. Okładka troszkę to zapowiadała - znoszone buty sugerowały ciężkie przeżycia głównego bohatera, do tego gatunek kryminalny spod ręki ulubionego autora - jednak zawartość to jednak bardziej powieść obyczajowa z elementami sensacyjnymi. Obserwując Pana Krzysztofa w mediach społecznościowych bardzo szybko zorientowałam się, że wyprawa głównego bohatera na skandynawię była opisana z perspektywy własnych doświadczeń autora. Morał powieści Pan Krzysztof również oparł na własnym doświadczeniu życiowym (tak podejrzewam), gdyż sam zmienił kierunek swojego życia, postawił wszystko na jedną kartę i został pisarzem. Pan Spadło jest autorem, który chce, aby jego słowa przelane na papier wzbudzały do refleksji, inspirowały i bardzo się cieszę, że stara się za każdym razem przekazać jakąś mądrość życiową. „Więzień z Bastoy” jest powieścią bardzo dobrą i nie ukrywam, że jak zwykle bardzo miło spędziłam przy niej czas. Mój jedyny ból to to, że z góry założyłam, iż wiem o czym jest książka i miałam nietrafne oczekiwania względem niej, co wzbudziło lekkie rozczarowanie, dlatego ku przestrodze - „Więzień z Bastoy” to nie nowy Ropuch. Mimo to zachęcam do przeczytania. Ja nie żałuję.

„Więzień z Bastoy” jako druga z kolei powieść Krzysztofa Spadło kompletnie nie związana z jego kultową serią „Skazaniec”, wypada w moich oczach troszkę słabiej niż „Dotyk Wieczności”. Mówi się - nie oceniaj książki po okładce - jednak gdyby to było takie nieistotne, to czy te wszystkie książki obecnie wydawane miałyby tak pięknie zaprojektowane grafiki na swoich obwolutach?...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka sama w sobie jest niesamowicie toporna. Za dużo lania wody. Rozumiem, że autor napisał ją w taki sposób, aby przedstawić iż jego słowa to nie jest tylko czcza gadanina, lecz fakty odkryte za sprawą wieloletnich rozmów prowadzonych z niezliczoną ilością osób, jednak ilość nazwisk jest tak przytłaczająca, że aż się w oczach mieni i bardzo łatwo zgubić wątek. Sama treść i to co zostało tutaj przedstawione zdecydowanie otwiera oczy, tym bardziej, że osobiście nie byłam świadoma aż tak wielkiego zakłamania tejże instytucji, jednak osobiście uważam, że spóźniła się o conajmniej 20 lat. To co mnie głównie interesowało można by zawęzić do 250 stron, a co za tym idzie prawie ⅔ książki było dla mnie totalną męką i chyba nie byłam na to do końca przygotowana. Książka przez ilość researchu jest zdecydowanie wiarygodna, co tylko wzbudza wewnętrzną złość i utwierdza we własnych skorygowanych przekonaniach, co jest miłą odmianą dla ciągłego kwestionowania słuszności swoich opinii. Nie zmienia to jednak faktu, że dla człowieka nie obeznanego z czołowymi postaciami Watykanu jest to książka o wątpliwie odkrywczej treści.

Książka sama w sobie jest niesamowicie toporna. Za dużo lania wody. Rozumiem, że autor napisał ją w taki sposób, aby przedstawić iż jego słowa to nie jest tylko czcza gadanina, lecz fakty odkryte za sprawą wieloletnich rozmów prowadzonych z niezliczoną ilością osób, jednak ilość nazwisk jest tak przytłaczająca, że aż się w oczach mieni i bardzo łatwo zgubić wątek. Sama...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Z twórczością Pana Krzysztofa lubię się już od pierwszych tomów jego genialnej serii „Skazaniec”. Czytałam go na początku w wersji elektronicznej, ale bardzo szybko zapragnęłam mieć wszystkie książki z serii także na półce w wersji papierowej, a co za tym idzie każdą następną książkę kupowałam już tylko w takiej formie, co w późniejszym czasie szybko przeklnęłam. Od lat mam problemy z czytaniem książek w wersji papierowej i na mojej półce wciąż przybywało książek „do przeczytania” zamiast ich ubywać. Oczy i ręce szybko się męczyły i w tempie ekspresowym książka była odkładana i totalnie przeze mnie zapominana. W tym roku stanęłam przed moją półką i przeliczyłam że mam ponad 20 książek, których nawet jeszcze nie otworzyłam, a wciąż dokupuję nowe. Padło postanowienie, że nic nowego nie kupię dopóki nie przeczytam przynajmniej połowy z nich, zakupiłam nową lampkę do czytania i powoli sukcesywnie książki z „do przeczytania” przechodziły do działu „przeczytane”. „Dotyk Wieczości” leżał u mnie od premiery i szczerze mówiąc nie myślałam, że przeczytam go już teraz gdyż „Karmazynowy Kniaź” - wedle chronologii wydania - powinnam przeczytać wcześniej, ale coś mnie popchnęło, żeby sięgnąć właśnie po tę pozycję i przyznam szczerze - nie żałuję. Lektura jest bardzo ciekawa i wciągająca, bardzo lubię to w jaki sposób Pan Krzysztof tworzy fikcję i umiejscawia ją w świecie realnym zachowując przy tym stan faktyczny historycznych wydarzeń. Zawsze przy tym znajdzie gdzieś jakąś zagadkę/niewiadomą, ciekawostkę, której można przypisać wiele interpretacji. Niejednokrotnie podczas czytania jego powieści sprawdzam stan faktyczny poruszanej przez niego tematyki, rozbudza moją ciekawość i poszerza w ten sposób wiedzę na tematy, których niekoniecznie byłabym ciekawa dziś, czy może nawet za 15-20 lat i to bardzo sobie w jego twórczości cenię. Bardzo też lubię język i styl jakim Pan Spadło operuje, jednak czasami nie do końca mi on pasuje - szczególnie w przypadku kiedy wypowiada się młodzież, a czasem nawet dorośli. O ile Pan Krzysztof bardzo pięknie pisze, to jednak z własnego doświadczenia ciężko przychodzi mi zaakceptowanie formy dialogów miedzy bohaterami - wydają się jednowymiarowe, ale jednocześnie też bardzo lubię ten format, gdyż z jednej strony jest to nierozerwalny znak rozpoznawczy Pana Krzysztofa. Z drugiej zaś ma się wrażenie, że nie są to dialogi między bohaterami - kompletnie odmiennymi ludźmi, z zupełnie odmiennych rodzin, z różnymi doświadczeniami życiowymi itd - a coś na kształt wewnętrznego dialogu dwóch postaci w głowie jednej osoby. Książka na tyle mi się podobała, że byłam skłonna dać 9 gwiazdek, ale zbrakło mi jednej rzeczy, która była w „Skazańcu”. Bardzo lubię żywić sympatię do konkretnego bohatera, jednak tutaj tak naprawdę głównej postaci nie ma. Jest historia, ale nie bohater. Mamy historię opisaną z punktu widzenia kilku najważniejszych osób, ale żadna z nich nie wzbudziła mojej niepohamowanej sympatii. Powieść sama w sobie jest moim zdaniem bardzo dobra i stworzona z naprawdę niesamowitą starannością i dokładnością w detale, podobało mi się w które rejony mój umysł powędrował i zaczął kwestionować moje osobiste przekonania, jak otworzyłam się na inne możliwości, które wcześniej raczej wykluczałam i to jest to za co najbardziej cenię tę właśnie książkę. Bałam się rozczarowania i porównywań do „”Skazańca” ale jak widać niepotrzebnie, bo wyszło moim zdaniem bardzo pozytywnie. Gorąco polecam.

Z twórczością Pana Krzysztofa lubię się już od pierwszych tomów jego genialnej serii „Skazaniec”. Czytałam go na początku w wersji elektronicznej, ale bardzo szybko zapragnęłam mieć wszystkie książki z serii także na półce w wersji papierowej, a co za tym idzie każdą następną książkę kupowałam już tylko w takiej formie, co w późniejszym czasie szybko przeklnęłam. Od lat mam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zanim przejdę do konkretów mojej opinii, chciałabym przedstawić kilka istotnych faktów, o których wielu czytelników nie ma zielonego pojęcia, a które mogą być kluczowe dla ogólnego odbioru ostatniego tomu z serii „In the Company of Killers”, który z pewnością odbiega od wcześniejszych siedmiu części. Te osoby które podzielają moja miłość do serii i jej postaci z ogromna niecierpliwością i frustracja czekały na ten właśnie tom na który przyszło nam czekać ponad 4 lata. W trakcie tego czekania odważyłam się napisać do autorki z nadzieja ze zdecyduje sie mi odpisać i może zdradzić kiedy będzie przewidywana kolejna część. Jak się okazało odpisała i po dziś dzień jesteśmy w stałym kontakcie, podzieliła się w tym czasie trudnościami jakie spotyka od wielu lat i brakiem motywacji do dalszego kontynuowania historii Victora, Izabel i reszty zabójców. Powodem był brak dochodu z serii poprzez aktywnie działające strony z pirackimi wersjami jej ebooków, oraz amatorskie tłumaczenia jej powieści na inne języki, co pozbawiało ja dochodu. Jak się okazało po sukcesie „Na krawędzi nigdy” żadna jej kolejna książka/seria nie odniosła podobnego sukcesu i z biegiem czasu coraz trudniej jest jej się przebić do nowych czytelników. Odmienność serii „In the Company of Killers” od „Na krawędzi nigdy” spowodowała, że straciła wielu czytelników którzy oczekiwali podobnego do jej bestsellera klimatu, a dostali bardzo mroczna wersje niesamowitej historii, która po dziś dzień jest dla mnie jedna z najlepszych tego typu serii jakiś kiedykolwiek powstała. Zniechęcona do pisania kontynuacji serii wciąż otrzymywała zapytania o datę premiery kolejnej części co tylko potęgowało jej niechęć do pisania. W międzyczasie wydała 3 lub więcej książek, próbowała pisać pod wieloma pseudonimami aby oddzielić różnorodne gatunki książek jakie napisała, i skutek był w zasadzie mizerny. Biorąc pod uwagę jednak to jak wielu mimo wszystko fanów wciąż czeka na dalsze losy, postanowiła że spróbuje zakończyć serię najlepiej jak potrafi i zdjąć brzemię które jej ciąży od dłuższego czasu by móc skupić się na jakiś nowych projektach. Wiem, że próbowała wielokrotnie, że bywały chwile, że chęć kontynuowania serii powracała, by potem znowu ulecieć prędzej czy później. Kiedy wydała tom 6 w wersji ebookowej na końcu można było zobaczyć jej pomysły na kolejne 4 tomy z krótkim opisem, oraz pojawieniem się nowych postaci (obecnie juz nie można tego zobaczyć). Te osoby którym było dane się z nimi zapoznać będą czuły niedosyt po zakończeniu serii, bo wiedziały, jakie były docelowe plany, jak wiele jeszcze miało się wydarzyć i w która stronę miała podsunąć się fabuła, a zostało to ukrócone. Mając to wszystko w pamięci, kiedy sięgałam po tom 8 i widziałam juz jak wiele jest nieprzychylnych recenzji od osób które chciały innego zakończenia, moje nadzieje i oczekiwania były bardzo małe. Czułam nadchodzące rozczarowanie i żal. Zakończenie z tomu 7 już sugerowało, że nie będzie dobrze. Po raz pierwszy każdy z zabójców został osamotniony, każdy z nich musiał iść swoją ścieżka, ale czy tak naprawdę mogliby podtrzymywać dobrą passę w nieskończoność? Wszystko miało sens dopóki byli razem, jak długo zatem mogli działać w pojedynkę i nie spotkać sie z porażka? Ten tom nie posiada w sobie idealnego planu Victora, nie ma ekscytującej misji, w której zabójcy mogliby wykazać się sprytem i umiejętnościami. Ten tom to być albo nie być, ostateczne spotkanie ze śmiercią. Uważam, że autorka dobrze zamknęła wszystkie istotne watki, choć mogła lepiej gdyby podjęła się napisania wszystkich wcześniej zaplanowanych tomów. Jestem usatysfakcjonowana i to w pełni mi wystarczy. Z czystym sumieniem oceniam na 7 gwiazdek i mam nadzieje ze znajdzie sie więcej osób, które będą w stanie dostrzec to co udało się mi. Szczerze polecam cala serie.

Zanim przejdę do konkretów mojej opinii, chciałabym przedstawić kilka istotnych faktów, o których wielu czytelników nie ma zielonego pojęcia, a które mogą być kluczowe dla ogólnego odbioru ostatniego tomu z serii „In the Company of Killers”, który z pewnością odbiega od wcześniejszych siedmiu części. Te osoby które podzielają moja miłość do serii i jej postaci z ogromna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie jestem w stanie ocenic tej ksiazki. Kompletnie mi zryla banie.

Nie jestem w stanie ocenic tej ksiazki. Kompletnie mi zryla banie.

Pokaż mimo to

Okładka książki Każdy szczyt ma swój Czubaszek. Maria Czubaszek w rozmowie z Arturem Andrusem Artur Andrus, Maria Czubaszek
Ocena 7,1
Każdy szczyt m... Artur Andrus, Maria...

Na półkach: ,

Po przeczytaniu „Dzień dobry jestem z kobry” oczekiwałam czegoś więcej po wywiadzie Artura Andrusa, jednak będąc szczera jest tutaj za mało Marii Czubaszek w Marii Czubaszek. Większość informacji już została przedstawiona we wcześniejszej książce, która przeczytałam, a co za tym idzie - wiało nuda. Miałam wrażenie ze jest to bardziej rodzaj przedstawienia kręgu ludzi jakimi otaczała się główna bohaterka i to na nich się wszystko skupia, a nie na samej Marii. Sięgnęłam po tę książkę, by to ją lepiej poznać i byłam rozczarowana, kiedy zastałam kompletnie co innego i mnóstwo wypełniaczy. Jedynym plusem są tutaj fotografie, których wcześniej nie widziałam, ale uważam, ze to za mało, aby docenić powielane informacje z innych książek. A może to inne książki powielają informacje zawarte tutaj? Tak czy siak o mojej ocenie zaważyła kolejność w jakiej przeczytałam te dwie pozycje i automatycznie zniechęciło mnie do sięgnięcia po inne propozycje biograficzne Pani Czubaszek. Jak dla mnie wystarczy przeczytać jedna - która? To już indywidualny wybór. Dla mnie już wystarczy.

Po przeczytaniu „Dzień dobry jestem z kobry” oczekiwałam czegoś więcej po wywiadzie Artura Andrusa, jednak będąc szczera jest tutaj za mało Marii Czubaszek w Marii Czubaszek. Większość informacji już została przedstawiona we wcześniejszej książce, która przeczytałam, a co za tym idzie - wiało nuda. Miałam wrażenie ze jest to bardziej rodzaj przedstawienia kręgu ludzi jakimi...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Syphon 1A Xela Knight, A.E. Murphy
Ocena 6,8
Syphon 1A Xela Knight, A.E. M...

Na półkach: , , , , ,

Xela Knight to pseudonim, którym posluguje się A. E. Murphy - która na dniach zadebiutuje na polskim rynku czytelniczym. Autorka postanowiła sprawdzić swoich sił w świecie paranormalnym. Miałam to szczęście by przeczytać ARC, i jestem pod ogromnym wrażeniem. Co prawda na początku bylam sceptycznie nastawiona, bo w końcu ksiazek o wapirach, wilkołakach i innych podobnych stworach, jest tak wiele, kazdy jest w stanie podac przynajmniej jeden tytuł. Czym zatem ujęła mnie pani Knight? Tym, że mimo wielu stereotypów, delikatnie się z nich wyłamuje, jej postacie są genialne, a Shay to dokladnie taka postać żeńska jaką u niej uwielbiam - zabawna, zadziorna, pewna siebie... Czyta sie naprawdę z dużą przyjemnością. Uwielbiam Katashi'ego i to co sobą reprezentuje. Jest zagadka, którą koniecznie chcę rozwiązać i az mnie skreca z ekscytacji na mysl o kolejnych tomach. Mam nadzieję, że Kale oberwie za bycie samolubnym dupkiem. Nie moge sie doczekać co przyniesie przyszłość, a jest naprawde interesujaco. Polecam osobom, które lubia duza dawke romansu w świecie paranormalnym - najlepsze polaczenie - bo wszystko jest możliwe.

Xela Knight to pseudonim, którym posluguje się A. E. Murphy - która na dniach zadebiutuje na polskim rynku czytelniczym. Autorka postanowiła sprawdzić swoich sił w świecie paranormalnym. Miałam to szczęście by przeczytać ARC, i jestem pod ogromnym wrażeniem. Co prawda na początku bylam sceptycznie nastawiona, bo w końcu ksiazek o wapirach, wilkołakach i innych podobnych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Przepiękna powieść o dziewczynie, ktora w bardzo mlodym wieku zetknęła się z wieloma tragediami, niesprawiedliwością, ale także miłością. Serce mi pękło wielokrotnie, przeżywając to wszystko co spotkało Judith. Wciąż nie mogę wyrzucić tej historii z mojego umysłu. Zakończenie kompletnie mnie rozbiło. Justine Carver porusza naprawde bardzo trudne tematy, ktore mimo, że były najbardziej uwidocznione wiele lat temu, to wciąż ludzkość się z nimi boryka. Rasizm, gwałt, podział między ludźmi... To wszystko jest wciąż nadal aktualne, choć może bardziej skrupulatnie ukrywane. Powieść daje do myślenia i zmusza do refleksji. Ta ksiazka to dokładnie to czego teraz najbardziej potrzebowałam. Dziękuję autorce za cudowne przeżycia. Kolejna perełka na półce ❤️

Przepiękna powieść o dziewczynie, ktora w bardzo mlodym wieku zetknęła się z wieloma tragediami, niesprawiedliwością, ale także miłością. Serce mi pękło wielokrotnie, przeżywając to wszystko co spotkało Judith. Wciąż nie mogę wyrzucić tej historii z mojego umysłu. Zakończenie kompletnie mnie rozbiło. Justine Carver porusza naprawde bardzo trudne tematy, ktore mimo, że były...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Szalenie, gorąco i z całego serca polecam, ten jakże unikatowy debiut, niesamowicie uzdolnionej Pani Joanny, która porwała mnie w naprawdę interesującą podróż do przeszłości.

Czym jest książka "Uskrzydelni"? To połączenie obyczajowki z bardzo subtelnym wątkiem romantycznym. Miłość w czasach okupacji Polski pomiedzy dwojgiem ludzi, których łączy jedna bardzo ważna cecha - bezgraniczne oddanie i pogoń za pasją. Zarowno Kostia jak i Fifi sa doswiadczonymi przez los osobami, którzy potrafili odnaleźć miłość w swoim życiu, i to dwa razy, co w tamtych czasach wydaje się naprawdę nieprawdopodobne. Sama historia jest wciagajaca, jezyk na bardzo wysokim poziomie a styl pisania Pani Joanny bardzo mi przypadł do gustu. Kiedy przeczytalam ostatni rozdział poczułam lekkie rozczarowanie i niedosyt. Potrzebowałam więcej czasu aby przetrawić to zakończenie i w ostateczności doszłam do wniosku, że jest idealnie. Moje romantyczne serce musi czasami szerzej otworzyć oczy i dostrzec to czego nie widać gołym okiem.

Drodzy czytelnicy - to jest debiut Pani Joanny. Jeżeli już teraz przychodzi jej pisanie powieści tak lekko i na wysokim poziomie, to mogę tylko cierpliwie czekać na kolejne jej książki i z pełną premedytacją zatracić się w kolejnej pieknej historii. Gorąco polecam!

Szalenie, gorąco i z całego serca polecam, ten jakże unikatowy debiut, niesamowicie uzdolnionej Pani Joanny, która porwała mnie w naprawdę interesującą podróż do przeszłości.

Czym jest książka "Uskrzydelni"? To połączenie obyczajowki z bardzo subtelnym wątkiem romantycznym. Miłość w czasach okupacji Polski pomiedzy dwojgiem ludzi, których łączy jedna bardzo ważna cecha -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie do końca wiem jak ocenic tę książkę. Bylam nastawiona raczej pozytywnie, bo opis był obiecujący, a i zawsze mam ogromny sentyment do debiutanckich powieści, gdyż domyślam się jak wiele pracy i odwagi musiało to autora kosztować. Jedynym czego sie obawiałam była sceneria prosto z ekranów ale o dziwo to było tutaj dużym plusem. Dialogi były autentyczne i nie skręcało mnie za kazdym razem kiedy dochodziło do interakcji. Dlaczego wiec tak średnia ocena? Poniewaz styl autorki to kompletnie nie mój gust. Było jak dla mnie za dużo chaosu. Nie bylo wyważenia pomiedzy kryminalem a obyczajowka, kiedy zaczęłam sie wciągać w element porwania, nagle przeskakiwaliśmy na ścieżkę życia osobistego głównych bohaterek i tak w kółko. Autorka na początku zaznaczyła, że to wątek homoseksualny był paliwem dla powstania tej książki i szacun za to, jednak relacja Jen i Sashy była bardzo, bardzo słaba, bez mocnego kręgosłupa. W sumie nie znalazłam tutaj postaci, którą bym jakos wyjatkowo polubiła, wręcz przeciwnie. Rozumiem co Pani Klaudia chciała przedstawić, że życie wcale nie jest kolorowe, że popełniamy błędy i czesto zachowujemy się nieracjonalnie. Brak opisów mi zupełnie nie przeszkadzał, wrecz bardzo ciekawym doświadczeniem była możliwość przejscia do sedna bez zbędnego tracenia czasu jednak w tym wypadku nadmiar chaosu nie miał jak byc wyważony i ilosc poruszonych wątków była dla mnie zbyt przytłaczająca. Mimo wszystko brawa dla autorki za odwage.

Nie do końca wiem jak ocenic tę książkę. Bylam nastawiona raczej pozytywnie, bo opis był obiecujący, a i zawsze mam ogromny sentyment do debiutanckich powieści, gdyż domyślam się jak wiele pracy i odwagi musiało to autora kosztować. Jedynym czego sie obawiałam była sceneria prosto z ekranów ale o dziwo to było tutaj dużym plusem. Dialogi były autentyczne i nie skręcało mnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Cóż, jest to moje pierwsze spotkanie z autorką, i nie ukrywam, że gdyby nie rekomendacja od innej czytelniczki, oraz darmowa opcja "kupna" na Amazonie, to pewnie bym nawet o niej nie wiedziała. Ostatnio nie mam szansy czytać tak intensywnie jak bym chciała i moje wybory książkowe opieraja się głównie na sprawdzonych autorach. Ale przechodząc do samej książki, to jest dokładnie w moim guście. Uwielbiam love-hate. I'm wiecej nienawiści tym lepiej i tutaj może nie ma takiej typowej wrednej niecheci, ale jest duzo lekceważenia i niezrozumienia. Do tego postać żeńska tak bardzo silna jak Billie-Jo to czysta przyjemność z czytania. Autorka opiera serię na trzech siostrach - identycznych trojaczkach - o czym jeszcze nie zdazylo mi się czytać, ale juz po pierwszym tomie jestem bardzo zaintrygowana, bo nie ma bardziej odmiennych siostr niz identyczne dziewczyny Barker. Historia jest bardzo orzeźwiająca i z niepowielanym motywem, co również jest na plus, bo przyznam szczerze nudzą mnie już ciągle te same schematy w praktycznie co drugiej książce. Minusem jest zakończenie. Autorka bardzo wszystko przyspieszyla, nie dała akcji na konkretne rozwiazanie a ci bohaterowie zasługują na troche więcej niz dwa rozdzialy kryzysu. Po kolejne tomy z pewnością sięgnę, bo jestem ogromnie ciekawa pozostalych siostr, ale na to przyjdzie czas po nowym roku. Ze swojej strony polecam pierwszy tom i wierze, ze wielu czytelniczkom również historia Billie-Jo i Logana przypadnie do gustu.

Cóż, jest to moje pierwsze spotkanie z autorką, i nie ukrywam, że gdyby nie rekomendacja od innej czytelniczki, oraz darmowa opcja "kupna" na Amazonie, to pewnie bym nawet o niej nie wiedziała. Ostatnio nie mam szansy czytać tak intensywnie jak bym chciała i moje wybory książkowe opieraja się głównie na sprawdzonych autorach. Ale przechodząc do samej książki, to jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Po przeczytaniu ostatniego tomu z serii "Skazaniec" pierwsze słowo jakie przychodzi mi do głowy to perfekcjonizm. Wielu z czytelników którzy zapoznali się z treścią z pewnością przyzna mi rację, gdyż zarówno autor jak i sama powieść reprezentuje dokładnie to co kryje się za definicją tego hasła. Z niecierpliwością czekałam na zakończenie losów Ropucha i z ręką na sercu mogę powiedzieć, że ta historia nie mogła się lepiej zakończyć. Nie do końca wiem jak napisać tę recenzję powstrzymując się od spoilerów, ale chyba nie jest tajemnicą, ze ten tom został podzielony na dwie części. W pierwszej mamy zakończenie powieści, kilka ostatnich chwil naszego ulubionego bohatera spędzonych na wolności, ktore mimo wszystko, wcale nie sa ubogie w nowe doświadczenia. Druga część to geneza powstania serii książek oraz wglad w życie autora. Wielu mogłoby pomyśleć - a co mnie obchodzi autor? Cóż ... Jak mam być szczera, to bez tego dość obszernego "Posłowia" z pewnością nie doceniłabym tego co autor zrobił i śmię twierdzić, że bez niego ta seria byłaby zdecydowanie niekompletna. Nie będę rozwlekać tej recenzji, bo nie o to chodzi, ale chcę dodać jeszcze tylko kilka zdań. Jestem beznadziejnym przypadkiem i TAK - po pierwszej części "Posłowia" ledwo się powstrzymałam żeby nie rzucić Kindlem na drugi koniec pokoju. Z druga częścią przyszła akceptacja, logiczny umysł, dostrzegłam znaki, ktore wcześniej przeoczyłam, bo jak mówiłam jestem beznadziejnym przypadkiem. A do tego na sam koniec dołożył się szacunek i wdzięczność, że Pan Krzysztof tak wiele poświęcił, zaryzykował i że ta historia w ogóle powstała. Czekam na spin-offy i na własną papierowa wersję, której nie mam tylko dlatego, że czekam na fundusze, ktore pozwolą mi w końcu przeprowadzic remont i kupic obszerna biblioteczkę w której swoje szczegolne miejsce będzie miała najlepsza polska literatura współczesna czyli dziela spod ręki Pana Spadło. Dziękuje za cudownie spedzony czas i czekam na wiecej.

Po przeczytaniu ostatniego tomu z serii "Skazaniec" pierwsze słowo jakie przychodzi mi do głowy to perfekcjonizm. Wielu z czytelników którzy zapoznali się z treścią z pewnością przyzna mi rację, gdyż zarówno autor jak i sama powieść reprezentuje dokładnie to co kryje się za definicją tego hasła. Z niecierpliwością czekałam na zakończenie losów Ropucha i z ręką na sercu mogę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

To już druga książki Mii Sheridan z gatunku kryminalnego. "Savaged" nie zrobiła na mnie wyjątkowego wrażenia, ale za to "Where the Blame Lies" jest moim zdaniem genialna w jej wykonaniu. Nie byłam przekonana do takiej wersji romansu, ale w sumie nie on jest tutaj kluczowy. Sheridan zdaje się odnalazła się w prowadzeniu takiego typu fabuły, że naprawdę ma szansę w świecie literatury z dreszczykiem zaistnieć, a juz tym bardziej w żeńskim gronie, które oprócz dobrego thrillera lubi też do niego dostać element miłosny. Jestem zdecydowanie na tak - tak długo jak balans zostanie zachowany. Mia Sheridan ma swoje lepsze i słabsze książki, ale dla tych lepszych warto tez czasem przebrnąć przez te mniej dobrze oceniane. Szczerze polecam.

To już druga książki Mii Sheridan z gatunku kryminalnego. "Savaged" nie zrobiła na mnie wyjątkowego wrażenia, ale za to "Where the Blame Lies" jest moim zdaniem genialna w jej wykonaniu. Nie byłam przekonana do takiej wersji romansu, ale w sumie nie on jest tutaj kluczowy. Sheridan zdaje się odnalazła się w prowadzeniu takiego typu fabuły, że naprawdę ma szansę w świecie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

"Maybe some sins demand more courage than others."

Laney Wylde oficjalnie jest moim odkryciem 2018 roku - tzw autorów mało znanych, mało komercyjnych, a która swoją twórczością zarówno serii "After Twelve" czy innych książek (także tej tutaj) wybija się moim zdaniem przed szereg. Zaczęłam ją czytać trochę od tyłu, bo pierwszą jej książką była dla mnie powieść "Never Touched", potem właśnie seria, nad którą cały czas pracuje (oficjalnie ma być 12 tomów w serii) a teraz dopiero zabrałam się za jej pierworodną powieść, a to tylko dlatego, że dopiero teraz doczekała się wydania. Wcześniej była dostępna na Wattpad i nawet zabrałam się za jej czytanie, ale jakoś nie mogłam się wkręcić. I wiecie jak to mówią - debiuty nie zawsze są udane i ogromnie się bałam, że się zawiodę, że początki Laney jako autorki okażą się totalną porażką - jak widać po mojej ocenie, obawy okazały się niepotrzebne. Co prawda to wydanie "When Light Shatters" jest już którąś z kolei poprawioną wersją tej pierwotnej i Wylde pisała ją w sumie przez 12 lat(!!!), to cieszę się, że zdołała ją dopracować i wydać. Początek tak samo jak na Wattpadzie nie był jakoś zachwycający. Ot jest dziewczyna zaczyna się opowieść, wiemy o niej ledwie skrawki z jej życia, zachowuje się dziwnie, potem bojawia się przystojny surfer (szczerze to był chyba głownie demotywujący element - nie czuję tego klimatu) i tak przez mniej więcej 1/4 książki było mi wszystko jedno. A potem ktoś jakby przestawił wtyczkę i proszę... Nie mogę się oderwać, czytam do 5 rano. Koniec. I pierwsza myśl - to było naprawdę BARDZO dobre.

Zacznę od tego, że czytałam już kilka książek o podobnej tematyce i każda robiła na mnie podobne duże wrażenie za sprawą złożoności ludzkiej psychiki. O ile w innych powieściach jest to element zakoczenia, tutaj problem poruszony jest dość wcześnie w fabule, że szybko przechodzi się do następnego etapu, przyswaja informacje i zaraz potem zaczyna się dostrzegać coraz więcej elementów, które dopasowują się we właściwe miejsce, ale wciąż wiele tu brakuje. W połowie mniej więcej, chciałam przeskoczyć na sam koniec, bo bałam się niesamowicie z kim głowna bohaterka skończy - po doświadczeniach z innych powieści to może być trudne do przewidzenia i zaakceptowania, ale wytrwałam do końca i cieszę się, że nie uległam swoim słabościom. Ta książka jest o wielu istotnych rzeczach, które czytelnik odkrywa z każdą kolejną stroną i Wylde naprawde mnie zaskakuje swoją dojrzałością literacką. Uwielbiam ją i jestem jej wielką fanką. Czekam na kolejne powieści. Laney jesteś WIELKA.

"Maybe some sins demand more courage than others."

Laney Wylde oficjalnie jest moim odkryciem 2018 roku - tzw autorów mało znanych, mało komercyjnych, a która swoją twórczością zarówno serii "After Twelve" czy innych książek (także tej tutaj) wybija się moim zdaniem przed szereg. Zaczęłam ją czytać trochę od tyłu, bo pierwszą jej książką była dla mnie powieść "Never...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"The First Girl Child" była chyba jak narazie jedyną, najbardziej wyczekiwaną przeze mnie książką tego roku. Powodem jest dowód na to, że Amy Harmon potrafi przepięknie pisać fantasy, w postaci dwóch książek "The Bird and the Sword" oraz "The Queen and the Cure", które pokochałam całą sobą i nie mogłam się doczekać na kolejne propozycje autorki z tej dziedziny.

I tak jak z ogromną promocją "The Smallest Part", tak samo tutaj - oczekiwania przerosły finalny produkt. Niestety. "The First Girl Child" ma niewiele wspólnego z tym co doświadczyłam czytając poprzednie dwie powieści i nie ukrywam jestem rozczarowana.

A to wszystko dlatego, że czekałam na wątek romantyczny, który... nie dość, że nadchodzi bardzo późno... gdzieś w 3/4 książki, to jeszcze jest go bardzo mało. Trudno też ten element było poczuć, kiedy przez ponad połowę książki, główni bohaterowie są dziećmi. Dlatego też przez pierwszą połowę byłam niesamowicie sfrustrowana i zawiedziona, bo wiedziałam już, że nie dostanę tego, czego pragnęłam, ale wtedy też, nastąpił dla mnie zwrot, bo pogodziłam się z tym faktem i zaczęłam wgłębiać się w samą powieść. Ku mojemu zaskoczeniu, kiedy tylko porzuciłam marzenia o pięknym romansie, zaczęłam naprawdę wczuwać się w historię stworzoną przez Harmon i bardzo mi się podobało to co otrzymałam. Autorka stworzyła bardzo ciekawy świat oparty troche na współczesnych wierzeniach, a troche na własnej wyobraźni. Podobał mi się podział w Saylok, podobała mi się moc run, hierarchia władzy... naprawdę bardzo fajnie to wszystko współgrało. Książka nie skupia się tylko na jednej postaci - tytułowej Albie - ale na wielu postaciach, które odgrywają niesamowicie ważną rolę w odbiorze całości. Zakończenie super, i teraz dopiero widzę, co Amy tak naprawdę zrobiła. Nie skupiła się na miłości, lecz na szeregu innych emocji, które są równie potężne jak ta, której oczekiwałam i które doświadczyłam wraz z ostatnimi rozdziałami.

W idealnym świecie dostalibyśmy przepiękną powieść z Dagmarem i Ghost w roli głównej, a dopiero potem, w kolejnej powieści Bayr i Albę... i byłoby przepięknie. No ale jak to mówią - nie można mieć wszystkiego - dlatego też 8 gwiazdek. Czy polecam? Tak, choć wiem, że nie każdemu przypadnie do gustu, ja w ostatecznym rozrachunku jestem bardzo zadowolona z zakupu.

"The First Girl Child" była chyba jak narazie jedyną, najbardziej wyczekiwaną przeze mnie książką tego roku. Powodem jest dowód na to, że Amy Harmon potrafi przepięknie pisać fantasy, w postaci dwóch książek "The Bird and the Sword" oraz "The Queen and the Cure", które pokochałam całą sobą i nie mogłam się doczekać na kolejne propozycje autorki z tej dziedziny.

I tak jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Z "twórczością" pani Webster mam styczność nie od dziś i choć ma na swoim koncie książki, które mi sie podobały to jednak z czasem gust ewoluował i zaczęłam jej książki postrzegać bardziej jak parodię niż powieści warte przeczytania. Bo co można powiedzieć o autorce, ktora każdego miesiąca wydaje nowa książkę? Jej warsztat kuleje, co widać za każdym razem. A szkoda ze nie stawia na jakość, bo "Mój Torin" miał potencjał. Początek przyznaję ujął mnie bardzo i chciałam czytać rozdział za rozdziałem, ale z biegiem fabuły nie mogłam uwierzyć jak absurdalnie to wszystko brzmi. Za szybko, za mało i źle. Tak bym to ujęła. No ale kiedy harmonogram przewiduje 3 tygodnie na powstanie książki to czemu sie dziwić? Casey zbyt łatwo i szybko przeskakiwała emocjonalnie miedzy bohaterami. Watek z matka niepotrzebny. Za dużo wypełniaczy-powtarzaczy co akurat u tej "autorki" jest dość powszechne. Za mało Torina, za mało ewolucji miedzy nim i Casey. Tanie chwyty literackie, które na mnie nie robią juz wrażenia... cóż tu więcej mówić. Ta Pani potwierdziła po raz kolejny, że szkoda na nią czasu.

Z "twórczością" pani Webster mam styczność nie od dziś i choć ma na swoim koncie książki, które mi sie podobały to jednak z czasem gust ewoluował i zaczęłam jej książki postrzegać bardziej jak parodię niż powieści warte przeczytania. Bo co można powiedzieć o autorce, ktora każdego miesiąca wydaje nowa książkę? Jej warsztat kuleje, co widać za każdym razem. A szkoda ze nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Jak ona to robi???

Od premiery minęło już troche czasu a mnie nadal nie specjalnie ciągnęło do przeczytania najnowszej powieści Beth Flynn, bo o ile trylogia "Nine Minutes" jest moim zdaniem jedna z najlepszych trylogii w historii romansu, to jednak już spin-offy spod ręki Beth nie były jakoś wyjątkowo zapadające w pamięć, a już "Tethered Souls" była momentmi męcząca, choć wcale nie była złą książką.

Tymczasem... "Better Than This" jest genialna. Zawiera w sobie wszystko to za co pokochałam "Nine Minutes" tyle, że w dość skoncentrowanej jedno-tomowej dawce. Nawet fakt, że główna bohaterka Barbie ma 52lata!!! Wcale ale to nawet przez chwilę nie zepsuło to mojego odbioru książki - wręcz przeciwnie. Myśląc o dojrzałej kobiecie po 50-tce wielu widzi zapuszczoną, pomarszczoną kobietę z odrostami, a tymczasem takie gwiazdy jak choćby Sandra Bullock, Salma Hayek, Halle Berry czy Helena Bonham Carter już dawno przekroczyły ten wiek i trzymają się naprawde rewelacyjnie i Beth Flynn tą powieścią udowodniłą, że życie dla kobiet w średnim wieku się jeszcze nie kończy, a wręcz może się jeszcze na nowo rozpocząć.

Jak to bywało w przypadku trylogii tak i tutaj nie mogłam się od tej perełki oderwać, więc przeczytałam ją za jednym posiedzeniem z przerwami na drzemki i jedzenie. Całą sobą żyłam historią Barbie, Kenny'ego i Jake'a i choć pod koniec było troche za dużo wiadomości do przetworzenia, to jednak zakończenie nie mogło być piękniejsze. Czekam na kolejne książki Pani Flynn i mam nadzieję, ze jeszcze mnie nie raz zaskoczy.

Jak ona to robi???

Od premiery minęło już troche czasu a mnie nadal nie specjalnie ciągnęło do przeczytania najnowszej powieści Beth Flynn, bo o ile trylogia "Nine Minutes" jest moim zdaniem jedna z najlepszych trylogii w historii romansu, to jednak już spin-offy spod ręki Beth nie były jakoś wyjątkowo zapadające w pamięć, a już "Tethered Souls" była momentmi męcząca, choć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Miałam nie czytać... serio. Obiecałam sobie, że nie ruszam "darków" a już tym bardziej od Tillie Cole, bo kobitę czasem serio ponosi wyobraźnia, ale kurcze te opinie innych czytelników były zbyt kuszące. Uznałam, że spróbuję, co mi szkodzi? Nowelka nie jest zbyt długa, najwyżej sobie odpuszę...
jak ja się cieszę, że ją przeczytałam.

Od razu mi się przypomniały czasy kiedy czytałam A Hades Hangmen i bylam zachwycona pierwszymi tomami tej serii. Z czasem co prawda pomysł się przejadł, ale nadal wspominam te książki bardzo dobrze. Tutaj może być inaczej... mogą wszystkie tomy okazać się sukcesem, bo każdy Fallen jest inny. Nie ma kopiuj-wklej, jeśli Tillie Cole nie przesadzi, to może być bardzo dobra seria. I tak jak zazwyczaj pomniejsze nowelki uważam za zbedne, tak ta tutaj jest kluczowa, dlatego polecam przeczytać ją w pierwszej kolejności. Nie sądziłam, że Cole jeszcze tak mnie zaskoczy. Czas na Raphael!

Miałam nie czytać... serio. Obiecałam sobie, że nie ruszam "darków" a już tym bardziej od Tillie Cole, bo kobitę czasem serio ponosi wyobraźnia, ale kurcze te opinie innych czytelników były zbyt kuszące. Uznałam, że spróbuję, co mi szkodzi? Nowelka nie jest zbyt długa, najwyżej sobie odpuszę...
jak ja się cieszę, że ją przeczytałam.

Od razu mi się przypomniały czasy kiedy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie sądziłam, że kiedykolwiek napiszę coś takiego o książce jednej z moich ulubionych autorek, ale kurcze... zmęczyła mnie ta powieść. Nie potrafię do końca powiedzieć co było nie tak, bo w sumie historia była ciekawa i połączenie elementu kryminalnego z romansem to jak na Sheridan coś zupełnie nowego, ale właśnie nie do końca mi to tutaj wypaliło. Jak mnie zaciekawiło coś z elementu kryminalnego to nagle przeskakiwaliśmy na wątek miłosny, to znowu przeszłość z teraźniejszością się zakręcała i tak nie było szansy wczuć się do końca ani w romans ani w thriller. Strasznie m się wszystko dłużyło, choć serio pomysł był całkiem fajny i czuć tutaj totalną Mię, taką jaką ją dobrze znamy. Emocjonalnie końcówka była super, wszystko pięknie się wpasowało na miejsce, tylko własnie taki slow burn w wykonaniu Sheridan, gdzie te uczucia są takie delikatne, powoli kwitnące troche zabija to co zdążyła zbudować. Ogólnie historia na plus... wahałam się czy nie dać 6 gwiazdek, ale porównując "Savaged" z "More Than Words", której dałam właśnie szóstkę, to wypada zdecydowanie lepiej, ale nie jest to szczyt możliwości Sheridan. Miałam też troszke większe oczekwania po tej powieści bo opis wskazywałby na klimaty z Archer's Voice, no ale się pomyliłam. Mimo to czekam na kolejne książki Mii, bo wiem, że ma jeszcze mnóstwo asów w rękawie.

Nie sądziłam, że kiedykolwiek napiszę coś takiego o książce jednej z moich ulubionych autorek, ale kurcze... zmęczyła mnie ta powieść. Nie potrafię do końca powiedzieć co było nie tak, bo w sumie historia była ciekawa i połączenie elementu kryminalnego z romansem to jak na Sheridan coś zupełnie nowego, ale właśnie nie do końca mi to tutaj wypaliło. Jak mnie zaciekawiło coś...

więcej Pokaż mimo to